niedziela, 8 grudnia 2013

Podaruj dzieciom odrobinę krwi i flaków!

Jeśli Twoje dziecko przyszło do domu i powiedziało już od progu „mamo, tato – widziałem/am dzisiaj dużo krwi i wnętrzności” - nie martw się. Żaden zwyrodnialec nie pokazał mu kolejnej części „Piły” ani „Hostelu”. Twoja pociecha po prostu zobaczyła wystawę fundacji „PRO - Prawo do życia”.

Obwoźny horror-show, którym owa fundacja pastwi się nad współobywatelami, już na stałe wpisał się w polski krajobraz. W teorii – można ich za to podać do sądu, w praktyce – sądy trzęsą portkami przed purpuratami (jak przystało na funkcjonariuszy świeckiego państwa) i przed „obrońcamiczegokolwiek”. Tym samym, pozwać można, ale żadnego efektu to nie przyniesie. Czemu? Bowiem sądy uznają, że każdy ma prawo do wyrażania własnych opinii. To, że owo wyrażanie własnych opinii sprowadza się do pokazywania rozkawałkowanych płodów, jakoś już sądom umyka. W kontekście powyższego zastanawia mnie to, czy gdyby jakiś zapiekły antyklerykał zwalczający pedofilię w Kościele zrobił gdzieś wystawę ze zdjęciami księży gwałcących dzieci, to czy sądy byłyby równie wyrozumiałe. I czy przychyliłyby się do następującej linii obrony: „Ja nie rozpowszechniam materiałów pedofilskich, ja jedynie pokazuję ludziom dowody na zbrodnie przedstawicieli Kościoła! Mam prawo do wyrażania opinii!”

Logika obrońców zygot, którzy są w przeważającej większości przeciwnikami „seksualizacji dzieci”, jest nieco pokrętna. Z jednej bowiem strony nie powinno się dzieciom zbyt wcześnie mówić o seksie., a z drugiej – pokazywanie im flaków, które w sposób nierozerwalny wiążą się z seksem, jest już ok. O tym, że takie widoki mogą doprowadzić do tego, że trzeba będzie dziecko nieco „zseksualizować” i wytłumaczyć mu „skąd się biorą dzieci”, mało kto myśli. Zakrawa na kpinę to, że taki obrońca moralności jak Rafał Ziemkiewicz, który w ostatnim swoim felietonie (Do Rzeczy nr 45) perorował o tym, że „Sprawa jest prosta: przekaz, który dorosły jest w stanie ocenić i odrzucić, dla dziecka jako człowieka młodego jest przekazem pierwszym. To z czym się styka, automatycznie staje się wzorcem normalności. Właśnie dlatego nasza cywilizacja wymyśliła dzieciństwo – okres specjalnej ochrony kształtującej się osobowości przed przekazem demoralizującym.” Ani razu nie potępił on obrońców zygot za to, że doprowadzają do przedwczesnej seksualizacji małoletnich Nie wspominając o tym, że oglądanie krwi i flaków miewa raczej kiepski wpływ na dzieciaki.

Swego czasu na jednym z forów rozmawiałem ze zwolennikiem tych obwoźnych horror-showów. Ów tłumaczył, że te wystawy to nic złego, bo pokazują „prawdę o aborcji” (co jest lekko śmieszne w kontekście tego, że dla tych ludzi zażycie pigułki „1-dzień po” jest równoznaczne z dokonaniem aborcji). W momencie, w którym z mej strony padł argument „a co z drastycznym przekazem” - odpowiedział czymś w rodzaju „oj tam, oj tam, ludzie chodzą do kina na jakieś Piły - nic im się nie stanie od takiej wystawy!” Rzecz jasna, nie udało mi się temu człowiekowi wytłumaczyć kuriozalności takiego porównania. Czym innym jest wszak dobrowolne pójście do kina (w celu oglądania latających flaków), a czym innym sytuacja, w której człowiek jest przymuszany do patrzenia na nie w przestrzeni publicznej. Domyślam się, że nawet gdyby dotarło to do mojego adwersarza, to i tak uznałby on, że „to wszystko służy większemu dobru” i byłoby po sprawie.

Muszę przyznać, że krążę i krążę wokół tematu, bo trochę mnie on zeźlił. Oddajmy głos Frondzie, która takim oto artykułem nas uraczyła: „Niesamowita reakcja dzieci na zdjęcia Fundacji PRO: "Jezu, co oni zrobili!" Sam tytuł podniósł mi ciśnienie, bowiem sugeruje on wprost, że jakaś (eufemizując) poszkodowana poznawczo osoba dosłownie podnieca się tym, w jaki sposób dzieciaki zareagowały na olbrzymie plakaty ze zdjęciami rozkawałkowanych płodów. Gwoli wyjaśnienia – na tę wystawę natknęła się wycieczka około 300 dzieci w wieku mniej więcej przedszkolnym, z czego sami wystawiający byli, rzecz jasna, dumni.

Razem.tv zarejestrowała reakcje osób, przechodzących obok pikiety. „Czy wiedzą państwo, że mamy spektakl dla trzystu dzieci, które teraz oglądają te obrzydliwe obrazy?!” – oburzała się jedna z pań (zapewne organizująca galę). Pani nauczycielka z kolei pospieszała zatrzymujące się przed wystawą maluchy, mówiąc: „Nie ma na co patrzeć”.”

Muszę przyznać, że reakcja nauczycielek była reakcją zdrową. Nie jest natomiast zdrowe (jakkolwiek byśmy owo zdrowie psychiczne definiowali) nagrywanie kamerą tego, w jaki sposób dzieciaki reagują na drastyczne obrazy. Śmiem twierdzić, że gdyby jakaś instytucja naukowa chciała przeprowadzić eksperyment mający na celu zbadanie takich reakcji, skończyłoby się to publicznym oburzeniem, pozwami i najprawdopodobniej więzieniem, a już na pewno odszkodowaniem. Ale najlepsza część komentarza miała dopiero nadejść:

Reakcje dzieciaków nie wskazywały jednak oburzenia tym, że ktoś postawił zdjęcia abortowanych dzieci nienarodzonych na ulicy. Oglądając materiał Razem.tv da się usłyszeć komentarze dzieci: „Jezu, co oni zrobili!”. To najlepszy dowód tego, że dzieci mają więcej empatii dla innych dzieci, tylko trochę mniejszych, niż dorośli


Domyślam się, że nie mnie jednego zatrzęsło po przeczytaniu tego akapitu, bo jest on po prostu idiotyczny. Ciekawi mnie to, skąd w opinii autorki tych słów dzieci miały wiedzieć, że przestrzeń publiczna to nie miejsce na zdjęcia flaków? Argumentacja autorki jest na tyle „sensowna”, że równie dobrze można by jej użyć w innych przypadkach:

Reakcje dzieciaków nie wskazywały jednak oburzenia tym, że ktoś puścił na ulicy ostre porno (…) dało się słyszeć komentarze: „Jezu, co oni zrobili!”

Ostre porno można zastąpić publicznym seansem filmu „Piła” albo „Ludzka stonoga”. Wbrew mniemaniu autorki, dzieci nie mają pojęcia o tym, co powinno się znajdować w przestrzeni publicznej, a czego tam nie powinno być. Każdy w miarę rozgarnięty człowiek (z mózgiem nie przeżartym przez fanatyzm religijny) doskonale zdaje sobie z tego sprawę. W tym momencie powtórzę ten fragment akapitu, który mną szczególnie wstrząsnął:

To najlepszy dowód tego, że dzieci mają więcej empatii”

Nie, proszę szanownej autorki. To najlepszy dowód na to, że dzieci nie powinny oglądać takich treści, bo nie potrafią sobie z nimi poradzić. To najlepszy dowód na to, że osoba, która naraża dzieci na oglądanie tego rodzaju treści i jest z tego dumna, może przez wielu rodziców zostać uznana za psychopatę. Tak samo jak osoba, która podnieca się reakcją dzieci na drastyczne treści.

Nieco absurdalne jest to, że ludzie którzy najgłośniej drą mordy (bo trudno to nazwać prowadzeniem dyskusji) w temacie tego, że „rodzice powinni mieć wyłączne prawo do decydowania o tym, kiedy jego dziecko ma się zetknąć z edukacją seksualną”, zupełnie pomijają prawo rodziców do decydowania o tym, kiedy ich dziecko powinno się zetknąć z drastycznymi treściami.

Źródło:


5 komentarzy:

  1. Polecam rozwieszenie zdjęć z tym jaki niektóre matki, którym odmówiono prawa do aborcji postąpiły ze swoimi (już urodzonymi) dziećmi. Martwe dziecko w śmietniku, w beczce, uduszone i gdzieś przysypane.
    Osobiście mam mieszane uczucia co do aborcji (płód jest dla mnie jak już człowiek ;)), jednak uważam, że lepiej dziecka się pozbyć zanim się urodzi niż skazywać je na nieszczęśliwe życie (z różnych powodów), czy bolesną śmierć.
    Poza tym zastanawiam się czy ci "obrońcy moralności" mają dzieci tyle "ile dał Bóg", niezależnie od warunków w jakich żyją (coś o tym pisał pan T. na frondzie ;)) lub czy żyją w czystości jeśli na więcej nie mogą sobie pozwolić (bo według pana T. nawet dozwolona przez kościół "antykoncepcja" jest zła).
    A na podsumowanie. Szanuję poglądy innych do momentu w którym ktoś próbuje mieć (chamski) wpływ na moje poglądy i sposób w jaki żyję. Żyj i traktuj innych tak jak sam chciałbyś być traktowany. Wiele osób (o różnych przekonaniach ;)) o tym zapomina.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy jest jeszcze szansa na normalność w tym kraju?

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, widzę, że jakoś niespecjalnie wiele się zmienia. Mój romans z religią był bardzo krótkotrwały (niestety, mamusia katoliczka ochrzciła, co po dziś dzień mam jej za złe) i zbuntowałam się z kretesem w wieku 10 lat, w czwartej klasie. Otóż jakaś genialna katechetka puściła nam "Niemy krzyk". Samej mi trudno dziś w to uwierzyć, ale to fakt, moje koleżanki z klasy pamiętają bardzo dobrze. Cóż, czasy były zgoła inne, religia była w salkach przy kościele, Sporo lat później kiedy mojej młodszej siostrze próbowano puścić tę samą prolajfowską propagandę, zrobiła raban na całą szkołę, poleciała do dyrektora, jej klasa ją poparła i obyło się bez etapowania krwawymi ochłapami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że też zapomniałem o tym wiekopomnym "dziele" jakim jest "Niemy krzyk". Odnoszę wrażenie, że gdyby tylko zezwolono na coś takiego - to ów film puszczano by dzieciom w żłobkach.

      Usuń
    2. Nawiasem mówiąc - pozostaje jedynie pogratulować rezolutnej siostrze tego, że ustrzegła klasę przed oglądaniem tego "czegoś".

      Usuń