Każdy kierowca „aktywny”
(nie, nie chodzi o ludzi, którzy trzymają prawo jazdy na półce),
który czytuje serwisy internetowe i wie co się dokoła dzieje, zna
pewne terminy ukute przez polską policje. Terminy te służą
głównie temu, żeby w prosty sposób wyjaśniać przyczyny
wypadków, które w prosty sposób wyjaśnić się nie dadzą.
„Niedostosowanie prędkości do warunków panujących na drodze”
– w tej kategorii zawiera się wszystko, śnieg, lód, mokra
nawierzchnia, nieodśnieżone ulice, kałuże o półmetrowej
głębokości, przewrócone drzewa, sedesy stojące na drodze,
zasieki, transzeje i bariery przeciwczołgowe. Jeśli znajduje się
na drodze, to jest „warunkiem panującym na drodze”. Jest to
argument kończący każdą dyskusję. Można się co prawda sądzić,
ale bez dobrego prawnika skończy się to na wyższej niźli mandat
opłacie.
Drugi argument zawsze
słuszny – to „niezachowanie szczególnej ostrożności” -
znajomy jechał sobie drogą z pierwszeństwem. Przydzwonił w niego
gość wymuszając na nim pierwszeństwo. Policja orzekła współwinę
znajomego, bowiem nie zachował szczególnej ostrożności (potem
miał z tego powodu bardzo dużo problemów finansowych). Jeśli
jedziesz ulicą i nagle z pomiędzy aut wyskoczy ci przed maskę
dzieciak – „wtargnięcie na jezdnię” ma jakieś 10% na
„zaistnienie” – 90% to „niezachowanie ostrożności”. Tak
jak w przypadku „prędkości” – z tego rodzaju argumentem
wygrać można jedynie w sądzie.
Czemu miał służyć ten
przydługi wstęp? Ano polscy konserwatyści i prawicowcy (nie
wszyscy, niektórzy) mają własny odpowiednik „ostatecznego
argumentu” – „naruszone uczucia religijne”.
Uczucia religijne to
jedyne uczucia, które mogą zostać naruszone zaocznie. Nie wymagają
obecności „naruszającego przy naruszanym”, czym różnią się od
np. pomówienia. Bo jeśli pomawiany nie był obecny przy pomówieniu,
to potrzebny jest jakiś świadek tegoż pomówienia. W przypadku
uczuć religijnych wystarczy ich naruszenie. Rzecz jasna chodzi o
katolickie uczucia religijne bo chyba jeszcze nie było w naszym
kraju nad Wisłą procesu o obrazę uczuć religijnych „innowiercy”,
który by to proces zakończyłby się wygraną „naruszonego” –
aczkolwiek jeśli ktoś ma takie informacje, to niech się nimi
podzieli.
Ponadto jest w naszym
kraju człowiek, którego imię milion (bo za miliony cierpi
katusze). Chodzi rzecz jasna o specjalistę ds. zwalczania sekt,
byłego polityka Unii Pracy, PSL i Samoobrony, Ryszarda Nowaka, który
jest przewodniczącym Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed
Sektami. Jest również człowiekiem do współpracy z którym nie
przyznają się chyba żadne poważne instytucje zajmujące się
sektami. Czym zajmuje się Ryszard Nowak? Zawodowym obrażaniem się.
Może obrażanie to niezbyt trafne sformułowanie, ale „zawodowe
odczuwanie naruszenia uczuć religijnych” brzmi nieco gorzej.
Ryszard Nowak zajmuje się zawodowym wytaczaniem procesów w tej
materii.
Procesował się z Dodą
(Dorota Rabczewska) za jej wypowiedź na temat autorów Biblii –
wypowiedź, której nie będę cytował tak na wszelki wypadek. Co
prawda Wikipedia nie dostarcza zbyt wielu informacji na temat
procesów Ryszarda Nowaka, ale proponuje research źródeł
internetowych – R.N. To człowiek instytucja (do zwalczania
satanizmu – np. tego propagowanego przez Owsiaka). Darski ponoć
zaocznie naruszył uczucia religijne Nowaka, drąc Biblię na
koncercie, na którym Nowaka nie było. Za to Ryszard Nowak pozwał
Darskiego do sądu (pięć miesięcy po koncercie). Sprawę sąd
umorzył, bowiem prócz Nowaka nie zgłosił się nikt więcej
spośród „poszkodowanych”. Nowak był łaskaw nazwać Darskiego
przestępcą – za co Darski wytoczył mu proces. W pierwszej
instancji wygrał, ale Nowak się odwołał i sąd drugiej instancji
uchylił wyrok argumentując tym, że sąd pierwszej instancji nie
zwrócił uwagi na to, że Darski podarł Biblię i że być może w
ten sposób naruszył uczucia religijne Nowaka. Otwartą pozostaje
kwestia tego, że skoro sąd umorzył postępowanie w sprawie
naruszenia uczuć religijnych Nowaka – to w jaki sposób miało to
uzasadniać epitety, którymi obrzucił Darskiego? Jak widać „obraza
uczuć religijnych” to hasło klucz :]
Ale nie tylko on czuje
się naruszony. Politycy Prawa i Sprawiedliwości również. W
styczniu 2010 roku 4 posłów tejże partii pożaliło się
prokuraturze na Darskiego – rzecz jasna powód „naruszenie uczuć
religijnych” W tym przypadku doszło do naruszenia z opóźnieniem,
bowiem Darski Biblię podarł w roku 2007. Sąd rzecz jasna sprawę
umorzył. Skomentował ją za to w okolicach stycznia 2010 prawnik
Darskiego, który powiedział, że to w sumie kpina „obrażanie się
po czasie”, ale sąd musi te sprawy rozpatrzyć,bo mamy takie, a
nie inne prawo.
To tylko kilka kilka
przykładów na to jak działa polskie prawo jeśli chodzi o
naruszanie uczuć religijnych. W czasach preinternetowych takie
oskarżenia robiły furorę – niestety nie istnieje spis polskich
rozpraw o naruszenie uczuć religijnych, a szkoda bo pewnie byłoby
co poczytać.
Na sam koniec gimnastyka
umysłowa. Ciekawym jest, co zrobiłby sąd, gdyby ktoś złożył do
prokuratury stosowne papiery, a w nich stałoby, że jego uczucia
religijne zostały naruszone – bowiem w kościele odbyło się
spotkanie z politykami, a świątynia to nie miejsce na politykę?
Albo wniosek złożyłby ktoś, kto poczułby się dotknięty
kazaniem jakiegoś księdza. Że co? Że nie musi chodzić do
kościoła? No, ale przecież Nowaka ani posłów PiS też nie było
na koncercie Behemota. Byłby to ciekawy casus. A gdyby taki wniosek
złożyło kilkanaście osób? Nadal chodziłoby o „słuszne”
uczucia religijne, więc sprawa nie byłaby łatwa do przykrycia.
Aczkolwiek pewnie wtedy prawa strona polityki i publicystyki
rozpisałaby się w temacie „prawdziwych” i „udawanych” uczuć
religijnych.
Czemu nazwałem
„naruszenie uczuć religijnych” argumentem zawsze słusznym? Bo
nie da się go podważyć. Jeśli ktoś deklaruje ich naruszenie –
dyskusji nie ma – jest sprawa w sądzie. Co najbardziej absurdalne,
powód nie ponosi żadnej odpowiedzialności za zawracanie sądowi
czterech liter swoimi uczuciami. Jedynym przegranym może być
pozwany. Powód będzie miał swoje kilka minut w mediach i niczym
nie ryzykuje.
Swoją drogą ci którzy
tak bardzo ubolewali nad twórcą strony Antykomor i którzy domagają
się wolności słowa, bardzo szybko wycofaliby się z projektu
gwarantującego całkowitą wolność słowa – taką jaka jest w
Stanach Zjednoczonych. Czemu? Bo obraza uczuć religijnych nie byłaby
już takim łakomym kąskiem. Skoro można mówić wszystko i o
wszystkim, religia też zawierała by się w tym „wszystkim” ;)
Mam nadzieje, że
powyższa notka nie narusza niczyich uczuć religijnych...
Nie wiem do końca co to za twór, ale powinno go nie być. Już dawno doszłam do takiego wniosku.
OdpowiedzUsuńPrawa strona nie pozwoli - bo to taki argument "klucz", na który zawsze się można powołać.
OdpowiedzUsuńZawsze mnie zadziwiało, że przedstawiciele innych wyznań nie trollowali sądów oskarżena=iami o Obrazę Uczuć Religijnych - np jak jakis biskup mówił coś o poganach czy bożkach- gdzie byli niewątpliwie obrażeni rodzimowiercy? Zastanawiam się, czy dałoby się zarejestrować związek wyznaniowy ateistów? Wiem że pastafarianie chcieli się zarejestrować żeby móc skarżyc ludzi obrażających makaron...
OdpowiedzUsuńNo ale Panie Kochany! Przecież jakakolwiek krytyka katolicyzmu - w wykonaniu "niekatolików" to zamach na integralność wiary, obraza uczuć religijnych, koklusz i gradobicie :)
UsuńErgo - gdyby ktoś podał do sądu katolika za to, że ten mu uczucia religijne naruszył - ów fakt (pozew) byłby automatycznie dowodem na naruszenie uczuć katolika! :)