wtorek, 15 października 2013

Tomasza Terlikowskiego wojna z homoseksualizmem

W ramach sobotniej prasówki zerknąłem na Frondę i z miejsca rzucił mi się w oczy artykuł Tomasza Terlikowskiego pt.

Tu nie chodzi o prawo do małżeństwa, ale o jego zniszczenie”

Już sam tytuł sugeruje, że pan Tomasz znowu będzie się (po raz kolejny) pastwił nad osobami homoseksualnymi i ich staraniami o prawo do małżeństw jednopłciowych.

Są takie momenty, gdy homolobbyści całkowicie odsłaniają gardę. I tak stało się właśnie podczas ostatniego spotkania w „Gazecie Wyborczej” poświęconego rzekomej homofobii. To w trakcie niego homolobbyści wprost pokazali, że im wcale nie chodzi o prawo do małżeństwa, ale o jego zniszczenie.”

Tomaszowi Terlikowskiemu już na starcie udało się znokautować samego siebie – „odsłonięcie gardy” (nawiasem mówiąc chodziło chyba o opuszczenie gardy) pomyliło mu się z „wyjawieniem swoich prawdziwych intencji”. Choć rozumiem, że Wielki Specjalista ds. ogólnych (w tym sportu) może mieć inne zdanie na ten temat. No, ale to tylko taka dygresja. Idźmy dalej. Terlikowski pisze wprost: „wiem, że gejom/lesbijkom chodzi o zniszczenie instytucji małżeństwa”. Czy Tomasz T. dysponuje jakimikolwiek dowodami na poparcie swej tezy? Owszem!

A najlepszym na to dowodem jest króciutki cytat z opisującego spotkanie artykułu zamieszczonego w „Gazecie Wyborczej”.”

Jakiż to dowód?

„Lesbijce, która skarżyła się na nierówność prawa do małżeństwa, poseł Żalek już w kuluarach powiedział: - Przecież mamy takie same prawo.”

Czyżby poseł Żalek sugerował, że w Polsce lesbijka może wziąć ślub z lesbijką (i analogicznie gej z gejem)?

„Co pan mówi - żachnęła się dziewczyna”
Jak widać rzeczona lesbijka nie do końca uwierzyła w to, co poseł Żalek powiedział.



„Ja się ożeniłem. Pani może wyjść za mąż.”
I słusznie, że nie uwierzyła, bo poseł chyba nie do końca zrozumiał, o co jej chodzi.



Zabrakło nam słów - podsumował Piotr Pacewicz.”
Za to mnie ich nie brakuje. Jeśli poseł Żalek przyrównuje swoje małżeństwo do małżeństwa zawartego pomiędzy lesbijką a heteroseksualnym mężczyzną, to śmiem twierdzić, że musi być ono (posła Żalka małżeństwo) średnio szczęśliwe...

I zapewne zabrakło mu słów z powodu celności uwagi posła Żalka. Jest bowiem oczywiste, że w Polsce homoseksualista czy lesbijka ma pełne prawo do małżeństwa.”

W tym momencie przypomniał mi się pewien kretyński dowcip. „W Polsce nikt nie zabrania zawierania małżeństw osobom homoseksualnym. Przecież nikt nie broni lesbijce wyjść za mąż za geja”. Coś mi się wydaje, że ów dowcip stanowił podstawę teoretyczną do wywodu Tomasza Terlikowskiego.

Tyle, że prawo do jest dokładnie takie samo, jak w przypadku każdej innej osoby. Lesbijka, jako kobieta, może zawrzeć małżeństwo z mężczyzną, a homoseksualista z kobietą.”

Miałem rację. Ciekawym, czy praca doktorska Tomasza Terlikowskiego opierała się na równie mocarnych merytorycznie podstawach co ten wywód? Terlikowski albo udaje człowieka nierozgarniętego, albo nim jest. Rozgarnięty człowiek nie będzie tłumaczył, że „geje i lesbijki mają te same prawa co osoby heteroseksualne, bo mogą wchodzić w różnopłciowe związki małżeńskie”. Rozgarnięty człowiek zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że taka wypowiedź jest po prostu idiotyczna jeśli się ją osadzi w kontekście (a kontekstem jest dążenie osób homoseksualnych do tego, by mogły one zawierać małżeństwa jednopłciowe).

Ale nie wynika to z dyskryminacji, a z rozumienia małżeństwa. Jest to, od zawsze, związek kobiety i mężczyzny, i każdy, kto chce go zawrzeć musi się na to zgodzić. I wtedy nikt nie będzie go dyskryminował.”

Nie wynika z dyskryminacji? Dawno temu część osób heteroseksualnych uznała, że homoseksualizm jest zły, wyklęła homoseksualistów i odebrała im część przynależnych im praw, a teraz okazuje się, że to wcale nie jest dyskryminacja. Bardzo odważna teza, która, nawiasem mówiąc, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością.

Co się zaś tyczy samej instytucji małżeństwa, to może by się mądruś jeden z drugim dokształcił nieco? Jeśli nie chce się takiemu czytać niczego prócz internetów, to Ciocia Wikipedia im może pomóc. Jak wyglądało małżeństwo w Babilonii?

Mężczyzna mógł mieć oprócz żony także konkubiny, które mógł nawet wprowadzać do domu jeśli kobieta była chorowita lub niepłodna. Jeśli mężczyzna także z konkubinami nie miał dzieci, mógł on ożenić się po raz drugi, bez rozstawania się z pierwszą żoną; druga żona miała jednak pozycję podporządkowaną, a pierwsza zajmowała pozycję uprzywilejowaną zarówno wobec konkubin, jak i wobec żony obocznej.”

Owszem. Małżeństwo było związkiem kobiety i mężczyzny, ale zanim jakiś fan Terlikowskiego zakrzyknie „HURRA”, niech zwróci uwagę na podkreślone fragmenty. Konkubiny? Poligamia? Żona oboczna? Niewiele to małżeństwo ma wspólnego z współczesnym małżeństwem monogamicznym? Że co? Że przecież pojęcie małżeństwa mogło, a nawet musiało ewoluować? No właśnie...

No, ale może to tylko ta cholerna Babilonia... Może np. w Egipcie było inaczej i „lepiej” (z punktu widzenia monogamicznego, heteroseksualnego katolika)?

Niby wszystko ok. Mężczyzna i kobieta. Mało tego – cudzołożenie było karane surowo! Ale zaraz, moment. Cóż my tu mamy?

Małżeństwo między bratem a siostrą nie było zabronione a faraonom czasami nawet nakazane.”

No, świetnie. Małżeństwo, co prawda, heteroseksualne, ale chyba nie takie, jakby to sobie wymarzył Terlikowski...

To jak jest z tym małżeństwem „od zawsze”? Terlikowski wyjął sobie z tego „od zawsze” „związek kobiety i mężczyzny” i zapomniał o reszcie?

Problem polega tylko na tym, że homolobbystom nie chodzi o rzekomą dyskryminację, a o to, żeby zmienić ową definicję, co w istocie oznacza zniszczenie małżeństwa.”

I cóż złego w zmianie definicji? Małżeństwo było redefiniowane w cholerę razy do tej pory. Jak mniemam, teraz już nie można zmieniać definicji, bo jest ona „najlepsiejsiejsza”? A może nasi przodkowie też uważali, że ich definicja jest najlepsza? Może jakiś Tomasz Terlikowski w Babilonii bronił przed postępem swojego prawa do konkubin i żon obocznych?

Jedno mnie nurtuje. W jaki sposób redefinicja pojęcia małżeństwa ma „zniszczyć małżeństwo”? No, ja w tym za grosz sensu nie widzę. W jaki sposób to, że Kowalska ożeni się z Kowalską wpłynie na to, że Iksiński się chce ożenić z Iksińską? Pozwolę sobie na odpowiedź – w ŻADEN SPOSÓB NIE WPŁYNIE.

Uznanie za małżeństwo związku dwóch facetów czy dwóch kobiet nie jest bowiem tylko zmianą językową, ale zawiera w sobie destrukcję cywilizacyjnej i kulturotwórczej roli małżeństwa.”

Ciekawym, jak dużo konserwatystów swego czasu wypowiadało podobne słowa: „Uznanie za małżeństwo związku czarnego mężczyzny z białą kobietą, czy czarnej kobiety z białym mężczyzną zawiera w sobie destrukcję cywilizacyjnej i kulturotwórczej roli małżeństwa!”

Bez różnicy płciowej i związanej z tym płodności małżeństwo nie tylko przestaje być potrzebne, ale też przestaje być małżeństwem...”

Innymi słowy Terlikowski definiuje (POTRZEBNE) małżeństwo jako fuzję „różnicy płciowej” i „płodności”. A co z heteroseksualnymi małżeństwami bezpłodnymi? Czyżby nie były one potrzebne? A może wraz z ustaleniem tego, że para jest bezpłodna, powinno się automatycznie anulować zobowiązanie małżeńskie? Na odchodne powiedzieć takiej parze – nie jesteście małżeństwem, a wasz związek (którego nie macie prawa nazywać małżeństwem) jest nikomu do niczego niepotrzebny! Nie możemy zezwolić bezpłodnym ludziom na zawieranie związków małżeńskich, bo oznacza to zniszczenie małżeństwa! Czyjego małżeństwa? Zapewne małżeństwa Tomasza Terlikowskiego i innych konserwatystów. Śmiem twierdzić, że małżeństwom ludzi, którzy w dupie mają to, „kto z kim i gdzie”, jakoś tak niespecjalnie „zagrażają” małżeństwa jednopłciowe.

Tak na sam koniec – powyższy tekst napisałem po 4 godzinach snu i dość ciężkim dniu. Jeśli się więc okaże, że w Babilonii można było brać ślub z teściowymi, szwagrami, (ojcami, matkami, kozami, ślimakami, lamami, pterodaktylami, niszczycielami gwiezdnymi) a ja tego nie napisałem – bardzo przepraszam.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz