środa, 29 marca 2023

To było w planie!

Nad tą notką miałem siąść od razu po tym, jak na RzePie pojawiła się rozmowa z Foglem, który chwalił się tym, jak to doskonale PiSowi idzie ofensywa internetowa (konkretnie zaś, podbój Tik Toka), ale jak się przyjrzałem uważniej tym jego wypowiedziom, to sobie pomyślałem, że warto poczekać na rozwój sytuacji, bo miałem przeczucie, że niektóre kawałki tych jego wypowiedzi się bardzo źle zestarzeją w przeciągu paru dni.


W polityce, tak samo, jak w nauce są pewne stałe. Jedną z tych stałych jest to, w jaki sposób autorzy jakiegoś srogiego przypału będą reagować na tenże przypał. Na samym początku zawsze jest ten moment zawahania, w trakcie którego autor ma jeszcze jakieś złudzenia odnośnie tego, że „może będzie dobrze”. A potem następuje ta „stała” reakcja, którą jest coś w rodzaju „haha, tak naprawdę to wszystko było zaplanowane”. Dokładnie tak samo było w przypadku tego nieszczęsnego filmiku („dlaczego nienawidziwicie PiSu”). Bo wiecie, to nie była żadna wpadka. To był dobrze przemyślany plan. Jaki? SPRYTNY! Będę się tu pastwił nad dwiema rozmowami Fogla. Pierwsza (jak już wspomniałem) była dla portalu RzePy, a druga w Polsat News („Gość Wydarzeń”)


Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że w trakcie pierwszej rozmowy (dla „RzePy”), nawet redaktor Kolanko, którego trudno podejrzewać o bezstronność, trochę sobie robił podśmiechujki z tego konkretnego filmiku i np. stwierdził, że ludzie nie mieli specjalnego problemu ze wskazaniem przyczyn, dla których nie lubią PiSu. Jak na to zareagował Fogiel?


„Przeglądałem odpowiedzi. Większość nie odbiegała od tego, co możemy usłyszeć z ust polityków opozycji w dowolnym studio telewizyjnym. Większość odpowiedzi jest łatwa do sprostowania, będziemy się tym zajmować” .


Ciekaw jestem (i to tak na serio), czy tacy ludzie jak Fogiel zdają sobie sprawę z tego, jak są odbierane tego rodzaju wypowiedzi. No bo co z niej wynika? Ano tyle, że młodzież jest bardzo niemądra, bo powtarza wszystko po opozycji. Idźmy dalej.  Że Fogiel przedstawia młodych jako bardzo niemądrych ludzi to jedno, ale istotne jest to, że on sam (razem z całą swoją partią) nie rozumie pewnej rzeczy.


Nie rozumie tego, że tych poglądów młodzieży nikt nie musiał narzucać. Fogiel nie rozumie tego, że pewne poglądy, przekonania/etc. mają charakter oddolny. Aczkolwiek Fogiel nie jest pod tym względem wyjątkowy w Zjednoczonej Prawicy. Tego nie rozumie praktycznie cała ta formacja. Czemu? Ano temu, że tego rodzaju rzeczy, jak na ten przykład oburzenie społeczne w przypadku elektoratu Zjednoczonej Prawicy, praktycznie nigdy nie ma charakteru oddolnego. To oburzenie jest w ogromnej większości przypadków oburzeniem indukowanym. Wystarczy popatrzeć na ostatnie prawicowe inby: „jedzenie robaków” i „szkalowanie papieża”. Obstawiam, że mało kto by zwrócił uwagę na obydwie te kwestie (pod koniec roku 2022 był sondaż, z którego wynikało, że większość obywateli chce, żeby sprawdzić, co tam w archiwach było o tym Wojtyle), gdyby nie to, że Zjednoczona Prawica przez ileś tygodni wmawiała suwerenowi, że właśnie na to się powinien oburzać.


Partia Kaczyńskiego tak bardzo się do indukowania oburzenia przyzwyczaiła, że po pierwsze, nie potrafi przestać. A po drugie wszystkich dookoła podejrzewa o to samo. I dlatego ta młodzież jest zmanipulowana przez opozycję, a ta część społeczeństwa, która nie chce na nich głosować, jest zmanipulowana przez UE, Niemcy, Zachód i tak dalej i tak dalej. Od kiedy PiS te metody stosuje? Od bardzo dawna. Nie wiem, czy szopka po katastrofie smoleńskiej była pierwszym przypadkiem, ale na pewno była pierwszym przypadkiem o tak olbrzymiej skali. Potem było oburzenie w temacie Rydzyka i tego, że „nie dostał miejsca na multipleksie” (w wielu miejscach odbywały się marsze protestacyjne). W 2014 było gadanie o „sfałszowanych wyborach samorządowych”, w 2014 (potem był to jeden z filarów kampanii Dudy) były brednie o tym, że „PO chciało sprzedać lasy”. Przykładów tego indukowanego oburzenia było od groma, ale mnie na użytek tego kawałka notki wystarczy tych kilka. Istotny jest bowiem mechanizm. Partia wskazuje suwerenowi palcem to, na co się ma denerwować i potem dba o to, żeby się denerwował jak najdłużej.


Ponieważ proceder ten trwa od wielu lat, Partia nie potrafi ogarnąć tego, że obywatel może mieć jakieś własne poglądy, które, o zgrozo, są wynikiem jego własnych przemyśleń, a nie tego, co ktoś mu wrzucił do głowy.


Z powyższego zaś wynika to, że partia będzie te kwestie (powody, dla których ktoś „nienawidzi PiSu”) wyjaśniać tak, jak gdyby miała do czynienia z jakimiś przygłupami, które nie są w stanie sobie włączyć TVP Info. Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości odnośnie tego, to zachęcam do zapoznania się z filmikami-odpowiedziami, których Partia wyprodukowała już sporo. Aczkolwiek uprzedzam, że to jest dokładnie tak samo toporna propaganda, jak to, co produkuje Pereira z kolegami i koleżankami. Warto w tym miejscu wspomnieć, że partia zaczęła się „zajmować” wyjaśnianiem młodzieży świata już w komentarzach pod filmikiem o „nienawiści”. Przykładowo, pod komentarzem, którego autor wspomniał o tym, że jedną z przyczyn, dla których nie przepada za PiSem jest podręcznik do HiT pojawiła się odpowiedź Fogla (czy też innego „zasiadacza”): „To jest doskonały podręcznik”. Nie wiem, jak was, ale mnie Fogiel przekonał!


Im dłużej trwała ta rozmowa, tym bardziej widoczne stawało się to, że rzeczywistość przerasta Fogla, Porębę i resztą „mózgów” stojących za tą akcją. Kolanko zapytał Fogla o to, czy takie „jechanie” po młodzieży to na pewno dobry pomysł i na to pytanie Fogiel nie odpowiedział (ale trochę tu winy redaktora Kolanko, bo zamiast zadać proste pytanie, zrobił z tego piętrowca, a Fogiel sobie z tego po prostu wybrał to, na co chciał odpowiedzieć).


Potem jednak (w pewnym sensie) się do tej kwestii odniósł. Zanim wrzucę dwa cytaty (Fogiel o tym w obu rozmowach wspominał) taka jedna uwaga natury ogólnej. Ciekaw jestem, czy ci ludzie, którzy wydają miliony monet na wszelkiej maści szkolenia z komunikacji perswazyjnej, erystyki/etc., zdają sobie sprawę z tego, że w pewnym momencie zaczynają brzmieć jak zacięte automaty. Ja wiem, że to wszystko robione jest z myślą o tym, żeby potem ktoś mógł powycinać z rozmowy pojedyncze fragmenty i zmontować z tego materiał, w którym ten, czy inny automat „zaorał”, ale i tak mnie to fascynuje. Poza tym, zastanawiam się nad tym, czy ci ludzie zachowują się tak również w życiu codziennym, czy też ograniczają się z tym klepaniem formułek do życia zawodowego. No, ale to dygresja była.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


W jaki sposób Fogiel odniósł się do tego, że cały filmik był dla młodzieży (eufemizując) cokolwiek obraźliwy? Ano w taki: „Zapraszamy do wyjścia z bańki i przedstawienia pewnych argumentów. (…) Jeśli ktoś uważa, że publikując takie kontrowersyjne pytanie, myśmy oczekiwali głaskania po głowie i tego, że nie wyleje się hejt, do specjalnie błyskotliwych nie należy (...)”. Ponieważ druga rozmowa (w Polsacie) odbyła się trochę później, przekaz został doszlifowany: „Pytanie było prowokacyjne, ale wywołaliśmy dyskusje, rozmowę”. Mamy tu przepiękny przykład erystyki. Fogiel był pytany o to, czy „ustawianie młodzieży do pionu” to na pewno dobre podejście, a opowiadał o tym, że oni tylko „zadali kontrowersyjne pytanie”. Tyle, że krytykującym ten filmik nie chodziło o pytanie (które samo w sobie nie było w żaden sposób kontrowersyjne), ale o to, że (zupełnym przypadkiem) Fogiel mówił do młodzieży jak do kretynów.


Niezwykle zabawnym znajduję to, co Fogiel powiedział o „zachęcaniu do wychodzenia z bańki”. Jest to dla mnie zabawne dlatego, że jeżeli chodzi o młodzież, to tam „bańką” są poglądy wygłaszane przez Fogla i jego partię. To nie jest żadna nowość. PiSowi jedynie w 2015 udało się przez krótki czas (acz wystarczający do zdobycia władzy) trafiać z przekazem do młodych. Potem drogi młodzieży i PiSu zaczęły się rozchodzić, z czego partia Kaczyńskiego nie do końca zdawała sobie sprawę. Zaczęła sobie zdawać dopiero (pi razy oko) w 2019 roku. Otóż wcześniej PiS bardzo lubił wrzucać na Twittera sondy (które „wygrywał” dzięki temu, że aktyw partyjny był dobrze zorganizowany), a wyniki tych sond wrzucano na antenę TVP, żeby pokazać, że to, co robi władza, cieszy się poparciem społecznym.


Wszystko to bardzo ładnie działało, aż do 2019 kiedy to miała miejsce bardzo przykra sytuacja: „Przygotowujący program "Strefa starcia" w TVP Info zrezygnowali z prowadzonej na Twitterze sondy, gdy większość biorących w niej udział zaznaczyła, że akceptuje możliwość adopcji dzieci przez pary homoseksualne”. Najzabawniejsze było oświadczenie w tej sprawie: „"w związku z uzyskanymi konkretnymi informacjami o kupowaniu głosów, czujemy się w obowiązku ostatnią sondę zamknąć. Szanujemy głosy WIDZÓW, dlatego jest dla nas niezmiernie ważne, żeby wynik sondy odzwierciedlał ICH punkt widzenia, a nie wykupionych farm anonimowych trolli". Jeszcze bardziej zabawne było to, że (cóż za zaskoczenie), najwięcej na temat tego, za ile można kupić głosy na Twitterze wiedzieli (a jakże) PiSowscy influencerzy. Aczkolwiek cebulą na torcie było to, że cały ten bełkot o kupowaniu głosów wziął się stąd, że PiSowscy influencerzy, widząc konta z młodymi azjatami w avatarach, doszli do wniosku, że to muszą być „azjatyckie boty”. Tl;dr: chodziło o fanki i fanów K-Popu. Mniej więcej od tamtej pory aktyw partyjny PiSu i PiSowska nomenklatura nie są w stanie pogodzić się z tym, że ich fanbaza wśród młodych to bardzo niewielka i nic nie znacząca banieczka, która nie jest w stanie wpływać na resztę młodzieży.


No dobrze, zatrzymajmy się na moment i podliczmy, ile już udało się zebrać „celów” tego filmiku. Po pierwsze chodziło o „zaproszenie do dyskusji”. Po drugie, chodziło o to, żeby młodzież wyszła z bańki. Po trzecie chodziło o to, żeby sprawdzić dlaczego młodzi nie lubią PiSu. Sporo tego jak na jedne filmik, prawda? Tyle, że na tym nie koniec, albowiem Fogiel (co zostało potem rozrzucone po prawicowych mediach) chwalił się jeszcze innym sukcesem związanym z tym  filmikiem: „- Już wszystkie cele zasięgowe na TikToku osiągnęliśmy. Film w ciągu doby wygenerował 160 tys. odsłon, kilka tysięcy komentarzy. Wie pan co robią w tym momencie algorytmy TikToka - stwierdził sugerując, że celem nagrania było zwiększenie zasięgu "stosunkowo młodego" profilu PiS na TikToku.”. Ten sam temat pojawił się w rozmowie na „Polsacie”: „Jako PiS jesteśmy nowym zjawiskiem na TikToku. Udało nam się uzyskać kilkanaście tysięcy komentarzy. To sprawia, że algorytmy postrzegają nasze konto inaczej”.


Tak więc możemy dodać do wyliczanki kolejne „cele”. Po czwarte: chodziło o to, żeby mieć duże zasięgi. Po piąte zaś chodziło o to, żeby (dzięki zasięgowi i komentarzom), wykorzystać algorytmy do zwiększania oglądalności kolejnych filmików. Być może się nie znam, ale zaczynam odnosić wrażenie, że z tymi „celami”, o których mówi Fogiel, to jest tak, że część z nich była wymyślana na bieżąco po tym, jak się okazało, że o filmiku zrobiło się nieco zbyt głośno?


No dobrze, ale o co tak właściwie mogło chodzić? Moim zdaniem (o czym już wspominałem w moich poprzednich „Głośnych Tekstach”) o to, żeby wysłać sygnał do aktywu, że „coś się robi z tą młodzieżą”. Przyznam szczerze, że na początku wykluczyłem jeden z tych „celów” bo uznałem, że ci ludzie nie mogą być aż tak bardzo cyfrowo wykluczeni, żeby faktycznie im o to chodziło. Tym celem było „robienie zasięgów”. Jednakowoż po tym, jak się przyjrzałem wypocinom Fogla muszę swój pogląd zrewidować: owszem, tym ludziom na serio chodziło o kwestie „zasięgowe” (dlatego też Fogiel opowiadał o algorytmach). Obstawiam, że proces decyzyjny przebiegał w sposób następujący: algorytmy działają tak, że podsuwają ludziom to, co ich denerwuje, więc zrobimy filmik, na którym zrzygamy się na młodzież, dzięki temu algorytmy zaczną nas częściej polecać  młodzieży, a sama młodzież chętniej nas będzie oglądać, a wtedy my przy pomocy nowych filmików zrobimy młodzieży pranie mózgu.


Jestem w stanie uwierzyć w to, że taki właśnie był plan (poza chęcią pokazania aktywowi i nomenklaturze, że „coś się robi”, rzecz jasna). Jestem w stanie w to uwierzyć, bo ten plan był po prostu, eufemizując, głupi. Głupi dlatego, że PiS (na nasze szczęście) nie jest w stanie zrozumieć przyczyn, dla których nie jest mu z młodzieżą po drodze.


