niedziela, 5 stycznia 2014

Costanza Miriano, czyli kafar konserwatystów

Ze zjawiskiem w osobie Costanzy Miriano zetknąłem się przeglądając mój ulubiony portal – fronda.pl. Zaintrygował mnie już sam tytuł tekstu Tomasza Terlikowskiego: „Costanza Miriano, czyli młot na feministki i wykastrowanych mentalnie facetów”. Kimże jest ów młot? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Wiem jedynie, że ów młot (młocica?) jest autorem co najmniej dwóch książek, którymi Tomasz Terlikowski się zachwycił. Co prawda styczności z tymi książkami nie miałem, ale cytowane przez T.T. Fragmenty wystarczą do tego, aby nieco zmienić tytuł artykułu T.T na ten, który jest tytułem niniejszego tekstu. Aby nie przedłużać, zacytujmy T.T.

Teraz już rozumiem, dlaczego feministki palą jej książki i domagają się ich wycofania z obiegu. Costanza Miriano jest po prostu młotem na współczesne czarownice, bo skutecznie przypomina o naturze człowieka.”

Choć wpojono mi szacunek dla słowa drukowanego, to po przeczytaniu kilku mądrości, które zacytował redaktor Terlikowski, nie miałbym nic przeciwko temu, aby cały nakład tych książek został natychmiastowo spalony. Insza inszość to fakt, że odwoływanie się do „Młota na czarownice” dobitnie świadczy o ponadprzeciętnej ignorancji historycznej Tomasza T. Autorów Malleus Maleficarum w dzisiejszych czasach określono by pewnie mianem psychopatycznych sadystów, którzy napisali książkę tylko po to, żeby inni sadyści mogli w świetle prawa torturować kobiety (ale to wina kobiet była – bo to czarownice!). Brawo panie Tomaszu.

Warto jednak zatrzymać się nad wizją świata, którą prezentuje Miriano. Otóż nie ma ona wątpliwości, że Pawłowe słowa o tym, że kobieta powinna być poddana mężowi, są... po prostu prawdziwe, a jeśli kobieta chce być szczęśliwa, to powinna się im i swojemu mężowi podporządkować.”


I w tym momencie już wiadomo, z czym mamy do czynienia. Kobieta nie będzie szczęśliwa – no chyba, że się podporządkuje mężowi. Jeśli kobiecie wydaje się, że jest szczęśliwa, to pewnie się jej tylko wydaje. Jeśli dodatkowo myśli, że może być szczęśliwa bez męża, to pewnie powinna się leczyć.

Tak, wiem, że to brzmi jak seksizm, ale to nie jest moja opinia, a opinia włoskiej pisarki, która potrafi ją świetnie, z poczuciem humoru, uzasadnić.”

Powalający argument: „skoro napisała to kobieta, to nie może być seksizm”.

Ma ona także odwagę, by jasno powiedzieć, że owszem kobiety są w stanie dorównać mężczyznom w męskich zajęciach, ale cena tego dorównania jest gigantyczna. „Jak wiele czasu i energii trzeba odebrać mężczyźnie i dzieciom, by dojść tak daleko? Jak wiele niań będzie osuszało łzy, które powinnyśmy ukoić my?”

Szczególnie mnie urzekł fragment o odbieraniu „czasu i energii mężczyźnie”. Zastanawiam się nad tym, ile czasu i energii odebrała swojemu mężowi autorka, próbując dorównać pisarzom męskim (bo chyba żaden konserwatysta nie ma złudzeń co do tego, że pisanie to „męskie zajęcie”)? Ile łez musiały jej dzieciom osuszyć nianie?

A w innym miejscu swojej książki formuje wprost tezę, że za kryzys naszej cywilizacji odpowiada właśnie to, że kobiety zaczęły masowo pracować zawodowo.”

Za plamy na słońcu również odpowiadają kobiety (i za radykalny feminizm, który z kolei jest odpowiedzialny za „zatrudnianie kobiet”!).

W żadnej z mądrych analiz, które czytałam nie łączono nigdy obecnych problemów wychowawczych z faktem, że kobiety masowo wkroczyły na rynek pracy, tak jakby zbieg tych dwóch zjawisk nikomu nie dał do myślenia.”

Problemy wychowawcze to mały pikuś. Warto sobie przypomnieć to, ile wojen wybuchało przez fakt, że kobiety poszły do pracy. Przecież w czasach, w których kobiety zajmowały się ogniskiem domowym, w Europie (co tam Europa! Na całym świecie!) nie było ani jednej maluteńkiej wojeneczki.

Miriano zdecydowanie odrzuca także ideę, że jesteśmy tacy sami i tak samo stworzeni do kariery zawodowej albo, że jesteśmy w stanie się zrozumieć.”

XXI wiek, proszę państwa...

Mężczyźni i kobiety mówią różnymi językami, ponieważ muszą stać się matkami i ojcami. Język kobiet służy do tego, by uczynić kobietę zdolną do tego zostania matką. Ona jest zaprogramowana do obsługi dzieci, również maleńkich, dlatego też jest uczuciowa, działa w oparciu o analogie, symbole, intuicję. Ma w sobie wewnętrzny niezwykle czuły radar, którego nie może nie używać. (…)”

Kobieta jest zaprogramowana do obsługi dzieci. To jest tekst tak dobry, że już niedługo Fronda zacznie koszulki z tym cytatem sprzedawać. Jak mniemam, kobieta jest również zaprogramowana do obsługi męża. A jak się będzie temu sprzeciwiać, to pewnie można jakiś „twardy reset” zrobić. W kwestii zaś czułego radaru, którego kobieta nie może nie używać – ciekawym, czy lektura książki pt. „Piękna Bestia - Zbrodnie SS Aufseherin Irmy Grese” nie skłoniłaby pani Miriano do rewizji poglądów.

Mężczyzna przeciwnie, jest pozbawiony tego radaru. Często więc, aby coś zrozumiał, trzeba posłużyć się rysunkiem. Albo tabliczką z napisem.”

A na takiej tabliczce napis: „Debilu, jeśli dziecko płacze – przewiń”.

Miriano formułuje apel do innych kobiet: „dziewczyny, mężczyzny nie należy interpretować! Mówi dokładnie to, co ma na myśli, ani sylaby więcej czy mniej. Jeśli próbujecie go interpretować, obrażacie go, okropnie go denerwujecie, irytujecie” - podkreśla.”

Wiadomo, że mężczyzny nie wolno denerwować, bo jak się odwinie, to żebyście potem nie miały pretensji do niego!

Bełkotanie o tym, że mężczyźni nie mogą się dogadać z kobietami (i na odwrót), jest w mojej opinii efektem lenistwa. Takie stanowisko jest bowiem bardzo wygodne. No, nie da się dogadać i tyle. A jak się nie da, to lepiej nie próbować nawet (bo po co tracić czas). Poza tym – co kobiecie po interpretowaniu mężczyzny, skoro ma mu być poddana (bo jak nie, to szczęśliwa nie będzie)?

A jeśli komuś jeszcze za mało politycznie niepoprawnych uwag, to warto sięgnąć po apele do kobiet, by nie zmuszały mężczyzn do sprzątania, i by nieustannie nie przypominały one, że robią oni to gorzej od kobiet (choć to święta prawda).”

Jeśli ktoś ma marchwiane łapy, to będzie źle sprzątał niezależnie od tego, czy ma pochwę, czy też penisa (Wredna Mała Białorusinka mieszkała w składzie akademikowym z 3 dziewojami, które nie dość, że robiły burdel [w sensie, że bałagan] straszliwy, to jeszcze nie potrafiły tego posprzątać w ogóle – sterty brudnych, niedomytych garów w zlewie to była norma).

Mężczyzna bowiem, przypomina pisarka, tak już ma. „Mogę sobie bez problemu wyobrazić, że są mężczyźni, którzy zajmują się w domu wszystkim, nieco trudniej mi uwierzyć, że robią to z przyjemnością, (…)”

Za to kobiety uwielbiają sprzątać/prać/prasować/czyścić kible/etc. Zapewne są osoby, które lubią sprzątać, ale większość ludzi robi to, bo po prostu trzeba.

(...) z radością przyglądając się błyszczącemu, uporządkowanemu i uroczemu salonowi, upiększonemu kwiatami i zapaloną świecą, chyba, że mają jakieś zaburzenia.”

Innymi słowy – jeśli jesteś mężczyzną i lubisz porządek, to powinieneś się przebadać, bo pewnie coś z Tobą nie tak. Gdyby pani Miriano była Polką, zapytałbym ją o to, czy jej zdaniem mężczyźni, którzy woskują i pucują na połysk swoje 4 kółka też mają jakieś zaburzenia, czy też to już nie zalicza się do „sprzątania”?

W kwestii zaś samego umiłowania do pachnącego salonu – przykładowo ja nie przepadam za widokiem obsranej (w przenośni) łazienki, ale w pokoju moim bardzo łatwo się o coś potknąć (może inaczej – trudno znaleźć fragment podłogi, na którym aktualnie coś nie leży).

Mężczyźni, których znam, zostawieni sami sobie, żyliby jak zwierzęta.”

Gratuluję znajomości. Nawiasem mówiąc – interesująca argumentacja. Sprzątanie dla kobiety to nie tylko przyjemność, ale też obowiązek. Bo przecież trzeba zadbać o mężczyznę (żeby nie żył jak zwierzę!). Naturalnie – trzeba też zadbać o dzieci, bo niemalże-zwierzę-mężczyzna tego przecież nie zrobi.

Mocno brzmią też wskazówki Miriano odnoszące się do miłości. Ona jasno wskazuje, że miłość nie ma nic wspólnego z zakochaniem, czy odnalezieniem odpowiedniej osoby. Nikt odpowiedni nie istnieje.”

No to jak tu się żenić (wychodzić za mąż) i mieć mnóstwo dzieci, skoro nikt odpowiedni nie istnieje??

A dokładniej osobą dla nas odpowiednią, stworzoną jest ta, z którą zawarliśmy małżeństwo. Bóg przez łaskę sakramentu daje nam siłę, by trwać właśnie w tym związku, a naszym zadaniem jest dać wolę i zaangażowanie, by był on jak najlepszy. Przekonanie, że gdzieś na świecie istnieje idealny partner jest gigantyczną głupotą.”

A-ha. Czyli jednak możemy się żenić (wychodzić za mąż) i mieć dzieci. Z kim? Z kimkolwiek. Nasze osobiste preferencje nie mają najmniejszego znaczenia – skoro nie ma „idealnego” partnera, to znaczy, że nie ma po co czekać (bo się tylko komórki jajowe i plemniki marnują).

Nie będę cytował więcej. Tyle wystarczy, by pokazać smak tej znakomitej książki. I zrozumieć, że trzeba ją przeczytać.”

O tak. Tyle wystarczy, by pokazać, że książka ta (albo książki – T.T. nie napisał, czy cytaty pochodzą z jednej, czy też z dwóch książek) jest mniej więcej tak prokobieca, jak oryginalny „Młot na czarownice”.

Te książki napisane przez kobietę to spełnienie mokrego snu konserwatysty. No, bo kobieta napisała, że mężczyzna nie potrafi sprzątać! Że nie potrafi się zajmować dziećmi! Że kobiety go nie rozumieją! Że nie dogada się z żoną, bo nie ma takiej możliwości. Że kobieta powinna mu być posłuszna, bo nie będzie szczęśliwa! Czego więcej mógłby konserwatysta oczekiwać od swojej żony prócz tego, żeby wyuczyła się tych książek na pamięć?

Swego czasu Grabaż (wokalista Pidżamy Porno) śpiewał: „Nie mylmy bzdur ze złem i fizjologii z seksem.”, ale zastanawiam się nad tym, czy bzdury zawarte w tych książkach i to bzdury, które są szkodliwe (bo autorka stara się wmówić kobietom, że ich największym nieszczęściem może być podejmowanie jakichkolwiek decyzji) należy traktować jak bzdury właśnie, czy też już jak zło?

Źródła:







4 komentarze:

  1. http://kiciputek.blogspot.com/2014/01/kobiety-ktore-nienawidza-mezczyzn.html

    A propos

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałem napisać komentarz w którym zasugerowałbym istnienie błędu logicznego w powyższym teście, jednak czytając dalej okazało się że to błąd w rozumieniu i odbiorze artykułu T.T. jest osią tego wpisu. Nie będę więc ryzykował pyskówki z jakimś zapienionym fanatykiem i nie napiszę nic. Na przyszłość życzę by autor (autorka?) bloga nauczył(ła?) się otwierać umysł na zdanie innych. To nie jest takie trudne, powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie będę ryzykować pyskówki z (...) więc zamiast przedstawić swoje argumenty - jeno zasugeruje, że autor tekstu jest ograniczony i sobie pójdę"

      W kwestii zaś otwierania się na zdanie innych. Gdyby opinia ta padła pod dowolną inną notką - olałbym. Ale w kontekście T.T. który jest totalnie zaimpregnowany na wszelkie argumenta "z zewnątrz" tego rodzaju argument to po prostu kpina jest. Nie wspominając już o zarzucie "fanatyzmu".

      Usuń