wtorek, 25 grudnia 2018

Hejterski Przegląd Cykliczny #43

Zaliczyłem lekki poślizg (z powodu, że opóźnienie), tak więc się nazbierało tego wszystkiego tyle, że bardzo niebawem będzie ciąg dalszy. Będzie trochę archeologii, albowiem przy okazji poprzedniego Przeglądu trochę tematów się nie zmieściło.


Rządowe media (w tym, mój najukochańszy portal wPolityce) od jakiegoś czasu budują narrację w myśl której ktoś wydaje „zlecenia” na polityków Zjednoczonej Prawicy. Najpierw zlecenie zostało wydane na Poprzedniczkę Premiera Tysiąclecia, potem zaś na marszałka Senatu, Stanisława Karczewskiego (zapewne niebawem rządowe media poinformują nas o kolejnych). Narrację tę wymyślono dlatego, że w niektórych przypadkach nie działa klasyczne argumentum ad Platformum („przez 8 ostatnich lat”, „nasi poprzednicy” etc). O jakie przypadki chodzi? Np o takie, w których ktoś zaczyna zadawać pytania o to, czym tak właściwie zajmuje się Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że ona sama tego nie wie). Tak swoją drogą, to chyba sobie pożyczę to argumentum ad zlecenium. Przy okazji następnej obsuwy z Przeglądem (nie oszukujmy się, będą kolejne obsuwy), napiszę „zapewne zastanawiacie się nad tym, czemu tak długo czekaliście na kolejny Przegląd. Przyczyna opóźnienia jest banalnie prosta: KTOŚ WYDAŁ NA MNIE ZLECENIE!”. To, że akurat rządowe media wspominają o „zleceniu”, jest o tyle ciekawe, że najprawdopodobniej właśnie te media dostały ostatnio zlecenie, które to zlecenie jest efektem gigantycznego bólu dupy polityków Zjednoczonej Prawicy, po tym, jak wybory w Warszawie wygrał „nie ten co trzeba”. Chwilę temu rządowe media obiegła łamiąca wiadomość „Zniknęła strona z obietnicami wyborczymi Trzaskowskiego” (potem podchwyciły to inne media, ale inbę zaczęły rządowe). Co prawda gdzieś w międzyczasie okazało się, że „zniknięcie”, było spowodowane tym, że jakieś machery robią nową stronę, ale nad tym się Zjednoczone Media nie chciały pochylać. W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. Deczko, kurwa, niesamowite jest to, że partia, która ma najsprawniejszą internetową machinę propagandową (rzecz jasna, w Polsce, bo w skali globalnej internety zdominowali chłopcy i dziewczęta od Wołodii), nie rozumie tego, że nie da się „zniknąć” czegoś z internetów. Nawet gdyby Trzaskowski se wymyślił a „a chuj, skasuję stronę”, to zaraz by go zasypali print screenami (albo kopiami strony). Potem (tzn po „strona-gate”) było już tylko lepiej: „Trzaskowski psuje warszawiakom miejskiego sylwestra. Fajerwerków nie będzie, rzekomo dla dobra zwierząt”. W dalszej części artykułu (na wPolityce) stoi, że: „Patryk Jaki w kampanii wyborczej ostrzegał, że Rafał Trzaskowski będzie realizował wizję „Warszawy ideologicznej”. Trzaskowski konsekwentnie pokazuje, że kandydat Zjednoczonej Prawicy miał rację. Po wytoczeniu wojny kierowcom, przyszedł czas na zepsucie miejskiego sylwestra. Zamiast tradycyjnych fajerwerków, mają być lasery…” W artykule cytowano Cezarego „Metyla” Gmyza, który heheszkował, że teraz zakazujo, ale WOŚP to na pewno będzie mógł (nieco później okazało się, że Owsiak też już nie będzie fajerwerkował). Nie bardzo wiem, w jaki sposób zakaz napierdalania petardami ma być przejawem realizowania wizji „Warszawy ideologicznej”, ale trza się do tego przekazu przyzwyczaić, bo rządowe media (razem z niedoszłym prezydentem Warszawy) non stop ten przekaz powtarzają. O hejtowaniu „Tramwaju różnorodności” przez prawy sektor wspominać nie trzeba, bo przeca wiadomo, że wszystko co nie jest wyklętymi, husarią, albo inną cebulą, będzie przez prawicę hejtowane. Na sam koniec zostawiłem sobie perełkę: „Kolejna obietnica Trzaskowskiego złamana? Jego żona nadal pracuje w ratuszu”. W tym samym artykule stoi, że małżonka Trzaskowskiego „Ma pracować w ratuszu do końca marca, ponieważ wtedy zakończy się projekt którym obecnie się zajmuje.” Uznałem to za perełkę, albowiem autorzy artykułu doskonale wiedzą, kiedy żona RT odejdzie z ratusza, ale i tak jebnęli clickbaitowy tytuł, o „łamaniu obietnic”. Nie chciałbym być źle zrozumiany. Ja jestem wielkim fanem merytorycznego przypierdalania się do polityków (zawsze sobie po czymś takim mówię „a jednak, warto było!”), jeno tutaj nie ma mowy o jakichkolwiek merytorycznych podstawach. Nieco wyżej napisałem, że to przypierdalanie się do Trzaskowskiego jest efektem bólu dupy (bo partia rządząca zainwestowała ogromne środki w kampanie Biednego Człowieka Spod Bloku). Dumałem trochę nad tym, czy aby nie chodzi o swoisty wstęp do kampanii parlamentarnej („no wiecie, hyhy, my dotrzymujemy słowa w rządzie i samorządzie, a oni nie”), ale chyba na to za wcześnie. Gdybym był złośliwy (a nie jestem), to bym napisał, że pewna partia ma spore problemy z pogodzeniem się z wynikiem demokratycznych wyborów.


Jakiś czas temu Prezydent RP był łaskaw produkować się w temacie zaostrzenia prawa aborcyjnego w Polsce. Tzn., że on chętnie podpiszę ustawę, ale to najpierw musi Sejm przegłosować/etc. Wspomniałem o tym w jednym z Przeglądów (dodając od siebie, że partia rządząca ma zajebisty problem tym zygotariańskim projektem ustawy) i czekałem na rozwój wypadków. Nie trzeba było długo czekać. Zygotarianie przejęli się słowami Prezydenta RP i na jednym ze spędów („Międzynarodowt Kongres dla Małżeństwa i Rodziny”) grillowali prof. Legutkę, który oznajmił, że „przed wyborami 2019 projekt „Zatrzymaj Aborcję” nie zostanie podjęty”. Ta deklaracja wkurwiła Królową Zerg, znaczy się Królową Zygotarian, Kaję (aka „Kafar Episkopatu”) Godek, która stwierdziła, że PiS się nie przejmuje dziećmi nienapoczętymi (nie, nie będę cytował tego bełkotu o mordowaniu/etc) bo wie, że zygotarianie i tak na nich zagłosują. Ta sama Kaja Godek napisała list do Julii Przyłębskiej, żeby ta się pospieszyła z zakazem aborcji, bo co ona sobie wyobraża (bo przeca dzieci nienapoczęte/etc). Nieco później część posłów PiSu trochę się zapomniała i przyłączyła się do popędzania prezes Trybunału Przyłębskiego. Do porządku przywołała ich rzeczniczka PiSu, Beata Mazurek: „Nie jest rolą parlamentarzystów naciskanie na Trybunał Konstytucyjny”. Ponieważ kafar został zignorowany, popędzać PiS zaczął również sam Episkopat i atmosfera zaczęła się zagęszczać, ta więc do akcji wkroczył daleki krewny Ivara Ragnarssona, Jarosław Gowin. Najpierw powiedział, że „zagadnienia takie jak aborcja nie powinny być rozstrzygane w okresie kampanii wyborczej. Podejmowanie tego tematu teraz nie służyłoby ani sprawie, ani klimatowi społecznemu, ani rządzącemu obozowi”. A parę dni potem dodał: „Jest stanowisko, by do końca kadencji tematu nie podejmować”. Tak szczerze mówiąc (tzn., pisząc), to nie mam zielonego pojęcia co będzie dalej. Teraz PiS chce się znowu trochę poprzymilać do centrum, bo głosy żelaznego elektoratu nie wystarczą. Zaostrzenie prawa aborcyjnego (niezależnie od tego, czy na drodze ustawy, czy też przy pomocy Trybunału Przyłębskiego), uniemożliwiłoby pozyskanie centrowego wyborcy (abstrahując od tego, że nie każdy wyborca PiS jest zygotarianinem). Z drugiej jednakowoż strony, co jakiś czas z Trybunału Przyłębskiego wyciekają jakieś informacje, że w sumie to mają już gotowy wyrok (czy jak tam się to po ichniemu nazywa), w którym stoi, że jeden jeden z wyjątków od zakazu aborcji (terminacja ciąży w przypadku stwierdzenia nieodwracalnych wad) jest niezgodny z Konstytucją. Gdybym mógł sobie pozwolić na gdybanie, to bym obstawiał, że w Trybunale leży również gotowy wyrok, w którym stoi, że ten wyjątek jest zgodny z Konstytucją (bo Trybunał musi być przygotowany na to, że Prezes może zmienić zdanie/etc), ale przecieki wspominają jedynie o tym prozygotariańskim, żeby nie wkurwiać za bardzo zygotarian. No dobrze, Gowin (i inni) powiedział, że przed wyborami nie ruszą tematu. A co będzie po wyborach? Pozwolę sobie pogdybać jeszcze w tym temacie. Jeżeli PiS utrzymałby po 2019 samodzielną większość, to prawo aborcyjne zostanie zaostrzone. O ile bowiem teraz politycy partii rządzącej liczą na kolejną kadencje, to na trzecią już nikt nie będzie liczył, więc będą mieli w dupie to, że suweren się wkurwi. Insza inszość to fakt, że w kampanii 2019 kwestie aborcyjne będą raczej mocno widoczne. W 2015 udało się je PiSowi schować (klimat temu sprzyjał, bo straszono suwerena terroryzmem, więc mało kogo wtedy aborcja obchodziła), ale teraz będzie to raczej niemożliwe, zwłaszcza, że zygotarianie mogą się domagać od polityków partii rządzącej jednoznacznych deklaracji odnośnie tego „co będzie po wyborach”. Na tym zakończę niniejszy kawałek, bo dalej byłoby już tylko gdybanie (i zgrzytanie zębów), więc lepiej sobie odpuścić.   


