piątek, 5 maja 2023

Przypowieść o zapłakanej kuzynce

Ten (eufemizując) bełkot marszałek Witek pokazuje, jak skuteczna jest prawica w narzucaniu swoich bzdurnych narracji. Jakieś dziesięć lat temu prawica się wzmogła: „olaboga, GENDER, bo chłopców przebierają za dziewczynki, a dziewczynki za chłopców”.


W tym miejscu sobie pozwolę na dygresję krótką. Ciekaw jestem, czy oburzona prawica (ta w wieku, że tak to ujmę „niemłodym”) zna taką pozycję książkową (która się nawet serialu doczekała): „Dziewczyna i chłopak, czyli heca na 14 fajerek”? Jestem tego ciekaw, bo tam, (o zgrozo) dziewczynka udawała chłopca, a chłopiec dziewczynkę (i to przez całe wakacje). Idąc tokiem rozumowania prawicy ten straszliwy gender zaatakował nas już w latach 60-tych (bo wtedy ta książka została napisana).


No, ale to dygresja tylko. Wróćmy do meritum. Prawica (jak to prawica ma w zwyczaju) sobie te 10 lat temu wymyśliła jakieś nieistniejące zagrożenie i obiecywała ludziom, że będzie ich przed tym zagrożeniem bronić. Ten temat co jakiś czas się w mediach prawicowych pojawiał, ale generalnie to prawie wszyscy mieli z tego bekę (prawie, bo partyjny beton uwierzył w to zagrożenie).


Po dziesięciu latach prawica (reprezentowana przez Elżbietę Witek) dokonała recyklingu tego zagrożenia. Nie bez przyczyny użyłem takiego, a nie innego sformułowania, bo to, co teraz opowiedziała Elżbieta Witek, to historia (rzecz jasna odpowiednio podkoloryzowana) sprzed dziesięciu lat. Oddajmy głos Elżbiecie Witek. To będzie obszerny cytat, który potem będę rozbierał na czynniki pierwsze.


To, na co zwrócili mi uwagę rodzice i na to, co sama miałam okazję obserwować, to jest nadmierna seksualizacja naszych dzieci. Otóż nie tak dawno przyszła do mnie matka i powiedziała, że dziecko wróciło z przedszkola spłakane. Trudno od takiego małego dziecka wyciągnąć co się stało, co jest powodem tych łez, ale w końcu rodzice przy dłuższej rozmowie dowiedzieli się skąd ten płacz u sześcioletniego dziecka. Otóż pani na zajęciach w przedszkolu, nie w szkole, prosiła, żeby dzieci się przebierały, chłopcy za dziewczynki, a dziewczynki za chłopców. Dostały kosmetyki do malowania, zostały wymalowane, a potem zrobiono tym dzieciom zdjęcia. Kiedy matka zobaczyła zdjęcie swojego syna umalowanego za kobietę, przebranego za dziewczynkę, rozpłakała się i wiedziała już skąd te łzy u dziecka.


Zacznijmy od początku:


„To, na co zwrócili mi uwagę rodzice i na to, co sama miałam okazję obserwować, to jest nadmierna seksualizacja naszych dzieci”.



Przyznam szczerze, że w tym momencie się lekko zagotowałem. Bo to, to jest po prostu prawicowy chochoł. Może inaczej. Problem seksualizacji dzieci faktycznie istnieje. Przykładowo aktorka wcielająca się w rolę „Jedenastki” w serialu Stranger Things, została uznana przez jeden z magazynów (nie pamiętam tytułu) za „seksowną”. Ten drobny szczegół, że Millie Bobby Brown miała w tamtym czasie trzynaście lat, jakoś redaktorom-idiotom umknął.


Znacznie większym problemem jest to, że dzieciaki bardzo wcześnie zaczynają się nawzajem postrzegać jako obiekty seksualne. Problem ten zaś bierze się po części stąd, że dzieciaki maja teraz bezproblemowy dostęp do pornografii. Możecie dbać o to, co wasze dziecko robi w internetach i nadzorować to, co tam ogląda, ale wystarczy jeden rodzic-debil jakiegoś dziecka z otoczenia waszej pociechy, który to rodzic kupi swojej progeniturze telefon, a potem ma w głębokim poważaniu to, co sobie tam progenitura ogląda, żeby wasze dziecko oglądało dokładnie to samo. Niestety, tacy rodzice to nie są jednostkowe przypadki.


Aczkolwiek problem ten nie bierze się jedynie z dostępu do pornografii. Pozwolę sobie wam pewną anecdatę opowiedzieć (skoro wolno Elżbiecie Witek, wolno i mnie). Niezliczoną ilość razy miałem do czynienia z takim scenariuszem: wraca sobie moja pociecha ze szkoły i sobie podśpiewuje jakąś piosenkę. Wrzucam sobie więc ten zasłyszany tekst w google i w jakichś 95% przypadków okazuje się, że w dalszej części piosenki poruszane są, że tak to ujmę. „wiadome kwestie” (nie, nie przemawia przeze mnie pruderia, ale wolałbym nie wyłapać shadowbana za używanie jakichś zwrotów, które się aktualnie nie podobają algorytmom na FB).


Mógłbym tak praktycznie w nieskończoność o tych różnych zagrożeniach tutaj opowiadać, ale nie czas to i nie miejsce. W telegraficznym skrócie: owszem problem seksualizacji dzieci istnieje, ale to, na czym skupia się prawica, nie ma absolutnie nic wspólnego z tym problemem.


O czym bowiem dalej opowiadała Witek? O tym, że ktoś „przebrał dziewczynki za chłopców, a chłopców za dziewczynki”. Czy ma to jakiś związek z problemem, o którym wspomniałem i którym ponoć chciała się zająć Zjednoczona Prawica? A gdzie tam.


„Otóż nie tak dawno przyszła do mnie matka i powiedziała, że dziecko wróciło z przedszkola spłakane. Trudno od takiego małego dziecka wyciągnąć co się stało, co jest powodem tych łez, ale w końcu rodzice przy dłuższej rozmowie dowiedzieli się skąd ten płacz u sześcioletniego dziecka”.


Nad tym fragmentem będę się pastwił znacznie później, teraz go wrzucam jedynie po to, żeby zwrócić uwagę na to, że jest to odmiana ulubionej prawicowej narracji pt. „zapłakana kuzynka”.


„Otóż pani na zajęciach w przedszkolu, nie w szkole, prosiła, żeby dzieci się przebierały, chłopcy za dziewczynki, a dziewczynki za chłopców. Dostały kosmetyki do malowania, zostały wymalowane, a potem zrobiono tym dzieciom zdjęcia. Kiedy matka zobaczyła zdjęcie swojego syna umalowanego za kobietę, przebranego za dziewczynkę, rozpłakała się i wiedziała już skąd te łzy u dziecka”.


Każdy, kto ma dziecko w wieku przedszkolnym, bądź też wczesnoszkolnym wie, że ten fragment to po prostu najzwyklejsza w świecie bzdura.


Po pierwsze, rodzice są informowani o tym, że ich pociechy będą miały zajęcia „inne niż zwykle” i to są informowani z wyprzedzeniem. Po drugie, na udział w tego rodzaju zajęciach trzeba wyrazić zgodę (wie o tym każdy, kto rok rocznie podpisuje zyliony zgód na różne zajęcia). Po trzecie, nawet gdyby rodzic podpisywał wszystko automatycznie, to o „innych niż zwykle” zajęciach informowane są również dzieci. Tak, wiem, często się zdarza, że dziecku się „zapomni” (albo się przypomni wtedy, gdy trzeba iść spać, bo to przecież najlepsza pora), ale to nie jest coś nudnego w rodzaju „przynieść blok techniczny”, ale „przebieranki” i to dzieciakom by utkwiło w głowie. Po czwarte (związane jest to z punktem drugim), jeżeli na zajęciach robione były zdjęcia, to rodzice musieli wcześniej na to wyrazić zgodę (tak samo, jak na publikację tych zdjęć [do której musiało dojść, bo przecież matka się popłakała, jak zobaczyła te zdjęcia]).  Po piąte, ze wszystkich prawicowych historii, które się nie wydarzyły, ta nie wydarzyła się najbardziej.


Przez moment załóżmy, że to była prawda. Co nam wynika z tej historii? Ano to, że do Elżbiety Witek przyszli rodzice, którzy zaniedbują swoje dziecko w stopniu cokolwiek zatrważającym. Nie interesują się tym, co dziecko robi w przedszkolu, nie czytają zgód, które podpisują i nie rozmawiają ze swoim dzieckiem (no chyba, że dziecko zacznie płakać). Relacja złożona Elżbiecie Witek przez rodziców, zaniedbujących swoje dziecko tak nią poruszyła, że postanowiła, że „coś z tym trzeba zrobić” (rzecz jasna z systemem edukacji, a nie z rodzicami).


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Ktoś może powiedzieć: no dobrze, ale skąd ta pewność, że taka historia się na pewno nie wydarzyła (no dobra, nikt tak nie powie, ale jakoś musiałem zacząć ten kawałek). Ano stąd, że gdy napisałem o recyklingu, to nie miałem na myśli jedynie „zamysłu”. Prawica po prostu sięgnęła po wydarzenie sprzed dziesięciu lat i je odpowiednio zmodyfikowała.


Tak się bowiem złożyło, że tamto wzmożenie sprzed dziesięciu lat wzięło się stąd, że w jakimś przedszkolu faktycznie doszło do takich przebieranek. Nikt nie robił chłopcom makijażu, ale na jednym ze zdjęć jeden z chłopców malował paznokcie wychowawczyni, a na drugim robił jej makijaż (wszystko zostało zapikselowane, więc nie jesteśmy w stanie ocenić tego, jak bardzo wychowawczyni przypominała potem Heatha Leadgera). Wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi przepisami (gdyby było inaczej, prawica nie dałaby nikomu o tym zapomnieć). Dzieciaki się dobrze bawiły, a zdjęcia zostały opublikowane z internetach (i znowuż, gdyby ktoś opublikował takie fotki bez zgody rodziców, to byłby to srogi przypał).  I jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, prawica miała incydent kałowy.


No bo wiecie, rodzice mają prawo wychowywać dzieci zgodnie ze swoimi przekonaniami, pod warunkiem, że są to przekonania zgodne z przekonaniami prawicowymi. W jednym z artykułów jakiś prawicowy profesor się wzmagał, że przecież rodzice powinni mieć prawo do tego, żeby wiedzieć, co będą robić ich dzieci w przedszkolu. Ten konkretny chochoł (rodzic, który nie jest o niczym informowany i o niczym nie wie) jest nadal obecny w prawicowych narracjach. I tak sobie dumam. Co sobie myśli PiSowski beton, który z jednej strony wierzy w to, co mu mówią (że o niczym nie wie/etc.), a z drugiej podpisuje zyliony zgód na różne zajęcia. Ciekaw jestem i to tak autentycznie, czy tym ludziom się to jakoś wiąże ze sobą, czy też „są to sytuacje nieporównywalne”.


Redaktorzy mojego (najulubieńszego) portalu wPolityce sięgnęli nawet po opinię ekspertów (jedna z takich ekspertek, cóż za zaskoczenie, jest członkinią „Rady do spraw Rodziny, Edukacji i Wychowania przy Prezydencie Rzeczypospolitej Polskiej”). Ekspertka (która pewnie sama o sobie powiedziałaby, że jest ekspertem, bo prawie na pewno brzydzi się feminatywami) wypowiedziała się w sposób właściwy dla typowego prawicowego intelektualisty: „takie zajęcia prowadzą do ogromnego „bałaganu” w psychice dziecka i mogą się ciągnąć za nim przez całe dorosłe życie. Takie odzieranie chłopców z godności to dla mnie przestępstwo”.


Ja się na serio zastanawiam nad tym, czy ci ludzie wierzą w te głupoty. Czy osoba, która kilkadziesiąt lat zajmowała się edukacją, która jest pedagogiem z wykształcenia (tak więc, siłą rzeczy musiała mieć styczność z psychologią rozwojową/etc.) wierzy w te idiotyzmy o tym, że jak się raz chłopiec przebierze w sukienkę, założy perukę/etc. to od tego mu się może psychika rozlecieć  i może to rzutować na całe jego życie. Ja tam specjalistą nie jestem, ale wydaje mi się, że znacznie większy wpływ na psychikę chłopców ma tzw. „bullying”, ale, jak już wspomniałem, nie jestem ekspertem, więc mogę się mylić.


