Na moim piętrze,
„drzwi w drzwi” ze mną mieszka pewna rodzina. Rodzina dość
zasobna. Dwa sportowe (kilkuletnie) auta na parkingu, w lecie pan
domu wozi się motocyklem (też dość drogim), młodszy syn jeździ
rowerem wartym niewiele mniej od mojego auta. Odzienie w jakim się
pokazują sąsiedzi również prima sort. Na pierwszy rzut oka –
bogaci ludzie. Ale to tylko złudzenie!
Pewna znajoma mi
osoba razu któregoś przy piwie powiedziała mi, że moi sąsiedzi
starali się o dodatek mieszkaniowy. Co to takiego ten dodatek? Ano
pomoc społeczna dopłaca biednym ludziom (których nie stać na opłaty "mieszkaniowe") do czynszu. Dodatek w onym
czasie maksymalny wynosił chyba 300 złotych. Popatrzyłem na
znajomego i zapytałem czy nie ogłupiał przypadkiem.
- No jak to? Pytam
się – widać, że forsiaści ludzie. Jakim cudem? - To proste -
odpowiedział znajomy. W celu uzyskania dodatku nie trzeba wcale
żadnego wyciągu z Urzędu Skarbowego z całego roku (czyli tego, co
musieli składać ludzie starający się o akademik, na ten
przykład). Nie, nie - wystarczy mieć „odpowiedni” dochód
brutto z trzech miesięcy. Nadal nie byłem przekonany, mając przed
oczami te sportowe auta i ogólnie „wrażenie posiadania
pieniędzy”. Znajomy objaśnił: prowadząc działalność
gospodarczą można bez problemu ów dodatek uzyskać – pod
warunkiem, że się ma nieregularne przychody. Wystarczy tak sobie
płatności faktur ustawić, żeby mieć 3-miesięczną lukę w
dochodach. W następnym miesiącu możecie mieć i 500.000 złotych
przychodu – nikogo to nie obchodzi. Dodatek jest wasz. Zadumałem
się nad tym faktem. Sąsiedzi koniec końców dodatku nie
otrzymali., ale tylko i wyłącznie dlatego, że ktoś się pochylił
nad wnioskiem. Sąsiadka ponoć (gdy urzędnik chciał się umówić
na spotkanie, do którego miał prawo) powiedziała jedynie
„wcześniej nikt do nas nie przychodził i dodatek otrzymywaliśmy
bez problemu”.
Zapytałem znajomego
czy to jest wyjątek czy też norma? Odpowiedzi się spodziewacie
zapewne – norma. Właściciel kilku dobrze prosperujących biznesów
pobiera dodatek mieszkaniowy. Dlaczego? Bo formalnie biznesy należą
do małżonki, a on (na papierach) przymiera głodem. Inny znów
posiadacz firmy o obrotach rzędu kilku milionów rocznie też
dostaje dodatek, bo sobie odpowiednio faktury ustawił.
Rzecz jasna ludzie
różnie reagują na „odmowę”. Kiedyś znajomy polazł na wizytę
(z kompletem dokumentów) do człowieka, który deklarował dochód
rzędu 50 złotych miesięcznie na osobę. Znajomek, otworzywszy
teczkę z dokumentami, zapytał tegoż człowieka, czy podtrzymuje
deklarację. Ten potwierdził. Po czym bardzo zdenerwowało go
pytanie „w jaki sposób mając taki dochód spłaca pan co miesiąc
1.400-złotowe raty za nowe auto? W odpowiedzi usłyszał (zacytuję
dosłownie, choć nie przepadam za stosowaniem tego rodzaju
słownictwa na blogu): „Pan jesteś chuj nie urzędnik,
wypierdalaj pan z mojego domu.”
Na tego rodzaju
„kreatywności” tracą faktycznie ubodzy ludzie. Bo np. staruszka
z niską rentą nie jest w stanie zadeklarować dochodu tak niskiego
jak pan przedsiębiorca. Nie może, bo renta jest regularna. Biorąc
pod rozwagę skalę zjawiska, pomoc społeczna zajmuje się
pomaganiem dobrze sytuowanym ludziom. Rzecz jasna nie wszystkim –
tylko tym „zaradnym”.
Zapadło mi to w
pamięć. Nie mogę bowiem dojść do tego, po cholerę tym ludziom
takie ochłapy. Ja rozumiem – dla przeciętnego Kowalskiego 300
złotych to kwota nie do pogardzenia. Ale dla człowieka, którego
auto spala te 300 złotych przy wyjeździe z parkingu takie pieniądze
to kpina. A jednak chce się im o ten dodatek starać. I teraz trudno
dociec: czy dla nich to jest jakiś rodzaj sportu, „sztuka dla
sztuki” czy też może uważają, że skoro mogą „se załatwić”
to się im należy? Ciekawi mnie to, czy ci ludzie w ogóle byli
świadomi tego, że skoro oni dostają dodatki, to nie dostanie ich
kto inny – być może ktoś komu te 300 złotych jest faktycznie
potrzebne. Wydaje mi się, że nawet jeśli byli świadomi, to mieli
to w głębokim poważaniu. Oczywiście za próbę wyłudzenia (nie
czarujmy się – to wyłudzenie, nic innego) tego świadczenia nie
grozi żadna kara. Tzn. groziłaby, gdyby ktoś przedstawił lewe
zaświadczenia, ale przedstawia jak najbardziej „prawe”. Tylko,
że owe zaświadczenia pokazują jedynie „kawałek” prawdy.
Szczytem absurdu w
mojej opinii jest to, że ci „dobrze sytuowani”, którym udaje
się wyłudzić tego rodzaju świadczenie, zamiast siedzieć cicho i
się cieszyć w duchu, chwalą się tym. Tzn. chwalą się - swoją
„zaradnością”. Wszak udało im się „system” oszukać.
Zastawiające jest jedynie to, czy takie zachowanie to spadek po PRLu
(wszak wtedy wszyscy kradli „państwowe”), czy też jest to już
nasz nowy nabytek kulturowy. Koniec końców jest to kolejny przykład
typowego cwaniactwa, którego nikt się nie wstydzi i nie krytykuje.
Ciekawym, kiedy przepis się zmieni. Kiedy trzeba będzie przedstawić
roczne rozliczenie z US zamiast 3-miesięcznego?
Nie tylko w tej kwestii ludzi oszukują, niestety. Znam sytuacje gdzie dobrze sytuowana rodzina (dwa samochody, świetnie prosperująca firma, ogromny dom w dobrej dzielnicy Krakowa) zw zględu na charakter swojej działalności była zarejestrowana jako rolnicy. Przez ich dochody liczyły się od uprawianej ziemi, a nie faktycznych dochodów ze sprzedaży produktów.
OdpowiedzUsuńDzięki temu, że dochody wychodziły niskie syn na wyższej uczlni mogł starać się o stypendium socjalne. Co tez robił i otrzymywał (niemałą) sumę. W ogóle nie myśląc o tym, że przez to ktoś potrzebujący może tego nie otrzymać lub nie zmieścić się w swoim progu.
Przykre.
Donaldu Tusku zapowiadał zmiany w KRUS - tzn takie, które ukrócą cwaniactwo. Ale nie wiem czy sprawa wyszła poza deklaracje. A mechanizm, który opisujesz jest mi bardzo dobrze znany. Iluż to takich "biedaków" widziałem :)
UsuńByłom tam, widziałom to (i owo). Bardzo mnie rozczulały osoby podjeżdżające pod wydział spraw socjalnych własnymi wozami i ustawiające się po stypendium socjalne. Pytane, czemu w ogóle starają się, odpowiedź brzmiała "bo 200 złotych za nic, więc czemu nie wziąć?"
Usuń@Jiima
Usuń"bo 200 złotych za nic, więc czemu nie wziąć?"
Pewnie z tego samego założenia wychodzą moi sąsiedzi i ich znajomi.
Donaldu Tusku został zablokowany przez Waldemarusa Pawlakusa i jego ziomali. Ot i cały polityczny biznes!
UsuńJa pracowałam z koleżanką, która w pracy "załatwiła" sobie rodzinne (też z socjala), bo wykazała, że jest jedynym żywicielem rodziny. Jej mąż robił remonty i miesięcznie cztery tysiące wyciągał. Ale działalności nie zarejestrował, więc dochodów oficjalnie nie miał. Oczywiście nikt w firmie nie zastanawiał się, jak to się dzieje, że przy tak niskich dochodach pani ta "obnosi się" ze swoją perfekcyjnie wypielęgnowaną urodą, złotą biżuterią godną cygańskiego króla i najmodniejszymi ubraniami.
A kto za to płaci? Pani płaci. Pan płaci i pan też płaci. ;-)
OdpowiedzUsuńFaktycznie to schylanie się po drobne i to jeszcze "brudne" drobne jest w tym wszystkim chyba najdziwniejsze. To co robią jest przecież jak podbieranie ze skarbonki WOŚP.
- To imponujące. A nie boi się pan tak węgiel wozić?
OdpowiedzUsuń- Strach jest... No, ale zasadniczo... się zawsze staramy, żeby mieć kwit...
http://www.bareja.neostrada.pl/skrypt.htm#scena63