środa, 14 czerwca 2017

Moderatorzy strachu, siewcy histerii

Zazwyczaj staram się unikać „udramatyzowanych” tytułów notek, bo, po pierwsze, nie przepadam za napuszonym słownictwem, a po drugie nie lubię clickbaitów. Jednakże w tym konkretnym przypadku „nie da się inaczej”. Prawda jest taka, że każda władza się w tytułową moderację bawi, bo straszonym społeczeństwem łatwiej zarządzać. Choćby dlatego, że jeżeli się to społeczeństwo poważnie nastraszy, to potem można ten strach wykorzystywać. Niech ktoś sobie wyobrazi, jak potoczyłyby się losy ustawy inwigilacyjnej, gdyby PiS-owi nie udało się jej podeprzeć strachem przed terrorem islamistycznym. Skończyłoby się to pewnie równie spektakularnie, co platformerski fuckup z ACTA. Takie straszenie jest poza tym o tyle wygodne, że spanikowanemu społeczeństwu można wciskać kit pt: „tylko my jesteśmy was w stanie obronić przed takim a takim zagrożeniem”.


Idą brunatni, idą brunatni



PiS nie jest w tej dziedzinie prekursorem, ale stosowane przez tę partię (i podlegające jej media) metody pozostawiają daleko w tyle to, co wcześniej robiła Platforma Obywatelska. Jednakowoż, warto w tym miejscu przypomnieć dokonania PO w tej materii. W 2011r. Donald Tusk zaangażował się w walkę ze stadionowymi bandytami i poparł zamknięcie stadionów Legii i Lecha. Ponieważ PiS zawsze był w opozycji do Tuska, toteż politycy tej formacji postanowili popełnić samobójstwo wyborcze i stanęli po stronie kiboli. Był to ruch wybitnie idiotyczny, bo Tusk rzadko kiedy robił coś bez uprzedniego upewnienia się, że jego decyzja jest zgodna z „wolą suwerena”. W przypadku kiboli nie trzeba było jakoś specjalnie ludzi straszyć, bo większość z Polaków ma dość jednoznaczną opinię na ich temat. Na szczęście działania osób „pełniących obowiązki dziennikarzy”, których można nazwać „kibolskimi spindoktorami” nie dają pozytywnych efektów, bo ludzie się po prostu boją bandytów. Tym samym w momencie, w którym PiS się ujął za kibolami, ludzie się troszkę przestraszyli tego, że jeżeli PiS wygra, to kibole będą mogli liczyć na „wsparcie” odgórne.


Wmanewrowanie PiS-u w popieranie kiboli dało bardzo dobry „efekt” wyborczy. Tym niemniej, ktoś w PO uznał, że nie da się przez 4 lata grzać w kółko jednego tematu i trzeba znaleźć sobie coś innego. I w tym momencie z pomocą przyszli PO narodowcy, którzy uznali, że skoro już organizują swoje spędy, to „potrafią w politykę” i utworzyli Ruch Narodowy.  Ponieważ narodowcy prezentują taki a nie inny poziom, toteż przed „oficjalnym” utworzeniem RN zaczęli pierdolić o „dniu sznura”/etc. Nietrudno więc zrozumieć ludzi, którzy się na serio przestraszyli. Szczególnie, jeżeli uwzględnimy to, że w 2011r. skrajny prawicowiec, Anders Breivik, dokonał zamachu terrorystycznego, w którym zginęło 77 osób a 319 zostało rannych. W 2012 roku dwie „frakcje” podgrzewały atmosferę w Polsce. Pierwsza frakcja to narodowcy, bo byli są i będą idiotami, którzy nie rozumieją tego, że społeczeństwo nie przepada za jegomościami, którzy chcą wieszać ludzi. Druga frakcja to PO, która umiejętnie używała retoryki zagrożenia.


Nie chciałbym być źle zrozumiany, moim zdaniem wszelkie organizacje „narodowe”, które podnieca rasizm, ksenofobia i neonazistowska symbolika (vide, krzyż celtycki/etc.), powinny zostać zdelegalizowane. Nie mam nic przeciwko patriotom, ale ktoś kto wzywa do palenia ludźmi w piecach nie jest patriotą, jest po prostu zwykłym neonazistą. Tym niemniej, narodowcy nigdy nie stanowili u nas specjalnego zagrożenia. Owszem, mogą spuścić komuś wpierdol na ulicy, tak jak to robili skinheadzi w czasach mojej młodości, ale nigdy nie przejmą władzy w Polsce. Nigdy też nie „obalą systemu”, ani nie dokonają „zamachu stanu”, choć na pewno mają na ten temat mokre sny.


W 2013r. padły pamiętne słowa Sienkiewicza „idziemy po was”, z których absolutnie nic nie wynikło. W tym samym roku uczestniczy Marszu Niepodległości podpalili Tęczę z Placu Zbawiciela (niezdrowo podniecał się tym Bartosz Kownacki). Spłonęła również budka pod ambasadą Rosyjską. I tutaj doszło do lekko absurdalnej sytuacji. Jedna z organizacji narodowców (nie jestem w stanie sprawdzić, która, bo od tamtej pory kilkukrotnie „spadały” im fanpejdże) praktycznie przyznała się do tego podpalenia. Potem zaś, po wypłynięciu taśm z „Sowy i Przyjaciół”, ci sami narodowcy usiłowali klarować, że „budkę podpaliły służby specjalne”. „Przestraszanie” ludzi narodowcami się w pewnym momencie urwało. Być może, gdyby Sienkiewicz „nieco lepiej” przygotował się do „wyprawy po łysych”, sprawa wyglądałaby inaczej, ale to jest tylko i wyłącznie gdybanie. Ktoś może powiedzieć „no ale skąd wiesz, że dla PO „walka z łysymi” to był tylko marketing polityczny?” No choćby stąd, że PO zaczęło rządzić w 2007 roku, a za łysych wzięło się dopiero w 2013r., mimo tego, że przez cały czas stanowili oni mniej więcej takie samo „dresiarskie” zagrożenie. Owszem, Ruch Narodowy powstał w 2012r., ale on się nie wziął z powietrza – stworzyli go ludzie z Młodzieży Wszechpolskiej i ONR. Innymi słowy, gdyby komuś faktycznie zależało na założeniu łysym kagańca, to zrobiono by to dużo wcześniej.


Terror ex machina



Cały problem z polską debatą, odnoszącą się do problemu islamistycznego terroryzmu, polega na tym, że ta debata praktycznie nie istnieje. Została ona bowiem już na samym początku zdominowana przez prawicowe kółko wzajemnej adoracji, które się wzajemnie wspiera i „bashuje” każdego kto usiłuje z tym kółkiem dyskutować. Dowolny idiotyzm, wypowiedziany przez prawicowego tuza, jest traktowany jak prawda objawiona, o ile tylko jest „antymuzułmański”. Ponieważ polska dyplomacja nie istnieje, tedy normą są sytuacje, w których nasze władze potrafią złożyć kondolencje (po zamachu) władzom innego kraju i praktycznie w tym samym momencie „zjebać” przywódców tych krajów zarzucając tymże, że „do zamachu doszło z ich własnej winy”. Warto w tym miejscu przypomnieć wypowiedź Premier Beaty Szydło, która wzywała Europę do „powstania z kolan”. To, że ten bełkot nie spotkał się praktycznie z żadną reakcją Zachodu (chodzi mi, rzecz jasna, o reakcję przywódców) świadczy o tym, że Zachód, w przeciwieństwie do rządu PiS, doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czym jest dyplomacja i do czego służy.


To, że Premier Beata Szydło (i cała masa PiS-owców) swoje złote rady wygłasza tonem nieznoszącym sprzeciwu, sugerowałoby, że islamistyczny terroryzm był od zawsze w „centrum zainteresowania” partii Jarosława Kaczyńskiego. Tyle że to mylne wrażenie, bo PiS się terroryzmem „zainteresował” w 2015r. Wcześniej ten temat dla tej partii nie istniał, choć do zamachów w Europie dochodziło. Przykłady? Rok 2004, zamach bombowy w Madrycie, 192 zabitych, 2050 rannych. Rok 2005, zamach bombowy w Londynie, 56 zabitych (w tym 4 zamachowców) i 784 rannych. Dziwnym trafem, żaden z polityków PiS-u nie rwał się wtedy do pouczania Zachodu. Owszem, w prawicowej retoryce co jakiś czas islamski terroryzm się pojawiał, ale nie był on jakoś specjalnie „upowszechniony”. Osobną kwestią jest to, że część prawicowych tuzów wolałaby pewnie zapomnieć o swoich wypowiedziach z początku 2015 roku, kiedy to islamiści dokonali masakry w redakcji Charlie Hebdo. Mnie szczególnie urzekł wpis Krzysztofa Bosaka „Gdy Francuzi wyjdą z szoku powinni pomyśleć o rezygnacji z "laickości" i skopiowaniu od nas art.196 kodeksu kar. o obrazie uczuć religijnych”. Tak, proszę państwa, receptą Krzysztofa Bosaka na islamistyczny terroryzm było „nie prowokowanie” islamistów. Gdyby ktoś dzisiaj wyskoczył z podobną radą – zostałby momentalnie zlinczowany przez prawicę – wtedy te opinie były dość powszechne. Jeżeli ktoś chce poczytać coś więcej, to podrzucam link do notki na ten temat


Na dobrą sprawę, ciężko znaleźć jakiś „zewnętrzny” czynnik, pod wpływem którego, PiS zainteresował się tematem uchodźców i tematem terroryzmu. Owszem, w 2015 roku (w maju) KE podjęła decyzję o odciążeniu krajów, które przyjmują uchodźców (czyli o relokacji uchodźców do innych krajów). Tyle że rozmowy na ten temat trwały już od jakiegoś czasu a PiS się tym jakoś nieszczególnie interesował. Nawet gdybyśmy uznali, że PiS się „przejął” uchodźcami dopiero w momencie, w którym (trzymajmy się narracji PiSu) „Polska była zagrożona”, to w żaden sposób nie tłumaczy to wcześniejszej bierności Polityków w temacie terroryzmu. Bo ok, Polska wcześniej była bezpieczna, ale przecież można było spokojnie „jebać” Zachód za to, że tamtejsi politycy dopuścili do tego, że w ich krajach dochodziło do zamachów. Można było spokojnie wzywać Zachód do tego, żeby wreszcie wstał z kolan. Śmiem twierdzić, że gdyby w roku 2015 nie było żadnej kampanii wyborczej, to PiS interesowałby się tematem terroryzmu tak samo, jak Prezydent RP zawartością Konstytucji. Ponieważ jednak 2015 był rokiem wyborczym, a PiS usiłował znaleźć sobie jakiś straszak – padło na terroryzm i na uchodźców. Warte wspomnienia jest również to, że PiS w trakcie wyborów prezydenckich przetestował swoją internetową machinę propagandową i testy te wypadły bardzo dobrze. Kiedy więc już zadecydowano o tym, czym będziemy straszeni, partia Jarosława Kaczyńskiego wykorzystała swoją machinę propagandową do rozkręcenia hejtów i straszenia Polaków uchodźcami i terroryzmem.


Zrobiono tak samo, jak robiła to Platforma w przypadku narodowców/kiboli – całkowicie na zimno.   PiS-owscy spindoktorzy nie musieli się zastanawiać nad tym, czy my się będziemy bać uchodźców – oni to doskonale wiedzieli. W listopadzie 2014r. CBOS przeprowadził badania na temat tego, czego obawiają się Polacy (niestety, nie udało mi się dotrzeć do źródłowego materiału i bazuję na %, które cytowała GW). Z tych badań wynikało między innymi to, że „Niemal jedna czwarta (24 proc.) obawia się masowej imigracji do Polski uchodźców z terenów ogarniętych konfliktami.”. Nie obawialiśmy się uchodźców jako takich, ale tego, że to będzie migracja na skalę masową. W związku z powyższym nie było takiej możliwości, żebyśmy się obawiali kilku tysięcy uchodźców (w tym miejscu przypomnę, że PiS rozkręcił hejty dowiedziawszy się, że Polska przyjmie 2 tysiące uchodźców w przeciągu 2 lat), bo to za cholerę nie jest „skala masowa”. I w tym momencie w całą sprawę zaangażowali się PiS-owscy spindoktorzy, którzy (przy pomocy usłużnych Osób Pełniących Obowiązki Dziennikarzy) zalali internet swoimi narracjami:

- Teraz przyjmiemy kilka tysięcy, ale potem każą nam przyjąć więcej!

- Każda z tych kilku tysięcy osób ma swoją rodzinę i będziemy musieli te rodziny przyjąć. Rodziny u nich są bardzo duże, więc tak naprawdę, to nie będzie kilka tysięcy a ponad 100.000

- Muzułmanie mają dużo dzieci, więc z tych 100.000 bardzo szybko zrobi się ich ponad milion.

- Popatrzcie na Europę Zachodnią, tam też najpierw było niewielu muzułmanów, a teraz są ich miliony.

- Nie możemy przyjąć nawet samych dzieci, bo to jest islam i tam nikt tych dzieci samych nie puści i będzie to oznaczało przyjęcie kilkunastu osób z każdym dzieckiem.


Nie zapominajmy również o tym, że praktycznie każdy „graficzny” komentarz odnoszący się do tematu uchodźców był okraszony zdjęciem statku, na którym było od cholery ludzi. Ponieważ baliśmy się „masowej migracji”, przekonano nas do tego, że każda migracja będzie migracją masową. Ujmując rzecz nieco bardziej dosłownie – zostaliśmy ordynarnie zrobieni w chuja. Taktyka PiS-owskich spindotkorów była wręcz zabójczo skuteczna. Kantar Public przeprowadził w kwietniu 2017 badania na temat tego czego obawiają się Polacy. Z tych badań wynikło, że 37% Polaków boi się napływu uchodźców do Polski. Z tym że teraz nie boimy się już „masowej migracji”, po prostu boimy się uchodźców. O tym, że PiS-owi udało się nas przekonać do tego, że praktycznie każdy uchodźca przybędzie do Polski z myślą o urżnięciu nam głowy, wspominać nie trzeba. Bowiem jeżeli chodzi o lęk przed terroryzmem, to w 2014r. obawiało się go 16% Polaków, a w 2017r. już 38%. Nic więc dziwnego, że dla PiS, temat uchodźców i terroryzmu to teraz bardzo poręczna pałka, którą można komuś przypierdolić. Jeżeli ktoś potrzebuje jakichś dowodów, to odsyłam go do zapoznania się z propozycją Prezydenta RP, który chciałby, żeby w Polsce doszło do referendum, w którym Polacy zadecydują o tym, czy chcą przyjmować uchodźców. Zupełnym przypadkiem, Prezydent chce, żeby referendum to odbyło się w tym samym dniu co Wybory Parlamentarne 2019.


Europo, powstań z kolan!



Od jakiegoś czasu polskie władze praktycznie bez przerwy udzielają „złotych rad” Europie Zachodniej. Nie można również zapominać o okazjonalnych połajankach i kondolencjach składanych na zasadzie „no trochę lipa, że pozabijali wam tych ludzi, ale to wasza wina, kretyni”. Rzecz jasna, wszystkie te wiekopomne myśli wygłaszane są tonem nieznoszącym sprzeciwu, który sugeruje, że receptę na to, jak sobie poradzić z islamem, mają tylko i wyłącznie polskie władze. Tylko że jeżeli się przyjrzymy retoryce polskich władz, zobaczymy ciekawą prawidłowość. Krytyka działań Zachodu w wykonaniu polskich władz jest momentami bardzo drobiazgowa (i, jak się za moment przekonacie, jest dowodem na totalną ignorancję naszych władz). Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w momencie, w którym nasze władze „udzielają rad”, tutaj mamy do czynienia z czymś co można nazwać „wyższym stopniem ogólności”. Polskie władze wzywają do „zdecydowanych działań”, lub stwierdzają, że Europa potrzebuje „zdecydowanej i twardej postawy”. Konkretów brak. Tymi „konkretami” zajmują się w imieniu polskich władz ludzie zapraszani do rządowych mediów (acz, niestety, nie tylko rządowych). Wydaje mi się, że zasadnym byłoby stworzenie specjalnego programu dla tych „specjalistów” o swojsko brzmiącym tytule „taniec z kretynami”, względnie „masz talent do pierdolenia głupot”.


W retoryce polskich władz główni winowajcy to duet poprawność polityczna i multikulturalizm. Poprawność polityczna jest „winna” dlatego, że zdaniem polskich władz, zachodni liderzy powinni „zbiorowo” obciążyć odpowiedzialnością za zamachy terrorystyczne wszystkich muzułmanów, a tego nie robią. Wisienką na torcie było to, co kiedyś powiedział minister Błaszczak. Otóż okazało się, że Polak, który został zamordowany w Harlow, zginął przez (a jakże) poprawność polityczną. Błaszczak tłumaczył to tak, że Anglicy są wkurzeni na muzułmanów, ale poprawność polityczna im nie pozwala odreagować na tychże, więc atakują Polaków. No ale wróćmy do braku „odpowiedzialności zbiorowej”. Temat ten jest coraz bardziej grzany. Mediaworker rządowych mediów, Samuel Pereira, napisał ostatnio „Kochani, pokojowi muzułmanie. Skoro jest Was tylu, to dlaczego wciąż nie zorganizowaliście w Europie marszu potępienia dla terrorystów?” Oczywiście prawicowe drony zapewniły temu tweetowi gigantyczny zasięg. Tutaj krótki wtręt – społeczności muzułmańskie potępiają zamachy, ale informacje na ten temat nie docierają do zbyt wielu ludzi, więc rządowi mediaworkerzy nie muszą się przejmować tym, że ktoś ich nakryje na ściemie. Poza tym, taki mediaworker zawsze może napisać, że jemu chodziło o „masowy marsz”, a nie jakieś tam „małe eventy”. Wydaje mi się, że dowolnie duży protest uliczny zostałby przez rządowych mediaworkerów skwitowany „no może i jest ich tam sporo, ale wszyscy nie przyszli”. I nie, to nie jest przesada. Tym ludziom nie zależy na rzetelnym informowaniu nas o czymkolwiek, a jedynie na tym, żeby PiS-owskie „strachy” nadal działały. Wróćmy do naszego odbiorcy, do którego docierają wypowiedzi podobne do Pereirowych. Taki odbiorca zada sobie pytanie: „dlaczego muzułmanie nie organizują marszów?” i od razu sobie na nie odpowie: – „pewnie dlatego, że nie są pokojowo nastawieni”.


Ciekaw jestem, jak zareagowałby mediaworker Samuel Pereira, gdyby ktoś mu zasugerował, że ponieważ polska prawica nie zorganizowała marszu potępienia Breivika,  można uznać, że cała prawica (w tym, Samuel Pereira) czyn Breivika pochwala. Możemy też tę kwestię odpowiedzialności zbiorowej rozpatrzyć odchodząc od terroryzmu. Ciekaw jestem jaka byłaby reakcja umiarkowanych katolików (tzn. normalsów) na wypowiedź „Kochani, normalsi katoliccy, skoro jest was tylu, to dlaczego wciąż nie zorganizowaliście w Polsce marszu potępienia dla chrześcijańskiego fanatyzmu?” i od razu dodać „pewnie dlatego, że wszyscy jesteście tacy sami, jak Terlikowski, Chazan, Tekieli, Kaja Godek i wielu innych”. Tak swoją drogą, skrajna prawica (spod znaku krzyża) opanowała do perfekcji „obronę” w sytuacji, w której sprawcą jakiegoś czynu (mordu, aktu terroru, gwałtu etc.) jest chrześcijanin. Jak wygląda ta obrona? W bardzo prosty sposób: „ponieważ te czyny są zakazane przez naszą religię, toteż ktoś kto ich dokonuje nie może być uznawany za chrześcijanina, tym samym nie można powiedzieć, że wyznawana przezeń religia była przyczyną tego, co ów człowiek zrobił”. Genialne.


To, że Zachód nie używa względem muzułmanów retoryki, którą stosują polskie władze i media rządowe, nie świadczy o tym, że mają „kaganiec poprawności politycznej”, ale o tym, że nie są idiotami. Wyobraźmy sobie, że władze Francji robią to samo, co polskie władze. Tzn. w mediach pojawiają się non stop materiały, które odpowiedzialnością za zamachy obciążają całą społeczność muzułmańską, a nie tylko pojebanych fanatyków. Wyobraźmy sobie, że np. francuskie media budują jedną, spójną narrację „wszyscy muzułmanie są wrogo nastawienie do niemuzułmanów, musimy mieć się na baczności, bo oni są groźni” i jako wisienkę na torcie dodają, że „każdy muzułmanin to potencjalny terrorysta”. Dodajmy do tego jeszcze to, co robią nasze władze – czyli mizianie się ze skrajną prawicą i nacjonalistami. I teraz zastanówmy się, jaki efekt wywołałyby takie działania w kraju, w którym muzułmanów jest ponad 5 milionów. Moim zdaniem skończyłoby się to olbrzymią liczbą morderstw na tle rasowym/religijnym i pogromami. Można mieć również pewność co do tego, że ta przemoc rozlałaby się po całej Europie.


Teraz zajmijmy się drugim „winowajcą”, czyli multikulturalizmem, który w opinii polskich władz jest jedną z przyczyn, dla których dochodzi o zamachów terrorystycznych. Gdybym chciał się tutaj rozpisać i wytłumaczyć czym jest multikulturalizm i dlaczego polskie władze nie bardzo rozumieją to pojęcie – ta notka byłaby pewnie ze dwa razy dłuższa, więc sobie to daruję. Dość powiedzieć, że w myśl retoryki naszych władz – niemożliwa jest pokojowa koegzystencja przedstawicieli różnych kultur. W domyśle zaś chodzi o to, że muzułmanie „nie potrafią się dostosować” do „europejskiego kręgu kulturowego”. Śmiem twierdzić, że Europejczycy, których „krąg kulturowy” wyprodukował między innymi dwie wojny światowe, nazizm, faszyzm, stalinizm, gułagi i holocaust – raczej nie powinni odczuwać specjalnej „wyższości kulturowej” względem przedstawicieli innych „kręgów kulturowych”. Ale to tylko taka moja dygresja. Wróćmy do meritum. Paradoksalnie, najzacieklejszymi obrońcami europejskiego kręgu kulturowego są zwolennicy tzw „europy ojczyzn” i przeciwnicy dalszej integracji w ramach UE. Innymi słowy, są to ludzie, którzy mają w dupie ten europejski krąg kulturowy. Abstrahując od tego, że większość z nich bredzi o tym, że Polska powinna chrystianizować zlaicyzowaną Europę.


Skrajnie idiotyczna jest retoryka, w myśl której nikt (prócz polityków Prawa i Sprawiedliwości) nie dostrzega problemu skrajnych środowisk, które nie chcą się integrować i które uważają, że wyznawana przez nich religia stoi ponad prawem. Tę retorykę można „zaorać” dwoma słowami: konwencja antyprzemocowa. Gdyby rację miały wszelkiej maści Błaszczaki, to konwencja by nie powstała. I teraz docieramy do bardzo ciekawego paradoksu. Największy ból dupy na punkcie konwencji mieli polscy fanatycy religijni. Przyznam, że nie robiłem w tej sprawie researchu specjalnego, ale nie rzuciły mi się w oczy protesty muzułmańskie przeciwko podpisywaniu tej konwencji. W tym miejscu warto zaznaczyć, że nie kto inny, jak Prezydent RP, nie zgadza się z tym, żeby religia nie mogła być traktowana jako usprawiedliwienie dla przemocy. Chciałbym w tym miejscu przypomnieć wypowiedź Pereiry, z której wynikało, że brak masowych protestów muzułmanów przeciwko terroryzmowi, to przejaw poparcia dla terroryzmu. W myśl tej samej retoryki – zwalczanie konwencji, która jest skierowana przeciwko radykalnemu islamowi, jest niczym innym, jak sprzyjaniem radykalnemu islamowi, czyli „islamizacji”. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że konwencję zaczęto podpisywać w 2011r. Nietrudno więc zgadnąć, że powstała ona wcześniej. Z czego z kolei płynie wniosek, że potrzebę powstania konwencji dostrzeżono pierdylion lat przed tym, jak PiS uznał, że warto by było zacząć straszyć Polaków uchodźcami, czyli, w myśl partyjnej retoryki, „dostrzegł zagrożenie, jakim jest radykalny islam”. Ponadto, czy sprzeciwianie się tej konwencji nie jest aby dowodem na to, że pewne środowiska nie są w stanie dostosować się do europejskiego kręgu kulturowego? I czy nie jest przypadkiem tak, że te środowiska nie chcą się dostosować ze względu na wyznawaną przez siebie religię?


Polsko, skończ pier****ć



To, że PiS będzie się starał grzać temat terroryzmu i straszyć Polaków uchodźcami tak długo, jak będzie to możliwe, jest pewne. Propozycja referendum, które (wiem, że się powtarzam, ale muszę) zupełnym przypadkiem ma się odbyć w tym samym dniu, co wybory parlamentarne, dobitnie o tym świadczy. Jedyną niewiadomą jest to, jak długo będziemy się dawali zastraszać i jak długo będziemy wierzyć w PiS-owską narrację „Europa sobie zupełnie nie radzi”. Nasze władze mogą  sobie, za przeproszeniem, pierdolić o tym, że Zachód jedynie maluje kwiatki na jezdniach, ale jest to jedynie dowód na to, że albo żyją we własnym świecie, albo kłamią. Reakcja brytyjskich służb mundurowych w trakcie ostatniego zamachu w Londynie była błyskawiczna. Dotarcie na miejsce zdarzenia, namierzenie terrorystów i zastrzelenie ich, zajęło tamtejszym policjantom 8 (słownie - osiem) minut. Bardzo możliwe, że polskie władze o tym nie wiedziały, bo były za bardzo zajęte rysowaniem kredkami (względnie podpisywaniem czegoś, albo siedzeniem w poczekalni na Nowogrodzkiej). Jeżeli zabłąkał się tu jakiś prawicowiec, to (o ile wytrzymał do tego momentu) zapewne zakrzyknie „ha! Lewaku! Może i szybko zareagowali, ale do zamachu doszło!”. Owszem, doszło. I raczej nie będzie to ostatni zamach terrorystyczny w Europie. Z tego rodzaju zagrożeniem nie da się uporać w ciągu kilku miesięcy, nawet jeżeli minister Błaszczak uważa, że on by sobie z tym poradził. Prezydentowi zdarza się to bardzo rzadko, ale jednak czasem udaje mu się powiedzieć coś sensownego (choć przeważnie trzeba tego sensu długo szukać). W tweecie, w którym napisał o potrzebie „zdecydowanej i twardej postawy”, wspomniał również o tym, że Europa potrzebuje solidarności. I to jest ta bardzo mądra rzecz. Szkoda tylko, że polskie władze zupełnie się tą „potrzebą solidarności” nie przejmują. Europa Zachodnia prędzej czy później sobie poradzi z islamistami (poziom wkurwienia jest tam na tyle wysoki, że raczej prędzej). Kiedy sobie już z tym problemem poradzi, będzie miała chwilę czasu na ocenę tego, kto zachowywał się „solidarnie”, a kto pierdolił głupoty na potrzeby polityki wewnętrznej.


W związku z powyższym mam taki skromny, blogerski apel do polskich władz. Jeżeli nie chcecie jakoś specjalnie pomagać Zachodowi (bo wolicie aby stan zagrożenia trwał jak najdłużej), to prosiłbym was o to, żebyście nie przeszkadzali, a swoje kretyńskie uwagi zachowali dla siebie.  Prawda jest bowiem taka, że pewnie niebawem zmienicie miejsce pracy. Zadbajcie o to, żeby nie zostawić po sobie totalnie rozpieprzonej polityki zagranicznej. Skupcie się na tym, żeby ładnie wychodzić na zdjęciach i nie robić błędów w pismach, które kierujecie do Zachodnich przywódców (wiem, że jest to dla Was spory problem, ale wierzę, że sobie z tym poradzicie). Na sam koniec drobna uwaga, jeżeli to wasze mędrkowanie jest wynikiem tego, że macie zbyt wiele energii, to zajmijcie się jakimś twórczym zajęciem, które będzie współgrało z waszą „kondycją intelektualną”, np. rysowaniem kredkami, albo ćwiczeniem podpisu.

Źródła

http://www.tvp.info/4451225/tusk-popiera-zamkniecie-stadionow

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/szef-msw-do-skinheadow-idziemy-po-was,326491.html



https://twitter.com/AndrzejDuda/status/871271498010546176




2 komentarze:

  1. "ciężko znaleźć jakiś „zewnętrzny” czynnik, pod wpływem którego, PiS zainteresował się tematem uchodźców" - może kryzys imigracyjny i całkiem spory napływ tychże uchodźców do Europy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle że daty się nie zgadzają bo kryzys nie zaczął się w trakcie kampanii parlamentarnej 2015. Skoro decyzja o relokacji uchodźców została podjęta przez KE w maju 2015, to znaczy, że problem z migracją trwał już od jakiegoś czasu.

      Usuń