W ramach sobotniej prasówki zerknąłem
na Frondę i z miejsca rzucił mi się w oczy artykuł Tomasza
Terlikowskiego pt.
„Tu nie chodzi o prawo do
małżeństwa, ale o jego zniszczenie”
Już sam tytuł sugeruje, że pan
Tomasz znowu będzie się (po raz kolejny) pastwił nad osobami
homoseksualnymi i ich staraniami o prawo do małżeństw
jednopłciowych.
„Są
takie momenty, gdy homolobbyści całkowicie odsłaniają gardę. I
tak stało się właśnie podczas ostatniego spotkania w „Gazecie
Wyborczej” poświęconego rzekomej homofobii. To w trakcie niego
homolobbyści wprost pokazali, że im wcale nie chodzi o prawo do
małżeństwa, ale o jego zniszczenie.”
Tomaszowi Terlikowskiemu już na
starcie udało się znokautować samego siebie – „odsłonięcie
gardy” (nawiasem mówiąc chodziło chyba o opuszczenie gardy)
pomyliło mu się z „wyjawieniem swoich prawdziwych intencji”.
Choć rozumiem, że Wielki Specjalista ds. ogólnych (w tym sportu)
może mieć inne zdanie na ten temat. No, ale to tylko taka dygresja.
Idźmy dalej. Terlikowski pisze wprost: „wiem, że gejom/lesbijkom
chodzi o zniszczenie instytucji małżeństwa”. Czy Tomasz T.
dysponuje jakimikolwiek dowodami na poparcie swej tezy? Owszem!
„A najlepszym na to dowodem jest
króciutki cytat z opisującego spotkanie artykułu zamieszczonego w
„Gazecie Wyborczej”.”
Jakiż to dowód?
„Lesbijce, która skarżyła się
na nierówność prawa do małżeństwa, poseł Żalek już w
kuluarach powiedział: - Przecież mamy takie same prawo.”
Czyżby poseł Żalek sugerował, że w
Polsce lesbijka może wziąć ślub z lesbijką (i analogicznie gej z
gejem)?
„Co pan mówi - żachnęła się dziewczyna”
Jak widać rzeczona lesbijka nie do końca uwierzyła w to, co
poseł Żalek powiedział.
„Ja się ożeniłem. Pani może wyjść za mąż.”
I słusznie, że nie uwierzyła, bo poseł chyba nie do końca zrozumiał, o co jej chodzi.
„Zabrakło nam słów -
podsumował Piotr Pacewicz.”
Za to mnie ich nie brakuje. Jeśli
poseł Żalek przyrównuje swoje małżeństwo do małżeństwa
zawartego pomiędzy lesbijką a heteroseksualnym mężczyzną, to
śmiem twierdzić, że musi być ono (posła Żalka małżeństwo)
średnio szczęśliwe...
„I zapewne zabrakło mu słów z
powodu celności uwagi posła Żalka. Jest bowiem oczywiste, że w
Polsce homoseksualista czy lesbijka ma pełne prawo do małżeństwa.”
W tym momencie
przypomniał mi się pewien kretyński dowcip. „W Polsce nikt nie
zabrania zawierania małżeństw osobom homoseksualnym. Przecież
nikt nie broni lesbijce wyjść za mąż za geja”. Coś mi się
wydaje, że ów dowcip stanowił podstawę teoretyczną do wywodu
Tomasza Terlikowskiego.
„Tyle, że prawo do jest dokładnie
takie samo, jak w przypadku każdej innej osoby. Lesbijka, jako
kobieta, może zawrzeć małżeństwo z mężczyzną, a
homoseksualista z kobietą.”
Miałem rację.
Ciekawym, czy praca doktorska Tomasza Terlikowskiego opierała się
na równie mocarnych merytorycznie podstawach co ten wywód?
Terlikowski albo udaje człowieka nierozgarniętego, albo nim jest.
Rozgarnięty człowiek nie będzie tłumaczył, że „geje i
lesbijki mają te same prawa co osoby heteroseksualne, bo mogą
wchodzić w różnopłciowe związki małżeńskie”. Rozgarnięty
człowiek zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że taka wypowiedź jest
po prostu idiotyczna jeśli się ją osadzi w kontekście (a
kontekstem jest dążenie osób homoseksualnych do tego, by mogły
one zawierać małżeństwa jednopłciowe).
„Ale nie wynika to z
dyskryminacji, a z rozumienia małżeństwa. Jest to, od zawsze,
związek kobiety i mężczyzny, i każdy, kto chce go zawrzeć musi
się na to zgodzić. I wtedy nikt nie będzie go dyskryminował.”
Nie wynika z
dyskryminacji? Dawno temu część osób heteroseksualnych uznała,
że homoseksualizm jest zły, wyklęła homoseksualistów i odebrała
im część przynależnych im praw, a teraz okazuje się, że to
wcale nie jest dyskryminacja. Bardzo odważna teza, która, nawiasem
mówiąc, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.
Co się zaś tyczy
samej instytucji małżeństwa, to może by się mądruś jeden z
drugim dokształcił nieco? Jeśli nie chce się takiemu czytać
niczego prócz internetów, to Ciocia Wikipedia im może pomóc. Jak
wyglądało małżeństwo w Babilonii?
„Mężczyzna mógł mieć
oprócz żony także konkubiny, które mógł nawet
wprowadzać do domu jeśli kobieta była chorowita lub niepłodna.
Jeśli mężczyzna także
z konkubinami nie miał dzieci, mógł on ożenić się po raz drugi,
bez rozstawania się z pierwszą żoną; druga żona
miała jednak pozycję podporządkowaną, a pierwsza zajmowała
pozycję uprzywilejowaną zarówno wobec konkubin, jak i wobec żony
obocznej.”
Owszem. Małżeństwo było związkiem kobiety i mężczyzny, ale
zanim jakiś fan Terlikowskiego zakrzyknie „HURRA”, niech zwróci
uwagę na podkreślone fragmenty. Konkubiny? Poligamia? Żona
oboczna? Niewiele to małżeństwo ma wspólnego z współczesnym
małżeństwem monogamicznym? Że co? Że przecież pojęcie
małżeństwa mogło, a nawet musiało ewoluować? No właśnie...
No, ale może to tylko ta cholerna Babilonia... Może np. w Egipcie
było inaczej i „lepiej” (z punktu widzenia monogamicznego,
heteroseksualnego katolika)?
Niby wszystko ok. Mężczyzna i kobieta. Mało tego – cudzołożenie
było karane surowo! Ale zaraz, moment. Cóż my tu mamy?
„Małżeństwo
między bratem a siostrą nie było zabronione
a faraonom czasami nawet nakazane.”
No, świetnie. Małżeństwo, co prawda, heteroseksualne, ale chyba
nie takie, jakby to sobie wymarzył Terlikowski...
To jak jest z tym małżeństwem „od zawsze”? Terlikowski wyjął
sobie z tego „od zawsze” „związek kobiety i mężczyzny” i
zapomniał o reszcie?
„Problem
polega tylko na tym, że homolobbystom nie chodzi o rzekomą
dyskryminację, a o to, żeby zmienić ową
definicję, co w istocie oznacza zniszczenie małżeństwa.”
I cóż złego w zmianie definicji? Małżeństwo było redefiniowane
w cholerę razy do tej pory. Jak mniemam, teraz już nie można
zmieniać definicji, bo jest ona „najlepsiejsiejsza”? A może
nasi przodkowie też uważali, że ich definicja jest najlepsza? Może
jakiś Tomasz Terlikowski w Babilonii bronił przed postępem swojego
prawa do konkubin i żon obocznych?
Jedno mnie nurtuje. W jaki sposób redefinicja pojęcia małżeństwa
ma „zniszczyć małżeństwo”? No, ja w tym za grosz sensu nie
widzę. W jaki sposób to, że Kowalska ożeni się z Kowalską
wpłynie na to, że Iksiński się chce ożenić z Iksińską?
Pozwolę sobie na odpowiedź – w ŻADEN SPOSÓB NIE WPŁYNIE.
„Uznanie
za małżeństwo związku dwóch facetów czy dwóch kobiet nie jest
bowiem tylko zmianą językową, ale zawiera w sobie destrukcję
cywilizacyjnej i kulturotwórczej roli małżeństwa.”
Ciekawym, jak dużo konserwatystów swego czasu wypowiadało podobne
słowa: „Uznanie za małżeństwo związku czarnego mężczyzny z
białą kobietą, czy czarnej kobiety z białym mężczyzną zawiera
w sobie destrukcję cywilizacyjnej i kulturotwórczej roli
małżeństwa!”
„Bez
różnicy płciowej i związanej z tym płodności małżeństwo nie
tylko przestaje być potrzebne, ale też przestaje być
małżeństwem...”
Innymi słowy Terlikowski definiuje (POTRZEBNE) małżeństwo jako
fuzję „różnicy płciowej” i „płodności”. A co z
heteroseksualnymi małżeństwami bezpłodnymi? Czyżby nie były one
potrzebne? A może wraz z ustaleniem tego, że para jest bezpłodna,
powinno się automatycznie anulować zobowiązanie małżeńskie? Na
odchodne powiedzieć takiej parze – nie jesteście małżeństwem,
a wasz związek (którego nie macie prawa nazywać małżeństwem)
jest nikomu do niczego niepotrzebny! Nie możemy zezwolić
bezpłodnym ludziom na zawieranie związków małżeńskich, bo
oznacza to zniszczenie małżeństwa! Czyjego małżeństwa? Zapewne
małżeństwa Tomasza Terlikowskiego i innych konserwatystów. Śmiem
twierdzić, że małżeństwom ludzi, którzy w dupie mają to, „kto
z kim i gdzie”, jakoś tak niespecjalnie „zagrażają”
małżeństwa jednopłciowe.
Tak na sam koniec – powyższy tekst napisałem po 4 godzinach snu i
dość ciężkim dniu. Jeśli się więc okaże, że w Babilonii
można było brać ślub z teściowymi, szwagrami, (ojcami, matkami,
kozami, ślimakami, lamami, pterodaktylami, niszczycielami gwiezdnymi) a ja tego nie napisałem – bardzo
przepraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz