środa, 17 października 2012

„Zranione uczucia religijne”, czyli argument zawsze słuszny.

Każdy kierowca „aktywny” (nie, nie chodzi o ludzi, którzy trzymają prawo jazdy na półce), który czytuje serwisy internetowe i wie co się dokoła dzieje, zna pewne terminy ukute przez polską policje. Terminy te służą głównie temu, żeby w prosty sposób wyjaśniać przyczyny wypadków, które w prosty sposób wyjaśnić się nie dadzą. „Niedostosowanie prędkości do warunków panujących na drodze” – w tej kategorii zawiera się wszystko, śnieg, lód, mokra nawierzchnia, nieodśnieżone ulice, kałuże o półmetrowej głębokości, przewrócone drzewa, sedesy stojące na drodze, zasieki, transzeje i bariery przeciwczołgowe. Jeśli znajduje się na drodze, to jest „warunkiem panującym na drodze”. Jest to argument kończący każdą dyskusję. Można się co prawda sądzić, ale bez dobrego prawnika skończy się to na wyższej niźli mandat opłacie.

Drugi argument zawsze słuszny – to „niezachowanie szczególnej ostrożności” - znajomy jechał sobie drogą z pierwszeństwem. Przydzwonił w niego gość wymuszając na nim pierwszeństwo. Policja orzekła współwinę znajomego, bowiem nie zachował szczególnej ostrożności (potem miał z tego powodu bardzo dużo problemów finansowych). Jeśli jedziesz ulicą i nagle z pomiędzy aut wyskoczy ci przed maskę dzieciak – „wtargnięcie na jezdnię” ma jakieś 10% na „zaistnienie” – 90% to „niezachowanie ostrożności”. Tak jak w przypadku „prędkości” – z tego rodzaju argumentem wygrać można jedynie w sądzie.

Czemu miał służyć ten przydługi wstęp? Ano polscy konserwatyści i prawicowcy (nie wszyscy, niektórzy) mają własny odpowiednik „ostatecznego argumentu” – „naruszone uczucia religijne”.

Uczucia religijne to jedyne uczucia, które mogą zostać naruszone zaocznie. Nie wymagają obecności „naruszającego przy naruszanym”, czym różnią się od np. pomówienia. Bo jeśli pomawiany nie był obecny przy pomówieniu, to potrzebny jest jakiś świadek tegoż pomówienia. W przypadku uczuć religijnych wystarczy ich naruszenie. Rzecz jasna chodzi o katolickie uczucia religijne bo chyba jeszcze nie było w naszym kraju nad Wisłą procesu o obrazę uczuć religijnych „innowiercy”, który by to proces zakończyłby się wygraną „naruszonego” – aczkolwiek jeśli ktoś ma takie informacje, to niech się nimi podzieli.

Ponadto jest w naszym kraju człowiek, którego imię milion (bo za miliony cierpi katusze). Chodzi rzecz jasna o specjalistę ds. zwalczania sekt, byłego polityka Unii Pracy, PSL i Samoobrony, Ryszarda Nowaka, który jest przewodniczącym Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami. Jest również człowiekiem do współpracy z którym nie przyznają się chyba żadne poważne instytucje zajmujące się sektami. Czym zajmuje się Ryszard Nowak? Zawodowym obrażaniem się. Może obrażanie to niezbyt trafne sformułowanie, ale „zawodowe odczuwanie naruszenia uczuć religijnych” brzmi nieco gorzej. Ryszard Nowak zajmuje się zawodowym wytaczaniem procesów w tej materii.

Procesował się z Dodą (Dorota Rabczewska) za jej wypowiedź na temat autorów Biblii – wypowiedź, której nie będę cytował tak na wszelki wypadek. Co prawda Wikipedia nie dostarcza zbyt wielu informacji na temat procesów Ryszarda Nowaka, ale proponuje research źródeł internetowych – R.N. To człowiek instytucja (do zwalczania satanizmu – np. tego propagowanego przez Owsiaka). Darski ponoć zaocznie naruszył uczucia religijne Nowaka, drąc Biblię na koncercie, na którym Nowaka nie było. Za to Ryszard Nowak pozwał Darskiego do sądu (pięć miesięcy po koncercie). Sprawę sąd umorzył, bowiem prócz Nowaka nie zgłosił się nikt więcej spośród „poszkodowanych”. Nowak był łaskaw nazwać Darskiego przestępcą – za co Darski wytoczył mu proces. W pierwszej instancji wygrał, ale Nowak się odwołał i sąd drugiej instancji uchylił wyrok argumentując tym, że sąd pierwszej instancji nie zwrócił uwagi na to, że Darski podarł Biblię i że być może w ten sposób naruszył uczucia religijne Nowaka. Otwartą pozostaje kwestia tego, że skoro sąd umorzył postępowanie w sprawie naruszenia uczuć religijnych Nowaka – to w jaki sposób miało to uzasadniać epitety, którymi obrzucił Darskiego? Jak widać „obraza uczuć religijnych” to hasło klucz :]



Ale nie tylko on czuje się naruszony. Politycy Prawa i Sprawiedliwości również. W styczniu 2010 roku 4 posłów tejże partii pożaliło się prokuraturze na Darskiego – rzecz jasna powód „naruszenie uczuć religijnych” W tym przypadku doszło do naruszenia z opóźnieniem, bowiem Darski Biblię podarł w roku 2007. Sąd rzecz jasna sprawę umorzył. Skomentował ją za to w okolicach stycznia 2010 prawnik Darskiego, który powiedział, że to w sumie kpina „obrażanie się po czasie”, ale sąd musi te sprawy rozpatrzyć,bo mamy takie, a nie inne prawo.

To tylko kilka kilka przykładów na to jak działa polskie prawo jeśli chodzi o naruszanie uczuć religijnych. W czasach preinternetowych takie oskarżenia robiły furorę – niestety nie istnieje spis polskich rozpraw o naruszenie uczuć religijnych, a szkoda bo pewnie byłoby co poczytać.


Na sam koniec gimnastyka umysłowa. Ciekawym jest, co zrobiłby sąd, gdyby ktoś złożył do prokuratury stosowne papiery, a w nich stałoby, że jego uczucia religijne zostały naruszone – bowiem w kościele odbyło się spotkanie z politykami, a świątynia to nie miejsce na politykę? Albo wniosek złożyłby ktoś, kto poczułby się dotknięty kazaniem jakiegoś księdza. Że co? Że nie musi chodzić do kościoła? No, ale przecież Nowaka ani posłów PiS też nie było na koncercie Behemota. Byłby to ciekawy casus. A gdyby taki wniosek złożyło kilkanaście osób? Nadal chodziłoby o „słuszne” uczucia religijne, więc sprawa nie byłaby łatwa do przykrycia. Aczkolwiek pewnie wtedy prawa strona polityki i publicystyki rozpisałaby się w temacie „prawdziwych” i „udawanych” uczuć religijnych.

Czemu nazwałem „naruszenie uczuć religijnych” argumentem zawsze słusznym? Bo nie da się go podważyć. Jeśli ktoś deklaruje ich naruszenie – dyskusji nie ma – jest sprawa w sądzie. Co najbardziej absurdalne, powód nie ponosi żadnej odpowiedzialności za zawracanie sądowi czterech liter swoimi uczuciami. Jedynym przegranym może być pozwany. Powód będzie miał swoje kilka minut w mediach i niczym nie ryzykuje.

Swoją drogą ci którzy tak bardzo ubolewali nad twórcą strony Antykomor i którzy domagają się wolności słowa, bardzo szybko wycofaliby się z projektu gwarantującego całkowitą wolność słowa – taką jaka jest w Stanach Zjednoczonych. Czemu? Bo obraza uczuć religijnych nie byłaby już takim łakomym kąskiem. Skoro można mówić wszystko i o wszystkim, religia też zawierała by się w tym „wszystkim” ;)


Mam nadzieje, że powyższa notka nie narusza niczyich uczuć religijnych...


4 komentarze:

  1. Nie wiem do końca co to za twór, ale powinno go nie być. Już dawno doszłam do takiego wniosku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawa strona nie pozwoli - bo to taki argument "klucz", na który zawsze się można powołać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze mnie zadziwiało, że przedstawiciele innych wyznań nie trollowali sądów oskarżena=iami o Obrazę Uczuć Religijnych - np jak jakis biskup mówił coś o poganach czy bożkach- gdzie byli niewątpliwie obrażeni rodzimowiercy? Zastanawiam się, czy dałoby się zarejestrować związek wyznaniowy ateistów? Wiem że pastafarianie chcieli się zarejestrować żeby móc skarżyc ludzi obrażających makaron...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ale Panie Kochany! Przecież jakakolwiek krytyka katolicyzmu - w wykonaniu "niekatolików" to zamach na integralność wiary, obraza uczuć religijnych, koklusz i gradobicie :)

      Ergo - gdyby ktoś podał do sądu katolika za to, że ten mu uczucia religijne naruszył - ów fakt (pozew) byłby automatycznie dowodem na naruszenie uczuć katolika! :)

      Usuń