Tym ludziom nadal wydaje się, że problem leży w tym, że do młodzieży ich przekaz nie dociera. Tak, problem leży właśnie w tym. Co prawda, mają do dyspozycji media rządowe o gigantycznym zasięgu (telewizje, radio, prasę, portale) mają całą kupię influencerów w soszjalach, którzy to influencerzy mają spore zasięgi, ale nadal im się wydaje, że problem leży w tym, że ten przekaz nie dociera do młodzieży. Jeżeli komuś się wydaje, że przesadzam i że sobie wymyślam różne rzeczy, to pozwólcie, że przypomnę kawałek wypowiedzi Fogla: „Jako PiS jesteśmy nowym zjawiskiem na TikToku” (była też wzmianka o „stosunkowo młodym profilu”).


Ta wypowiedź o „nowym zjawisku” nosiłaby znamiona sensu, gdyby dotyczyła jakiejś nowej partii, o której nikt wcześniej nie słyszał. PiS jest partią, która rządzi Polską od 8 lat, ma miliony wyborców, gigantyczną machinę propagandową. Ok, może i konto jest „młode”, ale to nie ma żadnego znaczenia. Niemniej jednak w to właśnie wierzą Fogle i inne Poręby. Podsumowując, PiSowi te zasięgi w niczym nie pomogą. Mało tego, biorąc pod rozwagę to, jak bardzo PiS „odstaje” od młodzieży, to ta toporna propaganda może im bardzo, ale to bardzo zaszkodzić.


No dobrze, ale jak to tam z tymi zasięgami teraz jest? Eufemizując: bez rewelacji. Owszem, są większe, niż na początku, ale koszt tych zasięgów jest ogromny. O jakim koszcie mowa? O tym, który widać, jak się zerknie w komentarze, w których nadal odbywa się niemiłosierna orka. Sprawa kolejna to to, że PiS nie potrafi wykorzystać nawet tych niewielkich zasięgów, które mu się udało „wyprodukować”. Momentami jest to komiczne. W komentarzach pod „usuniętym” filmikiem było trochę wzmianek o Czarnku (o którym młodzież ma zdanie takie, a nie inne). Co w związku z tym robi PiS? Wrzuca na Tik Toka filmiki, na których Czarnek opowiada o Wojtyle. Przez moment sobie pomyślałem, że może to znowu jest jakiś diaboliczny plan, który miałby na celu podbicie zasięgów (bo Czarnka młodzież nie lubi), ale gdyby tak było, to nie kazaliby mu opowiadać o Wojtyle, ale o wszelakich mniejszościach, które Czarnek lubi hejtować.


Mam szczerą nadzieję, że „ofensywa internetowa” będzie nadal wyglądała w ten sam sposób. Tzn. będzie prowadzona przez grupkę zarozumiałych typów, którym wydaje się, że „znaleźli sposób na młodzież”. Aczkolwiek prawda jest taka, że nawet, gdyby tam się pojawił ktoś, kto na serio mógłby to ogarnąć, to na prowadzenie tego rodzaju działań jest w tym konkretnym przypadku o wiele za późno. Mniej więcej o dwie kadencje za późno. Gdybyśmy popatrzyli na to wszystko przez pryzmat politycznego pragmatyzmu, to PiS zrobiłby o wiele lepiej, gdyby odpuścił sobie te „ofensywy internetowe”. Tyle, że na to nikt się tam nie zdecyduje, bo mogłoby to zostać odebrane przez aktyw jako przyznanie się do „imposybilizmu”. O wiele bardziej prawdopodobne jest to, że Fogiel i Poręba w pogoni za zasięgami będą produkować kolejne „kontrowersyjne” filmiki, które będą antagonizować młodzież w jeszcze większym stopniu. Potem zaś będą się chwalić tym, że udało im się osiągnąć ten, czy inny cel. Nie wiem, jak wam, ale mnie to nieszczególnie przeszkadza (aczkolwiek współczuję młodzieży, która musi się mierzyć z tymi umizgami). Ja zaś lojalnie was uprzedzam, że od czasu do czasu będę się pochylał nad tą „ofensywą internetową”.



Źródła:

https://www.rp.pl/polityka/art38155771-fogiel-o-swoim-nagraniu-na-tiktoku-cele-zasiegowe-osiagnelismy

 https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,29592489,uzytkownicy-tiktoka-nie-zostawili-na-pis-ie-suchej-nitki-fogiel.html?

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-badanie-wiekszosc-polakow-za-zbadaniem-podejscia-karola-wojt,nId,6499811

https://wyborcza.pl/7,75398,14459438,ojciec-rydzyk-kontra-tvp-chce-szybciej-dostac-miejsce-na-multipleksie.html

Moja notka na temat tego co się działo w kontekście wyborów samorządowych 2014:

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2014/12/wyborczy-armagedon.html

https://oko.press/w-2014-r-chcieli-sprywatyzowac-lasy-nowy-minister-srodowiska-jak-propagandysta-lasow-panstwowych

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-badanie-wiekszosc-polakow-za-zbadaniem-podejscia-karola-wojt,nId,6499811

https://www.press.pl/tresc/56690,sonda-_strefy-starcia----usunieta_-wyniki-nie-byly-zgodne-z-oczekiwaniami

piątek, 24 marca 2023

Asymetria

Ponieważ mam rozgrzebanych kilka innych notek (na ten przykład, o rosyjskiej dezinformacji i o wywiadzie, w którym Fogiel opowiadał o „sprytnym planie”, dotyczącym pamiętnego filmiku skierowanego do młodzieży) uznałem, że to doskonały moment na napisanie jeszcze innej.


O czym będzie? O pewnym rodzaju asymetrii. Zazwyczaj wnioski końcowe formułowane są, no cóż, na końcu, ale ja sobie od nich zacznę. Otóż, żyjemy sobie w rzeczywistości, w której opozycja może (i jest) rozliczana z dowolnej wypowiedzi dowolnej osoby, która to osoba, o ile wypowiedź jest odpowiednio durna, automatycznie zostaje „twarzą opozycji”, a partia rządząca, niemalże z założenia, nie musi się tłumaczyć z niczyich słów. Tak, czasem zdarza się, że ktoś dostanie jakieś „niewygodne” pytanie dotyczące tej, czy innej wypowiedzi, ale to są wyjątki.


Teraz pora na moją ulubioną zabawę w „co by było gdyby”. Tak więc, wyobraźcie sobie, co by było gdyby jeden z czynnych polityków Platformy Obywatelskiej prowadził multum fanpejdży na FB, na których pojawiałyby się rasistowskie treści. Wyobraźmy sobie, że ta osoba prowadzi swój kanał na Youtube, na którym rozmawia z osobą, która stwierdziła, że Jarosław Kaczyński „powinien trafić przed trybunał stanu, sąd wojskowy i pod ścianę.”. Co zrozumiałe, ten „wywiad” promowany byłby na stronach polityka przy pomocy wyżej wymienionego cytatu i słowami „zgadzasz się z wypowiedzią? Udostępnij ten film!”. Wyobraźmy sobie, że politykowi temu nie podobała się pewna grupa ludzi, tak więc chciał, żeby poddać tę grupę „dezynfekcji”. Idźmy dalej i wyobraźmy sobie coś, co jest już naprawdę chore, wyobraźmy sobie, że ten czynny polityk był łaskaw formułować publicznie groźby pod adresem kobiety, której dziecko popełniło samobójstwo.


Ja tam co prawda jestem tylko prostym blogerem, ale wydaje mi się, że wszystko wyglądałoby mniej więcej tak: abstrahując od tego, że taka osoba miałaby zarzuty prokuratorskie (a sam polityk zostałby wywalony z PO na zbity pysk w tempie ekspresowym), to praktycznie każdy wywiad/rozmowa z dowolnym politykiem PO zaczynałby się od pytań na temat tej osoby. Rządowe media opowiadałyby o działalności tego polityka 24/7, a symetryści zaczęliby tłumaczyć, że „no, ten człowiek właśnie zapewnił PiSowi trzecią kadencję”.


Większość z was zapewne już wie, jaka będzie pointa tego eksperymentu myślowego. Otóż, nie musimy sobie wyobrażać takich sytuacji. Takie sytuacje miały miejsce. Różnice były kosmetyczne: nie chodzi o polityka PO, a o polityka Zjednoczonej Prawicy, a zamiast Kaczyńskiego pod ścianą miał się znaleźć Tusk. Cała reszta się zgadza. Politykiem tym jest Dariusz Matecki (który, choć ponoć jest bardzo biegły w internetach, uznał, że skasowanie filmiku [czy też ukrycie kanału na YT] sprawi, że coś z internetów zniknie). Ja wiem, że w obecnych okolicznościach przyrody praktycznie nie jest możliwe to, żeby ten człowiek poniósł jakąkolwiek odpowiedzialność za swoje czyny, bo jest kolegą Zbyszka, ale nie rozumiem, czemu media w ogóle nie poruszają jego tematu w trakcie rozmów z politykami Zjednoczonej Prawicy. Od czasu do czasu media sobie o nim przypomną, ale generalnie to nie poświęcają mu zbyt wiele uwagi. Czemu tak się dzieje? O tym będzie nieco dalej.


Przyznam szczerze, że pierwotnym założeniem było to, żeby tych „eksperymentów myślowych” robić więcej, ale przypomniałem sobie, że miałem się ograniczać ze ścianami tekstu. Tak więc kolejni bohaterowie będą traktowani skrótowo. O czym media nie wspominają?


Ano, na ten przykład, o tym, że kurator oświaty, Barbara Nowak, bardzo lubi publikować jakieś antynaukowe brednie i  najchętniej pozbyłaby się ze szkół uczniów z niepełnosprawnościami. To jest swoją drogą dość absurdalne, bo Ministerstwo Edukacji i Nauki wspiera edukację włączającą, a Barbara Nowak publicznie twierdzi, że edukacja włączająca to „neomarksistowska konstrukcja nowego człowieka”, a szkoły stały się „poletkiem globalistów”.


W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję. Ja wiem, że już o tym kiedyś wspominałem, ale nadal zastanawia mnie to, czyją znajomą jest Barbara Nowak. Ja rozumiem, że Zjednoczona Prawica ma krótką ławkę, ale ta ławka nie jest aż tak krótka, żeby jedyną kandydatką na to stanowisko była Barbara Nowak. Jak to możliwe, że Barbara Nowak publicznie chłoszcze MEiN i nie ponosi za to żadnych konsekwencji?



UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty



Jeżeli zaś chodzi o sam wymiar „medialny”, to w przypadku Barbary Nowak media (rzecz jasna, nie chodzi mi o media rządowe), tak samo jak w przypadku Mateckiego, są na tyle uprzejme, że nie zadają politykom Zjednoczonej Prawicy trudnych pytań o to, jak to możliwe, że kurator występuje przeciwko MeiN i absolutnie nikt w ministerstwie na to nie reaguje. Tak sobie dumam, że gdyby wypowiedzi (na temat osób z niepełnosprawnościami), które serwuje nam Barbara Nowak, padły z ust kogoś związanego z opozycja, to rządowe media przynajmniej przez tydzień opowiadałyby nam wszystkim o akcji T-4.                                


Następnymi okazami zajmiemy się zbiorczo, albowiem chodzi o ludzi, którzy dzięki Zjednoczonej Prawicy dostali się do Trybunału Przyłębskiego. Zacznijmy od prof. Mariusza Muszyńskiego, który wcześniej zajmował się na Twitterze szukaniem niemieckich nazwisk (może powinien wydać książkę pt. „Poznaj Niemca”?), wyzywaniem polityków PO, pisaniem o tyłku Biedronia i tak dalej. Następnym okazem jest Krystyna Pawłowicz, której twórczości nie trzeba nikomu przedstawiać. Kolejnym i ostatnim okazem jest pewien wieloletni członek PZPR, odznaczony brązowym medalem zasługi w czasach PRLu, który dostał się do trybunału w ramach dekomunizacji. Tak swoją drogą, mnie tam wisi i powiewa, kto był w PZPR, ale jeżeli partia, która postuluje „potrzebę dekomunizacji sądownictwa”, umieszcza w trybunale takie indywiduum, to powinno się ją z tego rozliczać (choćby medialnie). Ten sam przyjemniaczek był również zamieszany w próbę ukręcenia łba sprawie księdza pedofila z Tylawy.


Zatrzymajmy się na moment przy tej sprawie. Dość głośno zrobiło się w pewnym momencie o filmiku, na którym Piotrowicz tłumaczył, że ksiądz w sumie nic nie zrobił. Warto tę wypowiedź osadzić w kontekście. Piotrowicz musiał wiedzieć jaki materiał dowodowy zebrano, musiał wiedzieć jakie były zeznania ofiar. Ja wiem, że domniemanie niewinności i tak dalej, ale on przecież doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaka była prawda, a mimo tego wyszedł przed kamery i opowiadał o tym, że w tym, co robił ksiądz, nie było nic złego. Takiego typa Zjednoczona Prawica umieściła w trybunale i absolutnie nikt tej prawicy za to nie rozlicza. Ta niemoc polskich mediów jest o tyle bardziej spektakularna, że wiadomo było, że z tymi osobami (Pawłowicz i Piotrowicz) Zjednoczona Prawica ma problem natury wizerunkowej (moja robocza teoria jest taka, że Piotrowicza wmusił PiSowi Episkopat [z jakiegoś powodu Piotrowicz się zaangażował wtedy w sprawę tego pedofila], a Pawłowicz wcisnął Rydzyk).


A skąd to wiadomo? Otóż, każde inne zaprzysiężenie sędziów było szeroko obfotografowywane. W przypadku tej dwójki było inaczej. Żadnych zdjęć ani nagrań nie pokazano. Ale na tym się sprawa nie kończy. Spindoktorzy Zjednoczonej Prawicy uznali, że te zdjęcia mogłyby być tak bardzo obciążające wizerunkowo, że gdy złożono wniosek (w trybie dostępu do informacji publicznej) o udostępnienie tych zdjęć, Kancelaria Prezydenta odpowiedziała, że: „Nagrania i zdjęcia wykonane podczas zaprzysiężenia Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza na sędziów Trybunału Konstytucyjnego nie będą ujawnione, bo nie są informacją publiczną”. Innymi słowy: kancelaria przyznała praktycznie wprost, że cała ta sprawa jest dla władzy problematyczna. Czy ktokolwiek ten temat potem drążył? A gdzie tam.


Na sam koniec wyliczanki zostawiłem sobie inną kwestię. Tym razem nie będzie chodzić o osobę, ale o medium. Jest w Polsce taki tygodnik jak „Do Rzeczy”, który dostaje kupę kasy z budżetu (via reklamy wykupione przez Spółki Skarbu Państwa). Czym ostatnio zajmuje się „Do Rzeczy”? Miło, że pytacie! Otóż, zajmuje się rozpowszechnianiem rosyjskiego dezinfo w sprawie wojny w Ukrainie. Tak, to są „tylko cytaty”, ale dziwnym trafem są to cytaty jakiegoś typa ze Zjednoczenia Narodowego (onuce) albo np. Trumpa (komentarz zbędny), których autorzy straszą wszystkich trzecią wojną światową. Rzecz jasna, ze strony sponsorów totalne zero reakcji. Tak samo, jak ze strony mediów, które mogłyby zwrócić uwagę na taki drobny szczegół, jak to, że dotowany przez państwo tygodnik czuć onucą.


I na tym wyliczankę zakończę, choć mógłbym jeszcze wiele napisać np. o tym, jak to politycy Zjednoczonej Prawicy zarzucają USA prowadzenie wojny hybrydowej przeciwko Polsce i innych tego rodzaju idiotycznych wypowiedziach i działaniach (zapraszanie amerykańskiego ambasadora, bo się komuś nie spodobał program w telewizji).


No dobrze, ale czemu tak właściwie Zjednoczona Prawica nie jest za te wszystkie działania i wypowiedzi jej polityków rozliczana w mediach? Jak to jest, że skandaliczne wypowiedzi prawicowych polityków przechodzą praktycznie bez echa, a opozycja jest rozliczana z wypowiedzi jakichś przypadkowych osób? Tak, wiem, czasami są to jakieś „gadające głowy”, które opowiadają się po stronie opozycji, ale to i tak jest zupełnie inny „kaliber”, niż czynni politycy Zjednoczonej Prawicy albo osoby, które dzięki tejże Zjednoczonej Prawicy dostały stołki.


Ta asymetria jest gigantyczna i nie da się jej wytłumaczyć tylko i wyłącznie tym, że Zjednoczona Prawica ma do dyspozycji swoje własne media, a opozycja takimi nie dysponuje. Owszem,  rządowe media nie będą zadawać „swoim” politykom trudnych pytań i nie zamierzają ich z niczego rozliczać. Niemniej jednak to nie są (jeszcze) jedyne media w naszym kraju.


Moja robocza teoria jest taka, że ten brak grillowania bierze się stąd, że wszyscy się przyzwyczaili do tego, w jaki sposób wypowiadają się pewne osoby, a z tego zaś wynika, że nie można sobie przy ich pomocy nabić oglądalności, ani wejść na portale. Tak, czasami zdarza się, że jakiś portal się pochyli nad tym, czy innym wyrzygiem polityka Zjednoczonej Prawicy, ale to przeważnie jest artykuł pt. „kontrowersyjna wypowiedź X”, a pojawia się on na portalu tylko i wyłącznie dlatego, że dana wypowiedź zaczęła „trendować” w mediach społecznościowych, tak więc istnieje szansa na podbicie sobie liczby klików.


Już po napisaniu powyższego kawałka tekstu przypomniało mi się coś, co miało związek z „lapsusem językowym” jednego z polskich duchownych, Józefa Michalika, który (8 października 2013) był łaskaw powiedzieć publicznie, że z tą pedofilią to jest tak, że niektóre dzieci wciągają w nią dorosłych. Przy okazji tej wypowiedzi (i tego, jak zareagowały na nią media) zdałem sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze z tego, że media społecznościowe mogą wpływać na „stare” media. Po drugie zaś z tego, że media mają spore problemy z jednoznaczną oceną pewnych wypowiedzi/działań/etc. Już tłumaczę skąd mi się te przemyślenia wzięły. Otóż, pierwotnie, wypowiedź była częścią artykułu na temat obrad KEP.


KEP obradował wtedy na różne tematy, a pedofilia wśród duchownych była jednym z tych tematów. Artykuł (którego nie zalinkuje, bo choć znalazłem na swoim fanpejdżu stary link, to nigdzie on nie prowadzi, a znaleźć artykułu po słowach kluczowych nie dałem rady). Artykuł (z Interii) był stosunkowo długi, a ta wypowiedź sobie tam po prostu „była” i nie została opatrzona praktycznie żadnym komentarzem od redakcji. Ponieważ  pojawiła się ona na kilku fanpejdżach (w tym na moim), a FB nie ścinał jeszcze zasięgów, Michalik nagle miał swoje pięć minut w mediach społecznościowych. I dopiero po tym, jak wypowiedź zaczęła się przewalać przez media społecznościowe, na „poważnych portalach” zaczęły się pojawiać artykuły o skandalicznej wypowiedzi/etc. Śmiem twierdzić, że gdyby nie zainteresowanie „soszjali”, to ta wypowiedź mogłaby przejść bez echa, bo żaden z redaktorów nie wpadłby na to, że jest ona skandaliczna sama w sobie i nie trzeba z jej oceną czekać, aż się okaże, że wypowiedź bije rekordy popularności.  


Wydaje mi się, że to właśnie te „problemy z oceną”, połączone z troską o liczbę kliknięć/oglądalność, są główną przyczyną tej tytułowej asymetrii. No bo niby można napisać coś o Barbarze Nowak, ale przecież wszyscy wiedzą, kto to jest i jak się wypowiada. Niby można napisać coś o Pawłowicz, ale (patrz wyżej). Dodajmy sobie jeszcze do tego ludzi, którzy pod każdym artykułem na ten temat będą się dziwować temu, że ktoś w ogóle ten temat poruszył, no bo „stop making stupid people famous”. Ujmując rzecz innymi słowy, jako społeczeństwo przyzwyczailiśmy się do realnego zła, a media nam w tym pomogły, bo zamiast skupiać się na tym, żeby piętnować to zło, skupiały się głównie na tym, żeby za pomocą jego referowania nabijać sobie wejścia/oglądalność. Ponieważ się ludzie do tego przyzwyczaili i, na ten przykład, przestało to generować ruch sieciowy, media przestały się nad tym pochylać. A poza tym, po co zadawać pytania o jakąś tam zamierzchłą przeszłość i jakieś stare wypowiedzi...


W przysłowiowym międzyczasie Zjednoczona Prawica i jej mediaworkerzy nie próżnowali. Ja doskonale pamiętam, jak przy okazji „lapsusu językowego” Michalika dla Samuela Pereiry problemem było to, że wypowiedź była „nie do obrony” (rzecz jasna, wpis ten razem z tysiącami innych odszedł w niebyt, gdy Pereira czyścił sobie internetową przeszłość). Oni już wtedy uczyli się tego, że piętnuje się jedynie wypowiedzi, które padają „z zewnątrz” (względem PiSu, a później Zjednoczonej Prawicy), a „swoje” się albo przemilcza, albo próbuje się ich bronić (stosując kucowe „wyrwane z kontekstu”, na ten przykład).


Dodajmy do tego jeszcze to, że obecni rządowi mediaworkerzy, którzy wcześniej byli „niepokornymi” i „niezależnymi dziennikarzami”, też zwrócili uwagę na to, że media społecznościowe wpływają na „stare” media. Dlatego też rządowa machina propagandowa do perfekcji opanowała coś, co od biedy można nazwać „indukowaniem oburzenia”, które to oburzenie jest potem utrzymywane na odpowiednim poziomie tak długo, aż wreszcie wszystkie media się nad tym będą musiały pochylić. Jestem się w stanie założyć o wiele, że gdyby nie udawane oburzenie PiSowców na materiał w TVN o Wojtyle, to suweren by się z tym pogodził. Zdawała sobie z tego sprawę również Zjednoczona Prawica i dlatego nie mogła sobie tej kwestii odpuścić.


Ktoś może powiedzieć: no dobrze, może i się przyzwyczailiśmy do tego, co robi Zjednoczona Prawica, ale przecież nadal nas w jakimś stopniu te wypowiedzi i działania oburzają. Owszem, ale to wszystko jest oddolne i jako takie trwa stosunkowo krótko. Dla porównania, indukowane oburzenie serwowane suwerenowi przez Zjednoczoną Prawicę może trwać całymi latami dlatego, że to „indukowanie” odbywa się przez cały czas. Rządowa machina propagandowa nie musi się przejmować kliknięciami i oglądalnością, dlatego, że w razie czego może liczyć na miliardy z budżetu. Można więc w kółko wałkować te same tematy. Po to są przecież te grube miliony z SSP łożone na te wszystkie gadzinówki. Oni wszyscy mogą sobie pozwolić na pisanie bredni, które wykończyłyby dowolny inny tygodnik, czy też inną gazetę, bo mogą się nie przejmować liczbami sprzedanych egzemplarzy: oni piszą do fanatyków Zjednoczonej Prawicy i to jest ich główny cel.


Przy całej mej niechęci do indolencji naszej opozycji, zdaje sobie sprawę z tego, że nie ma ona łatwego zadania. Nie w takich okolicznościach przyrody. Z drugiej jednak strony, to nie jest coś, co się nam jakoś teraz „porobiło”. To jest sytuacja „zastana” i trzeba się do niej jakoś dostosować. Można by było, no nie wiem, zacząć od jakiejś spójnej polityki komunikacyjnej. O ile bowiem Zjednoczonej Prawicy w najmniejszym stopniu nie szkodzi stosowanie wielonarracji (bo rządowa machina propagandowa przyodziewa to w narrację „ach jak oni się pięknie różnią”), to w przypadku polityków opozycyjnych jest to duży problem, albowiem czepiają się ich o to zarówno rządowi mediaworkerzy, jak i pracownicy „wolnych mediów”. Nie chciałbym być źle zrozumiany, ja nie widzę nic złego w tym, że się grilluje polityków, tych „wewnętrznych sprzeczności” jest od groma, ale one są traktowane przez media po macoszemu.


Daleki jestem od budowania teorii spiskowych, w myśl których ten, czy inny dziennikarz to się „sprzedał” (w końcu nie każdy jest Krzysztofem Suwartem, prawda?), niemniej jednak grillowanie polityków opozycyjnych, przy jednoczesnym olewaniu wypowiedzi takich tuzów, jak Barbara Nowak (i jej niemalże eugenicznych bredni) może czasami człowieka wpędzić w nielichą zadumę. No bo tak na serio: czy ci ludzie sami nie dostrzegają tej asymetrii? A jeżeli ją dostrzegają, to czy nie zdają sobie sprawy z tego, że sami są częścią problemu. Nie oszukujmy się, ta asymetria to spory problem i to nie tylko problem opozycji, ale, niestety, nas wszystkich, bo jej efektem jest dość absurdalna sytuacja, w której opozycja jest grillowana znacznie częściej, niż partia rządząca.


Z tego zaś wywodzą się takie absurdy, jak na przykład to, że Genialny Strateg z Żoliborza publicznie opowiada o tym, że opozycja chce sfałszować wybory i tak na dobrą sprawę wypowiedź ta przechodzi bez większego echa. No bo przecież to Kaczyński. Wszyscy wiedzą jaki on jest, więc drążenie tematu nie ma sensu. Albo może ostatni z fikołków będący elementem kremówkowej inby, z którego to fikołka wynikło to, że USA prowadzą z Polską wojnę hybrydową. Dodajmy do tego, ten drobny szczegół, że fikołek ten został wykonany w sytuacji, w której (w praktyce) od USA zależy nasze krajowe bezpieczeństwo. I co? I nic. No bo przecież wiadomo, że to Zjednoczona Prawica. Oni tak mają, że do bieżących narracji potrafią wciągnąć cały aparat państwowy (w tym przypadku było to MSZ), tak więc nie ma się czym przejmować, proszę się rozejść.


Źródła:


Twórczość Barbary Nowak:

(tu link do Wencla, albowiem zwrócił uwagę na nierównowagę medialną na przykładzie Barbary Nowak).

https://twitter.com/kuba_w/status/1638495998619025408

O edukacji włączającej:

https://www.gov.pl/web/edukacja-i-nauka/edukacja-wlaczajaca

Twórczość Muszyńskiego:

https://twitter.com/NewsweekPolska/status/672114707323596800

Twórczość Mateckiego:

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1150749597528219649

https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103087,25484762,zaprzysiezenie-nowych-sedziow-tk-bez-udzialu-mediow-dlaczego.html

https://konkret24.tvn24.pl/polityka/kancelaria-prezydenta-nie-pokaze-zdjec-i-nagrania-z-zaprzysiezenia-pawlowicz-i-piotrowicza-ra1003733

Rosyjskie Dezinfo w „Do Rzeczy”

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1637124454433144833

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1637413318246768640

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,28938892,kaczynski-w-siedlcach-opozycja-w-samorzadach-chce-sfalszowac.html

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/jan-pawel-ii-pedofilia-reportaz-tvn24-ambasador-usa-wezwany

niedziela, 19 marca 2023

Słuchajcie, Głąby!

Ja się wam przyznam szczerze, że chciałem na jakiś czas zamknąć temat „PiSowskiej ofensywy internetowej”, ale ostatni popis Radosława Fogla, który jest jednym z „zasiadaczy” PiSowskiego konta na Tik Toku mnie po prostu lekko przerósł. To jest taki trochę „The Room” materiałów wyborczych, tak więc jest to nieintencjonalnie śmieszne (choć zostało nagrane całkiem na poważnie). Jest tam tyle gęstego, że ten krótki tekst się spindoktorom PiSu po prostu należał.


Cóż takiego było w filmiku? W telegraficznym skrócie, Fogiel był łaskaw powiedzieć młodym ludziom, że są po prostu ignorantami, którzy nienawidzą PiSu dlatego, że nasłuchali się piosenek Maty i Cypisa, a w ogóle to młodzież nawet nie wie, ile PiS zrobił dobrego dla Polski. A poza tym, to jak ktoś ma jakieś konkretne zarzuty, to niech w komentarzu to napisze.


Dość powiedzieć, że był to filmik, który miał znacznie lepszy zasięg od jakiegokolwiek innego z tego konta. Co zrozumiałe, w komentarzach odbyła się niemiłosierna orka. Jak sobie czytałem odpowiedzi napisane przez osobę adminującą kontem, to najpierw pomyślałem, że ktoś celowo usiłuje jeszcze bardziej podgrzać atmosferę. A potem do mnie dotarło, że ten cringe jest efektem tego, że admin usiłuje żartować.


Ciekaw jestem, kiedy Kamila Baranowska napisze kolejny tekst o PiSowskiej „ofensywie internetowej”, bo ten filmik nie wpisuje się w żadną z narracji, które zaprezentowała w swoich artykułach. No bo tak. W pierwszym z nich stało, że PiS chce demobilizować młodszy elektorat. Jak się do tego ma nakręcanie filmiku, który antagonizuje młodzież? Przecież wkurzanie jakiegoś elektoratu to wprost idealny sposób na jego zmobilizowanie.


No dobrze, to może chodziło o drugi artykuł? No wiecie, ten, w którym tłumaczono, że PiS chce „docierać do młodzieży i prostować dezinformacje”. I znowuż: jak się to ma do nakręcania filmiku, w którym tłumaczy się młodzieży, że jest po prostu głupia i na niczym się nie zna? Owszem, udało się tym filmikiem „dotrzeć do młodzieży”, ale PiSowi raczej nie chodziło o ten rodzaj zasięgów.


Swoją drogą, ciekaw jestem, po co w ogóle ten filmik powstał. Tak na pierwszy rzut oka można by było uznać, że Foglowi (czy innemu geniuszowi, który ten badziew wymyślił), chodziło o to, żeby dowiedzieć się tego, czemu tak właściwie młodzi nie lubią PiSu. Tyle, że z tą teorią jest kilka problemów. Po pierwsze, tego rodzaju „sondę” Tik Tokową można przeprowadzić bez uciekania się do lżenia „respondentów”. Po drugie, to jest bezsensowne działanie, bo doskonale wiadomo czemu młodzież nie lubi PiSu (organiczanie praw reprodukcyjnych, Czarnek, konserwatywny zamordyzm i tak dalej i tak dalej). Po trzecie, nawet gdybyśmy przez moment założyli, że PiS czegoś „nie wie”, to wystarczyłoby zrobić badania (które PiS pewnie zrobił, ale ich nie zrozumiał [jest to pokłosie PiSowskich prób „ulepienia” młodzieży). Po czwarte i najważniejsze. PiS od zawsze mierzy i waży internety. Mam uwierzyć w to, że nikt tam nie wpadł na to, żeby po prostu wyciągnąć z internetów to, co na temat PiSu mają do powiedzenia młodzi ludzie?


Mam przeczucie graniczące z pewnością, że ten filmik powstał w wyniku frustracji wywołanej tym, że spindoktorzy PiSu siedzą nad tymi filmikami i #nikogo (a jak już ktoś tam przyjdzie, to przeważnie po to, żeby zostawić jakiś niemiły komentarz). No to nakręcono taki, który na pewno przyciągnie uwagę. Nie, nie uwierzę w to, że to jest efekt jakiejś „przemyślanej strategii”. No chyba, że ta „przemyślana strategia” polega na tym, że chce się zmobilizować elektorat, który w przeważającej większości będzie głosował na inne partie. Gdyby ten filmik był „dobrze przemyślany”, to jest autor wiedziałby, na ten przykład, kiedy powstała piosenka, w której refrenie pojawia się 8 gwiazd. Tak się bowiem składa, że powstała ona zaraz po tym, jak PiS rękami Jarosławowego odkrycia towarzyskiego (aka Julia Przyłębska) zaostrzył prawo aborcyjne. Wydaje mi się, że niechęć młodzieży do PiSu była wywołana odebraniem Polkom resztek praw reprodukcyjnych, a nie tym, że ktoś nagrał taką, a nie inną piosenkę.


No ale, może to faktycznie jest jakaś „przemyślana strategia” i jakieś szachy 5D, a ja się po prostu nie znam.  
 

Źródła:

https://www.tiktok.com/@pis_org/video/7211817483819388166

piątek, 17 marca 2023

Gdzie jest niegdysiejszy 2015

Jakiś czas temu pastwiłem się nad artykułem, którego autorka (Kamila Baranowska, która „tworzyła” wcześniej dla „Do Rzeczy”), opisywała „drugie dno ofensywy PiS na Tik Toku” (artykuł opublikowano 16-02-2023).


W telegraficznym skrócie, autorka tłumaczyła, że PiS teraz chce zrobić w necie ofensywę i będzie się starał zniechęcać młodych do udziału w wyborach. Teoria ta wydawała mi się po prostu śmieszna, bo gdyby faktycznie PiS miał jakiś „tajny plan”, to przecież nie opowiadano by o nim autorce tekstu, bo wtedy bardzo szybko przestałby być tajny (a to oznacza, że byłby raczej mało skuteczny).


14 marca 2023 na Interii pojawił się kolejny artykuł tej samej autorki, z którego w praktyce wynika, że ten wcześniejszy o „drugim dnie”, to były po prostu jakieś bzdury. Artykuł ma tytuł z gatunku self-explanatory: „Wiemy, jak PiS zamierza wygrać wybory. Punkt po punkcie”. Jednym z tych punktów jest opisana, a jakże „ofensywa w internecie”. W tym punkcie jest tyle gęstego, że zamierzam się tym z wami podzielić.


Na początku mamy stwierdzenie oczywistości:


„Podwójną wygraną w 2015 roku PiS zawdzięcza między innymi skutecznej komunikacji i mobilizacji swoich zwolenników w internecie. Wtedy PiS szybko dostrzegł, że Twitter i Facebook mogą być narzędziami w politycznej walce i wykorzystał to.”.


Powyższy kawałek tekstu jest częściowo prawdziwy. Owszem, PiS zorientował się, że media społecznościowe są bardzo ważne. Owszem, PiS po mistrzowsku ograł PO w 2015 roku. Niemniej jednak nie powinno się zapominać o tym, że PiS wygrał również dlatego, że w 2015 roku rozpowszechniał w internecie treści, które były elementem rosyjskiej wojny informacyjnej z Zachodem. Fear-mongering związany z zamachami, nieistniejącym zagrożeniem „islamizacji” (no do tej pory to już ta UE powinna być zislamizowana przynajmniej w 150% i tak dalej. No, ale temat rosyjskiego dezinfo, to materiał na osobną notkę (którą mam rozgrzebaną i może kiedyś skończę).


„W ostatnim czasie wiele było w obozie władzy narzekań, że ta przestrzeń została mocno zaniedbana, a ton w mediach społecznościowych zaczęła nadawać opozycja.”



Nie, to nie jest tak, że PiS to zaniedbywał. PiS nadal potrafi organizować sobie akcje hashtagowe i nadal potrafi szczuć swoje trolle na opozycję. Na FB i na TT nadal działają PiSowscy influencerzy (te wszelkiej maści „logiczne” fanpejdże/etc.). Przecież internetowa kariera Szafarowicza wystartowała od zera do 100 w bardzo krótkim czasie, głównie dzięki temu, że jego filmiki mogły liczyć na wsparcie tych wszystkich „niezależnych internautów”. Start był więc bardzo dobry. Tylko, że potem przyszła rzeczywistość i okazało się, że jego filmiki na Tik Toku (a właśnie tam miała się „rozwijać” jego działalność) nie są w stanie wygenerować pożądanych zasięgów. Obstawiam, że to właśnie dlatego Szafarowicz zdecydował się na publikowanie tych (eufemizując) obrzydliwych filmików na temat posłanki Fliks.


Opozycja „nadaje ton” nie dlatego, że jest jakoś specjalnie bardziej ogarnięta w soszjalach. Po prostu przekaz opozycji bardziej wpasowuje się w oczekiwania odbiorców. Kosmiczne zasięgi Tuska na Tik Toku nie biorą się z powietrza.


„W kampanii ma się to zmienić, przy czym PiS stawia mocno także na dotąd niewykorzystywane kanały dotarcia, takie jak choćby aplikacja TikTok, gdzie zaczęły pojawiać się konta polityków PiS młodszego pokolenia. Ale nie tylko”.


Po pierwsze, PiS kampanii nie przerwał ani na chwilę od 2015 roku. Po drugie, to nie jest tak, że to są „niewykorzystane kanały”, bo PiS stara się działać na tym Tik Toku i efekt jest nieodmiennie taki sam. Nieśmiało przypominam, że w poprzednim tekście Baranowskiej na temat „internetów” opisywano start (kolejnej) ofensywy internetowej PiSu. Elementem tej ofensywy miało być konto partyjne (ojcem założycielem był Tomasz Poręba). Powiedzieć, że ta ofensywa skończyła się totalną klapą, to jak powiedzieć, że TVP jest lekko stronnicze. Ja wiem, że to konto nadal istnieje i nadal wrzucane są tam filmiki, ale ich łączna liczba odsłon to jakaś 1/6 liczby odsłon ostatniego filmiku Tuska. Śmiem twierdzić, że ta tendencja się raczej nie zmieni, mimo że PiS „ma plan”. Jaki? Ciesze się, że zapytaliście:


„Jak ustaliła Interia, młodzi PiS-owcy pod wodzą Michała Moskala, szefa gabinetu prezesa PiS i partyjnej młodzieżówki, mają za zadanie stworzyć cały ekosystem kanałów, które będą wspierać i promować, w mniej lub bardziej otwarty sposób, narrację sztabu wyborczego”.



Tak więc odpowiedzią na to, że odbiorcy (szczególnie ci młodzi) nie są w najmniejszym stopniu zainteresowani tym, co ma im do przekazania władza, jest założenie jeszcze większej liczby kont, na których będą treści, których nie chcą oglądać ci ludzie. Nieśmiało przypominam, że swego czasu pewien influencer z dużymi zasięgami zaczął nagle wychwalać PiS i raczej nieszczególnie dobrze mu poszło. Skąd w ogóle wziął się PiSowi ten pomysł o zakładaniu zyliona kont? No przecież to nic nowego. To jest próba powtórzenia 2015 roku, kiedy to „zwykli internauci” zasypali internet swoimi „świadectwami”. Tyle, że teraz mamy rok 2023, a PiS już dawno stracił „kontakt z bazą”.


„Przykładem mogą być dwa tiktokowe kanały: "Bez Kitu" i "Nie mów za mnie", w których twórcy, zarówno politycy, ale także osoby niekojarzone wprost z partią, opowiadają o sukcesach PiS i wytykają błędy opozycji. Kanał "Nie mów za mnie" jest skierowany do kobiet i nawiązuje do akcji hiszpańskiej partii VOX, pokazującej konserwatywną odpowiedź na radykalny feminizm.”.


Tutaj zacznę od końca. Jakim dzbanem trzeba być, żeby chwalić się w mediach tym, że kopiuje się pomysły proputinowskiej partii? Poza tym, jakim dzbanem trzeba być, żeby „oflagować” w ten sposób własne kanały? Tzn. ja rozumiem, że nikt nie miał problemu z ustaleniem, kto te kanały prowadzi, ale zabawnym znajduję to, że w 2015 chciało się im wszystkim udawać, że to, co się dzieje w internecie, to „ruch oddolny”, a teraz nawet tego im się nie chce robić. PiS subtelnością nigdy nie grzeszył, ale teraz jest to po prostu komiczne. Osobną kwestią jest to, że wydaje mi się, że ten „radykalny feminizm”, to na ten przykład rewolucyjna myśl o tym, że kobieta powinna mieć prawo do decydowania o własnym ciele, tak więc życzę powodzenia osobom, które będą usiłowały na TikToku głosić swoje zygotariańskie poglądy i oczekiwać za to poklasku.


„Oprócz debat merytorycznych podejmujemy także działania w internecie tak, aby docierać do młodego pokolenia z naszym przekazem i na bieżąco prostować pojawiające się dezinformacje - podkreśla w rozmowie z Interią Rafał Bochenek z PiS.”.  


I to jest moim zdaniem najciekawszy kawałek (jest to również ostatni kawałek punktu traktującego o internetach). Czemu uważam, że jest najciekawszy? Bo Bochenek przyznaje tutaj, że PiS stara się przekonywać młodzież do swoich (nar)racji. Ktoś może powiedzieć „no ale co w tym dziwnego, że on tak powiedział?”. Ja takiej osobie odpowiem: ano to, że w poprzednim artykule, traktującym o „sprytnym planie na młodzież”, Baranowska tłumaczyła, że z wewnątrz PiSu się można dowiedzieć, że PiS postawił krzyżyk na młodych i że teraz chodzi już tylko o demobilizację tego elektoratu. Nawiasem mówiąc, czy kogokolwiek dziwi to, że autorka w ogóle nie wspomniała o tym wcześniejszym „sprytnym planie” w swoim artykule? Mnie nie dziwi to w najmniejszym stopniu.  


Skąd się wzięła ta, ahem, delikatna sprzeczność? Ano stąd, że ten poprzedni artykuł razem z „przeciekami” to miał być sygnał dla żelaznego elektoratu, który w ogóle nie rozumie tych nowych internetów, który to sygnał miał treść: „Nie lękajcie się! Wiemy co robimy”. Ten aktualny artykuł ma służyć dokładnie temu samemu. Nikogo więc nie powinny dziwić takie „drobne” sprzeczności, bo przecież PiS podczas tych dwóch kadencji przyzwyczaił nas do tego, że potrafi wysyłać zyliony wzajemnie sprzecznych ze sobą komunikatów (licząc na to, że każdy trafi do odpowiedniego adresata, a przez tego „nieodpowiedniego” zostanie zignorowany).


Czemu się tak czepiam tych sprzeczności? Ano temu, że nie da się robić tych dwóch rzeczy jednocześnie. No bo tak „na chłopski rozum”. Po co demobilizować elektorat, który chce się przekonać do swoich racji? W drugą stronę działa to tak samo, po co przekonywać do siebie elektorat, który planuje się demobilizować? No niby można te rzeczy robić równolegle, ale to bez sensu. Szczególnie, jeżeli weźmiemy pod rozwagę fakt, że PiS starałby się demobilizować młodzież poprzez stosowanie technik dezinformacyjnych (wrzucanie do debaty publicznej pierdyliona sprzecznych narracji żeby zniechęcić kogokolwiek do próbowania ogarnięcia tego „jaka jest prawda”). Problem PiSu polega na tym, że o ile oddziaływanie w ten sposób na starsze pokolenia idzie tej partii doskonale (za sprawą mediów rządowych), to (jak to już wielokrotnie wspominałem) od młodzieży ten przekaz się po prostu odbija. Doskonałym tego przykładem jest to, co się dzieje w kontekście prób reanimacji kultu jednostki Karola Wojtyły. Starsze pokolenia są na to podatne. Młodsze, korzystające z TikToka, ma to po prostu w głębokim poważaniu. Liczby odsłon filmików, na których politycy Zjednoczonej Prawicy (w tym takie tuzy Tik Toka, jak Doktor Chłopak z Biedniejszej Rodziny [aka Patryk Jaki]) starali się „papieżować”, są po prostu śmiesznie niskie. Absolutnie nikogo (poza działaczami partyjnymi) to nie obchodzi.


