poniedziałek, 28 października 2013

Owsiak na celowniku „niepokornych”

O tym, że prawica polska Owsiaka nie lubi, nikogo nie trzeba przekonywać. Rokrocznie w okolicach finału WOŚP pojawiają się „laurki” dotyczące Owsiaka. Takie same, jakie wystawiają mu „niepokorni” w okolicach Przystanku Woodstock. Dotychczas pisanie o Owsiaku było mniej więcej standardowe: „róbta co chceta”, „Caritas pomaga bardziej”, „Owsiak to ateusz”, „Owsiak to lewak”, „Owsiak robi przekręty z kasą zebraną na WOŚP” i tak dalej.

Ostatnio jednakże „niepokorni” z inszej strony atakują. Najpierw Max Kolonko stwierdził, że WOŚP pełni dzisiaj tę samą rolę, którą kiedyś pełniło ZOMO. Teraz kolejni „niepokorni” twierdzą, że Owsiak „zniszczył bunt”, wypominając mu jednocześnie to, że jego matka pracowała w MO, a ojciec był ZOMOwcem.

Muszę przyznać, że „niepokorni” stanęli na wysokości zadania. Jak się nie da w kogoś teczką przypieprzyć, to zawsze można rodzicami (jak nie rodzicami to dziadkami, pradziadkami etc). O ile żonglowanie teczkami jeszcze jakoś można zrozumieć (bo w końcu teczka była wynikiem czyjegoś wyboru, choć nie można zapominać o tym, że ten wybór polegał czasem jedynie na tym, żeby człowieka przestali katować), to już wypominanie tego, kto jakich miał rodziców jest wyjątkowo obrzydliwe. Piszę te słowa z perspektywy kogoś, kto jest zupełnie bezpieczny - nawet jeśli ktoś prześwietli kiedyś moich przodków, nie znajdzie tam nic „przydatnego”. Pod tym względem „niepokorni” przypominają tak bardzo znienawidzony przez nich samych system. Tamten system też potrafił człowieka łamać – życiorysem jego samego, rodziny etc. Jednak wtedy wyciągało się ludziom np. to, że ich rodziny były na Sybirze (co, rzecz jasna, kłóciło się z tym, że ZSRR był odwiecznym przyjacielem PRL). Nie, nie porównuję zsyłki na Syberię z tym, że ktoś był w MO (raczej ciężko by mi to przyszło, jako że moi przodkowie ledwo z Syberii wrócili). Pokazuję jedynie tyle, że gnidy są w każdym systemie – zmienia się jedynie to, na czym żerują. Różnica pomiędzy PRLowskimi gnidami a gnidami dzisiejszymi polega na tym, że tamte żerowały na ludziach, bo taką miały pracę (tzn. robiły to w ramach „obrony PRLu przed wywrotowcami”). Dzisiejsze żerują, bo chcą żerować i żerować lubią. Dla tamtych niszczenie ludzi było środkiem do celu, dla tych niszczenie jest celem samym w sobie. Taka mała dygresja – gdyby nie to, że Jarosław K. tak chętnie czepiał się przodków różnych ludzi, nikomu by nie przyszło do głowy pogrzebać w historii jego rodziny. I mało kto wiedziałby o tym, że jego ojciec jako jedyny były oficer AK zrobił karierę po wojnie. Jest to samo w sobie bardzo interesujące w kontekście tego, co było udziałem żołnierzy AK po wojnie. Tym niemniej, pozostaje mieć nadzieję, że dla dzisiejszych gnid los będzie znacznie mniej łaskawy, niż dla tych niegdysiejszych.

Ale nie o tym notka miała być. Chodzi o „niszczenie buntu”. Rzecz jasna, autor na podparcie swojej tezy wyciąga sporo argumentów. Ale wszystko sprowadza się do tego, że gdyby nie WOŚP i PW, ludzie by się na pewno zbuntowali. Przeciwko czemu? Przeciwko „systemowi”. Kto się na ów „system” składa, tego już autor nie napisał. Aczkolwiek nietrudno zgadnąć, że na pewno nie chodzi o Jarosława i jego partię. Mało tego - każdy bunt, który zostanie podniesiony po ewentualnym zwycięstwie Jarosława, zostanie nazwany „buntem starego systemu przeciwko władzom”.

Pytaniem, które należy sobie postawić jest to, czy bunt da się w ogóle zniszczyć? Polska jest dobrym przykładem na to, że się nie da. Ni cholery. Ale jeśli ktoś chce szukać przykładów gdzie indziej – Ukraina. Pomimo tego, że Stalin dwoił się i troił byle przetrącić kark narodowi ukraińskiemu, ten nadal istnieje. Ba. Nawet Białoruś się ostała. No dobrze (może powiedzieć ktoś, komu udało się przebrnąć, przez artykuł na „niezależnej”), ale oni tam piszą, że Owsiak złamał młodych dobrocią. Jednym z elementów „łamania” jest WOŚP, a drugim - Przystanek Woodstock.

Autor z „niezależnej” wali prosto z mostu: Polska jest krajem zerowych szans dla młodych ludzi, a ci nie buntują się, bo są ugłaskiwani przez Owsiaka. I wszystko byłoby nawet całkiem sensowne, gdyby nie to, że jak się człek nieco bardziej zastanowi nad tymi słowami, to dochodzi do wniosku, że ma do czynienia z jakąś teorią spiskową. Ugłaskiwanie społeczeństwa jest, owszem, możliwe, tyle że musi to być działanie ciągłe. No chyba, że ktoś uważa, że dzięki temu, że jest WOŚP i PW, młodzi ludzie w jakiś magiczny sposób zapominają o tym, że nie mają szans na rynku pracy, że będą mieli problemy z utrzymaniem rodziny (o ile zdecydują się ją założyć) i że raczej mogą zapomnieć o jakimś własnym M (przypominam, mówimy o większości). Jeśli Owsiakowi udałoby się coś takiego osiągnąć, to byłby najbardziej rozchwytywanym specjalistą od public relations. Śmiem twierdzić, że zachodnie, potężne koncerny zrobiłyby wszystko, żeby mieć po swojej stronie tak skuteczny „wygładzacz” nastrojów społecznych.

Owszem – jestem w stanie uwierzyć w to, że młody człowiek w trakcie trwania Przystanku nie będzie myślał o problemach związanych z szeroko pojętą „codziennością”. Tak samo, jak ktoś, kto akurat bawi się na koncercie WOŚP. Tym niemniej, ów „niepokorny” autor powinien sobie zdać sprawę z tego, że rok nie składa się z tych kilku dni, w trakcie których „Owsiak ugładza młodych”. W ciągu całego roku dość jest czasu na to, żeby młody człowiek miał szanse się porządnie (za przeproszeniem) wkurwić. Gdyby Owsiak był tak wspaniałym pacyfikatorem nastrojów społecznych, to zostałby „użyty” wtedy, gdy Tusk zaliczył potężną wpadkę wizerunkową – chodzi mi o sprawę ACTA. Oczyma wyobraźni widzę Donalda Tuska, który dzwoni do Owsiaka i lamentuje mu do słuchawki: „Jurek, zróbże coś, bo mnie te młode ludzie nie chcą słuchać i mi słupki spadają!” Owsiak zaś wsiada do swojego Owsiakomobilu i jedzie na ratunek. W następstwie czego młodzi ludzie rozchodzą się do domów i ACTA zostaje podpisane (i nikt się przeciwko niczemu nie buntuje). Słucham? Że to niby brzmi absurdalnie? Owszem, ale to nie ja zacząłem.

Nie, moi drodzy „niepokorni”, buntu nie da się złamać ani ugłaskać. Tzn. owszem, da się, ale tylko wtedy, gdy bodziec, który ów bunt wywołuje zostanie usunięty (albo przynajmniej nie będzie się rzucał w oczy). Czy młodzi mają pracę? Czy mogą patrzeć spokojnie w przyszłość? Czy klasa polityczna nam się jakoś poprawiła i rządzą nami fachowcy? Czy młodzi nie będą musieli wyjeżdżać za granicę? Takich pytań jest mnóstwo i niestety – odpowiedzią na wszystkie jest słowo „nie”. Czy Owsiak faktycznie byłby w stanie wygładzić to wszystko swoimi eventami? Jeśli odpowiedziałeś na to pytanie twierdząco, to najwidoczniej jesteś fanem „niepokornych” i zabłądziłeś w internecie. Czemu więc ludzie się nie buntują? Ano temu, że moje pokolenie (i młodsze roczniki) mogło się wielokrotnie przekonać o tym, że protestować sobie można, a rządzący mają to na dobrą sprawę w dupie. Ponadto moje pokolenie nie bardzo się kwapi do tego, żeby wziąć brechy, mutry i insze takie argumenta, po czym udać się pod sejm i napieprzać z policją. I nie dlatego, że jesteśmy tchórzami, tylko dlatego, że taki protest nie za wiele by przyniósł (prócz siniaków, wyroków etc.). Bo o ile można od rządu za pomocą styliska od kilofa wywalczyć podwyżkę (jeśli się jest górnikiem na ten przykład), to już miejsce pracy nie bardzo da się w ten sposób uzyskac.

Poza tym - nie oszukujmy się. Dla większości „niezależnych” i „niepokornych” bunt antysystemowy to bunt przeciwko Platformie. Ironią losu byłoby to, gdyby do buntu doszło w trakcie rządów idola „niepokornych” (na które to rządy musimy się pomału przygotować). Rządy JK nie mają szans na znaczną poprawę sytuacji w kraju (obiecywać JK może, ale z realizacją obietnic będzie krucho, oj krucho). Jeśli dodamy do tego wrodzony takt Jarosława, który w trakcie swoich niedługich rządów zdążył obrazić większość ludzi w Polsce, perspektywa buntu staje się bardzo realna. Wtedy, rzecz jasna, „niepokorni” zmienią narrację. Wtedy się okaże, że młodzi buntownicy to sieroty po PRLu, postkomuniści, ubecy i tak dalej. Choć z drugiej znowu strony - „niepokorni” zawsze wiedzą, z której strony wiatr wieje i jeśli by się miało okazać, że bunt zmiecie z przestrzeni publicznej ich idola, to zapewne bardzo szybko zmieniliby obiekt westchnień. Najłatwiej byłoby RAZowi, bo on od jakiegoś czasu bardzo lubi chłopców z Ruchu Narodowego.

Na sam koniec powróćmy do tematu przewodniego. Czy Owsiak ma cokolwiek wspólnego z tym, że w Polsce nie dochodzi do buntu? Śmiem w to wątpić. Tak samo jak w to, że „niepokorni” glanują Owsiaka powodowani „odwagą cywilną”. Komuś bardzo musi zależeć na tym, żeby zohydzić wszystko, co pozostaje poza jego wpływem.






2 komentarze:

  1. Kiedyś, jak przepytano młodzież o ich autorytety to na liście znalazł się również Owsiak, i to w towarzystwie Dalajlamy, JP II i Kuby Wojewódzkiego. Można się zastanawiać nad postawieniem niemalże znaku równości między idolem a autorytetem, niemniej jednak chodzi mi głównie o pewną posuchę, jeżeli chodzi o potencjalne autorytety dla młodych ludzi. Ostatnio pogląd ten podchwycił Łukasz Warzecha, jak sądzę, jeden ze wspomnianych 'niepokornych' pisząc że establishment wykorzystuje Owsiaka o zapełnienia tej luki 'na rynku' i wykreowania posłusznego sobie mędrca, którego słowa stają się Prawdą. Oczywiście, Owsiakowi można wiele zarzucić (chociażby mnie irytuje jego rozdęte ego i coś w rodzaju aury nieomylności) to ten artykuł był, delikatnie mówiąc, przesadzony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pełna zgoda co do tego braku autorytetów. Co się zaś tyczy młodych ludzi - sprawa może się rozbijać o to, że mało komu - chce się z młodymi rozmawiać. Skutkiem czego - autorytetem może zostać Wojewódzki, który jako jeden z niewielu - mówi językiem zrozumiałym dla młodego człowieka.

      W temacie Owsiaka zaś - to daleki jestem od gloryfikowania kogokolwiek, ale jeśli się już kogoś krytykuje to warto by było krytykować merytorycznie i konstruktywnie. "Niepokorni" merytorycznie i konstruktywnie krytykować nie potrafią. Można ich zrozumieć - oni mają stałych odbiorców, którym często nie chce się nawet zweryfikować tego co ich autorytety piszą/mówią.

      Usuń