piątek, 28 września 2012

O przerażającym „biznesie” in vitro i antykoncepcyjnym

Aborcja, in vitro, antykoncepcja – to hasła, które potrafią momentalnie podnieść temperaturę dyskusji. Te same hasła wyzwalają często w dyskutantach, hmm, coś co przy lekkiej dozie dramatyzmu można określić mianem „najgorszych instynktów”. Jeśli gdzieś spotka się zwolennik i oponent in vitro – merytoryczna dyskusja jest raczej niemożliwa. Czemu? Bowiem dyskusja (traktowana jako coś innego niźli przerzucanie się epitetami) choćby w założeniu, może prowadzić do tego, iż jedna z osób po usłyszeniu argumentów strony przeciwnej uzna ich zasadność i (o zgrozo) zmieni zdanie.

No to teraz wróćmy do dyskusji. Niestety „kultura dyskusji” stoi u nas (że w Polsce znaczy się) od pewnego czasu na jednym poziomie. Obydwie strony podchodzą do dyskusji z przeświadczeniem o własnej nieomylności i o niepodważalnej słuszności własnych argumentów. Czemu tak jest? Podziękować należy politykom za to – bo też i oni uprawomocnili ten rodzaj „debat” zastępując argumentacje merytoryczną – czystą erystyką (która sama w sobie nie jest zła – ale jej nadmiar – szkodzi).

Z racji swojego niereformowalnego charakteru – często brałem udział w internetowych shitstormach (dyskusjami tego lepiej nie nazywać) na powyższe tematy. Argumenty padały różne. Część z nich była argumentami stricte religijnymi – i z nimi dyskutować się nie da w żaden sposób. Jednakże jeden z argumentów – robiący ostatnio medialną karierę, zapadł mi w pamięć bowiem jest to argument z gatunku wybitnych.

In vitro to biznes – lobbują za nim duże firmy z dużymi pieniędzmi.”

Ten sam argument pada również w ramach krytyki antykoncepcji i aborcji. I jest to bardzo fajnie skonstruowany argument. No bo sugeruje odbiorcy, że in vitro popierają głównie korporacje. Z korporacjami przeciętnemu Kowalskiemu nie kojarzy się nic dobrego. Bo mało to się mówi o tym, że dla nich głównie kasa się liczy? Łatwo więc o negatywne skojarzenia z samym in vitro. A jeśli ktoś zacznie mówić o lobby in vitro – to już w ogóle dramat. Lobbowanie bowiem kojarzy się u nas głównie z Dochnalem i z korupcją. Sprawa jest więc jasna – bogate firmy chcą się stać bardziej bogate, człowiek ich nie obchodzi, jest tylko środkiem do celu (więcej kasy), więc nie powinno się im ufać.

Genialne w swojej prostocie. A jednocześnie oderwane od otaczającej nas rzeczywistości. A ta rzeczywistość niestety wszystko sprowadza do wymiaru stricte monetarnego. Posłużę się osobistym przykładem – dość dramatycznym. Kiedy odbieraliśmy ciało mojego ojca z kostnicy po zapłaceniu za „przechowanie” ciała – otrzymaliśmy fakturę. Na której stało „towar sztuk 1 – zapłacono” ot takie swoiste epitafium dla każdego od gospodarki wolnorynkowej.

Czemu sięgnąłem po ten przykład? Ano temu, że teraz wszystko za co płacimy – jest towarem. Od którego ktoś musi zapłacić podatek. W którego produkcje (przechowanie, etc) ktoś musi zainwestować. Jeśli ktoś kupuje pigułki – ktoś je wcześniej musiał wyprodukować (zrobić badania/etc) a na samym początku – była inwestycja – czyli pieniądze właśnie. Jeśli ktoś chce przeprowadzić zabieg in vitro – potrzebna jest do tego aparatura, odczynniki, etc – ktoś musiał w to zainwestować.

Czy można się więc dziwić temu, że owo zdemonizowane „lobby in vitro” - kręci się wokół naszego kraju? Rynek in vitro się w końcu otworzy a dla tych ludzi to będzie dobra inwestycja kapitału. I owszem – zarabiają na tym ale teraz jeśli na czymś się nie zarabia, zbyt długo się tego „nie robi”. Jeden inwestuje w produkcje golonki, inny w przemysł spirytusowy a jeszcze inny w in vitro i antykoncepcje. Jeśli niektórym ludziom się wydaje, że wszystko „za czym stoją pieniądze” jest złe – to radziłbym im nie zastanawiać się nad tym, skąd bierze się chleb, buty, woda pitna, paliwo, dewocjonalia (zainteresowanych tym biznesem zachęcam do odwiedzenia targów „sacro expo” - tam też duże pieniądze stoją za „biznesem”)

Perpetuum mobile nie istnieje w biznesie również. Ostatnio taki jeden próbował przekonać ludzi, że on ma patent na perpetuum mobile i jest wstanie zarobić pieniądze tam gdzie inni nie potrafią. Teraz siedzi – a ludzie próbują odzyskać od niego 700 milionów złotych :)

Z góry przepraszam za ewentualną łopatologie i prostactwo – ale niektórzy po prostu bardzo wybiórczo traktują rzeczywistość a mnie (marudzie z wyboru) zachciało się na ten temat ponarzekać :)

1 komentarz:

  1. I słusznie, że ponarzekałeś. Prawda jest taka, że w kwestii in vitro, antykoncepcji, aborcji, szeroko pojętej seksualności, a nawet gwałtów(!) Kościół ma (moim zdaniem) zdecydowanie za dużo do powiedzenia i zbyt duży wpływ na politykę. A polityków mamy takich, jakich mamy, więc te "kontrowersyjne" tematy krążą i krążą a nic się z nimi sensownego nie robi.

    OdpowiedzUsuń