Każdemu człowiekowi zdarza się
zrobić lub powiedzieć coś, za co powinien przeprosić. To, czy
przeprosiny są szczere czy też nie, pełni tu rolę drugoplanową –
istotny jest sam fakt przeprosin. Ponieważ w naszym kraju nic nie
może być tak, jak gdzie indziej (wszak nawet socjalizm się u nas
nie udał), tedy z przepraszaniem u nas też jest „inaczej”.
Osoby publiczne (politycy, celebryci etc.) generalnie nie
przepraszają za swoje zachowanie (wszak duży może więcej).
Przeważnie słyszymy, iż czyjeś słowa zostały „wyrwane z
kontekstu” i takie tam różne. Jednakże czasem do przeprosin
dochodzi. W wykonaniu osób publicznych są one przeważnie popisem
skrajnego buractwa. Buractwa, które w każdym normalnym kraju
zostałoby napiętnowane i za które trzeba by po raz kolejny
przepraszać odbiorców. Ujmując rzecz innymi słowy – Polacy
„publiczni” opanowali do perfekcji umiejętność obraźliwego
przepraszania.
Niniejszy tekst będzie dotyczył w
głównej mierze zachowania rzecznika TVP. Został on wywołany do
tablicy po wyskoku bezmyślnego dziennikarza-hieny, który uznał, że
podsuwanie mikrofonu (i kamery) pod nos ofiary napaści seksualnej to
świetny pomysł. Rzecznik ów „przeprosił” za to, co się
stało. Cytować całego tekstu nie będę (pod koniec tej notki
znajduje się treść „przeprosin”). Gdyby usunąć z wypowiedzi
pana rzecznika wszystkie „upiększacze” i przełożyć ją na
bardzo prosty język, owe „przeprosiny” brzmiały by tak:
„Zrobiliśmy wszystko, jak trzeba,
nie mamy do siebie pretensji, ale jeśli ktoś się obraził, no to
sorry”.
Na tym się jednakże sprawa nie
zakończyła. Dziennikarze pomęczyli trochę pana rzecznika, który
w końcu uznał, że trzeba jeszcze parę spraw wyjaśnić. Poniżej
kilka cytatów:
„(...)Wczoraj
TVP przeprosiła za materiał.
- Nie przeprosiła za materiał jako taki, tylko za fakt, że ktoś poczuć mógł się nim urażony. Nie lekceważę tych osób, chcę jednak zwrócić uwagę, że protestuje ich tysiąc, a prawie cztery miliony innych - nie. Czy to miałoby znaczyć, że te 4 miliony to głupcy bez serca?”
- Nie przeprosiła za materiał jako taki, tylko za fakt, że ktoś poczuć mógł się nim urażony. Nie lekceważę tych osób, chcę jednak zwrócić uwagę, że protestuje ich tysiąc, a prawie cztery miliony innych - nie. Czy to miałoby znaczyć, że te 4 miliony to głupcy bez serca?”
Pan rzecznik na wstępie zaznaczył, że TVP nie przeprosiła za
materiał (bo ten, jak mniemam, był - zdaniem naczalstwa TVP –
zupełnie w porządku), a jedynie te osoby, które się poczuły
dotknięte. Potem pozwolił sobie na piękną manipulację za pomocą
liczb. Bo skoro kilka milionów oglądało ten materiał, a tylko
tysiąc zaprotestowało, to przecież gołym okiem widać, że coś
nie w porządku jest nie tyle z materiałem, co z tym tysiącem
protestujących.
„W
dodatku z prostej analizy atakujących nas wpisów w portalu "GW"
jasno wynika, że znaczna część krytyków inkryminowanego
fragmentu materiału nie widziała na oczy.
Wystarczyło im, że nas publicznie skrytykowano, żeby wyrazić
swoją wobec TVP niechęć, oburzenie, a najczęściej - niestety -
wyjątkowo agresywną nienawiść.”
Pan rzecznik poszedł o krok dalej. Uznał on bowiem że ofiarą w
tym wszystkim nie jest kobieta, którą hiena dziennikarska napadła
z mikrofonem. O nie! Ofiarą w tym wszystkim (i to ofiarą „wyjątkowo
agresywnej nienawiści) jest nie kto inny, jak TVP! Żenujący jest
również zarzut o „nieoglądaniu materiału”. Zapewne część
ludzi, którzy komentowali, to były zwykłe trolle, które lubią
shitstormy. Jednak śmiem twierdzić, że większość z
protestujących ów materiał widziała. Na pewno zaś ja go
widziałem i uważam, że był on po prostu wstrząsający.
„Dość
trudno prowadzić spór z osobami, które nie widziały materiału, a
uważają, że cała telewizja, albo tylko TVP, jest jednym wielkim
szambem.”
To, w jaki sposób pan rzecznik odniósł się wcześniej do protestujących (miliony nie protestowały, protestowało tylko tysiąc etc.), sugeruje, że rozmawiać z tymi, którzy widzieli materiał też by nie za bardzo chciał. Ponadto – gdyby pan rzecznik miał jakiekolwiek kwalifikacje do bycia rzecznikiem (czyli np. znajomość podstawowych mechanizmów public relations), wiedziałby, że nawet wizerunek olbrzymiej organizacji może legnąć w gruzach z przyczyny tak (pozornie) błahej, jak zachowanie pojedynczego jej pracownika. Czy pan rzecznik tego chce, czy nie – ten materiał był nakręcony przez pracowników TVP, a potem puszczony (również przez TVP) w czasie największej oglądalności. Jeśli te fakty w opinii pana rzecznika w ogóle nie rzutują na wizerunek tej stacji, to radziłbym mu wybrać się na jakiś kurs – np. „public relations nie tylko dla orłów”, a dopiero potem zabierać głos w sprawach, o których w dniu dzisiejszym nie ma najmniejszego pojęcia.
„Nie
rozumiem też zarzutu, iż felieton telewizyjny pokazujący, jak
wygląda nocne życie Warszawy i ciężka praca policji, jest
"materiałem komercyjnym". Wręcz przeciwnie:
to był materiał o ważnym problemie społecznym.”
W mojej opinii ów materiał, owszem, dotyczył ważnego problemu
społecznego. Problemem jednak są tutaj dziennikarze, którzy nie
mają w sobie ani krzty przyzwoitości. Jeśli tacy właśnie ludzie
mają realizować „misję” TVP, to wcale się nie dziwię temu,
że mało kto chce płacić abonament. Wydawanie pieniędzy na
sponsorowanie hien dziennikarskich nie wszystkim musi się podobać.
Skupiłem się na wyczynach pana rzecznika, bowiem jest to piękny
przykład tego, jak nisko upadła w naszym kraju debata publiczna. Tu
już nie chodzi o menelski język rodem z jakiejś mordowni, który
zagościł w naszych telewizorach za sprawą Stefana Niesiołowskiego
i ludzi o zbliżonej kondycji intelektualnej (z dowolnych partii). Tu
chodzi o traktowanie obywateli naszego kraju, którzy starają się
poprawić poziom debaty publicznej (głównie za pomocą protestów,
bo niestety inaczej się nie da), jak kretynów. Kretynów, którzy
co prawda protestują, ale sami nie wiedzą dlaczego. Skoro zaś nie
wiedzą dlaczego, to nawet jeśli trzeba ich przeprosić, najlepiej
zrobić to tak, żeby ich przy okazji obrazić (no, bo to tępe
ludzie są i pewnie nawet nie zrozumieją tego, że się ich obraża).
W tej całej tyradzie pana rzecznika, w tym całym marudzeniu na
niski budżet (tak jak gdyby wyższy budżet gwarantował to, że
hieny nie będą pracowały w TVP) pan rzecznik zapomniał o jednym.
Zapomniał o ofierze napaści seksualnej, której jego koledzy z TVP
zafundowali dodatkową traumę. Pan rzecznik ani razu o niej nie
wspomniał w swoich wywodach (jak widać – uznał, że nie warto).
Aczkolwiek, może ja nie wszystko rozumiem, może właśnie na tym
(na traumatyzowaniu ofiar przestępstw) polega „misja” TVP?
Zabłądziłem w internecie i znalazłem się tutaj. Póki co przejrzałem dość pobieżnie, ale i tak gratuluję bo świetny blog :)
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać (jak każdemu piszącemu) :)
UsuńWiem, że po czasie, ale w temacie - TokFM przeprasza za program "Czy w Polsce mamy dyktaturę mniejszości seksualnych" - http://trzyczesciowygarnitur.blogspot.com/2013/12/gupi-pazerni-czy-hipokryci.html
OdpowiedzUsuńDzięki za link. Poczytałem te "przeprosiny" i od razu mi się przypomniało to, że przecież rafio TOK FM już u mnie na blogu gościło. Dawno temu - tym niemniej: http://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2012/10/haha-jaki-smieszny-gwat-czyli-jak.html
UsuńPamiętam, że potem TOK FM "przepraszało" w sposób bardzo zbliżony do tego, który Trzyczęściowy garnitur zacytował. Tam chodziło o żarty z gwałtu, które wypowiedział gość programu:
"Jednocześnie zapewniam, że autor tych słów, Rafał Betlejewski, nie jest współpracownikiem Radia TOK FM. Ponadto, dopóki pełnić będę funkcję redaktora naczelnego Radia TOK FM, osoba ta nie zostanie zaproszona do współpracy z naszą stacją"
Mechanizm ten sam co w przypadku "dyktatury mniejszości" - "To nie my - to ktoś kto się u nas wypowiadał."