środa, 13 lipca 2016

Czy homoseksualiści przeproszą Terlikowskiego za to, że nie są hetero?

Zapewne sporo osób widziało rakotwórczą okładkę „Do Rzeczy”, na której nasz polski Iron Man  (w tej roli bezkonkurencyjny Tomasz Terlikowski) i nadwiślański War Machine (dobra rola drugoplanowa Pospieszalskiego) robią groźne miny i (jak sugeruje podpis) „walczą z homoimperium”. Jeśli myślicie, że okładka była rakotwórcza, to zapewniam was, że ów okładkowy artykuł Terlikowskiego jest gorszy od azbestu. Tyle tytułem wstępu, teraz przejdźmy do artykułu.


„Czy katolicy powinni przepraszać gejów za prześladowania?”



Tak, ale tylko ci, którzy ich prześladują. Naprawdę, nie widzę powodu, dla którego jakiś praktykujący katolik, który nie nie słucha konserwatywnej szczujni, miałby przepraszać kogokolwiek za Terlikowskiego.


„A może to geje powinni zacząć szykować się do przepraszania chrześcijan za odbieranie nam prawa do wolności słowa i sumienia?”



Oczyma wyobraźni widzę geja, który podchodzi do Terlikowskiego i ze spuszczonymi oczyma mówi „przepraszam pana za odebranie panu prawa do nazywania mnie pedałem i chorym człowiekiem”. Co się zaś tyczy sumienia. Nie wiem, czy Tomasz Terlikowski jest odpowiednią osobą do wypowiadania się na ten temat, bo swoimi wieloma wypowiedziami udowodnił, że go nie posiada.


„Od kilku dni dostaje e-maile, tweety, czy inne społecznościowe komentarze, w których kolejni homofile (ah pan Tomek i jego słowotwórczy talent), domagają się ode mnie przeprosin”.


Tak bardzo prześladowany...


"Za co? Za to, że uważam, że akty homoseksualne są grzechem?"


Dla pana wszystko, co nie kończy się w kobiecie, jest grzechem, więc nie poruszajmy tej kwestii.


"Że nie uznaje rzekomego prawa osób homoseksualnych do małżeństwa?"



Bo przecież nie ma niczego zdrożnego w odbieraniu ludziom należnych im praw. Domyślam się, że kiedyś ktoś coś podobnego napisał na temat małżeństw mieszanych rasowo, bo przecież konserwatyści muszą kimś gardzić i przed kimś się „bronić”.


"A powierzanie im dzieci uważam za zbrodnie?"


Zupełnie nie wiem, jak ktokolwiek mógłby się poczuć dotknięty taką erupcją miłości bliźniego...


"Słowem za to, że w ich oczach jestem homofobem"


Parafrazując: „Za co mam przepraszać kolorowych? Za to, że nimi gardzę i że w ich oczach jestem rasistą?”


Dalej następuje hejt na ludzi, którzy chcą zmieniać katechizm kościoła i hurr-durr prawo naturalne, toteż ten fragment pominę.


„Budowanie wrażenia, że w zasadzie wszyscy uczciwi, sympatyczni i znani ludzie są po stronie środowisk LGBT jest stałym elementem działania homolobbystów”


Primo, sporo ludzi (którzy nie mają mózgów wyżartych przez konserwatywną urawniłówkę) faktycznie popiera środowiska LGBT. Secundo, stałym elementem działania homofobów są brednie o „prawie naturalnym” (chodzi chyba o naturalne prawo do gnojenia bliźnich) i powoływanie się na kolegę mieszkającego w niebiesiech. Tertio, nie jest niczyją prócz homofobów winą to, że przyciągają ludzi, których mało kto uważa za „sympatycznych i uczciwych”.


"A jeżeli nie chcą po tej stronie być, czy nie daj boże – zdecydowali się opowiedzieć publicznie po drugiej stronie to wtedy zaczyna się polowanie z nagonką"


Chodzi panu o takie polowanie z nagonką jakie prawica urządziła na Biedronia i jego partnera? A może chodzi o nagonkę na  Annę Grodzką, kiedy to tygodnik (bardziej odpowiednią nazwą byłoby „fekalnik”) „W Sieci” praktycznie ją stalkował, bo chciano udowodnić, że „Grodzka to facet” (artykuł był tak denny, że nawet mistrz riserczu, Rafal Ziemkiewicz, go wyśmiał)? A może redaktor Terlikowski ma na myśli nagonkę na bohaterów niegdysiejszej kampanii „niech nas zobaczą” (niektórzy z nich musieli zmienić miejsce zamieszkania)? A może o ludzi (człowiek, to brzmi dumnie), którzy obrzucali kiedyś osoby uczestniczące w krakowskim Marszu Równości (jak to powiedziała mi koleżanka ze studiów: „pierwszy raz oberwałam cegłówką”)? Śmiało, niechże no pan powie o tym, jak straszne nagonki urządza na was LGBT.


"Aktor, sportowiec, czy biznesmen, który ośmieli się wypowiedzieć krytycznie o homolobby może być pewny, że spadnie na niego medialny huragan. Przekonał się o tym przedsiębiorca a dziś także polityk Marek Jakubiak"



Ten akapit to kwintesencja prawicowego łgarstwa. Wynika z niego bowiem, że Jakubiak (szef Ciechana) skrytykował środowiska LGBT i za to oberwał. Terlikowski (nie bez przyczyny) nie zacytował słów, które zostały przez Jakubiaka napisane. Chodzi wpis na FB, w którym Jakubiak zwrócił się do Michalczewskiego takimi słowy: „Życzę ci mamusi z fujarką zamiast piersi. Będziesz miał co ssać”. Zupełnie nie wiem, jak taki bełkot mógł wywołać burzę medialną... Swoją drogą, jak to było z tym „budowaniem wrażenia, że wszyscy i sympatyczni ludzie stoją po stronie środowisk LGBT”? Prawicowcy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że obrywają za formę w jakiej wyrażają swoją krytykę. Czym innym jest bowiem powiedzenie „jestem przeciwny adopcji dzieci przez pary homoseksualne” a czym innym „ssij penisa swojej matki!!!”


"A jeśli nie daj boże, ktoś postanowi zająć stanowisko wrogie tzw. prawom homoseksualistów, to zostanie zniszczony"


Bo przecież odbieranie ludziom praw (takich jak choćby prawo do zawarcia związku małżeńskiego) tylko dlatego, że wolą penisy od wagin (albo odwrotnie, albo i jedno, i drugie) zasługuje na nagrodę. I w tym miejscu pozwolę sobie na kolejną parafrazę „a jeśli ktoś nie daj boże postanowi zająć stanowisko wrogie tzw. prawom kolorowych, to zostanie zniszczony”.


Dalej redaktor Terlikowski napisał wzruszający fragment o tym, jak to w Kalifornii grupa fanatyków religijnych miała problemy, choć przecież usiłowali oni tylko doprowadzić do konstytucyjnego zakazu zawierania małżeństw jednopłciowych...


Potem redaktor Terlikowski przytoczył kolejny duszoszczypatielny przypadek biednego, uciskanego homofoba:


"W grudniu 2015 ze szpitala Beth Israel Deaconess Medical Center został zwolniony dr Paul Church (tak, nazwa szpitala i nazwisko są prawdziwe). Istotą jego przestępstwa było to, że zaprotestował przeciwko agresywnej promocji LGBTQ na terenie szpitala, a podczas spotkania z lekarzami przytoczył argumenty medyczne i moralne („argumenty moralne”, mujborze), które pokazywały jak szkodliwe są czyny homoseksualne. Zwolennicy homoseksualizmu (nowy termin „zwolennik homoseksualizmu!”), zamiast podjąć z nim jakąkolwiek debatę, zwyczajnie doprowadzili do zwolnienia go z pracy”


Dla redaktora Terlikowskiego lepiej by było, gdyby sobie wymyślił jakieś nazwisko, bo nie sprawiło mi najmniejszego problemu ustalenie, że (co za szok) opisana przez niego łzawa historyjka prześladowanego homofoba jest nieprawdziwa. Jak było w rzeczywistości?


Szpital, w którym pracował doktor Kościół (przepraszam musiałem), tzn. dr Church, wspierał środowiska LGBT (rozsyłano pracownikom uprzejme e-maile z zaproszeniem do udziału w „pride weeks” etc.). Doktorowi to nie pasowało, więc (w 2009r.) uznał za stosowne rozesłanie do dużej liczby ludzi e-maila, którego treść wrzucił potem na stronę www szpitala. Co było w e-mailu? Faktycznie, rzucił kilka „argumentów medycznych” (acz pozwolicie, że nie będę się nad nimi pochylał, bo nie umiem w medycynę), a prócz tego napisał, że wspieranie LGBT przynosi dyshonor placówce medycznej i wszystkim tym, którzy uważają, że „homoseksualizm jest nienaturalny i niemoralny”. Narzekał również na wspieranie „promowania perwersji” i o wspominał o „fanatyzmie politycznej poprawności”.


Nie bez przyczyny zaznaczyłem datę (2009r.), albowiem sam Terlikowski napisał, że lekarza zwolniono w 2015r. Już na pierwszy rzut oka widać więc, że narracja o straszliwym „homolobby”, które „zwyczajnie doprowadziło do zwolnienia lekarza”, to bzdura. Na stronie, która zajmuje się gay-bashingiem, szczegółowo opisano to, co działo się w szpitalu (fascynujące jest to, że autorom strony wydaje się, że to, co opisali, to „obrona” lekarza). Okazało się, że walka dr. Churcha ze szpitalem (której powodem było wspieranie przez szpital środowisk LGBT) zaczęła się w 2004 roku. Tyle. że do 2009r. Church nie rozsyłał masowych maili i nie publikował niczego na stronie www szpitala (gdyby więc chodziło o to, że „krytykuje gejów”, to wywalono by go już w 2004r).


Po jego wyskoku w 2009r., lekarza wezwano na dywanik. Powodem wezwania były skargi (na Churcha), które szpital otrzymał. Przypominam, że mowa tu o Stanach Zjednoczonych, tam wszystkie instytucje publiczne dbają o Public Relations (nie wspominając już o tym, że szpital, zatrudniający doktora, mógł został pozwany). Dr Church został zmuszony do przeproszenia ludzi, których obraził (treści przeprosin nie ma, ale z tego, co napisano na stronie do gay-bashingu, było to typowe non-apology, czyli przeprosiny na zasadzie „przepraszam Cię za to, że jesteś głupi”). Dla każdego, kto nie jest idiotą, jasne jest, że w tym momencie dr Church powinien dać sobie na wstrzymanie, bo „kara”, która go spotkała, była praktycznie żadna, ale następnym razem może już nie być tak różowo. Co zaś zrobił dr Church? W 2011r. zaproponował, że wystąpi w materiale wideo, który szpital chciał nakręcić w ramach wspierania środowisk LGBT. I chciał na tym filmiku „opowiedzieć o argumentach drugiej strony”. Jego propozycja została zignorowana.


Nieco później (ale też w 2011r.) Church napisał e-mail do swojego przełożonego. Treści nie zamieszczono na stronie, z czego wnioskuję, że była to kalka z 2009r. Przełożony to zignorował.


W tym samym roku znowu wezwano go na dywanik - tym razem kilka osób poczuło się dotkniętych treścią maila, w którym zaproponował, że wystąpi w materiale wideo, który szpital chciał nakręcić. Najprawdopodobniej nie chodziło o samą propozycję, tylko o sformułowania których użył (strona broniąca doktora umieściła tylko fragment maila i zapewne wycięła resztę [w dalszej części wyjaśnię skąd wzięła się moja podejrzliwość w tej materii]).


W międzyczasie w szpitalu powołano zespół/komitet (nie bardzo umiem w tłumaczenie prawniczego mumbo-jumbo, proszę więc o wybaczenie), który miał zadecydować o tym, „co dalej z doktorem”. Doktor mógł na zebraniach zespołu/komitetu przedstawić swoją „linię obrony”. Każdy, kto nie doznał śmierci pnia mózgu, zorientowałby się, że to dobry moment na to, żeby jednak sobie dać na wstrzymanie. Co zaś zrobił nasz doktor? Wysyłał kolejne e-maile do przełożonych. Pod koniec 2011r. Church otrzymał „letter of reprimand” (po naszemu to będzie, że udzielono mu nagany), ale go nie zwolniono. Dodatkowo, wydano doktorowi (drogą oficjalną) zakaz „dzielenia się ze współpracownikami/pacjentami swoimi opiniami na temat orientacji seksualnej/etc.”. Rzecz jasna, sprawa się na tym wcale nie skończyła.


W 2012r. doktor wysłał e-mail do „działu komunikacji” (nie bardzo wiem, jak przetłumaczyć: Corporate Communications Department) prośbę o to, żeby nie wysyłano mu zaproszeń do udziału w eventach pro LGBT. Rzecz jasna, w mailu/piśmie nie mogło zabraknąć informacji o tym, że te zaproszenia „obrażają jego uczucia religijne” i wyznawane przezeń „zasady moralne”. Co znamienne, pan doktor nie poprzestał na „usuńcie mnie z newslettera”, ale musiał jeszcze dodać coś od siebie (jakbym się chciał czepiać, to bym napisał, że złamał w ten sposób zakaz rozsiewania swojej „filozofii miłości”, ale mi się nie chce). Tutaj sprawa robi się cokolwiek niejasna, bo choć na samym początku obrońcy twierdzą, że lekarzowi chodziło o „nieprzysyłanie mu takich a takich materiałów”, to potem opisują jak to „reagował na treści zamieszczone na stronie szpitala”. Z czego nietrudno wysnuć wniosek, że doktorowi nie chodziło o „nadsyłane” materiały (bo te przecież mógł spokojnie oznaczać jako spam), ale o to, że na stronie szpitala publikowano treści, z którymi się nie zgadzał.


W 2013r. nie wytrzymał i pod informacją (zamieszczoną na stronie szpitala) o evencie pro LGBT  napisał między innymi o tym, że „celebrowanie perwersji seksualnej jest wysoce niewłaściwe”. Zignorowano to (zapewne w ramach prześladowań lekarza), choć złamał w ten sposób zakaz „dzielenia się opiniami(...)”.


Ponieważ doktorowi było mało, w 2014r. dorzucił jeszcze dwa komentarze na stronie szpitala. O których obrońcy napisali, że „były tylko cytatami z Biblii i zostały szybko usunięte przez administratorów strony”. Nieco wcześniej zaznaczyłem, że strona obrońców najprawdopodobniej wycina fragmenty e-maili/etc., żeby wybielić doktora. Teraz poszli o krok dalej i napisali jedynie, że „umieścił cytaty z Biblii” - nie publikując tychże cytatów (napisano jedynie o które chodzi). Oto one:


Księga kapłańska 18.22 „Nie będziesz obcował z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą. To jest obrzydliwość!”


List do Rzymian 18. 26-28  Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności: mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. 27 Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. 28 A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi.


Tym razem działania pana doktora nie zostały zlekceważone i znowu skompletowano „zespół/komitet śledczy” (investigating comitee), który miał zdecydować o jego losie. W wezwaniu, które otrzymał doktor, napisano, że złamał zakaz, który na niego nałożono. W tym miejscu obrońcy doktora poszli „na pełen retard” i stwierdzili, że „uznano, że cytaty z Biblii i medyczne argumenty są formą nękania”. Zupełnie pominęli treść cytatów z Biblii i to, że jednym z „argumentów medycznych” była wzmianka o „wysoce niewłaściwym celebrowaniu perwersji seksualnej”. Tym razem nie skończyło się na reprymendzie, w 2015r. zwolniono doktora z pracy.


A teraz zestawmy to z tym, co napisał redaktor Terlikowski (pozwolę sobie zacytować go jeszcze raz): 


W grudniu 2015 ze szpitala Beth Israel Deaconess Medical Center został zwolniony dr Paul Church. Istotą jego przestępstwa było to, że zaprotestował przeciwko agresywnej promocji LGBTQ na terenie szpitala, a podczas spotkania z lekarzami przytoczył argumenty medyczne i moralne, które pokazywały jak szkodliwe są czyny homoseksualne. Zwolennicy homoseksualizmu, zamiast podjąć z nim jakąkolwiek debatę, zwyczajnie doprowadzili do zwolnienia go z pracy”



Wydaje mi się, że największym absurdem w kontekście powyższego tekstu jest fakt, że redaktor Terlikowski uważa się za „dziennikarza”, a prócz tego, że w Polsce są ludzie na tyle głupi, żeby mu za to „dziennikarstwo” płacić.


No ale, wracajmy do artykułu:


"Jeszcze skuteczniej ta metoda działa w przypadku przedsiębiorców, którzy – z różnych powodów – nie chcą uczestniczyć w uroczystościach homoseksualistów"


Redaktorowi Terlikowskiemu chodzi o sytuacje, w których drobni przedsiębiorcy odmawiają świadczenia usług ze względu na orientację seksualną klientów. Tego rodzaju praktyki są zabronione w USA (nie wiem czy we wszystkich stanach). Jeśli ktoś nie rozumie o co chodzi w tym zakazie, to niech sobie wyobrazi sytuację, w której chce sobie np. kupić auto gdzieś na Zachodzie, a dealer odpowiada „przykro mi, ale nie mogę panu sprzedać samochodu, bo jest pan Polakiem, a sprzedawanie aut Polakom jest niezgodne z moimi przekonaniami”. Co prawda bardziej akuratnym przykładem byłoby opisanie sytuacji, w której ktoś odmawia świadczenia usług osobie heteroseksualnej, ale żaden „heteryk” (w tym ja) nie byłby sobie w stanie czegoś takiego wyobrazić (bo to za bardzo abstrakcyjne).


"O liberalny faszyzm ocierają się także decyzje liberalnych administracji stanowych, które stopniowo zakazują uczelniom katolickim i protestanckim stosowania własnych zasad religijnych w odniesieniu do studentów"


Termin „liberalny faszyzm” jest tak samo debilny, jak „feminazizm” (tak, niektórzy porównują feminizm do nazizmu, bo przecież skrajnie konserwatywna partia nazistowska wprost kochała równouprawnienie, nieprawdaż?), więc nie będę się nad tym pochylał specjalnie. Dość powiedzieć, że w pierwszej połowie XX wieku był reżim totalitarny, który miał podobną opinię na temat homoseksualizmu, co redaktor Terlikowski. No ale to tylko dygresja. Redaktor Terlikowski pisze o „zagrożonej wolności religijnej” i dopiero po chwili dodaje, że chodzi o uczelnie współfinansowane przez państwo. Redaktor Terlikowski najprawdopodobniej nie rozumie tego, że jeśli te uczelnie biorą pieniądze od państwa, to mogłyby łaskawie przestrzegać praw obowiązujących w tymże państwie.


O wychwalanym przez Terlikowskiego bełkocie duchownych, którzy wzywają do „obrony rodziny przed wpływami gejowskiego imperium promującego radykalny feminizm i ideologię gender” nie chcę mi się pisać, bo nie jestem psychiatrą. Redaktor Terlikowski rozpacza nad tym, że wszystkie państwa członkowskie przyjęły porozumienie dotyczące „równości osób LGBTQ” i zobowiązały się do uznania transfobii i homofobii za przestępstwa ścigane z mocy prawa. Zapewne jakiś czas temu ktoś rozpaczał nad tym, że rasizm stał się ścigany z urzędu.


"I choć w Polsce daleko jeszcze do homoterroru, to przedsmakiem tego, co nas czeka, są procesy wytoczone „Rzeczpospolitej” i mnie osobiście przez ludzi, którym się nie podobały – wyrażone absolutnie politycznie poprawnym językiem – opinie na temat aktów homoseksualnych. A będzie tylko gorzej"


Muszę się przyznać do tego, że w tym momencie mam (przepraszam za wyrażenie) w dupie to, za co pozwano Terlikowskiego. On sam chyba też, bo nie podał żadnych informacji, które pozwoliłyby się zapoznać z treściami, za które został pozwany (choćby numer RzePy, albo data, albo cokolwiek). Google nie pomógł (Terlika pozywano za wiele spraw, ale tej konkretnie nie jestem w stanie znaleźć). Biorąc pod rozwagę popisy rzetelności dziennikarskiej w tym artykule, równie dobrze może się okazać, że ten „absolutnie politycznie poprawny język” to był zwykły gay-bashing na temat „leczenia homoseksualistów” i wyzywania ich od zboczeńców.


I na tym zakończę cytowanie. Gdybym miał do czynienia z inteligentnym osobnikiem (a jak mogliśmy się przekonać, o inteligencji w tym przypadku nie może być mowy), zapytałbym o to, jak udaje się mu połączyć dwie narracje. O jakie narracje chodzi? Jedną z nich jest właśnie postępujący w Europie „homoterror”, który podbija Europę i że to dla wszystkich Terlikowskich oznacza „walkę na śmierć i życie o rodzinę”. Drugą narracją jest straszenie tym, że zaleje nas islamistyczny fanatyzm. Obie te narracje stoją na przeciwnych biegunach i obie te narracje pojawiają się u Terlikowskiego. Co ciekawe – w „prognozach” na temat „homoterroru” nie porusza tematu fanatyzmu islamistycznego (w drugą stronę działa to dokładnie tak samo). Co znamienne, żaden z „samodzielnie myślących” odbiorców wypocin Terlikowskiego, nie zwrócił uwagi na tą gigantyczną wewnętrzną sprzeczność. Jest to o tyle absurdalne, że ci ludzie dają się straszyć zarówno „kalifatem Europa”, jak i „homoterrorem” i żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy, że to jest ten sam kontynent i że te dwie „wizje” się wzajemnie wykluczają.


W kwestii zaś samego artykułu. Ja rozumiem, że w Polsce dziennikarstwo jako takie, ma się raczej źle (eufemizm). Ale nawet w tym kontekście to, co wyprodukował Terlikowski jest nie lada osiągnięciem. Ilość półprawd, manipulacji i zwykłych kłamstw, budzi respekt. Budzi go również fakt, że taki gówniany artykuł został uznany za na tyle ważny, żeby zrobić z niego „temat tygodnia” i wrzucić na okładkę.

Źródła:

„Do Rzeczy” nr 28/179 11-17 lipca 2016


Artykuł na temat przepisów antydyskryminacyjnych w stanie Colorado:

http://aclu-co.org/court-rules-bakery-illegally-discriminated-against-gay-couple/

Strona „obrońców” doktora Churcha

http://www.massresistance.org/docs/gen2/15b/DrChurch-BIDMC/timeline.html

artykuł o sprawie doktora:

http://www.advocate.com/health/2016/1/07/boston-hospital-cuts-ties-antigay-doctor


2 komentarze:

  1. Za szczucie na mniejszości seksualne powinna być bezwzględnie kara więzienia, zresztą tak samo jak za szczucie na mniejszości etniczne czy religijne. Koniec.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja uwielbiam tą okładkę. To jest tak debilne, aż śmieszne. Brakuje mi tylko podkładu, Międzynarodówki w wykonaniu Chóru Armii Czerwonej.

    OdpowiedzUsuń