Dyrektor Radia Zła Żmija jest chyba niezbyt zadowolony ze współpracy z partią rządzącą, bo zaczął się odgrażać, że jego drony stworzą własną partię przed wyborami do PEU. Kwity celem założenia partii zostały złożone w sądzie (ale nie została zarejestrowana ze względu na niespójności w statucie). Po co Rydzykowi partia? Nie można co prawda wykluczyć tego, że ktoś w Toruniu zaniemógł na tyle, że wydaje mu się, że jest w stanie konkurować z PiSem „po prawej stronie”, ale to raczej mało prawdopodobne. Najprawdopodobniej chodzi o policzenie szabel i pokazanie PiSowi, ile % Rydzyk jest mu w stanie urwać. Czarnym scenariuszem byłaby dla partii rządzącej sytuacja, w której ugrupowanie Rydzyka dostałoby się do PEU, bo wtedy ów, mógłby się pokusić o wystawienie swojej listy w wyborach do parlamentu (a to mogłoby oznaczać konieczność prowadzenia rozmów koalicyjnych po wyborach/etc). Partia rządząca potraktowała plany Rydzyka na tyle poważnie, że odniosła się do nich (między innymi) rzeczniczka PiSu: „Każdy ma prawo zakładać partię, ale to kwestia odpowiedzialności za państwo. Jedność na prawicy jest warunkiem sukcesu. Niektórzy mogą mieć indywidualne cele. PiS przyjmuje odpowiedzialność za państwo. Każdy, kto burzy układ dzisiejszy ułatwia powrót do władzy lewicy”. Sygnał jest więc raczej wyraźny „nie róbcie tego, bo przejebiemy, a wtedy to już w ogóle żadnych pieniędzy nie będzie”. Ciekaw jestem czy niedawna deklaracja posła Krystyny Pawłowicz, o tym, że zamierza ona odejść z polityki, ma jakiś związek z tym co teraz wyczynia Dyrektor. Prawda jest bowiem taka, że Pawłowicz na listach PiSu znalazła się dlatego, że życzył sobie tego Rydzyk. Gwoli ścisłości, nie bardzo mi się chce wierzyć w to „odejście z polityki”. Po pierwsze dlatego, że Krystyna Pawłowicz nie złożyła mandatu poselskiego. Po drugie zaś dlatego, że nawet gdyby go złożyła, nie ma gwarancji, że nie znalazłaby się na tych rydzykowych listach do PEU. Osobną kwestią jest to, że czynnik decyzyjny mógł kazać Pawłowicz zamilknąć na czas kampanii do PEU, bo PiS jest teraz „bijącym sercem Europy”.


Tak, dobrze przeczytaliście. W PiSie przestawiono wajchę i okazało się, że partia ta jest proeuropejska. Sprawa jest na tyle poważna, że polityków tej partii przestały brzydzić unijne flagi (czy też „szmaty”, jak to mawiała Pawłowicz). Jest to ciekawy zwrot akcji, albowiem przed 3 ostatnie lata (to takie nowe „przez osiem ostatnich lat”, przyzwyczajajcie się) narracja partii rządzącej była raczej jednoznaczna. EU stara się nas wszystkich zabić, a poza tym to wpierdala się w nasze sprawy wewnętrzne i my sobie tego nie życzymy bo tu jest Polska, a nie Bruksela/etc/etc. Śmiem twierdzić, że tenże zwrot będzie dla suwerena równie wiarygodny, jak decyzja Patryka Jakiego, który chwilę przed wyborami samorządowymi oznajmił, że od teraz będzie bezpartyjnym politykiem. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że po tym oświadczeniu wsiadł do busa z logiem PiSu, ale nie wiadomo, na którym przystanku wysiadł z tegoż PiSu.


Przestawienie wajchy może być dla PiSu o tyle kłopotliwe, że równolegle musi on ciągnąć narrację „zła UE wpierdala się w nasze sprawy”. Musi to robić, bo nie tak dawno temu, TSUE zadecydował, że pożartowaliśmy sobie, a teraz macie przestać rozpierdalać Sąd Najwyższy. Najpierw PiS trochę poburczał, ale potem grzecznie popełniono kolejną poprawkę (nie pamiętam ile ich już było), do ustawy o SN, po czym ją grzecznie przegłosował, a Prezydent RP to grzecznie podpisał. Rzecz jasna podpisał, ale się nie cieszył i powiedział, że „Trybunał Sprawiedliwości UE zbyt dalece ingeruje w wewnętrzne sprawy krajów członkowskich Unii Europejskiej, co jest niebezpieczne. To są praktyki, które są groźne dla suwerenności państw Unii”. Tego rodzaju retoryka może być zabójcza dla kampanijnej „prounijności” partii rządzącej, bo tu znowu mamy podział na nas (tych dobrych) i onych (tych złych, co to się wpierdalają w nie swoje sprawy). Cebulą na torcie wypowiedzi Prezydenta RP było stwierdzenie, że TSUE to se może, ale decyzja (odnośnie przywrócenia sędziów SN) należy do parlamentu. Tak sobie myślę, że skoro wszystko zależy od parlamentu, to po chuj ten parlament w ogóle przejmował się jakimś TSUE i głosował tak a nie inaczej? Skoro o wszystkim decyduje parlament, to gdzie tu miejsce na „zagrożenie suwerenności”? Niesamowicie wkurwiające w tej wypowiedzi jest to, że Prezydent RP, który jest z wykształcenia prawnikiem (pozdro dla UJ!) zachowuje się tak, jakby nie bardzo rozumiał, jak działa prawo. Ja prawnikiem nie jestem, ale nawet ja, kurwa mać, wiem, że jeżeli TSUE wydał taką, a nie inną decyzję, to musiały być po temu jakieś podstawy prawne. Najprawdopodobniej chodzi o zapisy z traktatów/etc. Skoro zaś takowe podstawy istnieją, to nie ma, kurwa, mowy o „zbyt dalekiej ingerencji”. Z tą „zbyt daleką ingerencją” mielibyśmy do czynienia w sytuacji, w której TSUE złamałby jakieś zapisy traktatowe. W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. Dobrze, że Witolda „Tommy'ego Wiseau dyplomacji” Waszczykowskiego schowano do szafy, bo byłby gotów powiedzieć, że TSUE działało niezgodnie z prawem, a on ma na to kwity. Wkurwia mnie niemożność zrozumienia przez nasze obecne władze tego, że słowa wypowiadane przez ludzi „na stanowiskach”, mają swoją wagę. Tzn rozumiem, że Prezydent RP nadal uważa, że jest śmieszkiem z internetu, bo nikt mu jeszcze nie wytłumaczył, że po wyborach w 2015 pełni już inną rolę, ale nie umniejsza to mojego wkurwu. Tutaj sprawa była raczej prosta. Prezydent RP mógł przyznać, że zmiany forsowane przez jego partie (darujmy sobie dowcipy w rodzaju „prezydent jest bezpartyjny”), były (w uproszczeniu) sprzeczne z takimi, a takimi zapisami traktatowymi, które wymagają od państw członkowskich określonych działań (a innych zakazują). Owszem, naraziłoby go to na krytykę („po chuj robiliście coś, co jest niezgodne z traktatami”/etc), ale za to jego wypowiedź nosiłaby znamiona powagi. Zamiast tego mamy utyskiwania, na jakieś ingerencje i zero konkretów. Aczkolwiek Prezydent RP zasługuje na pochwałę, bo biorąc pod rozwagę jego dotychczasowe dokonania, mógł powiedzieć, że decyzja TSUE opierała się na fake newsach, względnie, powiedzieć, że wszystkiemu winny jest Soros.


Nie bardzo wiem, od czego zacząć ten kawałek, więc zacznę od truizmu: obecny Prezydent RP praktycznie od początku swojego urzędowania udowadniał, że nie bardzo ogarnia o co chodzi w tym byciu prezydentem. Być może wynika to z tego, że wcale nie chciał nim być (i miał jedynie wysoko przegrać, żeby można było na tym oprzeć kampanie parlamentarną) i dlatego prezentuje postawę „tak bardzo wyjebane”. Mogło również chodzić o to, że obecny Prezydent RP nie chciał powielać błędów swojego poprzednika, który skupiał się głównie na byciu nadętym i na udowadnianiu wszystkim dookoła, jak bardzo jest oderwany od rzeczywistości. To (przynajmniej częściowo) tłumaczyłoby zachowanie obecnego Prezydenta RP, który zajmuje się głównie byciem śmieszkiem, pisaniem na TT z ludźmi o dość dziwnych nickach, wrzucaniu nocnych selfiaczków/etc. Tym niemniej, nawet jego dotychczasowe dokonania nie były w stanie przygotować nas, suwerena, na to co wielce szanowana Głowa Państwa ostatnio zrobiła (zastanawiałem się nad napisaniem „odjebała”, ale lepiej nie ryzykować). Otóż w trakcie trwania szczytu klimatycznego COP24 (który odbywa się w Katowicach, po to, żeby goście mogli zobaczyć, jak wygląda smog), Prezydent RP „polecił” na swoim Twitterowym koncie wpis z Salonu 24 i opatrzy go komentarzem „Bardzo dobry artykuł o emisji CO2 w UE. Przystępnie przedstawia realną sytuację. Warto przeczytać. Polecam". Potem dodał: „Polecam. Do merytorycznej dyskusji na twardych danych i dowodach naukowych. Nie na emocjach, ideologii i „świętym oburzeniu”.” Bardzo szybko okazało się, że autor tekstu, w którym miało nie być emocji, ideologii i „świętego oburzenia”, przyrównuje UE do IV Rzeszy, wspomina o „Jewropie”, robieniu „ekonomicznej laski Niemcom”, dżihadzie/etc. Napisać, że Prezydent RP został za udostępnienie tego tekstu opierdolony, to jakby nic nie napisać. Po paru godzinach link został usunięty, a Prezydent RP opublikował kolejny wpis: „Przyznaję rację Tym, których oburzyła druga część artykułu zamieszczonego na portalu http://salon24.pl , który poleciłem kilka godzin temu. Był to błąd, wynikający z lektury pierwszej części tego artykułu. Nie podzielam poglądów i stylu wypowiedzi zawartej w 2 części. Błąd.” Co zrozumiałe, ćwit w zlinkiem został usunięty. W pierwszej części niniejszego Przeglądu dziwowałem się trochę temu, że partia posiadająca najsprawniejszą machinę propagandową, nie ogarnia, że z internetu nie da się czegoś „zniknąć”. Wspominam o tym dlatego, że administracja Salonu24 była łaskawa wyjebać w kosmos artykuł linkowany przez Prezydenta. Nie uwierzycie w to co stało się dalej! Otóż, okazało się, że obszerne komentarze odnoszące się do tegoż tekstu (okraszone cytatami) wcale nie zniknęły wraz z usunięciem artykułu (wiem, ja też jestem w szoku). Wydaje mi się, że najlepszym podsumowaniem tego co się stało, będzie cytat z Joachima Brudzińskiego (datowany na 02-10-2015), który komentował udział Prezydenta w 70 sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku:  „Ja oczekuję od polskiego prezydenta odpowiedzialności i Prezydent RP dał tego dowód. Nie musieliśmy się wstydzić za niego (...)  przywrócił powagę polskiej polityce. W oczach nie tylko opinii tutaj w kraju, ale przede wszystkim w oczach opinii zagranicznej”. Tak, wiem, zapowiadałem, że się popastwię trochę nad dokonaniami naszych władz w ramach COP24, ale wydaje mi się, że opisanie tego konkretnego wyskoku Prezydenta wystarczy, albowiem doskonale obrazuje on powagę, z którą nasze obecne władze podchodzą do tematu zmian klimatycznych/etc


W dyskusji na temat „Urodzin Hitlera” nie mogło zabraknąć głosu osoby pełniącej obowiązki historyka, Sławomira Cenckiewicza, który zdenerwował się bardzo na to, że ktoś podważał wiarygodność naziolka (tego, co to opowiadał, że te urodziny to on zorganizował, bo mu zapłacono): „Jak naziści zeznawali lat temu 75 to byli wiarygodni a jak neonaziści w 2018 to niewiarygodni. Bądź mądry tu człowieku”. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że jest to kolejny przypadek, w którym Cenckiewicz broni neonazistów (wcześniej bronił celtyków, bo, hehehe, przeca one już wcześniej, te celtyki były na wyspach, więc nie ma mowy o żadnym neonazizmie!). Jeżeli mam być szczery, to nie mam, kurwa, pojęcia po co on to robi. Chciał się zapisać do MW, albo innego ONRu, ale mu powiedzieli, że się najpierw musi wykazać? Tzn serio, ja rozumiem łaszenie się prawego sektora do PiSu (bo ta partia trzyma łapę na pieniądzach), ale łaszenia się do nazispierdolixów zrozumieć nie jestem w stanie. Aczkolwiek może chodzić o to, że Cenckiewicz usłyszał kiedyś utwór „Dare to be stupid” Yankovica i powiedział „potrzymaj mnie piwo”.


Chwilę temu okazało się, że Bertold Kittel (jeden z autorów „polskich nazistów”) został Dziennikarzem Roku (Grand Press 2018). Niestety, nie wszystkim ów fakt przypadł do gustu. Taki na ten przykład Krzysztof Stanowski się bardzo obraził. Ja się w tym miejscu przyznam, że miałbym wyjebane na to, że ów, bliżej mi nie znany (tzn wiem, o nim tyle, że jest dziennikarzem sportowym i że ma portal weszło.com) zbóldupił za to, że to nie jego Weszło dostało nagrodę, a kto inny, gdyby nie jego, ekhm, „argumentacja”. Nie, nie chodzi o kawałki w rodzaju „Być może niektórzy wiedzą, że Weszło było nominowane w kategorii Grand Press Digital. Ostatecznie nie wygraliśmy, co uważam za śmieszne”, bądź też „Chciałem tę nagrodę nie po to, by stała na półce w redakcji. Chciałem ją po pierwsze dlatego, że się należała jak psu buda, a ja lubię jak jest sprawiedliwie.”, ale o to, że Stanowski dissując materiał o naziolkach pokazał, że jest w chuj „odklejony”. Praktycznie jedynie pierwszy akapit jego komentarza do materiału o naziolkach miał jakikolwiek sens: „Nie jestem z tych, którzy w reportażu o neonazistach widzą spisek, inscenizację, nie chcę kary dla wznoszącego w hitlerowskim pozdrowieniu rękę operatora, a chcących go o coś oskarżyć uważam za wariatów. Nie, to zupełnie nie to. Ja po prostu zastanawiam się: o co tu chodzi?”. Potem nastąpiła biegunka argumentacyjna i moim zdaniem znacznie lepiej byłoby, gdyby Stanowski napisał „chuj wam w dupę, to ja powinienem dostać nagrodę”, zamiast tego co napisał. Tak, wiem, że to dość długi wstęp, ale inaczej się nie dało. „Jacyś goście jedli w lesie faworki i pozdrawiali zmarłego w połowie poprzedniego wieku zbrodniarza, równie dobrze mogli jeść jagody i modlić się do Zeusa. Kittel tam dotarł, nagrał, wszystko fajnie. Tylko jakie to ma znaczenie? Co ten reportaż zmienił? Jaki istotny problem społeczny pokazał? Czy w Polsce jest problem z wyznawcami Hitlera? Nie, nie ma takiego problemu. Czy rozpracowano jakąś szajkę, która stanowiła realne zagrożenie? Nie, na taśmie uwieczniono wariatów. Można to z zaciekawieniem obejrzeć, ale tylko po to, by pięć minut potem zapomnieć.” Serio, kurwa? Będziemy udawać, że problem neonazizmu w Polsce nie istnieje? Tzn ja rozumiem, że nadal nie złapano neonaziolków, którzy spacerowali sobie na Marszu Niepodległości 2017 obwieszeni celtykami/etc., ale obstawiam, że to nie dlatego, że oni nie istnieją. Jeżeli skrajnie prawicowe organizacje w Polsce mają powiązania z zagranicznymi organizacjami neonazistowskimi (Blood and Honour, na ten przykład), zapraszają na swoje eventy faszystów (tzn ludzi, którzy sami siebie uważają za faszystów, coby nie było wątpliwości) i organizują koncerty, na których się produkują kapele neonazi, to chyba jednak, kurwa, mamy problem. Następnie Stanowski zaserwował czytelnikom krótką tyradę na temat tego, że materiał o naziolkach nie był wcale taki dobry bo „to nie jest reportaż o mafijnych klimatach wokół Wisły Kraków. Tam autor – Szymon Jadczak – rzeczywiście pokazał faktyczny problem społeczny i jeszcze popisał się dużą odwagą. Pewnie przez miesiąc oglądał się za siebie na ulicy. A cóż groziło Kittelowi? Przeżarcie prince-polo?”. Ok zacznę od tego, że komuś, kto grzebie przy układach mafijnych należy się szacunek, albowiem jest to raczej w chuj niebezpieczne zajęcie amen. Tylko że dokładnie tak samo rzecz się ma w przypadku ludzi, którzy „wchodzą” w środowiska neonazistowskie. Komentarz Stanowskiego, to nie jest zwykły ból dupy, to jest puszczenie się poręczy (bo peron odjechał). Środowiska neonazistowskie, to nie są, kurwa, LARPowcy, którzy organizują sobie eventy w lasach. Ci ludzie są po prostu niebezpieczni. Sprowadzanie problemu neonazizmu do kilku dzbanów, którzy urządzili sobie w lesie imprezę, świadczy o ponadprzeciętnym odklejeniu. Gdyby Stanowski był politykiem, to bym napisał, że osiągnął poziom „zmień pracę i weź kredyt”, ale Stanowski jest dziennikarzem, więc sytuacja jest nieco bardziej pojebana. Z ciekawości sprawdziłem sobie, w którym roku urodził się Stanowski się deczko zdziwiłem, bo się okazało, że jest o cały rok młodszy ode mnie. Pod jakim, kurwa, kloszem żył ten człowiek, że nie widział hejlującego bydła („hehehe, ja tylko zamawiałem 5 piw”)? Pod jakim kloszem żył ktoś kto nie wie, że jeszcze nie tak dawno temu, neonaziści chwalili się mordowaniem ludzi i pobiciami (o demolowaniu cmentarzy żydowskich wspominać nie trzeba)? Owszem, w pewnym momencie neonaziści nieco zbastowali, ale stało się tak tylko dlatego, że wymiar sprawiedliwości stracił do nich cierpliwość (i już, na ten przykład, nie można było hejlować publicznie, bo można było wyłapać wyrok za to). Nie, to nie jest tak, że w każdej chwili grozi nam jakiś neonazistowski zamach stanu, ale udawanie, że neonazizm w Polsce ogranicza się do tej grupki, która świętowała urodziny swojego idola, to groźny idiotyzm.


Na moment muszę wrócić do tematyki związanej z osobami pełniącymi obowiązki historyków. Tak więc będzie o Piotrze Zychowiczu, który specjalizuje się w produkcji wyrobów historiopodobnych. Zychowicz na tyle dobrze na tym zarabia, że Ziemkiewicz się usiłował pod ten nurt podpiąć (vide „Jakie piękne samobójstwo”, za które zjebał go na funty nawet jeden z jego redakcyjnych kolegów, Piotr Gursztyn). Tym razem, Zychowicz był łaskaw „pożartować” sobie na temat tego, że jakby w Warszawie miała być ulica Armii Czerwonej, to on by wolał ulicę Wehrmachtu (bo „bolszewizm był gorszy niż narodowy socjalizm”). Rzecz jasna, o tym, że to taki żarcik Zychowicz napisał już po tym, jak dostał zjebę od połowy ćwitra. Wcześniej bowiem w trakcie dyskusji z Radosławem Sikorskim (aka „Żentelmę”) zacytował Mackiewicza: „Niemcy robili z nas bohaterów, Sowieci robili z nas gówno”. Na pierwszy rzut oka wygląda to, jak próba obrony wpisu o tym, że lepszy Wehrmacht od Armii Czerwonej, ale zapewne chodzi o jakiś prawicowy żarcik, którego nie zrozumiałem. Osobną kwestią jest to, że trochę się gubię w narracjach Zychowicza. Jakiś czas temu twierdził, że naziści byli lewakami, zaś Hitler „był zatwardziałym lewakiem. Postępowcem, socjalistą, radykałem i fanatycznym rewolucjonistą burzącym z nienawiścią stary konserwatywny ład oraz porządek.”. Z tego by wynikało, że „lewaki robiły z nas bohaterów, lewaki robiły z nas gówno”. W tym miejscu przyznam, że ja się co prawda historią trochę interesuję, ale nie na tyle, żeby to zrozumieć.


Pod koniec listopada w mediach pojawił się artykuł, w którym stało, że „Poseł PiS Grzegorz Schreiber był sekretarzem stanu w gabinecie Mateusza Morawieckiego. Został jednak marszałkiem województwa łódzkiego. Na stanowisku w KPRM zastąpił go syn, Łukasz Schreiber.” Kiedyś już o tym wspominałem, ale muszę się powtórzyć. Za rządów PO-PSL, coś takiego zostałoby uznane za skrajny przypadek nepotyzmu, ale teraz to nie jest nepotyzm, bo przecież rodziny polityków PiSu muszą gdzieś pracować. Poza tym, wiceszef Kancelarii Premiera powiedział, że „O zatrudnieniu w spółkach Skarbu Państwa decydują kompetencje i przygotowanie merytoryczne do objęcia danego stanowiska, relacje rodzinne nie mają na to wpływu, ani w sensie pozytywnym, ani negatywnym”. Owszem, KPRM, to nie jest SSP, ale na pewno nie mają tam gorszych standardów!

Ciąg dalszy nastąpi (niebawem).

UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


https://dorzeczy.pl/kraj/87559/zlecenie-na-karczewskiego-stal-sie-celem-numer-jeden.html


https://wpolityce.pl/polityka/424308-trzaskowski-rezygnuje-z-fajerwerkow-na-sylwestrze

https://wpolityce.pl/polityka/426768-kolejna-obietnica-trzaskowskiego-zlamana

https://dorzeczy.pl/kraj/84183/Niepelnosprawne-maluchy-musza-czekac-na-swoja-kolej-Fundacja-Godek-pisze-do-prezes-TK-ws-aborcji.html




https://fakty.interia.pl/raporty/raport-unia-europejska/polska-w-ue/news-prezydent-duda-praktyki-tsue-sa-grozne-dla-suwerennosci-pans,nId,2744920



https://dorzeczy.pl/5071/Jakie-piekne-samobojstwo-podreczny-spis-bledow-Rafala-Ziemkiewicza.html


https://twitter.com/PiotrZychowicz/status/1071696450898325505

https://dorzeczy.pl/kraj/39689/Hitler-byl-lewakiem.html

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24231242,schreiber-za-schreibera-czyli-syn-przejmuje-stanowisko-po-ojcu.html

https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%81ukasz_Schreiber

https://fakty.interia.pl/polska/news-zatrudniaja-rodzine-w-spolkach-skarbu-panstwa,nId,2716189







środa, 5 grudnia 2018

Hejterski Przegląd Cykliczny #42

W poprzednim Przeglądzie poruszyłem temat Tęczowego Piątku (a raczej, histerycznych reakcji prawicy związanych z tymże), ale niestety zapomniałem wspomnieć o tym, że Prezydent RP również był łaskaw trochę pohisteryzować. Otóż wyżej wymieniony Prezydent Wszystkich Biskupów oznajmił: „że gdyby powstała ustawa zakazująca szerzenia „propagandy homoseksualnej” w szkołach, mógłby się nad nią zastanowić.” Ja się w tym miejscu muszę przyznać do tego, że wzmianki o „propagandzie homoseksualnej” mnie rozjebują zawsze. Bo jak się całe to pierdolenie o „obronie rodziny”/etc pominie, to z narracji przeciwników LGBT wychodzi tyle, że owi przeciwnicy uważają, że pewni ludzie są po prostu gorsi i nikt nie ma prawa mówić, że nie są, bo to „propaganda”. Cebulą na torcie jest fakt, że Prezydent RP reprezentuje środowisko, które od jakiegoś czasu utyskuje, że jest „dehumanizowane” przez oponentów. Bardzo bym chciał doczekać czasów, w których dziennikarze będą grillować konserwy (taka tam gra słów) i dopytywać o co chodzi z tą „propagandą homoseksualną”. Z przyjemnością obejrzałbym sobie meltdown jakiegoś tępogłowego religianta, który dociśnięty przez dziennikarza zacząłby toczyć pianę z pyska i opowiadać o „podludziach” i że on sobie nie życzy, żeby oni oddychali tym samym powietrzem co on. Prawda jest bowiem taka, że każdy Marek Jurek albo inny Tomasz Terlikowski, to potencjalny „balonowy wojownik” z Lublina. Jedyna różnica między nimi polega na tym, że ci pierwsi mają większy zasób słów i nieco wolniej się wkurwiają.


Wielokrotnie (tak na serio, to nie wiem ile razy, ale „wielokrotnie” zawsze dodaje trochę dramatyzmu) opisywałem w Przeglądach działania instytucji państwowych, które są na tyle idiotyczne, że podważają zaufanie do tychże instytucji (a co za tym idzie, do całego państwa). Tak, będzie o perypetiach pewnych urzędniczek skarbowych. Pozwolę sobie na dłuższy cytat: „do warsztatu w Bartoszycach, w województwie warmińsko-mazurskim, podjechał samochód. Dwie kobiety, które nim jechały, wyjaśniły, że przed nimi długa trasa, a przepaliła im się jedna z żarówek. Właściciel zamknął już kasę i wykonał tzw. dzienny raport kasowy, więc wpłaty od klientów nie mogły być przyjmowane, ale poprosił jednego z pracowników, by pomógł kobietom. Warsztat nie prowadził sprzedaży żarówek, ale mechanik zgodził się pomóc i zamontował żarówkę, która należała do niego. Po wszystkim poprosił o symboliczną zapłatę, 10 zł. Wtedy okazało się, że kobiety to urzędniczki US, a cała sytuacja była prowokacją.” Urzędniczki chciały ukarać mechanika mandatem (500 zeta), ale ów go nie przyjął i sprawa skończyła się w sądzie. Tzn. kończyła się kilka razy, bo ilekroć sąd uznawał, że mechanik jest winny i jednocześnie odstępował od ukarania go, urząd się odwoływał (i domagał się ukarania mechanika 600 złotową grzywną). Nie, nie mam pojęcia ile podatnika kosztowała ta odyseja, ale najwyraźniej ktoś w urzędzie uznał, że „a jednak, warto było”. Ja bym nie chciał zostać źle zrozumiany. Gdyby ten mechanik został złapany na tym, że nie wydaje paragonów w środku dnia (czytaj, przed zamknięciem kasy/etc), to bym napisał, że nawet mi go, kurwa, nie żal. Tyle, że wyglądało to „nieco” inaczej. Myliłby się ten, kto by pomyślał, że sprawa zakończyła się na tym, że sąd pogroził palcem mechanikowi, albowiem: „Policja w Bartoszycach wysłała do sądu rejonowego wniosek o ukaranie urzędniczki, która do warsztatu samochodowego miała dojechać nienależycie wyposażonym samochodem (…) Policja przyznała, że to od anonimowego zgłaszającego otrzymała informację, że do warsztatu samochodowego w Sędławkach urzędniczka skarbówki miała dojechać autem z brakującą żarówką”. Nie wiadomo, jak się ta sprawa zakończy. Z jednej strony sędzia może uznać, że urzędniczka potrzebowała tego braku żarówki do „prowokacji”, z drugiej zaś może uznać, że w celu podpuszczenia mechanika nie musiała jeździć z przepaloną żarówką. Od siebie dodam, że zachowanie (nie, to nie była prowokacja, o prowokacji będzie później) urzędniczek wkurwia mnie o tyle, że kiedyś coś podobnego odjebał mój instruktor  jak prawko robiłem. Otóż, na bardzo dobrze znanym mi skrzyżowaniu kazał mi zignorować zakaz wjazdu i nakaz skrętu w lewo (nie, nie usiłował nas zabić, bo ruch był bardzo mały). Kiedy mu powiedziałem, że, no halo, tam kurwa znaki są i nie bardzo można, powiedział, że spoko, on mi coś pokaże. No to olałem te znaki. Instruktor, of korz, zatrzymał auto i mnie poprosił cobym z nim wysiadł z auta, bo on mnie coś pokaże. Co mi chciał pokazać? Znaki, które zignorowałem, bo mi kazał to zrobić. Nadal nie wiem czemu miała służyć ta „lekcja”. Tak samo, jak nie wiem, o co chodziło tym urzędniczkom. Mogły odstąpić od wymierzenia kary i po prostu udzielić pouczenia (czy jak się to tam nazywa), ale nie, trzeba było iść do sądu i odwoływać się pierdyliard razy. Wydaje mi się, że US nie powinien się zajmować trollingiem, ale najwyraźniej się nie znam. Zastanawiałem się również nad tym, czy policja mogła pouczyć urzędniczkę, zamiast kierować wniosek do sądu, ale chciałbym już wysiąść, więc niech ktoś ten peron zatrzyma.


Jakiś czas temu głośno zrobiło się o synu Mariusza Kamińskiego (aka „człowiek z kryształu”). Nie wiem w jaki sposób rozmnażają się kryształy, bo nie jestem specem od krystalochemii (sprawdzić, czy nie Obsydianie albo inni Silikoidzi). Kacper Kamiński robi zawrotną karierę, albowiem dostał fuchę w Banku Światowym. Ponieważ sprawa zaczęła deczko śmierdzieć, politycy Prawa i Sprawiedliwości postanowili przyjść w sukurs panu Kacprowi. Jacek Sasin klarował, że Bank Światowy: „to jest poważna instytucja, która zatrudnia poważne osoby, i poważne osoby również o tym decydują, w tym przypadku dyrektor zarządzający, który o tym decydował. Trudno postawić tezę, że jest w jakikolwiek sposób związany z PiS-em, będąc obywatelem Szwajcarii i nie mając nic wspólnego z Polską, więc naprawdę on podjął tę decyzję”. Aż by się chciało zakrzyknąć „zaorane, panie Jacku”, nieprawdaż? Tyle, że trochę później w temacie wypowiedział się BŚ (na Twitterze): „Wyboru Doradców Dyrektorów Wykonawczych w Banku Światowym dokonują sami Dyrektorzy Wykonawczy, którzy mianowani są z kolei przez kraje członkowskie Banku. Kierownictwo BŚ nie uczestniczy w procesie wyboru kandydatów na te stanowiska.” Momentalnie odezwał się  Stanisław Żaryn (rzecznik Człowieka z Kryształu) i stwierdził, że Bank Światowy powiedział to samo, co wcześniej mówili PiSowcy, więc japa lewaki. Tak więc widzicie, że PiS nawet jakby chciał, to by nie mógł mieć w ogóle wpływu na to, że Syn Kryształu dostał fuchę. Byłaby wielka szkoda, gdyby ktoś odpalił guglarkę i znalazł artykuł, w którym stoi, że dobry ziomek Szeregowego Posła (aka „Jarosław Kaczyński”), prof. Adam Glapiński 1 czerwca 2018 powołał Katarzynę Zajdel-Kurowską na stanowisko zastępcy dyrektora wykonawczego w Banku Światowym. Gdyby ktoś to wynorał, to ten ktoś mógłby o tym napisać i inne ktosie mogłyby sobie pomyśleć: „ojej, chyba jednak PiS mógł mieć wpływ na to, kto zostaje doradcą Dyrektora Wykonawczego w Banku Światowym.”. Serio, kurwa, do niedawna wydawało mi się, że jeśli chodzi o program „rodzina na swoim”, nikt nie jest w stanie przebić PSLu, ale wtedy PiS powiedział „potrzymaj mnie piwo”. Teraz już przynajmniej wiadomo, kogo miał na myśli Prezydent RP, który powiedział:  „Ojczyznę dojną racz nam zwrócić Panie”. Oczywiście, za każdym razem, kiedy okazuje się, że członek rodziny polityka PiSu (albo kolega, albo ktokurwakolwiek) dostał fuchę – partia, która chciała walczyć z nepotyzmem tłumaczy, że przeca wszystko spoko, bo „ci ludzie mają kwalifikacje”. Tego, czemu „ludzie z kwalifikacjami” nie szukają roboty w sektorze prywatnym, jeno w miejscach, w których obsadzanie stołków zależy od obecnych władz, już nie tłumaczą. Na sam koniec ciekawostka (cebula na torcie została już wykorzystana). We wrześniu 2016 Nowoczesna (Pewnie Teraz mi napiszecie, że nie ma takiej partii), przywaliła w PiS akcją „Misiewicze”, w trakcie której internety zasypano nazwiskami osób, które dostały fuchy „po znajomości”. Ponieważ akcja była udana, PiS usiłował się jakoś odgryzać. W trakcie odgryzania się, Krzysztof Łapiński (aka nie mogę być rzecznikiem Prezydenta RP, bo moja planeta mnie potrzebuje) przypomniał, że Ryszard Petru, mając 29 lat, dostał fuchę w Banku Światowym. Wpis miał trochę retweetów, zaś jednym z retweetujących był, nie kto inny, jak Kacper Kamiński. Nie bardzo rozumiem, czemu Łapiński uznał, że ktoś z Polski pomógł Petru dostać fuchę w BŚ, wszak o tym, kto dostanie tam robotę decydują Poważne Osoby z Banku Światowego (copyright Sasin). 


Ostatnimi czasy suweren dostał od polityków lekcję w zakresie tego „kim są politycy”.  Zaczęło się tym, że PiS wziął sejmik śląski, albowiem jeden z radnych Koalicji Obywatelskiej (z ramienia Nowoczesnej) uznał, że on to pierdoli i przeszedł do PiSu. Co prawda, Wojciech Kałuża opowiadał wcześniej o tym, że jebać PiS, nie można im oddać władzy w samorządzie/etc, ale politycy przyzwyczaili nas do tego, że bez mrugnięcia okiem potrafią zrobić zwrot o 180 stopni i tłumaczyć, że „oni wcale nie zmienili zdania, oni tak od zawsze myśleli” (względnie, jak Towarzysz Antykomunista, Stanisław Piotrowicz, będą tłumaczyć, że oni system od środka rozwalali). Nie oznacza to, że zamierzam bronić Kałuży. Chodzi mi jedynie o to, że ów człowiek pokazał, że idealnie nadaje się do polskiej polityki (albowiem jest równie ideowy co Jarosław Gowin). Tak nawiasem mówiąc, jeżeli PiS przegra wybory parlamentarne w 2019 (albo wygra je i nie będzie w stanie rządzić samodzielnie [sprawdzić, czy nie 2005]), to się „nagle” okaże, że Kałuż jest więcej (jeno będą w drugą stronę podążać). To napisawszy, muszę dodać, że nawet na tle polskich polityków to, co zrobił Kałuża, było dość spektakularne. Wydaje mi się bowiem, że tak szybki transfer (miesiąc po wyborach) się chyba jeszcze nie zdarzył. Tym samym, wyborcy pana Kałuży mieli prawo się nań wkurwić. Nie rozumiem natomiast oburzenia polityków. Tzn. ja wiem, że oni muszą udawać, że cenią sobie ideowość/etc, ale jak się np. czyta wpisy Bogdana Zdrojewskiego, to ciężko zachować powagę: „Mam wrażenie, że taki gość jak radny Kałuża zamiast na fotel wicemarszałka powinien trafić do pierdla. Przecież za oszukanie jednej osoby można już mieć kłopot z prawem, a co dopiero zrobić w bambuko kilkadziesiąt tysięcy!!!” Ciekaw jestem, czy Bogdan Zdrojewski reaguje równie żywiołowo na wszystkie „transfery” polityczne, czy też tylko na te, które robią „aua” jego partii. Trochę później okazało się, że Robert Biedroń zrzekł się mandatu radnego. Muszę się w tym miejscu przyznać do tego, że nie wiedziałem, że wyżej wymieniony startował w wyborach samorządowych (bo zanotowałem w pamięci tylko tyle, że nie startował na prezia). Decyzja Biedronia wywołała spore oburzenie, no bo skoro jebł tym mandatem, to po chuj startował/etc. Szczerze, w tym przypadku nie jestem w stanie zrozumieć tej krytyki. Może się okaże, że kawałek Polski, w którym mieszkam  jest jakiś inny, ale na moim zadupiu tego rodzaju sytuacje to norma. Tzn. w wyborach do rady miasta startują osoby, o których wiadomo, że w razie wygranej oleją mandat (bo np. startują urzędnicy miejscy, w których przypadku przyjęcie mandatu oznaczałoby [o ile mnie pamięć nie myli] urlop bezpłatny). Po tych wyborach 2 osoby olały mandaty radnych. W jednym przypadku pan rzucił mandatem „bo tak”, w drugim, pani która równolegle startowała w wyborach prezydenckich (i poległa) olała mandat, bo jego przyjęcie kosztowałoby ją stołek (pani jest dyrektorką MOPRu). Różnica między tymi sytuacjami (Biedroń vs. moja „wioska”) polega na tym, że Biedroń złożył ślubowanie. Jednakowoż hejtowanie go za to, że jest „niewiarygodny”, wydaje mi się cokolwiek przesadzone. Może inaczej – mam niejasne przeczucie, że suweren się tym jakoś niespecjalnie przejął, a jedyne głosy oburzenia pochodzą od „komentatorów”. Nawet gdyby się okazało, że moja mieścina jest wyjątkowa i nigdzie indziej się tak politycy nie zachowują, to należy pamiętać o tym, że prawie każdy kandydat na prezydenta/burmistrza startuje również do rady miejskiej, acz zdarzają się wyjątki. Na ten przykład Patryk Jaki nie startował w wyborach do rady miejskiej w Wawie, bo gdyby z głosowania wynikło, że się do niej dostał, to automatycznie straciłby mandat poselski (były już takie przypadki, oj były). Dziwnym trafem, nikt się nie wkurwia na startowanie jednocześnie do rady miejskiej i na prezydenta/burmistrza.  


W poprzednim Przeglądzie napisałem byłem, że moim zdaniem Dobra Zmiana nie ruszy TVN-u, bo wkurwiliby tym USA (a jest to jedyny kraj, którego politycy PiSu nie chcą denerwować). Się muszę przyznać do swojej niewiedzy. Wiedziałem, że Amerykanie nie kupili TVN-u za złotówkę (bo to nie bank), ale nie wiedziałem, że to największa amerykańska inwestycja w Polsce. Co z tego wynika (nie, nie z tego, że nie wiedziałem, ale z tego, że to największa inwestycja)? Ano to, że nie ma chuja we wsi, żeby PiS zmusił USA do sprzedaży TVN-u. Jakoś tak się bowiem składa, że jeżeli chodzi o pieniądze, to Amerykanie się bardzo szybko wkurwiają. Ponieważ zaś nie można wprost powiedzieć „odjebcie się od naszych pieniędzy”, robi się to tak (oddaję głos Ambasadorce USA): „Powinniście mieć świadomość, że jedna rzecz, co do której Kongres amerykański się zgadza zarówno demokraci, jak i republikanie, to jest wolność prasy. I nie mogę tego mocniej wyrazić. W tej chwili kongres w USA jest bardzo pozytywnie nastawiony do Polski. I demokraci i republikanie bardzo chętnie pomagają Polsce, bo wiedzą, że Polska jest bardzo ważnym sojusznikiem. Ale, to się może wszystko posypać, jeśli chodzi o wolność prasy, to tu wszystko jest czarno-białe w USA. I mówię to Państwu, bo słyszę o tym ciągle”. Tłumacząc to z języka dyplomatycznego na zwykły: „nawet, kurwa, nie próbujcie, bo będziecie mieli przejebane”. Jednakowoż, potem okazało się, że ambasadorka (której najprawdopodobniej powiedziano, że obecny rząd może trochę nie domagać poznawczo) wysłała również list do Premiera Tysiącleica. O ile w trakcie wizyty w Sejmie, ambasadorka używała języka dyplomatycznego, to w liście dyplomacja została wyłączona (znowu wrzucę dłuższy cytat): „Piszę, aby wyrazić mój głęboki niepokój ostatnimi zarzutami postawionymi przez członków rządu dziennikarzom TVN i zarządowi telewizji TVN oraz Discovery, w sprawie śledztwa telewizji TVN w programie „Superwizjer” ze stycznia 2018 roku o aktywności neonazistów w Polsce. Jak widać, minister Joachim Brudziński oraz Prawo i Sprawiedliwość publicznie (za pośrednictwem Twittera) oskarżyli TVN o zainscenizowanie urodzin Hitlera w programie.” W dalszej części listu stało, że trochę to dziwne, że władza się nagle skupia na autorach reportażu, zaś w dupie ma samych neonazistów. W liście znalazł się również odręczny dopisek, że pasowałoby to załatwić (w domyśle – odjebanie się od TVN), bo to (czepianie się) przeszkadza w innych działaniach. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że w liście było parę literówek, acz szczęśliwie  pojawiły się one jedynie w mało istotnych miejscach (np. w nazwisku Premiera Tysiącleica[ to już ostatni raz, obiecuję]). Jak to się w ogóle stało, że treść listu została ujawniona? Moim zdaniem stoją za tym idioci, którzy pełnią obowiązki dyplomatów. Najprawdopodobniej ktoś uznał, że ten list to była samowolka Mosbacher, więc jak się go ujawni i rozkręci gównoburzę, to ktoś z Waszyngtonu na pewno ambasadorkę opierdoli. Sytuacje usiłował ratować jeden z moich ulubionych pluszaków władzy, Marcin Makowski, który napisał, że on się na tym zna i że: „po fakcie Departament Stanu poprze zdanie ambasador, ale(...)” . Nie jest on może najostrzejszym ołówkiem w piórniku (na ten przykład, usiłował heheszkować pierwszy Czarny Protest, bo „tłumów nie ma” [zdjęcia robił w okolicach godziny 13], ale nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że trzeba się zabezpieczyć jakoś (bo PiSowskie drony usiłowały klarować w internetach, że Departament Stanu się zdystansuje od słów Mosbacher). We wpisach Makowskiego nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć „nie ma Pan pojęcia o czym pisze w tej konkretnej sprawie. Siedzę nad tematem od dłuższego czasu” (w kolejnym kawałku Przeglądu będziecie się mogli przekonać o tym jak bardzo Makowski „ma pojęcie o czym pisze”). W przysłowiowym międzyczasie, Jarosław Gowin odwołał spotkanie z Mosbacher (kwestią otwartą pozostaje to, czy się z tego cieszył). Najmniejszym zaskoczeniem świata było to, że Departament Stanu się od słów swojej Ambasadorki nie odciął. Ponieważ beton spod znaku „Poland stronk” dostał w pysk tym listem i trzeba było coś z tym zrobić, nasze władze oddelegowały Marcina Makowskiego do przeprowadzenia wywiadu z Mosbacher. Najprawdopodobniej dostał również listę „bezpiecznych pytań”, które powinien zadać. Skąd taki wniosek? Ano stąd, że gdyby Makowski był dziennikarzem, to w wywiadzie poruszona zostałaby kwestia „Superwizjera” i neonazistów. Ponieważ zaś ten, ekhm, „wywiad” miał ugłaskać beton (któremu nakładziono do łbów kretynizmów o tym, że te urodziny Hitlera to za pieniądze TVN-u/etc), nie można było poruszać tego tematu. Jest to o tyle absurdalne, że gdyby nie idiotyzm polskich władz (nie martwcie się, o tym też jeszcze będzie), które rzuciły się na TVN (chuj wie po co, bo dopóki USA ma TVN, nikt mediów nie ruszy) opierając się na wyjaśnieniach neonazisty. Tym samym, „niezależny” Marcin Makowski w wywiadzie, który (w teorii) miał się odnosić do listu Mosbacher, całkowicie olał przyczyny, dla których ów list został napisany. Tenże sam Marcin Makowski, w tym samym numerze „Do Rzeczy” popełnił tekst o tym „jak to się stało, że taki list został napisany/etc” i w tym tekście już był łaskaw wspomnieć o wcieleniówce (z czego by wynikało, że nie przeleżał pod lodem ostatnich tygodni i wiedział o tym co się dzieję). Tak sobie myślę, że życie bez kręgosłupa ma swoje plusy, bo przynajmniej człowieka plecy nie bolą. No dobrze, ale jak to się w ogóle stało, że USA postanowiło nam przyjebać tym listem? Najprostszą odpowiedzią byłoby „bo tak”. Po rozwinięciu zaś byłoby to: „myśleliśmy, że jak Departament Stanu da wam po łapach po tym idiotyzmie z karą dla TVN, to zrozumiecie o co nam chodzi, ale chyba, kurwa, trzeba prościej”. Być może Amerykanie byliby bardziej powściągliwi (tzn. zależałoby im na udawaniu, że stosunki między naszymi krajami są partnerskie) gdyby nie polityka zagraniczna prowadzona przez Dobrą Zmianę (wkurwianie wszystkich dookoła w ramach „wstawania z kolan”). Amerykanie wiedzą, że polskie władze się „skazały” na „strategiczne partnerstwo” z USA (które to Stany mogą nas mieć w dupie) i postanowiły z tego skorzystać.


List Mosbacher wywołał tak wielkie oburzenie, że spod lodu wypłynął Witold Waszczykowski, który powiedział, że: „Wszystko wskazuje na to, że mamy kłopot z brakiem profesjonalizmu u pani ambasador”. Dzięki temu nie musicie się już zastanawiać nad tym, co by było, gdyby Tommy Wiseau zaczął krytykować innych filmowców. 


Obiecałem wam, że wrócimy do Marcina „Siedzę nad tematem od dłuższego czasu” Makowskiego. Tak, tym razem będzie o nieogarnianiu. Zacznijmy od marszałka Karczewskiego, który w ramach wyrażania swojego oburzenia powiedział był: „Nie jest rolą ambasadora bronić interesów korporacji”. Wypowiedź ta (jak praktycznie wszystkie wypowiedzi marszałka Karczewskiego) ma tylko jeden wymiar i jest to wymiar humorystyczny. Po pierwsze. Każdy kraj (tzn. najwyraźniej każdy poza Polską) będzie dbał o swój „kapitał”, tak więc każdy kraj będzie „osłaniał” korporacje, należące do jego obywateli. Po drugie, tutaj mamy do czynienia z USA, czyli z krajem, w którym dbanie o korporacje zostało podniesione do rangi religii. Po trzecie, rolą ambasadora jest robienie tego, czego wymaga odeń jego pracodawca. Ja wiem, że z punktu widzenia dobrozmianowej nomenklatury, rolą ambasadora jest bycie ambasadorem (sprawdzić, czy nie Przyłębski, albo inny Głębocki), ale inne kraje mają do tego nieco inne podejście. No dobrze, nie będziemy się pastwić nad Stanisławem Karczewskim, bo przeca to nie jest jakaś ważna osoba i może się chłop nie znać, co nie? Skupmy się tedy na Marcinie Makowskim, który „siedzi nad tematem od dłuższego czasu”. Otóż. W trakcie gównoburzy wywołanej przez list Moschaber, Marcin Makowski razem z drugim mediaworkerem Dobrej Zmiany, Wojciechem Wybranowskim, napisali „łamiący” artykuł pt. „Kolejne roszczenia ambasador Mosbacher”. Potem jest już tylko zabawniej: „Amerykańska ambasador naciskała na ministrów i urzędników rządu, aby wprowadzić takie zmiany przepisów, które stawiałyby amerykańskie firmy działające w Polsce w uprzywilejowanej pozycji. Dziennikarze "Do Rzeczy" – Marcin Makowski i Wojciech Wybranowski – piszą o kulisach sprawy.” Pozwolę sobie na krótką dygresję. Czy tylko mnie się, kurwa, wydaje, że rządowe media mają jakiegoś pierdolca na punkcie „ujawniania kulisów”, pisania o „kulisach sprawy” etc? Przeważająca większość artykułów o „kulisach” to albo jakieś pierdoły (tak jak ten), albo brednie (vide Wojciech Biedroń i jego wrzutka o tym, że naziolki zorganizowały urodziny Hitlera, bo im ktoś zapłacił). Ok, dygresja dygresją, ale trza wracać do tego pana, który „Siedzi nad tematem”. Jedna uwaga, ja nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że amerykańscy dyplomaci wszędzie, gdzie tylko mogą, namawiają prawodawców do tego, żeby amerykańskie firmy były „równiejsze”. Tak więc, mimo tego, że autorzy artykułu to duet Makowski&Wybranowski, artykuł jest „legitny”. Tylko że z tego absolutnie nic nie wynika. Amerykanie w ten sposób postępują, koniec, kropka. Jeżeli takie działania są dla kogoś niespodzianką, to niechże, kurwa, nie udaje speca od polityki zagranicznej, bo -  na ten przykład  - ze mnie to, kurwa, żaden spec, ale nawet ja wiem, że to norma. Moim zdaniem, ów artykuł powstał dlatego, że jakiś idiota w MSZ uznał, że te naciski to był autorski pomysł Mosbacher. Ten sam ktoś uznał, że skoro tak, to on tu zrobi przeciek i Waszyngton na pewno „coś z tym zrobi”. Chętnych do napisania tego artykułu było pewnie sporo, ale dostali go ci, którzy cieszą się największym zaufaniem (Makowski jest wiernym żołnierzem. Gdyby tak nie było, to nie dostałby do napisania tekstu o żonie Prezydenta RP). Na sam koniec wróćmy do „wywiadu”, który przeprowadził Makowski. Tzn. ja wiem, że on tych pytań nie wymyślał, ale mógł się powstrzymać od zadawania tych głupszych. Jeżeli chcecie wiedzieć, jak głupie były to pytania, to podrzucę krótką wymianę zdań. Makowski: „Nie, pytam o coś, o co zapewne chciałoby zapytać wiele osób, siedząc na moim miejscu. Czy nie jest tak, że wolność słowa została „wyłożona na stół” właśnie w tej chwili, ponieważ problem dotyczy nastawienia rządu do telewizji, która jest w posiadaniu Amerykanów?” Mosbacher: „To uczciwe pytanie. Będę reagować i jestem do tego zobligowana, aby zabierać głos za każdym razem, gdy zaistnieje sytuacja, w której amerykańskie firmy mogłyby nie być traktowane fair. W tym przypadku jednak zarówno kapitał, jak i wolność debaty publicznej złożyły się w jedną nierozdzielną sprawę.” Rozumiem zamysł, który stał za pytaniem „haha, zaraz ją zapytam, czy chodziło o pieniądze, a ona powie, że tak i będzie #zaorane”, ale ów zamysł był idiotyczny dlatego, że wszyscy, poza polskimi władzami i Marcinem Makowskim wiedzą, że Amerykanie „szanują” pieniądze. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że niniejszy wywiad musiał nieco popsuć humoru wierchuszki dobrozmianowej (a przynajmniej tych polityków, którym marzyła się „repolonizacja mediów”). Chodzi mi konkretnie o ten jego kawałek:„Raz jeszcze powtarzam: będę bronić swobody debaty publicznej i interesów kapitału ze Stanów Zjednoczonych – reszty nie oceniam. W przyszłości zrobiłabym to samo wobec każdego innego wydawcy, gdyby jego prawa zostały zagrożone.” To jest bardzo wyraźny sygnał, że USA będzie bronić nie tylko TVN-u, ale też innych mediów. Insza inszość to fakt, że te słowa padły już po gównoburzy. Jeżeli ktoś miał wątpliwości co do tego, czy Mosbacher sama sobie to wymyśliła, czy też realizuje to, do czego zobowiązała ją administracja w USA, to tego rodzaju deklaracja powinna je rozwiać.


Dawno nie było nic na temat pasienia Red is Bad przez instytucje publiczne (podlegające Dobrej Zmianie), nieprawdaż?  Otóż Muzeum II Wojny światowej wrzuciło na FB wpis: „Czekamy na Milionowego Gościa Muzeum! Milionowy tydzień zapowiada się coraz ciekawiej… odliczamy? Informujemy, że Partnerem wydarzenia jest Red is Bad!! " (wpis był opatrzony sporą grafiką RiB). Być może ktoś umiałby wskazać ironię tej całej sytuacji (prawicowa firma, pasąca się na publicznych pieniądzach), ale ja, niestety, nie potrafię tego zrobić.


Mój najukochańszy portal rządowy („w Polityce”) opublikował tweet o następującej treści: „"GW" oburzona puszczeniem piosenki o wierze chrześcijańskiej w gimnazjum. Czerska alarmuje o przemycaniu "skrajnie prawicowych treści"” Pomyślałem sobie „do diaska, czemu Wyborcza znowu prześladuje chrześcijan!” i popędziłem zapoznać się z treścią tej „piosenki o wierze chrześcijańskiej”. Muszę wam przyznać, że się nie zawiodłem, albowiem patrzcie na ten pyszny kawałek: „przetrwaliśmy czas rozbiorów i brunatne zło, komunistów i lewaków, genderowe dno. Od dżihadu ocalimy świat kolejny raz”. Szczególnie ukochałem sobie to „komunistów i lewaków”. Widać bowiem wyraźnie, że autor piosenki zna historie na tyle dobrze, że wie, że z lewakami walczył już sam Lenin. Nieco zaś bardziej, kurwa, na serio. Osoba, która każe dzieciom śpiewać taką piosenkę, nie powinna być pedagogiem.


Ponieważ polskie władze „nie wiedzą kiedy przestać”. Do dziennikarza, który robił wcieleniówkę u nazioli przyszło ABW, żeby mu wręczyć wezwanie na przesłuchanie w charakterze podejrzanego, albowiem propagowanie nazizmu. Jeden z dziennikarzy zapytał ministra Wąsika, czy on autoryzuje takie działania, na co ów odpisał: „Doręczenie wezwania do prokuratury? Tak”. Jest to o tyle zabawne, że dosłownie dzień później prokuratura uznała, że jest za wcześnie na to, coby stawiać zarzuty, i że generalnie to trzeba poczekać. Mógłbym to jakoś zabawnie spointować, ale ów dziennikarz zrobił to za mnie i napisał: „I pan minister został z deklaracją jak Himilsbach nie został z angielskim”.


W sytuacjach takich, jak ta opisana powyżej warto obserwować, co mają do powiedzenia ludzie, których Dobra Zmiana obdarowała stołkami. Jedną z takich osób jest Marcin Kędryna, który stołek od Prezydent RP dostał między innymi dlatego, że w trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej liczył ile razy we wstępniaku do „Newsweeka” pojawiło się nazwisko kandydata PiS. Jeżeli myślicie, że żartuję, to mam dla was dwie wiadomości. Pierwsza to taka, że wam zazdroszczę. Drugą wiadomością zaś jest: „link znajdziecie w źródłach”. Jakąż to mądrością zechciał się podzielić Wielki Matematyk? Otóż, gdybyście nie wiedzieli, to: „Dziennikarze są od tego by urządzać prowokacje. Prokuratura jest od tego, żeby łamiących prawo ścigać. Sądy są od tego, żeby dziennikarzy w imię społecznego dobra uniewinniać. Bądź nie. Bo nie każdą prowokację można społecznym dobrem uzasadnić. Howgh”. Tłumacząc to, z kędrynowego na polski: nic się nie stało, Polacy nic się nie stało, bo sąd uniewinni, albo nie, bo nie wiadomo, czy tę akcję da się uzasadnić społecznym dobrem! Gdybym był złośliwy (a nie jestem), to bym napisał, że gdybym (to już ostatnie „gdybym” w tym zdaniu!) miał do powiedzenia tyle, co Marcin Kędryna, to wolałbym się nie odzywać, bo nie każdą wypowiedź da się uzasadnić dobrem społecznym. 


