W notce dotyczącej bardzo wyważonej
(lub wręcz wywaRzonej) wypowiedzi jednego z profesorów obiecałem,
iż nieco pochylę się nad tymi głupimi maturzystami co to poszli
na uczelnie – i teraz nie mogą znaleźć pracy.
Niemalże rok temu ukazał się (w
Dużym Formacie) artykuł pt. „jest praca dla oburzonych”. Gwoli
wyjaśnienia – oburzeni to ludzie, którzy pokończyli uczelnie,
znają po kilka języków, sporo umieją, etc., i którzy nie mogą
znaleźć pracy.”Oburzeni” pojawiają się w prasie/etc. Dla
równowagi DF postanowił pokazać drugą stronę medalu. Czyli
opisać historie pracodawców, którzy nie są w stanie znaleźć
pracowników „na poziomie”.
Powód, dla którego uznałem, że
warto na łamach bloga wyciągnąć prawie rocznego „suchara”
jest taki, że wśród kilku pracodawców, którzy żalili (wierzcie
mi, to odpowiednie określenie) się w artykule, iż nie mogą
znaleźć pracowników – był Jarosław Makowski – szef Instytutu
Obywatelskiego, który to instytut mieni się „zapleczem eksperckim
PO”. Instytut jest Think Tankiem (przynajmniej według Wikipedii),
którego dewizą jest „Myślimy by działać, działamy by
zmieniać„.
Od człowieka pełniącego tę
odpowiedzialną funkcje można wymagać sporego rozeznania w
rzeczywistości. Wszak to właśnie tę rzeczywistość chcą
zmieniać. A co znajdujemy w wypowiedzi szefa tegoż Instytutu? np.
cuś takiego”:
A młodzi są często wychowywani w
takim duchu, że dziś mogę pracować tu, a jutro u konkurencji. Nie
przywiązują się do miejsca pracy, nie mają poczucia, ale też
chyba nie chcą go mieć, że tworząc jakąś instytucję czy firmę,
dokładają cegiełkę do swojego bezpieczeństwa życiowego.
Pierwsze pytanie, które należałoby
zadać panu Jarosławowi, brzmi tak: „czy w Pana wypowiedzi aby na
pewno o Polskę chodzi?” Bo ta wypowiedź jest za przeproszeniem
durna na tylu płaszczyznach, że można ją traktować w kategoriach
kiepskiego żartu. I ja bardzo przepraszam za traktowanie Pana
Jarosława z góry (w końcu to on ma Instytut – a ja tylko bloga)
ale ta wypowiedź jest kuriozalna.
Sprawa pierwsza „młodzi są
często wychowywani w takim duchu, że dziś mogę pracować tu, a
jutro u konkurencji” Ja przepraszam bardzo, ale czy na pewno o
Polaków chodzi? O dzieci rodziców, którzy mogli spędzić pół
życia w jednym zakładzie pracy i mogli być spokojni o
zatrudnienie? Być może to będzie szok dla wielu ludzi, ale
wyszydzany PRL – tego rodzaju gwarancje dawał (za pomocą
sztucznego zatrudnienia, tym niemniej). Jakim cudem mieliby
wychowywać swoje dzieci w duchu, o którym wspomina szef think
tanku?
Sprawa druga „Nie przywiązują
się do miejsca pracy, nie mają poczucia, ale też chyba nie chcą
go mieć, że tworząc jakąś instytucję czy firmę, dokładają
cegiełkę do swojego bezpieczeństwa życiowego.” Yup – w
tym miejscu stanowczo nie mówimy już o Polsce. Stawiałbym na
Wielką Brytanie albo na jakąś korporacje prawniczą w USA. Młodzi
nie przywiązują się do miejsca pracy... toż to straszna rzecz!
Pewnie ich rodzice i dziadkowie (pracujący całe życie w jednym
miejscu) ich tego nauczyli. Na pewno nie doprowadziła do tego
sytuacja na rynku pracy w naszym kraju. Na pewno nie doprowadził do
tego stanu (braku przywiązania) fakt, że urzędnik może wylecieć
z pracy – jeśli zmieni się władza (prezydent miasta, rada
miasta,etc); że nauczyciel może polecieć na zbity pysk – jeśli
dyrektorowi coś nie „przypasuje”; że w ramach „cięć
budżetowych” w dużych firmach zwalnia się ludzi, którzy
zarabiają najmniej (bo zwolnienie pięciu kasjerów na pewno pomoże
marketowi mającemu milionowe straty).
Natomiast dokładanie cegiełki do
swojego bezpieczeństwa – to już argument, przy którym
spasowałem. W jaki sposób można dołożyć cegiełkę do swojego
bezpieczeństwa mając świadomość, że strata pracy z dnia na
dzień to w sumie normalna sprawa? (przypominam nie mówimy tu o
szefach korporacji, szefach związków zawodowych/etc., tylko o
zwykłych ludziach)
Panu Jarosławowi przypominam, że
ponoć żyjemy w kapitalizmie – tutaj jedyne co budujemy pracując
w firmie, to dochody szefostwa. I nie, nie jest to żaden bełkot
anarchisty, tylko prosta konstatacja. Firma nie zatrudni nikogo, kto
nie będzie na firmę zarabiał. Co prawda w ramach „etyki w
biznesie” uczy się ludzi, że firma to nie tylko zarabianie, ale
także dawanie miejsc pracy – ale w praktyce sprowadza się to do
tego, iż owszem, „firma” to również dawanie pracy, o ile
oznacza to zarabianie.
A czemu Pan Jarosław udzielił się w
DF? Powód prozaiczny.
Szukaliśmy osób, które
poprowadziłyby konferencje związane z realizowanymi przez nas
projektami. A więc z wiedzą politologiczna lub socjologiczną. Do
takiej dyskusji trzeba się przygotować, mieć na nią pomysł,
napisać pytania, sprawnie poprowadzić. I wtedy zaczynały się
schody, bo potencjalni prowadzący sądzili, że to taki sam rodzaj
dyskusji jak w pubie ze znajomymi.
Ponieważ jestem z natury trollem,
postanowiłem przetestować IO oraz Pana Jarosława. Napisałem byłem
maila, że ja w sprawie wypowiedzi w artykule, czy nadal szukają,
bo ja socjolog piszący pracę magisterską. Odpowiedzieli, że
fajnie, ale oni nikogo nie szukają. Poprosiłem więc o maila do
J.M. - ale go nie otrzymałem. Rzecz jasna odpowiadała mi osoba
odpowiedzialna za PR, jak widać nie wiedziała nic na temat tego, że
JM nadal szuka... To jeszcze nie koniec. Znalazłem maila do Pana
Jarosława. Wysłałem mu coś w rodzaju CV – a że sam napisał w
artykule, że CV to nie wszystko, więc postanowiłem w mailu tym
wejść z nim w polemikę. Potem jedynie trzy razy w ciągu półtora
miesiąca musiałem się przypominać i otrzymałem odpowiedź
(szok), że już nie szukają, że już mają i że ja jeszcze nie
magister i w dodatku nie z Warszawy, więc won hołoto ;) Aczkolwiek
wydaje mi się, że pogrążyłem się polemiką... ;]
Większość z tekstów na stronie IO –
opiera się o następujący schemat (tzn tak było wcześniej, może
się coś zmieniło) – opis problemu + cytat z socjologa klasyka +
diagnoza. Niestety większość analiz jest równie głęboka i
rzeczowa jak cytowany przeze mnie fragment wypowiedzi J.M, czyli
opowiadają o jakiejś odmiennej rzeczywistości, ale to chyba
dlatego, że teraz to mamy globalną wioskę i wszystko się
pomieszało...
A trochę bardziej na poważnie.
Człowiek, który jest znany głównie z tego, że za pomocą mediów
wymieniał z Ziemkiewiczem uprzejmości, który nie potrafi trafnie
zdiagnozować przyczyn opisywanego przez siebie zjawiska, jest szefem
eksperckiego zaplecza partii rządzącej.
Przepraszam, czy mogę wysiąść na
tym przystanku?
Ja już chyba dawno wysiadłam...
OdpowiedzUsuńCałkiem słusznie :)
UsuńNiestety, nie może Pan! :(
OdpowiedzUsuńNo tylko nie pan na miłość boską (albo na miłość metody naukowej!) ;]
Usuń