Temat tej notki łaził mi po głowie
od wczoraj. Zaczął łazić na tyle intensywnie, że zepchnął inną
prawie skończoną notkę (o Genderze) na dalszy plan.
Wczoraj (a piszę te słowa 31ego
października) RzePa odpaliła bombę. Chodzi rzecz jasna o news o
trotylu i nitroglicerynie znalezionych we wraku. Pierwsza myśl:
„k*wa”. Druga myśl – „idioto, miałeś chemię, zdawałeś z
niej maturę, studiowałeś nawet (acz krótko) – pomyśl.
Pomyślałem, że nierealne jest to, aby ktoś doprowadził do
eksplozji samolotu za pomocą nitrogliceryny. Ten Ester jest tak
bardzo niestabilny, że najprawdopodobniej eksplodowałby przy
uruchamianiu silników – względnie przy starcie (przeciążenie).
Druga myśl: „trotyl może”? Tylko, że mamy XXI wiek – nikt by
się nie babrał z trotylem, kiedy istnieje od cholery o wiele
bardziej skutecznych metod (i to takich, które prawie nie
zostawiłyby śladu) aby przeprowadzić coś takiego, jak strącenie
samolotu.
Mniejsza o technikalia – spodziewałem
się tego, że Jarosławowi nie trzeba będzie tego dwa razy
powtarzać. Zaraz się zaczęło gadanie o mordzie brutalnym o
skandalu o odwołaniu rządu o krokach stanowczych. Nie zamierzam
zajmować się na łamach tego bloga bełkotem Jarosława – bo to
jakoś tak nie bardzo mnie obchodzi – człowiek ten udowodnił już,
że dla władzy zrobi wszystko. Zresztą sięgając po władzę w
2007 roku, i to po władzę, jaką daje samodzielne rządzenie (na
które liczył), dostał po łapach. Teraz udowodnił, że
konsekwencje swoich wypowiedzi i wyborów ma po prostu w dupie.
Jarosław Kaczyński, sporo
przedstawicieli jego partii i zaprzyjaźnione media sprawiają
wrażenie, jakby żyli w innej rzeczywistości. W takiej, w której
można powiedzieć, co się chce i robić, co się chce, żeby tylko
osiągnąć upragniony cel. Cel? Władza. A efekty uboczne? A srał
pies efekty uboczne, WŁADZA JEST NAJWAŻNIEJSZA.
Pamiętam jak Lech Kaczyński w Gruzji
(W trakcie konfliktu zbrojnego Gruzja vs. Rosja) w Tbilisi
powiedział, że „jesteśmy tu po to, żeby walczyć”. Przyznaje,
że może ciarki mi przeszły po plecach. Zwierzyłem się z tego
jednemu znajomemu, a on odpowiedział: „a ja byłem dumny z tych
słów”. Ja nie byłem – cieszyłem się za to, że jesteśmy w
UE i w NATO. Kaczyński zachował się tak jakby słowa prezydenta
nie miały żadnego znaczenia. I nie mogły się skończyć np.
konfliktem zbrojnym. Może właśnie dlatego ów znajomy był dumny?
Że wreszcie wojna, że wreszcie będzie można pokazać tym Ruskim.
Sprawa przycichła, wielki sukces Kaczyńskiego (za który Rosjanie
mieliby go potem chcieć zabić) był blamażem, bo Rosjanie i tak
zajęli rejony, które chcieli zająć.
Teraz znowu mamy groźną sytuację.
Człowiek, który chce za wszelką cenę dojść do władzy, usiłuje
przekonać społeczeństwo do tego, że jego brata zamordowali
Rosjanie. Mało tego, że zamordowali go Rosjanie, to jeszcze w
dodatku Tusk miał im w tym pomóc. To tak jakby głośno mówił
„wybierzcie mnie! Wybierzcie mnie! Ja zrobię z tym porządek!”
Jaki porządek? Wywoła wojnę z Rosją?
Nie przychodzą mi do głowy inne „odpowiednie i stanowcze kroki”,
no bo co? Aresztować Putina? Szefów FSB? Dzisiaj przeczytałem
artykuł, a raczej jego zajawkę, od której niemalże zjeżył mi
się włos na głowie. Otóż ostoja moralności, obrońca krzyża
Jan Pospieszalski, napisał był w jedynej polskiej gazecie „"Tato,
czy to oznacza wojnę?Zapytała mnie o to 15-letnia córka Basia.
Dziś wielu staje przed tym pytaniem.
Bo skoro to był zamach, co mamy robić? Czy
grozi nam konflikt zbrojny z Rosją? Pierwsza sprawa – jeśli
jego córka faktycznie myśli takimi kategoriami, to pogotowie
opiekuńcze powinno ją od niego zabrać jak najdalej, bo to nieco
chore. Druga sprawa – Pospieszalski napisał to tak, jakby wojna
była jedynym rozwiązaniem, „bo skoro to był zamach, co mamy
robić?” Pewna grupa wyborców PiS jak mniemam też o niczym
więcej nie marzy.
Ja rozumiem. Wychowuje się nas
(mężczyzn) w takim heroicznym i patetycznym przekonaniu, że wojny
bywają sprawiedliwe, że za ojczyznę warto umierać, że trzeba jej
bronić. Ja rozumiem, że jak człowiek młody poczyta „Krzyżaków”,
„Kamienie na szaniec” i inne takie, to krew w nim wzbiera i chce
się mścić za różne krzywdy. Ja rozumiem, że jak się ludzi
przez całą szkołę średnią karmi bajkami o martyrologii Polskiej
(która to Polska była jagnięciem wśród wilków Europy), to
wszędzie się widzi wrogów. A Że Rosjanie źli, bo Rozbiory (mało
który gamoń doczyta, że rozbiory miały miejsce, bo mieliśmy
bardzo słabą armie – a czyja to zasługa?), to kacapa trzeba bić.
Ja to wszystko rozumiem. Ale z tego się
ku*wa powinno wyrosnąć. Wojna to nie jakiś romantyczny bój dobra
ze złem. Na wojnie giną ludzie, nie tylko Ci „źli”. Nie wiem
jak bardzo nie po kolei w głowie trzeba mieć aby będąc pokoleniem
powojennym – pragnąć wojny. Trzeba być idiotą, ot i tyle. To co
bardzo malowniczo wygląda jako strategiczna gra komputerowa –
przestaje być malownicze, jak na prawdziwe miasto ktoś przeprowadzi
nalot dywanowy. Jak ktoś rozrzuci miny, które urywają dzieciom
ręce, jak czyjaś armia zgwałci kilkadziesiąt tysięcy kobiet.
Kiedyś jacyś pasjonaci militariów
pobawili się w symulację. Co by było gdyby Polska z Rosją się
posprzeczała. I wyszło im tyle, że jeśli NATO by nam pomogło –
może byśmy dali radę się obronić (przy założeniu gigantycznych
zniszczeń w naszym kraju). No ale skoro Niemcy są przeciwko nam
(Jarosław tak mówi), to o jakim wsparciu mowa? Czy to jest dla
kogoś kuszące? Czy idiocie jednemu z drugim wydaje się, że weźmie
kałacha i pójdzie mścić się za Katyń?
Pal licho, jeśli tego rodzaju chęci
ma jakiś Jasiu Zielone Ucho spod budki z piwem. Gorzej, jeśli ma je
ktoś, kto chce rządzić naszym krajem. Tego rodzaju sny o potędze
powinny dyskwalifikować z życia politycznego. Czym innym jest
Żyrinowski w Rosji, bo on nie ma najmniejszych szans na rządzenie
czymkolwiek, ale Kaczyński to groźba jak najbardziej realna.
Mnie też wychowywano na „Krzyżakach”,
na „Kamieniach na Szaniec”, na ponaginanej do granic historii.
Tylko, że potem zacząłem myśleć samodzielnie, a niektórym się
to chyba tak często nie zdarza. Każdemu kto tak bardzo pragnie
wojny, polecam przeczytać książkę pt. „Wojna nie ma w sobie
nic z kobiety” Swietłany Aleksijewicz. Jeśli po przeczytaniu
nadal ma ochotę na wojnę, to niech czyta tak długo aż tę książkę
zrozumie. Książka pokazuje wojnę z kobiecej perspektywy. Mało
kto jest świadomy tego, że w Armii Czerwonej służyło od cholery
kobiet. I to nie tylko jako zaplecze – były pilotami bojowymi,
snajperami, saperami, żołnierkami zwiadu. I choć w armii były
traktowane dobrze, to jednak żadna nie wspomina wojny dobrze, w ich
opinii nie była ona heroiczna, etc. tylko straszna. Po wojnie
niektóre z tych kobiet zastanawiały się nad tym, jak w ogóle
mogły wziąć w tym udzial? Jak mogły zabijać? Nie były w stanie
tego zrozumieć. Tak samo jak i wojny i czyjegoś pragnienia do tego
żeby ta wojna się „wydarzyła”. Żołnierki opisywały, że w
Armii Czerwonej brakowało wszystkiego – np. materiału na ówczesne
„podpaski” i często bywało tak, że kobiety szły wraz z armią,
obficie krwawiąc, i jedyne, co ktoś mógł dla nich zrobić, to nie
zwracać na to uwagi.
Pretensje do Aleksijewiczowej były o
to, że „odczarowała” wojnę, że pokazała jej inną, mniej
heroiczną twarz. Książkę polecam tym, którzy mają dosyć patosu
w przedstawianiu wojny – tam go nie znajdziecie.
Aczkolwiek, jeśli kogoś bolą oczy
od czytania (względnie głowa), niech porozmawia z pokoleniem, które
wojnę pamięta. Nie, nie z żołnierzami. Z ludnością cywilną.
Moi dziadkowie wojnę pamiętali. Babcia (po kądzieli) spędziła ją
całą na Syberii. Rodzina ze strony ojca z kolei bardzo dużo
napatrzyła się na działania wojenne, bo mieli niedaleko rodzinnej
miejscowości linię frontu. Jakoś dziwnym trafem tacy ludzie za
wojną nie tęsknią. Tacy ludzie wiedzą, że wojna to nie Rambo,
tylko bomby spadające na domy, wszy w kościelnej piwnicy (gdzie
chowali się przed bombardowaniami), snajperzy dowolnej armii,
którzy mogą pomylić cię z żołnierzem, jeśli będziesz mieć
zły kolor ubrania (brat babci tak zginął), głód, zimno, brak
wody, choroby i tak dalej. Ciekawe, czy tym wszystkim zasranym
bojownikom wydaje się, że mogliby sobie pójść postrzelać do
Ruskich, a potem wrócić do domu, wziąć ciepłą kąpiel, napić
się zimnego piwa i obejrzeć film w telewizji?
Powyższa notka jest dość ostra i
może momentami sprawiać wrażenie nieco histerycznej. Ale nie jest
moją winą to, że polscy politycy publicyści etc. skarleli już
do tego stopnia, że zapomnieli, iż ich słowa WAŻĄ, że ktoś
może naprawdę chcieć wprowadzić w życie to o czym oni przebąkują
ze swoich wież z kości słoniowej. I że to wszystko może się
kiedyś źle skończyć.
Nie jest moją intencją znęcanie się
nad naszą rachityczną prawicą, ale niestety nie mogę ignorować
idiotyzmów, które wygadują. Dla mnie człowiek, który pisze w
artykule, że wojna to jedyne wyjście, jest człowiekiem pozbawionym
umiejętności logicznego myślenia, wiedzy i jakiegokolwiek wyczucia
sytuacji.
Patrząc na wyniki sondaży dot.
wyborów, które mam nadzieję Jarosław zaprzepaści, zaczynam się
obawiać tego, że po jego ewentualnej wygranej: aborcja, in vitro,
dziura budżetowa etc., mogą nie być naszymi głównymi i
największymi problemami. Niech to pokolenie odejdzie w cholerę z
polityki... Zanim swoimi nieprzemyślanymi decyzjami doprowadzi do
nieszczęścia. I to w imię tego, żeby wygnieść dupę na fotelu
premiera...
W dużej mierze się z Tobą zgadzam, ale nie jest to aż takie proste - po pierwsze retoryka wojny jest bardzo związana z retoryką narodu i nacjonalizmem, dlatego tak bardzo oddychają nią prawicowcy, ale jest nieobca wszystkim- po drugie, skoro nie wszystkim, także kobietom. Kiedyś dyskutowałyśmy o Powstaniu Warszawskim, jego skutkach i legendzie, i okazało się, że mimo trzeźwego myślenia i nowoczesnych poglądów wiele z nas zgłosiło gotowość chwycenia za karabin, gdyby pojawiła się taka potrzeba. Ale raczej każdy racjonalny człowiek zdaje sobie sprawę, że tkaka potrzeba raczej się teraz nie pojawi, i przez wzgląd na sytuację polityczną, i biorąc pod uwagę to, że wojnę prowadzi się inaczej niż 70 lat temu.
OdpowiedzUsuńKontynuując myśl: retoryka wojny ma u nas wielką tradycję literacką i historyczną, i przez wzgląd na nasz słowiański temperament i wiele innych rzeczy, o których też wspominasz, jest dla nas pociągająca. Ale też wydaje się faktycznie w dużej mierze retoryką męską, ułańską, kawaleryjską, chociaż mieliśmy i Grażynę, i Emilię Plater - ciekawie o tym pisze Janion w "Kobiecie i duchu inności". I to ten duch pewnie pokracznie starają się wskrzesić różni Pospieszalscy. Dopiero tak naprawdę od niedawna staramy się odczarować wojnę, przez Aleksiejewiczową i serię reportaży pokazujących los kobiet, dzieci, starszych i cywilów w ogóle, a nie facetów z karabinami. O tym, jak to spojrzenie na wojnę się zmienia, można się przekonać, porównując "Kompanię braci" (apologię miłości braterskiej i amerykańskiej sprawności bojowej) z "Generation Kill. Czas wojny" (który to serial rozprawia się z najnowszą inwazją na Irak i mitem wojny sprawiedliwej w ogóle chyba...). Sorry za epistołę, to trochę mój konik:D
UsuńTja. Jak to ktoś kiedyś ujął Polacy jakby trzba było, to na "hurra" i Wisłę wypiją - ale jakby trzeba to było robić po szklance dziennie, to niewielu by się zgłosiło. Ok, jest źle, wszyscy zgłaszają chęć chwycenia za karabin. Hurra, brońmy ojczyzny! A na drugi dzień już nie jest tak bohatersko. Ludzie zmieniają się w głodne, zaszczute zwierzęta. Wojna to jedna wielka głupota i tak samo głupi są według mnie ci, którzy do niej dążą i wyznają jej (tfu) ideały.
UsuńAgur->
UsuńCo do tego karabinu i "świadomości tego, że jest inaczej" - to ja bym tak daleko nie szedł z wnioskami. Nie tak dawno temu rozmawiałem byłem z takim jednym człowiekiem. Powiedział, że fajnie by było jak w Szwajcarii - każdy facet bo odbyciu służby wojskowej ma karabin w domu (i resztę ekwipunku) i może bronić ojczyzny. Tłumaczyłem mu, że banda ludzi z karabinami wojny nie wygra bo to teraz inaczej wygląda. Mogłem sobie tłumaczyć rzecz jasna;)
Niektórym się wydaje, że działania wojenne to takie duże ustawki. Ktoś komuś da po mordzie - ktoś komuś złamie rękę - wygra lepszy i wszyscy się potem rozjadą do domów. Gorzej jak domów ani rodzin już nie będzie. A wyczyszczenie z ludności całego miasta przy obecnym stanie biotechnologii to na prawdę nic takiego.
Obrona ojczyzny, rodziny etc - to coś co doskonale rozumiem. Tylko, że ja rozumiem przez to również nienarażanie tejże ojczyzny i rodziny na niebezpieczeństwo. Może to mało heroiczne - ale chyba nieco bardziej w realiach osadzone.
To, co napisałeś w powyższym akapicie - i praca organiczna ;) Widać w nas jednak bardziej dziedzictwo pozytywizmu niż romantyzmu, nie? Ale prawda jest taka, że zamiast debatować o prawie do posiadania broni, miotać oskarżenia na Rosję i wyobrażać sobie kolejny cud nad Wisłą, powinniśmy raczej skupić się nad polepszaniu zwykłego życia w naszej wspaniałej ojczyźnie, czyli nie oszukiwać bliźniego, uśmiechać się do niego, budować codzienny dobrobyt, w którym nie trzeba sobie nic nawzajem wyrywać.
UsuńTaka drobna korekta - nitrogliceryna w formie odpowiedniej mieszanki nie jest aż tak niestabilna (oglądało się MacGyvera ;-)). Tylko, że tak jak mówisz - trudno sobie wyobrazić jak ktoś w walizce niesie paczkę dynamitu i do tego jeszcze trotyl. Lekko absurdalne. Po co ktoś używał jeden ze słabszych i najlepiej wykrywalnych materiałów? Nonsens.
OdpowiedzUsuńCo do Kaczyńskiego, to moim zdaniem on nabawił się obsesji maniakalnych jeszcze w czasach Solidarności, tej prawdziwej. Niestety po śmierci brata mu się pogorszyło. W zasadzie to smutne. Tylko, że facet ma niestety znaczący wpływ na duże rzesze ludzi. A Polacy niestety lubią stan zagrożenia.
Mieszanka (jakakolwiek) sprawia, że Nitrogliceryna staje się bardziej stabilna - z prostej przyczyny. Czysta nitrogliceryna potrafi wybuchnąć spalając się w tlenie - pochodzącym z nitrogliceryny. Wiązanie jest na tyle słabe, że bardzo mało energii trzeba do wytrącenia tlenu i "zapalenia" nitro.
UsuńMieszanka "stała" sprawia, że tego rodzaju zagrożenie (potrząśniesz = wybuchnie) spada do 0.
Tym niemniej - o ile pewnie dałoby się za pomocą odpowiednich reakcji chemicznych oddzielić ziemie okrzemkową od nitro (czyli rozłożyć Dynamit na czynniki pierwsze) - to nie bardzo sobie wyobrażam żeby coś takiego dokonało się samoistnie w trakcie eksplozji.
Ale chłopie, o czym Ty w ogóle mówisz? Jakie oddzielanie? Pozwól, że wyjaśnię Ci to przystępnie: testy wykazały nitroglicerynę, bo to były testy na obecność nitrogliceryny. Tak samo jak alkomat mówi, że piłeś alkohol, ale nie mówi, czy piłeś czystą wódkę, rum z colą czy może w ogóle piwo, tak samo test wykrywa nitroglicerynę, a czy ona była zmieszana z ziemią okrzemkową albo czymkolwiek innym, to tego już nie mówi.
UsuńZupełnie odrębnym pytaniem jest, skąd w ogóle wzięły się ślady jakichkolwiek materiałów wybuchowych w tym samolocie. Wyjaśnień może być sporo, jedno mi podsunęła żona: czy czasem tym Tupolewem nie wracała z Iraku grupa naszych żołnierzy, wraz z wyposażeniem?
