czwartek, 10 grudnia 2015

„Antykomunistyczna” ściema PiS

Tytuł notki może być nieco mylący, albowiem odnosi się ona nie tylko do PiS, ale do wszystkich „antykomunistycznych” (cudzysłów użyty rozmyślnie) środowisk (organizacji/etc), które wyrastają w naszym kraju jak grzyby po deszczu (warto zwrócić uwagę na pewną zależność: im więcej czasu minęło od upadku PRLu, tym więcej ludzi chce „walczyć z komuną”). Tym niemniej, to PiS od bardzo dawna najgłośniej gardłował o potrzebie „dekomunizacji” Polski (urzędów, telewizji publicznej etc., etc.). I to właśnie ta partia nie pozwala kretyńskiemu hasłu „dekomunizacji” zniknąć z debaty publicznej mimo że od początku zmian ustrojowych w Polsce minęło już prawie 26 lat. Cała ta „antykomunistyczna” retoryka jest non stop podlewana bełkotem o „układzie” i o spiskujących służbach specjalnych. Czemu uważam to za bełkot? Dlatego, że gdyby te służby były faktycznie tak wszechpotężne, jak to przedstawia PiS, to byłoby o nich bardzo cicho. Bo „nieznani sprawcy” zajęliby się każdym, kto poruszałby ich temat w mediach. No, ale to jedynie taka dygresja. Wróćmy do naszych „antykomunistów”.

Jednym z najbardziej rozpoznawalnych „antkomunistów” w PiSie jest poseł Stanisław Pięta. Jest on tak bardzo antykomunistyczny, że swego czasu wyraził swoją aprobatę dla zabijania niemowląt, które miały pecha urodzić się np. w rodzinach funkcjonariuszy MO, względnie w rodzinach chłopów, którzy otrzymali po wojnie ziemię w ramach reformy rolnej. Kronikarski obowiązek każe przypomnieć, że poseł Pięta starał się potem jakoś swoje słowa wytłumaczyć. Robił to jednak tak idiotycznie, że poświęciłem tym „tłumaczeniom” osobną notkę. Innym przejawem twórczości posła Pięty jest taki oto wpis z Facebooka (nadesłany przez Natalię):

W tym przypadku nie podaje linku źródłowego - bo pan poseł opublikował swój komentarz na czyimś prywatnym koncie


Nieco mniej klinicznym przypadkiem jest Tomasz Terlikowski, który razu pewnego pochwalił się nie lada osiągnięciem na Twitterze:


Innym okazem „antykomunisty” jest pierwszy rolnik RP – Rafał Ziemkiewicz, który (przy okazji moralnego wzburzenia prawicy związanego z wykładami Baumana) z właściwą swej kondycji intelektualnej przenikliwością klarował, że teraz nastąpi u nas oczyszczenie instytucji publicznych z komunizmu bo... minęło dokładnie tyle samo lat, co w RFN od końca wojny do momentu, w którym Niemcy zaczęli się domagać tego, żeby powywalać z urzędów(etc) byłych członków NSDAP.

Hasła w rodzaju „dla komuny Norymberga”, które od czasu do czasu (np. przy okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego) zalewają internet, tak bardzo wszystkim spowszedniały, że mało kto na nie zwraca uwagę. Tak samo spowszedniało to, że każdy kto podpadnie PiS, jest z miejsca lustrowany (a jeśli nie on, to jego rodzina, znajomi etc.), albowiem partia ta ukochała sobie termin „genetycznego patriotyzmu”, w myśl którego dziecko członka PZPR jest złe z założenia.

PiS wzywa na pomoc IPN
W teorii więc wygląda to wszystko tak, że PiS (i jego otoczenie w postaci choćby usłużnych dziennikarzy) poświęca się bez reszty „walce z komuną”. W teorii są to wszystko ludzie „niezłomni”, którzy nie spoczną, dopóki nie doprowadzą do końca dzieła dekomunizacji Polski.

Czemu „w teorii”? Bo w praktyce cała ta „antykomunistyczna” retoryka to ten rodzaj „prawdy”, którą swego czasu Józef Tischner umieścił na 3 miejscu „góralskiej teorii poznania”. Chodzi mi, rzecz jasna, o „gówno prawdę”. A wszyscy „niezłomni” to albo pożyteczni idioci, albo cwaniaczki, które świadomie powielają PiSowską narrację „antykomunistyczną”. Różnica pomiędzy pożytecznym idiotą i cwaniaczkiem polega na tym, że ten pierwszy przeważnie faktycznie wierzy w te bzdury o „komuchach rządzących Polską”, a ten drugi wie, że to bzdury i ma to w dupie (dodatkowo zawsze ma pod ręką arsenał „argumentów” przygotowanych przez PiSowskich spindoktorów). No ale, jak to mawiał Bogusław Wołoszański, „nie uprzedzajmy faktów”. W niniejszej notce skupię się na dwóch nazwiskach, które doskonale obrazują, w jaki sposób działa „dekomunizacja” i stawianie na „genetycznych patriotów”w wydaniu PiS.

Andrzej Kryże

Wpierw cytat z Wiki:

Od listopada 2005 do maja 2006 był z ramienia Prawa i Sprawiedliwości sekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości w okresie, kiedy urząd Ministra Sprawiedliwości sprawował Zbigniew Ziobro. Od maja 2006 do listopada 2007 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Był członkiem Komisji powołanej przez Ministra Sprawiedliwości do opracowania projektu nowego Kodeksu karnego w latach 2000-2001. W latach 2001-2005 brał udział jako ekspert w pracach sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach (NKK). W roku 2007 Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przedstawił kandydaturę Andrzeja Kryżego, który jako podsekretarz stanu zachowywał tytuł sędziego Sądu Okręgowego, do powołania na stanowisko sędziego Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Krajowa Rada Sądownictwa odrzuciła ten wniosek. Później Zbigniew Ziobro mianował Andrzeja Kryżego prokuratorem Prokuratury Krajowej.

Widać wyraźnie, że Andrzej Kryże cieszył się sporym zaufaniem w PiSie. Jest to o tyle interesujące, że ta partia czyściła wszystkie możliwe stołki po SLD, a mimo to (vide: podkreślony fragment) Kryże się ostał. Gdyby jedyną przewiną tego pana był fakt, że SLD go wciągnął do jakiejś komisji, nie pastwiłbym się nad nim, bo i nie byłoby po co. Tutaj nieco dłuższy cytat (ze strony bankier.pl):

IPN prowadzi postępowanie sprawdzające doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zbrodni komunistycznej przez Andrzeja Kryżego, obecnego wiceministra sprawiedliwości.

W 1980 roku Kryże skazał na karę więzienia obecnego wicemarszałka sejmu Bronisława Komorowskiego z PO, posła Platformy Obywatelskiej Andrzeja Czumę, Wojciecha Ziembińskiego i Jana Józefa Janowskiego za zorganizowanie w Warszawie 11 listopada 1979 roku obchodów Święta Niepodległości.

Andrzej Kryże podkreśla w rozmowie z IAR, że nie czuje się winny, ale jest gotów odpowiedzieć przed Instytutem Pamięci Narodowej. Wiceminister sprawiedliwości podkreśla, że wyrok w sprawie demonstracji z 11 listopada 1979 roku przed Grobem Nieznanego Żołnierza bardzo nie podobał się ówczesnym władzom. Jak mówi - złagodził prawie o połowę karę - na przykład dla Wojciecha Ziembińskiego. Wyeliminował też - jak podkreśla - zarzut o pogardliwe odnoszenie się wobec narodu polskiego, co najbardziej bolało opozycjonistów i na czym najbardziej zależało władzom, aby takie sformułowanie zostawić.

(…)

Andrzej Kryże całą sprawę traktuje jako atak polityczny na Prawo i Sprawiedliwość i ministra Ziobrę.

Jak podkreślił dziś Janusz Kurtyka, zbrodnią komunistyczną jest czyn będący przestępstwem w momencie jego popełnienia. Prokurator weryfikuje teraz, czy taka sytuacja naprawdę zaistniała. Według prezesa IPN, postępowanie potrwa miesiąc albo dwa.   (artykuł pojawił się 2007-08-03)

Co ciekawe, IPN wszczął śledztwo w sprawie 16 listopada 2007 r. Czyli dopiero po tym, jak PiS przegrał wybory. Czym się zakończyło śledztwo? Niczym. I to dosłownie niczym, ponieważ informacji na temat śledztwa nie można znaleźć na stronie IPN. A więc nie zakończyło się wydaniem postanowienia o umorzeniu, nie zakończyło się kierowaniem aktu oskarżenia, ani też nie zostało zawieszone, jeśli zaś jest w biegu – to próżno szukać o tym informacji na stronie IPN. Jeśli ktoś chce się przekonać, to zachęcam do pogrzebania na stronie IPN  w śledztwach prowadzonych przez „oddziałową komisję w Warszawie”. Jest to o tyle kuriozalne, że to nie jest sprawa z jakichś zamierzchłych czasów i nie powinno być problemów z jej udokumentowaniem. Skoro Sąd Najwyższy unieważnił wyroki Andrzeja Kryże, to chyba musiał dysponować jakąś dokumentacją? A skoro dysponował, to znaczy, że akta sprawy nie zostały „ukradzione przez nieznanych sprawców”. Poza tym, nawet gdyby ktoś ukradł akta, to IPN miałby psi obowiązek poinformowania, że nie dysponuje wystarczającymi dowodami. A tak mamy do czynienia z sytuacją, w której sprawa toczy się już 8 lat i „końca nie widać”. Już po napisaniu niniejszego tekstu wygrzebałem w „internetach” linki do wpisów na Salonie24 – w których ktoś odniósł się do sprawy Kryże (link1 i link2) – najwidoczniej zamiast grzebać, jak kto głupi na stronie IPN – powinienem po użyć przeglądarki. Z wpisów tych wynika, że sprawa jest w toku, zaś IPN absurdalnie długi czas trwania sprawy tłumaczy tym, że była ona „skomplikowana” i potrzeba było „wielopłaszczyznowego postępowania dowodowego” etc. Przypominam, że chodzi o sprawę, w której skazano opozycjonistów między innymi za złożenie kwiatów na grobie Nieznanego Żołnierza.

Niezależnie od tego, co wykaże śledztwo (o ile w ogóle ktoś jeszcze w IPN o nim pamięta), sprawa jest dość ewidentna. Andrzej Kryże,choć sam nie czuł się winny, skazał opozycjonistów za to, że zorganizowali obchody Dnia Niepodległości. A to dla każdego polskiego „antykomunisty” powinno być wystarczającym powodem, żeby zapytać polityków PiS, dlaczego taka osoba była podsekretarzem stanu w ich rządzie? I znowu ciekawostka – w latach 2005-2007 niektórym Kryże przeszkadzał, ale potem jakoś tak zniknął z „antykomunistycznego” dyskursu.

Jeszcze ciekawiej robi się kiedy popatrzymy na osobę Andrzeja Kryże pod kątem „genetycznego patriotyzmu” (jakże bliskiego sercu każdego PiSowca i każdego „niezłomnego antykomunisty”, który wszędzie widzi resortowe dzieci). Otóż ojcem Andrzeja Kryże był Roman Kryże (za Wiki): 

Wyroki prześladujące opozycję, mordy sądowe:

Brał udział w orzekaniu wyroków skazujących, w tym również na karę śmierci, w sprawach przeciwko działaczom podziemia niepodległościowego, m.in. rotmistrza Witolda Pileckiego* i majora Tadeusza Pleśniaka. W 1964 był przewodniczącym składu sędziowskiego, który wydał wyroki skazujące w sprawie tzw. afery mięsnej. Wiele z wyroków wydanych przez niego zostało uznanych po 1989 za mordy sądowe.

