piątek, 17 lutego 2023

Jarosław w krainie TikToka

Ten tekst miał być pierwotnie kawałkiem Hejterskiego Przeglądu Cyklicznego, ale trochę za bardzo mi się rozrósł (bo w trakcie pisania pojawił się artykuł, nad którym bardzo, ale to bardzo chciałem się poznęcać), tak więc postanowiłem go wrzucić osobno.


Niniejszy tekst zaczniemy od „ciągu dalszego” akcji „Okiem młodych”. To, że ta cała akcja skończy się spektakularną klapą, było wiadomo od początku. Od początku było też wiadomo, że zaczęła się ona dlatego, że Genialny Strateg zapowiedział „ofensywę smartfona”. Co zrozumiałe, osoby, które tej akcji dawały twarz twierdziły, że to jest inicjatywa oddolna i PiS nie ma z nią nic wspólnego. Potem zaś wydarzyło się kilka rzeczy. Najpierw jedna z twarzy tej akcji wygrała konkurs historyczny organizowany przez TVP. Nie mam pojęcia czy ta „twarz” to wygrała legitnie, czy też nie, bo nie ma szansy na to, żeby to zweryfikować. Niemniej jednak, w kontekście działalności prowadzonej przez tę twarz, owo zwycięstwo wyglądało cokolwiek wieloznacznie.


Na tym się jednakowoż „przypadki” związane z tymi twarzami nie kończą. Otóż, 7 lutego w trakcie robienia prasówki trafiłem na taką oto historię: „Oskar Szafarowicz, jeden z twórców profilu "Okiem młodych", dostał właśnie pracę w Krajowym Zasobie Nieruchomości - donosi wp.pl. 22-latek znany jest z promowania PiS i jego polityków w mediach społecznościowych oraz ostrej krytyki opozycji.”. Gdzieś mi mignęła wymiana ćwitów, w trakcie której główny zainteresowany (a raczej główny obdarowany) tłumaczył (komuś, kto napisał, że ten stołek mu się po prostu należał), że jedyne, co mu się należało, to zwycięstwo w konkursie, bo się do niego bardzo dobrze przygotował, a co do stanowiska, to najwyraźniej najlepiej wypadł w procesie rekrutacyjnym.  


Przyznam szczerze, że zastanawiałem się przez chwilę nad tym, czy ten konkretny stołek dla tej konkretnej osoby dowodzi tego, że PiSowcy są pewni swojej trzeciej kadencji i ich zdaniem nic nie jest w stanie im zaszkodzić, czy też może gdy go obdarowywali, to powiedzieli „masz, młody i korzystaj, bo nie wiadomo, co będzie po październiku”. Jeszcze innym przypadkiem, związanym z twarzami wiadomej akcji było to, że: „Ubiegłoroczna marszałek Sejmu Dzieci i Młodzieży, dziś została nową pełnomocnik okręgową Forum Młodych PiS okręgu 52, obejmującego Opole oraz powiat ziemski. Wiktoria Mielniczek będzie aktywizować młodych i zachęcać do współpracy, w - jak mówi - trudnym roku wyborczym.”.


Ja sobie tu heheszkuję trochę, ale mam świadomość tego, jak bardzo PiSowi zależy na tym, żeby w internetach cokolwiek jeszcze znaczyć. Gdy pomału docierało do nich to, że to „Okiem młodych” jednak nie ma sensu, postanowili „nawiązać współpracę” z jednym z influencerów. Zrobiono to bardzo subtelnie. Otóż, pewnego razu typ zaczął praktycznie cytować TVP Info. Powiedzieć, że zostało to nieszczególnie dobrze przyjęte, to jak nic nie powiedzieć.


Zastanawiałem się nad tym „co będzie dalej”, bo oczywiste było dla mnie to, że PiS tych internetów nie odpuści. Jakiż był mój brak zdziwienia, gdy dzisiaj przeczytałem news: „PiS chce odwojować internet i wchodzi na TikToka. Poręba do młodych: “Alternatywa, którą wam się próbuje wtłoczyć w głowy nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, my dotrzymujemy słowa”. Ujmując rzecz innymi słowy: „Słuchajcie, głąby! Dajecie sobą manipulować i dajecie się okłamywać. Poza tym chyba sobie zapomnieliście, że w tym kraju to my mamy monopol na prawdę!”.


Po pierwsze, brawa dla Poręby za to, że przynajmniej jest szczery. Po drugie, jak tak sobie obserwuję te internetowe poczynania PiSu, to mi się przypomina taka dość stara gra, którą był Far Cry 3. Tam główny antagonista (Vaas) podzielił się z bohaterem gry swoją definicją szaleństwa/niepoczytalności, w której to definicji chodziło o to, że mamy do czynienia z szaleństwem wtedy, gdy ktoś robi cały czas to samo oczekując, że za którymś razem to, co robi, będzie miało inny rezultat. Moim zdaniem, pisowscy spindoktorzy wychodzą z założenia, że z ich przekazem jest wszystko w porządku, a cały problem polega na tym, że ten przekaz po prostu nie dociera do młodzieży. Na to, że ten przekaz, owszem, dociera, ale młodzież w najlepszym przypadku będzie się z niego śmiała, jeszcze nie wpadli. Jestem na serio ciekaw, jakie będą kolejne pomysły PiSu na „odzyskanie internetu”. Ciekawi mnie również, ile razy już trzeba było Kaczyńskiemu tłumaczyć, że Obajtek nie jest w stanie kupić TikToka, ani Facebooka.


Już po napisaniu powyższego kawałka oczom mym ukazał się artykuł, w którym Kamila Baranowska (wcześniej produkowała się w zupełnie bezstronnym tygodniku „Do Rzeczy”), zaczęła tłumaczyć, o co tak właściwie chodzi w tej Tik Tokowej kampanii PiSu. Pozwolę sobie zacytować cały lead artykułu: „PiS wystartowało z kampanią skierowaną do młodych na TikToku. Partia chce, by jak najwięcej jej polityków założyło tam konta. Stojąca za tym kalkulacja zaskakuje. PiS wie, że młodych nie przekona, chce ich więc... zdemobilizować. Interia dotarła do wewnętrznych badań PiS, które stoją za tą strategią. Jeśli się powiedzie, może przesądzić o wyniku jesiennych wyborów.”


No dobrze, przez moment załóżmy, że to wszystko jest na poważnie. Co tam wychodziło w badaniach temu PiSu? Zapnijcie pasy, bo będzie zabawnie: „Jak ustaliła Interia, PiS dysponuje własnymi, wewnętrznymi badaniami, przeprowadzonymi na dużej grupie 3 tysięcy respondentów, które pokazują, że młodzi są nie tyle antyPiSowscy, co słabo zorientowani, obojętni lub całkiem niezainteresowani polityką. Można by ich określić mianem pokolenia "whatever”.


Bardzo, ale to bardzo chciałbym dotrzeć do metodologii tych badań. Mam bowiem przeczucie graniczące z pewnością, że albo ta metodologia srogo kuleje, albo badania dotyczyły czegoś zupełnie innego niż wnioski, które z tych badań zostały wyciągnięte przez „mędrców” z PiSu.


Jeżeli zaś chodzi o samo zaangażowanie „w politykę”, to ja, czytając te wynurzenia, mam takie jakieś wewnętrzne odczucie, że się symulacja zacięła. Ja wiem, że dla specjalistów od narracji bieżących to są „zamierzchłe czasy”, ale doskonale pamiętam, jak to się prawica wzmagała w 2020 roku, kiedy to po zaostrzeniu prawa aborcyjnego na ulice wyszła ogromna liczba ludzi. W tym ogromie, ku skrajnemu przerażeniu prawicy było bardzo, ale to bardzo dużo ludzi młodych. Nie, nie przesadzam z tym skrajnym przerażeniem. Prawica liczyła wtedy na bierność młodzieży i była absolutnie wręcz nieprzygotowana na to, co się działo (nie, nasyłanie na młodzież nafuranych karków z pałkami teleskopowymi nie jest dowodem na „przygotowanie”). Czemu prawica była nieprzygotowana? Ano temu, że liczyła na bierność młodych ludzi. No bo skoro nie protestowali przeciwko przejęciu TK (nie stykało tym mędrcom we łbach, że 4 lata wcześniej ci ludzie mogli być jeszcze zbyt młodzi na protesty), to pewnie się już nigdy nie ruszą z domów, prawda?


Z badań, które wtedy przeprowadzano, wynikało, że młodzież właśnie ostro skręca w lewo. Rzecz jasna, polska lewica parlamentarna postanowiła w ogóle nie zwracać uwagi na te wyniki badań. A nie, przepraszam, pochwalono się tymi sondażami i nie zrobiono absolutnie nic, żeby ten skręt wykorzystać do zdobycia większego poparcia. No, ale to dygresja jedynie. Cofnijmy się parę lat od tego 2020. Wtedy bowiem, na „bierną młodzież” narzekała opozycja parlamentarna. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że był (dość krótki) okres, w którym PiS (oraz rządowi mediaworkerzy) wychwalali młodzież, bo ta głosowała na partię Kaczyńskiego. Jeżeli ktoś chciałby nieco więcej o tym poczytać, to w komentarzach wrzucę link do mojej ściany tekstu na ten temat.


Jestem zagorzałym przeciwnikiem generalizacji, ale generalnie rzecz ujmując, na młodzież narzeka każdy, komu nie podoba się to, co robi (bądź też czego nie robi) młodzież. Jedynym punktem stałym jest w tym wszystkim Jarosław Kaczyński, bo on młodzieżą po prostu gardzi. Gardzi nią niezależnie od tego, czy młodzież głosuje na PiS, czy też przeciwko PiSowi. No ale, to znowuż była dygresja.


Mamy rok 2023. Na własne oczy widzieliśmy to, jak bardzo młodzież jest zainteresowana polityką i tym, jaki wpływ ta polityka może mieć na jej życie. Dlatego we łbie mi się nie chce zmieścić to, że ktoś mógł przeprowadzić poważne badania, w których wyszło coś innego. Chyba, że ktoś je źle przeprowadził i zamiast zaangażowania młodzieży i jej zainteresowania tym, co się dzieje dookoła badano to, jakie podejście młodzież ma do PiSu. Nawet, jeżeli ktoś chciał przebadać tę drugą kwestię, to najprawdopodobniej źle do tego podszedł. Nie powinno się bowiem w tych badaniach sprawdzać „antyPiSowości”, ale to, jakie młodzież ma zdanie w kwestiach, w których PiS deklaruje dość jednoznaczne stanowiska. Chodzi mi o takie kwestie, jak podejście do elgiebetów, praw reprodukcyjnych, mniejszości etnicznych, zmian klimatycznych, Kościoła i tak dalej i tak dalej. Gdyby badania przeprowadzono w ten sposób, PiSowska wierchuszka miałaby doskonały wgląd w to, jak bardzo PiS rozjechał się z młodzieżą.


Pozwolę sobie to ująć jeszcze inaczej. Ja nie wykluczam tego, że jak oni badali podejście do samego PiSu, to im mogło wyjść, że część młodzieży miała na temat partii zdanie takie, że #nikogo. Jednakowoż jestem przekonany o tym, że gdyby badano podejście do biologicznego rasizmu, siania nienawiści względem elgiebetów (i podniecanie się określeniami takimi, jak „zaraza”), dbania o to, żeby Kościół (od którego młodzież odwraca się bardzo, ale to bardzo szybko) miał wpływ na życie obywateli naszego kraju i tak dalej i tak dalej, to uzyskano by nieco lepszy ogląd sytuacyjny.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Nie, nie możemy jeszcze zatrzymać karuzeli śmiechu, bo trzeba wziąć na tapetę kolejny fragment. Wydaje mi się, że z tego właśnie fragmentu wywnioskowano, że „młodzież jest bierna”: „W przedziale wiekowym 18-24 poparcie dla PiS zadeklarowało 15 proc. wyborców. Dla porównania poparcie dla PO wyniosło 19 proc., dla Polski 2050 Szymona Hołowni 19 proc. Nowa Lewica może liczyć na 11 proc., a Konfederacja 10 proc. Najwięcej, bo 26 proc. młodych, na pytanie, na kogo chciałoby głosować, odpowiedziało: "Nie wiem".” Czy można z tego wywnioskować, że młodzieży jest wszystko jedno? Owszem, można, tyle że będzie to tzw. „wiosek niewynikający”. Te 26 proc. młodych nie powiedziało, że im „wszystko jedno”. Oni powiedzieli, że nie wiedzą na kogo zagłosują. Wniosek z tego płynie taki, że jeżeli „dostaną” od którejś partii odpowiednią „ofertę” programową, to poprą tę właśnie partię. W kontekście powyższego strategia „będziemy ich zniechęcać” może się okazać dla PiSu samobójcza (czego sobie i wam życzę).


Przyznam szczerze, że na samym początku myślałem sobie, że (ze względu na autorkę artykułu) jest to po prostu kolejny artykuł pt. „genialny PiS znalazł jeden prosty sposób”. Potem jednakowoż do mnie dotarło, że gdyby tak było, to w artykule nie byłoby żadnych „kawałków” badań. Te „kawałki” dowodzą tego, że to nie redaktor Baranowska sobie wymyśliła ten bardzo sprytny plan. Ten plan został wymyślony na Nowogrodzkiej, która śmiertelnie obraziła się na młodzież (o panu z Żoliborza już wspominałem, więc teraz nie trzeba).


I znowuż, przez moment potraktujmy to wszystko poważnie. Niech tam będzie, że PiS ma taki, a nie inny plan. Partia Kaczyńskiego udowodniła, że jeżeli coś jest w stanie dobrze robić, to tym czymś jest prowadzenie wojny informacyjnej ze społeczeństwem. Każda sytuacja, w której PiS coś zawalił, jest momentalnie „zaciemniana” zylionem narracji po to, żeby przeciętny obywatel, który nie ma czasu na jakieś tam pogłębione researche, bardzo szybko doszedł do wniosku, że „wszyscy oni po jednych pieniądzach”. Przez moment załóżmy, że zastosowanie tej konkretnej strategii komunikacyjnej jest sensowne (o tym, czemu nie jest, będzie za moment) i że to „może się udać”. Po co, na litość nieisitniejącego bytu transcendentnego o tym opowiadać? Ok, gdybyśmy byli mniej więcej w „połowie” tej ich akcji „zaciemniania” i gdyby zaczynało się to odbijać na sondażach, to „chwalenie się” tym można by było zrozumieć (tzn. nadal byłaby to głupota, ale znacznie mniejszego kalibru). Na czym Poręba chce budować zasięgi? Na artykułach, w którym PiSowcy tłumaczą, że te filmiki to tylko po to, żeby zniechęcić młodzież do udziału w wyborach? Czy nikt tam nie wpadł na to, że, no nie wiem, młodzież umie czytać i może trafić na te artykuły i się nieco zirytować na to, że PiS bawi się z nią w wojnę informacyjną?


Miało być o tym, czemu ten plan jest, eufemizując, nie za mądry. PiS bawi się w wojnę informacyjną ze społeczeństwem od początku swoich samodzielnych rządów. Co za tym idzie, ta strategia „zniechęcania” jest stosowana od dawna. Cały ten szum informacyjny dociera do młodzieży już teraz. Innymi słowy, robienie jakichś dodatkowych akcji internetowych jest pozbawione sensu, a na dodatek może być przeciwskuteczne. Może się bowiem okazać (czego sobie i wam życzę), że PiS wjeżdżając wszędzie z tymi swoimi bieda akcjami jeszcze bardziej zantagonizuje młodzież. Potem pewnie będzie płacz i zgrzytanie zębów, jak im z kolejnych (równie genialnie przeprowadzonych) badań wyjdzie, że po tych wszystkich akcjach młodzi reaguję alergicznie już nie tylko na te wcześniej wymienione „punkty zapalne” (biologiczny rasizm/etc.), ale też na sam PiS. Ponadto, może się okazać, że te akcje zachęcą młodzież do głosowania (na zasadzie „każdy, byle nie te namolne matoły, przez które strach lodówkę otworzyć”).


Poza tym, jest jeszcze jedna, drobna, kwestia. PiS się z tym swoim „podbojem” TikToka spóźnił. O ile? O jednego Patryka Jakiego i jedną Solidarną Polskę. Praktycznie niemożliwe jest wpasowanie się tam z jakimś „umiarkowanym” przekazem w sytuacji, w której już od ponad półtora roku produkuje się tam jeden z najbardziej toksycznych polityków Zjednoczonej Prawicy, który to polityk do perfekcji opanował znajomość algorytmów sterujących „dużymi” platformami społecznościowymi (serio, typ jest na Instagramie, Facebooku, Twitterze i Tiktoku) i który (razem ze swoją partią) 24/7 epatuje skrajnie antyunijnymi narracjami. Nie jest więc tak, że PiS usiłuje wypełnić jakąś próżnię. PiS próbuje wejść do medium społecznościowego,  którego „podział” dokonał się już jakiś czas temu. Co ciekawe, umknęło to chyba wszystkim, którzy niezdrowo emocjonowali się tym „wejściem PiSu na TikToka”.


