wtorek, 1 lipca 2014

Wrażliwość społeczna kawiorowej lewicy

Na samym początku niniejszego tekstu chciałbym poczynić pewną uwagę. Lewacząc sobie na pikniku, praktycznie nie znęcałem się nad szeroko pojętą lewicą (SLD i TR to nie jest lewica, w mojej opinii – szefem jednej z partii jest partyjny konserwatysta, a drugiej - antyklerykał neofita).

Nie znęcam się nad tą lewicą, bo jej praktycznie nie ma. „Praktycznie” nie oznacza jednak, że nie ma jej w ogóle. Problem w tym, że często czytając artykuły i słuchając wypowiedzi, których autorami są ludzie o (ponoć) lewicowych poglądach, mam ochotę zgrzytać zębami. Czytając artykuł, do którego się odniosę, postanowiłem, że ja jednak cenię sobie szkliwo swoich zębów o wiele bardziej niż jakichś dziwnych ludzi, którym wydaje się, że przemawiają w moim (lewackim) imieniu. W trosce o wspomniane szkliwo będę więc od czasu do czasu komentował wypowiedzi naszej - szeroko pojętej - lewicy.

Robiąc prasówkę, natrafiłem na artykuł, który bardzo dobrze opisuje, jakimi kategoriami myśli ta „odmiana” lewicy, którą z braku innych określeń można nazwać kawiorową. Tzn. taką, której przedstawiciele generalnie nie za bardzo orientują się w realiach, w których żyją zwykli ludzie, ale w niczym im owo oderwanie od rzeczywistości nie przeszkadza. Przykładowo – przedstawiciel kawiorowej lewicy bardzo się, co prawda, martwi losem ludzi, którzy zarabiają na chleb machając łopatą, ale ani tego człowieka, ani łopaty na oczy nie widział. A jeśli widział, to się trochę pośmiał, „bo mógł się przecież, idiota jeden, uczyć, to by teraz nie musiał łopatą machać”. Choć w sumie nie jest to przypadłość lewicy – w naszym kraju wystarczy mieć na sobie robocze ubranie (nie daj boRze pobrudzone np. tynkiem), żeby ludzie zaczęli na takiego delikwenta patrzyć z góry.

Wróćmy jednak do kawiorowej lewicy. Ma ona bardzo wiele do powiedzenia na temat umów śmieciowych, wyzyskiwania pracowników przez pracodawców (które to wyzyskiwanie [jakkolwiek „marksowo” by to nie zabrzmiało] - ma miejsce np w kołchozach, powstających w Specjalnych Strefach Ekonomicznych w mojej rodzinnej części Podkarpacia). Można by się więc spodziewać tego, że taka lewica (wrażliwa społecznie) będzie robić wszystko, aby – przynajmniej w swoim otoczeniu – „większy” nie wykorzystywał „mniejszego”. Okazuje się, że nie bardzo.

W trakcie prasówki trafiłem na artykuł pt. „Sierakowski dziękuje partnerce, która przez 5 lat pracowała za darmo dla "Krytyki". Dlaczego na to pozwolił?" Przyznam szczerze, że najpierw wziąłem to za trolling. Buszowałem wtedy po artykułach „ASZ Dziennika” i w pierwszej chwili pomyślałem, że to musi być jakaś kiepska prowokacja, bo przecież szef lewicowego portalu nie doprowadziłby do takiej sytuacji. A potem trafiłem na tekst źródłowy, po lekturze którego byłem, delikatnie rzecz ujmując, w cholerę zniesmaczony. Pozwolę sobie zacytować kilka fragmentów:

Tytułowa Cveta Dimitrova jest doktorantką w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, stypendystką Uniwersytetu Yale i niewidzialną działaczką środowiska Krytyki Politycznej, któremu poświęciła prawie pięć lat, choć formalnie nigdy do niego nie należała. O tej dziwnej sytuacji jest ten tekst.”

To jest jeden powód jej dotychczasowej anonimowości – mniejszy. Większy jest taki, że będąc partnerką życiową szefa Krytyki Politycznej, została obsadzona właśnie w takiej roli. Stała się osobą niewidzialną, kimś funkcjonującym w szarej strefie, prywatnie obsługując publicznego.
Nie była równoprawną uczestniczką środowiska, choć stale pracowała na jego rzecz. Jej funkcja pozostawała niezdefiniowana, o jej pracy mało kto wie i nigdy w szczegółach się nie dowie. Nie można tego wpisać do żadnego CV, nikomu o tym opowiedzieć. Nie jest częścią żadnej historii, nie jest tytułem do niczego.”

Można opowiedzieć o tym jedynie ogólnie, bo wszystko w tej historii pozostało nienazwane. Gdzieś powinno być napisane, że była redaktorką każdego mojego tekstu i pomagała przy autoryzacji każdego wywiadu. Niektóre teksty, jak na przykład Siła bezwstydnych opublikowana w kilku pismach i językach, były faktycznie w połowie jej autorstwa.”



Cveta Dimitrova jest autorką wielu zgłaszanych przeze mnie pomysłów na debaty, książki i teksty dla „Krytyki Politycznej”, a także „Dziennika Opinii”, jak również pomysłów na to, jakiego gościa warto zaprosić do Nowego Wspaniałego Świata, na Foksal lub do prowadzenia seminarium w Instytucie Studiów Zaawansowanych.”

W jaki sposób Sławomir Sierakowski odniósł się do krytycznych głosów (których nie brakowało)?

Skrajne głosy, które wzywają do finansowego rozliczania takich sytuacji w związku miłosnym, nie wydają mi się sensowne. Swoją drogą, własna działalność Cvety Dimitrovej jest jak najbardziej podpisana i rozliczona. Jest to na przykład przekład książki Manifest oburzonych ekonomistów i szeregu tekstów, które łatwo odnaleźć w „Krytyce Politycznej”. Tu ja z kolei mogłem trochę pomóc.

Nie chciałem, żeby mój związek był kolejnym związkiem, w którym Prywatna żyje z Publicznym i nikt o jej pomocy nic nie wie, a była to pomoc ogromna, za którą jestem bardzo wdzięczny.”

Redaktor Sierakowski zabrnął w swojej argumentacji tak daleko, że chyba nie jest się w stanie z niej teraz wyplątać. Z jednej strony bowiem twierdzi, że to było po prostu wsparcie, którego udzielają sobie wzajemnie partnerzy, jednak z drugiej strony – podkreśla to, że jego partnerka miała olbrzymi wkład w funkcjonowanie Krytyki Politycznej. Sam również zauważył, że nic jej z tego tytułu nie przysługuje i że nawet nie może sobie tego wpisać w CV. Cały artykuł (jak przystało na tekst napisany przez przedstawiciela kawiorowej lewicy) jest pełen górnolotnych określeń i pompatycznego słownictwa.

Sprawa jest prosta i nie wymaga zastosowania tak wyrafinowanych sformułowań. Redaktor Sierakowski korzystał przez 5 lat ze wsparcia Cvety i nie wspomniał o tym ani słowem. Wypowiedział się o nim natomiast dopiero w momencie, gdy w jego życiu prywatnym zaszły zmiany. I – jak na mój gust – redaktor Sierakowski postanowił się „przyznać” do tego, że korzystał ze wsparcia, bo obawiał się tego, że owo „wsparcie” może samodzielnie upublicznić całą historię. A wtedy mogłoby się zrobić cokolwiek nieprzyjemnie.

Gdyby szanownemu redaktorowi Sierakowskiemu naprawdę zależało na tym, aby wkład jego partnerki (w funkcjonowanie KP etc.) został dostrzeżony, łaskawie wspomniałby o jej zaangażowaniu ZNACZNIE wcześniej. Nieco żenująco zabrzmiały jego wzmianki (te w postscriptum) o tym, że on też pomagał swej partnerce. Brzmi to o tyle żenująco, że jest niczym innym, jak usprawiedliwianiem się. Redaktor zapewne się zorientował, że jego zachowanie było „średnio” lewicowe i postanowił podkreślić, że „to nie tak, że to tylko ona jemu pomagała, bo on jej też”.

Jeśli redaktor Sierakowski nie był w stanie przewidzieć tego, w jaki sposób spora część ludzi odbierze jego tekst (a tak chyba było, skoro po jakimś czasie dorzucił do niego obszerne PS), to znaczy, że do wszelkich jego prognoz i analiz powinno się podchodzić ze sporą rezerwą.

Źródła:


http://www.krytykapolityczna.pl/felietony/20140622/cveta-dimitrova




2 komentarze:

  1. Dobry człowieku, wchodzisz z butami w sprawy intymne dwojga ludzi, cholera wie, jak oni sobie to poustawiali, a ty każesz im teraz rozliczać się finansowo. Skąd wiesz czy mieli wspólny budżet, czy Sierakowski stawiał, czy Cveta, kto za co płacił, czy też może żyli z rozdzielonymi budżetami.

    Wprowadzanie tego typu rozliczeń w parach, wymuszanie ich krytyką, jest po prostu chore. A może to był wstęp do gry miłosnej? Czy teraz mam wystawiać rachunek swojej kobiecie (swojej w cudzysłowie), za to, że złożyłem jej wczoraj szafę i pozmywałem gary, bo później przyszła? W ogóle często ostatnio zmywam, przynoszę zakupy i gotuję, bo ona przychodzi później z pracy, może w ogóle zacznę to notować i jak się rozstaniemy, to wszystko skrupulatnie podsumuję?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobry człowieku. Zanim zaczniesz mnie bashować za "wchodzenie z butami w sprawy intymne dwojga ludzi" poczytaj sobie tekst Agnieszki Graff (link na końcu dodam).

      Z całością tekstu się nie do końca zgadzam, ale jedno Ci zacytuje, żebyś mógł dobry człowieku pójść i opieprzyć Sierakowskiego za to co zrobił:

      "a miałam w głowie tylko jedno pytanie: czy Cveta wyraziła na taką publikację zgodę?

      Otóż nie wyraziła. Tekst Sierakowskiego stanowi oczywiste nadużycie: to tekst zwierzeniowy o Cvecie Dimitrowej napisany i opublikowany bez jej wiedzy i zgody."

      A co takiego zrobił? Ano w imię własnych wyrzutów sumienia - podeptał był swoją byłą partnerkę (bo jak przystało na wrażliwego lewicowca - nie zapytał jej o to, czy sobie tego życzy)

      http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20140626/graff-dlaczego-nie-napisze-tekstu-o-cvecie-dimitrovej

      Czy chcesz dodać coś jeszcze w temacie?

      Usuń