Wspomniałem wcześniej o tym, że ze wszystkich prawicowych historyjek, które się nie wydarzyły, ta o której opowiadała Witek, nie wydarzyła się najbardziej i teraz ten wątek pociągnę dalej. Sytuacja (chłopcy z w perukach/etc.), która doprowadziła do incydentu kałowego praktycznie całą prawicę, miała miejsce w 2013 roku. Elżbieta Witek chce nam wmówić, że w ósmym roku rządów Zjednoczonej Prawicy, za czasów ministrowania Czarnka, ktoś w jakimś przedszkolu odważył się przeprowadzić zajęcia, na których dzieciaki się przebierały, robiono im makijaże i fotki (które następnie opublikowano) i do tego (co można uznać za cebulę na torcie) zajęcia te przeprowadzono bez uprzedniego informowania o tym rodziców? Tak, to na pewno się wydarzyło i dlatego, MEiN, Ordo Iuris i Zbigniew Ziobro jeszcze nie rozerwali tego przedszkola na strzępy, a TVP Info nie zrobiło na ten temat dwugodzinnego materiału pt. „rzeź niewiniątek”.  


Prawda jest taka, że dokonano reanimacji (no ileż razy można używać słowa „recykling”) tych narracji z 2013 roku. Ponieważ PiSowscy spindoktorzy mieli świadomość tego, że w straszliwą krzywdę, którą spotkała dzieciaki uwierzy tylko beton, musieli to wszystko podkolorować. Mało kto (poza betonem) potraktował poważnie bzdury o tym, że przebranie chłopca w sukienkę zniszczy chłopcu psychikę i że jest to „odzieranie chłopców z godności”. Dlatego też teraz mamy do czynienia ze zmyśloną historią, której ofiarą jest mały chłopiec (tak bardzo zrozpaczony, że nawet trudno mu było opowiedzieć o tym, co go spotkało). Ofiarą jest również jego matka, która nie została poinformowana o tym co się działo w przedszkolu (dlatego też potrzebne są zmiany, o których opowiadała Witek) Mamy więc do czynienia z kolejną prymitywną manipulacją, przy której „zapłakana kuzynka” to szczyt finezji.


Znamienne jest to, że prawica, która teraz na podstawie całkowicie zmyślonej anegdoty chce „zmieniać prawo”, żeby „chronić dzieci”, zupełnie ignoruje realne zagrożenia. Ja wiem, że to już było dawno temu, ale nieśmiało przypominam, że z filmu „Tylko nie mów nikomu” mogliśmy się dowiedzieć o tym, że duchowny, skazany za pedofilię, bez najmniejszego problemu prowadził zajęcia z dzieciakami (na których, o ironio, opowiadał o tym, jak to teraz księży się oskarża o to, że są źli/etc.). Różnica między tym, co opowiedziała Witek, a tą historią polega na tym, że ta historia, niestety, miała miejsce. I co? I nic. Ponieważ państwo pod rządami Zjednoczonej Prawicy potrafi być silne jedynie w stosunku do słabych (czyli, na ten przykład NGOSów), a beznadziejnie słabe w stosunku do silnych (Kościół).



Źródła:

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1654118640600625163

http://300polityka.pl/live/2023/05/04/witek-pani-na-zajeciach-w-przedszkolu-prosila-zeby-dzieci-sie-przebieraly-chlopcy-za-dziewczynki-a-dziewczynki-za-chlopcow-postanowilam-ze-trzeba-cos-z-tym-zrobic/

https://www.popbuzz.com/tv-film/stranger-things/millie-bobby-brown-sexiest-tv-stars-and-like/

https://wpolityce.pl/gwiazdy/72208-ala-jest-chlopcem-a-jas-dziewczynka

https://wpolityce.pl/gwiazdy/80016-jednak-przebieraja-dzieci







3 komentarze:

  1. Ciekawe, że o psychikę dziewczynek nikt się nie martwi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie? Też mi się to rzuciło w oczy, ale to mimo wszystko „totalny brak zaskoczenia”.

      Usuń
  2. W trzecim paragrafie od końca jest zła data (2013 zamiast 2023).

    Dziękuję Pikniku za dobry wpis.

    OdpowiedzUsuń