Na sam koniec zostawiłem sobie kwestię ostatnią. Zastanawiające jest to, po co PiSowcy chwalą się tym swoim „sprytnym planem” na wygraną w wyborach poprzez zniechęcanie młodzieży do udziału w głosowaniu. To chwalenie się jest bezsensowne z przyczyn, które wcześniej opisałem. No to czemuż, ach czemuż się tym chwalą (wiedząc doskonale, że rok 2015 i ich dominacja w internecie się już raczej nigdy nie powtórzy)? Żeby pokazać, że nie odpuszczają i że „coś robią”. Żeby pokazać, że jednak chcą walczyć o tę „trzecią kadencję”. Tak w temacie tej trzeciej kadencji, to dziwię się temu, że nikt z opozycji nie zrobił PiSowi tego, co PiS robi wszystkim i nie zaczęły się próby „zaciemniania”. No bo przecież to jest trzecia kadencja PiSu, czyżby nie zależało im na wygraniu kolejnych wyborów (tak, wiem, że pewnie chodzi o samodzielne rządy, ale, no cóż, nigdzie nie jest to wyszczególnione).


Całe to ogłaszanie z wielką pompą akcji, której założenia powinny być schowane przed publiką (ja mam o naszej opozycji zdanie takie, a nie inne, ale nawet nasza opozycja może wpaść na pomysł wrzucenia narracji „czołem, młodzieży! PiS nawet nie kryje się z tym, że chce was zniechęcać do głosowania, jak myślicie, czy robi to dlatego, że wprowadzane przez tą partię pomysły będą wam służyć, czy też nie?”, albo czegoś w tym rodzaju) to próba przekazania własnemu elektoratowi (który też już pewnie średnio wierzy w kolejną kadencję), że tu się cały czas coś dzieje! Poza tym jest to próba przekonania własnego obozu do tego, że „wszystko idzie zgodnie z planem”. Czy z tego wynika, że część aktywu partyjnego wierzy w to, że uda się wygrać wybory poprzez „zniechęcenie” młodzieży? Pewnie tak. Nieśmiało przypominam, że mowa tu o ludziach, którzy wierzyli w to, że tupolew został wysadzony w powietrze, tak więc pokłady wiary są tam dość spore. Jednakowoż szczerze wątpię w to, że wierzył, na ten przykład, Tomasz Poręba, bo gdyby wierzył w takie brednie, to jego kariera polityczna już dawno by zgasła.



Źródła:

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,29441725,media-wychwalal-pis-bronil-czarnka-22-latek-z-ciepla-posadka.html

https://twitter.com/Szafarowicz2001/status/1623037192753844224

https://opole.tvp.pl/66012131/bedzie-aktywizowac-mlodych-wiktoria-mielniczek-nowa-pelnomocnik-forum-mlodych-pis?

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/filip-zabielski-tiktok-pis-pochwala

https://twitter.com/300polityka/status/1625781327759802370

https://www.google.com/search?client=firefox-b-d&q=definition+of+insanity+vaas

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-drugie-dno-ofensywy-pis-na-tiktoku-dotarlismy-do-wewnetrznyc,nId,6601560

Narzekanie na młodzież w 2018:

https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,163229,23758052,wszystko-wam-jedno-obudzicie-sie-gdy-przestanie-dzialac-netflix.html

Moja ściana tekstu w temacie „młodzieżowym” z 2020 roku.

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2020/11/a-poza-tym-sadze-ze-z-modzieza-nalezy.html















czwartek, 9 lutego 2023

Równi i równiejsi

Siedziałem sobie i grzecznie pisałem krótki tekst o rosyjskiej dezinformacji, aż tu nagle kilka osób wysłało mi link do artykułu o moim ulubionym polityku z Opola.


Jakiś czas temu wspomniałem o tym, że ojciec Doktora Chłopaka z Biedniejszej Rodziny (Ireneusz Jaki, który wcale, a wcale nie był opolskim notablem w czasach, o których Patryk Jaki twierdził, że się wtedy w domu „nie przelewało”) ma problemy natury zawodowej i opisałem te problemy w telegraficznym skrócie (jeżeli ktoś przegapił, to link w źródłach znajdzie). Teraz okazało się, że sprawa ma spektakularny ciąg dalszy.


Artykuł, który mi podrzuciło kilka osób, ma tytuł z gatunku selfexplanatory: „Patryk Jaki interweniował w sprawie ojca w inspekcji pracy”. Ja w tym miejscu poczynię krótką dygresję. Myśmy się już przyzwyczaili do rządów Zjednoczonej Prawicy tak bardzo, że tego rodzaju tytuł nie robi na nas wrażenia. No bo czego innego spodziewać po ludziach, którzy non stop nadużywają tego, że ich opcja polityczna jest akurat przy władzy.


Tak się składa, że w normalnych okolicznościach przyrody, artykuł o takim tytule traktowałby o tym, że Patrykowi Jakiemu właśnie się skończyła kariera polityczna. Ponieważ okoliczności przyrody normalne nie są, jest po prostu jeden z bardzo wielu artykułów o zbliżonej tematyce, który to artykuł przeszedł praktycznie bez echa.


No dobrze, od czego zaczniemy? Ano może od tego, co na temat swojej „interwencji” miał do powiedzenia Patryk Jaki: „- To żadna tajemnica. Byłem w tej instytucji i wszędzie, gdzie się da. Nagłaśniam sprawę, robię konferencje, ja i ojciec wysyłamy oficjalne pisma do PIP i innych  instytucji. Mówiłem o tym publicznie”. Z tego by wynikało, że bezproblemowo można by było się dowiedzieć tego, w jaki sposób przebiegały te „interwencje” prawda?


Otóż nie do końca, o czym świadczy końcówka artykułu z Interii: „Chcieliśmy się dowiedzieć czegoś o wizytach Patryka Jakiego w Głównym Inspektoracie Pracy bezpośrednio od PIP, ale nie uzyskaliśmy odpowiedzi na nasze pytania w tym zakresie.”. Innymi słowy wszystko było tak bardzo jawne, że aż nie można się dowiedzieć, co tak właściwie się tam działo.


