niedziela, 3 grudnia 2017

Hejterski Przegląd Cykliczny #21

Szef MON, Antoni Macierewicz, brał udział w Międzynarodowym Forum Bezpieczeństwa, które odbyło się w Kanadzie. W trakcie tegoż forum, ktoś zadał Macierewiczowi pytanie o faszystowskie hasła i symbole, które pojawiły się na ostatnim Marszu Niepodległości. Macierewicz rezolutnie stwierdził, że hasła o białej sile (nie napiszę tego po angielsku, żeby mnie z rowerka nie zrzucono) „to w Polsce absurd” i dodał, „że choć takie hasła są obce polskiej tradycji, są one obecnie wykorzystywane w Rosji”. Dodał, że tego typu faszyzujące wystąpienia są „rosyjską prowokacją”.” Skoro Macierewicz twierdzi, że hasła o „białej Europie” są elementem „rosyjskiej prowokacji”, to ja się z nim spierać nie będę. Pozwolę sobie, zupełnie bez związku z wypowiedzią Macierewicza, przypomnieć twitterową działalność Ryszarda Czarneckiego który we wrześniu retweetował wrzutki ludzi zaniepokojonych tym, że na zdjęciu z rozpoczęcia roku, w jednej z brytyjskich szkół – tylko jedno dziecko białe. Zdjęcie było opatrzone hasłem „pomożemy Ci znaleźć białe dziecko”, a retweetowana przez Czarneckiego osoba dopisała, że „Wszyscy europejscy politycy powinni codziennie sobie powtarzać:”Demografia głupcze””

Jeżeli zaś już jesteśmy przy aktywnościach Twitterowych, to Donald Tusk swoim wpisem, w którym zapytał, czy dyplomatyczna kretyniada  PiSu to ich własna strategia, czy też plan Kremla, udowodnił, że tzw „brązowa nuta” („brown note”) istnieje, ale w formie wiadomości tekstowych. Nie da się bowiem inaczej wytłumaczyć niekontrolowanej biegunki argumentacyjnej, której po tym wpisie dostał PiS ichnia armia dronów.

Jednym z takich dronów był Jacek Saryusz-Wolski, który po przeczytaniu Tuskowego wpisu oświadczył, że „Jeszcze wczoraj by mi to na myśl nie przyszło, ale jeśli ta postać poważy się ubiegać o urząd Prezydenta RP, zgłaszam gotowość stanięcia w szranki, w obronie honoru Najjaśniejszej”. Ujmę to tak, jeszcze wczoraj by mi to na myśl nie przyszło, ale jeśli ta postać poważy się ubiegać o urząd Prezydenta RP, to najprawdopodobniej będziemy się mogli przekonać o tym, czy istnieje coś takiego jak „śmiertelna dawka popcornu”.

Jeżeli po ostatnim akapicie zaczęliście guglować „czy zażenowanie może być groźne dla zdrowia?” to po tym zaczniecie guglować „zażenowanie – jak szybko można od tego umrzeć?”. W Siedlcach odbyło się bowiem spotkanie w ramach Klubu Obywatelskiego, w którym wzięli udział Bartosz Arłukowicz i Roman Giertych. Po tymże spotkaniu Bartosz Arłukowicz podzielił się swoimi przemyśleniami na Twitterze: „W Siedlcach sala pełna po brzegi i emocje duże. Z Romanem Giertychem na twardo o narodowcach i demokracji. Coś w ludziach pękło.” Gdybym był złośliwy, to napisałbym, że coś w tych ludziach pękło, bo zorientowali się, że człowiek, który ma teraz tyle do powiedzenia na temat narodowców jest jednym z założycieli Młodzieży Wszechpolskiej. Ponieważ zaś nie jestem złośliwy, napiszę, kurwa, serio? Ja wiem, że Giertych opowiada pierdolety o tym, że kiedy on szefował MW, wszystko było ok, ale potem „została opanowana przez grupę radykałów”, ale to są, no właśnie, pierdolety. Każdy kto pamięta tamte, nie tak odległe czasy, wie o tym, że na samym początku członkami MW byli głównie ludzie, których Ziemkiewicz nazywa „nazi skinheadami”. W moim rodzinnym mieście wyglądało to tak, że łysa ziomberiada łaziła po mieście obszyta celtykami/swastykami/etc i tłukła ludzi (tłumacząc np., że „pobili ich bo tamci wyglądali jak Żydzi”), a Giertych teraz stara się tłumaczyć, że w ogóle to było spoko, bo radykałowie to się potem dopiero pojawili. Czasem się mi wydaje, że ikoną obrony demokracji i walki z narodowcami mógłby zostać również Marian Kowalski, gdyby tylko odpowiednio długo „skakał przeciwko PiSowi”, na jakimś marszu. 

