środa, 13 lutego 2013

Te cholerne lewaki nas etykietujom!

Nie tak dawno temu wrzuciłem byłem na fanpejdż graficzkę ze strony andrzejrysuje.pl Graficzka w prześmiewczy sposób odnosiła się do konserwatywnego zacietrzewienia wywołanego przez dyskusje na temat związków partnerskich. Ponieważ ciekawym jestem tego, gdzie lądują grafiki z fanpage (tzn. kto je udostępnia), tedy zaglądam w listę tych, co to udostępniają. Tym razem zajrzałem i się okazało, że udostępnił to pewien jegomość o prawicowych poglądach (tzn. nie wiem czy prawicowych, ale jak ktoś ma na awatarze „Marsz Niepodległości” - to chyba zbyt wielu innych możliwości nie ma). Do obrazka dodano komentarz, który zacytuje w całości:

Klasyczny przykład szufladkowania i stygmatyzowania. Nie ma znaczenia, że przeciw związkom partnerskim wypowiedziało się kilka osób o żydowskim, czy szerzej niepolskim pochodzeniu i nie ma znaczenia, że rasistowskie teksty poleciały ze strony zwolenników pod adresem pastora Godsona, a przeciwnicy zp wzięli go w obronę (Terlikowski: "dziś jestem czarnuchem").
Postępaki przylepią swoim przeciwnikom łatkę antysemityzmu i już znów czują się fajni. A że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością? Tym gorzej dla rzeczywistości.

Dziwi mnie to, że autor tych słów użył określenia „antysemityzm”. Wszak ikona prawicy – czyli Pan Artur herbu Sulima – zamienił to jakże brzydkie określenie na inne „judeosceptycyzm”. Nie to mnie jednak skłoniło do poświęcenia notki komentarzowi do rysunku, który w sumie nie był mój (tzn. rysunek, nie komentarz). Skłoniło mnie to, że autor wykreował sobie jakąś własną rzeczywistość, która z tą intersubiektywną nie ma nic wspólnego. Nie, nie neguje tego, że Godsonowi się oberwało – pozostaje jedynie ubolewać nad tym, że ludzie którzy utrzymywali, iż są tolerancyjni , rzucają „czarnuchami”. Tak samo, jak nie neguje tego, że jakiś człek o „żydowskim pochodzeniu”, mógł być przeciwny związkom partnerskim – w przeciwieństwie do niektórych ludzi nie uważam, iż najzdrowszą z punktu widzenia społeczeństwa sytuacją jest taka, w której poglądy wszystkich mieszkańców danego kraju przypominają monolit.

Rzeczą, która mnie może nie tyle zdenerwowała, co zniesmaczyła, to użalanie się na „etykietowanie”. I to właśnie miałem na myśli pisząc o kreowaniu rzeczywistości. Skrajna prawica, która narzeka na to, że padła ofiarą „etykietowania, stygmatyzacji i szufladkowania”, to coś tak absurdalnego, że gdyby ludki od latającego cyrku Monty Pythona zrobili o tym skecz, ich fani uznaliby to za zbyt absurdalne, żeby było śmieszne. Czemu czepiłem się tych żali? Ano temu, że prawica (ta od marszy) wszystkich myślących inaczej etykietuje ile wlezie i nie widzi w tym nic zdrożnego. Ale niedajBuk ktoś jakaś łatkę im przypnie. O nie! Skandal! Non possumus! Tak się nie prowadzi debaty!

Nie będzie jakieś lewackie ścierwo etykietowało prawdziwego Polaka! Nie będą zdrajcy narodu krytykowali prawdziwych patriotów. Nie będą te pieprzone ateisty krytykowały katolików!

Kilka lat temu na zajęciach z socjologii mieliśmy dyskusję związaną z tematami politycznymi. Ktoś w pewnym momencie powiedział coś w rodzaju „to takie trochę lewackie poglądy”, na co ktoś inny odparł: „powiedziałeś to lewackie tak jakby to była obelga”. W chwili obecnej niemalże cała skrajna prawica traktuje to określenia jak obelgę. Dba o to Fronda, która za „lewackie” uważa wszystko, co się jej nie podoba. No a jak lewak, to wiadomo: bolszewik, komuch, czerwona hołota, stalinowski sługus i takie tam. Innymi słowy, ktoś kto uważa, że lokatorzy powinni mieć nieco więcej praw (np. żeby ich nie można było sprzedawać wraz z budynkiem), zasługuje na miano Jeżowa albo i Berii jakiegoś.

Moje poglądy długo ewoluowały – nie, prawicowych nigdy nie miałem – ale miałem bliżej nieokreślone. W moim domu czytało się zarówno Wyborczą, jak i RzePę, zarówno Wprost (kiedy jeszcze był mocno prawicujący), jak i Politykę i tak dalej. Tym samym dostęp miałem do różnych źródeł. Z czasów, w których moje poglądy były jeszcze nie do końca skrystalizowane – pamiętam, że straszliwie drażniło mnie np. zadęcie Profesora Winieckiego, który każdego, kto miał odmienne niźli on zdanie, na dzień dobry nazywał potworkiem pokomunistycznym. Denerwowało mnie to, że prawicowi publicyści nie potrafili napisać tekstu, który nie przylepiłby jakiejś etykietki ludziom o odmiennych poglądach. W lewicującej prasie (czyli np. Polityce – bo Wyborcza nie pozostaje dłużna tym, którzy się z nią żrą) jakoś tak mniej tych epitetów było, a więcej argumentów merytorycznych. Do mnie jakoś nie przemawiały wypowiedzi konstruowane na zasadzie: „ w tej sytuacji jasno widać, że mamy racje bo x jest głupi i jej nie ma, bo jest komuchem”.

Samo zaś etykietowanie kojarzy mi się nierozerwalnie z prawicą. Bo też i jest to ulubiona prawicowców metoda na obalenie każdego niemalże argumentu na dowolny temat. Wenderlich skrytykował działanie Komisji Majątkowej? Przecież to komuch i zbrodniarz! Ktoś chce rozmawiać na temat liberalizacji aborcji? Przecież wszyscy wiedzą, że aborcja to morderstwo – tak więc nie ma o czym dyskutować – zwolennicy możliwości wyboru – to mordercy. Związki partnerskie? To zagrożenie dla tradycyjnej rodziny! Ktoś skrytykował powstanie warszawskie? To zdrajca. Generał próbował uspokoić gwiżdżącą gawiedź? To komuch – bo został generałem z nadania Kwaśniewskiego! Tuleya powiedział coś nie tak jak trzeba? Miał matkę w SB. Ktoś wydał wyrok nie po myśli braci K? Ojciec tego kogoś był komuchem, więc owa osoba nie ma moralnego prawa do wydawania wyroków. Poza tym Salon, Lemingi, Establishment, postępowcy, etc. Cała masa etykietek. Etykietek, których używa się po to żeby nawet nie pochylać się nad argumentem strony przeciwnej – no wiadomo, że to debil, więc po co w ogóle się wczytywać?

Nie rozpisuje się tu w temacie spolegliwości wobec autorytetów - bo to akurat przypadłość ogólnoludzka – niezależna od poglądów. Cokolwiek idol powie – to prawda objawiona i nie wolno z tym dyskutować. Można co najwyżej zmienić idola.

Co się zaś tyczy stygmatyzacji/etc – dziwią mnie takie a nie inne argumenty padające ze strony, która z etykietowania zrobiła niemalże religie własną.  Rzecz jasna etykietami obrzucają się wszystkie "strony" naszej polityki - a co za tym idzie zwolennicy/wyznawcy poszczególnych opcji. Tym niemniej z lewej strony rzadziej słyszy się na ten przykład  coś o zdrajcach narodu, którzy zawisną. Ale bardzo być może -dzieje się tak tylko dlatego, że jako takiej lewicy w Polsce nie ma. 

Aby zamknąć ładnie niniejszy tekst – cytat z mojego ulubionego bezstronnego portalu (poświęconego):

Eurodeputowana SLD jak zwykle pokazuje, że jest osobą mało rozwinięta intelektualnie (w skali śród ma pozycję na równi z panią Środą).”

To wcale nie jest etykietowanie! Od etykietowania to som te cholerne lewaki! Zasugerowanie komuś niedorozwoju intelektualnego - to żadne tam etykietowanie. 


Post scriptum - etykietami obrzucają się wszystkie "strony" naszej polityki - a co za tym idzie zwolennicy/wyznawcy poszczególnych opcji. Tym niemniej z lewej strony rzadziej słyszy się na ten przykład  coś o zdrajcach narodu, którzy zawisną. 

1 komentarz:

  1. Najlepsze to są w internecie komentarze pełne epitetów : "Takie, nietakie lewaki wyzywają nas od faszystów, a nam narodowcom (korwinistom) należy się szacunek".

    OdpowiedzUsuń