Na samym początku niniejszego tekstu
chciałbym poczynić pewną uwagę. Lewacząc sobie na pikniku,
praktycznie nie znęcałem się nad szeroko pojętą lewicą (SLD i
TR to nie jest lewica, w mojej opinii – szefem jednej z partii jest
partyjny konserwatysta, a drugiej - antyklerykał neofita).
Nie znęcam się nad tą lewicą, bo
jej praktycznie nie ma. „Praktycznie” nie oznacza jednak, że nie
ma jej w ogóle. Problem w tym, że często czytając artykuły i
słuchając wypowiedzi, których autorami są ludzie o (ponoć)
lewicowych poglądach, mam ochotę zgrzytać zębami. Czytając
artykuł, do którego się odniosę, postanowiłem, że ja jednak
cenię sobie szkliwo swoich zębów o wiele bardziej niż jakichś
dziwnych ludzi, którym wydaje się, że przemawiają w moim
(lewackim) imieniu. W trosce o wspomniane szkliwo będę więc od
czasu do czasu komentował wypowiedzi naszej - szeroko pojętej -
lewicy.
Robiąc prasówkę, natrafiłem na
artykuł, który bardzo dobrze opisuje, jakimi kategoriami myśli ta
„odmiana” lewicy, którą z braku innych określeń można nazwać
kawiorową. Tzn. taką, której przedstawiciele generalnie nie za
bardzo orientują się w realiach, w których żyją zwykli ludzie,
ale w niczym im owo oderwanie od rzeczywistości nie przeszkadza.
Przykładowo – przedstawiciel kawiorowej lewicy bardzo się, co
prawda, martwi losem ludzi, którzy zarabiają na chleb machając
łopatą, ale ani tego człowieka, ani łopaty na oczy nie widział.
A jeśli widział, to się trochę pośmiał, „bo mógł się
przecież, idiota jeden, uczyć, to by teraz nie musiał łopatą
machać”. Choć w sumie nie jest to przypadłość lewicy – w
naszym kraju wystarczy mieć na sobie robocze ubranie (nie daj boRze
pobrudzone np. tynkiem), żeby ludzie zaczęli na takiego delikwenta
patrzyć z góry.
Wróćmy jednak do kawiorowej lewicy.
Ma ona bardzo wiele do powiedzenia na temat umów śmieciowych,
wyzyskiwania pracowników przez pracodawców (które to wyzyskiwanie
[jakkolwiek „marksowo” by to nie zabrzmiało] - ma miejsce np w
kołchozach, powstających w Specjalnych Strefach Ekonomicznych w
mojej rodzinnej części Podkarpacia). Można by się więc
spodziewać tego, że taka lewica (wrażliwa społecznie) będzie
robić wszystko, aby – przynajmniej w swoim otoczeniu – „większy”
nie wykorzystywał „mniejszego”. Okazuje się, że nie bardzo.
W trakcie prasówki trafiłem na
artykuł pt. „Sierakowski dziękuje partnerce, która przez 5 lat pracowała za darmo dla "Krytyki". Dlaczego na to pozwolił?" Przyznam szczerze, że najpierw wziąłem to za
trolling. Buszowałem wtedy po artykułach „ASZ Dziennika” i w
pierwszej chwili pomyślałem, że to musi być jakaś kiepska
prowokacja, bo przecież szef lewicowego portalu nie doprowadziłby
do takiej sytuacji. A potem trafiłem na tekst źródłowy, po
lekturze którego byłem, delikatnie rzecz ujmując, w cholerę
zniesmaczony. Pozwolę sobie zacytować kilka fragmentów:
„Tytułowa Cveta Dimitrova jest
doktorantką w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego,
stypendystką Uniwersytetu Yale i niewidzialną działaczką
środowiska Krytyki Politycznej, któremu poświęciła prawie pięć
lat, choć formalnie nigdy do niego nie należała. O tej
dziwnej sytuacji jest ten tekst.”
„To jest jeden powód jej
dotychczasowej anonimowości – mniejszy. Większy jest taki, że
będąc partnerką życiową szefa Krytyki Politycznej, została
obsadzona właśnie w takiej roli. Stała się osobą niewidzialną,
kimś funkcjonującym w szarej strefie, prywatnie obsługując
publicznego.
Nie była równoprawną
uczestniczką środowiska, choć stale pracowała na jego rzecz. Jej
funkcja pozostawała niezdefiniowana, o jej pracy mało kto wie i
nigdy w szczegółach się nie dowie. Nie można tego wpisać do
żadnego CV, nikomu o tym opowiedzieć. Nie jest częścią żadnej
historii, nie jest tytułem do niczego.”
„Cveta Dimitrova jest autorką wielu zgłaszanych przeze mnie pomysłów na debaty, książki i teksty dla „Krytyki Politycznej”, a także „Dziennika Opinii”, jak również pomysłów na to, jakiego gościa warto zaprosić do Nowego Wspaniałego Świata, na Foksal lub do prowadzenia seminarium w Instytucie Studiów Zaawansowanych.”
W jaki sposób Sławomir Sierakowski
odniósł się do krytycznych głosów (których nie brakowało)?