Bezwzględność w wydawaniu wyroków śmierci w okresie stalinowskim przyczyniła się także do ukucia powiedzenia: „Sędzia Kryże – będą krzyże”, a także określenia „ukryżować”. Określenia tego używał m.in. znany adwokat i obrońca w procesach politycznych Władysław Siła-Nowicki.

*(Roman Kryże był członkiem Najwyższego Sądu Wojskowego, który utrzymał wyrok śmierci wydany na rtm. Pileckiego.)

Owszem, nie jest winą Andrzeja Kryże, że jego ojciec był komunistycznym zbrodniarzem, którego wyroki zostały po 89 roku uznane za „mordy sądowe”. Każdy, kto ma odrobinę oleju w głowie, wie, że idiotyzmem jest sądzenie dzieci za grzechy rodziców. Tyle że, po pierwsze, Andrzej Kryże sam miał swój własny „komunistyczny życiorys”, a po drugie, partia, która dała mu bardzo wysokie stołki (wiceministra sprawiedliwości) potrafi wypomnieć komuś to, że jego rodzic był w PZPR. Bo „genetyczny patriotyzm”. Jak więc ten „genetyczny patriotyzm” wyglądał u syna zbrodniarza, który skazał na śmierć rotmistrza Pileckiego?

Wielokrotnie zdarzało mi się dyskutować z fanami PiSu i jego polityki „antykomunistycznej” na temat sędziego Kryże. Kilku „pożytecznych idiotów” autentycznie zatkało po tym, jak przybliżyłem im sylwetkę Andrzeja Kryże i jego ojca. Nie twierdzę, że „nawróciłem” kilka osób, ale ich żarliwa wiara w to, że „PiS = dekomunizacja” nieco na chwilę przygasła. Zupełnie inaczej rzecz się miała (i ma) z cwaniaczkami. Cwaniaczki generalnie pomijają nazwisko Andrzeja Kryże. Czy Tomasz Terlikowski kiedyś wspomniał o tej osobie? Robert Tekieli tłumaczył mi, że stołek od PiS dla Andrzeja Kryże to „złożona sprawa i że nie nie da się na ten temat rozmawiać na Twitterze”. Niestety nie dane mi było dowiedzieć się, o co mu tak konkretnie chodzi, bo tematu nie ciągnął, a mnie nieco później zbanował. Jakiś inny cwaniaczek tłumaczył, że „wszystkiemu winien brak dekomunizacji, bo przez to nie było wiadomo, kto komuch”. Raz miałem do czynienia z betonem, który nie był w stanie przyjąć do wiadomości, że Kryże był podsekretarzem stanu. Tłumaczył, że był „kandydatem na podsekretarza, ale nie dostał stołka”. Kiedy podrzuciłem mu link do dokumentu umieszczonego na stronie gov.pl i podpisanego „Andrzej Kryże – podsekretarz stanu”, cwaniaczek się zaciął i powtarzał, że to nie jest prawda, a ja manipuluję faktami, bo jestem z PO. Przed samymi wyborami parlamentarnymi cwaniaczki przemawiały jednym głosem: „No, może i wcześniej się im komuchów zdarzało zatrudniać, ale teraz z tym koniec!” Za moment zacznę się nad tym „końcem” pastwić.

W temacie sędziego Kryże prawdziwą bombę odpalił ostatnio Stanisław „antykomunista” Pięta, który stwierdził, że: (screen z Twittera).

"Ich postawa" albowiem "antykomunista" pisał też o Piotrowiczu
Jak widać, skazywanie opozycjonistów jest, w jego opinii, mniejszą przewiną, niż noszenie koszulek z Marksem (za które to, jak pamiętamy z wcześniejszego wpisu , należałoby rozstrzeliwać ludzi). Ten moment szczerości się Stanisławowi Pięcie wymsknął przy okazji obrony innej osoby, która jest kolejnym dowodem na to, jak bardzo „antykomunistyczny” jest PiS:

Stanisław Piotrowicz 

W tym konkretnym przypadku rozpisywać się jakoś specjalnie nie trzeba, bo o Piotrowiczu (który był prokuratorem w czasach PRL, autorem aktu oskarżenia przeciwko działaczowi opozycji w trakcie stanu wojennego, członkiem PZPR odznaczonym Brązowym Krzyżem Zasługi w 1983 r.) jest dość głośno. A PiSowskie media, wspierane przez polityków tej formacji, dwoją się i troją, żeby wybielić pana Stanisława. Prócz PZPRowskiej przeszłości polityk zabłysnął przy okazji sprawy księdza-pedofila z Tylawy (tego samego, którego bronił abp Michalik), w którego przypadku nie dopatrzył się znamion przestępstwa. Choć śledztwo umorzył jego podwładny, Piotrowicz bronił decyzji o umorzeniu sprawy. No, ale to tylko dygresja, bo my tu przecież o antykomunizmie (a nie o ludziach, którzy zmienili czerwonego pana na „czarnego”). Media tak długo grillowały pana Stanisława, aż wreszcie puściły mu uszczelki i powiedział był:

„Żeby wspierać działania opozycjonistów, trzeba było wiele ryzykować. Jako funkcjonariusz, jako prokurator w tamtym czasie, ryzykowałem znacznie więcej. Gdyby została ujawniona moja prawdziwa działalność, sprzyjanie tym, którzy mieli niesłusznie problemy z prawem, groziłaby mi za to znacznie surowsza kara” (…)

Ciężko inaczej skomentować słowa Piotrowicza


Nie, nie wstydzę się. Mało tego (przynależności do PZPR). Żyłem w poczuciu satysfakcji, że wiele ludzi coś mi zawdzięcza. Nie skrzywdziłem żadnego człowieka. Wielu z tych ludzi później przychodziło do mnie po pomoc, po poradę”

W sprawie Piotrowicza wypowiedział się Tomasz Terlikowski:

Wcześniej "precz z komuną" a teraz "ktoś być musiał w PZPR"


Warto do tego dodać jeszcze, że Stanisław Piotrowicz o swej heroicznej walce wspomniał dopiero teraz (wcześniej jedynie tłumaczył, że Brązowy Krzyż Zasługi, to w sumie nic nie warte odznaczenie, więc nie wiadomo czemu w ogóle ludzie się go o to czepiają). Czy Stanisław Piotrowicz przeszkadza „antykomunistom”? A gdzie tam. Ci są tak bardzo zajęci glanowaniem Henryki Krzywonos, że nie mają czasu, żeby pochylić się nad Piotrowiczem. Cwaniaczki zaś (kiedy się im podeśle nazwiska PZPRowców w PiSie) zgodnie twierdzą, że „no, może i w PiSie są PZPRowcy, ale W PO JEST ICH WIĘCEJ!”. To napisawszy, jeden z nich uraczył mnie memem, na którym był również Bartosz Arłukowicz (który w momencie upadku PRLu miał 17 lat z hakiem) i o 3 lata od niego młodszy Grzegorz Napieralski. Ok, to byli politycy SLD. Ale żaden z nich nie należał do PZPR, więc zrównywanie ich np. z takimi jegomościami, jak Kryże i Piotrowicz, to lekkie nadużycie. Kiedy zapytałem cwaniaczka o to, co tam robią Napieralski i Arłukowicz, odpowiedział: „nie wiem, autor mema ich tam umieścił”. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że towarzyszy z PZPR w PiSie jest znacznie więcej (bo nie mówimy tu przecież li tylko o szczeblu centralnym, ale również o samorządowym tzw „strukturach partii”). Ja jedynie napisałem o najgłośniejszych przypadkach, żeby nie musieć czytelnikowi tłumaczyć, kto to jest ten Jasiński albo Kostrzewski.

Nad argumentem „w PiSie PZPRowcy są, ale w PO jest ich więcej” warto się na moment pochylić. Głównie dlatego, że w kontekście retoryki „antykomunistycznej” jest on po prostu debilny. Prawda jest bowiem taka, że z punktu widzenia „niezłomnego antykomunisty” nie powinno mieć znaczenia, że gdzieś jest „mniej komuchów”, niż w innym miejscu. Bo (zgodnie z ich retoryką) „walczą z komuną” gdziekolwiek ją znajdą. Jak to więc jest, że PZPRowcy w PO im przeszkadzają, ale ci w PiSie już nie bardzo? Jak to jest, że taki „niezłomny” może się z jednej strony drzeć „dla komuny Norymberga”, a z drugiej twierdzić, że PiS ze swoją gromadką PZPRowców będzie „dekomunizował”? Sytuacja, w której to PiS ma zorganizować tę „Norymbergę”, wygląda to mniej więcej tak samo, jak gdyby w Trybunale Norymberskim część miejsc wśród orzekających zarezerwowano dla członków NSDAP (no bo i tak byłoby ich tam mniej, niż nazistów w Niemczech, więc nie ma problemu). I nie, to nie jest „reductio ad Hitlerum”. To nie ja wymyśliłem hasło o „Norymberdze dla komuny”.

Muszę tu poczynić jedną uwagę natury ogólnej. To nie jest tak, że moim zdaniem każdy, kto był w PZPR, ten szuja i skurwysyn. Nie jestem jakimś gimbo-antykomunistą (przypominam, że „gimbo” nie oznacza młodego wieku, tylko „stan umysłu”) i wiem, że różni ludzie należeli do tej „partii”. Tym niemniej, jeśli jakaś partia (i jej przybudówki) z jednej strony męczy buły o „potrzebie dekomunizacji”, a z drugiej otacza się „komuchami”, to trzeba głośno powiedzieć: „Halo, czy przypadkiem nie powinniście się zapoznać ze znaczeniem słowa „hipokryzja”?” PiSowców (w tym „antykomunistę” Stanisława Piętę) jeszcze jakoś można zrozumieć. Są w partii, w której mają gówno do gadania, więc będą mówić to, co im każą i wtedy, kiedy im każą. Jak Pięcie każą warczeć „na komunę”, będzie warczał na komunę. Jak mu każą bronić Kryże, będzie bronił Kryże. To jest polityka. A u nas do polityki zawsze garnęli się ludzie niezbyt lotni i dobierani na zasadzie BMW. O ile więc można zrozumieć PiSowską hipokryzję (podyktowaną względami koniunkturalnymi: „bo prezes wypieprzy z partii”), o ile można zrozumieć działanie „cwaniaczków” (czyli wszelkiej maści „niepokornych”, którzy mają cały ten antykomunizm w dupie, ale wiedzą, że można zarobić na bajaniach, jak to w Polsce układ rządzi), to zrozumieć pożytecznych idiotów nie potrafię.

Nie rozumiem zacietrzewienia gimbo-antykomunistów, którzy pieprzą jakieś pierdolety o „potrzebie dekomunizacji”, ale PZPR-owski aktyw w PiSie im na dłuższą metę nie przeszkadza. Tzn. na moment można nimi „wstrząsnąć”, ale potem to i tak to oleją. Bo skoro prezydent Duda założył na siebie polo z napisem „red is bad”, to znaczy, że PiS jest lepszy od PO. A w ogóle, to „jebać PO i precz z komuną, bo żołnierze wyklęci”. I nie, nie można tego tłumaczyć „brakiem wiedzy”. Większość z tych ludzie wie, że w PiSie też jest sporo towarzyszy z PZPR. Tylko po prostu mają to w dupie i to „mienie w dupie” w żaden sposób nie kłóci się (w ich opinii) z „antykomunistycznymi” poglądami.


Źródła:

Artykuł o Andrzeju Kryże na portalu bankier.pl 

Oświadczenie IPN o wszczęciu postępowania

Śledztwa IPN

Strona Wiki o Romanie Kryże 

Strona Wiki o Andrzeju Kryże 

Chwila szczerości Piotrowicza

Salon 24 Link 1

Salon 24 Link 2

Notki o Stanisławie Pięcie:

O mordowaniu niemowląt 

O Bzdurnych tłumaczeniach