Wiem, że będę tego żałował ale postaram się wyjaśnić jak komu mądremu.
UsuńNie jest możliwe aby wykryto nitroglicerynę "solo" - tzn jest to możliwe ale chyba tylko pod warunkiem, że pochodziła ona z leku nasercowego. Gdyby pochodziła z ładunku wybuchowego NIE MOGŁA BY WYSTĘPOWAĆ "LUZEM", tylko jako składnik mieszaniny.
Gdyby zaś występowała jako składnik - badania wykryłyby również drugi. Najprawdopodobniej byłaby to ziemia okrzemkowa. I bardzo bym prosił bez idiotyzmów. Jeśli szukano nitrogliceryny - to MUSIANO szukać również najbardziej popularnych składników mieszanin. Szukanie samej nitrogliceryny (w tym konkretnym przypadku) to kretynizm i nawet nasze udolne inaczej służby - nie marnowałyby czasu na coś takiego.
Poza tym - skąd pewność, że urządzenia, którymi posługiwano się w Smoleńsku to odpowiedniki alkomatów?
Skąd się tam mogło to wziąć? Nawet jeśli nasi żołnierze tam coś zostawili - zostałoby to dawno znalezione. Rzecz jasna mówimy o trotylu - w to, że znajdowała się tam nitrogliceryna jako materiał wybuchowy (i to w stanie czystym) nie uwierzę - bo zabezpieczenie jej przed przeciążeniami jest niemalże nierealne.
Skąd trotyl? Posłużę się cytatem z angielskiej odmiany wikipedii "Some military testing grounds are contaminated with TNT. Wastewater from munitions programs including contamination of surface and subsurface waters may be colored pink because of the presence of TNT. Such contamination, called "pink water", may be difficult and expensive to remedy."
Wbrew temu co twierdzą wyznawcy zamachu - trotyl mógł tam leżeć od czasów drugiej wojny światowej. Mógł się również tam pojawić w ramach jakichś manewrów (to przeca poligon jest). Samolot który przyrżnie w glebę - dość głęboko ją przeorze i przemieli.
A ja uważam, że redaktor Rzeczpospolitej i Kaczyński powinni beknąć za swoje słowa! Ja podciągnęłabym to pod zamach stanu.
OdpowiedzUsuńŚwietny artykuł!
Nic im się nie da zrobić. Tzn Redaktora nikt nie zmusi do wyjawienia źródeł (lub to wyjawienia, że takowe nie istniały). A Kaczyński wprost dał do zrozumienia, że (Za przeproszeniem) ma w dupie. Komentując słowa Tuska "zamorduje mnie czy ograniczy się do banicji?" tego rodzaju wypowiedzi - mogą pochodzić jedynie od osoby zupełnie nie obawiającej się jakichkolwiek konsekwencji swoich działań/wypowiedzi.
Usuńale niby co histerycznego w tej notce?
OdpowiedzUsuńmoim zdaniem jest łagodna do granic przyzwoitości.
A chłopców powinniśmy przestać okaleczać chowaniem na mężczyzn i zacząć ich chować na ludzi. Zeby rozumieli, że obieranie ziemniaków i zmywanie naczyń jest ważniejsze i bardziej chwalebne niż "honor" - takie gówienko, które pod nos podstawiają im cwansi i gorsi chłopcy po to, żeby sobie wyeliminować konkurencję do rozmnażania.
W temacie honoru. Maturę próbną (starą) z polskiego pisałem byłem właśnie o honorze. Po tejże próbnej rozmawiałem kiedyś z moją chemicą i zacząłem coś na temat tematu i honoru. Chemica - kobieta zdrowo już pod 60 popatrzyła na mnie i powiedziała, z tym honorem to nie jest tak łatwo jak Ci się wydaje, pożyjesz zobaczysz. Pożyłem zobaczyłem i pozostało mi jedynie pochylić czoła przed mądrością.
Usuń