„Skrajne głosy, które wzywają
do finansowego rozliczania takich sytuacji w związku miłosnym, nie
wydają mi się sensowne. Swoją drogą, własna
działalność Cvety Dimitrovej jest jak najbardziej podpisana i
rozliczona. Jest to na przykład przekład książki Manifest
oburzonych ekonomistów i szeregu tekstów, które łatwo
odnaleźć w „Krytyce Politycznej”. Tu ja z kolei mogłem trochę
pomóc.
Nie chciałem, żeby mój związek
był kolejnym związkiem, w którym Prywatna żyje z Publicznym i
nikt o jej pomocy nic nie wie, a była to pomoc ogromna, za którą
jestem bardzo wdzięczny.”
Redaktor Sierakowski zabrnął w swojej argumentacji tak daleko, że
chyba nie jest się w stanie z niej teraz wyplątać. Z jednej strony
bowiem twierdzi, że to było po prostu wsparcie, którego udzielają
sobie wzajemnie partnerzy, jednak z drugiej strony – podkreśla to,
że jego partnerka miała olbrzymi wkład w funkcjonowanie Krytyki
Politycznej. Sam również zauważył, że nic jej z tego tytułu nie
przysługuje i że nawet nie może sobie tego wpisać w CV. Cały
artykuł (jak przystało na tekst napisany przez przedstawiciela
kawiorowej lewicy) jest pełen górnolotnych określeń i
pompatycznego słownictwa.
Sprawa jest prosta i nie wymaga zastosowania tak wyrafinowanych
sformułowań. Redaktor Sierakowski korzystał przez 5 lat ze
wsparcia Cvety i nie wspomniał o tym ani słowem. Wypowiedział się
o nim natomiast dopiero w momencie, gdy w jego życiu prywatnym
zaszły zmiany. I – jak na mój gust – redaktor Sierakowski
postanowił się „przyznać” do tego, że korzystał ze wsparcia,
bo obawiał się tego, że owo „wsparcie” może samodzielnie
upublicznić całą historię. A wtedy mogłoby się zrobić
cokolwiek nieprzyjemnie.
Gdyby szanownemu redaktorowi Sierakowskiemu naprawdę zależało na
tym, aby wkład jego partnerki (w funkcjonowanie KP etc.) został
dostrzeżony, łaskawie wspomniałby o jej zaangażowaniu ZNACZNIE
wcześniej. Nieco żenująco zabrzmiały jego wzmianki (te w
postscriptum) o tym, że on też pomagał swej partnerce. Brzmi to o
tyle żenująco, że jest niczym innym, jak usprawiedliwianiem się.
Redaktor zapewne się zorientował, że jego zachowanie było
„średnio” lewicowe i postanowił podkreślić, że „to nie
tak, że to tylko ona jemu pomagała, bo on jej też”.
Jeśli redaktor Sierakowski nie był w stanie przewidzieć tego, w
jaki sposób spora część ludzi odbierze jego tekst (a tak chyba
było, skoro po jakimś czasie dorzucił do niego obszerne PS), to
znaczy, że do wszelkich jego prognoz i analiz powinno się
podchodzić ze sporą rezerwą.
Źródła:
http://www.krytykapolityczna.pl/felietony/20140622/cveta-dimitrova
Dobry człowieku, wchodzisz z butami w sprawy intymne dwojga ludzi, cholera wie, jak oni sobie to poustawiali, a ty każesz im teraz rozliczać się finansowo. Skąd wiesz czy mieli wspólny budżet, czy Sierakowski stawiał, czy Cveta, kto za co płacił, czy też może żyli z rozdzielonymi budżetami.
OdpowiedzUsuńWprowadzanie tego typu rozliczeń w parach, wymuszanie ich krytyką, jest po prostu chore. A może to był wstęp do gry miłosnej? Czy teraz mam wystawiać rachunek swojej kobiecie (swojej w cudzysłowie), za to, że złożyłem jej wczoraj szafę i pozmywałem gary, bo później przyszła? W ogóle często ostatnio zmywam, przynoszę zakupy i gotuję, bo ona przychodzi później z pracy, może w ogóle zacznę to notować i jak się rozstaniemy, to wszystko skrupulatnie podsumuję?
Dobry człowieku. Zanim zaczniesz mnie bashować za "wchodzenie z butami w sprawy intymne dwojga ludzi" poczytaj sobie tekst Agnieszki Graff (link na końcu dodam).
UsuńZ całością tekstu się nie do końca zgadzam, ale jedno Ci zacytuje, żebyś mógł dobry człowieku pójść i opieprzyć Sierakowskiego za to co zrobił:
"a miałam w głowie tylko jedno pytanie: czy Cveta wyraziła na taką publikację zgodę?
Otóż nie wyraziła. Tekst Sierakowskiego stanowi oczywiste nadużycie: to tekst zwierzeniowy o Cvecie Dimitrowej napisany i opublikowany bez jej wiedzy i zgody."
A co takiego zrobił? Ano w imię własnych wyrzutów sumienia - podeptał był swoją byłą partnerkę (bo jak przystało na wrażliwego lewicowca - nie zapytał jej o to, czy sobie tego życzy)
http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/opinie/20140626/graff-dlaczego-nie-napisze-tekstu-o-cvecie-dimitrovej
Czy chcesz dodać coś jeszcze w temacie?