poniedziałek, 7 października 2013

Terlikowski przegrał z Alicją Tysiąc

Póki co, w pierwszej instancji i, rzecz jasna, wyrok nie jest jeszcze prawomocny. Dla niezorientowanych, krótkie przypomnienie.

Tomasz Terlikowski był łaskaw napisać:

zasłanianie tej prostej prawdy słowami o tym, że Alicja Tysiąc nie złamała prawa, a jedynie próbowała egzekwować przysługujące jej prawa – jest absurdalne. Adolf Eichmann też nie łamał hitlerowskich praw, czy to znaczy, że nie można go nazwać mordercą (w tym przypadku już nie niedoszłym, a jak najbardziej doszłym)?”

Alicja Tysiąc żądała przeprosin na łamach „Rzeczpospolitej” i „Gazety Wyborczej” oraz 100 tys. zł dla siebie i 30 tys. zł na fundację Feminoteka.

W poniedziałkowym wyroku sąd uznał, że światopogląd nie usprawiedliwia obrażania i przyznał powódce 10 tys. zł. Uznał, że ma ją też przeprosić na portalu Salon24.”

Rzecz jasna Tomasz Terlikowski zapowiedział apelację. Co zrozumiałe – ów wyrok nie spodobał się naszym rodzimym konserwom, które zarzucają sądowi brak logiki i takie tam inne. Dlaczego? Zacytujmy Tomasza Terlikowskiego:

W rozmowie z gosc.pl Terlikowski powiedział, że w ustnym uzasadnieniu orzeczenia najbardziej uderzyło go stwierdzenie sądu, że jako katolik może nazywać aborcję zabijaniem dzieci, ale jedynie w sensie ogólnym, a nie w stosunku do konkretnych osób.

Zanim przejdę do meritum, napiszę jedno. W mojej skromnej opinii to, czy ktoś jest katolikiem, buddystą, świadkiem Jehowy, muzułmaninem albo wyznawcą latającego potwora spaghetti, nie powinno mieć żadnego wpływu na to, jak sąd ocenia jego wypowiedź. Bo nie powinno być tak, że komuś wolno więcej jedynie dlatego, że wierzy w jakiś byt transcendentny. Osobie dotkniętej chorobą taką, jak zespół Tourette'a, można wybaczyć bluzganie w przestrzeni publicznej (z przyczyn zrozumiałych). Z tego, co wiem, katolicyzm nie jest formą schorzenia, które sprawiałoby, że „chory” nie za bardzo zdaje sobie sprawę z tego, co i do kogo mówi. Aczkolwiek mogę się mylić, wszak lewakiem jestem.

Jeśli mam być szczery, to po przeczytaniu wypowiedzi Terlikowskiego, pomyślałem sobie: „no nareszcie”. Chodzi mi konkretnie o fragment mówiący o tym, że o „zabijaniu dzieci” nie można mówić w stosunku do konkretnych osób. Konserwy się straszliwie oburzyły na ten fragment, „no bo jak to - można mówić, że aborcja to zabójstwo, ale nie można powiedzieć, że konkretna osoba zabiła dziecko, jeśli dokonała aborcji??” Oburzenie to może być nieco niezrozumiałe dla każdego, kto ma choć odrobinę wiedzy zakresu prawa. Sytuacja jest bowiem banalnie prosta.

Mogę sobie chodzić po mieście w koszulce z napisem „aborcja to morderstwo”, mogę zasypać miasto bilbordami z tym samym napisem (o ile będzie mnie stać), mogę robić bardzo wiele rzeczy – z jednej prostej przyczyny. To stwierdzenie (w świetle obowiązującego prawa) nikogo nie obraża. Jest to stwierdzenie o charakterze ogólnym. I choć ktoś się może nim poczuć dotknięty, nie może dochodzić swoich praw w sądzie (tzn. może, ale raczej nie ma szans na wygraną), bo nie został wymieniony z imienia i z nazwiska.

W świetle prawa – aborcja nie jest zabójstwem. Różnica polega na tym, że tylko bezprawne przerwanie ciąży za zgodą kobiety jest zagrożone karą do 3 lat więzienia (i jest występkiem).