Wydawać by się mogło, że narodowcy są niemalże całkowicie pozbawieni poczucia humoru, ale okazuje się, że to nie prawda. Nie wierzycie? To jak wytłumaczycie deklarację narodowców, w której, między innymi, „odrzucają rasizm”? Owszem, żart jest mało śmieszny, ale trzeba docenić kreatywność, którą można porównać do kreatywności złapanego przez policję dilera, oświadczającego, że „odrzuca narkotyki”.  

Zaraz po moralnym zwycięstwie w Brukseli (1:27), Witold „Tommy Wiseau dyplomacji” Waszczykowski powiedział, że „Doszło do fałszerstwa. Mamy ekspertyzy mówiące o tym, że Tusk został wybrany w sposób, który można zakwestionować na poziomie prawa europejskiego”. Witold Waszczykowski przyzwyczaił nas do tego, że mówi bardzo dużo, niezależnie od tego, czy ktoś ma ochotę go słuchać i że należy go traktować, jak kolejny odcinek „Ucha Prezesa”. Tzn. on udaje, że to wszystko jest na poważnie, a my udajemy, że mu wierzymy. Tym niemniej, zawsze znajdzie się ktoś, kto zada pytanie „ok, a co jeżeli on to powiedział na poważnie?”. W tym przypadku takim kimś była Sieć Obywatelska Watchdog, która zwróciła się do MSZ z wnioskiem o udostępnienie ekspertyz. MSZ usiłowało spławić ŚOW i odpowiedziało, że „ministrowi Waszczykowskiemu zostały przedstawione dwie niezamówione ekspertyzy i zostały one zwrócone ich autorom”. Stowarzyszenie się wkurwiło i złożyło skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. WSA uznał, że Watchdog ma rację i że MSZ powinno udostępnić stowarzyszeniu te ekspertyzy. Mam niejasne przeczucie, że kiedyś powstanie kolejny film o tytule „Disaster Artis” i będzie się on opowiadał o dokonaniach Witolda Waszczykowskiego.

22 listopada mogliśmy zobaczyć bardzo ciekawy event: „8 tysięcy leśników pojawiło się pod Sejmem na wiecu poparcia dla ministra Jana Szyszki. Większość z nich nie była w stanie odpowiedzieć w jakiej sprawie protestują. Część przyznała, że zostali przywiezieni na polecenie dyrekcji Lasów Państwowych. – „Chodzi o spontaniczne wyrażenie poparcia dla ministra i potępienie zdrajców” – przekonywał jeden z dyrektorów Lasów i były poseł PiS.  Moim zdaniem, dowodem na spontaniczność wiecu poparcia – było to, że większość ludzi nie wiedziała po co stoi pod Sejmem. Bo przecież gdyby akcja była zaplanowana, to wszyscy by wiedzieli kogo mają popierać!

Prezydent RP podpisał nowelizację budżetu 2017, dzięki której TVP i Polskie Radio dostaną 980 milionów złotych z budżetu. I to jest, proszę państwa, piękne. Te 980 milionów można by, co prawda, przeznaczyć na Służbę Zdrowia, ale ktoś uznał, że lepiej dać tę kasę ludziom, którzy tłumaczą Polakom, że lekarze rezydenci, domagający się zwiększenia nakładów na Służbę Zdrowia,  są chujami. Tym niemniej wydaje mi się, że jest w tym ukryty sens, albowiem dzięki temu dofinansowaniu mendiów narodowych, ludzie czekający w kolejkach do specjalisty będą sobie mogli czytać paski w TVP (jeżeli ktoś czeka na zabieg usunięcia zaćmy, to może sobie posłuchać radia). Teraz nieco bardziej na serio – wiem, że te 980 baniek nie uzdrowiłoby sytuacji w Służbie Zdrowia (taki tam żart słowny), ale nikt mi nie wmówi, że to kwota na tyle mała, że nie miałaby absolutnie żadnego wpływu na nic. 

W trakcie debaty nad uPRL-owieniem sądownictwa, Jarosław Kaczyński czytał sobie „Atlas Kotów”. Tutaj będzie tylko „na poważnie”, bo, w pale się kurwa, nie mieści, że media, zamiast tłumaczyć suwerenowi to, co PiS zamierza zrobić z sądownictwem (w sposób zrozumiały a nie poprzez pierdolenie „to będzie armagedon” [bo z tego, tak jakby, nic, kurwa, nie wynika]), uznały, że lepiej będzie skupić się na Jarku. Bo przeca wiadomo, że Jarek to zrobił całkowicie spontanicznie i zapomniał o tym, że ktoś może mu zrobić zdjęcie, nieprawdaż?

Narodowcy uznali, że powinni ocieplić swój wizerunek i urządzili w Katowicach happening pod hasłem „NIE dla współczesnej Targowicy!”. W trakcie tegoż happeningu powiesili na szubienicach zdjęcia europosłów „którzy głosowali za przyjęciem rezolucji w Parlamencie Europejskim, krytycznej wobec polskich władz”. Urzekło mnie to „sprzeciwianie się Targowicy”. Szczególnie w kontekście działań narodowców. Chodzi mi, rzecz jasna, o rozsiewanie antyunijnej histerii, domaganie się „Polexitu” a jeszcze do niedawna, krytykowanie uczestnictwa Polski w NATO. Gdyby spojrzeć na te działania pod kątem polityki zagranicznej, to są one (pozwolę sobie na użycie ukochanego terminu narodowców) antypolskie i prorosyjskie. Takie działania, idealnie wpisują się w hasło „Targowicy” a mimo tego, narodowcy nie powiesili na szubienicach swoich własnych zdjęć. To się nazywa mieć dystans do samego siebie. 

Kantar Public przeprowadził sondaż dla TVP, w którym to sondażu zapytano „m.in., „czy europosłowie PO, którzy poparli niedawno rezolucję Parlamentu Europejskiego krytykującą sytuację w Polsce, zachowali się jak współczesna Targowica”. Ponieważ Kantar Public zaczął być krytykowany za przeprowadzenie tego sondażu, firma ta oświadczyła, że sondaż był „przeprowadzony rzetelnie, a odmowa przeprowadzenia sondażu dla jednej ze stron sceny politycznej sama byłaby deklaracją polityczną, która stawiałaby pod znakiem zapytania wiarygodność badań przeprowadzanych dla innych podmiotów”. Z niecierpliwością czekam na to, aż ktoś zleci Kantarowi przeprowadzenie sondażu z pytaniem „czy uważasz, że odejście od rządów prawa i niezawisłości sądów, atak na sektor pozarządowy i wolne media, oznacza realizowanie przez Prawo i Sprawiedliwość planu Kremla?”. W tym miejscu znowu trzeba „na serio” (tu będzie trochę pieprzenia socjologicznego, więc jeżeli ktoś ma dostać od tego raka, to niech przeskoczy do kolejnego akapitu) skrobnąć coś. Kantar Public twierdzi, że sondaż przeprowadzono „rzetelnie”. Ja ze swojej strony zaś twierdzę, że gdyby student pierwszego roku socjologii (czy na którym tam teraz uczą poprawnego formułowania pytań badawczych) oddał pracę, w której znalazłyby się takie pytania – to musiałby ją poprawiać. Treść dwóch z trzech pytań jest sugerująca („czy zgadza się Pan/i z opinią”) zaś w trzecim mamy dodatkowo tzw „błąd znawstwa” (w treści pytania jest „współczesna Targowica” - respondent może nie wiedzieć o co chodzi). Można dyskutować o tym, czy odpowiedź „nie wiem” nie sprawia, że nie powinno się mówić o „błędzie znawstwa” (bo jeżeli respondent nie rozumie treści pytania, to może odpowiedzieć, że „nie wie”), ale sugerująca treść pytania sprawia, że „niewiedzącemu” respondentowi „łatwiej” będzie odpowiedzieć twierdząco. Ciekawostką jest to, że pracowniczka Kantar Public niemalże wprost powiedziała, że KP dostał pytania w takiej a nie innej formie. Z czego by wynikało, że ułożył je pewnie ten sam człowiek, który przeprowadza sławetne „sondy TVP info”.

