wtorek, 31 stycznia 2023

Krótka przypowieść o polityce i algorytmach

Od jakiegoś czasu na Twitterze (acz od razu zastrzegam, że działo się to już w czasach pre-Muskowych) mam zatrzęsienie wszelkiej maści rządowych opiniomatów (mediaworkerzy, politycy, rządowi influencerzy/etc.). Najpierw sobie pomyślałem, że coś się im tam zbugowało w tym ćwitrze, ale potem zauważyłem, iż zasada jest taka, że do tego, by się wyświetlił dany ćwit na TL wystarczy, żeby osobę autorską followował ktoś, kogo ja followuję.


Rzecz jasna, w ten sposób wyświetlały mi się praktycznie wyłącznie wpisy kont prawicowych. Ponieważ jestem ciekawy z natury, postanowiłem sprawdzić, jak to będzie wyglądało na koncie husarskim (używam go do obchodzenia banów, którymi obrywałem od zwolenników prawicowej wolności słowa). Jakiż był mój brak zdziwienia, gdy okazało się, że na husarskim koncie nie ma żadnego parytetu i wjeżdżają mi tam wyłącznie prawicowe wpisy.


Doszedłem do wniosku, że „tak to już będzie” i nie bardzo mi się chciało dociekać przyczyn takiego stanu rzeczy. Już jakiś czas temu mierzący i ważący internety ustalili, że ćwiterowy algorytm pompuje zasięgi prawicowym treściom, tak więc uznałem, że to pewnie następny krok w ewolucji. Potem zaś przeczytałem wywiad Sroczyńskiego z człowiekiem, który się zajmuje internetami i przyjrzałem się nieco uważniej tym opiniomatom.


Po tym, jak się przyjrzałem okazało się, że wcześniej nie zwróciłem uwagi na skład tychże opiniomatów. Żeby nie przedłużać: okazało się, że królują wśród nich opiniomaty z Solidarnej Polski. Tak na pierwszy rzut oka jest to nieco dziwne, bo przecież PiS ma znacznie więcej członków (co za tym idzie, ma też znacznie większą stajnię „niezależnych internautów”). Jak to więc możliwe, że stosunkowo niewielka partia totalnie zdominowała partię, która ma 10-krotnie więcej posłów i znacznie więcej członków (z porównywaniem liczby członków jest problem, bo dane dotyczące PiSu są z 2021 roku, a te dotyczące SolPolu z 2012). Odpowiedzią na to pytanie jest słówko sponsorujące niniejszy tekst: „algorytmy”.  


Przyznam szczerze, że w ogóle bym nie zwrócił uwagi na to, ile jest cukru w cukrze, to znaczy, ile jest PiSu, a ile Solidarnej Polski w tych internetach, gdyby nie wywiad, o którym wspomniałem. Rozmówca Sroczyńskiego (Michał Fedorowicz) opowiadał o tym, że PiSowska bańka została zdominowana przez Solidarną Polskę. W telegraficznym skrócie, przyczyn dominacji Solidarnej Polski w PiSowskiej bańce Fedorowicz upatruje w bierności polityków PiSu, którzy jego zdaniem są w internetach całkowicie bierni. No i jak się tak trochę przyjrzałem temu, co się tam dzieje na ćwitrze (Fedorowicz opowiadał również o FB), to wyglądało to tak, że Solidarna Polska produkuje zasięgi, a jedynym „walczącymi” po stronie PiSu są osoby pokroju Radosława Poszwińskiego (bo większość polityków PiSu produkuje straszliwie generyczne suchary, które same z siebie zasięgów nie zrobią).


Fedorowicz wskazał jeden wyjątek w Pisie, którym to wyjątkiem jest Morawiecki. Tyle, że Morawiecki co prawda robi zasięgi, ale przeważnie dostaje straszliwy łomot. Przykładowo, gdy Premier Tysiąclecia chciał sobie pojajcować z Tuska i wrzucił w internety okładkę książki pt. „The Tusk that did the damage” udało mu się, co prawda, zebrać jakieś 2.5 tysiąca favów, ale suchar tygodnika „NIE”, który był komentarzem do tego wpisu zebrał ich 4 razy więcej. O tym, że Morawiecki nie bardzo wiedział o czym jest książka wspominać chyba nie trzeba, prawda?


Fedorowicz opowiadał też o algorytmach. Na ten przykład, na FB działają one tak, że podrzucają nam głównie to, co nas denerwuje i oburza. Jeżeli więc rzucamy gdzieś reakcję z wkurzoną buźką albo wdajemy się w długie dyskusje (algorytmy potrafią już od jakiegoś czasu analizować tzw. „sentyment”, tak więc są w stanie rozróżnić to, czy coś jest pogawędką, czy też inbą), to algorytmy potem zadbają o to, żebyśmy dostali jeszcze więcej treści, które nas wkurzają, żebyśmy się jeszcze bardziej angażowali, a co za tym idzie, spędzali więcej czasu w socialach.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty



Ja się przez długi czas zastanawiałem nad tym, czemu Solidarna Polska aż tak bardzo jedzie po bandzie ze swoimi przekazami. Wydawało mi się, że robią to głównie po to, żeby spróbować odebrać elektorat Konfederacji (w trakcie pandemii przekazy obu tych partii się niespecjalnie różniły). Z tego wywiadu wyłania się nieco inny obraz: Solidarna Polska jedzie po bandzie, bo to właśnie najbardziej lubią algorytmy. O tym, że Solidarna Polska umie w zasięgi wiadomo nie od dziś. Każdy, kto pamięta wybory samorządowe 2018 pamięta również to, że Patryk Jaki był wtedy wszędzie. To też było jedną z przyczyn, dla których te wybory przegrał. Jego sztab nie potrafił ukierunkować tych zasięgów i efekt końcowy był taki, że co prawda były kosmiczne, ale „wykręcano” je w całej Polsce. Hitem był, przynajmniej moim zdaniem, sondaż, w którym Polaków zapytano o to, kto zostanie prezydentem Warszawy. Jeżeli ktoś sobie w tym momencie pomyślał „no zaraz, ale czy przypadkiem nie powinno się o to zapytać warszawiaków?”, to taki ktoś sobie dobrze pomyślał.


No dobrze, ale z tą Warszawą to taka dygresja była. Wydaje mi się, że jedną z przyczyn, dla których PiS tak bardzo ulega Zjednoczonej Prawicy jest to, że PiSowska bańka jest zdominowana przez tę drugą partię. Tak, główną przyczyną jest to, że mimo hurraoptymizmu, wylewającego się z narracji o „trzeciej kadencji”, raczej mało kto w tę trzecią kadencję wierzy, ale konflikt na linii PiS – Sol Pol, który byłby wywołany wywaleniem tej drugiej partii z koalicji, jeszcze bardziej pogorszyłby sytuację PiSu. Tak, PiS trzyma media, ale Solidarna Polska trzyma PiSowskie internety. Już teraz wyborca PiSu, który obserwuje grupy prorządowe, ma problem z ogarnięciem tego, co się tak właściwie dzieje, bo z jednej strony Morawiecki opowiada o tym, że trzeba się dogadać z KE, a z drugiej strony Solidarna Polska opowiada o tym, że UE nas okrada i że tak właściwie to my do tego interesu dopłacamy/etc. Gdyby Ziobryści zostali wywaleni z koalicji, to w PISowskich grupach wsparcia doszłoby do internetowej wojny domowej, którą pewnie wygrałaby Solidarna Polska. Co prawda, niewiele by im to pomogło (no chyba, że dogadaliby się z Konfederacją w sprawie startu w wyborach), ale na pewno bardzo zaszkodziłoby to PiSowi.


Ciekawi mnie w tym momencie jedna kwestia. Skoro Fedorowicz dysponuje danymi, z których wynika, że Solidarna Polska kręci całymi PiSowskimi internetami, to takie same dane muszą mieć spindoktorzy PiSowscy. Jak to więc możliwe, że umknęło to PiSowskim spindoktorom? Gwoli przypomnienia, w 2015 roku ci ludzie udowodnili, że rozumieją internety i potrafią się nimi bardzo dobrze posługiwać. Owszem, od tamtej pory trochę się pozmieniało (polskie internety urosły + pojawił się np. Tik Tok, którego PiS absolutnie nie rozumie [vide akcja „Okiem Młodych”] albo, ekhm, „współpraca” z influencerami), niemniej jednak PiS dostaje od Solidarnej Polski łupnia w tych mediach społecznościowych, dzięki którym wygrywał wybory.


Wydaje mi się, że ta dominacja narracji Solidarnej Polski bierze się stąd, że partia ta jest „stała w uczuciach”. Odkąd zaczęli powtarzać w kółko to samo (UE = zło) i produkować zyliony narracji na ten sam temat, ani razu nie zmienili zdania. PiS w międzyczasie również produkował zyliony narracji, ale w tych narracjach raz UE jest dobra i daje pieniądz, a raz jest zła, bo zabiera ten pieniądz. Moim zdaniem PiS się właśnie spektakularnie przejechał na swojej własnej ulubionej strategii komunikacyjnej, którą jest tzw. „wielonarracja” (czyli produkowanie bardzo dużej liczby narracji, które potrafią być ze sobą sprzeczne). Z tego by wynikało, że na tę wielonarrację jest sposób: przeciwstawianie temu spójnej narracji. Rzecz jasna, to nie zadziała od razu, ale po jakimś czasie pewnie dałoby się dostrzec efekty.


No dobrze, ale czy na takie algorytmy nie pomogłoby, na ten przykład, niekomentowanie i niereagowanie na te produkty (przykładowo) Solidarnej Polski? W teorii, tak być powinno, ale w praktyce ci ludzie dysponują „swoimi” internetami (adminami fanpejdży), którzy dbają o to, żeby na samym początku wpis/status dostał liczbę reakcji odpowiednią do tego, żeby algorytm go „podał dalej”. Ten algorytm był wykorzystywany przez PiS w 2015 roku, kiedy to cały internet był zawalony „świadectwami” osób, które „co prawda nie popierają PiSu, ale ten Duda/Kaczyński, to jednak mądrze gada i chyba jednak na ten PiS zagłosują”. W kwestii zaś tych komentarzy krytycznych, to warto zwrócić uwagę na to, że Zjednoczona Prawica jest teraz niemiłościwie chłostana w mediach społecznościowych. Fedorowicz stwierdził, że to taki 2015 rok, tylko że w drugą stronę. Czy przełoży się to na wynik wyborów? Tego nie wiadomo, ale wiadomo, że na pewno nie pomaga to Zjednoczonej Prawicy.


Jeżeli zaś chodzi o same algorytmy, to ciekaw jestem, czy kiedyś ktoś wpadnie na to, że być może wymagają one poprawy. No bo fajnie jest mieć dochód z „zaangażowania”, ale, tak się jakoś składa, że nie wszystkie treści powinny być rozpowszechniane. Zanim do tego dojdzie, wszyscy będziemy cierpieć oglądając internety. Mnie, na ten przykład, ćwiter ostatnio (niezmordowanie) katuje wpisami pewnej pani z Zachodu, która stara się przekonać wszystkich dookoła do tego, że atak Rosji na Ukrainę, to wina (a jakże) USA i NATO. Cebulą na torcie jest to, że ta sama pani w lutym 2022 (przed wybuchem wojny) chciała, żeby jej jakiś inny ćwiterianin obiecał, że jak już będzie marzec i nie dojdzie do inwazji, to żeby ten ktoś zaczął oglądać inne media. Pani jest na tyle bezrefleksyjna, że ten jej ćwit nadal wisi. Jedyne, co mnie z tą osobą „łączy” na ćwitrze, to to, że followują ją dwie osoby, które z kolei followuję ja. Cała reszta to algorytm, który (w uproszczeniu) doszedł do wniosku, że jak mi wrzuci rosyjskie dezinfo na TL, to pewnie mnie to striggeruje do jakiejś reakcji. Póki co, nie zareagowałem, ale ponieważ wcześniej zdarzało mi się reagować na inne onucarstwo, algorytm się nie poddaje. Tak, wiem, mógłbym konto tej pani zbanować, ale algorytm zapewne uraczyłby mnie kolejnymi onucami.


Źródła:


https://www.theverge.com/2021/10/22/22740703/twitter-algorithm-right-wing-amplification-study

https://blog.twitter.com/en_us/topics/company/2021/rml-politicalcontent

https://pl.wikipedia.org/wiki/Solidarna_Polska

https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawo_i_Sprawiedliwo%C5%9B%C4%87

https://wiadomosci.wp.pl/polacy-przekonani-ze-to-jaki-wygra-w-warszawie-nasze-badanie-6289579188872833a

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/okiem-mlodych-tiktok-koniec-kiedy-wroci

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/popularny-influencer-chwali-pis-i-uderza-w-tuska-klip-rozpalil-internautow/qc9b9ng

https://twitter.com/gwopgood/status/1493076658290663435




piątek, 20 stycznia 2023

Żeby było tak, jak było

Wielokrotnie zdarzała mi się sytuacja, w której siedziałem nad rozgrzebaną do połowy ścianą tekstu i wtedy, cały na biało wpadał mi do głowy jakiś temat, który nijak nie pasował do ściany tekstu (bo był za długi). W teorii z takim tematem można sobie poczekać, aż się skończy pisać ścianę tekstu, ale przeważnie jest tak, że momentalnie zaczynam odczuwać silną, wewnętrzną potrzebę opisania właśnie tego tematu. Tak więc na kolejną ścianę tekstu będziecie musieli jeszcze chwilę poczekać, a w przysłowiowym międzyczasie zapraszam was do Opola. Z tym Opolem to jest teraz tak, że jedna partia bardzo chce, żeby było tak, jak było.


Zacznę od przyczyn, dla których w ogóle ten tekst powstaje. Otóż zaglądałem sobie ostatnio na ćwitra z husarkiego konta (dzięki któremu mogę zerkać na to, co tworzą rządowi mediaworkerzy/politycy, którzy w ramach walki o wolność słowa byli łaskawi mnie zbanować) i oczy me ujrzały wpis posła, który w ostatnim czasie zyskał miano chodzącego mema (takiego nieintencjonalnie śmiesznego). Tak, wiem, to jest bardzo szeroka kategoria, tak więc będę musiał doprecyzować o kogo chodzi. Posłem tym był Janusz Kowalski, zaś wpisem, któremu zawdzięczacie powstanie tego tekstu, był ten wpis (pisownia będzie oryginalna pozamieniam jedynie nicki na imiona i nazwiska) : „Przemiło spotkać w rodzinnym Opolu szanowną poseł Marcelinę Zawiszę i posła Adriana Zandberga. Dziś krytykują prezydenta Opola, Arkadiusza Wiśniewskiego - liberała od Trzaskowskiego - za antyspołeczną politykę w obszarze komunikacji miejskiej. W tej sprawie jesteśmy RAZEM! Cel jest jasny: uwolnić od Wiśniewskiego!” Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że o przyczynach, dla których dostałem od Kowalskiego bana [i musiałem użyć konta husarskiego] wyjaśnię przy okazji innej, krótkiej, notki).


Przyznam szczerze, że na samym początku skupiłem się na tym, co to w ogóle było za spotkanie (o tym będzie w dalszej części), a dopiero potem dotarło do mnie, że przecież mowa tu o Opolu, które jest rodzinnym miastem mojego ulubionego Doktora Chłopaka z Biedniejszej Rodziny (aka, Patryk Jaki). Patryk Jaki w wyborach 2014 poparł Wiśniewskiego. Po tym, jak ów wygrał, Opole zamieniło się w paśnik dla kolegów Patryka Jakiego. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że Patryk Jaki załatwił również pracę swojemu ojcu. Co ciekawe, najpierw udawał, że nie miał z tym nic wspólnego, ale potem sam przyznał: „Sprawiłem, że tata mógł wrócić do pracy, z której niesłusznie go zwolniono i ma tam duże sukcesy”. No i wszystko pięknie, ale mowa tu o pracy w spółce miejskiej, a Jaki powiedział to tak, jak gdyby chodziło niemalże o odzyskanie firmy rodzinnej (przyznaję się w tym miejscu, że w trakcie wyborów w Wawie 2018 chciałem się dowiedzieć tego, czy po wygranej Jaki zatrudni swojego ojca w wodociągach, ale nie udało mi się uzyskać odpowiedzi na to pytanie).


Z tym zwolnieniem Ireneusza Jakiego było tak, jak ze wszystkim, co opowiada Jaki. To „nie do końca była prawda”, Patryk Jaki tłumaczył, że ówczesny prezydent praktycznie szantażował jego ojca. Szantaż miał polegać na tym, że Ireneusz Jaki miał skłonić syna (który był wtedy radnym) do poparcia uchwały budżetowej. Prezydent miał zapowiedzieć Ireneuszowi, że jeżeli Patryk nie zagłosuje za tą ustawą, to on Ireneusza wywali z roboty. Ireneusz nic Patrykowi nie powiedział, Patryk zagłosował przeciwko uchwale i Ireneusz został zwolniony, zaś po dziesięciu latach Patryk pomógł tacie odzyskać pracę. Ja się już nad tym głosowaniem pastwiłem (wynorałem wyniki głosowań z rady miejskiej i okazało się, że w głosowaniu, o którym opowiadał Patryk Jaki, jego głos nie miał żadnego znaczenia). No dobrze, to jak to z tym Ireneuszem było? Szczegółów nie poznamy nigdy, bo to stare dzieje, ale warto osadzić to zwolnienie w kontekście.


Zacznijmy od tego, że miejskie spółki bardzo często są takimi miejskimi odpowiednikami Spółek Skarbu Państwa. Prezesem w takim miejscu nie zostaje się przez przypadek. Dokładnie tak samo rzecz się ma w przypadku wywalania kogoś z tych spółek. Tam się zatrudnia zaufanych ludzi. Nie uwierzę w to, że prezydent miasta stracił zaufanie do swojego wieloletniego współpracownika tylko i wyłącznie dlatego, że jego syn zagłosował tak, a nie inaczej. Trzeba też wspomnieć o tym, że dzięki koneksjom Jakiego seniora, Jaki junior dostał miejsce na listach do rady miejskiej (i to w okręgu, w którym lokomotywą wyborczą był ówczesny prezydent). Żeby nie przedłużać, najprawdopodobniej wyglądało to tak, że doszło do konfliktu pomiędzy Ireneuszem Jakim i ówczesnym prezydentem Opola. Konfliktu na tyle poważnego, że prezydent go wywalił z roboty. (Jeżeli ktoś chce sobie poczytać coś więcej na temat Patryka Jakiego, to w źródłach wrzucam moją trylogię notkową na jego temat). Z moich obserwacji (można powiedzieć, że obserwacji wieloletnich) tego, jak to w tych Jednostkach Samorządu Terytorialnego wszystko wygląda, mogę jedynie wysnuć wniosek taki, że panowie się pewnie o jakiś stołek pożarli (może o stołek dla Jakiego juniora?). Konflikt jakich wiele, ale to by trochę źle wyglądało, tak więc lepiej opowiadać o tym, że komuś ojca zwolniono dlatego, że „zachował się jak trzeba”, prawda?


Na te wspominki wzięło mnie dlatego, że wpis Kowalskiego należało osadzić w kontekście (owo osadzanie się jeszcze nie skończyło, tak gwoli ścisłości). Choć sam, przy okazji ogarniania notek o Jakim, przeglądałem sobie to, co się w tym Opolu działo, to jednak przegapiłem prawdziwą perełkę. Otóż, Janusz Kowalski był w latach 2014-2015 wiceprezydentem Opola. Tak więc był zastępcą tego „neoliberała od Trzaskowskiego” (tak, wiem, Trzaskowski nie był jeszcze wtedy preziem Wawy, ale dajcie się mi się nacieszyć tym, jakże mądrym, tekstem Kowalskiego). Swoją drogą, dopiero teraz trafiłem na piękny artykuł z NTO, w którym opisano to, co się działo w Opolu po wyborach 2014. Generalnie działo się tak, że Jaki razem z Kowalskim mieli bardzo dużo do powiedzenia w kwestii tego, kogo i gdzie zatrudnić. I znowuż, jak to możliwe, że współpracowali z paskudnym neoliberałem?


Szczerze przyznam, że mnie w tym wszystkim najbardziej interesuje to, dlaczego na linii Wiśniewski – Solidarna Polska (konkretnie zaś chodzi o otoczenie Jakiego i Kowalskiego) doszło do konfliktu. Oficjalną wersję wydarzeń przestawia jeden z portali regionalnych (Opolska 360):


„Można powiedzieć, że to było spotkanie po latach. Janusz Kowalski był bowiem zastępcą Arkadiusza Wiśniewskiego od końcówki 2014 roku do końca 2015 roku. Po wygranej wyborczej obozu prawicy rozpoczął karierę w spółkach skarbu państwa.


Panowie współpracowali m.in. podczas budzącego ogromne emocje procesu powiększenia Opola. Ich relacje zaczęły się jednak psuć przy okazji głośnego festiwalu z 2017 roku. Wtedy to – po bojkocie imprezy przez szereg mających na nich wystąpić artystów – Arkadiusz Wiśniewski wyprosił z amfiteatru ekipę TVP.


Od tego czasu Arkadiusz Wiśniewski i Janusz Kowalski stronili od siebie. Jeśli dochodziło między nimi do jakichś starć, to w mediach społecznościowych (...)”


Tak swoją drogą, szanuję redaktora za to, że napisał, że Kowalski „rozpoczął karierę w Spółkach Skarbu Państwa”. A skoro już jesteśmy przy dygresjach, to ja tu kolejną popełnię. Zastanawiałem się nad tym, czemu przegapiłem tego Kowalskiego w trakcie grzebania za informacjami na temat otoczenia Jakiego. I dotarło do mnie, że było tak dlatego, że w czasach, w których Kowalski był tym wiceprezydentem Opola, był praktycznie nierozpoznawalny. W wymiarze medialnym Kowalski wtedy praktycznie nie istniał. Owszem, wspominano o nim, ale robiły to głównie regionalne portale i jak ktoś „z zewnątrz” na to patrzył, to ten Kowalski (w przeciwieństwie do innych ludzi z otoczenia Jakiego) jakoś tak się „chował”. Jak to się więc stało, że w pewnym momencie zrobiło się o nim bardzo głośno? Ano tak się stało, że Kowalski (tak jak cała reszta Solidarnej Polski) zaczął lansować się wszędzie w sposób, w który lansuje się Patryk Jaki. No ale, jak wspomniałem, to jedynie dygresja.


Zapewne nie będzie dla was żadnym zaskoczeniem to, że średnio mi się chce wierzyć w tę oficjalną wersję. Prawda jest bowiem taka, że dla ekipy Jakiego, Opole mogło być kołem ratunkowym, gdyby coś im nie poszło w „dużej” polityce. Wpływy mieli tam ogromne i byli w stanie wstawić „swoich” na dowolny stołek. Mam uwierzyć w to, że zrezygnowaliby dobrowolnie z tego wszystkiego tylko i wyłącznie dlatego, że doszło do „zranienia uczuć TVP”? No nie bardzo. Czemu więc doszło tam do konfliktu? I znowuż, zapewne się tego nigdy nie dowiemy, ale można w ciemno założyć, że pewnie poszło o jakieś stołki. Może chodziło o to, że prezydent Opola, kupując mieszkania w TBS-ach nie pomyślał o swoich kolegach, którzy też pewnie z przyjemnością zaopiekowaliby by się takowymi mieszkaniami? Tego się pewnie nigdy nie dowiemy. Faktem jest natomiast to, że konflikt w Opolu nie jest udawany. Gdyby był udawany, to władze miasta nie rozpoczęłyby ping-ponga, w którego grają z sądem. O co chodzi w tym ping-pongu? Ano o to, że Rada Nadzorcza (czytajcie: prezydent, który powołuje członków rady) zawiesza i odwołuje Jakiego ze stanowiska (tak, nadal chodzi o pracę w wodociągach), a sąd go na to stanowisko przywraca.


Zastanawiałem się nad tym, na jakiej podstawie sąd może uchylić decyzje rady nadzorczej (przy założeniu, że nie ma żadnych dziur w procedurach). Potem zaś sobie pogrzebałem w internetach i trafiłem na artykuł z GW, po lekturze którego już się przestałem zastanawiać. Otóż, za pierwszym razem sąd unieważnił decyzję rady nadzorczej dlatego, że (werble): „Według sądu zawieszenie Ireneusza Jakiego w obowiązkach prezesa WiK stanowiło dla niego "dotkliwy uszczerbek" z uwagi na "niemożliwe lub bardzo ograniczone możliwości podjęcia zatrudnienia i pozyskania środków do życia". Przyznam szczerze, że spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że sąd uznał, że uchyli decyzję rady nadzorczej ponieważ w „w tym kraju nie ma pracy dla ludzi z wykształceniem Ireneusza Jakiego”. Gdybym był złośliwy, napisałbym, że być może sąd uznał, że ponieważ Patryk Jaki przegrał w Warszawie, nie będzie w stanie załatwić ojcu pracy w tamtejszych wodociągach. Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że mam nadzieję, że sądy równie chętnie stają po stronie innych pracowników. No wiecie, chodzi mi o takich pracowników, których członkowie rodzin nie są bliskimi współpracownikami osób powołujących prezesów sądów.



UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Warto kilka słów poświęcić temu, od czego (i znowuż) „oficjalnie” zaczęła się sprawa Ireneusza. Zaczęła się od tego, że oskarżono go o mobbing (Ireneusz Jaki zaś tłumaczył, że w tym wszystkim chodzi o zemstę, bo wykrył jakiś wał w wodociągach). W teorii mamy teraz słowo przeciwko słowu (bodajże pięć różnych postępowań jest prowadzonych w sprawie tego, co działo się w tych wodociągach). W praktyce Patryk Jaki zadbał o to, żeby wszystkich przekonać do tego, że z tym mobbingiem to jednak coś jest na rzeczy. W jaki sposób to uczynił? Ano w taki, że zadzwonił do dziennikarki, która się zajmowała tym tematem, zaprosił ją do Ministerstwa Sprawiedliwości (w którym już nie pracuje) i zaczął opowiadać o tym, że ta sprawa z wodociągami to jest bardzo złożona i lepiej, żeby go dziennikarka posłuchała, bo on nie chce jej ciągać po sądach. Jeżeli dodamy do tego taki drobny szczegół, jak to, że prokuratura pod wodzą Ziobry ma bardzo długą historię bronienia ludzi związanych z obecną władzą, to dojdziemy do wniosku, że sytuacja, w której znaleźli się pracownicy opolskich wodociągów jest (eufemizując) nie do pozazdroszczenia.


Miałem już skończyć ten temat wodociągów, ale wtedy natrafiłem na opis tego, w jaki sposób powołuje się tam (i odwołuje) prezesów. Ta konkretna rada nadzorcza ma 9 członków. W teorii wystarczy więc 5 głosów do tego, żeby odwołać/powołać prezesa. W praktyce, w tej konkretnej radzie wygląda to inaczej, bo jeden z członków jest powoływany przez Fundusz Inwestycji Samorządowych (rząd tą instytucją zawiaduje). Innymi słowy, nawet gdyby wszyscy pozostali członkowie rady chcieli odwołania prezesa, to bez zgody FIS mogą sobie chcieć.


No dobrze, bo miało być krótko, a wychodzi jak zwykle. O co tak właściwie chodzi Januszowi Kowalskiemu, który się teraz wzmaga w temacie Opola? No na pewno nie chodzi mu o to, że ceny biletów będą wyższe i część połączeń będzie likwidowana. Prawda jest bowiem taka, że gdyby koleżeństwo Jakiego i Kowalskiego nadal mogło w Opolu rozdawać karty, to Kowalski byłby pierwszym do krytykowania nierobów, którym nie chce się pracować i chcą jeździć autobusami za pół darmo (zapewne powiązałby ten temat z elgiebetami i Niemcami). Kowalskiemu (i tej części SolPola, która się pasła wcześniej w Opolu) zależy tylko i wyłącznie ma tym, żeby było tak, jak było (i żeby nadal można było się paść w Opolu). Czy to oznacza, że nie powinno się zwracać uwagi na to, gdy samorządy podnoszą ceny biletów i likwidują połączenia? Ależ oczywiście, że się powinno na to zwracać uwagę. Niemniej jednak, gdy robi to ktoś, dla kogo jest to po prostu środek do celu (którym jest rozdawanie miejskich stołków znajomym),to nawet trzeba o tym mówić.

 
No dobrze, miało być o lewicy, to będzie o lewicy. Nie trzeba być geniuszem, żeby odgadnąć, jak ten jego ćwit (połączony ze zdjęciem) został odebrany i że może to zostać wykorzystane przez te opiniomaty, które non stop opowiadają o tym, jak to Lewica chce z PiSem współpracować. Gwoli ścisłości, też mnie to trochę zirytowało, ale potem sobie poszperałem w internetach, bo coś mi mówiło, że może być tak, że nie było żadnego „zaplanowanego” spotkania, tylko Kowalski przyszedł sobie na konfę lewicy, żeby się podpiąć pod nią i pokazać, że dla niego komunikacja miejska w Opolu to też bardzo ważna sprawa (swoją droga, ciekaw jestem, kiedy Kowalski po raz ostatni korzystał ze zbiorkomu). Po przejrzeniu ćwiterowego konta Zandberga (bo posłanka Zawisza się nie udziela zbytnio na ćwitrze [to nie jest przytyk, jedynie stwierdzenie faktu]) miałem już pewność, że tak właśnie było. Adrian Zandberg dwukrotnie poruszał temat tego „spotkania”, a w ćwicie, odnoszącym się do konferencji prasowej przypomniał, z kim wcześniej się przyjaźnił prezydent Opola (ding ding ding: Jaki i Kowalski).


Z tym właśnie wiąże się moja (przyjacielska) porada dla lewicy. Jeżeli organizujecie gdzieś jakąś konfę/spotkanie z mediami, to musicie liczyć się z tym, że może tam do was przyjść któryś z łaknących zasięgów i narracji polityków prawicowych. Jeżeli tak będzie i jeżeli ten ktoś (tzn. raczej asystent tej osoby) będzie robić fotki z takiego „spotkania”, to można mieć pewność, że prawicowiec będzie usiłował wrzucić w soszjale jakąś „swoją” narrację. Nie inaczej było w tym przypadku. Tu wjechanie na konfrerencję lewaków skończyło się tym, że co prawda Kowalski usłyszał kilka słów, które pewnie mu się nie spodobały, ale potem i tak usiłował tłumaczyć, że to było spotkanie „bo prezydent to neoliberał”. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że to użycie hasła „neoliberał” nie było przypadkowe. Kowalski (tak samo, jak Jaki i cały SolPol) doskonale zdają sobie sprawę z tego, jak działa ich własny elektorat. Z tym betonowym sprawa wygląda tak, że wystarczy rzucić jakieś hasło (Tusk, Niemcy, elgiebety, gender/etc.) i elektorat zaczyna się wzmagać. Kowalski doszedł do wniosku, że jak napisze o tym „neoliberale”, to lewicowy elektorat zacznie mu bić brawo (spoiler alert: lewicowych braw nie było).


Wracając do porady. Jak już się do was przywlecze ten, czy inny prawicowiec, to, no nie wiem, może nagrywajcie te rozmowy? Wyobraźcie sobie sytuację, w której Kowalski opowiada o tym, jak to miło było, a w odpowiedzi dostaje filmik, na którym Potężny Duńczyk wyciera nim podłogę (rzecz jasna, chodzi o wycieranie podłogi w sensie metaforycznym) i przypomina mu „jak to wcześniej było”. Osobną kwestią jest to, że jeżeli jakiś prawak przylazł, to lepiej nie czekać, aż ów zacznie opowiadać „jak było”, tylko samemu o tym wspomnieć (od tego w końcu są te soszjale). Gwoli ścisłości, nie mam pretensji do Zandberga i Zawiszy o to, że pojawił się na ich spotkaniu Kowalski (bo to trochę tak, jakbym miał pretensję do kogoś o to, że na ulicy minął go jakiś typ wykrzykujący dziwne hasła, a potem ten typ opowiadał o tym, jak to miło było się spotkać). Jedyne pretensje (to jest zbyt grube określenie, ale niech już będzie), mam za „soszjalową niefrasobliwość”. Wybory się zbliżają (najpierw parlamentarne, potem samorządowe) i trzeba się w związku z powyższym pilnować znacznie bardziej, niż do tej pory.


Źródła:

https://twitter.com/JKowalski_posel/status/1614925048296673280

https://www.24opole.pl/15386,Patryk_Jaki_popiera_Arkadiusza_Wisniewskiego_w_walce_o_prezydenture,wiadomosc.html

Notka o tym, jak to Patryk Jaki sobie wymyślił swoją biedę:

http://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2017/11/patryki-jaki-czyli-bieda-urojona.html

Notka o tym, jak to Patryk jaki sobie wymyślił siebie samego:

http://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2017/11/patryk-jaki-czowiek-z-marketingu.html

Notka o tym, z jakich przyczyn Patryk Jaki zaczął się potykać o własne nogi w trakcie wyborów samorządowych 2018

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2018/10/dyzma.html

https://opolska360.pl/arkadiusz-wisniewski-kontra-janusz-kowalski-nie-wygrasz-w-2024-roku/

https://tvn24.pl/polska/europosel-patryk-jaki-broni-ojca-oskarzanego-o-mobbing-politycy-komentuja-5783825

Tu Zandberg odnosi się do komentarzy „abo Kowalski był”
https://twitter.com/ZandbergRAZEM/status/1615044710212550656

https://twitter.com/ZandbergRAZEM/status/1615076723086827521

Tutaj zaś opisuje konfę:

https://twitter.com/ZandbergRAZEM/status/1615044710212550656