czwartek, 1 lutego 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #105


Ostatnio prawica przeżywa wzmożenie na tle pigułek „dzień po”. Konkretnie zaś chodzi o to, że rządząca koalicja chce, żeby antykoncepcja awaryjna była dostępna bez recepty (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że przez pewien czas była, ale potem PiS uznał, że głosy, które jest mu w stanie zagwarantować Kościół, są warte więcej niż głosy kobiet). Prawicowi influencerzy zaśmiecają debatę publiczną swoimi narracjami, w myśl których to jest zły pomysł, bo: taka pigułka to praktycznie to samo, co aborcja, to w ogóle nie jest antykoncepcja, bo „działa po, a nie przed”, pigułki mogą być nadużywane, nikt w ogóle nie myśli o przyroście naturalnym, po co taka pigułka bez recepty, skoro są inne środki antykoncepcyjne. W telegraficznym skrócie: prawica recyklinguje praktycznie wszystkie narracje, których używała wtedy, gdy po raz pierwszy zaczęła się dyskusja o dostępności antykoncepcji awaryjnej bez recepty (początek 2015). O tym, jak bardzo prawica poszła w stronę recyklingu niech zaświadczy to, że jednym z „autorytetów”, które się na ten temat wypowiadały, był Bogdan Chazan. Ponieważ koalicja chce to ogarnąć poprzez ustawę, może się okazać, że z tą dostępnością pigułek „dzień po” bez recepty będzie jeden problem. Problem ten nazywa się Andrzej Duda, który, co prawda, wcześniej podpisał ustawę o in vitro (i kilka innych), ale może się okazać, że tej nie podpisze. Kwestią otwartą jest również to, co zrobi w takiej sytuacji koalicja. Obstawiam, że może to spróbować ogarnąć poprzez rozporządzenie/etc.

Temat antykoncepcji awaryjnej wymaga drugiego akapitu, albowiem jeden z bardzo znanych dziennikarzy postanowił zabłysnąć. Mowa tu, rzecz jasna, o Robercie Mazurku. Robert Mazurek rozmawiając z Dariuszem Wieczorkiem (Lewica) postanowił podzielić się swoimi przemyśleniami. Ja was bardzo przepraszam za przydługi wstęp do tego akapitu, ale musiałem się zebrać wewnętrznie, żeby móc to napisać. Otóż, Robert Mazurek zauważył, że coś jest chyba nie tak, bo skoro tzw. „energetyki” są dostępne dopiero od 18 roku życia, to czemu antykoncepcja awaryjna jest dostępna od 15-go? Wieczorek starał się uzyskać od Mazurka odpowiedź na pytanie „co ma jedno z drugim wspólnego”, ale sensownej odpowiedzi się nie doczekał. Po co w ogóle Mazurek ten temat wyciągnął? Bo jest konserwą i to taką dość srogą. Ja sobie ten kawałek rozmowy obejrzałem parę razy i co prawda nie jestem Calem Lightmanem (czy tam Paulem Ekmanem), ale nawet ja zwróciłem uwagę na to, jakim tonem Mazurek wypowiadał kwestię „będziemy żyli w kraju, w którym środki antykoncepcyjne jak to się mówi antykoncepcji awaryjnej”. Aczkolwiek pewnie bym na to nie zwrócił uwagi, gdyby nie to, że w dalszej części Mazurkowi przydarzyła się Freudowska pomyłka i prawie mu się udało powiedzieć, że chodzi o tabletki wczesnoporonne (co prawda się poprawił w trakcie, ale nie ma najmniejszych wątpliwości w kwestii tego, co chciał powiedzieć). Podsumowując: dla ludzi pokroju Mazurka antykoncepcja awaryjna to praktycznie to samo, co aborcja, tak więc będą oni na siłę szukać jakichś (niezwykle mądrych) porównań. Dlatego też nie należy traktować poważnie ich argumentacji (bo siłą rzeczy będzie ona cokolwiek żenująca).

Jednym z bohaterów niniejszego Przeglądu będzie Mariusz Błaszczak, który ostatnimi czasy zalicza jedną spektakularną wypowiedź po drugiej. Otóż, kilka dni temu Mariusz Błaszczak chciał jakoś skomentować działania obecnej władzy i zaczął opowiadać o tym, że to, co się teraz dzieje, to w ogóle komuna i „skok na bogactwo”. Taką  technikę argumentacyjną nazywamy „autograbiami”. Nieco zaś bardziej na serio, to się zacząłem zastanawiać nad tym, czy to jest kwestia jego osobistej odklejki, czy też może kwestia tego, że jeszcze się nie przestawił na to, że jego partia już nie dysponuje ogólnopolskimi mediami o zasięgu TVP i raczej ciężko będzie przekonać do takich narracji kogokolwiek, poza partyjnym betonem. Nie da się w inny sposób wytłumaczyć opowiadania o „skoku na bogactwo” przez członka partii, która z dojenia publicznej kasy zrobiła praktycznie swoją religię (skali tego rozdawnictwa jeszcze tak po prawdzie nie znamy).

Kolejną genialną wypowiedzią Błaszczaka była ta, w której skrytykował to, że po zmianie władzy wojsko znowu wspiera WOŚP. Stwierdził, że jest tym zniesmaczony. Ciekaw jestem, co by powiedział Mariusz Błaszczak gdyby któraś z partii wykorzystywała wojsko w charakterze słupa ogłoszeniowego i robiła sobie tym wojskiem kampanię wyborczą. A nie, czekajcie, nic by nie powiedział, bo przecież dokładnie do tego wykorzystywano Wojsko Polskie i jakoś tak się złożyło, że tym Błaszczak zniesmaczony nie był. Nawiasem mówiąc, warto w tym miejscu zauważyć, że samo WP znacznie lepiej wychodzi (w wymiarze wizerunkowym) na pomaganiu WOŚPowi, niż na ogarnianiu PR-u Zjednoczonej Prawicy, no ale to tylko dygresja.

Skoro poruszyłem temat WOŚP, to możemy przejść do wypowiedzi Stanisława Janeckiego, który stwierdził, że WOŚP nigdy nie zastąpi Ochrony Zdrowia (a potem miał dłuższy strumień nieświadomości na temat inżynierii społecznej/etc.). Przyznam szczerze, że muszę się z Janeckim zgodzić w kwestii tego, że WOŚP nie zastąpi OZ. Jednakowoż od razu dodam, że nikt poza skrajnymi liberałami gospodarczymi nie opowiada tego rodzaju dyrdymałów. Choć (jak już stwierdziłem w tym Głośnym Akapicie mojego Głośnego Tekstu) muszę się z Janeckim zgodzić, to nie byłbym sobą, gdybym nie dodał, że ta jego wypowiedź brzmiałaby o wiele lepiej, gdyby nie jeden mały (ale to taki bardzo malutki) szczegół. Otóż. Janecki zdaje się zapominać (albo udaje, że zapomniał), co jego Partia Matka wyczyniała, gdy w 2017 rezydenci zorganizowali strajk i jednym z postulatów było zwiększenie nakładów na Ochronę Zdrowia. Na wypadek, gdyby Janecki zapomniał, to ja uprzejmie przypominam, że jego Partia Matka poszczuła na rezydentów rządowe media i wszelkiej maści PiSowskich influencerów, byle tylko nie zwiększać (w stopniu wystarczającym) tych nakładów. Podsumowując: Janecki powinien wiedzieć, kiedy wypadałoby siedzieć cicho.

Gdy tak sobie siedziałem i pisałem poniższy tekst, okazało się, że Prezydent Andrzej Duda co prawda podpisał ustawę budżetową, ale skierował ją do Trybunału Przyłębskiego, żeby ten wyjaśnił, czy z tą ustawą jest wszystko w porządku. Chodzi, rzecz jasna, o to, że prezydent się martwi tym, że może nie być, bo przecież jego dwóch kolegów skazańców nie mogło wziąć udziału w głosowaniu (zupełnie umknęły mu przyczyny, dla których nie mogli uczestniczyć w tym głosowaniu). Czemu o tym wspominam? Ano temu, że to jest ten moment, w którym zamierzam się chwalić swoją pamięcią. Otóż, w trakcie nagrywania odcinka o symetryzmie przypomniała mi się jedna z PiSowskich narracji, która została odpalona w czasie, w którym PiS właśnie rozjeżdżał Trybunał Konstytucyjny walcem. Chodzi o narrację, którą Genialny Strateg streścił w tej oto wypowiedzi: „Chodziło o to, żeby powstała trzecia izba parlamentu, która bez żadnej legitymizacji powstrzymywałaby wszelkie reformatorskie działania naszej strony. (...) Żeby władza nie mogła nic zmienić i się skompromitowała.” Tłumacząc to z Kaczyńskiego na polski: PO chciało powołać sędziów „nadmiarowych”, żeby PiSowi uniemożliwić rządzenie, ale na szczęście Kaczyński przejrzał ten diaboliczny (nieistniejący) plan i temu zaradził (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że po Kaczyńskim narracje „TK uznałby, że 500+ jest niekonstytucyjne” powtarzali inni członkowie Zjednoczonej Prawicy).


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

(Pozwoliłem sobie to rozbić na dwa akapity, żeby nie robić jednego wielkiego bloku tekstu). A teraz przyjrzyjmy się temu, co się dzieję. Otóż. Prezydent kieruje do Trybunału Przyłębskiego (który w myśl ETPCz nie jest sądem, czyli, używając retoryki Kaczyńskiego: jest „trzecią izbą parlamentu bez żadnej legitymizacji”) ustawę budżetową. Jeżeli ktoś się w miarę uważnie przyglądał reakcji Tuska&co na to, jak Duda zawetował ustawę okołobudżetową, to taki ktoś wie, że narracja koalicji rządzącej była mniej więcej taka: „prezydenckie weto zabrało pieniądze nauczycielom/etc.”. Generalnie rzecz ujmując, narracja była taka, że Duda celowo blokuje pieniądze. Teraz zaś Duda co prawda podpisał ustawę (tak więc pieniędzy sam nie blokuje), ale skierował ja do trybunału, który może uznać, że ustawa budżetowa jest niezgodna z konstytucją (tym samym będzie to próba „powstrzymania wszelkich działań reformatorskich”). Podsumowując, Jarosław Kaczyński (i jego otoczenie) w 2016 przestrzegał wszystkich przed samym sobą. Warto w tym miejscu zauważyć, że to było wtedy dość sprytne zagranie z jego strony. No bo z jednej strony byłyby te prawnicze elity, które (w uproszczeniu) nie chciałyby, żeby suweren dostał 500+, a z drugiej strony „reformatorzy z PiSu”, którzy z tymi elitami walczą. Teraz zaś PiS sam siebie (razem z TP) ustawia w roli tych elit.

Ja bym już z chęcią ten temat skończył, ale trzeba tu wspomnieć o jednej rzeczy. Gdy tylko pojawiły się wzmianki o tym, że Andrzej Duda może skierować ustawę budżetową do Trybunału Przyłębskiego (ze względu na uniemożliwienie jego skazanym ziomeczkom udziału w debacie i głosowaniu), równolegle pojawiały się narracje, które sugerowały, że jeżeli Andrzej Duda to zrobi, to spektakularnie (po raz kolejny) grane będą autograbie. Chodzi, rzecz jasna, o „obrady w Sali Kolumnowej”, w których nie mogła wziąć udziału praktycznie cała opozycja. A czemu nie mogła? Bo jej to fizycznie uniemożliwiono (i w przeciwieństwie do kolegów Andrzeja Dudy, nie chodziło o skazańców). Czy wtedy Wielki Strażnik Konstytucji miał jakieś zastrzeżenia do tego, w jaki sposób procedowano ustawę budżetową? A gdzie tam. To jest, swoją droga, dość zabawne, bo gdyby wtedy ktoś złożył wniosek do trybunału, to Julia Przyłębska ochoczo by stwierdziła, że wszystko było w porządku. No, ale to dygresja. Tak sobie dumam, że Andrzejowi Dudzie się będzie reszta kadencji dłużyła i upłynie ona pod znakiem autograbi.

Robert Bąkiewicz w ramach protestu przeciwko temu, że jego chlebodawcy nie utrzymali się przy władzy, zdecydował się na performance, w ramach którego nabazgrał na fasadzie Ministerstwa Klimatu i Środowiska znak Polski Ualczącej (nie, to nie jest literówka z mojej strony, ten typ po prostu nie wiedział jak wygląda znak Polski Walczącej [co nie powinno  szczególnie dziwić w przypadku prawicowego „patriotyzmu”]). Żeby było śmieszniej, namalował ją źle dwa razy z rzędu.  Żeby było jeszcze śmieszniej, sam wrzucił w internety filmik, na którym bazgrze po fasadzie zabytkowego budynku. Sprawą się zajęła policja i prokuratura, a ponieważ czas Ziobrokratury dobiega końca, może się to skończyć dla Bąkiewicza jakimiś konsekwencjami.