Jakiś czas temu na „Codzienniku Feministycznym” pojawił się artykuł pt „Papierowi feminiści. O hipokryzji na lewicy i nowych twarzach polskiego #metoo”. Tekst ów odbił się szerokim echem, więc pewnie wszyscy go znają. Aczkolwiek, ktoś mógł spędzić ostatni tydzień w komorze deprywacyjnej, więc pozwolę sobie na „telegraficzny skrót”. Tekst traktował o dwóch jegomościach (jeden był z Krytyki Politycznej, drugi z Gazety Wyborczej) i powstał (jak sama nazwa wskazuje) w ramach akcji #metoo. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że redakcje zareagowały na tekst dość szybko i obaj jegomoście zostali zawieszeni. Tenże sam obowiązek każe wspomnieć o tym, że pochyliła się nad tym tekstem również redakcja „Do Rzeczy”, która nie tak dawno temu uraczyła nas artykułem pt: „Lewacy znów wpadli w amok. Molestowanie – nowa obsesja”. Jest to o tyle ciekawe, że do tej pory, prawica skupiała się na przemocy seksualnej tylko i wyłącznie wtedy gdy jej sprawca był „niebiały”, albo był muzułmaninem. No, ale to dygresja jeno. Czy tekst był dla mnie zaskoczeniem? Nie, nie był. Tzn nie chodzi o to, że znałem tych ludzi i wiedziałem, co oni robią, ale o to, że nie byłem na tyle naiwny, żeby wierzyć, że „po lewej stronie” nie ma sprawców przemocy seksualnej. Molestowanie seksualne można przyrównać do nowotworu, który co prawda pojawił się u konserw/prawaków (bo to po tamtej stronie panuje przeświadczenie, że przemoc seksualna jest rodzajem flirtu), ale, niestety, może dawać przerzuty. Po artykule, jeden z jegomościów (Jakub Dymek) udzielił wywiadu, w którym powiedział między innymi, że „Jako osoba, która przyznaje się do lewicowego światopoglądu, powinienem tym bardziej trzymać się wysokich standardów, i to także w życiu prywatnym. Jak widać, nie trzymałem się ich”. Być może Jakub Dymek „przyznaje się do lewicowego światopoglądu”, ale ja, jako lewak, nie przyznaję się do Jakuba Dymka.  

Rzeczniczka Prawa i Sprawiedliwości, Beata Mazurek (jest to jeden z najkrótszych znanych mi dowcipów „wielopoziomowych”), zabłysnęła ostatnio w trakcie konferencji prasowej, w trakcie której usiłowała hejtować przewodniczącego PKW, Wojciecha Hermelińskiego, „ Pamiętam, kiedy nawalił system informatyczny PKW w 2014 roku, to nie robił konferencji prasowych, nie chodził na spotkania z prezydentem i nie mówił o tym, dlaczego ten system nawala, dlaczego tak długo czekamy na wyniki wyborów”. Gdy zwrócono jej uwagę na to, że Wojciech Hermeliński został szefem PKW już po tym, spektakularnym fuckupie, rezolutnie odparła: „To nie chodzi o to, czy był szefem PKW, czy nie był szefem PKW, bo w tym PKW ktoś szefował, tak? Chodzi generalnie o zasadę”. Z niecierpliwością czekam na sytuacje, w której ktoś zarzuci Premier Beacie Szydło to, że nie usiłowała ochronić Polaków przed Amber Goldem, który sobie spokojnie hasał po Polsce. To nie chodzi o to, czy była wtedy premierem, czy nie była premierem, bo w tym czasie ktoś był premierem, tak? Chodzi generalnie o zasadę!

Źródła:



Wrzucam link do swojego screena, bo ciężko by było się „doscrollować” do RT z września.





http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/552960,roman-giertych-mlodziez-wszechposka-zajscia-w-radomiu.html



https://wiadomosci.wp.pl/8-tys-ludzi-pod-sejmem-wiekszosc-nie-wie-dlaczego-protestuje-dyrektor-kazal-6190558794512001a


https://wiadomosci.wp.pl/8-tys-ludzi-pod-sejmem-wiekszosc-nie-wie-dlaczego-protestuje-dyrektor-kazal-6190558794512001a


https://dorzeczy.pl/kraj/48252/Atlas-Kotow-Dzikie-i-domowe-To-zdjecie-Kaczynskiego-podbija-siec.html




(Wrzucam tylko jeden link do „Do Rzeczy”, ale tych artykułów jest tam pierdylion)

https://dorzeczy.pl/kraj/48820/Dziennikarze-oskarzeni-o-molestowanie-i-gwalt-Prokuratura-wszczyna-sledztwo.html





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz