środa, 21 listopada 2018

Hejterski Przegląd Cykliczny #41

Zacznijmy od Kota Schrödingera, który jest eksperymentem myślowym ilustrującym „problem zastosowania interpretacji kopenhaskiej mechaniki kwantowej w odniesieniu do obiektów makroskopowych”. Tak, chodzi o tego kota, który jest żywy i martwy do momentu otwarcia pudełka. Nawiasem mówiąc, nie wiadomo czemu Schrödinger zdecydował się na kota, ale parafrazując klasyka „PRZYPUSZCZAM, ŻE LUBIŁ WIELKIE, GROŹNE PSY.” Powyższy eksperyment myślowy idealnie nadaje się do opisu Marszu Niepodległości, który był zarówno prezydencki (niektóre media pisały o „rządowym marszu”), jak i nieprezydencki (w tym drugim przypadku mamy do czynienia z Teorią Dwóch Marszów). Prezydencki był wtedy, gdy można było pochwalić się tym, że 200K ludzi tam było. Nieprezydencki był wtedy, gdy się okazywało, że palenie flagi UE (propsowane przez jednego z organizatorów, czyli Młodzież Wszechpolską), Forza Nuova i te sprawy. Prezydent RP wziął udział w marszu pomimo tego, że nie mógł w nim wziąć udziału, bo miał napięty harmonogram. Jeżeli zaś już jesteśmy przy włoskiej organizacji neofaszystowskiej, to jeden z rządowych mediaworkerów (produkuje się w „Sieciach Prawdy”), stwierdził, że „Forza Nuova to nie jest pełnokrwista partia faszystowska” (tak więc, japa lewaki!). W internetach widziałem też dyskusje w temacie tego, że FN jest spoko, bo chuj z tym, że Mussolini był ziomkiem Hitlera (ale się nie cieszył!), skoro Włosi nas lubili w 1939/etc. Oczywiście na Marszu było (eufemizując) od chuja rac i, oczywiście, policja nic z tym, kurwa, nie zrobiła. No ale jak to, ktoś powie, przeca na Czarnym Proteście legitymowali za race. Owszem, ale jak to wyjaśniono po tymże Czarnym Proteście „nie można porównywać dwóch różnych zgromadzeń o zupełnie innym charakterze”. Gdybym był złośliwy (a nie jestem), to bym zapytał uprzejmie co to za brednie? Przeca na Marszach Niepodległości pojawiają się jedynie rodziny z dziećmi, więc co za problem podejść do takiej rodziny i poprosić o zgaszenie racy? Ponieważ zaś nie jestem złośliwy, napiszę jeno tyle, że w kontekście bierności policyjnej narracja o „rodzinach” jest cokolwiek ciężka do obrony. O tym, że odpalanie rac jest złe policja przypomniała sobie dopiero po marszu i oznajmiła, że „poszukuje osób, które podczas niedzielnego marszu w Warszawie odpaliły race”. Momentalnie zwrócono uwagę stróżów prawa, że Cezary „Metyl” Gmyz chwalił się (na swoim koncie TT) odpaleniem racy i zapytano, czy poniesie jakiekolwiek konsekwencje. Indagowany w tym temacie rzecznik stołecznej policji  odpowiedział: „Mamy bardzo dużo zgłoszeń w sprawie osób, które odpalały race podczas niedzielnego marszu w Warszawie. Cały czas poprzez media społecznościowe otrzymujemy wiele zdjęć z wizerunkami podejrzanych. Wszystkie są sprawdzane na bieżąco. Każda osoba, bez żadnego wyjątku, będzie wzywana na komendę celem wykonania czynności”. Potem zaś dodał, że nie może mówić o konkretnych osobach, które mogły dopuścić się wykroczenia. „Jednakże każdy materiał, który jest w naszej dyspozycji oraz każda osoba,  która została ujawniona podczas popełnionych wykroczeń, musi liczyć się z odpowiedzialnością”. Tłumacząc to z rzecznikowego na nasze: Gmyz dostanie po łapach, jeżeli nikt policji nie zabroni dać mu po łapach. W kwestii zaś samego marszu, to trochę męczący jest bóldupizm uczestników tegoż, którzy twierdzą, że oni nie so radykałami i że oni tam jedynie przychodzo bo 11 listopada. Gdyby było tak, że ten spęd jest organizowany przez jakichś zwykłych ludzi, narodowcy czepialiby się marszu jak gówno okrętu, to faktycznie ciężko by było mieć pretensje do tych „rodzin z dziećmi”. Jeno, kurwa, jest tak, że rok rocznie spęd organizuje łysa ziomberiada spod znaku falangi i pojawia się na nim od cholery kibolstwa (ciekawe czy Premierowi Tysiąclecia podobały się tegoroczne przyśpiewki), a „rodziny z dziećmi” są tam tak trochę na doczepkę. Jak nie chcecie być uznawani za faszystów to się, kurwa, nie bujajcie z ziomkami, którzy się jarają przedwojennym faszyzmem. Bo to trochę tak, jakby ktoś polazł na imprezę organizowaną przez fanów Stalina i się potem wkurwiał na to, że go wyzywają od bolszewików. Niby można, ale chyba nie bardzo jest sens.


I znowuż przyszło mi „rozblokować” temat, bo skalę zjebania rozwaliło. Pamiętacie może przemiłych ludzi, którzy organizowali urodziny Adolfa Hitlera? Tak więc, hurr durr, to wszystko była prowokacja i ujawniamy kulisy! Otóż okazało się, że to nie tak, że neonaziści (z przyczyn oczywistych, w tym konkretnym przypadku prawo Godwina ulega zawieszeniu) zrobili imprezę, bo jara ich Hitler i III Rzesza. Nic z tych rzeczy! „Wiele wskazuje na to, że grupa przebierańców z lasu pod Wodzisławiem Śląskim to w rzeczywistości opłaceni statyści. W czyim filmie zagrali? Kto naprawdę sfinansował tę imprezę i jaki był rzeczywisty udział dziennikarzy i ich stacji w tym wydarzeniu? Czy ujawnili istniejące zjawiska, czy też byli ich animatorami? Na te wszystkie pytania próbuje teraz odpowiedzieć prokuratura.” Jest to o tyle ciekawe, że ten sam portal (moje najukochańsze „wPolityce”) nieco wcześniej wspominał o tym, że: „Podczas przeszukań w mieszkaniach zatrzymanych znaleziono m.in. mundury, flagi, odznaki, naszywki i publikacje o symbolice nazistowskiej. Zabezpieczone zostały ich telefony komórkowe i komputery.” O co więc, kurwa, chodzi redaktorowi Wojciechowi Biedroniowi z tymi „przebierańcami”? Tzn. ja wiem, że neonaziole się tam poubierali w mundury adekwatne, ale to nie byli żadni statyści, jeno ziomberiada, która się jara tą tematyką (i zapewne popierdala w tych szmatach w trakcie domówek). Statystami mógłby sobie rządowy mediaworker nazywać ludzi, których wzięto z ulicy i przebrano w te mundury. Na czym w ogóle opiera się narracja o „ustawce”? Na wyjaśnieniach jednego z neonazistów, który powiedział był, że przyszedł po swojego syna do przedszkola i: "W pewnym momencie podchodzi do niego dwóch mężczyzn z reklamówką, w której znajduje się 20 tysięcy złotych. Wręczają je Mateuszowi S. i stwierdzają, że za te pieniądze powinien on zorganizować „urodziny Hitlera”". Brzmi bardzo prawdopodobnie, nieprawdaż? Wam nikt nigdy nie dał 20 kafli jak odbieraliście swoje pociechy z przedszkoli? Nawet mi was, kurwa, nie żal. Każdy, kto nie jest ostatnim idiotą (względnie prawicowym mediaworkerem), zadałby sobie w tym momencie pytanie „czemu ktokolwiek miałby sam z siebie opowiadać o tym, że przytulił 20 tysięcy?” .Przeca zaraz się do takiego jegomościa zgłosi US i powie „dzień dobry, ja w sprawie nieujawnionego dochodu”. Wydaje mi się, że w przypadku „jakieś ziomki mnie dali pieniądze” US zastosuje taryfę 75%, ale nie jestem specem i jak mnie ktoś skoryguje, to się nie pogniewam. Jakakolwiek by ta sankcja nie była, to są pieniądze i śmiem wątpić w to, żeby naziolek ujawnił ten dochód dlatego, że chciał być „na czysto”. Wiadomo, że naziolek będzie miał przejebane, po co więc sobie jeszcze dokładać? Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że: „rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn powiedział, że ta wstępna weryfikacja uprawdopodobniła wersję o przekazaniu pieniędzy podejrzanemu Mateuszowi S.”. Tak więc nawet, gdyby naziolek zmienił zdanie, na niewiele się to zda (bo służby już najprawdopodobniej ustaliły, że wydawał znacznie więcej kasy niżby to wynikało z udokumentowanych dochodów). Ja sobie tutaj teraz pogdybam. Wydaje mi się, że jedynym powodem, dla którego naziolek powiedział, że dostał 20 kafli na urodziny, było to, że nie chciał, żeby służby wyniuchały od kogo tak naprawdę dostał te srebrniki. Mógł je dostać np. „ze Wschodu” (bo „Wschód” bardzo lubi sponsorować „nacjonalistyczną międzynarodówkę”). Kimkolwiek by nie był darczyńca, prawie na pewno nie był „anonimowy” i dlatego naziolek wrzuci służbom temat „TVN mnie dał szekle”. Otwartą kwestią pozostaje to, czy służby badają możliwość, że kasa mogła pochodzić „z innego źródła”, czy też podjarały się tematem TVNu i uznały, że „na chuj drążyć”. W artykule „ujawniającym” redaktor Wojciech Biedroń udowodnił, że mimo iż sobie wpisuje w bio na Twitterze „dziennikarz”, to nie bardzo ma, kurwa, pojęcie o tym, jak wygląda robota prawdziwych dziennikarzy. Redaktor dziwił się bowiem temu, że „dziennikarze zdobywają nagrania, ale mija wiele miesięcy, zanim trafia na antenę”. Ja się zdziwieniu pana redaktora nie dziwię. Jak się jest mediaworkerem na telefon, który wrzuca wszystko, co mu podrzucą chlebodawcy, to można mieć nielichy dysonans w sytuacji, w której ktoś ma jakiś temat, ale się z nim nie wyrywa, bo np. musi coś dopracować (albo np. stara się nie spalić sobie „przykrywki”). TVN usiłował się najpierw kopać z koniem i tłumaczyć wszystko przy pomocy oświadczeń, ale wreszcie ktoś się tam wkurwił i mój ukochany portal (i być może „Sieci Prawdy” [czy jak tam się teraz ten tygodnik nazywa]) zostanie pozwany za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji.


Najmniejszym zaskoczeniem było to, co odpierdalał prawicowy mainstream po tym, jak „w Polityce” ogłosiło swoje „rewelacje”. Dla nich każdy wyskok prawicy (w tym skrajnej) zawsze jest efektem „prowokacji” i działania wrażych sił. Niedorzeczniczka PiSu, Beata Mazurek, wystosowała „odezwę”: „Chciałabym publicznie zapytać, czy TVN zapłacił za zorganizowanie tego materiału, czy ludzie nagłaśniający ten temat, manipulując przy okazji, byli świadomi szkód, jakie wyrządzają Polsce i Polakom. Kto podejmował decyzje o emisji tego programu, a przede wszystkim dlaczego ten program został wyemitowany po siedmiu miesiącach, w momencie kiedy mieliśmy kryzys w relacjach polsko-izraelskich i jakie jest stanowisko dziś TVN-u, gdy na jaw wychodzą te szokujące fakty”. Dla nikogo nie będzie niespodzianką to, że pani niedorzeczniczka momentalnie oberwała w twarz debunkiem, albowiem program o naziolkach wyemitowano 20 stycznia, zaś inba w temacie ustawy (sprawdzić czy nie Jaki), zaczęła się 27-go (Prezydent RP podpisał ustawę 2 lutego). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że po rozpoczęciu tejże inby odezwały się głosy, które sugerowały, że PiS celowo ją kręci, bo chce przykryć gównoburzę wywołaną programem o naziolkach. Inni politycy byli przed wyrzyganiem się, otworzyli tzw. dupochrony i np. Cenckiewicz napisał na ćwitrze: „Była budka pod ambasadą a teraz urodziny Hitlera - jeśli to prawda to TVN powinien zniknąć z eteru”. Dupochronem jest fraza „jeśli to prawda”. Po chuj poczekać na potwierdzenie czegokolwiek, lepiej rzucić gównem od razu i (na wszelki wypadek dodać) „jeśli to prawda”. Jak się sprawa wyjaśni (i wyjdzie na to, że to bzdura) i ktoś się zacznie rzucać, to przeca można powiedzieć "no elo, ja napisałem, że „jeśli to prawda” to o chuj wam chodzi?". To są, rzecz jasna, jeno dwa przykłady, ale parafrazując klasyka „szkoda szczempić klawiaturę” i cytować kolejnych tuzów, bo generalnie wszystkie te wypowiedzi sprowadzały się do tego, że CHWD jednej stacji telewizyjnej i że Polsce szkodzo/delegalizować! Ja rozumiem, że prawica ma pierdolca na punkcie TVNu (+ ma pierdolca na punkcie spisków i „prowokacji”), ale ten konkretny atak na TVN był cokolwiek nieprzemyślany. Owszem, może chodzić o tłumaczenie suwerenowi, że trza repolonizować media, ale TVNu Dobra Zmiana nie ruszy. Wystarczy, że Jankesi tupną nogą, tak jak to było przy okazji kary nałożonej na TVN przez Krajową Radę Radia Maryja i Telewizje Trwam, i temat repolonizacji TVNu się momentalnie urwie (jeżeli chodzi o pieniądze, to USA nie ma poczucia humoru).


Ja już jestem najedzony, jeno trzeba niestety jeszcze jeden wątek poruszyć. Okazało się bowiem, że w trakcie urodzin Hitlera hajlował jeden z ludków z TVN. Nie powinno to nikogo dziwić, bo materiał był robiony „pod przykrywką”. Jeżeli ktoś infiltruje organizację neonazistowską, to raczej nie będzie się podawał za agenta Mosadu, ale (co za szok), za kolejnego nazizjeba. No oczywiście, że wszyscy się, kurwa, straszliwie oburzyli. Jednym z oburzonych był Wojciech Wybranowski, który swego czasu hajlował „w ramach happeningu”. Jeżeli ktoś ma ochotę na odrobinę żenady, to polecam wpis tego mediaworkera, w którym dwoi się on i troi, byle tylko udowodnić, że on nie hajlował na serio. Przykładowo tłumaczy on, że wyretuszowano zdjęcie, w którym hajlował, albowiem: „Usunięto z niego wystrój miejsca, w którym było zrobione- lewacka knajpa "Proletaryat" w centrum Poznania, wykasowano zdjęcie Lenina za moimi plecami”. Bo przeca nie było żadnego konfliktu na linii III Rzesza – ZSRR (z przerwą od zawarcia paktu Ribbentrop Mołotow, do rozpoczęcia operacji Barbarossa) i hajlowania na tle Lenina absolutnie nie da się wpisać w bycie edgy prawicowcem, nieprawdaż? Insza inszość to fakt, że Wybranowski jest jednym z większych nieogarów historycznych, bo swego czasu nazwał Hitlera „lewackim zbrodniarzem”. Ale to tylko dygresja. Tenże sam Wybranowski, który napierdolił w cholerę dużo liter, żeby opisać „kontekst” swojego hajlowania – nie ogarnia, czemu dziennikarz „pod przykrywką” hajluje razem z nazizjebami. No ale z drugiej strony, skąd mediaworker dobrej zmiany ma wiedzieć na czym polega praca dziennikarza? Kolejnym tuzem, który straszliwie przeżywał to hajlowanie, był Cenckiewicz. Ten sam, który (w pogoni za favami od narodowych spierdoliksów) tłumaczył, że stylizowany celtyk to nic takiego, bo hehehe „Na wyspach brytyjskich faszyści z ONR i MN stawiali swoje znaki już w V wieku...”.  Innymi słowy, ktoś kto używa argumentum ad z zdupum (bo neonazistowski celtyk wygląda „nieco” inaczej niż „wysoki krzyż”), byle tylko wybronić neonazistów obwieszonych celtykami, tym razem udaje, że nie wie jaki jest kontekst fotki. W momencie, w którym człowiekowi wydaje się, że karuzela spierdolenia nie może się kręcić szybciej, bo zamieni się w ultrawirówkę, wchodzi minister Brudziński, cały na biało: „Kiedy w polskim Sejmie mówiłem o ludziach którzy pod zdjęciem Hitlera i swastyką hajlują to byłem przekonany, że to garstka idiotów i imbecyli. Byłem naiwny. Wyglada na to, że była to ohydna, odrażająca i dewastującą wizerunek Polski w świecie prowokacja. Co na to właściciele TVN?”. Kurwa mać. Ja wiem, że to Joachim Brudziński (wiele mnie, kurwa, kosztuje niewrzucenie tutaj dość oczywistego żartu z nazwiska) i że ciężko się po nim spodziewać rewelacji, ale ten sposób nieogarniania trochę mnie już przerasta. Jaka, kurwa jej mać prowokacja? Ekipa naziolków (wiem, że się powtarzam, ale muszę: przeszukania ich mieszkań nie pozostawiły najmniejszych wątpliwości co do tego, że zapracowali sobie na tę „łatkę”) robi sobie jakiś gówno event. A Brudziński bóldupi o to, że ktoś to nagrał i opublikował? Przypomina mi to trochę radziecką metodę na radzenie sobie np. z problemem seryjnych morderców. Po prostu uznano, że ich w ZSRR nie ma (bo ten problem dotyczy jeno zgniłych imperialistów), dzięki czemu taki Czikatiło mógł przez dłuższy czas zajmować się mordowaniem. Ja wiem, że to brzmi, jak overkill (to porównanie), ale indolencja Brudzińskiego&co mnie po prostu wkurwia. Tajemnicą poliszynela jest to, że skrajnie prawicowe organizacje mają powiązania z zagranicznymi organizacjami neonazistowskimi (Blood&Honour/etc) i organizują koncerty, na których produkują się kapele neonazistowskie. Nie, nie twierdzę, że w Polsce jest jakoś specjalnie dużo neonaziolstwa, ale, do kurwy nędzy, udawanie, że ich nie ma (no bo przeca Polska tyle wycierpiała, to nie może być w niej zjebów, nieprawdaż?), nie sprawi, że znikną. Jeżeli ministrowi na serio leży na sercu wizerunek Polski, to powinien już dawno rozjechać organizacje, które mają takie, a nie inne powiązania (bo jest za co), zamiast bóldupić, że ktoś wyszedł przed szereg i przestał udawać, że problem nie istnieje. Cebulą na torcie był wpis niedorzeczniczki PiS, która rezolutnie stwierdziła, że „dobrze byłoby, aby służby odpowiednie jak najszybciej się tym zajęły i sprawę wyjaśniły” (jej wpis odnosił się do wpisu Brudzińskiego). Czyli, chuj z neonazistami, ważne, żeby służby „wyjaśniły” czemu dziennikarz TVNu hajlował.


Na samiutki koniec tematyki nacjopierdolo mam dla was trochę archeologii. Zacznijmy od cytatu z mojego najukochańszego portalu: "„Gazeta Wyborcza” straszy swoich czytelników Marszem Niepodległości. Jak twierdzi, jest to jedna z największych demonstracji skrajnej prawicy na świecie. Przeszkadza jej także demonstracja państwowa organizowana przez MON. Jeż (pisownia oryginalna, nie wiem, o jakiego jeża chodzi) z pierwszej strony swojego wydania krzyczy: „Katastroficzna wizja "Wyborczej". Wojsko na ulicach, skrajna prawica w marszu. Tak ma wyglądać 11 listopada” (…) „Wojsko na ulicach”."  Dalej mamy do czynienia ze wzmożeniem portalu na tle artykułu (w którym, nawiasem mówiąc, nie ma nic strasznego). Teraz zaś cofnijmy się o 5 lat. Portal „Niezależna” (ten dowcip nigdy nie przestanie mnie bawić): Dorota Kania „Tusk jak Jaruzelski (…) Na Polaków, którzy będą świętowali 11 listopada Dzień Niepodległości, premier Donald Tusk chce wyprowadzić wojsko.”. Ten sam portal „UJAWNIAMY KULISY PROWOKACJI: Na 11 listopada Tusk szykuje wojsko”. Radio Maryja: „Wojsko przeciwko obywatelom – taki plan przewidział premier Donald Tusk na 11 listopada, kiedy to w Warszawie spotkają się narodowcy i anarchiści.” (ci anarchiści wzięli się stąd, że w tym samym czasie kiedy nacjospierdoliksy organizowały swój spęd w Wawie odbywał się Szczyt Klimatyczny COP 19). Ciekaw jestem, jak zareagowaliby rządowi mediaworkerzy na artykuły „Premier Tysiąclecia jak Jaruzelski”, „Ujawniamy kulisy prowokacji – na 11 listopada Premier Tysiąclecia szykuje wojsko”, „Wojsko przeciwko obywatelom – taki plan przewidział Premier Tysiąclecia”. Tak, wiem, podobne wrzutki pojawiały się „w internetach” (bo „transportery szły na Wawę”/etc), jednakowoż pragnę w tym miejscu przypomnieć, że ludzie, którzy wcześniej wymyślali te idiotyczne spiny kręcą się teraz w okolicach mendiów narodowych (poza Kanią, ale ona dostała w nagrodę stołek Terlikowskiego w Republice). To są te same idiotyzmy, jeno teraz produkuje się je na znacznie większą skalę.


Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia nie ma łatwego życia. Nie dość, że jej zdaniem „jest na nią zlecenie”, to jeszcze ludzie zadają jej w trakcie wywiadów trudne pytania, np. pytają ja o to, czym tak właściwie się zajmuje (aczkolwiek, może właśnie na tym polega owo „zlecenie”?). Jak Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia sobie radzi z pytaniami w rodzaju: „Jest pani wicepremierem, bez teki, bez obowiązków i bez pracy, no tak przynajmniej wynika z oficjalnych dokumentów kancelarii premiera.”? „Jestem wicepremierem, który ma dużo obowiązków i dużo pracy, proszę mi wierzyć. Po rozmowie dzisiejszej tutaj jadę do kancelarii, bo będzie posiedzenie Komitetu Społecznego Rady Ministrów.” Potem zaś tłumaczy, że jak ktoś chce wiedzieć czym się zajmuje wicepremier (niebędący ministrem) to niech sobie poczyta/etc, a później dodała: „mam obowiązki powierzone przez pana premiera. Pan premier zaproponował mi, żebym pracowała w rządzie, żebym dalej z nim współpracowała i te obowiązki, które wykonuję, mam powierzone przez pana premiera.”. Domyślam się, że gdyby Mazurek przycisnął ją trochę bardziej, powiedziałaby, że ona sobie wyprasza takie pytania, bo to tak, jakby pytał Ardrytów o Sepulki. Nieco zaś bardziej na serio, znowu mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której polityk zostaje zgrillowany częściowo. Przeca dziennikarz mógł zapytać wprost „jakie obowiązki ma wicepremier do spraw społecznych?” i nie zadowalać się odpowiedziami „mam obowiązki co to mnie je Premier Tysiąclecia powierzył”. Swoją drogą, sam PiS zaczyna dostrzegać problem tej ciepłej posadki i chyba będzie usiłował wepchnąć Poprzedniczkę Premiera Tysiąclecia do Europarlamentu. Plotki na ten temat krążą już od dłuższego czasu, a główna zainteresowana odpowiada na pytania „nie wykluczam startu” (ostatnio zaś przekaz uległ zmianie: „Pojawiła się propozycja, żebym startowała w wyborach do Parlamentu Europejskiego; bardzo poważnie biorę to pod uwagę”) . Takie „zesłanie” byłoby dla PiSu (i Bardzo Zapracowanej Wicepremier) najlepsze, bo tam sobie będzie spokojnie zarabiać i nikt jej nie będzie pytał o obowiązki. Owszem, wystawienie jej w wyborach do PEU będzie wymagało wygibasów narracyjnych, bo trzeba będzie połączyć „to jest bardzo kompetentna osoba” z „no tak właściwie to kazaliśmy jej spierdalać ze stołka premiera, a potem wicepremiera”, ale rządowi mediaworkerzy na pewno sobie z tym poradzą.


W trakcie obrad sejmowej komisji obrony narodowej posłanka Sobecka podzieliła się z ogółem swoim pomysłem na walkę z fake newsami: „Na takie sytuacje jest tylko jedno lekarstwo: repolonizacja mediów, które będą podawały właściwe informacje. Nie będzie nam Axel Springer robił polityki w Polsce. Rada na te wszystkie fake newsy byłaby jedna: repolonizacja mediów”. Zupełnie bez związku z wypowiedzią posłanki Sobeckiej wrzucę tu listę rządowych portali, na których nadal wisi fake news o tym, że „SBU wszczęła dochodzenie przeciwko Ludmile Kozłowskiej”: TVP Info, Do Rzeczy, Niezależna.pl, wPolityce. Ja rozumiem potrzebę walki z fake newsami, ale mam niejasne przeczucie, że posłance Sobeckiej chodzi głównie o to, żeby media podawały „właściwe” fake newsy.


Prezydent RP udzielił wywiadu tygodnikowi „Niedziela” i w tymże wywiadzie powtórzył to, co mówił już wielokrotnie, tzn. że jak Sejm przegłosuje zygotariańską ustawę, to on ją podpiszę. Zastanawiam się nad tym, ile w tym kandydata, który chciał być prezydentem wszystkich biskupów, a ile w tym napierdalanki na linii PiS – Prezydent. Tzn. ja rozumiem, że gdyby politykom wystawiano oceny za skille polityczne, to obecny Prezydent RP uzyskałby (po poprawce) ocenę „dopuszczającą”, ale nawet taki polityczny geniusz musi widzieć, że PiS ma zajebisty problem z tą ustawą, bo w momencie, w którym robiono deale z Kościołem (czytaj, w 2015) polegające na tym, że „wy nam dajecie głosy owieczek, a my wam damy strefy szariatu”, nikt nie przypuszczał, że w Polsce dojdzie do czegoś takiego jak Czarny Protest. Jedną ustawę uwalono, drugą „zesłano” do komisji (w których leży sobie już od jakiegoś czasu). Żeby kupić sobie trochę czasu rzucono tematem w Trybunał Przyłębski, który ma się wypowiedzieć w temacie tego, czy wyjątki od zakazu aborcji są aby zgodne z Konstytucją. Kaja Godek non stop bombarduje wszystkich pismami o tym, że dzieci nienapoczęte trza chronić, ale bez wsparcia rządowych mediów jej odezwy mają mocno ograniczony zasięg (ergo, są nieszkodliwe). W sytuacji, w której PiS usiłuje sobie kupić jak najwięcej czasu, wrzutki Prezydenta RP w niczym nie pomagają. Owszem, jestem przekonany o tym, że pytania były wcześniej uzgadniane i gdyby Prezydent RP nie chciał rozmawiać o aborcji, to katoprasa (która się teraz pasie dzięki Dobrej Zmianie) nawet by się słowem nie zająknęła w temacie. O tym, jakie priorytety ma Kościół może zaświadczyć fakt, że Komisję Majątkową Kościół sobie wylobbował w 1989 (klepnął ją Rząd Rakowskiego), zaś aborcją zajął się dopiero w drugiej połowie 1992 (ustawa jest ze stycznia 1993, więc lobbowanie odbywało się raczej wcześniej). Tak więc, najpierw pieniążki, a potem życie nienapoczęte. No ale znowuż w dygresję poszedłem. Po cholerę Prezydent wyciąga sprawę, którą PiS chce przeciągać (tak długo jak to tylko możliwe)? Przeca taka deklaracja nie przysparza mu sympatii. O tym, że podpisanie takiej ustawy oznaczałoby dla niego koniec marzeń (marzenia są tu słowem kluczem) o reelekcji nie trzeba wspominać. Prezydent RP jest tego świadom, bo w trakcie kampanii 2015 (debat/etc) uciekał od tych tematów. Być może chodzi o wysłanie do PiSu sygnału: „jak to, kurwa przegłosujecie, to ja to podpisze i wszyscy będziemy mieli przejebane po równo, więc nie liczcie na moje weto”. Aczkolwiek może również chodzić o to, że Prezydent RP chce popełnić spektakularne samobójstwo polityczne. Jednakowoż, w takiej sytuacji chciałbym sparafrazować klasyka „następnym razem, gdy będziesz chciał popełnić samobójstwo polityczne, to nie wciągaj w to innych”.


Jeżeli zaś już jesteśmy przy temacie idiotycznych projektów ustaw, to chciałbym was poinformować, że projekt „jebać szczepionki” przepadł w komisjach, a potem został uwalony w Sejmie. Po co więc była szopka z wrzucaniem tego badziewia do prac w komisjach (dzięki czemu Towarzystwo Ochrony Chorób Zakaźnych mogło się produkować dłużej w Sejmie), skoro PiS już wcześniej uwalił dwie ustawy w pierwszym czytaniu? Ano po to, że w międzyczasie były wybory, a głosy TOCZ nie śmierdzą.


W Warszawie odsłonięto pomnik Lecha Kaczyńskiego. W trakcie uroczystości odsłaniających pomnik Prezydent RP powiedział był: „Od czasów marszałka Józefa Piłsudskiego tak wielkiego przywódcy państwa polskiego nie było. Był nim dopiero Lech Kaczyński. Dlatego właśnie jest ten pomnik”. W trakcie tego samego eventu wypowiadał się również przełożony Prezydenta RP, Jarosław Kaczyński: „Bez Lecha Kaczyńskiego nie byłoby dobrej zmiany, nie byłoby próby uczynienia polskiego państwa sprawiedliwym, podmiotowym, dlatego powinien mieć pomniki, muzeum, bo bardzo dobrze zasłużył się ojczyźnie”. Ciekawym, co będzie następne po pomniku i muzeum. Może park rozrywki? Moim zdaniem, nazwa Lecholand byłaby w sam raz (acz nie wiem, czy Turbosłowianie nie mają copyrajtów).


Zapewne nikogo z was nie ciekawiło to, kto prowadzi (bądź też jest współprowadzącym) Twitterowe konto TVP Info, ale i tak się dowiecie. Tą osobą jest Radosław Poszwiński (aka Bogdan607). Skąd to wiem? Ano stąd, że wielce szanowny mediaworker miał problemy z przelogowaniem się z konta na konto, dzięki czemu na koncie TVP Info pojawił się wpis „Pierwsze selfie prezesa :)” (wpis był retweetem fotki Szeregowego Posła otoczonego polityczkami PiS [w tle zaś była Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia, która miała mord w oczach]). Wpis szybko zniknął (ale nie dlatego, że słowo „prezes” napisano mała literą) i było wiadomo, że ktoś się jebnął przy logowaniu. Nieco później ten sam wpis pojawił się u wyżej wymienionego Radosława Poszwińskiego. Trzeba przyznać, że dobrozmianowy spec od mediów społecznościowych wykazał się sporym dzbanizmem, bo wiadomo było, że jeżeli „zniknięty” wpis pojawi się na jakimś prywatnym koncie, to ktoś, kurwa, połączy kropki. Tak sobie teraz dumam nad tym, czy jak przyjdzie Jeszcze Lepsza Zmiana i podziękuje Poszwińskiemu, to czy ów przemiły jegomość „idąc sobie” wyczyści konto TVP info. W kasowaniu ma on spore doświadczenie, bo jak dostał fuchę od Pereiry, to skasował 200 tysięcy (słownie: dwieście tysięcy) tweetów z własnego konta. 


Patron mobbingu, ks. Jacek Stryczek „przerwał milczenie” i udzielił wywiadu (mocne słowo, jak na to, że „odpytywał” go jeden z pluszaków władzy, Marcin Makowski) tygodnikowi „Do Rzeczy”. Rzecz jasna, tygodnik musiał dać kolejny dowód swojej bezstronności i na okładkę wrzucono kawałek wypowiedzi Stryczka „Onet zrobił ze mnie potwora”. Zapewniam was, że rozmowa jest wprost wyborna. Zaczyna się ona od pytania: „Czy chciałby ksiądz dzisiaj, gdy opadły emocje, kogoś za coś przeprosić?” Na co ksiądz dobrodziej odpowiada: „Moje emocje jeszcze nie opadły. Proszę Pana, Onet zrobił ze mnie potwora, którym nie jestem. Z tekstu wynika, że chodziłem do Wiosny, żeby krzywdzić ludzi, i to było moje główne zajęcie. Nie umiem się odnaleźć w tak wykreowanym obrazie, za którym, jak rozumiem – kryje się postulat wielu osób, że za coś powinienem przeprosić”. Kiedy mediaworker udaje, że chce podrążyć i pyta: „Czyli ksiądz nie przeprasza za żadną z sytuacji i żaden z zarzutów byłych pracowników opisanych w mediach?” ksiądz odparł: „Problem polega na tym, że pamiętam, jak wiele z tych sytuacji wyglądało. Trudno mi się do nich odnieść bezpośrednio ze względu na to, że byłem pracodawcą tych ludzi. Chcę i powinienem być dyskretny. Oczywiście przykro mi, że ktoś czuje się zraniony (…)”. Muszę przyznać, że mam tutaj do czynienia z pewnym novum. Przywykłem do non apology (przepraszam tych co to się poczuli zranieni), ale tutaj jest to jeszcze bardziej kreatywne. Widać bowiem, że ksiądz ma wyjebane  „bo on pamięta jak to wyglądało, ale nie powie bo dyskrecja”, ale i tak dorzucił, że „przykro mu, że ktoś się czuje skrzywdzony”. Cała rozmowa jest utrzymana w dość podobnym tonie. Mediaworker udaje, że grilluje Stryczka, a Stryczek udaje, że przejmuje się tym, co się działo. W pewnym momencie ze strony mediaworkera pada pytanie, którego można się było spodziewać: „Na koniec tego wątku – skoro czuje się ksiądz pokrzywdzony przez tekst Onetu, to czy przeszła księdzu przez myśl opcja wejścia na drogę prawną?" Ksiądz odparł: „Nie ma takiego scenariusza. Po prostu nie istnieją takie opcje prawne”. Mediaworker nie daje za wygraną i dopytuje „a gdyby były?„To też bym z nich nie skorzystał” (bo taki proces i tak by mu nie pomógł/etc). Kurde, ze mnie to żaden specjalista, ale wydaje mi się, że dałoby się, że tak to ujmę „na drodze cywilnej” dochodzić swych praw? Argumentacja księdza dobrodzieja „po co mnie proces” mnie jakoś, kurwa, nie przekonuje. To nie jest jakiś maluczki, który dostał się w tryby wielkiej machiny. To jest bardzo wpływowa osoba, która mogłaby liczyć na odpowiednie „wsparcie” prawnicze. Czemu więc duchowny nie zdecydował się na batalię sądową? Najprawdopodobniej dlatego, że to nie Onet z niego zrobił potwora.


Ryszard Petru i Joanna Scheuring-Wielgus założyli partię o nazwie „Teraz!”. Domyślam się, że po wyborach nazwa zostanie wzbogacona o „chyba jeszcze nie”.


W ciągu ostatniego tygodnia przez internety przetoczył się trotyliard sucharów w temacie tego, co można kupić za jednego zeta i dlaczego akurat bank. Tak, będzie o aferze KNF. Kiedy w zeszły wtorek gówno wpadło w wentylator ówczesny szef KNF, Marek Chrzanowski, stwierdził, że nie rozważa rezygnacji. Bardzo szybko okazało się, że być może on jej nie rozważał, ale czynnik decyzyjny w PiS rozważył ją za niego i Chrzanowski podał się do dymisji tego samego dnia. Jeden ze spindoktorów Dobrej Zmiany, Samuel Pereira, dzień wcześniej popełnił wpis, w którym, a jakże, nie mogło zabraknąć odniesień do tego, że „hehehe, frajery, ja też mam taśmy!”: „Wygląda to na ruch wyprzedzający Leszka Czarneckiego i jego Giertycha. Ciekawe kiedy rozmowa została nagrana, czy GW ujawni fragment czy całość i dla kogo dokładnie miało być 40 mln zł. Btw, z Leszkiem Czarneckim też są taśmy.” Co się zaś tyczy samego wpisu, uwielbiam ten rodzaj działalności. Pereira co prawda nie ma na to patentu, ale najczęściej to on (i jego „strona”) atakuje prewencyjnie każdy (potencjalnie szkodliwy dla Dobrej Zmiany) materiał. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że nowe taśmy z Piwniczki u Samuela pojawiły się dopiero tydzień po zapowiedziach i nie było na nich Leszka Czarneckiego (tak więc, pozostaje pewien niedosyt). Mimo odwołania Chrzanowskiego gadające głowy z PiSu usiłowały budować narrację w myśl której, w tej rozmowie nie było niczego, co by podpadało pod paragrafy i że w sumie to jej chujowość polegała na tym, że „nie dochowano standardów” takich a takich. To jest raczej standardowe działanie (wicie rozumicie, to nie jest tak, jak się wam wydaje, że jest [albo, jak wam te złe media wmawiają!]), ale w przypadku tej konkretnej gównoburzy może być ono delikatnie, ekhm, nieskuteczne. Nie, nie chodzi o te nieszczęsne 40 baniek, bo to próbowano by przykryć typowym „a za peło, to żeśmy tyle piniendzy z VATu stracili” (a w ogóle to złodzieje są, ale wyroków nie ma bo komunis w sądach!). Chodzi o co innego. W trakcie rozmowy pan Chrzanowski opowiadał Czarneckiemu o tym, że w sumie to jest taki typ, co to by chciał ujebać bank (i nawet plan ma) i że jak już inny bank by go przejął, to wtedy się pojawi dofinansowanie/etc. I w tym momencie dochodzi do wymiany zdań, która jest koszmarem PiSowskich spindoktorów. Czarnecki mówi; „To jest sprzeczne z prawem”. Na co Chrzanowski odpowiada: „Jest sprzeczne z prawem ale rozmawiamy przy pełnej dyskrecji tak?”. Tutaj nie ma miejsca na „reinterpretacje”. Gdyby chociaż Chrzanowski zaprzeczył, to można by było udawać, że nie wiedział, że to łamanie prawa, bo jest idiotą i nie ogarnia. Tyle że Chrzanowski niczemu nie zaprzeczył i z rozbrajającą szczerością dodał, że „rozmawiamy przy pełnej dyskrecji” (albowiem wydawało mu się, że aparatura zagłuszająca, którą miał w gabinecie uniemożliwia nagrywanie rozmów). Ponieważ czynniki decyzyjne w PiS uznały, że trzeba pokazać, że „coś się robi”, do pracy zaprzęgnięto CBA. Agenci CBA byli na tyle uprzejmi, że z wejściem do gabinetu Chrzanowskiego poczekali, aż ów wyjdzie już z Gabinetu, a do jego mieszkania weszli dopiero po tygodniu. To miło z ich strony, bo może akurat miał chłop bałagan w mieszkaniu i jakby tak weszli bez zapowiedzi, to byłoby mu wstyd, że gości przyjmuje w syfie. A tak, mógł wszystko ładnie posprzątać i przygotować mieszkanie na przyjęcie gości. Jeżeli chodzi o efekty afery KNF, to PiS chyba nie bardzo wie „co dalej”, bo na Nowogrodzkiej w piątkowy wieczór odbyła się narada tajna (łamana przez poufne). Ponieważ politycy nie dzielili się publicznie wnioskami z narady, najprawdopodobniej omawiano na niej to, kogo jeszcze wypierdolić ze stołka. Ciężko przewidzieć, jak się skończy ta konkretna gównoburza, bo w prokuraturze lądują kolejne nagrania (tak więc, niebawem można się spodziewać kolejnych spotkań na Nowogrodzkiej).W związku z powyższym pewnie będę do tego tematu wracał w kolejnych Przeglądach.


Póki co, afera KNF sprawia, że rządowi mediaworkerzy stali się bardzo drażliwi. Kiedy Giertych oznajmił, że ma kolejne taśmy, które dostarczy prokuraturze, Wojciech Biedroń, niesiony potrzebą prewencyjnego przywalenia w całą sprawę, popełnił mocno nieprzemyślany wpis: „Giertych ma nowe taśmy? Nie przekazał więc wszystkiego i chce podgrzewać atmosferę polityczną przy użyciu nielegalnego materiału dowodowego, który powinien być objęty śledztwem. Kiedy przeszukanie w kancelarii Giertycha?” Wpis był o tyle nieprzemyślany, że ktoś mógłby dodać do niego swoje pytanie: „A kiedy przeszukanie TVP + mieszkań rządowych mediaworkerow, robiących wrzutki z taśm, którymi nie dysponuje prokuratura?”. No oczywiście, że zadałem mu to pytanie i oczywiście, że w ramach odpowiedzi dostałem od niego bana.


Na deser zostawiłem sobie wicepremiera Glińskiego, który udowodnił, że można przegrać dyskusję zanim się ją zacznie. Otóż wielce szanowny profesór doktór Wiktór z Krakowa (tak, wiem, Gliński jest z Wawy, ale cytat by mnie nie pasował), wyjebał się na prawie Godwina, a przy okazji wkurwił ambasadę Izraela. No ale, jak to mawiał Wołoszański, nie uprzedzajmy faktów. Wicepremier Gliński udzielił wywiadu tygodnikowi „Wprost” (nr 47. 19-25 listopada) i w trakcie tegoż wywiadu powiedział, że: „Język, którym mówi się o PiS, ma wykluczać, unicestwiać, ma nas odczłowieczać, delegitymizować, mamy być tak traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa. Ma wzbudzić do nas obrzydzenie.”. Gdybym był złośliwy (a nie jestem) to bym napisał, że są to odważne słowa jak na przedstawiciela partii, która uważa, że jej krytycy nie są „prawdziwymi Polakami” (w najlepszym przypadku są Polakami, ale to zdrajcy ojczyzny na usługach obcych mocarstw). Ponieważ zaś nie jestem złośliwy, skupię się na reakcjach na tę wypowiedź i na tym, w jaki sposób wicepremier usiłował się bronić (spoiler alert: w chujowy). Nikogo nie powinno dziwić to, że za swoje słowa wicepremier Gliński został zjebany na funty. Postanowił się więc bronić w jedyny znany dobrej zmianie sposób (aka, argumentum ad Gazetum Wyborczum): „Na Miłość Boską! Niezrozumienie, zła wola czy socjotechnika? Mówiłem wyraźnie o jęz. goebbelsowskim, o mechaniz.propagandy, a nie mówiłem - jak kłamie GW -że „PiS jest traktowany przez opozycję jak Żydzi przez Goebbelsa”, co jest tezą szerszą, poważniejszą i oczywiście nieprawdziwą.”. Tak więc, „ja tego nie powiedziałem, GW kłamie!”. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że tytuł „PiS jest traktowany jak Żydzi przez Goebbelsa” znalazł się między innymi w rządowych mediach (TVP Info i Niezależna.pl). Cebulą na torcie jest fakt, że nie znalazłem tego tytułu na stronach Wyborczej. Tam wisi artykuł pt: „Gliński porównuje krytykowanie PiS-u do nazistowskich szykan wobec Żydów”. Później gówno wpadło w wentylator, bo na słowa Glińskiego zareagowała Ambasada Izraela: „"Z niedowierzaniem i zdziwieniem przyjęliśmy wypowiedź Wicepremiera, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pana prof. Piotra Glińskiego dla tygodnika Wprost: "Mamy być traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa" (…)”. Na reakcję wicepremiera nie trzeba było długo czekać. Zacytuję to w całości, żeby jakiś zabłąkany fan Glińskiego nie zarzucił mi „manipulacji”: „Ze smutkiem przyjąłem komunikat Ambasady Izraela w Warszawie, w którym przytoczona jest moja wypowiedź w sposób niepełny, czyli nieprawdziwy. Mówiłem wyraźnie o języku goebbelsowskim, o niczym więcej. Jest oczywiste, że intencje mojej wypowiedzi były jak najdalsze od urażenia kogokolwiek, narażenia na szwank bardzo dobrych relacji polsko-izraelskich czy też dokonywania nieuprawnionych porównań historycznych.”. Tak sobie to czytam i się zastanawiam nad tym, jak można być tak bardzo, kurwa, bezczelnym. Owszem, ambasada zacytowała jedynie fragment wypowiedzi, ale nie wyrwali go, kurwa, z żadnego kontekstu, bo żaden kontekst nie jest w stanie sprawić, że ta wypowiedź przestanie być (eufemizując) idiotyczna. Potem jest już tylko równia pochyła, bo Gliński klaruje, że „mówił wyraźnie o języku goebbelsowskim, o niczym więcej”. Tak się składa, panie wicepremierze do spraw ośmieszania kraju, że dokładnie do tego odnosił się cytat, który wrzuciła ambasada. Aczkolwiek mogło być gorzej, Gliński mógł przeca napisać, że jak przeczytał to, co Ambasada Izraela napisała o nim, to się znowu poczuł jak ofiara języka goebbelsowskiego.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty



Źródła:



http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,23184797,dlaczego-narodowcy-mogli-odpalac-race-a-czarny-piatek-juz-nie.html


https://www.tvp.info/39856503/kulisy-materialu-tvn-nt-urodzin-hitlera-organizator-dostal-20-tys-zlotych



https://dorzeczy.pl/kraj/83174/Mazurek-uderza-w-TVN-jest-odpowiedz-telewizji-Opiera-sie-na-zeznaniach-neonazisty.html

http://naszemiasto.pl/artykul/rzeczniczka-pis-reportaz-tvn-o-urodzinach-hitlera-zostal,4876258,art,t,id,tm.html



https://www.salon24.pl/u/wybranowski/96470,jak-zostalem-faszysta-czyli-dlaczego-lewica-nie-ujedzie-bez-k,2



https://twitter.com/beatamk/status/1063402776678535168

https://wpolityce.pl/polityka/420366-katastroficzna-wizja-wyborczej-wojsko-i-prawica-na-ulicy


http://www.radiomaryja.pl/informacje/donald-tusk-szykuje-wojsko-na-11-listopada/

http://niezalezna.pl/46414-ujawniamy-kulisy-prowokacji-na-11-listopada-tusk-szykuje-wojsko


https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/poranna-rozmowa/news-szydlo-o-protescie-policjantow-minister-brudzinski-swietnie-,nId,2654534


https://dorzeczy.pl/kraj/67069/Szydlo-o-starcie-w-wyborach-do-PE-Rozmawialam-o-tym-z-prezesem.html


http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24146083,sobecka-ma-sposob-na-fake-newsy-repolonizacja-mediow-i-beda.html

https://www.tvp.info/39415181/sbu-wszczela-dochodzenie-przeciwko-ludmile-kozlowskiej



https://wpolityce.pl/swiat/416040-kozlowska-nawolywala-do-zmiany-granic-ukrainy


https://wiadomosci.radiozet.pl/Polska/Projekt-antyszczepionkowcow-odrzucony.-Sejm

https://twitter.com/300polityka/status/1061341758192320514

https://twitter.com/rafal016/status/1061689101089415168

https://twitter.com/bogdan607/status/1061690759513104384


Do Rzeczy 46 (298) 13-18 listopada 2018

https://fakty.interia.pl/polska/news-szef-knf-marek-chrzanowski-dla-rmf-fm-nie-rozwazam-rezygnacj,nId,2659741


https://dorzeczy.pl/kraj/84257/Kolejne-nieznane-nagranie-Gras-Absolutnie-nie-oplaca-sie-juz-produkcja-narkotykow-teraz-tylko-VAT.html



https://twitter.com/WBiedron/status/1063761142496092161

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1063764706190655488

Wprost nr 47 (17-25 listopada)

https://www.tvp.info/40021463/glinski-pis-jest-traktowany-jak-zydzi-przez-goebbelsa


https://twitter.com/PiotrGlinski/status/1064829802547417088

http://wyborcza.pl/7,75968,24187631,glinski-porownuje-krytykowanie-pis-u-do-nazistowskich-szykan.html





czwartek, 8 listopada 2018

Hejterski Przegląd Cykliczny #40

Pewnie myśleliście, że nie będzie kolejnego Przeglądu, bo uciekłem z waszymi pieniędzmi! NIEDOCZEKANIE WASZE! A na serio, Przegląd się opóźnił bo cisza wyborcza. Potem zaś uznałem, że już poczekam na reakcje „powyborcze”, żeby domknąć temat wyborów samorządowych (pewnie i tak będę do nich wracał, ale DUM SPIRO, SPERO).


Zacznijmy od rozważań akademickich. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, po co ludziom mózgi? W teorii zachodzą w nich (między innymi) procesy myślowe. W praktyce czasem, kurwa, nie zachodzą i możemy w telewizji obaczyć na TVN dyskusję pt. „Dzisiaj poruszymy temat tabu, bo głównie kojarzy się z mężczyznami, bo to oni są od tego, żeby zarabiać. Tak, mowa o pieniądzach” ,wsparte paskiem (godnym TVP) „po co kobietom pieniądze?” Tak, nadal mamy rok 2018. Gdyby to były dywagacje o tym „po co ludziom pieniądze” bym się nie czepiał (aczkolwiek odpowiedź jest prosta „po to, żeby ich nie mieć”). Tyle, że tutaj jakiś mędrzec wyszedł z założenia, że kobiety to jakiś obcy gatunek (znaczy się, wiecie, są z tego całego Wenusa [i pewnie zostały stworzone przez protomolekułę]), więc warto się zastanowić nad tym, po co temu gatunkowi pieniądze. Może np. zbudują z nich 4-wymiarową strukturę, do której trafił bohater filmu „Interstellar”? A może np. zbudują z nich teleport (sprawdzić, czy nie „Summa technologiae”), który będzie przenosił ludzi chuj-wie-gdzie i wrzucą do niego mędrców, którzy zadają idiotyczne pytania?


Prezydent RP będzie się nam pojawiał kilkukrotnie w tym Przeglądzie. Dumałem nad tym, czy nie „zblokować” tematu, ale uznałem, że mogłoby to doprowadzić do powstania czarnej dziury. Zaczniemy, rzecz jasna, od słów o żarówce. Pewnie wszyscy wiedzą, o które słowa chodzi, ale żeby tradycji stało się zadość: „Mam poczucie, że my w ramach UE mamy niedosyt demokracji. Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, dlaczego UE zabrania tego, zabrania tamtego. Dlaczego na przykład w sklepie nie można w tej chwili kupić już zwykłej żarówki, można kupić tylko żarówkę energooszczędną? Nie wolno kupić, bo UE zakazała. To są problemy, nad którymi zastanawiają się ludzie. Nie wiem, czy to przypadkiem nie jest jedna z przyczyn brexitu”. Słowa te padły na XIX Forum Polsko-Niemieckim "Europa 1918-2018: historia z przyszłością" . Poza Prezydentem RP gościem honorowym był tam prezydent Niemiec, Frank-Walter Steinmeier. Po jakimś czasie podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta tłumaczył (uwielbiam sytuacje, w których ktoś musi „tłumaczyć” co autor miał na myśli), że : „używając przykładu żarówek, prezydent Andrzej Duda zwrócił uwagę na problem coraz większego dystansu pomiędzy Brukselą a dużą częścią obywateli Unii Europejskiej”. Ten „dystans” jest wytwarzany przez geniuszy (chciałem użyć innego słowa, ale po co mi sprawa w sądzie o znieważenie Prezydenta RP), którzy praktycznie od początku naszej bytności w UE tłumaczyli, że każda nowa regulacja (o jakimś tam stopniu uciążliwości) to „wina UE”. Teraz już nie jestem w stanie wynorać konkretów, ale pamiętam, że kiedyś ktoś z UE (w sensie, jakaś figura z Brukseli) debunkował którąś z idiotycznych narracji. Tzn wytłumaczył, że UE nie ma nic wspólnego z taką, a taką regulacją. No ale to tylko dygresja. Dwie sprawy teraz. Po pierwsze, gdybym chciał się oszukiwać, to bym się starał sam sobie wmówić, że Prezydent RP jest taki tylko na pokaz. Tzn, że on te, ekhm, „mądrości” opowiada publicznie, żeby się przypodobać elektoratowi, ale w trakcie prowadzenia rozmów za zamkniętymi drzwiami potrafi się zachować i używa jakichś sensownych argumentów. Tyle, że nie bardzo lubię sobie wmawiać cokolwiek, a nic w dotychczasowej działalności Prezydenta RP nie wskazuje na to, że ma on jakiekolwiek pojęcie o tym, jak takie rozmowy powinny przebiegać. Moim zdaniem z Prezydentem RP jest tak, że jest on równie infantylny (znowuż, użyłem tego słowa, bo po co mnie sądy/etc) w trakcie tych rozmów, co w trakcie swojej działalności publicznej, którą można określić mianem trollingu. Ja sobie zdaję sprawę z tego, że jeżdżenie po polityce zagranicznej prowadzonej przez rząd PiSu (jest to jeden z najkrótszych dowcipów dyplomatycznych) się mi często zdarza, ale to głównie dlatego, że od tejże polityki zależy bezpieczeństwo naszego kraju. Druga sprawa. Tak sobie dumam, komu tak właściwie miałyby przeszkadzać te żarówki energooszczędne? Ok, są droższe od zwykłych, ale jeżeli nie robi się „dyskoteki” i, o ile nie kupuje się najtańszych, to potrafią działać latami + przekładają się na mniejsze zużycie prądu. Nie przemawia do mnie argument, że chodzi o „ograniczanie możliwości wyboru”, bo równie dobrze ktoś mógłby argumentować, że „Ustawa o zakazie stosowania wyrobów zawierających azbest” była chujowa, bo u mojego dziadka na dachu był eternit i komu to przeszkadzało? Albo może zacznijmy hejtować UE za to, że od 2004 na terenie UE dopuszcza się do ruchu nowe konstrukcje aut jeno, jak mają ABS. No przeca takie auto bez ABS byłoby tańsze, a ja umiem hamować pulsacyjnie, więc na chuj mam przepłacać? Poza tym, jak się mnie ten ABS popsuje, to ile ja będę musiał zapłacić za naprawę? Na tym poprzestanę, bo można by tak ad mortem defaecatam. Argument użyty przez Prezydenta RP, to tzw. argumentum ad zdupum. Choć w tym przypadku nie tyle zdupum, co zinternetum. Najprawdopodobniej było tak, że sobie Prezydent łaził po internecie, oglądał filmiki z żółtymi napisami, znalazł coś o żarówkach i uznał, że jak powie o tym „na Zachodzie”, to będzie „zaorane!”.


W roku 1996 firma Reflections Interactive wyprodukowała grę, która została wydana przez Psygnosis. Gra się zwała Destruction Derby i (w telegraficznym skrócie) chodziło w niej o to, żeby rozpieprzyć auta oponentów nie rozwalając przy tym swojego. Tak, będzie o kolejnym dzwonie rządowej kolumny. Ponieważ żarty z hasła „spotkajmy się w drodze” (które to hasło brzmi teraz jak groźba karalna) pojawiały się w internecie częściej, niż nowe taśmy na TVP Info, postanowiłem, że nie będę z tego hasła żartował (uwielbiam zapach trollingu o poranku). Dlaczego doszło do dzwonu? Rąbka tajemnicy uchyla „RzePa”: kierujący pojazdem, który dokonał wjebania się w auto z Poprzedniczką Premiera Tysiąclecia „był kierowcą jednego z wicekomendantów w SOP. Ale z braku ludzi w ochronie w październiku kazali mu spróbować jeździć z VIP-em. Mówił, że „nie czuje się na siłach”, ale zapewnili go, że „da radę” - mówi nam nasz informator. Z naszych ustaleń wynika również, że jadący audi nie jest kierowcą zawodowym.” O tym, jak źle wygląda sytuacja mogliśmy się przekonać oglądając wystąpienie generała Tomasza Miłkowskiego (Komendant SOP), który zapytany o to, czy kierowcy z kolumny wiozącej Poprzedniczkę Premiera Tysiąclecia to doświadczeni kierowcy, odpowiedział: „A co to znaczy doświadczony kierowca?” Serio, Panie Komendancie? „Co to znaczy doświadczony kierowca?” Nie wiem, kurwa, ale wydaje mi się, że „doświadczony kierowca” znaczy „doświadczony kierowca”. Szkoda, że Komendant nie zapytał „co to znaczy kierowca?”, albo „kim jest kierowca?” („dlaczego kierowca?”). To jakże mądre pytanie, zawdzięczamy temu, że ludzi, których wysyła się do mediów, wpierw wysyła się na szkolenia „jak w erystykę”, ale nie wszyscy są w stanie to ogarnąć. Tę konkretną technikę Marek Kochan („Pojedynek na słowa”) nazwał „nieistotnym uściśleniem”. Polega ona na: „odwróceniu uwagi odbiorców od niewygodnej kwestii przez skupienie się na jakimś marginalnym detalu”. W tym przypadku detalem były filozoficzne rozważania na temat tego „czym jest doświadczenie”, tak więc widać wyraźnie, że pan komendant się starał, ale nie wyszło. Nie dziwi mnie to, że próbował się ratować erystyką, albowiem musiał wiedzieć, że dziennikarze na pewno wynorają informacje odnośnie doświadczenia (nawet jeżeli nie wiedzą, co to znaczy) kierowcy. Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do tego, czy „RzePa” czegoś nie podkoloryzowała (że kierowca nie chciał, ale mu powiedzieli „dasz se rade”/etc), to nie powinien ich mieć. Czemu? A temu, że PiS ma sporo doświadczenia (czymże jest doświadczenie? [ok, to był już ostatni])  w przydzielaniu ludziom zajęć na zasadzie „dasz radę”. Najbardziej spektakularne było to, co PiS odjebał po likwidacji WSI. Pozwolę sobie na dłuższy cytat z artykułu datowanego na 2008: „Czy można zostać Jamesem Bondem w 17 dni? W Służbie Kontrwywiadu Wojskowego kierowanej przez Antoniego Macierewicza tyle trwał kurs na pierwszy stopień oficerski - wynika z tajnego raportu, do którego dotarł DZIENNIK. Kadr do specsłużb szukano nawet wśród... harcerzy. (…) Standardowo szkolenie oficera służb wojskowych powinno trwać od roku do półtora. Wcześniej powinien on przejść trzyletnią służbę przygotowawczą. Ale jak wynika z raportu płk. Reszki, po zwolnieniu żołnierzy WSI ekipa Macierewicza potrzebowała nowych ludzi, przyjmowała więc cywilów i błyskawicznie ich awansowała.”. Tutaj mamy sytuację analogiczną, rozjebano BOR (bo „potrzebne są rozwiązania systemowe”) i nie było kim zastąpić wywalonych BORowików (kierowców/etc), tak więc zastąpiono ich ludźmi, którzy „dadzą se radę”. Rzecz jasna nie dotyczy to jedynie wszelakich służb, wystarczy wspomnieć ambasadora, który po trzech tygodniach pracy uznał, że on to jednak pierdoli i zrezygnował. Jemu też pewnie tłumaczono, że „da radę”. Mógłbym tutaj wrzucić jakiś żarcik odnośnie hasła „damy radę”, ale nie chciałbym wyczerpać limitu sucharów.


O Tęczowym Piątku słyszeli chyba wszyscy, głównie za sprawą oburzonych prawaków. O co chodziło w TP? „Tęczowy Piątek” – Wszystko po to, żeby młode lesbijki, geje, osoby biseksualne, transpłciowe, queer i interpłciowe poczuły, że w szkole jest miejsce też dla nich”. Brzmi całkiem spoko, bo przeca fajnie by było, jakby się ludzie czuli dobrze w szkole, co nie? Chuja tam. Okazało się bowiem, że to kuta,s zło i zniszczenie, bo IDEOLOGIA DO SZKÓŁ WKRACZA (nie, nie nadużywam Capslocka i w każdej chwili mogę przestać!). Co ciekawe ci sami ludzie, którzy drą japy o ideologiach, dostają biegunki (głównie argumentacyjnej, ale nie można mieć pewności, że tylko takiej) gdy ktoś powie : „to może zrezygnujmy z nauczania religii w szkołach”. Czemu taka, jakże niewinna, propozycja ich oburza? Bo dla tych ludzi, bycie gejem/lesbijką to „ideologia”, ale taka, na ten przykład religia (co zrozumiałe „nasza religia”, bo te inne to albo sekty, albo chuj wie co jakieś) już ideologią nie jest. 


Wróćmy na moment do ludzi, którzy „dają radę”. Kolejną taką osobą jest prezes LOT, który był łaskaw wypierdolić z roboty strajkujących pracowników. O ile mnie internety nie mylą, potem tych pracowników przywrócono do pracy. Zanim doszło do zawieszenia protestu prezes straszył strajkujących tym, że obciąży ich kosztami odwołanych lotów/opóźnień/etc. Jednakowoż nie było to szczytowe osiągnięcie. Co nim było? Nasłanie prokuratury na Monikę Żelazik (szefowa związków zawodowych w PLL LOT). „Po zawiadomieniu PLL LOT prokuratura wszczęła śledztwo ws. „przygotowania do podjęcia działań zagrażających życiu lub zdrowiu wielu osób” Brzmi w chuj poważnie, prawda? Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że śledztwo zostało wszczęte w maju, jeno głośniej się o nim zrobiło teraz, a samo śledztwo chyba nadal trwa. Teraz, kiedy kronikarskiemu obowiązkowi stało się zadość, skupmy się na tym, czego ono dotyczy: „prokurator wszczął śledztwo w sprawie przygotowania do podjęcia działań zagrażających życiu lub zdrowiu wielu osób, polegających na zakupie niebezpiecznych przedmiotów, w celu wykorzystania ich w trakcie strajku”. Cebulą na torcie jest to, na czym opiera się owo śledztwo. Otóż, pani Monika Żelazik napisała kiedyś maila do pracowników LOT, w którym stało: „My zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało oraz butlę z benzyną!”. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby pani Żelazik napisała o tym, że zakupiła Gwiazdę Śmierci, Dłonie Imperatora (nie, nie chodzi o WH 40K, postarajcie się bardziej, albo odbiorę wam karty nerdów) i krążownik drugiej klasy „Niezwyciężony”. Pewnie nasłaliby na nią GROM.  Domyślam się, że policjantem, który stwierdził, iż nad tym emailem powinien się pochylić prokurator był Kapitan Marchewa, zaś prokuratorem, który uznał, że „trza wszcząć śledztwo” mógł być tylko i wyłącznie Drax. Zaś na serio bardziej. Abstrahując od tego, że prowadzenie tego śledztwa, to wypierdalanie publicznych pieniędzy w błoto, to takie działania prokuratury (a wcześniej policji) podważają zaufanie do instytucji publicznych.


Mniej więcej tydzień po pierwszej turze wyborów samorządowych, Paweł Kukiz zaliczył spektakularny meltdown na Twitterze. Najpierw usiłował się tłumaczyć tym, że utracił kontrolę nad kontem na Twitterze, ale potem (jak już został wyśmiany) oznajmił, że generalnie to „piąteczek”. Innymi słowy – w trakcie pisania tweetów był najebany jak trzonek od szpadla. Jednakowoż, to nie jest do końca tak, że Kukiz się zrzygał na Twitterze, bo się nawalił. Wydaje mi się, że główną przyczyną był spektakularny brak sukcesu w wyborach samorządowych. Przed wyborami wszystko wyglądało jeszcze w miarę ok, bo z sondaży wynikało, że może coś tam się uda wyrwać dla siebie (w ramach walki z systemem, of korz). Tyle, że w praktyce nic z tego nie wynikło ( równe zero mandatów w sejmikach wojewódzkich ). Wyłapano trochę miejsc w Radach Gmin, ale apetyty były znacznie większe. Owszem, po drugiej turze okazało się, że prezydentem Przemyśla będzie kukizowiec, ale ciężko to uznać za wielki tryumf (poza tym, Paweł Kukiz odwalał alkotwitter tydzień przed drugą turą). Kukizowi na pewno nie poprawiają nastroju sondaże, bo bywają takie, w których jego ugrupowanie nie przekracza progu wyborczego. Zresztą, nie tylko Kukiz patrzy na te sondaże, bo przeca z jakiegoś powodu ludzie opuszczają okręt. Chyba nie ma sensu się tu specjalnie pastwić nad Kukizem. Tzn. może inaczej – jego kariera polityczna osiągnęła szczyt w maju 2015, a potem było już tylko gorzej. Gdyby ktoś przyjrzał się jego działalności sejmowej, mógłby dojść do wniosku, że Paweł Kukiz jest trochę jak Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia. Tzn. wszyscy wiedzą, że taka osoba istnieje i że przebywa w Sejmie, ale nikt (z tą osobą włącznie) nie ma, kurwa, pojęcia czym się ta osoba zajmuje.


Prezydent RP po raz kolejny dowiódł tego, że jest urodzonym dyplomatą. Żeby w pełni docenić jego geniusz potrzebujemy odpowiedniego wprowadzenia. Wydaje mi się, że cytat z RzePy nada się tu idealnie: „w Stambule doszło do spotkania przywódców Turcji, Rosji, Niemiec i Francji. Recep Tayyip Erdogan, Władimir Putin, Emmanuel Macron i Angela Merkel rozmawiali na temat przyszłości Syrii.  Wspólnie ustalili, że Syria potrzebuje trwałego zawieszenia broni, powołania komisji konstytucyjnej oraz zapewnienia bezpieczeństwa, by do kraju mogły wrócić osoby, które uciekły przed wojną. Przywódcy zrobili sobie także zdjęcie, na którym trzymają się za dłonie. Postawę przywódców skomentował na Twitterze prezydent Andrzej Duda. "Urocze..." - napisał.” Ujmując rzecz prostymi słowy, doszło do spotkania, na którym podjęto szereg decyzji odnoszących się do tego „co dalej z Syrią”. Spotkanie to i jego ustalenia powinny być raczej istotne dla obozu politycznego, który srał ogniem „bo uchodźcy” i klarował, że „trza im pomagać na miejscu”. W trakcie spotkania ktoś wpadł na pomysł cyknięcia tej nieszczęsnej fotki (o której zaraz). Co z tego wszystkiego zrozumiał obecny prezydent RP? W skrócie: „O kurwa, ale beka, trzymają się za ręce! Muszę to wrzucić na Twittera z zabawnym komentarzem, to przeca się ziomeczki posrają ze śmiechu, ale będą zasięgi!!!”. Jeżeli chodzi o samą fotkę, to chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć dlaczego była ona cokolwiek nieprzemyślana. Tym niemniej, nie jest to fotka z pikniku (względnie z wyprawy do Disneylandu) i to również trza brać pod rozwagę. Gdybym chciał być złośliwy (a nie jestem), to napisałbym, że Prezydent RP przeszedł ewolucję. Na samym początku (i w trakcie kampanii) chciał być jak Obama (vide, czytanie hejterskich komentarzy na swój temat) teraz zaś, chce być jak Trump (vide, idiotyczny trolling na Twitterze). Ponieważ zaś nie jestem złośliwy napiszę jedynie, że mamy przejebane i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.


Prawo i Sprawiedliwość uznało, że ponieważ 100 rocznica odzyskania niepodległości, to 12 listopada powinien być dniem wolnym. Nikt by się za ten dzień wolny nie pogniewał (sprawdzić czy nie Petru), albowiem 12 przypada w poniedziałek (a te, jak wiemy, potrafią być zdradliwe). Tyle że wkurwionych będzie raczej sporo. Zacznijmy od tego, że pomysł o „zrobieniu wolnego” trochę przypomina mi decyzję o zorganizowaniu referendum, którą Gajowy podjął po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Moim zdaniem zarówno pomysł „o wolnym”, jak i decyzja o zorganizowaniu referendum to takie nawoływanie suwerena „patrzcie jaki jestem zajebisty, głosujta na mnie”. Bo na serio, kurwa, nie da się inaczej wytłumaczyć tego, że ktoś wpadł na ów pomysł kilka dni przed pierwszą turą wyborów samorządowych. O tym, jak bardzo przemyślany był ów plan może zaświadczyć to, że kiedy piszę te słowa (7-11) w chuj ludzi nie wie, czy będzie miało wolne tego 12-go. O tym, że pomysłodawca miał wyjebane na „efekty uboczne” jakie może mieć organizowanie dnia wolnego za pięć dwunasta wspominać chyba nie trzeba. Zamiast zwyczajowej pointy zacytuję fragment artykułu z „Do Rzeczy”: „Jeden z cytowanych przez RMF FM senackich legislatorów podkreśla, że projekt ten "przeczy zasadzie odpowiedzialnego zachowania państwa”.


(Uwaga natury ogólnej, poniższy fragment napisałem przed banem na Marszu Niepodległości, którego dokonała Hanna Gronkiewicz-Waltz, więc momentami jest on „nieaktualny”, ale uznałem, że nie będę go wywalał, bo byłoby to marnotrawstwo hejtów).
Skoro zaś już jesteśmy przy „odpowiedzialnym państwie”, to pochylimy się nad nieco innym przejawem tejże „odpowiedzialności”. Pamiętacie może zmiany w ustawie o zgromadzeniach publicznych, dzięki którym, ktoś kto organizuje „zgromadzenie cykliczne” ma pierwszeństwo, jeżeli jakieś inne ktosie chcą organizować własne spędy w tym samym miejscu/etc. Zmiany te wprowadzono dlatego, że Genialnego Stratega wkurwiali ludzie blokujący mu miesięcznice. Wskazuje na to dość dziwny zapis, w myśl którego zgromadzenie cykliczne to takie, które jest organizowane co najmniej 4 razy do roku (ten sam organizator, to samo miejsce/etc). Ponieważ ustawodawca nie chciał się tak do końca ośmieszyć, dodano tam również zapis, który sprawiał, że cykliczne będzie zgromadzenie, które jest organizowane raz do roku jeżeli chodzi o święta. Z tego zapisu wynika, że np. Marsze Równości (choć są organizowane cyklicznie) nie są „zgromadzeniami cyklicznymi”, bo nie organizuje się ich w żadne święto, ale na ten przykład Marsz Niepodległości jest „cykliczny”, bo 11 listopada to święto. Ten drugi zapis można porównać do bumerangu, który rząd Prawa i Sprawiedliwości rzucił jakiś czas temu, a teraz oberwał nim w pysk. Okazało się bowiem, że rząd, dla którego tak bardzo istotna jest symbolika „narodowa” (i raz i dwa i trzy Żołnierze Wy klę ci!) musiał prowadzić negocjacje z narodowcami i to z pozycji petenta. Rzecz jasna, negocjacje te rząd przejebał, bo (dzięki zmianom, które sam wprowadził) nie dysponował żadnymi argumentami. Nie wiem kto prowadził te negocjacje w imieniu władz RP, ale wiem, że na pewno nie pomógł tym ludziom Prezydent RP, który udzielając wywiadu dla „RzePy” powiedział: „Chciałbym, żebyśmy razem poszli w marszu niepodległości, i jest to kwestia odpowiedzialności wobec społeczeństwa. Stańmy obok siebie i pokażmy ludziom, że można być razem. Można się nie gryźć”. (Zapis wywiadu pojawił się na stronie Kancelarii Prezydenta RP 27-10-2018).  Tenże sam Prezydent parę dni później oznajmił, że on jednak nie pójdzie. „Rzecznik prezydenta Błażej Spychalski poinformował, że harmonogram prezydenta jest zbyt napięty i Andrzej Duda nie da rady pojawić się na marszu”. Ciekawym, czy Prezydent wiedział o tym harmonogramie, kiedy zapraszał innych na marsz, na którym sam się nie mógł pojawić. W międzyczasie na temat Marszu Niepodległości wypowiedziała się (na Twitterze) niedorzeczniczka PiS, Beata Mazurek „PiS nie weźmie udziału w marszu 11 listopada. Chcieliśmy, aby był to marsz ponad podziałami politycznymi, bez partyjnych oznaczeń. Chcieliśmy, by nas wszystkich łączyły wyłącznie biało-czerwone barwy, na co niestety nie zgodzili się organizatorzy.” Domyślam się, że niedorzeczniczka nie wyjaśniła, jak to się stało, że organizatorem zgromadzenia z okazji 100 rocznicy odzyskania niepodległości jest banda ziomów spod znaku falangi, a nie polskie władze, tylko dlatego, że jej się to w ćwicie nie zmieściło. (Edycja) Dopiero po napisaniu tego kawałka pojawiła się w mediach informacja o tym, że Hanna Gronkiewicz-Waltz zbanowała Marsz Niepodległości, zaś Prezydent RP ogłosił, że skoro tak, to teraz on zorganizuje Biało-Czerwony marsz. Nie wiadomo, czy Prezydent RP pojawi się na tym marszu (bo przeca harmonogram napięty) i co się stanie jeżeli sąd uchyli decyzję HGW. Aczkolwiek może być i tak, że narodowcy odpuszczą i nie będą się odwoływać (tzn wycofają wniosek, czy jak się to tam po prawniczemu nazywa). Tak czy inaczej – follow-up w następnym Przeglądzie będzie.


Jakiś czas temu polskie władze dostały po łapach od TSUE za grzebanie przy Sądzie Najwyższym. Ponieważ nie po to Państwo Polskie Odzyskuje Godność, żeby się nam jakieś zagranice wpierdalały, minister Ziobro skierował wniosek do Trybunału Przyłębskiego, żeby ów Trybunał sprawdził czy TSUE to ma w ogóle Rozum i Godność Człowieka. I wtedy wchodzi Czaputowicz cały na biało: „Nie ma podstaw, by Trybunał Konstytucyjny badał, czy składanie pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej przez polskich sędziów jest zgodne z konstytucją” i wtedy wchodzi Czaputowicz cały na biało: „W pełni popieram wniosek Zbigniewa Ziobry do TK”. Muszę przyznać, że niewiele z tego rozumiem, ale nie jestem szefem MSZ, więc co ja się tam, kurwa, znam. Swoją drogą, ja rozumiem, że Genialny Strateg musi czasem pokazać „kto tu, kurwa, rządzi” i dyscyplinować swoich podwładnych, ale w mojej opinii tym razem deczko przegiął. Czaputowicz jest szefem MSZ i jako taki – jest odpowiedzialny za kontakty „ze zagranico”. Wiadomym jest, że jest on członkiem rządu i będzie działał zgodnie z linią partyjną, ale sytuacja, w której zostaje on publicznie przeczołgany (bo zmuszono go do zaprzeczenia samemu sobie) wygląda dość chujowo, bo tej sprawie się „zagranica” uważnie przygląda. Ta sama zagranica często prowadzi negocjacje i rozmowy z Czaputowiczem. W trakcie tych rozmów Czaputowicz składa zagranicy różne obietnice w imieniu polskiego państwa  i na coś się z tą zagranicą umawia. Ile warte będzie dla zagranicy słowo kogoś, kogo można bez problemu przeczołgać i zmusić do zwrotu o 180 stopni? „No ale jak coś podpisze, to nie będzie mógł zmienić zdania”, no przeca, kurwa, podpisał 12 stronicowy dokument skierowany do Trybunału Przyłębskiego, a potem tłumaczył, że chodziło mu o coś innego. Aczkolwiek, wiadomo, że nie ma się czym przejmować bo polityką zagraniczną zajmuje się również Prezydent. Czy wspominałem już o tym, że mamy przejebane?


Obóz rządzący bardzo dużo mówi o „potrzebie dekoncentracji mediów” (aka „niech media wreszcie przestaną nam, kurwa, patrzeć na ręce, bo pożałują), albowiem media rozsiewają fejki i szkodzą Polsce. Czy ja dobrze widzę? Tak! To właśnie portal „w Polityce” wychodzi z zakrętu na pełnej kurwie: „Niezapowiedziana wizyta prezydenta w Nowym Sączu. Andrzej Duda udzielił poparcia Iwonie Mularczyk”. Ten sam portal dzień później: „Agitacja wyborcza? Bzdura! Spychalski odpowiada na zarzuty opozycji: Prezydent, jak każdy Polak, odwiedza 1 listopada groby”. Z tego by chyba wynikało, że trzeba zdekoncentrować „w Polityce”, nieprawdaż? Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że cmentarna agitacja w wykonaniu Prezydenta RP nie pomogła Iwonie Mularczyk, albowiem sromotnie przepierdoliła ona drugą turę wyborów.


W jednym z poprzednich Przeglądów pochylałem się nad twórczością Rafała Wosia, który opowiadał o uciskanych kibolach, których uznał za grupę „słabych” i przyrównał do protestujących w Sejmie Rodziców Osób z Niepełnosprawnościami. Teraz poszedł o krok dalej „"kibole" i "migranci". Dwa przykłady kozłów ofiarnych. Jeden liberałów, a drugi prawicy."  Rzecz jasna, wywołał tym (kolejną) gównoburzę, tak więc po jakimś czasie wytłumaczył, że: „Kibol jest konstruktem mieszczańskim potrzebnym do przejęcia przestrzeni publicznej (stadiony) i sprzedania jej stacjom telewizyjnych w thatcherowskim UK. U nas schemat powielono. Lewica powinna wyłapywać takie rzeczy. A że nie umie to jest gdzie jest i biadoli..”. Niedawno lewica miała cywilizować PiS, teraz się okazuje, że powinna cywilizować ziomberiadę, która najchętniej by w tę lewicę napierdalała kostkami brukowymi, która to ziomberiada cierpi na wyklętyzm i drze mordy o potrzebie strzelania do „czerwonych”. Śmiem twierdzić, że jeżeli poczekamy odpowiednio długo, Rafał Woś przyrówna kiboli do ofiar Holocaustu (tak, właśnie udało mi się obejść Prawo Godwina). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że kiboli już wcześniej przyrównywano do żołnierzy Armii Krajowej (kiedy jeszcze AK było na propsie, teraz prawica jara się NSZ). Ja generalnie jestem fanem trollingu, ale jeżeli mam być szczery, to nie mam pojęcia o chuj chodzi panu redaktorowi Wosiowi. Zaczynam odnosić wrażenie, że chodzi o jakąś odmianę ziemkiewiczyzmu, czyli pierdolenia głupot po to, żeby przyciągnąć do siebie uwagę. Nie chce mi się po raz pierdylionowy rozpisywać w temacie kiboli, tak więc krótko. Ludzie przestraszyli się migrantów, bo prawica zasrała w 2015 (i później) internety i media (po przejęciu TVP) wrzutkami o tym, że jak przyjdo niekrześcijany, to nas wszystkich pozabijajają. Woś usiłuje tłumaczyć, że ludzie boją się kiboli z podobnych powodów, tzn. „bo media nimi straszą”. Tylko, że to jest gówno prawda. Migrantów boimy się dlatego, że ich nie znamy, kiboli zaś obawiamy się dlatego, że ich, kurwa, znamy bardzo dobrze.


Lojalnie uprzedzam, że w poniższym fragmencie będzie sporo przynudzania powyborczego (przed rozpoczęciem lektury należy się więc zaopatrzyć w kawę).
Przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Mianowicie zaś w takich, w których o tym, czy jakaś partia wygrała wybory decyduje Szeregowy Poseł, który organizuje konferencję prasową (bez możliwości zadawania pytań), na której oznajmia „wygraliśmy i nasze zwycięstwo nie podlega dyskusji”. Choć w sumie to nie do końca prawda, bo IBRIS nieco wcześniej przeprowadził sondaż, w którym (trzymajcie się) zapytano Polaków o to, „która z partii jest największym wygranym wyborów samorządowych?”. Bardzo daleko mi do budowania narracji „hurr durr, PiS został zatrzymany, tera to już mają z górki”, jednakowoż, odnoszę wrażenie, że oni tak nie do końca są przekonani o swoim zwycięstwie. Wystarczy zobaczyć co miał do powiedzenia o wyborach Jarosław Kaczyński (28-10-2018) „Wielu mieszkańców miast zostało okłamanych, że PiS przygotowuje Polexit”. Poznajecie tę retorykę? To ta sama, która pojawia się wtedy, gdy Prawo i Sprawiedliwość ma ból dupy i obraża się na wyborców. Czyżby PiS obraził się na nich za to, że wygrał? Ból dupy wziął się stąd, że PiS wygrał, ale nie tak bardzo jak chciał wygrać. Udało im się odbić trochę sejmików, ale w miastach ponieśli spektakularną klęskę. Najbardziej bolesna była Warszawa, bo w pewnym momencie w PiSie uwierzono w to, że Jaki może wygrać wybory. Gdyby uznano, że Jaki przejebie, to TVP nie relacjonowałoby jego kampanii 24/7 i nie pokazywało na antenie hejterskich memów o Trzaskowskim. Przeca TVP mogło w tym czasie wspierać innych kandydatów. Nigdy nie dowiemy się tego, na ile miast liczyło PiS (poza Warszawą), ale wydaje mi się, że apetyty mieli spore. Co za tym idzie, kampanie prowadzono z rozmachem i na pewno zaangażowano w nie od cholery ludzi. I to jest spory problem. Generalnie bowiem wygląda to tak, że tym „zaangażowanym” się coś obiecuje (wystarczy wspomnieć „niepokornych” mediaworkerów, którzy wspierali PiS w kampanii prezydenckiej/sejmowej, a potem zostali obdarowani stołkami). Często obiecuje się komuś konkretny stołek (sprawdzić, czy nie Guział), żeby „zaangażowany” wiedział o co się bije. Domyślam się, że tych rozdanych stołków było w skali kraju od cholery. Im więcej takiemu „zaangażowanemu” obiecano, tym bardziej wkurwiony będzie. Nie trzeba chyba wspominać o tym, że „zaangażowany”, który nic nie dostał za swoją pomoc, może nie chcieć się powtórnie zaangażować w kampanię partii, która „nie dotrzymała słowa” (nikogo nie obchodzi to, czy nie mogła, czy też nie chciała). No dobrze, ale przeca PiS wziął sejmików sporo, a to gwarantuje im dostęp do paśników. Owszem, gwarantuje. Jeno problem w tym, że stołki z paśników sejmikowych zapewne obiecano innym „zaangażowanym”. Warto również pamiętać o tym, że jeżeli w sejmikach (tzn. w paśnikach, które są przypisane do sejmików) zapanuje misiewiczoza, to może się to na PiSie zemścić w trakcie wyborów 2019. Akcję, w trakcie której ktoś będzie wyliczał stołki, które wyszarpał PiS (+ ile szekli dał zarobić „swoim”) i opatrzy to hasłem „dotrzymujemy słowa”, raczej nietrudno sobie wyobrazić. Dobra, trochę za bardzo w dygresje poszedłem, skupmy się na sejmikach. W trakcie wieczoru wyborczego (po pierwszej turze) Genialny Strateg powiedział, że (upraszczając) mają spoko wynik i że to dobrze wróży (w kontekście nadchodzących wyborów parlamentarnych 2019). Mam niejasne przeczucie, że te same słowa padłyby nawet, gdyby się okazało, że różnica między Zjednoczoną Prawicą a Koalicją Obywatelską wynosiłaby np. 2% (na korzyść tych pierwszych). W tę narrację (PiS wziął sejmiki, tak więc wygra w 2019) uwierzyło sporo ludzi, tak więc w internetach można się natknąć na sporo analiz, których autorzy łączą kropki w konkretny sposób tylko i wyłącznie dlatego, że Kaczyński powiedział to, co powiedział. Argumentacja jest taka, że wcześniej PO wygrywało w sejmikach, a potem w parlamentarnych więc teraz będzie tak samo (czasem nawet zdarza się jakieś przeliczanie procentów). Ponieważ jestem upierdliwy z natury posprawdzałem sobie te wyniki. Wrzucę je tutaj tylko i wyłącznie po to, żeby pokazać, jak bardzo nic z nich, kurwa, nie wynika

Samorządowe 2006 PO 27,18% PiS 25,08%
Parlamentarne 2007 PO 41,51% PiS 32,11%

Samorządowe 2010 PO 30.89% PiS 23,05%
Parlamentarne 2011 PO 39.18% PiS 29,80%

Samorządowe 2014 PO 26,89% PiS 26,29%
Parlamentarne 2015 PO 24,09% PiS 37,58%

Samorządowe 2018 PO 26,97% PiS 34,13%

Dodajmy do tego, jeszcze cebule na torcie, którą jest fakt, że w 2014 ludzie głosowali przy pomocy tej nieszczęsnej książeczki i chuj wie, jak wyglądałyby wyniki, gdyby to była „płachta”. PO wygrało w 2007 nie dlatego, że w 2006 miało lepszy wynik od PiS (w sejmikach), ale dlatego, że w 2007 miało dobrą kampanię (+ LiD miał chujową + PiS miał cały rok na wkurwianie wyborców). No ale być może, gdybym był wybitnym analitykiem, to z wyników wyborów samorządowych 2014 umiałbym wywnioskować, że po wyborach w 2015 PiS będzie miał samodzielną większość parlamentarną. Jeżeli ktoś w tym momencie (zakładam, że przynajmniej parę osób dotrwało do tego momentu i nie zanudziłem wszystkich na śmierć) powie „no ale przeca nikt nie mówi, że da się coś takiego wywnioskować”, to ja takiej osobie mówię: potrzymaj PiSowi piwo: "Dziennik Gazeta Prawna" dotarł do wewnętrznych analiz PiS przekładających wyniki wyborów do sejmików na parlamentarne. Wynika z nich, że za rok prawica może powalczyć o samodzielną większość w Sejmie. (…) "Dziennik Gazeta Prawna" opisuje, jak analitycy PiS doszli do takich wniosków. Przeliczono głosy oddane na poszczególne ugrupowania w sejmikach na 41 okręgów wyborczych do Sejmu.” Dalej następuje szereg założeń, które sobie darujemy, bo już sam fakt przeliczania głosów „sejmikowych” na głosy „parlamentarne” sprawia, że ja już najedzony jestem (sprawdzić, czy nie Bezpartyjni Samorządowcy). Czy to znaczy, że moim zdaniem PiS nie wygra wyborów w 2019? Nie mam, kurwa, pojęcia. Biorąc pod rozwagę polskie realia polityczne, 12 miesięcy to cała, kurwa, wieczność jest. Jeżeli zaś chodzi o prognozy, to jakoś tak nikt z rocznym wyprzedzeniem nie „wyprognozował”: porażki Gajowego z jakimś randomowym śmieszkiem z internetu, startu Kukiza (i tego, że zgarnie 20%), powstania partii Nowoczesna (tak, była kiedyś taka partia), tego, że PiS będzie miał samodzielną większość parlamentarną. I tak dalej i tak dalej. Tak, mam świadomość tego, że poziom „prognoz politycznych” jest u nas tak wysoki, że wystarczy, że komentatorzy potrafią dostać pierdolca po pojedynczym sondażu. Nie zmienia to faktu, że tego rodzaju "analizy" są po prostu idiotyczne.


Komisja ds udowodnienia, że CHWD Tuskowi za Ambergold, bardzo długo przygotowywała się do przesłuchania wyżej wymienionego. Of korz, przygotowywano się nie do tego, żeby cokolwiek wyjaśnić, ale do tego, żeby go wdeptać w glebę. Jak ze swojego zadania wywiązała się komisja? Poszło jej na tyle dobrze, że pracownicy TVP musieli odpalić kolejne taśmy.


Kącik książkowy (tak, uznałem, że nerd-kącik kinematograficzny nie wystarczy i od czasu do czasu będzie się pojawiał kącik książkowy [może nawet czasem jebnę jaką hejterską recką, ale niczego nie gwarantuję]). Od pewnego czasu czytam sobie książki z serii wydawniczej „Oblicza zła” (Prószyński i S-ka). W ramach tej serii można się zapoznać z biografiami takich przemiłych person, jak Adolf Hitler, Pol Pot, Stalin/etc. Ostatnio dorwałem biografię Mao („Mao – cesarstwo cierpienia”). W środku książki znalazłem ulotkę reklamową, na której polecano mi, a jakże, biografię Mao. Nie zawracałbym wam dupy tym faktem, gdyby nie to, jakimi hasłami opatrzono tę ulotkę. Otóż na górze tejże widnieje napis „Mao jakiego nie znacie”. Na spodzie zaś ktoś dopisał „chiński przywódca zabił więcej ludzi niż Hitler”. Niestety, na ulotce nie zamieszczono wykresu, więc nie wiadomo, o ile więcej ludzi zabił Mao, w związku z powyższym, nie wiadomo, czy warto się pochylać nad tą biografią. Ja rozumiem, że nie jest łatwo zareklamować kilkusetstronicową cegłę, ale wydaje mi się, że jeżeli już ktoś chce to robić za pomocą haseł, to chyba nie powinien się wzorować na tych, którymi reklamuje się biografie sportowców (XXX jakiego nie znacie! Strzelił więcej goli niż YYY!).


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!







http://wyborcza.pl/7,155287,24105487,zwolnieni-pracownicy-lot-u-przywroceni-do-pracy-ale-w-kadrach.html

Pan rzecznik LOT robi wrzutkę ze śledztwem:

https://twitter.com/kubicki_adrian/status/1055434359501656064


http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/583898,zelazik-strajk-lot-rozmowy-negocjacje-mediator-spoleczny.html


https://www.wprost.pl/kraj/10164185/kukiz-ostro-skomentowal-wpis-jakubiaka-rodzisz-czy-zapladniasz.html

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24097700,dziwne-wizje-pawla-kukiza-na-twitterze-pisal-o-masturbujacym.html

https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1056542691201351680

https://www.rp.pl/Polityka/181029297-Putin-Merkel-Erdogan-i-Macron-na-wspolnym-zdjeciu-Duda-Urocze.html

https://gpcodziennie.pl/100660-dlugiweekendniepodleglosci.html

https://dorzeczy.pl/kraj/81678/12-listopada-dniem-wolnym-o-pracy-Miazdzaca-opinia-biura-legislacyjnego.html

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,24132577,czy-12-listopada-bedzie-dniem-wolnym-dlugi-weekend-i-swieto.html

https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zgromadzenie-cykliczne-nowe-pojecie-w-ustawie-o-zgromadzeniach,724244.html



https://dorzeczy.pl/kraj/82295/Bylaby-to-wizerunkowa-katastrofa-Czemu-prezydent-nie-wezmie-udzialu-w-Marszu-Niepodleglosci.html


http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/584356,czaputowicz-ziobro-wniosek-tk-rozbieznosci-minister-sprawiedliwosci-szef-msz.html


https://twitter.com/RafalWos/status/1057544170750046208



https://dorzeczy.pl/obserwator-mediow/82289/Kto-zdaniem-Polakow-wygral-wybory-samorzadowe.html



Dane „wyborcze” brałem z wiki, bo trochę łatwiej tam znaleźć dane „ogólne” niż na stronach PKW (acz, te dane i tak z PKW są, więc na jedno wychodzi).

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_samorz%C4%85dowe_w_Polsce_w_2006_roku

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Polsce_w_2011_roku



https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Polsce_w_2015_roku

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_samorz%C4%85dowe_w_Polsce_w_2018_roku