Na wstępie informuje tych, którzy zaglądają na fanpage - że to dokładnie ten sam tekst jest. Wrzucam go tutaj bo wiem, że nie wszyscy czytelnicy korzystają z FB.
Dziś po raz pierwszy uczestniczyłem w świeckim pogrzebie. I jeśli zestawić to czego byłem świadkiem z "typowym" pogrzebem "z księdzem" - to ciężko znaleźć płaszczyznę porównania. Primo - na świeckim pogrzebie - mistrz ceremonii opowiada o zmarłym - opierając się na tym czego dowie się od rodziny/osoby która zleciła pochówek. Tym samym - ceremonia na prawdę "dotyczy" zmarłego i jego życia i jest tylko i wyłącznie o nim.
Przypominam sobie pogrzeb (kościelny) mojego Ojca, na którym ksiądz, choć do dyspozycji miał od cholery członków rodziny i mógł z nimi do woli rozmawiać (bo Ojca chowaliśmy w miejscu, w którym się wychował i spędził sporą część życia) - opowiadał jakieś dyrdymały o tym jaki to był dobry człowiek (co się akurat zgadzało - bo taki był) i w sumie na tym skończyła się jego inwencja. Na tym i na powtarzaniu tego, że rodzina cały czas miała nadzieje, że rak go jednak nie pokona. Nie wiem co trzeba mieć nie w porządku z głową - aby uważać, że na pogrzebie ludzie koniecznie chcą słyszeć to, że zmarły cierpiał i na co cierpiał - zamiast posłuchać o tym jak żył.
W przypadku chowanej dzisiaj osoby - jej życiorys był, dość "skomplikowany" - i mistrzowi udało się to jakoś opisać w trakcie ceremonii. Opisywał wzloty i upadki. Czego z kolei nie uświadczy się na pogrzebie z księdzem - tam jedynie kryształowo można mówić. Czasem dochodzi do sytuacji, w których rodzina alkoholika i tyrana domowego - któremu się zmarło - musi wysłuchiwać na pogrzebie peanów na jego temat: tego jakim był wspaniałym ojcem/mężem/etc. Ja od razu nadmienię, że zasadę "o zmarłych albo dobrze albo wcale" uważam, za idiotyczną. Bo jaką korzyść (w wymiarze emocjonalnym) może mieć z pogrzebu rodzina, która słucha tego jak ksiądz opowiada o jakimś innym człowieku?
Mistrz ceremonii wyglądał i zachowywał się godnie i budził szacunek. Sama zaś ceremonia była krótka (w porównaniu z zestawem pogrzeb+msza) - ale za to dotyczyła tylko i wyłącznie zmarłego. Dla porównania, kiedy po skończonej ceremonii opuszczaliśmy cmentarz - zaczynał się pogrzeb "z księdzem". Ksiądz był wyjątkowo rumiany jak na porę roku (nie, nie wiem czy był pijany - natomiast wiem, że tego rodzaju sytuacje się zdarzają - moją prababkę chował ksiądz nawalony w trzy dupy, który jadąc na pogrzeb opowiadał świńskie dowcipy i mało brakło a w trakcie ceremonii wpadłby do grobowca). Sam ksiądz stał tyłem do konduktu żałobnego i rozmawiał przez telefon komórkowy. W porównaniu do mistrza ceremonii - ani się godnie nie prezentował -ani też szacunku nie wzbudzał.
I tak sobie pomyślałem, że różnica pomiędzy nimi (ksiądz vs mistrz ceremonii) polega na tym, że mistrz ceremonii musi się starać. Nie może sobie pozwolić na potknięcia - bo jeśli sobie na nie pozwoli i rozejdzie się to, że np był pijany na pogrzebie - to będzie musiał skupić się na uroczystościach innych niż pogrzeby. Księża z drugiej zaś strony - starać się mogą - ale nie muszą. No bo kto skrytykuje proboszcza - jeśli ów zarządza cmentarzem parafialnym? Owszem można mu "nagadać" tylko, że samemu się potem to odpokutuje przy okazji kolejnego pogrzebu - kiedy to ksiądz dobrodziej może być mało życzliwy.
Tak na sam koniec - w tym konkretnym przypadku - nie przemawia przeze mnie niechęć do kleru. To są proste wnioski z obserwacji. Nie wiem na ilu pogrzebach "z księdzem" już byłem - ale na bardzo wielu. I żaden z nich nie dorównywał poziomem tej krótkiej ceremonii, w której brałem dzisiaj udział.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że to wszystko ma prostą przyczynę - niby w obu przypadkach płacisz, ale tylko od mistrza ceremonii możesz wymagać. Ale myślę, że to nie tyle chodzi o to, że na księdza nie możesz narzekać, ale zwyczajnie nie ma znaczenia czy księdza będziesz polecać czy nie, bo jeśli w ogóle, to raczej masz małe pole manewru. Mistrza ceremonii możesz sobie bez większego problemu wybrać z innego miasta, księdza - wątpię. Chociaż nie wątpię, że mógłbyś trafić na księdza, któremu się chce, i który umie sensownie opowiadać. Z tym pewnie coraz gorzej - jak wiesz - ale myślę, że się da.
OdpowiedzUsuńNawiasem mówiąc też byłem na podobnym pogrzebie świeckim. Rzeczywiście niezwykłe przeżycie. O zmarłym dowiedziałem się rzeczy, których nawet od gadatliwej dosyć babci się nie dowiedziałem :-). Co ciekawe to był właściwie taki pogrzeb półświecki, bo mistrz ceremonii (za pozwoleniem) odmówił "Ojcze nasz".
Dopiero teraz mogę co napisać - wcześniej blogger się na mnie obraził chyba. Chciałem się odnieść właściwie do tego fragmentu z mistrzem ceremonii "skądinąd" - bo tak właśnie było w tym przypadku. MC z miasta, w którym odbył się pochówek - miał średnią prasę i polecono kogoś z innego miasta. W przypadku księży tego rodzaju gościnne występy raczej nie mają racji bytu.
Usuń