Skoro zaś już poruszyłem temat prawicowców, którzy pchają się w gips, to warto wspomnieć o Oskarze Szafarowiczu, który w swoim wpisie na Eloneksie najprawdopodobniej ujawnił poufne dane z banku, w którym pracował. Czemu napisałem „prawdopodobnie”? Nie dlatego, że chciałem użyć dupochornu, ale dlatego, że sam bank twierdzi, że Szafarowicz na stanowisku, które pełnił, nie powinien mieć dostępu do takich informacji (chodzi o zysk PKO BP). Rzecz jasna, wszyscy wiemy, że w podmiotach zarządzanych przez ludzi Zjednoczonej Prawicy wszelkie procedury były mocno umowne, tak więc nie zdziwiłbym się, gdyby jednakowoż się okazało, że Szafarowicz dostęp do tych danych miał. To jest, swoją drogą, dość ciekawy „kejs”, bo albo się okaże, że Szafarowicz nakłamał we wpisie (i nic mu nie będzie), albo się okaże, że napisał prawdę (i wtedy pewnie nie tylko on dostanie po łapach, bo ktoś mu te dane udostępnił wcześniej). Nawiasem mówiąc, ujawnienie tych konkretnych danych wiąże się ze srogimi konsekwencjami (można wyłapać 2 bańki kary albo do 4 lat więzienia, albo obie te rzeczy naraz). Ironią losu byłaby sytuacja, w której Szafarowicz tym (eufemizując) nieprzemyślanym wpisem sam by się wywalił ze studiów.

O tym, że Wiktor Orban nie pała miłością do Ukrainy nikogo nie trzeba przekonywać. Tak samo, jak do tego, że nie pali się do pomagania Ukrainie i Ukraińcom. Dziwić więc nikogo nie powinno to, że gdy tylko może, stara się utrudniać międzynarodową pomoc skierowaną w stronę nielubianego przez siebie sąsiada. Parę dni temu głośno zrobiło się o tym, że Węgry planują zawetować utworzenie funduszu pomocowego dla Ukrainy (chodziło o 50 mld euro). Reakcja UE była (według Financial Times) taka, że gdyby Węgry się na to zdecydowały, to słono by za to zapłaciły i mogłoby się to bardzo źle skończyć dla ich gospodarki. Wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji, nikt nie będzie miał problemów z ustaleniem tego, kto jest w tej układance tym złym (i dlaczego chodzi o typa, który przez wielu komentatorów uznawany jest za putinowskiego agenta). I w tym momencie wchodzi Sebastian Kaleta, cały na głupio i zaczyna budować narrację, w myśl której zła Unia Europejska chce zniszczyć gospodarkę węgierską. Gdy mu uprzejmie zwrócono uwagę na przyczyny, dla których UE chce zastosować takie, a nie inne metody, Sebastian Kaleta był łaskaw napisać, że to nie prawda, bo państwa UE mogłyby sobie tę pomoc dla Ukrainy inaczej przemyśleć i że tu chodzi o przełamanie weta. Innymi słowy: zdaniem Kalety jeden z najbardziej proputinowskich polityków w UE może sobie bezkarnie wetować pomoc dla Ukrainy, a cała UE powinna chodzić dookoła tegoż polityka na paluszkach, żeby przypadkiem nie zranić uczuć Kaletowych. Epilogiem tej całej sytuacji było to, że Orban jednak niczego nie zawetował i śmiem twierdzić, że stało się tak dlatego, że miał świadomość tego, że nikt się nie będzie z nim cackał.




Źródła:

https://niezalezna.pl/polityka/rzad/pigulka-dzien-po-dla-dzieci-i-bez-recepty-prof-chazan-dla-niezalezna-pl-nieszczescie-gotowe/509740

https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114628,30635482,redaktor-mazurek-dopytuje-o-pigulke-dzien-po-tabletki-antykoncepcyjne.html

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1751566346909802714

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30638669,blaszczak-zniesmaczony-udzialem-wojska-w-wosp-zolnierze-beda.html#s=BoxOpImg1

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1751269580058615937

https://wyborcza.biz/biznes/7,147582,30653652,prezydent-podpisal-ustawe-budzetowa-ale-i-tak-kieruje-ja-do.html

https://oko.press/trybunal-zablokuje-500-plus-kaczynski-tylko-straszy

https://twitter.com/pomaska/status/1752964858260197400

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,30633165,teraz-nauczymy-ich-polskosci-bakiewicz-nasprejowal-na-fasadzie.html

https://oko.press/na-zywo/dzien-na-zywo-najwazniejsze-informacje/oskar-szafarowicz-ujawnil-poufne-dane-pko-jest-reakcja-banku

https://twitter.com/sjkaleta/status/1751724004849721347

https://wyborcza.pl/7,75399,30656090,szczyt-ue-orban-odblokowal-pomoc-dla-kijowa.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz