środa, 10 października 2012

Cykl „Fundacja” czyli molizm książkowy cz. 1

Od pewnego czasu tworzę sobie bloga i zdałem sobie właśnie sprawę z tego, że ani jedna notka dotychczasowa nie dotyczyła książek, choć we „wstępniaku” zasygnalizowałem, że coś tam będę skrobał o knigach. Tym samym postanowiłem trochę to zmienić i zainaugurować kolejny „cykl” – tym razem książkowy.

Rozpoczynam od Isaaca Asimova i cyklu „Fundacja”, a robię to z dwóch powodów. Primo – od tego cyklu zaczęła się moja prawdziwa „przygoda” z książkami. Wcześniej wychodziłem z założenia, iż w książkach nie ma nic na tyle istotnego, abym się tym interesował (cieszcie się ludziska z tego, że ten blog powstał już w moich czytelniczych czasach...). Secundo – Asimov stworzył w tym właśnie cyklu pojęcie „psychohistorii”, czyli (spokojnie – to nie spoiler) możliwości przewidywania przyszłych zachowań ludzkości na podstawie odpowiednich algorytmów, wiedzy historycznej, psychologicznej, etc. To mnie skłoniło do tego, aby zdawać egzamin na socjologię (który na nieszczęście polskiej nauki, zdałem). Rzecz jasna w trakcie studiów przekonałem się, że bycie dobrym socjologiem nie polega na tym, żeby przewidzieć trafnie jakieś zdarzenie, tylko bardziej na tym, żeby nie zapomnieć w trakcie analizy o odpowiednich teoriach (zostało mi to dobitnie wyjaśnione, jako jedyna osoba z roku nie zdałem jednego z najprostszych egzaminów, bo miałem za dużo „własnego zdania”:). Socjologicznym odpowiednikiem (tzn. realnym) psychohistorii jest makrosocjologia, która jest mniej więcej tak samo skuteczna przy prognozowaniu jak słomka przy jedzeniu arbuza.

Ale dość już o mojej martyrologii socjologicznej.

Czym jest owa „Fundacja”? Tworem powołanym do życia przez jegomościa, któremu było Hari Seldon. Profesor Seldon zauważył bowiem, że międzyplanetarne Imperium (taki późniejszy odpowiednik Unii Europejskiej) chyli się ku upadkowi (taki odpowiednik U... errrr). Aby uniknąć chaosu związanego z rozpadem UE, tzn. Imperium, postanowił powołać do życia organizację, która będzie gromadzić wszelką dostępną wiedzę, tak aby nie przepadła ona w momencie kolapsu Imperium. Rzecz jasna służbom mocarstwa średnio podoba się to, że jakiś człek „wieszczy” tegoż Imperium koniec, więc biorą biednego Seldona pod lupę. I to jest w sumie punkt wyjściowy cyklu. Napisać cokolwiek więcej = zaspoilerować. Na uwagę zasługuje choćby fakt, iż książka napisana w roku 1951 nadal potrafi zainteresować odbiorcę. Cykl podstawowy składa się z pięciu pozycji: „Fundacja”, „Fundacja i imperium”, „Druga Fundacja”, „Agent fundacji” oraz „Fundacja i ziemia” Cykl jest bardzo zróżnicowany – bo i pisany był na przestrzeni 35 lat, tym niemniej przyjemnie się go czyta (choć zakończenie może mierzić). Aha – jeśli ktoś spodziewa się sporego udziału kobiecych bohaterów w fabule, to może się srodze rozczarować. Warto się z cyklem zapoznać, choćby po to, żeby zobaczyć starą szkołę SF. Poza tym wiele z obserwacji poczynionych przez Asimova nie straciło swojej aktualności. Na ten przykład wzmianka o tym, że im niżej ktoś stoi w hierarchii organizacji (dowolnej) tym bardziej będzie podkreślał swoją wyższość nad tymi, którzy stoją w hierarchii niżej od niego. Brzmi znajomo nieprawdaż?:)

Czemu „cykl podstawowy” – bowiem Asimov napisał od cholery książek, które miały związek z „Fundacją” i podstawowym cyklem. Jedna uwaga – o ile na uwagę zasługują wszystkie książki Asimova (powiązane z cyklem Fundacja), to szczerze odradzam książki „dopisane” przez innych pisarzy – np. przez Grega Beara – chyba, że ktoś lubi podnosić sobie ciśnienie tego typu grafomanią.


1 komentarz:

  1. Wiele słyszałam o tym cyklu. Głównie dobrego (poza brakiem kobiet) więc pewnie kiedyś sięgnę po 1. tom. :)

    OdpowiedzUsuń