No dobrze, to może te wszystkie konta, których założenie PiS zapowiada, mają służyć dezinformacji i demobilizacji? No nie bardzo. Dotychczasowa działalność PiSowskich kont skupia się generalnie na tym, na czym TVP, czyli na tłumaczeniu, że PiS jest rewelacyjny, a wszystko inne, co nie jest PiSem, jest złe. Nie trzeba być geniuszem, żeby wpaść na to, że ten przekaz ma za zadanie przekonanie młodych ludzi do głosowania na partię Kaczyńskiego. Jak się to wszystko ma do wcześniejszego artykułu o „demobilizacji”? Nijak. Zapewne dlatego, nie ma tu żadnej wzmianki o tym wcześniejszym „planie”, bo dwóch sprzecznych narracji w jednym tekście suweren mógłby jednak nie zaakceptować.


Na moment pochylmy się nad tym „nowym” planem. Na pierwszy rzut oka brzmi to dość sensownie, bo jeżeli PiS zbuduje na Tik Toku sieć wzajemnie się wspierających kont, to będzie mógł sobie wypracować zasięgi, a to z kolei sprawi, że powtórka z 2015 roku jest w zasięgu ręki, prawda? No niezupełnie. W 2015 w trakcie obu kampanii PiS był wspierany przez zylion fanpejdży/kont influencerskich, które udawały (niestety, dość skutecznie) konta „niezależne”. No wiecie, my co prawda krytykujemy PO, ale to tylko dlatego, że oni rządzą, a my uważamy, że rządy powinny się liczyć z krytyką. Tl;dr: okazało się (cóż za brak zaskoczenia), że to były po prostu PiSowskie konta agitacyjne. Co ciekawe, po tym, jak PiS wygrał, prowadzącym te konta już nawet nie chciało się udawać, że im kiedykolwiek chodziło o „krytykę rządu”. Tzn. w sumie to chodziło, ale o krytykę bardzo konkretnego rządu, bo rząd partii, której pomogli wygrać wybory jest na tyle doskonały, że nie ma najmniejszych powodów do krytykowania go. Tak, wiem, czasem jakiś tuz PiSowski tłumaczy się na ćwitrze przed jakimś prawicowym opiniomatem, ale jeżeli komuś się wydaje, że to są spontaniczne reakcje, to taki ktoś ma rację: wydaje mu się. Ujmując rzecz prostymi słowy: te wszystkie „niezależne” konta prowadzone przez „niezależnych internautów” zostały po prostu „spalone”, bo to nie rok 2015.

UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


No dobrze, ale czy PiSowi może się udać zbudowanie kolejnej siatki takich kont (tylko, że na Tik Toku)? Nie. Nie uda się, bo te Facebookowe i Twitterowe konta nie zostały założone w roku wyborczym. Praktycznie wszystkie miały w tym 2015 jakąś „historię” (i dlatego sporo osób uwierzyło w ich „niezależność”). Warto również zwrócić uwagę na to, że absolutnie nikt z PiSu wtedy nie zapowiadał utworzenia takiej siatki kont (bo gdyby to zrobił, to te konta miałyby zerową wiarygodność).


Poza tym. Z tekstu Baranowskiej wynika, że konta te mają należeć do polityków i działaczy Zjednoczonej Prawicy. Tak wiem, część tamtych też należała, ale te mają należeć do nich „oficjalnie”. O ile można było mieć podejrzenia odnośnie tego, że Samuel Pereira prowadzi jeden z hejterskich profili na FB i TT („depeshe” z jakimś tam numerkiem), to pewność mieliśmy dopiero po tym, gdy FB zaliczył wtopę i można było przez jakiś czas podglądać kto adminuje danym kontem (o ile mnie pamięć nie myli, to tego samego dnia Pereiera pousuwał te profile). Być może ja się na tym po prostu nie znam, ale wydaje mi się, że nie da się przekonać odbiorcy do tego, że jakieś konto jest „niezależne” w sytuacji, w której jest ono podpisane imieniem i nazwiskiem jakiegoś polityka Zjednoczonej Prawicy.


Idźmy dalej. Wiarygodności tym PiSowskim opiniomatom (przed 2015) dodawało to, że sytuacja, w której ktoś krytykuje rząd, nie jest jakoś specjalnie wyjątkowa. Ponadto, rząd PO-PSL sobie srogo nagrabił. Było więc go za co krytykować. No i wszystko pięknie, ale te konta, które zostaną założone teraz, będą się zajmowały chwaleniem rządu i krytykowaniem opozycji. Nawet, gdyby te konta nie miały być prowadzone „oficjalnie” przez działaczy i polityków Zjednoczonej Prawicy, to już sam fakt wychwalania rządu, który nagrabił sobie w przeciągu 8 lat znacznie bardziej niż PO-PSL w latach 2007-2015 sprawi, że wszystkim oglądającym rozdzwonią się w głowach dzwonki alarmowe.


Teraz warto sobie zadać pytanie: czy PiSowscy spindoktorzy nie zdają sobie sprawy z tego, że nie są w stanie powtórzyć tego, co stało się w 2015 roku? Oczywiście, że zdają sobie z tego sprawę. Ten artykuł (tak samo, jak poprzedni) miał na celu przekonanie elektoratu do tego, że PiS się „nie poddaje” i będzie walczył. Nie twierdzę, że oni tam na tym Tik Toku nie będą zakładali kont i nie będą się tam bawić w TVP Info. Twierdzę jedynie, że jeżeli to wszystko, co w tym artykule opisano miałoby być „na serio”, to, no cóż, nie zostałoby opisane. Innymi słowy, gdyby PiS faktycznie miał pomysł na „odbicie internetów”, to by się tym nie chwalił. Tak samo, jak nie chwalił się tym w 2015 roku. Opowiadanie o swoich planach jest równie sensowne, jak opowiadanie o tym, jakie ruchy się będzie wykonywać w trakcie partii szachów.


Na sam koniec zostawiłem sobie coś, co nie ma związku z internetami, ale skoro się już pastwię nad artykułem, to nie będę tego dopisywał do innej notki. Kolejnym punktem, który ma dać PiSowi zwycięstwo jest „Szukanie tematu na miarę 500 plus”. To jest, swoją drogą, dość zabawne, bo partyjne opiniomaty od ładnych paru miesięcy (o ile nie dłużej) zarzucali opozycji to, że „opozycja nie ma programu”, a teraz okazuje się, że jeżeli chodzi o program, to PiS najpierw musi „porozmawiać z ludźmi”, a dopiero potem go ułożyć.


No i wszystko fajnie, ale tego rodzaju rzeczy można opowiadać ludziom, jak się jest w opozycji. Przecież tak (uwaga, to już drugi raz) na chłopski rozum, Zjednoczona Prawica powinna mieć najpełniejszy obraz tego „co w trawie piszczy”, tzn. jakie teraz w Polsce są problemy i co o nich sądzą Polacy. Mam uwierzyć w to, że po wydaniu milionów monet na wszelkiej maści badania PiS musi „rozmawiać z obywatelami”, żeby ułożyć program?  


Mam niejasne przeczucie, graniczące z pewnością, że w tym „układaniu programu” nie chodzi o to, żeby z kimkolwiek rozmawiać (no bo co odkrywczego, na litość nieistniejącego bytu transcendentnego, mieliby na tych partyjnych spędach powiedzieć politykom Zjednoczonej Prawicy zwiezieni tam działacze?), ale o to, żeby najpierw popatrzeć na to, jaki program będzie miała opozycja. Jak się te programy pojawią (tzn. ostateczne ich modyfikacje przedwyborcze), to PiS będzie sobie mógł spokojnie zmierzyć i zważyć reakcję suwerena na te programy i zaproponować coś bardzo zbliżonego, dodając jednocześnie, że „oni nigdy nie realizowali obietnic, a my je realizowaliśmy, więc zaufajcie nam, my to zrobimy lepiej”.  


Warto mieć na uwadze to, że Zjednoczonej Prawicy zdarzało się już niejednokrotnie „pożyczyć” pomysł od opozycji. Ja jestem tak stary, że pamiętam, co się działo, gdy po wprowadzeniu 500+ opozycja zaczęła mówić o tym, że może by tak to 500+ było też od pierwszego dziecka. Rządowe opiniomaty zrównały ten pomysł z glebą. Potem zaś PiS to wprowadził i rządowe opiniomaty go za to chwaliły. Nie inaczej było w przypadku kwestii kredytów hipotecznych. Gdy opozycja zaczynała poruszać ten temat i mówiła o potrzebie pomocy kredytobiorcom, Zjednoczona Prawica to wszystko bagatelizowała, a jej członkowie tłumaczyli w mediach, że z tymi ratami to wcale nie jest tak, że one są wysokie, bo, na ten przykład, senator Karczewski tłumaczył, że jemu rata wcale tak bardzo nie wzrosła, tak więc to nie jest tak, że wszystkim wzrosły.


Potem zaś opozycja zaczęła składać konkretne propozycje i projekty ustaw, mające na celu wspieranie kredytobiorców. W międzyczasie nastąpiło zwolnienie blokady mechanizmu ważącego i mierzącego opinie Polaków na dany temat i (cóż za brak zaskoczenia) PiS nagle wystartował ze swoją propozycją poprawy sytuacji, która przecież jeszcze nie tak dużo wcześniej nie była wcale (w ujęciu rządowych opiniomatów) problematyczna.


Można bezpiecznie założyć, że w przypadku programu wyborczego będzie dość podobnie. PiS sobie najpierw sprawdzi, które propozycje opozycji są dobrze odbierane przez suwerena i w oparciu o to sobie napisze własny program. Nawiasem mówiąc, gdyby nie kontekst, to nawet zabawne byłoby to, że partia, która od 8 lat sprawuje samodzielne rządy w kraju, która wydaje miliony monet na wszelkiej maści badania, nie jest w stanie sama z siebie stworzyć programu wyborczego i musi „ściągać” od innych.

Źródła:

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-drugie-dno-ofensywy-pis-na-tiktoku-dotarlismy-do-wewnetrznyc,nId,6601560

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-wiemy-jak-pis-zamierza-wygrac-wybory-punkt-po-punkcie,nId,6652692

https://next.gazeta.pl/next/7,151003,28525507,tajemnica-kredytu-karczewskiego-czyli-dlaczego-prawie-wszystkim.html

wtorek, 14 marca 2023

Król w Rzułci

Tytuł notki jest z gatunku selfexplanatory, ale na wszelki wypadek: tak, ta notka będzie o Karolu Wojtyle, czyli o człowieku, który identyfikował się jako Jan Paweł II. W zeszłym tygodniu doszło do „drugiego zamachu na Karola Wojtyłę”. Tak, chodzi o tego samego, który zmarł 2 kwietnia 2005 roku o godzinie 21:37 (tym czterem cyfrom przypadła w niniejszej notce funkcja Strzelby Czechowa).


Jak to więc możliwe, że doszło „drugiego zamachu”? Otóż, w telegraficznym skrócie: Karol Wojtyła, jeszcze jako Karol Wojtyła wiedział o tym, że w Kościele grasują sobie pedofile, ale nic sobie z tego nie robił. Tzn. w sumie to takie lekkie niedopowiedzenie, bo zdarzało mu się ich również wspierać. Tak samo rzecz się miała, gdy Wojtyła zaczął (obiecuję, że to już ostatni raz) się identyfikować jako Jan Paweł drugi. Ktoś może powiedzieć: no dobrze, ale jaki to ma związek z „drugim zamachem”? To bardzo proste: dziennikarze mieli czelność zbierać na ten temat materiały, a następnie zrobić o tym program, który wyemitował TVN.


Na pierwszy rzut oka to, co działo się później (nadal się dzieje i będzie się działo jeszcze przez jakiś czas), wygląda jak efekt zetknięcia się kultu jednostki z informacjami, które stawiają ową jednostkę w złym świetle. Po części jest to prawda. Po części, bo to wzmożenie, które obserwujemy jest wywołane głównie tym, że Zjednoczona Prawica nadal szuka „politycznego złota”. Można bezpiecznie założyć, że spindoktorzy partii rządzącej mają do Wojtyły pretensję o to, że swego czasu opowiadał o kremówkach, a nie o wołowych stekach.


Takim politycznym złotem miały być dla PiSu narracje o „jedzeniu robaków”, ale temat nie wyszedł poza beton partyjny, tak więc chwilowo wspominają o nim głównie członkowie Solidarnej Polski i Marek Suski. Nie powinno więc dziwić nikogo, że praktycznie zaraz po wyemitowaniu „Franciszkańskiej 3” na prawicy zaczęła wzbierać rzułta fala (niestety nie mogę obiecać, że to ostatni suchar).


Gdybym chciał zebrać wszystkie te narracje, które w przeciągu tygodnia wyprodukowała polska prawica, musiałbym pewnie napisać książkę, tak więc zrobimy tu wielkie tl;dr: atakują nam Papieża Polaka, opierając się na „ubeckich kwitach”. To jest stosunkowo zabawne, bo „ubeckie kwity” osiągnęły stan kwantowy. Otóż, te kwity, w których stało, że Wałęsa to „Bolek” są wiarygodne, ale te, w których stało coś, co stawiało Wojtyłę w złym świetle, są już absolutnie niewiarygodne „bo ubecja by nimi wcześniej zagrała”. Rzecz jasna, autorzy tych ostatnich wypowiedzi nie zastanowią się nawet przez chwilę nad tym, że „granie” takimi kwitami w tamtych czasach byłoby bezsensowne, bo ten temat wtedy w Polsce praktycznie nie istniał. Na ćwitrze mignęła mi nitka całkiem sensownych wpisów na ten temat (w Źródłach będzie), których autor przytomnie zauważył, że gdyby służby chciały „zagrać kwitami” za czasów PRL-u, to prawie wszyscy pomyśleliby, że kwity są spreparowane, bo służby „chcą zniszczyć Papieża Polaka”.


Taką dygresję tu popełnię. Niech mnie ktoś skoryguje, ale mnie pamięć podpowiada, że pierwsza „głośna” sprawa duchownego pedofila w Polsce, to była sprawa księdza z Tylawy. Nie jestem w stanie tego oźródłować, ale pamiętam, że w obronie księdza pedofila stanęła wtedy spora część parafian, którzy tłumaczyli, że to wszystko jakieś wymysły, a ksiądz dobry jest (coś mi to przypomina, ale nie wiem co). Sprawę tę na samym początku umorzyła prokuratura pod wodzą Stanisława Piotrowicza (tak, chodzi o obecnego sędziego Trybunału Przyłębskiego), który bagatelizował to, co robił ksiądz. Dzięki interwencji ministra sprawiedliwości sprawą zajęła się inna prokuratura i efekt końcowy był taki, że ksiądz pedofil dostał wyrok w zawieszeniu. Jestem się w stanie założyć o bardzo wiele, że gdyby ta sprawa nie nabrała rozgłosu, to pozostałaby umorzona (a potem by się przedawniła). Trzeba przyznać, że reakcja Kościoła błyskawiczna, bo na wyżej wymienionego księdza nałożono zakaz odprawiania mszy z udziałem wiernych. Aha, zapomniałem dodać, że ów zakaz nałożono na niego 16 lat po tym, jak został skazany.


No dobrze, wracajmy do meritum. Ponieważ działania rządowej machiny propagandowej są doskonale zaplanowane, nikt tam w tych ich narracjach nie zwraca uwagi na to, że te „ubeckie kwity” to jedno, ale oprócz tychże kwitów są zeznania pokrzywdzonych/świadków, a w Małopolsce są wsie, na których nadal żyją ludzie pamiętający to, co robili księża i to, że nie spotkały ich za to żadne konsekwencje.


Już samo to, w jaki sposób prowadzone są działania propagandowe w celu obrony Króla w Rzułci pokazuje, że rządzący wiedzą, że to wszystko prawda, ale liczą na to, że wystarczająca część społeczeństwa nadal nie wyleczyła się z kultu jednostki. Rzecz jasna chodzi o to, żeby ta część społeczeństwa była wystarczająca do tego, żeby PiS rządził trzecią kadencję z rzędu.


Jak się w Polsce ma kult tej konkretnej jednostki? Odpowiem filozoficznie „to zależy”. Nie mam żadnych danych na ten temat, więc będzie to tylko i wyłącznie moja anecdatyczna publicystyka, ale śmiem twierdzić, że wszystko zależy od wieku. Im starsza osoba, tym większe prawdopodobieństwo tego, że taka osoba właśnie przeżywa katusze, obserwując „ataki na Papieża Polaka”. Nawiasem mówiąc, Kościół doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kult jednostki może mieć „ograniczenia wiekowe” i próbował z tym walczyć. Wymyślono nawet określenie „Pokolenie JP2”. W pewnym sensie to określenie było dość trafne, bo to właśnie to pokolenie zalało internety memami z papieżem, ale wydaje mi się, że nie o to chodziło ludziom, którzy wymyślili to pojęcie.


Nie wiem, czy ktokolwiek przeprowadzał jakiekolwiek badania na temat tego, skąd się wzięło w polskim internecie zatrzęsienie rzułtych (ok, to już był ostatni) memów i gifów (jeżeli ktoś jest ciekawy, jak dużo ich jest, to niech sobie np. w messengerze kliknie w wysyłanie gifów i wpisze tam 2137 [swoją drogą, nowe gify cały czas powstają]), ale można bezpiecznie założyć, że w pewnym momencie Wojtyła był dosłownie wszędzie i strach było otworzyć lodówkę. Żart „kto jest Twoim ulubionym bohaterem i dlaczego Lenin”, zastąpiony został przez „kto jest Twoim ulubionym bohaterem i dlaczego Jan Paweł II”. Powiedzieć, że temat został przegrzany to tak, jakby powiedzieć, że na powierzchni słońca bywa trochę ciepło.


Znacznie większym problemem jest dla Kościoła (i prawicy, która na fali wiadomego koloru chce wjechać po raz trzeci do ław rządowych) nie jest jednak „pokolenie JP2”, ale te młodsze. Czemu to problem? Ano temu, że tego „starszego” pokolenia, które miało bekę z Wojtyły, można było używać jako złego przykładu (no wiecie, zgnilizna moralna z Zachodu i te sprawy). Z młodszym rzecz się ma inaczej. To młodsze pokolenie, jak słusznie zauważył Zandberg (ok, przyznaję, że napisałem to słusznie dlatego, że sam to napisałem na ćwitrze zaraz po tym, jak się prawica zaczęła wzmagać): „Na miejscu ludzi, którym bliska jest przyszłość Kościoła Katolickiego zastanowiłbym się nad tym, jak to się stało, że przez ostatnie lata w Polsce z roku na rok przyspiesza sekularyzacja. Zastanowiłbym się, dlaczego dla większości młodych ludzi Karol Wojtyła to jest po prostu zabawny, starszy pan z memów, z "rzułtą" (tym razem to był cytat!) twarzą, a nie najwyższy autorytet moralny”  


Nawiasem mówiąc, ta prawicowa histeria na tle Papieża, może mieć dla prawicy i dla samego kultu jednostki katastrofalne skutki. No bo jest sobie to młodsze pokolenie, które nie do końca wie, kto to był ten Wojtyła i co robił (nie, to nie jest przytyk, tylko stwierdzenie faktu, sam bym chciał nie wiedzieć, kto to). Teraz zaś prawica przegrzewa temat do tego stopnia, że owo młodsze pokolenie może się tą tematyką zainteresować. Może się więc okazać, że pan ze śmieszną żółtą twarzą (obiecałem, że tamten suchar będzie ostatni i słowa dotrzymałem) nie był taki śmieszny, bo brał udział w tuszowaniu pedofilii. Ja wiem, że prawica nie wybiega tak daleko w przyszłość (bo przed nimi najważniejsze w ich życiu wybory), ale dziwi mnie to, że oni tam sobie nie zdają sprawy z tego, jakie ich działania mogą mieć konsekwencje. Jeżeli ktoś ma wątpliwości odnośnie tego, czym się skończy ta kolejna próba przeprowadzenia w Polsce wojtylizacji młodzieży na siłę, to ja bym chciał nieśmiało przypomnieć, że jeżeli chodzi o „odwracanie się” od Kościoła, to młodzież w tym „odwracaniu się” króluje. Jestem przekonany o tym, że próba wmówienia młodzieży tego, że ma traktować Wojtyłę, jako autorytet moralny, skończyć się może tylko i wyłącznie dobrze. Rzecz jasna dobrze z punktu widzenia kogoś, kto ma do Kościoła podejście takie, jak ja.


Po prawej stronie nie brakło również fanów myślenia życzeniowego. Niestety nie zachowałem sobie linków, a teraz nawet przy użyciu husarskiego konta na ćwitrze nie jestem w stanie tego znaleźć. Chodziło o to, że panom komentatorom się uwidziało, że (w skrócie) „ponieważ mainstream teraz krytykuje papieża, to młodzież może zacząć go uznawać za autorytet moralny”. Co zrozumiałe, refleksja na temat tego, że prawica zaanektowała spory kawałek mainstreamu im do głów nie zawitała. Obstawiam, że do momentu, w którym przekonają się o tym, że (znowu) nie mieli racji, już zapomną o swoich snach o potędze.


Swoją drogą, czytając to, co na temat Jana Pawła II mają do powiedzenia jego obrońcy, można dojść do wniosku, że Karolowi Wojtyle udało się osiągnąć stan kwantowy. Z jednej bowiem strony był niemalże wszechwiedzącym geniuszem, który „pomógł obalić komunizm”, a z drugiej strony był takim nie do końca rozgarniętym człowiekiem, który nie miał pojęcia o tym, co się dzieje w jego własnej organizacji. Obstawiam, że właśnie z powodu tej drugiej narracji, wyznawców zabolała ta „Franciszkańska 3”. Ciężko bowiem byłoby uwierzyć w to, że biskup Wojtyła wiedział o tym, że w Kościele grasują pedofile, a Jan Paweł II już o tym nie wiedział, „bo mu nie powiedzieli”.


UWAGA! Szkalowanie papieża sponsorowane przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Gdyby działania Zjednoczonej Prawicy ograniczały się wyłącznie do histerycznych narracji o „ataku”, to byłoby pół biedy. Gorzej, że ci ludzie zakiwali się tak bardzo, że ich postępowanie jest po prostu groźne dla Polski. Zacznijmy od kontekstu, który wygląda tak, że za wschodnią granicą trwa wojna wywołana przez Rosję. Rosja, o czym można się było przekonać jakiś czas temu, planowała podbicie Ukrainy w kilka dni, a potem planowała ataki rakietowe na Polskę. Dla wszystkich (poza papieżem Franciszkiem) oczywiste jest to, kto w tej wojnie jest napastnikiem. Dla wszystkich, poza częścią zachodniej lewicy i skrajnej prawicy (w tym skrajnej prawicy polskiej) oczywiste jest to, do czego doprowadziłoby zwycięstwo Rosji. Również dla wszystkich oczywiste jest to, że teraz bezpieczeństwo Polski zależy w głównej mierze od NATO, którego to NATO największym członkiem są Stany Zjednoczone. W telegraficznym skrócie, nasze (Polaków) bezpieczeństwo zależy w olbrzymim stopniu od Stanów Zjednoczonych.


I w takich to okolicznościach przyrody, Zjednoczona Prawica w pogoni za politycznym złotem, oskarża USA o prowadzenie przeciwko Polsce wojny hybrydowej:


„W związku z działaniami jednej ze stacji telewizyjnych, będącej inwestorem na polskim rynku, MSZ zaprosiło ambasadora Stanów Zjednoczonych.


MSZ uznaje, że potencjalne skutki tych działań są tożsame z celami wojny hybrydowej mającej na celu doprowadzenie do podziałów i napięć w polskim społeczeństwie.

W związku z tym, MSZ zaprosiło Ambasadora Stanów Zjednoczonych, aby poinformować o zaistniałej sytuacji i jej konsekwencjach w postaci osłabienia zdolności Rzeczypospolitej Polskiej do odstraszania potencjalnego przeciwnika i odporności na zagrożenia.”


(fun fact: najpierw było „wezwało”, ale potem zmieniono to na „zaprosiło”).


Od tamtej pory praktycznie cała Zjednoczona Prawica produkuje narracje, w myśl których ten reportaż to były „działania wymierzone przeciwko Polsce” i przeciwko „bezpieczeństwu Polski”. Jestem tak stary, że pamiętam, co się działo, gdy Bart Staszewski wrzucił na ćwitra filmik z Kaczyńskim („nic nie powiedział”). Filmik tak bardzo zabolał Zjednoczoną Prawicę, że minister Stanisław Żaryn, Pełnomocnik Rządu ds. Bezpieczeństwa Przestrzeni Informacyjnej RP był łaskaw oświadczyć, że: „Zaproszony na przemówienie prezydenta USA znany w PL prowokator przypisuje słowa J. Kaczyńskiemu, których on nie powiedział, i nadaje im fałszywą interpretacje. W ten sposób próbuje: destabilizować relacje PL-USA, atakować politycznie J. Kaczyńskiego, polaryzować społeczeństwo w PL”.


Ta narracja o „destabilizowaniu relacji PL-USA” została momentalnie podchwycona przez rządowy agitprop. Co robi pan minister od Bezpieczeństwa Przestrzeni Informacyjnej RP w momencie, w którym nasz największy (w wymiarze militarnym) sojusznik jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej przeciwko Polsce? Zajmuje się „czymś innym”. No ale, jak mniemam, w jego opinii wpis twitterowy Barta Staszewskiego ma znacznie większy „impact factor”, niż działania Ministerstwa Spraw Zagranicznych i twitterowe wpisy pierdyliona członków Zjednoczonej Prawicy.


Pomijając już opisany wcześniej kontekst, czego się te dzbany spodziewają? Że powiedzą ambasadorowi, że TVN „szkaluje papieża”, a ten im obieca, że on dopilnuje tego, żeby TVN o Wojtyle mówił tylko i wyłącznie dobrze albo wcale? Ja wiem, że ci ludzie się przyzwyczaili do ręcznego sterowania mediami, ale mogliby przynajmniej dopuścić do siebie taką myśl, że tego rodzaju działania nie są normą w zbyt wielu krajach.


No dobrze. Zmierzając ku wnioskom końcowym (spokojnie, na Strzelbę Czechowa jeszcze przyjdzie czas) warto się zastanowić nad tym, czy PiSowi faktycznie udało się teraz trafić na „polityczne złoto” i czy syndrom oblężonego papie..., znaczy się oblężonej twierdzy, pomoże im wygrać wybory? Co prawda, nie mam kryształowej kuli, ale myślę, że wątpię. Tego rodzaju akcje (wywoływanie wzmożenia) mają sens, jeżeli uruchamia się je bardzo blisko wyborów. Ok, można je uruchamiać wcześniej, ale jeżeli się je uruchomi, to potem trzeba działać na tyle subtelnie, żeby temat się nie przejadł (to jest prosta głowologia: jeżeli będziemy kogoś bombardować komunikatami o tej samej treści, to ten ktoś w pewnym momencie przestanie na nie zwracać uwagę).


Wiele można powiedzieć o działaniach Zjednoczonej Prawicy, ale nie to, że są one subtelne. Temat „papieżowy” został przegrzany praktycznie na samym starcie. Co prawda „symetryści” (czytaj: PiSowcy, którzy udają bezstronnych) tłumaczyli, że to „druga strona przegrzała temat” (bo wiecie, jeden reportaż to „przegrzanie”), ale to jest po prostu próba zaczarowania rzeczywistości. Nie mam pojęcia, co musiałaby zrobić „druga strona”, żeby „przegrzać temat”, ale obstawiam, że musiałoby to być przynajmniej wrzucanie memów z papieżem w czasie najwyższej oglądalności. Poza tym, jeżeli o tym, że ten temat jest dobry dla PiSu mówią takie tuzy, jak Roman Giertych, to można być pewnym, że jest odwrotnie.


Można bezpiecznie założyć, że (jeżeli chodzi o wpływ na wynik wyborczy), to będzie on zerowy. Nie dlatego, że te działania będą nieskuteczne w wymiarze propagandowym, ale dlatego, że będą one rezonowały tylko i wyłącznie w elektoracie, który i tak by na PiS zagłosował. Chodzi mi, rzecz jasna, o tzw. beton, który zagłosowałby na PiS niezależnie od wszystkiego. Gdyby Jarosław Kaczyński przed wyborami obiecał, że zbuduje na granicach polski mur i zasypie cała Polskę kruszywem, to beton opowiadałby o tym, że może i będzie trochę niewygodnie, ale przynajmniej to kruszywo zabezpieczy nas przed zgnilizną moralną z Zachodu. Owszem, fanbaza Karola Wojtyły nie ogranicza się do PiSowskiego betonu partyjnego, ale prawda jest taka, że jeżeli ktoś nie chciał głosować na PiS przed „papieską inbą”, to nie zachce mu się głosować na partię Kaczyńskiego nawet po tej inbie.


Teraz zaś dochodzimy do momentu, w którym da o sobie znać Strzelba Czechowa. Najpierw kilka słów kontekstu. Mój 10-letni syn (co pewnie nie będzie dla nikogo niespodzianką) nie uczęszcza na zajęcia z religii. Od jakiegoś czasu tłumaczymy mu, że z tą religią (a raczej z tymi religiami) to jest tak, że jedni wierzyli w Thora i Odyna, inni w Zeusa, jeszcze inni w Jezusa, a jeszcze inni nie wierzą sobie w żadne z tych bóstw. Wydaje nam się, że to nasze nauczanie odnosi skutek, bo kiedyś nam pociecha zakomunikowała, że jedna z jego nowych koleżanek w klasie również nie chodzi na religię, bo ona chyba wierzy w innego boga (powiedziane to zostało tonem informacyjnym, ot po prostu tak, jak gdyby nam pociecha komunikowała, że ktoś przyszedł do szkoły w zielonej koszulce). Pociecha moja ma więc mocno ograniczony kontakt z religią i sprowadza się on w praktyce do tego, co tam tej naszej pociesze „sprzeda” grupa rówieśnicza.


Skoro kontekst jest już znamy, to teraz przechodzimy do sedna. Razu pewnego w szkole były jakieś testy sprawnościowe. Ponieważ wiedzieliśmy o tych testach z wyprzedzeniem, po powrocie ze szkoły dopytywaliśmy się „jak mu poszło”. Syn nam powiedział, że jeżeli chodzi o jedno ćwiczenie, to on miał czas 21 sekund i 28 setnych i od razu dodał, że w sumie to żałuje, że nie było tych setnych sekund 9 więcej. Zachowując pokerowe twarze (bo przeca wiedzieliśmy, jaka będzie pointa) zaczęliśmy dopytywać, czemu brakowało akurat 9 setnych. „No bo wtedy to byłoby 21 sekund i 37 setnych”. Drążyliśmy więc dalej „no ale czemu akurat tyle?” „No bo o 21:37 zmarł papież i teraz koledzy sobie z tego żartują”. I tak oto, moja pociecha dowiedziała się o 2137. Niezwykle bawi mnie to, że dowiedział się o tym od swoich wierzących (a przynajmniej uczęszczających na religię) kolegów, którzy ewidentnie mają z tego bekę.


I tym optymistycznym akcentem zakończę notkę na temat żółtej ofensywy Zjednoczonej Prawicy.


Źródła:

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1634305576887787520

https://tvn24.pl/go/programy,7/czarno-na-bialym-bielmo-odcinki,880782/odcinek-12,S00E12,1010607

https://twitter.com/WronaAwek/status/1634222443173670916

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/1766354,1,stanislaw-piotrowicz-kryl-ksiedza-pedofila-z-tylawy.read

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,26181707,skazany-za-pedofilie-ksiadz-z-tylawy-z-zakazem-odprawiania-mszy.html

https://wiadomosci.radiozet.pl/Gosc-Radia-ZET/adrian-zandberg-szkoly-podstawowe-im-jana-pawla-ii-to-cos-nie-na-miejscu-dla-mlodych-ludzi-wojtyla-to-zabawny-starszy-pan-z-memow-9032023

https://wiadomosci.wp.pl/mlodziez-odwraca-sie-od-kosciola-prymas-polski-to-sa-liczby-wrecz-dewastujace-6721625716030432a

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2023-03-05/wyciekly-tajne-plany-putina-pojawia-sie-w-nich-polska/

https://www.gov.pl/web/dyplomacja/komunikat-w-zwiazku-z-wezwaniem-ambasadora-stanow-zjednoczonych-do-msz

https://dorzeczy.pl/obserwator-mediow/408556/fake-news-ws-slow-kaczynskiego-zaryn-staszewski-to-prowokator.html

niedziela, 12 marca 2023

Duklanowskiego wojna z rzeczywistością

To w zamierzeniu miała być krótka notka, ale jak się zacząłem wczytywać w „wywiad”, którego udzielił Duklanowski, to się zorientowałem, że „trochę mi to zajmie”. Nie zamierzam kupować GPC, więc będę bazował na krótkim fragmencie wrzuconym na „Niezależną”.


„Sugerowano, że w ogóle Twoja publikacja była zbędna. Że jest polityczną nagonką. Te same media, które dziś apelują o zgłaszanie się ofiar pedofilów w sutannach sprzed pół wieku, także tych dawno temu skazanych przez sądy, w tym przypadku zaczęły podważać sens ujawniania prawdy. Mimo że chodziło o osobę publiczną, sprawującą państwowy urząd.”


Zacznę od końca. Tym, co spindoktorowi, który ułożył to pytanie umyka (tzn. wcale nie umyka, ale po prostu próbuje zakłamywać rzeczywistość), że w przypadku Krzysztofa F. sprawa wygląda tak, że on został skazany i siedzi w pierdlu. Nie można tego powiedzieć o sporej części duchownych pedofilów, którzy załapali się na przedawnienia dzięki temu, że ich kościelni przełożeni nie informowali organów ścigania o ich dokonaniach. Zamiast tego przenosili ich z parafii do parafii.


„Problem polega na tym, że w przypadku nagłaśniania pedofilii wśród księży nie ma żadnej taryfy ulgowej.”


Być może ma to jakiś związek z tym, że Kościół miał (i nadal ma) problem z systemowym ukrywaniem pedofilów przed wymiarem sprawiedliwości?


„Te przykłady wymienione w „Gazecie Polskiej” i na Niezależnej, które opisują, jak informacje dziennikarskie pozwalają identyfikować ofiary księży pedofilów, to jest coś, co w żaden sposób nigdy nie było podnoszone”.


Gdyby Duklanowski albo ktokolwiek z osób z Niezależnej i GPC miał cokolwiek wspólnego z dziennikarstwem, to wiedziałby, że w opisywanych przypadkach (na liście była np. sprawa księdza pedofila z Tylawy) nikt nie ujawniał danych wbrew woli ofiar. Przecież często ci ludzie sami zgłaszali się do mediów, bo mieli świadomość tego, że jeżeli media nie nagłośnią ich spraw, to szanse na to, że ktokolwiek poniesie jakiekolwiek konsekwencje, są znikome.


„Ujawnienie tej sprawy było problemem dla Platformy i szerzej – środowiska medialnego, które buduje taki przekaz, że pedofilia to tylko problem Kościoła”.


Nikt nie buduje takiego przekazu. Przekaz, który jest budowany wygląda tak: Kościół, jako jedyna organizacja działająca w Polsce ukrywał (i nadal ukrywa) swoich członków przed wymiarem sprawiedliwości. Nie było żadnych organizacji murarskich, które murarza-pedofila przenosiły na inną budowę. Tak więc, owszem, systemowe tuszowanie pedofilii to „tylko problem Kościoła”.


„Przykład Krzysztofa F. pokazuje, że ten problem nie dotyczy jednego środowiska.”.



Nieśmiało przypominam, że Platforma Obywatelska nie przeniosła tego typa do innego okręgu i o ile mi wiadomo, to PO nie zafundowało temu typowi obrońcy (Kościół ma w zwyczaju wspieranie „swoich” pedofilów).


„Kościół mniej lub bardziej skutecznie od wielu lat stara się te kwestie rozwiązać. Wprowadził procedury, które uniemożliwiają działalność pedofilów w tych strukturach”


Nie, Kościół (przynajmniej polski, bo zagranicą został do tego zmuszony gigantycznymi odszkodowaniami) nie ma żadnych procedur. O tym, jak bardzo ich nie wprowadził, mogliśmy się przekonać oglądając „Tylko nie mów nikomu”. Jednym z „bohaterów” tego filmu był ksiądz, który prowadził zajęcia z dziećmi, pomimo „nałożonego przez sąd dożywotniego zakazu wykonywania działalności związanej z wychowywaniem, edukacją i opieką nad dziećmi”.


Jak mogło do tego dojść? Ano tak: „Ks. Przemysław Śliwiński przyznał, że księża organizujący rekolekcje dla dzieci mogli nie wiedzieć o obowiązku sprawdzania w rejestrze pedofilów duchownych, którzy prowadzą takie rekolekcje. Zapewnia, że to się zmieni i duchowni prowadzący rekolekcje dla dzieci też będą sprawdzani w rejestrze.”.  


Tak więc, wychwalane przez Duklanowskiego kościelne procedury w ogóle nie działały. Gdyby nie to, że Sekielski zrobił o tym materiał, to ksiądz-pedofil pewnie nadal by prowadził te zajęcia (na których opowiadał dzieciakom, że teraz księża mają spore problemy, bo są oskarżani o wszystko, co najgorsze).


„Ale inne środowiska, nawet w tym krytykowanym przez media niedostatecznym ich zdaniem stopniu, się nie oczyściły.”



I znowuż: pedofil z PO został skazany i usunięty z partii (nie wiem, jaka była kolejność). Jeżeli to nie jest oczyszczanie się w „niedostatecznym stopniu”, to nie mam pojęcia, jakiego określenia użyć w kontekście tego, jak w takich sytuacjach postępuje Kościół.


„Ten problem dotyczy m.in. celebrytów, polityków czy aktorów.”


Nikt tego nie neguje.


„Pokazanie informacji o F. rozbijało narrację, która jest budowana od lat w mediach lewicowo-liberalnych, że to problem tylko Kościoła.”.


Wiem, że się powtarzam, ale: żadna inna organizacja nie ma tak spektakularnych dokonań w zakresie chowania pedofilów przed wymiarem sprawiedliwości, jak Kościół.


„Być może uznano, że osłabi to siłę kolejnych publikacji na temat Kościoła.”.


Ciekaw jestem, czy Duklanowski wie, że właśnie przyznał się do tego, że w jego publikacji nie chodził o „pokazywanie prawdy”, ale o to, żeby Kościół nie ponosił już „medialnej” odpowiedzialności za swoje działania.


UWAGA! Grillowanie Duklanowskiego sponsorowane przez Suwerena:

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


„Działacze PO kilkakrotnie zawieszali buciki na kościołach w Zachodniopomorskiem, zwracając uwagę na problem pedofilii wśród księży. Ale gdy pedofilia pojawiła się w ich środowisku, nastąpiła zmowa milczenia. Nikt nie wieszał bucików na siedzibie PO”.



Być może nie wieszano tych bucików dlatego, że Platforma Obywatelska (w przeciwieństwie do Kościoła) nie wspierała tego pedofila i bardzo szybko się „oczyściła”? Co się zaś tyczy „zmowy milczenia”, to to jest wprost wybitnie kretyński argument. Narracja, którą Duklanowski i jego przełożeni chcą zbudować, wygląda następująco: w PO pojawił się problem pedofilii, ale nikt o tym nie wspomniał, bo w mediach zapanowała zmowa milczenia.


Tym, co Duklanowski (a raczej spindoktor, który układał treść „wywiadu”) zupełnie pomija, jest taki drobny szczegół jak to, że prawicowe media są teraz częścią mainstreamu. Jeżeli przez moment założymy, że faktycznie doszło do jakiejś „zmowy milczenia”, to z tego by wynikało, że w tej zmowie brały udział również media rządowe (warto w tym miejscu wspomnieć, że te media pewnie dowiedziały się o wszystkim jako pierwsze ze względu na taśmociąg prokuratura – rządowe media).


Gdyby nie kontekst, nawet zabawne byłoby to, że rządowe media rozpowszechniają narrację, z której wynika, że brały udział w „zmowie milczenia”, bo jakoś tak się składa, że nie informowały na bieżąco o tym, co się dzieje, tylko sobie poczekały na „odpowiedni moment”.


Na sam koniec zostawiłem sobie prawdziwą perełkę:


„Nie podjęto też żadnych działań, by wyjaśnić, czy było więcej ofiar Krzysztofa F. On funkcjonował w wielu środowiskach i miał kontakt z dziećmi. Nie podjęto takich działań w urzędzie, w którym pracował. Nikt niczego nie wyjaśniał i nie wprowadził procedur, aby zapobiegać takim przypadkom w przyszłości”.


Ten argument jest tak idiotyczny, że spindoktor, który to wymyślał, musiał mieć gorszy dzień. No bo, tak po prawdzie, kto miał prowadzić „działania, by wyjaśnić, czy było więcej ofiar Krzysztofa F.”? Duklanowski (a raczej spindoktor, który to wymyślił) twierdzi, że to jest problem „środowisk”. Prawda jest jednakowoż taka, że tym powinien zająć się wymiar sprawiedliwości. Z tego, co powiedział Duklanowski wynika zaś, że prokuratura i policja zawiodły na całej linii i nie wywiązały się ze swoich obowiązków. Przecież na tej podstawie można by wystosować jakieś zapytania do prokuratury o to, „czemu nie sprawdzono, czy ofiar nie było więcej” i powołać się na Duklanowskiego


Duklanowski opowiada o tym, że nie wprowadzono żadnych procedur w urzędzie, w którym pracował. Ok. przez moment załóżmy, że to zostało powiedziane na serio. Ja mam w tym miejscu pytanie: czy urzędy marszałkowskie, zarządzane przez Prawo i Sprawiedliwość, wprowadziły takie procedury? Ja wiem, że to się nie wydarzyło u nich, ale chyba można takie procedury ułożyć na wszelki wypadek, prawda? Czemu więc tych procedur nie ułożono (gdyby takowe powstały w tych PiSowskich urzędach marszałkowskich, to dowiedzielibyśmy się o tym 5 minut po tym, jak Duklanowski opublikował swój „artykuł”).


Idźmy dalej: w jaki sposób miałyby wyglądać takie procedury? Krzysztof F. nie był wcześniej karany za pedofilię, tak więc przeszedłby przez każde „sito”, mające na celu odsianie osób, które nie powinny pracować z dziećmi (no wiecie, chodzi o takie „sito”, przez które nie przeszedłby skazany ksiądz-pedofil, o którym traktował film „Tylko nie mów nikomu”). Ja wiem, że to jest mowa trawa (taki wypełniacz, który ma sprawić wrażenie, że w tym wszystkim rację miał Duklanowski), ale to są bzdury. I mam szczerą nadzieję, że media, które będą relacjonowały wypowiedzi, będą punktować te jego bzdury, zamiast bezrefleksyjnie je powielać, a potem zastanawiać się nad tym, jak to jest, że Duklanowskiemu ktokolwiek wierzy.


Tak sobie myślę, że jeżeli w niewielkich fragmentach tego „wywiadu” jest tyle bzdur, to do sprostowania wszystkich zawartych w wywiadzie potrzebna by pewnie była kilkusetstronicowa książka.


Źródła:

https://dorzeczy.pl/opinie/415597/duklanowski-odpiera-zarzuty-ws-ujawnienia-danych-dziecka-filiks.html

https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1547077%2Ctomasz-duklanowski-nie-ujawnilem-danych-osobowych-ofiar-pedofila.html

poniedziałek, 6 marca 2023

Czyste zło

Disclaimer nr 1: To nie będzie tekst dla ludzi o słabych nerwach.

Disclaimer nr 2: Od jakiegoś czasu staram się ograniczać stosowanie wulgaryzmów, ale przy tej okazji jebią mnie konwenanse.