Tu w sumie dochodzimy do pierwszej, eufemizując, „niejasności” związanej z tą „interwencją” (tzn. w sumie z tymi „interwencjami”, bo wizyt było sporo). No bo tak właściwie, to o co chodzi z tą interwencją? Czy każdy obywatel może w ten sposób „interweniować”? Czy każdy obywatel może sobie iść z interwencją do PIP, jeżeli nie będą mu się podobały ustalenia Państwowej Inspekcji Pracy? Choć Patryk Jaki stara się być bardzo przekonujący, to ja mu jakoś nie wierzę. Coś mi się wydaje, że to wszystko opiera się na tym, że jeżeli chodzi o prawo, to są ludzie równi i równiejsi.


No bo tak na poważnie: gdyby przeciętny Kowalski (nie mylić z nieprzeciętnym Januszem Kowalskim) chciał się bawić w taką interwencję, to osiągnąłby jedynie tyle, że narobiłby problemów sobie i osobie, której chciał „pomóc”. Prawda jest taka, że „interwencja” Jakiego mogła zadziałać tylko i wyłącznie dlatego, że jego partyjny kolega jest Ministrem Sprawiedliwości. Warto w tym miejscu przypomnieć o tym, że gdy dziennikarka pisała o sprawie Ireneusza Jakiego, to Patryk zaprosił ją na rozmowę, do Ministerstwa Sprawiedliwości właśnie. Aczkolwiek z tym MS to może tylko moja złośliwość. Może Patryk Jaki nie mógł zaprosić dziennikarki gdzie indziej, bo pochodzi z biedniejszej rodziny i po prostu było mu wstyd?


W tym miejscu krótka dygresja będzie, bo Patryk Jaki z uporem maniaka o miejscu pracy swojego ojca mówi, że to „firma”. Na litość nieistniejącego bytu transcendentnego: to nie jest żadna „firma”, tylko spółka miejska. Czemu więc Jaki to robi? Fachowo nazwać to można „przemyślaną strategią komunikacyjną". Gdy swego czasu Jaki został przyciśnięty przez dziennikarzy przyznał, że owszem, pomógł ojcu „odzyskać” pracę, ale to tylko dlatego, że ten ojciec został „dekadę wcześniej” niesłusznie zwolniony. W żadnej z wypowiedzi (z którymi miałem styczność, a jak się pewnie domyślacie, było ich sporo) Jaki nie nazwał spółki miejskiej – no cóż, spółką miejską. To zawsze jest „firma”, albo „miejsce pracy”. Czemuż, ach czemuż tak się dzieje? Bo gdyby przyznał, że to spółka miejska, to nikogo by nie obchodziło to, że mu tego ojca z tej spółki zwolnili, że ta spółka sobie „dobrze radzi”.


W spółkach miejskich stołki kierownicze dostaje się (i się je traci) z woli politycznej (tak samo, jak w Spółkach Skarbu Państwa). Sprawa jest prosta, jak budowa cepa (wiele mnie kosztowało powstrzymanie się od żartu o panu Marku): Jaki dostał stołek od ówczesnego prezia Opola i ten prezio go potem stołka pozbawił. Nie ma znaczenia to, czy zdaniem Jakiego było to ”słuszne”, czy też „niesłuszne” (suwerena to nie obchodzi, tak samo, jak nie obchodzi go karuzela z nazwiskami w SSP). Dlatego też Patryk Jaki opowiada o „firmie”.


Idźmy dalej. Zastanawiam się nad tym, czy nadejdzie kiedyś moment, w którym Patryk Jaki nie będzie ordynarnie kłamał. Być może kiedyś, ale „nie dzisiaj”. Przykładowo, Patryk Jaki twierdzi, że jego ojciec został „bezprawnie zawieszony”. I wszystko pięknie, ale sąd uchylając decyzję o zawieszeniu, nie zrobił tego ze względu na naruszenie jakichś procedur, czy też złamanie prawa. Sąd stwierdził, że „zawieszenie Ireneusza Jakiego w obowiązkach prezesa WiK stanowiło dla niego "dotkliwy uszczerbek" z uwagi na "niemożliwe lub bardzo ograniczone możliwości podjęcia zatrudnienia i pozyskania środków do życia"”. Gdzie tu jakaś wzmianka o „bezprawnym zawieszeniu”? W tym samym miejscu, w którym Patryk Jaki ma równość obywateli wobec prawa.


No dobrze, idźmy dalej. Jaki w swoich wypowiedziach buduje narrację, z której wynika, że Ireneusz Jaki po prostu padł ofiarą spisku zawiązanego przez prezydenta Opola, który to prezydent jest „bliski PO”. To jest na serio zjawiskowe. Tak się bowiem składa, że gdyby nie to, że preziem Opola został człowiek, o którym teraz Jaki mówi, że jest „bliski PO”, to Ireneusz nie dostałby stołka w wodociągach. Ja wiem, że ja wymagam zbyt wiele, ale czy dziennikarze nie mogliby w takich przypadkach pytać polityka o to, czy mógłby doprecyzować parę spraw? Np. to, czemu wcześniej popierał Wiśniewskiego, skoro Wiśniewski jest „bliski PO”?


Na czym ten spisek miał polegać? Otóż, Ireneusz Jaki znalazł był jakieś wały w tych Opolskich Wodociągach, a potem zaczęto się na nim mścić. Państwowa Inspekcja Pracy pochyliła się nad tym, co się działo w opolskich wodociągach i raport końcowy tejże kontroli bardzo się Jakiemu nie spodobał. Pozwolę sobie na cytat z artykułu:


„Europoseł Solidarnej Polski stwierdził, że w związku z oskarżeniami to Ireneusz Jaki zwrócił się z prośbą o kontrolę do PIP. Ta miała być jednak odwlekana. - Kiedy się pojawiła, za późno, bo ojciec bezprawnie został zawieszony (Ireneusz Jaki wrócił do pracy decyzją sądu - red.), okazało się, że pod jego nieobecność nagrody otrzymali ci pracownicy, którzy zeznawali przeciwko niemu - tłumaczy Interii Jaki. - Ci, co nie zeznawali, zostali pominięci. Według mnie to oczywista korupcja i prokuratura już prowadzi śledztwo w tej sprawie”.


Jeżeli chodzi o kwestię nagród, to znajduję to nieco zabawnym. Tak się bowiem składa, że o wiele bardziej prawdopodobny jest scenariusz, w którym nagród nie dostali ludzie związani z Ireneuszem Jakim i właśnie taki był „klucz”, według którego te nagrody przyznawano. Osobną kwestią jest to, że w tym przypadku znamy jedynie wypowiedź Patryka Jakiego, który, eufemizując, bardzo oszczędnie gospodaruje prawdą. Tym samym równie dobrze wszyscy mogli dostać te nagrody, ale Patryk Jaki powiedział, że było inaczej, bo mu to pasowało do narracji. To, że prokuratura prowadzi śledztwo w tej sprawie nie ma najmniejszego znaczenia, albowiem tak się składa, że prokuratura będzie prowadziła śledztwo w dowolnej sprawie, bo szefem wszystkich szefów w prokuraturze jest bliski kolega Patryka, niejaki Zbigniew Ziobro.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Cebulą na torcie jest to, że jeżeli Patryk Jaki zna dane świadków i wie jak oni zeznawali, to zna je również Ireneusz, którego Patryk nie pozwoli odwołać. Jestem przekonany o tym, że nie zachodzi najmniejsze prawdopodobieństwo tego, że takie informacje mogłyby zostać wykorzystane.

 
Ktoś może powiedzieć, no dobrze, ale czy z tego wynika, że ponieważ Patrykowi Jakiemu nie spodobało się to, co wyszło z kontroli PIP, kontrola będzie przeprowadzona po raz kolejny? Ależ oczywiście, że tak właśnie jest. Pozwolę sobie na kolejny cytat (będzie trochę pocięty):


„Formalnie pierwsza kontrola w WiK zakończyła się we wrześniu. Na podstawie ustaleń z protokołu inspektorzy stwierdzający nieprawidłowości powinni zdecydować, co dalej. Na przykład czy skierować sprawę do sądu. Zazwyczaj dzieje się to niezwłocznie, jednak w tym przypadku tak się nie stało. Jak wynika z naszych ustaleń, ta decyzja ma być blokowana przez okręgową inspektor pracy w Opolu. (…) Na 300 zatrudnionych osób w badaniach wzięło udział 76 proc. pracowników. (…) Protokół, którego udostępnienia odmówiono Interii, ma również zawierać błędy rzeczowe dotyczące stanowisk, dat czy nazwisk.”.


Zacznijmy od końca. Kurcze, ale niesamowity przypadek. Ten sam protokół, do którego Patryk Jaki miał bezproblemowy dostęp, nie został udostępniony Interii. Tak swoją drogą, wyguglałem sobie, że ten kwit to informacja publiczna, więc gdyby komuś się chciało (np. jakiemuś dziennikarzowi), to można złożyć wniosek stosowny i PIP będzie miał obowiązek udostępnić ten kwit (rzecz jasna z tego absolutnie nie wynika, że go udostępni, ale jeżeli tego nie zrobi, to sprawa będzie jeszcze bardziej ewidentna, niż teraz). Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał, że warto by było, żeby ktoś ten protokół ogarnął, zanim powstanie kolejny, bo wtedy może się okazać, że w jakiś magiczny sposób tamten pierwszy protokół zniknie (skoro mogły znikać całe tomy akt, może zniknąć i protokół).


Swoją drogą, gdy się zacząłem pochylać nad tą sprawą, nie miałem pojęcia, co się tam mogło „zadziać” w tych wodociągach. Jednakowoż działania Patryka Jakiego przekonały mnie do tego, że działo się tam bardzo źle. No bo tak na ten ulubiony przez prawicę chłopski rozum. Załóżmy, że Patryk Jaki ma rację i że tam faktycznie jakiś spisek został zawiązany. Gdyby tak było, to Patryk olałby ten protokół i pozwolił na to, żeby został on rozjechany w sądzie. Skoro bowiem były tam „ewidentne błędy”, to byłyby one równie ewidentne dla sądu. Świadkowie, którzy zeznawaliby w sądzie, mieliby świadomość tego, czym grozi składanie fałszywych zeznań. Przy odrobinie szczęścia na takiej rozprawie posypałby się cały „spisek”.


Czemu więc Patryk Jaki zdecydował się na „interwencję” (czytaj: na użycie swoich koneksji politycznych do powtórzenia już raz przeprowadzonej kontroli tylko i wyłącznie dlatego, że nie spodobało mu się to, co wyszło w pierwszej”)? Moim zdaniem stało się tak dlatego, że Jaki niespecjalnie wierzył w to, że w sądzie okaże się, że to wszystko kłamstwa, pomówienia i spisek. Po za tym zrobił to dlatego, że mógł. Znamienne jest to, że osoba, która tak dużo miała do powiedzenia na temat pookrągłowostołowych elit, które nadużywają swojej władzy – robi dokładnie to samo, co w jej mniemaniu robiły owe elity.


Wróćmy na moment do tego „spisku”. Przecież, żeby coś takiego mogło dojść do skutku, to musiałby być w to zamieszany również inspektor z PIP. Mam uwierzyć w to, że ktoś zatrudniony w instytucji podlegającej partyjnym kolegom Patryka Jakiego uznałby, że warto tak bardzo ryzykować? Najprawdopodobniejszy scenariusz w moim mniemaniu wyglądał tak, że w wodociągach działo się źle i to właśnie wykryła kontrola z PIP. Kontroler nie mógł zignorować zeznań świadków, bo gdyby to zrobił, to mógłby mieć problemy. Czy kontroler nie był świadomy tego, że taki, a nie inny protokół ściągnie mu na głowę gniew „walczącego z elitami” Patryka Jakiego? Musiał ją mieć, dlatego, że każdy wiedział o tym, że Ireneusz Jaki dostał robotę w wodociągach dlatego, że załatwił mu ją Patryk. Szczerze przyznam, że nie zazdroszczę kontrolerowi sytuacji, w której się znalazł.


Jeżeli ktoś jest ciekawy tego, jak to się stało, że słuch po pierwszym protokole (tym, który sobie czytał Jaki, ale dziennikarzowi Interii już nie było wolno), to ten cytat jest dla was: „Pytaliśmy m.in. dlaczego dotąd nie udało się "wydać środków prawnych", jak to jest określane w przepisach. W niepodpisanej nazwiskiem odpowiedzi Biura Informacji GIP czytamy, że ani Katarzyna Łażewska-Hrycko, ani okręgowi inspektorzy pracy nie mogą wpływać na inspektorów prowadzących kontrolę. Z kolei przepisy "nie określają wiążącego terminu skierowania do pracodawcy środków prawnych". Jeżeli mam być szczery, to ta końcówka „przepisy nie określają”, to coś w rodzaju „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi”. To jest kolejny dowód na to, że w polskim prawie nie powinno być tego rodzaju zapisów, bo zawsze, ale to zawsze znajdzie się ktoś, kto potraktuje to jak furtkę.  


Nie byłem fanem rządów PO-PSL (z bardzo wielu przyczyn), ale mam świadomość tego, że gdyby do tej sytuacji doszło w latach 2007-2015, i polityk partii rządzącej zrobiłby to, co teraz Jaki, to oburzenie byłoby ogromne. To, że PiS domagałby się powołania komisji śledczej w celu sprawdzenia, czy tego rodzaju sytuacje nie zdarzały się wcześniej, jest oczywistą oczywistością. Tyle, że na tym by się nie skończyło, bo ciśnienie „społeczne” byłoby olbrzymie. No wyobraźmy sobie, że jakiś polityk PO zostaje złapany na tym, że wykorzystuje koneksje do tego, żeby „zniknąć” problemy członka swojej rodziny (któremu to członkowi rodziny wcześniej załatwił robotę i jeszcze się tym chwalił). Dopytywany przez dziennikarzy odpowiada, że tak, to on jest na tropie poważnej afery, więc on niczego nie ukrywa. Wyobraźmy sobie, że instytucja, którą nawiedzał ten polityk, indagowana przez dziennikarzy robi uniki (w wymiarze prawnym), a dokumentów, do których miał wgląd ów polityk nie chce pokazać nikomu innemu. Jak duże problemy miałby taki platformers (w tym problemy natury prawnej) i jak szybko skończyłaby się jego kariera?


Teraz mamy rok 2023 i PO-PSL nie rządzi od dłuższego czasu, a Zjednoczona Prawica, której rządy (uwaga, odstawić płyny) miała przynieść „odnowę moralną”, ma na swoim koncie tyle dokonań o różnym kalibrze, że ta konkretna sytuacja przeszła praktycznie bez echa. I tak sobie tutaj żyjemy.  

piątek, 3 lutego 2023

Kierowniku, poratuj willą!

Czytałem sobie trochę o tym, jak to niemiłościwie nam panująca Zjednoczona Prawica rozdawała pieniądze jakimś fundacjom-krzakom. Jedna z tych fundacji, na ten przykład, powstała na kilka dni przed zakończeniem terminu zgłoszeń. Przyznam szczerze, że takie działania nie są dla mnie najmniejszym zaskoczeniem.


Prawda jest bowiem taka, że Zjednoczona Prawica nie ma teraz absolutnie nic do stracenia. Jeżeli kolejne wybory uda się wygrać, to będzie jeszcze więcej pieniędzy do przemielenia. Jeżeli zaś się ich wygrać nie uda (tzn. nie uda się utrzymać przy korycie), to przynajmniej „swoi” będą mieli środki, które im się przydadzą w trakcie potencjalnej posuchy.  


Najmniejszym zaskoczeniem było również to, że najpierw sprawę bagatelizowano (o czym za moment), potem zaś tłumaczono, że nic się nie stało, a w ogóle to Czarnek na medal zasługuje. Ponieważ niewiele to dało, sięgnięto po sprawdzoną metodę, zwaną „aboplatforma”. Otóż, znaleziono fundację o nazwie Kolegium Europy Wschodniej, która w 2014 dostała zamek od Ministerstwa Skarbu. Dodatkowo, w radzie fundacji zasiadają politycy PO. Tak więc widzicie, może i Zjednoczona Prawica robi wały i daje kasę fundacjom-krzakom, które zajmują się niczym, ale wcześniej inna fundacja dostała zamek, więc nie ma o czym mówić. Do łez rozbawiły mnie narracje (wrzucane przez rządowe opiniomaty) o tym, że takie rzeczy się bardzo często działy „za platformy” i żeby to przykryć przeprowadzany jest teraz wściekły atak na Czarnka.


No i wszystko pięknie, ale tym razem „aboplatformę” zrobiono wyjątkowo niechlujnie. Po pierwsze, mowa tu o organizacji, która powstała kilkanaście lat przed tym, jak została czymkolwiek obdarowana. Po drugie, w skład rady poza politykami PO wchodzą również przedstawiciele rządu (o czym, rzecz jasna, „aboplatformiarze” z TVP Info na czele, już nie wspomnieli). Po trzecie, możecie być pewni, że zaraz po tym, jak głośno się zrobiło o Czarnkowym programie Willa+ cała masa rządowych dronów zaczęła szukać argumentów za tym, że „wcześniej było to samo”. To, że znaleziono cały jeden przypadek, który na dodatek w ogóle nie pasował do tej tezy, świadczy o tym, że, jakby to ująć, wcześniej jednak „nie było tak samo”.


Po czwarte, na ćwitrze ludkowie zwrócili uwagę na to, że kadencja rady z tymi strasznymi politykami PO zaczęła się już po tym, jak fundacja otrzymała zamek, tak więc rada mogła co najwyżej oddać ten zamek z powrotem. Po piąte i tu już będzie wątek niemalże humorystyczny, jednym z polityków „związanych z PO”, o których napisało TVP Info, jest Paweł Kowal. No i wszystko pięknie, ale on w tej radzie „zasiadł” 3 października 2007 roku, gdy był członkiem PiSu (z którego wystąpił 22 listopada 2010). Być może czegoś nie rozumiem, ale wydaje mi się, że nie został członkiem rady dlatego, że miał powiązania z Platformą. TVP Info straszyło również nazwiskiem Dulkiewicz. Tutaj jest kolejna śmiesznostka, bo z kolei ona została członkinią rady19 czerwca 2019, tak więc pięć lat po tym, jak fundacja dostała zamek. Po szóste (i to już mniej humorystyczne). W przypadku Kolegium Europy Wschodniej – decyzję o przekazaniu zamku podjął, jak już wspomniałem, Minister Skarbu, nie zaś minister ds. edukacji. Tak, wiem, to niby kosmetyczna różnica, ale jednak. Teraz zaś dochodzimy do punktu siódmego. W Artykule Justyny Sucheckiej i Piotra Szostaka możemy przeczytać o tym, że Czarnek mógł zrobić to, co zrobił tylko dlatego, że w 2022 Zjednoczona Prawica wprowadziła sobie takie, a nie inne przepisy, bo: „Nigdy dotąd minister edukacji nie fundował w ten sposób siedzib organizacjom pozarządowym.”.


Sam Czarnek na swoją obronę miał do powiedzenia tyle, że wszystko jest zgodne z prawem (rzecz jasna, nie wspomniał o tym, że to prawo sobie sami zmienili niedawno), a poza tym: „Jednostki szkodliwe i lewackie żadnych pieniędzy z MEiN nie otrzymają.”.  Co zrozumiałe, Czarnek nie wyjaśnił tego, co to są te „lewackie jednostki”, ale biorąc pod rozwagę dotychczasowe narracje Zjednoczonej Prawicy, pewnie chodzi o tych, którzy się nie zgadzają z Czarnkiem (a to bardzo, ale to bardzo pojemna kategoria). Innymi słowy „dajemy swoim i nie interesujcie się tym dlaczego, bo dostaniecie kociej mordy”.


Jeżeli chodzi o reakcję Premiera Tysiąclecia (aka Mateusz Morawiecki), to ona (wychwalanie Czarnka) nie powinna nikogo dziwić. On nie mógł powiedzieć niczego innego. No bo, przez moment załóżmy, że powiedział głośno „jak było” (rozdawanie gigantycznych pieniędzy „swojakom” poprzez fundacje krzaki). Przecież taka deklaracja musiałaby pociągnąć za sobą jakieś konsekwencje. Jeżeli ktoś chciałby w tym miejscu powiedzieć „no, ale Sasin”, to przypominam takiej osobie, że w przypadku Sasina narracje rządowe były spójne, „on działał zgodnie z prawem”.


Autorzy niektórych artykułów na temat akcji Willa+ zastanawiają się nad tym, czy aby nie było tak, że decyzje o tym, żeby sobie rozdać te pieniądze, podejmowano w trakcie dołku sondażowego i czy aby nie będzie tak, że to PiSowi zaszkodzi. Gdyby chodziło o jakikolwiek inny rząd, to takie dywagacje byłyby zasadne, ale przypominam o tym, że PiSowi jak do tej pory nie zaszkodziła żadna afera (zaszkodziło natomiast i to bardzo zaostrzenie prawa aborcyjnego). Tym samym nikt tam raczej nie kalkulował „no dobra, ale co będzie jak damy sobie te pieniądze i się ludzie dowiedzą?”. Moim skromnym zdaniem, te decyzje zapadały całkowicie „na zimno” i wyglądały nieco inaczej: „do tej pory żadna afera nam nie zaszkodziła, a co będzie, jak sobie tych pieniędzy nie rozdamy, a wybory i tak przegramy? Kto nam potem te pieniądze odda?”. Gdybym był złośliwy (a jestem), to niniejszą notkę zakończyłbym straszliwym sucharem: strach pomyśleć, ile pieniędzy rozdawaliby „swojakom” ministrowie Zjednoczonej Prawicy, gdyby w 2018 roku Jarosław Kaczyńskie nie zdecydował o tym, że „będzie znacznie skromniej niż dotychczas”.


PS

Zbieram na willę

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Źródła:

https://www.tvp.info/66003909/zamek-na-wodzie-w-wojnowicach-w-2014-roku-trafil-do-fundacji-kolegium-europy-wschodniej

https://twitter.com/michalprotaziuk/status/1621150951959851008

https://twitter.com/BDStanley/status/1621151883078533121

https://www.kew.org.pl/rada-fundacji-iv-kadencji/

https://rejestr.io/krs/13264/kolegium-europy-wschodniej-im-jana-nowaka-jezioranskiego-we-wroclawiu

https://tvn24.pl/polska/willa-plus-pieniadze-od-czarnka-dla-organizacji-zwiazanych-z-pis-justyna-suchecka-jadczak-o-konkursie-i-skladanych-wnioskach-6721719

https://tvn24.pl/premium/willa-plus-dotacje-ministra-przemyslawa-czarnka-na-zakup-nieruchomosci-6709936

https://tvn24.pl/opinie/perspektywa-piaseckiego-willa-plus-felieton-pis-miedzy-mala-smuta-a-krucha-nadzieja-6723475

https://wyborcza.pl/7,75398,29425931,willa-plus-budzila-opor-nawet-u-ekspertow-czarnka-opozycja.html

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/jaroslaw-kaczynski-bedzie-znacznie-skromniej-niz-dotychczas/50nxls5