Nie tak dawno temu wrzuciłem byłem na
fanpejdż graficzkę ze strony andrzejrysuje.pl Graficzka w
prześmiewczy sposób odnosiła się do konserwatywnego
zacietrzewienia wywołanego przez dyskusje na temat związków
partnerskich. Ponieważ ciekawym jestem tego, gdzie lądują grafiki z fanpage
(tzn. kto je udostępnia), tedy zaglądam w listę tych, co to
udostępniają. Tym razem zajrzałem i się okazało, że udostępnił
to pewien jegomość o prawicowych poglądach (tzn. nie wiem czy
prawicowych, ale jak ktoś ma na awatarze „Marsz Niepodległości”
- to chyba zbyt wielu innych możliwości nie ma). Do obrazka dodano
komentarz, który zacytuje w całości:
Klasyczny przykład szufladkowania i
stygmatyzowania. Nie ma znaczenia, że przeciw związkom partnerskim
wypowiedziało się kilka osób o żydowskim, czy szerzej niepolskim
pochodzeniu i nie ma znaczenia, że rasistowskie teksty poleciały ze
strony zwolenników pod adresem pastora Godsona, a przeciwnicy zp
wzięli go w obronę (Terlikowski: "dziś jestem czarnuchem").
Postępaki przylepią swoim
przeciwnikom łatkę antysemityzmu i już znów czują się fajni. A
że nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością? Tym gorzej dla
rzeczywistości.
Dziwi mnie to, że autor tych słów
użył określenia „antysemityzm”. Wszak ikona prawicy – czyli
Pan Artur herbu Sulima – zamienił to jakże brzydkie określenie
na inne „judeosceptycyzm”. Nie to mnie jednak skłoniło do
poświęcenia notki komentarzowi do rysunku, który w sumie nie był
mój (tzn. rysunek, nie komentarz). Skłoniło mnie to, że autor
wykreował sobie jakąś własną rzeczywistość, która z tą
intersubiektywną nie ma nic wspólnego. Nie, nie neguje tego, że
Godsonowi się oberwało – pozostaje jedynie ubolewać nad tym, że
ludzie którzy utrzymywali, iż są tolerancyjni , rzucają
„czarnuchami”. Tak samo, jak nie neguje tego, że jakiś człek o
„żydowskim pochodzeniu”, mógł być przeciwny związkom
partnerskim – w przeciwieństwie do niektórych ludzi nie uważam,
iż najzdrowszą z punktu widzenia społeczeństwa sytuacją jest
taka, w której poglądy wszystkich mieszkańców danego kraju
przypominają monolit.
Rzeczą, która mnie może nie tyle
zdenerwowała, co zniesmaczyła, to użalanie się na
„etykietowanie”. I to właśnie miałem na myśli pisząc o
kreowaniu rzeczywistości. Skrajna prawica, która narzeka na to, że
padła ofiarą „etykietowania, stygmatyzacji i szufladkowania”,
to coś tak absurdalnego, że gdyby ludki od latającego cyrku Monty
Pythona zrobili o tym skecz, ich fani uznaliby to za zbyt
absurdalne, żeby było śmieszne. Czemu czepiłem się tych żali?
Ano temu, że prawica (ta od marszy) wszystkich myślących inaczej
etykietuje ile wlezie i nie widzi w tym nic zdrożnego. Ale niedajBuk
ktoś jakaś łatkę im przypnie. O nie! Skandal! Non possumus! Tak
się nie prowadzi debaty!
Nie będzie jakieś lewackie ścierwo
etykietowało prawdziwego Polaka! Nie będą zdrajcy narodu
krytykowali prawdziwych patriotów. Nie będą te pieprzone ateisty
krytykowały katolików!
Kilka lat temu na zajęciach z
socjologii mieliśmy dyskusję związaną z tematami politycznymi.
Ktoś w pewnym momencie powiedział coś w rodzaju „to takie trochę
lewackie poglądy”, na co ktoś inny odparł: „powiedziałeś to
lewackie tak jakby to była obelga”. W chwili obecnej niemalże
cała skrajna prawica traktuje to określenia jak obelgę. Dba o to
Fronda, która za „lewackie” uważa wszystko, co się jej nie
podoba. No a jak lewak, to wiadomo: bolszewik, komuch, czerwona
hołota, stalinowski sługus i takie tam. Innymi słowy, ktoś kto
uważa, że lokatorzy powinni mieć nieco więcej praw (np. żeby ich
nie można było sprzedawać wraz z budynkiem), zasługuje na miano
Jeżowa albo i Berii jakiegoś.
Moje poglądy długo ewoluowały –
nie, prawicowych nigdy nie miałem – ale miałem bliżej
nieokreślone. W moim domu czytało się zarówno Wyborczą, jak i
RzePę, zarówno Wprost (kiedy jeszcze był mocno prawicujący), jak
i Politykę i tak dalej. Tym samym dostęp miałem do różnych
źródeł. Z
czasów, w których moje poglądy były jeszcze nie do końca
skrystalizowane – pamiętam, że straszliwie drażniło
mnie np. zadęcie Profesora Winieckiego, który każdego, kto miał
odmienne niźli on zdanie, na dzień dobry nazywał potworkiem
pokomunistycznym. Denerwowało mnie to, że prawicowi publicyści nie
potrafili napisać tekstu, który nie przylepiłby jakiejś etykietki
ludziom o odmiennych poglądach. W lewicującej prasie (czyli np.
Polityce – bo Wyborcza nie pozostaje dłużna tym, którzy się z
nią żrą) jakoś tak mniej tych epitetów było, a więcej
argumentów merytorycznych. Do mnie jakoś nie przemawiały
wypowiedzi konstruowane na zasadzie: „ w tej sytuacji jasno widać,
że mamy racje bo x jest głupi i jej nie ma, bo jest komuchem”.
Samo zaś etykietowanie kojarzy mi się
nierozerwalnie z prawicą. Bo też i jest to ulubiona prawicowców
metoda na obalenie każdego niemalże argumentu na dowolny temat.
Wenderlich skrytykował działanie Komisji Majątkowej? Przecież to
komuch i zbrodniarz! Ktoś chce rozmawiać na temat liberalizacji
aborcji? Przecież wszyscy wiedzą, że aborcja to morderstwo – tak
więc nie ma o czym dyskutować – zwolennicy możliwości wyboru –
to mordercy. Związki partnerskie? To zagrożenie dla tradycyjnej
rodziny! Ktoś skrytykował powstanie warszawskie? To zdrajca.
Generał próbował uspokoić gwiżdżącą gawiedź? To komuch –
bo został generałem z nadania Kwaśniewskiego! Tuleya powiedział
coś nie tak jak trzeba? Miał matkę w SB. Ktoś wydał wyrok nie po
myśli braci K? Ojciec tego kogoś był komuchem, więc owa osoba nie
ma moralnego prawa do wydawania wyroków. Poza tym Salon, Lemingi,
Establishment, postępowcy, etc. Cała masa etykietek. Etykietek,
których używa się po to żeby nawet nie pochylać się nad
argumentem strony przeciwnej – no wiadomo, że to debil, więc po
co w ogóle się wczytywać?
Nie rozpisuje się tu w temacie
spolegliwości wobec autorytetów - bo to akurat przypadłość
ogólnoludzka – niezależna od poglądów. Cokolwiek idol powie –
to prawda objawiona i nie wolno z tym dyskutować. Można co najwyżej
zmienić idola.
Co się zaś tyczy stygmatyzacji/etc –
dziwią mnie takie a nie inne argumenty padające ze strony, która z
etykietowania zrobiła niemalże religie własną.
Rzecz jasna etykietami obrzucają się wszystkie "strony" naszej
polityki - a co za tym idzie zwolennicy/wyznawcy poszczególnych opcji.
Tym niemniej z lewej strony rzadziej słyszy się na ten przykład coś o
zdrajcach narodu, którzy zawisną. Ale bardzo być może -dzieje się tak tylko dlatego, że jako takiej lewicy w Polsce nie ma.
Aby zamknąć ładnie niniejszy tekst –
cytat z mojego ulubionego bezstronnego portalu (poświęconego):
„Eurodeputowana SLD jak zwykle
pokazuje, że jest osobą mało rozwinięta intelektualnie (w skali
śród ma pozycję na równi z panią Środą).”
To wcale nie jest etykietowanie! Od
etykietowania to som te cholerne lewaki! Zasugerowanie komuś niedorozwoju intelektualnego - to żadne tam etykietowanie.
Najlepsze to są w internecie komentarze pełne epitetów : "Takie, nietakie lewaki wyzywają nas od faszystów, a nam narodowcom (korwinistom) należy się szacunek".
OdpowiedzUsuń