Natomiast zabójstwo (z wyłączeniem uprzywilejowanych typów zabójstwa) jest zbrodnią i jest zagrożone karą pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 8 (max 25 lat – albo dożywocie).

Ja rozumiem to, że jeśli ktoś jest gimnazjalistą i nie bardzo się orientuje w tym, co to jest prawo i jak działa, może mieć problemy ze zrozumieniem tej różnicy. Osobie dorosłej przyswojenie tej wiedzy nie powinno nastręczać problemów. Dodajmy do tego jeszcze jeden szczegół – w Polsce aborcja jest legalna w 3 przypadkach: nieodwracalne uszkodzenie płodu, ciąża jest wynikiem czynu zabronionego, ciąża zagraża życiu bądź zdrowiu kobiety. W tych konkretnych przypadkach aborcja nie jest czynem zabronionym (przypominam, że patrzymy na to przez pryzmat prawa, nie zaś przez pryzmat czyjejś wiary). Pomimo tych różnic (aborcja legalna vs zabójstwo) sądy nie mogą nikogo skazać za wygadywanie dyrdymałów o „mordowaniu dzieci”, dopóki owe dyrdymały nie zostaną skierowane w stronę konkretnej osoby.

Jeśli zdarzy się tak, że jakiś przeciwnik aborcji dowie się o tym, że Kowalska miała legalną aborcję i zacznie publicznie drzeć japę, że „Kowalska zabiła swoje dziecko”, kobieta może go pozwać. Jeśli ktoś publicznie zarzuci lekarzowi, który dokonuje legalnych aborcji to, że „zabija dzieci” - lekarz może go pozwać. Jeśli ktoś dowie się, że Kowalska chce mieć legalną aborcję i publicznie ogłosi „Kowalska chce zabić swoje dziecko” - kobieta może go pozwać. W świetle prawa legalna aborcja nie jest czynem zabronionym, a już na pewno nie jest tożsama z zabójstwem.

Tomasz Terlikowski tego nie rozumie (tak samo jak jego konserwatywni koledzy) i dlatego będzie się odwoływał. Ponieważ nie ma szans na zmiany w kodeksie karnym i na to, żeby aborcja była uznawana za zabójstwo, Terlikowski przegra w drugiej instancji. Bo w świetle prawa Alicja Tysiąc nie chciała zabić swojego dziecka - usiłowała jedynie dokonać legalnej aborcji. Cała ta sprawa to idealny dowód na to, jak zagubieni w rzeczywistości są fanatycy religijni. Większości z nich wydaje się, że skoro „działają zgodnie z własnym sumieniem” (cokolwiek miało by to znaczyć), to prawo świeckie ich nie dotyczy (bo w ich opinii „prawo boskie/naturalne” jest ważniejsze od „zwykłego”). Cieszy mnie to, że sąd bardzo wyraźnie zasygnalizował naszym rodzimym fanatykom, że mogą sobie wierzyć w co chcą, ale nie oznacza to, że mogą działać ponad prawem.


Źródła:





2 komentarze:

  1. Nic dodać, nic ująć. Szczególnie należy podkreślić fragment, że wiara, czy światopogląd pozwanej osoby nie powinna być brana w ogóle pod uwagę. Albo ktoś obraża albo nie, niezależnie w jakie prywatnie krasnoludki wierzy. Żaden, nawet najbardziej wszechpotężny smerf nie może być usprawiedliwieniem dla łamania prawa.

    Przypomniało mi się jeszcze wystąpienie Pani Godek w sejmie, która również nie mogła się nadziwić, że sformułowania o zabijaniu dzieci spotykają się ze sprzeciwem. To pokazuje jak oni są przekonani o swojej jedynie słusznej racji - cecha fundamentalistów.

    Można by być naiwniakiem, że po tym wyroku coś do nich dotrze, nie mam złudzeń. Okopią się w swojej twierdzy i będzie krzyk o prześladowaniach, a swoim dogmatycznym myśleniu nie przesuną się ani o krok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Terlikowski już zapowiedział, że żaden wyrok nie zmieni jego stanowiska. Już krzyczał o tym, że wolność słowa jest zagrożona/etc. Całe rzesze popierających go konserw (które nie bardzo rozumieją, że prawo obowiązuje wszystkich) - potwierdzają "okopanie się w twierdzy".

      Usuń