Aborcja, in vitro, antykoncepcja – to
hasła, które potrafią momentalnie podnieść temperaturę
dyskusji. Te same hasła wyzwalają często w dyskutantach, hmm, coś
co przy lekkiej dozie dramatyzmu można określić mianem
„najgorszych instynktów”. Jeśli gdzieś spotka się zwolennik i
oponent in vitro – merytoryczna dyskusja jest raczej niemożliwa.
Czemu? Bowiem dyskusja (traktowana jako coś innego niźli
przerzucanie się epitetami) choćby w założeniu, może prowadzić
do tego, iż jedna z osób po usłyszeniu argumentów strony
przeciwnej uzna ich zasadność i (o zgrozo) zmieni zdanie.
No to teraz wróćmy do dyskusji.
Niestety „kultura dyskusji” stoi u nas (że w Polsce znaczy się)
od pewnego czasu na jednym poziomie. Obydwie strony podchodzą do
dyskusji z przeświadczeniem o własnej nieomylności i o
niepodważalnej słuszności własnych argumentów. Czemu tak jest?
Podziękować należy politykom za to – bo też i oni uprawomocnili
ten rodzaj „debat” zastępując argumentacje merytoryczną –
czystą erystyką (która sama w sobie nie jest zła – ale jej
nadmiar – szkodzi).
Z racji swojego niereformowalnego
charakteru – często brałem udział w internetowych shitstormach
(dyskusjami tego lepiej nie nazywać) na powyższe tematy. Argumenty
padały różne. Część z nich była argumentami stricte
religijnymi – i z nimi dyskutować się nie da w żaden sposób.
Jednakże jeden z argumentów – robiący ostatnio medialną
karierę, zapadł mi w pamięć bowiem jest to argument z gatunku
wybitnych.
„In vitro to biznes – lobbują
za nim duże firmy z dużymi pieniędzmi.”
Ten sam argument
pada również w ramach krytyki antykoncepcji i aborcji. I jest to
bardzo fajnie skonstruowany argument. No bo sugeruje odbiorcy, że in
vitro popierają głównie korporacje. Z korporacjami przeciętnemu
Kowalskiemu nie kojarzy się nic dobrego. Bo mało to się mówi o
tym, że dla nich głównie kasa się liczy? Łatwo więc o negatywne
skojarzenia z samym in vitro. A jeśli ktoś zacznie mówić o lobby
in vitro – to już w ogóle dramat. Lobbowanie bowiem kojarzy się
u nas głównie z Dochnalem i z korupcją. Sprawa jest więc jasna –
bogate firmy chcą się stać bardziej bogate, człowiek ich nie
obchodzi, jest tylko środkiem do celu (więcej kasy), więc nie
powinno się im ufać.
Genialne w swojej
prostocie. A jednocześnie oderwane od otaczającej nas
rzeczywistości. A ta rzeczywistość niestety wszystko sprowadza do
wymiaru stricte monetarnego. Posłużę się osobistym przykładem –
dość dramatycznym. Kiedy odbieraliśmy ciało mojego ojca z
kostnicy po zapłaceniu za „przechowanie” ciała – otrzymaliśmy
fakturę. Na której stało „towar sztuk 1 – zapłacono” ot
takie swoiste epitafium dla każdego od gospodarki wolnorynkowej.
Czemu sięgnąłem
po ten przykład? Ano temu, że teraz wszystko za co płacimy –
jest towarem. Od którego ktoś musi zapłacić podatek. W którego
produkcje (przechowanie, etc) ktoś musi zainwestować. Jeśli ktoś
kupuje pigułki – ktoś je wcześniej musiał wyprodukować (zrobić
badania/etc) a na samym początku – była inwestycja – czyli
pieniądze właśnie. Jeśli ktoś chce przeprowadzić zabieg in
vitro – potrzebna jest do tego aparatura, odczynniki, etc – ktoś
musiał w to zainwestować.
Czy można się
więc dziwić temu, że owo zdemonizowane „lobby in vitro” -
kręci się wokół naszego kraju? Rynek in vitro się w końcu
otworzy a dla tych ludzi to będzie dobra inwestycja kapitału. I
owszem – zarabiają na tym ale teraz jeśli na czymś się nie
zarabia, zbyt długo się tego „nie robi”. Jeden inwestuje w
produkcje golonki, inny w przemysł spirytusowy a jeszcze inny w in
vitro i antykoncepcje. Jeśli niektórym ludziom się wydaje, że
wszystko „za czym stoją pieniądze” jest złe – to radziłbym
im nie zastanawiać się nad tym, skąd bierze się chleb, buty, woda
pitna, paliwo, dewocjonalia (zainteresowanych tym biznesem zachęcam
do odwiedzenia targów „sacro expo” - tam też duże pieniądze
stoją za „biznesem”)
Perpetuum mobile
nie istnieje w biznesie również. Ostatnio taki jeden próbował
przekonać ludzi, że on ma patent na perpetuum mobile i jest wstanie
zarobić pieniądze tam gdzie inni nie potrafią. Teraz siedzi – a
ludzie próbują odzyskać od niego 700 milionów złotych :)
Z góry
przepraszam za ewentualną łopatologie i prostactwo – ale niektórzy po prostu
bardzo wybiórczo traktują rzeczywistość a mnie (marudzie z
wyboru) zachciało się na ten temat ponarzekać :)
I słusznie, że ponarzekałeś. Prawda jest taka, że w kwestii in vitro, antykoncepcji, aborcji, szeroko pojętej seksualności, a nawet gwałtów(!) Kościół ma (moim zdaniem) zdecydowanie za dużo do powiedzenia i zbyt duży wpływ na politykę. A polityków mamy takich, jakich mamy, więc te "kontrowersyjne" tematy krążą i krążą a nic się z nimi sensownego nie robi.
OdpowiedzUsuń