sobota, 26 sierpnia 2017

Baśnie tysiąca i jednego bota

W ramach swojej działalności „trollskiej” analizowałem już różne idiotyzmy, spłodzone przez naszych polityków (dowolnej opcji), ale to z czym mi się przyszło zmierzyć, w trakcie lektury PiSowskiej ustawy „poprawiającej” internet,  mnie po prostu, kurwa, przerosło. Autor artykułu, który za moment zacytuję jest najbardziej niebezpiecznym rodzajem polityka – tzn idiotą, któremu wydaje się, że jest zajebiście przebiegły. Zapewniam was, że pod koniec lektury niniejszego tekstu uznacie te bluzgi za eufemizm.

Ad meritum

Pozwolę sobie zacytować artykuł 4b, który miałby zostać dodany do ustawy „o świadczeniu usług drogą elektroniczną”

„Usługodawcy usług świadczonych drogą elektroniczną w ramach środków  społecznego przekazu, są zobowiązani umożliwić usługobiorcom opatrzenie danej informacji symbolem graficznym i opisem, jako wątpliwej co do prawdziwości lub rzetelności,. Mechanizmy usługi świadczonej elektroniczną winny zapewniać także społeczną formę weryfikacji tych informacji  tak co do źródła, ich prawdziwości oraz rzetelności. Forma i sposób organizacji mechanizmów weryfikacji pozostawiona jest usługodawcom, którzy winni je przedstawić do publicznej wiadomości”

Gdyby to spróbować przetłumaczyć z prawniczego na internetowy: ustawodawca chce żeby przy każdym artykule/wpisie (nie mam pojęcia czy odnosić się to będzie również do portali społecznościowych) był „button”, który internauta będzie mógł wcisnąć jeżeli uzna, że news jest fejkowy. Najprawdopodobniej przy „buttonie” będzie również licznik kliknięć, bo bez tego licznika ów button byłby cokolwiek bezsensowny. Choćby dlatego, że wtedy wystarczyłoby, że jedna osoba wciśnie button „fake news”, żeby u wszystkich innych czytelników wyświetliła się informacja o tym, że dany artykuł jest niewiarygodny.

Tańczący ze sprytem

Domyślam się, że ten kto to wymyślił, uznał, że jest w chuj sprytny. Czemu? Pamiętacie może, jak opisywałem pompowanie „reakcji” pod artykułami w serwisie WP.opinie? Przypomnę, że pod jednym za artykułów ktoś „nastukał” (za pomocą botów) ponad 100.000 negatywnych reakcji w przeciągu kilkunastu godzin. Pogrzebałem wtedy trochę na tym serwisie i okazało się, że „pompowanych” artykułów było więcej, zaś samo pompowanie było wybitnie prorządowe. No to teraz sobie wyobraźmy, że opisany przeze mnie Władca Botów dostaje do ręki narzędzie w postaci buttona „fake news” z licznikiem kliknięć. Ów WB mógłby bez problemu uwalić (jako niewiarygodny) dowolny „nieprawilny” artykuł. 

Jest również „społeczna forma weryfikacji informacji”. W tym miejscu nie bardzo wiadomo o co chodzi ustawodawcy. O to, żeby społeczeństwo mogło pisać komentarze? No przecież już może. O to, żeby społeczeństwo mogło weryfikować informacje? Do tego raczej nie trzeba ustaw. Jakiś formularz na stronie za pomocą którego internauta będzie mógł dać znać autorowi tekstu, że są problemy ze źródłami? No to jest mniej więcej to samo co komentarz i autor może mieć to w dupie. Być może chodzi tu po prostu o to, żeby „buttonów” było więcej (i odnosiły się one do źródeł/etc/etc). Zresztą ustawodawca nie bardzo ogarnia konkretny bo „sposób organizacji mechanizmów weryfikacji pozostawiony jest usługodawcom”.

Enter the debil

Geniusz, który wymyślał ten artykuł nie zastanowił się nad tym, jakie mogą być konsekwencje wprowadzenia takich mechanizmów „weryfikacji”. Owszem, jest to pisane wybitnie pod PiS, ale autor zapomniał, że do polskiego internetu dostęp mają nie tylko prorządowi „Władcy Botów”. Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Na jakimś mainstreamowym portalu pojawia się artykuł opisujący to, że w Donbasie złapano rosyjskich żołnierzy. Pytanie za Błaszczylion punktów, co z takim artykułem zrobią proputinowscy „botneciarze”? Momentalnie „okaże się”, że to fejk. Przeciętny internauta, który niekoniecznie musi znać języki obce (w rym rosyjski/ukraiński) nie będzie miał jak tego zweryfikować, więc po prostu uzna, że informacja jest nieprawdziwa. Rosja jest tu tylko przykładem, bo możliwością „oflagowania” informacji może się posłużyć dowolne obce państwo, któremu nie na rękę będzie taki a nie inny artykuł. Jeżeli ktoś sobie w tym momencie pomyślał „kurwa, przecież to może dać Rosji/etc możliwość manipulowania opinią publiczną w Polsce na masową skalę”, to taki ktoś sobie pomyślał bardzo dobrze.      

W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. Rząd Dojnej Zmiany sprawia wrażenie rządu skrajnie paranoicznego. Chodzi mi o te wszystkie wypowiedzi o wojnach hybrydowych, „obcej propagandzie”, astroturfingu wspieranym przez Zachód i tak dalej i tak dalej. Jakiś czas temu Bartosz Kownacki bronił na  Twitterze zakupowych planów MON, który chce zaopatrzyć polską armię w  „broń agitacyjną” (chodziło o rakietowe pociski ulotkowe i ręczne miotacze ulotkowe). Tweet był utrzymany w formie hejtu i sugerował, że krytycy pomysłu MON nie znają się na PSYOPS (psychological operations – element wojny psychologicznej, link w źródłach dorzucę). Można by więc odnieść wrażenie, że członkowie Rządu (i „spec od PSYOPS” w rodzaju Kownackiego), będą szczególnie wyczuleni nawet na najmniejsze zagrożenie „obcą propagandą”. Tyle że reakcja (a raczej jej brak) na projekt ustawy, który takowe zagrożenie może nam ściągnąć na głowy, wskazuje na to, że te wszystkie pierdolety o „obcych wpływach” to zwykła sieczka propagandowa. Zaś znajomość PSYOPSÓW w wykonaniu Misiewiczów z MON ogranicza się do fapania nad „bronią ulotkową”. Być może ktoś powinien tym idiotom wytłumaczyć, że  internet ma trochę większy zasięg niż „broń ulotkowa” i że może warto by było zwracać uwagę na potencjalne efekty ustaw, nad którymi się pracuje.

Minister Streżyńska twierdzi, że dokumenty, do których dotarła „Wyborcza” to jedynie propozycje. Mam nadzieje, że cytowany przeze mnie artykuł pozostanie „jedynie propozycją”. Nie wiem, jak wygląda reszta „propozycji”, bo po przeczytaniu fragmentu, nad którym się pastwiłem, darowałem sobie lekturę reszty. Jeżeli będę miał ochotę na czytanie czegoś co zostało napisane przez idiotów, to sięgnę po prawicową publicystykę.

Źródła:


http://bi.gazeta.pl/im/7/22271/m22271017,USTAWA.pdf



http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/mon-kupuje-bron-agitacyjna/6274rv5

Podrzucam link do notki o „pompowaniu” reakcji pod artykułami:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz