Ze zjawiskiem w osobie Costanzy
Miriano zetknąłem się przeglądając mój ulubiony portal –
fronda.pl. Zaintrygował mnie już sam tytuł tekstu Tomasza
Terlikowskiego: „Costanza Miriano, czyli młot na feministki i
wykastrowanych mentalnie facetów”. Kimże
jest ów młot? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Wiem jedynie, że
ów młot (młocica?) jest autorem co najmniej dwóch książek,
którymi Tomasz Terlikowski się zachwycił. Co prawda styczności z
tymi książkami nie miałem, ale cytowane przez T.T. Fragmenty
wystarczą do tego, aby nieco zmienić tytuł artykułu T.T na ten,
który jest tytułem niniejszego tekstu. Aby nie przedłużać,
zacytujmy T.T.
„Teraz już rozumiem, dlaczego
feministki palą jej książki i domagają się ich wycofania z
obiegu. Costanza Miriano jest po prostu młotem na współczesne
czarownice, bo skutecznie przypomina o naturze człowieka.”
Choć
wpojono mi szacunek dla słowa drukowanego, to po przeczytaniu kilku
mądrości, które zacytował redaktor Terlikowski, nie miałbym nic
przeciwko temu, aby cały nakład tych książek został
natychmiastowo spalony. Insza inszość to fakt, że odwoływanie się
do „Młota na czarownice” dobitnie świadczy o ponadprzeciętnej
ignorancji historycznej Tomasza T. Autorów Malleus
Maleficarum w
dzisiejszych czasach określono by pewnie mianem psychopatycznych
sadystów, którzy napisali książkę tylko po to, żeby inni
sadyści mogli w świetle prawa torturować kobiety (ale to wina
kobiet była – bo to czarownice!). Brawo panie Tomaszu.
“Warto jednak
zatrzymać się nad wizją świata, którą prezentuje Miriano. Otóż
nie ma ona wątpliwości, że Pawłowe
słowa o tym, że kobieta powinna być poddana mężowi, są... po
prostu prawdziwe, a jeśli
kobieta chce być szczęśliwa, to powinna się im i swojemu mężowi
podporządkować.”
I w tym momencie już wiadomo, z czym
mamy do czynienia. Kobieta nie będzie szczęśliwa – no chyba, że
się podporządkuje mężowi. Jeśli kobiecie wydaje się, że jest
szczęśliwa, to pewnie się jej tylko wydaje. Jeśli dodatkowo
myśli, że może być szczęśliwa bez męża, to pewnie powinna się
leczyć.
„Tak, wiem, że to brzmi jak
seksizm, ale to nie jest moja opinia, a opinia włoskiej pisarki,
która potrafi ją świetnie, z poczuciem humoru, uzasadnić.”
Powalający argument: „skoro napisała
to kobieta, to nie może być seksizm”.
„Ma ona także odwagę, by jasno
powiedzieć, że owszem kobiety są w stanie dorównać mężczyznom
w męskich zajęciach, ale cena tego dorównania jest gigantyczna.
„Jak wiele czasu i energii trzeba odebrać mężczyźnie i
dzieciom, by dojść tak daleko? Jak wiele niań będzie osuszało
łzy, które powinnyśmy ukoić my?”
Szczególnie mnie urzekł fragment o
odbieraniu „czasu i energii mężczyźnie”. Zastanawiam się nad
tym, ile czasu i energii odebrała swojemu mężowi autorka, próbując
dorównać pisarzom męskim (bo chyba żaden konserwatysta nie ma
złudzeń co do tego, że pisanie to „męskie zajęcie”)? Ile łez
musiały jej dzieciom osuszyć nianie?
„A w innym miejscu swojej książki
formuje wprost tezę, że za kryzys naszej cywilizacji odpowiada
właśnie to, że kobiety zaczęły masowo pracować zawodowo.”
Za plamy na słońcu również
odpowiadają kobiety (i za radykalny feminizm, który z kolei jest
odpowiedzialny za „zatrudnianie kobiet”!).
„W żadnej z mądrych analiz,
które czytałam nie łączono nigdy obecnych problemów
wychowawczych z faktem, że kobiety masowo wkroczyły na rynek pracy,
tak jakby zbieg tych dwóch zjawisk nikomu nie dał do myślenia.”
Problemy wychowawcze to mały pikuś.
Warto sobie przypomnieć to, ile wojen wybuchało przez fakt, że
kobiety poszły do pracy. Przecież w czasach, w których kobiety
zajmowały się ogniskiem domowym, w Europie (co tam Europa! Na całym
świecie!) nie było ani jednej maluteńkiej wojeneczki.
„Miriano zdecydowanie odrzuca
także ideę, że jesteśmy tacy sami i tak samo stworzeni do kariery
zawodowej albo, że jesteśmy w stanie się zrozumieć.”
XXI wiek, proszę państwa...
„Mężczyźni i kobiety mówią
różnymi językami, ponieważ muszą stać się matkami i ojcami.
Język kobiet służy do tego, by uczynić kobietę zdolną do tego
zostania matką. Ona jest zaprogramowana do obsługi
dzieci, również maleńkich, dlatego też jest uczuciowa,
działa w oparciu o analogie, symbole, intuicję. Ma w
sobie wewnętrzny niezwykle czuły radar, którego nie może nie
używać. (…)”
Kobieta jest zaprogramowana do obsługi
dzieci. To jest tekst tak dobry, że już niedługo Fronda zacznie
koszulki z tym cytatem sprzedawać. Jak mniemam, kobieta jest również
zaprogramowana do obsługi męża. A jak się będzie temu
sprzeciwiać, to pewnie można jakiś „twardy reset” zrobić. W
kwestii zaś czułego radaru, którego kobieta nie może nie używać
– ciekawym, czy lektura książki pt. „Piękna
Bestia - Zbrodnie SS Aufseherin Irmy Grese” nie
skłoniłaby pani Miriano do rewizji poglądów.
„Mężczyzna przeciwnie, jest
pozbawiony tego radaru. Często więc, aby coś zrozumiał, trzeba
posłużyć się rysunkiem. Albo tabliczką z napisem.”
A na takiej tabliczce napis: „Debilu,
jeśli dziecko płacze – przewiń”.
„Miriano formułuje apel do innych
kobiet: „dziewczyny, mężczyzny nie należy interpretować! Mówi
dokładnie to, co ma na myśli, ani sylaby więcej czy mniej. Jeśli
próbujecie go interpretować, obrażacie go, okropnie go
denerwujecie, irytujecie” - podkreśla.”
Wiadomo, że mężczyzny nie wolno
denerwować, bo jak się odwinie, to żebyście potem nie miały
pretensji do niego!
Bełkotanie o tym, że mężczyźni nie
mogą się dogadać z kobietami (i na odwrót), jest w mojej opinii
efektem lenistwa. Takie stanowisko jest bowiem bardzo wygodne. No,
nie da się dogadać i tyle. A jak się nie da, to lepiej nie
próbować nawet (bo po co tracić czas). Poza tym – co kobiecie po
interpretowaniu mężczyzny, skoro ma mu być poddana (bo jak nie, to
szczęśliwa nie będzie)?
„A jeśli komuś jeszcze za mało
politycznie niepoprawnych uwag, to warto sięgnąć po apele do
kobiet, by nie zmuszały mężczyzn do sprzątania, i by nieustannie
nie przypominały one, że robią oni to gorzej od kobiet (choć to
święta prawda).”
Jeśli ktoś ma marchwiane łapy, to
będzie źle sprzątał niezależnie od tego, czy ma pochwę, czy też
penisa (Wredna Mała Białorusinka mieszkała w składzie
akademikowym z 3 dziewojami, które nie dość, że robiły burdel [w
sensie, że bałagan] straszliwy, to jeszcze nie potrafiły tego
posprzątać w ogóle – sterty brudnych, niedomytych garów w
zlewie to była norma).
„Mężczyzna bowiem, przypomina
pisarka, tak już ma. „Mogę sobie bez problemu wyobrazić, że są
mężczyźni, którzy zajmują się w domu wszystkim, nieco trudniej
mi uwierzyć, że robią to z przyjemnością, (…)”
Za to kobiety uwielbiają
sprzątać/prać/prasować/czyścić kible/etc. Zapewne są osoby,
które lubią sprzątać, ale większość ludzi robi to, bo po
prostu trzeba.
„(...) z radością przyglądając
się błyszczącemu, uporządkowanemu i uroczemu salonowi,
upiększonemu kwiatami i zapaloną świecą, chyba, że mają jakieś
zaburzenia.”
Innymi
słowy – jeśli jesteś mężczyzną i lubisz porządek, to
powinieneś się przebadać, bo pewnie coś z Tobą nie tak. Gdyby
pani Miriano była Polką, zapytałbym ją o to, czy jej zdaniem
mężczyźni, którzy woskują i pucują na połysk swoje 4 kółka
też mają jakieś zaburzenia, czy też to już nie zalicza się do
„sprzątania”?
W kwestii zaś samego umiłowania do
pachnącego salonu – przykładowo ja nie przepadam za widokiem
obsranej (w przenośni) łazienki, ale w pokoju moim bardzo łatwo
się o coś potknąć (może inaczej – trudno znaleźć fragment
podłogi, na którym aktualnie coś nie leży).
„Mężczyźni, których znam,
zostawieni sami sobie, żyliby jak zwierzęta.”
Gratuluję znajomości. Nawiasem mówiąc
– interesująca argumentacja. Sprzątanie dla kobiety to nie tylko
przyjemność, ale też obowiązek. Bo przecież trzeba zadbać o
mężczyznę (żeby nie żył jak zwierzę!). Naturalnie – trzeba
też zadbać o dzieci, bo niemalże-zwierzę-mężczyzna tego
przecież nie zrobi.
„Mocno brzmią też wskazówki
Miriano odnoszące się do miłości. Ona jasno wskazuje, że miłość
nie ma nic wspólnego z zakochaniem, czy odnalezieniem odpowiedniej
osoby. Nikt odpowiedni nie istnieje.”
No to jak tu się
żenić (wychodzić za mąż) i mieć mnóstwo dzieci, skoro nikt
odpowiedni nie istnieje??
„A dokładniej osobą dla nas
odpowiednią, stworzoną jest ta, z którą zawarliśmy małżeństwo.
Bóg przez łaskę sakramentu daje nam siłę, by trwać właśnie w
tym związku, a naszym zadaniem jest dać wolę i zaangażowanie, by
był on jak najlepszy. Przekonanie, że gdzieś na świecie istnieje
idealny partner jest gigantyczną głupotą.”
A-ha. Czyli jednak
możemy się żenić (wychodzić za mąż) i mieć dzieci. Z kim? Z
kimkolwiek. Nasze osobiste preferencje nie mają najmniejszego
znaczenia – skoro nie ma „idealnego” partnera, to znaczy, że
nie ma po co czekać (bo się tylko komórki jajowe i plemniki
marnują).
„Nie będę cytował więcej. Tyle
wystarczy, by pokazać smak tej znakomitej książki. I zrozumieć,
że trzeba ją przeczytać.”
O tak. Tyle
wystarczy, by pokazać, że książka ta (albo książki – T.T. nie
napisał, czy cytaty pochodzą z jednej, czy też z dwóch książek)
jest mniej więcej tak prokobieca, jak oryginalny „Młot na
czarownice”.
Te książki
napisane przez kobietę to spełnienie mokrego snu konserwatysty. No,
bo kobieta napisała, że mężczyzna nie potrafi sprzątać! Że nie
potrafi się zajmować dziećmi! Że kobiety go nie rozumieją! Że
nie dogada się z żoną, bo nie ma takiej możliwości. Że kobieta
powinna mu być posłuszna, bo nie będzie szczęśliwa! Czego więcej
mógłby konserwatysta oczekiwać od swojej żony prócz tego, żeby
wyuczyła się tych książek na pamięć?
Swego
czasu Grabaż (wokalista Pidżamy Porno) śpiewał: „Nie
mylmy bzdur ze złem i fizjologii z seksem.”, ale
zastanawiam się nad tym, czy bzdury zawarte w tych książkach i to
bzdury, które są szkodliwe (bo autorka stara się wmówić
kobietom, że ich największym nieszczęściem może być
podejmowanie jakichkolwiek decyzji) należy traktować jak bzdury
właśnie, czy też już jak zło?
Źródła:
http://kiciputek.blogspot.com/2014/01/kobiety-ktore-nienawidza-mezczyzn.html
OdpowiedzUsuńA propos
Widziałem :) Do Kiciputka regularnie zaglądam ;)
UsuńChciałem napisać komentarz w którym zasugerowałbym istnienie błędu logicznego w powyższym teście, jednak czytając dalej okazało się że to błąd w rozumieniu i odbiorze artykułu T.T. jest osią tego wpisu. Nie będę więc ryzykował pyskówki z jakimś zapienionym fanatykiem i nie napiszę nic. Na przyszłość życzę by autor (autorka?) bloga nauczył(ła?) się otwierać umysł na zdanie innych. To nie jest takie trudne, powodzenia!
OdpowiedzUsuń"Nie będę ryzykować pyskówki z (...) więc zamiast przedstawić swoje argumenty - jeno zasugeruje, że autor tekstu jest ograniczony i sobie pójdę"
UsuńW kwestii zaś otwierania się na zdanie innych. Gdyby opinia ta padła pod dowolną inną notką - olałbym. Ale w kontekście T.T. który jest totalnie zaimpregnowany na wszelkie argumenta "z zewnątrz" tego rodzaju argument to po prostu kpina jest. Nie wspominając już o zarzucie "fanatyzmu".