Zacznę od wyświechtanego sloganu: „Wydawało mi się, że ci ludzie nie są mnie już w stanie niczym zaskoczyć”. Ja wiem, że przy okazji rządów tej konkretnej partii tego rodzaju tekstów używa się przeważnie raz w tygodniu i nieco straciły one na znaczeniu, ale... no właśnie „ale”.


Wydawało mi się, że w tej całej sprawie z Duklanowskim i efektami jego „pracy” nic mnie już ze strony rządowych opiniomatów nie zaskoczy. Okazało się, że nie miałem racji. Nie miałem jej i to, kurwa, bardzo. W pewnym momencie po stronie odnowionej moralnie prawicy zaczęły pojawiać się narracje, w myśl których doszło do ustawki.


Ktoś może w tym momencie zadać sobie pytanie „o jaką znów, kurwa, ustawkę chodzi?” Już tłumaczę. Otóż, zdaniem prawicowych kont (każde z tych kont jest followowane przez całe mnóstwo polityków Zjednoczonej Prawicy), posłanka celowo opóźniała pogrzeb. A na dodatek Tusk napisał tweeta o tym wszystkim, co się stało, więc mamy do czynienia z ewidentną ustawką.


I znowuż, ktoś może w tym momencie zadać bardzo przytomne pytanie: na czym ta jebana ustawka miała polegać? Nikt, łącznie z autorami tych gównowpisów, nie jest w stanie na to pytanie odpowiedzieć. Kolejne pytanie, które ktoś może sobie zadać w kontekście tych narracji, brzmi następująco: Czy te jebane hieny na serio zbudowały narrację, w myśl której ktoś czekał z pogrzebem po to, żeby ktoś inny mógł potem napisać tweeta? Przecież to jest jakaś jebana bzdura i nawet jeżeli weźmiemy pod rozwagę to, że ci ludzie nie są orłami intelektu, to ta narracja nadal pozostaje niezrozumiała. No ale, pamiętać należy o tym, że jeżeli dzieje się coś, co zdaniem rządowych opiniomatów może zaszkodzić dobremu imieniu partii, to albo mamy do czynienia ze spiskiem, albo z ustawką (albo z ustawką, która jest efektem spisku).


Gdyby chodziło tylko i wyłącznie o tę jedną, idiotyczną i jadowitą narrację, to pewnie darowałbym sobie wpis, bo przecież w poprzednim wpisie sam wspominałem o tym, że ci ludzie teraz w pocie czoła szukają czegoś, co pozwoli zrzucić winę za to, co się stało na „kogoś innego” (najlepiej na Tuska i Platformę Obywatelską).


Niestety, potem było znacznie gorzej. Na anonimowych kontach (które są powiązane z obecną władzą, bo każde z nich jest followowane przez kilkudziesięciu polityków/działaczy Zjednoczonej Prawicy), zaczęły się pojawiać informacje, z których wynikało, że, na ten przykład, ten dzieciak już wcześniej próbował zrobić to, co mu się ostatecznie, niestety, udało zrobić. Na innym koncie pojawiły się informacje o tym, kiedy odbyła się sekcja zwłok. Powtarzam: te konta są followowane przez olbrzymią liczbę polityków/mediaworkerów Zjednoczonej Prawicy.


To nie jest tak, że ktoś sobie pomyślał, że będzie się bawił we wrzucanie jakichś idiotyzmów po to, żeby się zabawić cudzym kosztem (w internetach nie takie rzeczy się dzieją). To są polityczne konta agitacyjne, które realizują wolę swoich zleceniodawców. Z tego zaś wynika, że czynniki decyzyjne Zjednoczonej Prawicy doszły do wniosku, że najlepszym wyjściem z sytuacji, do której sami doprowadzili, jest dalsze szczucie na rodzinę posłanki. Ja nie szafuję tutaj dramatyzmem, ale moim skromnym zdaniem, to jest czyste zło, które powinno zostać wypalone żywym ogniem.


Gwoli ścisłości, te wpisy to jest jednak jazda na ostrym kole. Pomijając już samo szczucie na posłankę, tam dochodzi jeszcze inna kwestia. Gdyby te informacje były prawdziwe, to wynikałoby z nich, że właśnie sobie wyciekają informacje z toczącego się postępowania. Specem nie jestem, ale wydaje mi się, że to tak nie do końca legalne postępowanie i chyba wiązałoby się ono z koniecznością ustalenia, kto puścił taki przeciek. Osobną kwestią jest to, że gdyby prawdą była ta informacja o wcześniejszych próbach, to Duklanowski byłby jeszcze bardziej winny, bo wiedząc o tym naraził tego dzieciaka na kolejną traumę. To jest swoją drogą znamienne, że ci ludzie próbując wybielić swojego cyngla sprawili, że część osób może mieć o nim jeszcze gorsze zdanie, niż miało w sobotę.


Niemniej jednak zakładam, że to są po prostu zwykłe bzdury. Partia do perfekcji opanowała technikę dezinformowania społeczeństwa. Im więcej „niewiadomych” w danej sytuacji, tym większe prawdopodobieństwo, że społeczeństwo straci zainteresowanie tematem, bo po prostu nie będzie wiedziało, o co w takiej sprawie chodzi. W tym konkretnym przypadku wina Duklanowskiego i osób, które potem brały udział w nagonce na rodzinę posłanki, jest ewidentna. Trzeba więc spróbować udowodnić społeczeństwu, że z tą winą to tak do końca nie wiadomo jak było.


Na sam koniec niniejszego tekstu zostawiłem sobie jeszcze jedno. Ulubioną strategią komunikacyjną Zjednoczonej Prawicy, która musi mierzyć się z krytyką, jest nieodmiennie „whataboutism”. Tak więc, po tym, jak działania Duklanowskiego (i wszystkich tych Szafarowiczów i Mateckich), doprowadziły do tragedii, partyjne opiniomaty zaczęły tłumaczyć, że Duklanowski nie zrobił niczego złego, bo wszyscy inni opisują takie sytuacje dokładnie tak samo (w domyśle chodzi o to, że robi się to w sposób, który sprawia, że zidentyfikowanie ofiar jest równie proste, co w przypadku artykułu Duklanowskiego).


Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że próbował tego sam Duklanowski praktycznie zaraz po tym, jak wydalił z siebie wiadomy artykuł. Ktoś zrobił szybki fact-checking dwóch z dziesięciu przypadków i wyszło na to, że jeden z opisywanych przez Duklanowskiego przypadków miał miejsce w latach 80-tych, a w kolejnym ofiara występowała pod swoim nazwiskiem i imieniem (sprawdzanie reszty sobie ta osoba odpuściła, bo już na pierwszy rzut oka widać było, że Duklanowski się poślizgnął na rzeczywistości).


W większości przypadków w tym konkretnym whataboutismie brały udział partyjne konta agitacyjne. Jednakowoż, trafiłem na jeden wyjątek, który jest bardzo, ale to bardzo spektakularny. Tym wyjątkiem jest Sędzia Nawacki, który na swoim koncie Twitterowym opublikował screen z OKO Press i opatrzył ten screen komentarzem „Nie podaję celowo linku... artykuł zawiera obszerne dane osobowe pozwalające na identyfikację dziecka”.


Gdyby nie kontekst, to wpis Nawackiego byłby po prostu komiczny. Tak się bowiem składa, że pan sędzia nie zadał sobie trudu i nie zapoznał się z treścią artykułu. Obstawiam, że ktoś mu przysłał screen i napisał „co trzeba opublikować”, a sędzia Nawacki polecenie wykonał i nawet sobie nie zdawał spawy z tego, że opisywana przez Oko Press sytuacja absolutnie nijak się ma do tej opisanej przez Duklanowskiego.


Skąd takie, a nie inne wnioski? Po pierwsze, do zdarzenia, o którym traktuje artykuł doszło, gdy ofiara miała 14 lat. Do tego momentu wszystko się zgadza, bo mamy do czynienia z dzieckiem. Tyle, że do tego zdarzenia doszło w 2016 roku, więc „dziecko”, o którym pisze Nawacki miało w czasie, w którym artykuł został opublikowany 20 lat.


Po drugie, w przeciwieństwie do tego, co odjebał Duklanowski, dziennikarz z Oko Press zadbał o to, żeby identyfikacja ofiary nie była prosta. Sprawca był bowiem opiekunem na wyjazdach, w których brała udział duża liczba dzieciaków (czy dla kogoś specjalnym zaskoczeniem jest to, że tak właśnie było?). Po trzecie, istotne jest to, dlaczego w ogóle ten artykuł powstał. Otóż, (uwaga za moment będziecie zaskoczeni swoim brakiem zaskoczenia) ksiądz się co prawda przyznał rodzicom ofiary do tego, co zrobił i ich przeprosił, ale potem mu się odwidziało się i zaczął się domagać uniewinnienia. Nie zgadniecie, kto go reprezentuje i że jest to prawnik związany z Ordo Iuris.  


Po czwarte, z artykułu wynika, że sprawca ma znajomości, które mogą mu pomóc w uniknięciu odpowiedzialności. Po piąte, ksiądz swego czasu nękał rodzinę ofiary telefonami. Swoją drogą, ów ksiądz był na tyle bezczelny, że uznał, że skoro przeprosił, to sprawa jest załatwiona i po tym, jak prokuratura zaczęła prowadzić postępowanie (uwaga capslock będzie) WYSŁAŁ DO RODZINY OFIARY LIST, W KTÓRYM PROSIŁ O TO, ŻEBY RODZINA MU ODPUŚCIŁA. Po szóste, ksiądz w trakcie rozmów z rodziną ofiary przechwalał się swoimi koneksjami (np. znajomością komendanta głównego policji)/etc. I na tym skończę wyliczankę, choć dałoby się dopisać jeszcze kilka punktów. Czy opisywana przez Oko Press sprawa jest w jakikolwiek sposób podobna do tej opisanej przez Duklanowskiego? Eufemizując, ni chuja nie jest podobna. Czemu więc Nawacki to opublikował? Bo miał takie, a nie inne wytyczne. Aczkolwiek, jeżeli sędzia Nawacki będzie twierdził, że on tak sam z siebie to zrobił (tzn. nie przeczytał artykułu, ale napisał, że wie co w nim jest), to ja sędziemu Nawackiemu uwierzę na słowo.


Mało tego, jestem przekonany, że jest całkowicie bezstronnym sędzią, a jego polityczne afiliacje nie mają żadnego wpływu na jego, że tak to ujmę „życie zawodowe”. Nawacki po prostu bronił rzetelnego dziennikarza. Jestem w stanie się założyć o to, że Nawacki jest równie rzetelnym sędzią, co Duklanowski rzetelnym dziennikarzem. Znamienne jest to, że ten konkretny sędzia widząc, co się dzieje, doszedł do wniosku, że najważniejsze w tej całej sytuacji jest to, żeby pomóc bronić Duklanowskiego.  


Rozmawiałem sobie dzisiaj na ten temat z jednym znajomym. Pozwolę sobie zacytować to, co ów znajomy napisał: „Krótko mówiąc konkluzja jest jedna. Mogli po jego śmierci chociaż zamknąć mordę, ale nie zrobili nawet tego. Na przeprosiny nie ma co liczyć, ale mogli chociaż udawać, że ich nie ma”. Problem w tym (tzn. niestety jest to problem nas wszystkich), że oni nie mogli zamknąć mordy. Ci ludzie zabrnęli tak daleko, że zwykłe ludzkie odruchy im się nie przydarzają. Oni są po prostu złymi ludźmi.


Nawiasem mówiąc, to że króluje u nich doktryna „ani kroku w tył” sprawia, że sami sobie szkodzą. Przez moment sprowadźmy całą tę kwestię do czystego pragmatyzmu politycznego. Paradoksalnie, najlepszym z punktu widzenia tego pragmatyzmu zachowaniem byłoby przeproszenie za to, co się stało i ukaranie winnych (choćby i na chwilkę, przecież mogli ich wszystkich schować i kazać zamknąć mordy do wyborów, a potem obiecać stołki w SSP). Tyle, że oni są już tak głęboko w króliczej jamie, że tam nikt nie myśli takimi kategoriami. Partia nie może być niczemu winna, winne jest zawsze otoczenie (i „wrogowie”).


Tak na sam koniec. Wspominałem już o tym, że konta, o których wzmiankowałem, które to konta sączą jad i szczują partyjny beton ma posłankę, która straciła dziecko, są followowane przez całe mnóstwo polityków Zjednoczonej Prawicy (nie tylko przez polityków, ale przez nich głównie). Żaden z polityków nie zareagował na to rzyganie jadem. Biorąc pod rozwagę ich zachowanie, można dzisiaj postawić tezę, że nie ma kogoś takiego, jak „dobry PiSowiec”. To nie jest tak, że ja generalizuję. Oni sami dokonali „autogeneralizacji” stojąc po stronie szczujni. I nie ma tu znaczenia to, czy zachowali się tak dlatego, że im „kazano”, czy też dlatego, że w sytuacji, w której szczucie doprowadziło do tragedii, sumienie (ulubione prawicowe słowo, którego to słowa prawicowcy nie rozumieją) każe im stać po stronie sprawców, a nie po stronie ofiar.  


Edycja

W momencie, w którym miałem wrzucać ten tekst doleciały do mnie kolejne „odpryski” obronnych narracji. I znowuż, jestem, kurwa, pod wrażeniem. Otóż tym razem chodzi o to, że rządowe opiniomaty, próbując wybronić Duklanowskiego, wrzucają w internety screeny z innych portali, na których opisywana jest sprawa. Co w tym oburzającego? No nie wiem, może taki drobny szczegół, że screeny są przerabiane? Ze screenów wywalane są wzmianki o tym, że media powołują się na Radio Szczecin. Ale czekajcie, bo może być jeszcze bardziej spektakularnie. Żeby udowodnić, że to wcale nie jest wina Duklanowskiego i jego artykułu, rządowe konta agitacyjne wrzucają screeny, na których zmieniają daty publikacji artykułów. Ja wiem, że się powtórzę, ale: to nie jest samowolka, to jest koordynowana akcja dezinformacyjna.


Tak na sam koniec jeszcze jednak kwestia. To co odjebał Duklanowski było doskonale przemyślane. Gdyby inne media nie podchwyciły tematu i o nim nie napisały, to zapewne cała rządowa machina propagandowa grzmiałaby z oburzenia, bo przecież byłby to dowód na to, że w liberalnych mediach panuje zmowa milczenia. Można bezpiecznie założyć, że na to „milczenie” liczył Duklanowski i jego przełożeni.



Źródła:

https://twitter.com/Plague_MarinePL/status/1632464396617150465

https://twitter.com/Maciej_Nawacki/status/1632311957054259200

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1632699087081332736

https://oko.press/wplywowy-ksiadz-skazany-za-molestowanie-dziecka-bronia-go-arystokraci-moj-tekst-roku