Hejtowanie przez prawicę TVNu opierało się w całości na wyjaśnieniach złożonych przez neonazistę (który miał już niejeden zatarg z prawem). Obserwując te hejty, zastanawiałem się nad tym, jak szybko prawica zrobi zwrot o 180 stopni. Okazało się, że bardzo szybko, albowiem: „były oficer WSI i oskarżony ws. afery SKOK Piotr P. zeznał (przypis Piknikowy, coś się mnie wydaje, że tu powinny być wyjaśnienia, bo oskarżony składa wyjaśnienia, ale nie będę grzebał przy cytacie) przed sądem, że przekazywał pieniądze politykom PiS”. Bardzo się to nie spodobało Jackowi Sasinowi, który powiedział, że: „poważni politycy nie powinni się odwoływać do zeznań przestępcy”. I teraz mam zagwozdkę. Gdybym to ja napisał, że w PiSie nie ma poważnych polityków, to byłaby pewnie Mowa Nienawiści i Przemysł Pogardy (sprawdzić, czy nie Piotr Gliński) i to jest dla mnie zrozumiałe. Jednakowoż nie mam pojęcia czy sytuacja, w której jeden z PiSowców twierdzi, że jego koledzy są niepoważni, to Przemysł Pogardy, czy też stwierdzenie faktu?


Niespokojnie się zrobiło na Ukrainie (tzn. bardziej niż do tej pory), albowiem Rosja postanowiła sprawdzić, co będzie jak jej marynarka ostrzela ukraińskie okręty i uwięzi marynarzy. Sprawa jest rozwojowa (rzuciłbym jakiś żart o tym, że szukam firmy, która wybuduje mi schron przeciwatomowy [cena nie gra roli, tzn. i tak nie zapłacę, będą mieli do portfolio], ale chyba sobie daruję), tak więc przysłowiowy narodowiec wie, co będzie dalej. No oczywiście, że będzie o Morzu Azorskim, albowiem ta omyłka wprost idealnie obrazuje to, w jaki sposób działają „zwykli internauci” (czyt. drony Prawa i Sprawiedliwości). Otóż, to „Morze Azorskie” przydarzyło się dwóm politykom. Jednym z nich był, nie kto inny, jak prezes przysłów Ryszard Petru. Reakcje były raczej łatwe do przewidzenia (cały internet miał z niego bekę). A potem szef MSZ wszedł w tryb Waszczykowskiego [San Escobar Intensifies] i również przypierdolił tym Morzem Azorskim i nagle się okazało, że część „zwykłych internautów” przestała uważać, że to śmieszne. Przeglądałem sobie timeline Samuela Pereiry. Redaktor Pereira zażartował (a mógł zabić): „Mało znany fakt: z Madery na Azory leci się samolotem” (sieknął również 2 rećwity heheszków z Petru). Tak więc widzicie, jest śmiesznie, są żarty. Dziwnym trafem, nie znalazłem u niego żadnych heheszków z Czaputowicza. Większość jego kolegów (i pomniejszych dronów) zrobiła dokładnie to samo. Tzn. heheszki „czo ten Petru”, a potem nagła cisza, bo „swojego” się nie rusza (no chyba, że zielone światło będzie).


Trochę mnie wkurwia to ile już napisałem o TVNie, ale niestety, za sprawą posła Horały, trzeba jeszcze raz. W trakcie gównoburzy związanej z listem Ambasadorki USA, Horała wizytował TOK FM i w trakcie wywiadu powiedział: „Stany Zjednoczone zawsze dbają o zagraniczny kapitał amerykański, a ta akurat stacja jest, zdaje się, kapitałem amerykańskim. Choć są tacy, co mówią, że rosyjskim”. Dopytywany przez dziennikarza o to, skąd ma takie informacje, odparł: „na mieście się tak mówi”. Ciekaw jestem, jakby zareagował poseł Horała, gdyby ktoś powiedział, że „są tacy, co mówią, że partia pana posła jest sponsorowana przez Putina” i tłumaczył, że „na mieście tak mówią”. Śmiem twierdzić, że poseł by się rozwrzeszczał, że fake newsy i pewnie Zbyszka by bardzo szybko poproszono o interwencję (albo ktoś by jebł w autora słów pozwem na drodze cywilnej). Swoją droga, zastanawiam się nad tym, dlaczego po tym idiotyzmie dziennikarz nadal prowadził wywiad. Horała powinien być grillowany aż do momentu, w którym przyznałby, że wiedzę na temat rosyjskiego kapitału powziął z przysłowiowej dupy i przeprosiłby za kłamstwo. Być może się mylę, ale odnoszę wrażenie, że „odpuszczanie” politykom w takich sytuacjach sprawia, że stają się oni coraz bardziej bezczelni. No ale, co ja się tam, kurwa, znam.


Sebastiana Kalety nie trzeba nikomu przedstawiać. Ostatnio ujął się on za jednym ze swoich kolegów, Samuelem Pereirą, który został pozwany za swoje wpisy przez Ringier Axel Springer Polska (czyli Onet i te sprawy): „Panie Januszu Schwertner , czy wg Pana środowisko dziennikarskie powinno być dzisiaj zjednoczone i wesprzeć Samuela Pereirę, który za wyrażanie swoich opinii o Pana pracodawcy otrzymał pozew, w którym RASP żąda 100 000 zł? Chce Pan otrzymać pensję odebraną p. Pereirze?”. Ok w tym miejscu mi się trochę uleje. Bo widzicie, gdyby Pereira był dziennikarzem, takim prawdziwym, który zajmuje się tym, czym zajmują się dziennikarze, to bym się wkurwił za to, że ktoś go chce ciągać po sądach. Tylko że Samuel Pereira zachowuje się (w najlepszym wypadku), jak rzecznik obecnej władzy. Owszem, dziennikarz może mieć własne poglądy, ale Pereira ich nie posiada. Pereira posiada jedynie wytyczne i je realizuje z żelazną konsekwencją, bo wie, że jeżeli PiS przejebie wybory, to odjedzie mu koryto. Zajmuję się czytaniem wynurzeń polityków od dłuższego czasu, więc mało co mnie rusza. To napisawszy muszę stwierdzić, że Kalecie udało się mnie wkurwić. Konkretnie zaś chodzi o „czy wg Pana środowisko dziennikarskie powinno być dzisiaj zjednoczone i wesprzeć Samuela Pereirę”. Kaleta wkurwił mnie do tego stopnia, że postanowiłem poczuć się jak Kędryna i przeszperałem Pereirowe konto Twitterowe, żeby policzyć wpisy, z których wynikałoby, że solidaryzuje się on z dziennikarzami, którzy zrobili wcieleniówkę (w zajebiście niebezpiecznym otoczeniu, jakim są neonaziści). Nie było tam ani jednego takiego wpisu. Było za to 19 wpisów, w których Pereira gnoił dziennikarzy, rozsiewał wrzutki rządowego mediaworkera, Wojciecha Biedronia (który udaje, że uwierzył w to, co opowiedział śledczym neonazista) i tak dalej i tak dalej. Najbardziej urzekł mnie wpis, w którym Pereira zrzygał się na nagrodę, którą dziennikarze otrzymali za ten materiał i napisał „nagroda za 20 tysięcy” (bo, rozumiecie, hehehe oni sami zapłacili tym neonazistom, bo jeden z nich tak powiedział hehehe). Czy ktoś mógłby mi, kurwa, powiedzieć, dlaczego środowisko dziennikarskie miałoby wspierać takiego typa? W tym miejscu chciałbym (po raz drugi w historii moich Przeglądów) przekazać Samuelowi Pereirze najszczersze- nawet mi Cię, kurwa, nie żal. Mam nadzieję, że to dopiero początek. 


W okolicach 23 listopada w mediach pojawiły się pierwsze informacje na temat planowanej przez rząd podwyżki VATu na leki dla zwierząt. Jak zareagował na to suweren? W telegraficznym skrócie, było to „no chyba was popierdoliło”. Tydzień później rzecznik Ministerstwa Finansów ogłosił, że VAT pozostanie bez zmian. I właśnie wtedy mogliśmy się przekonać o tym, jak wygląda prawdziwe bohaterstwo, albowiem w tym samym dniu Prezydent RP napisał ćwit: „Nie zgadzam się na podwyższenie stawki vat na leki weterynaryjne z 8% do 23%. To zły pomysł, który byłby ciosem dla opiekunów zwierząt, schronisk dla zwierząt i hodowców.”.  Brawo Panie Prezydencie, miał Pan tydzień na wyrażenie swojego sprzeciwu i prawie Pan zdążył. Może następnym razem się uda.


30 listopada był dla Prezydenta RP dniem podwyższonej aktywności na Twitterze. Tego samego dnia napisał on bowiem również, że:”„polexit” staje się chyba jedynym znanym elementem programu PO. Powtarzają to jak mantrę i wyraźnie prą w tym kierunku. PO chce wypchnąć Polskę z UE?”, ponieważ wpis ów spotkał się z krytyką, Prezydent postanowił się odwinąć: „Bo już mnie męczy ta wasza natrętna propaganda i odwracanie kota ogonem. Zniesmaczony jestem, a i Święty by nie wytrzymał... więc sorry.” W tym miejscu pozwolę sobie na niepopularną opinię. Moim zdaniem PiS faktycznie nie planuje polexitu. Jednak brak takowych planów nie zmienia faktu, że polityka naszych obecnych władz jest wybitnie antyunijna, zaś same władze non stop (eufemizując) srają na Unie Europejską (chciałem napisać „srają na Brukselę”, ale doszedłem do wniosku, że to nie najlepszy pomysł). Zresztą sam fakt budowania narracji, w których UE to są „oni” (nigdy „my”, choć Polska jest częścią Unii Europejskiej) i używania haseł „Bruksela narzuca to i tamto” (w których to hasłach zakochały się rządowe media), pokazuje, że, delikatnie rzecz ujmując ciężko PiS nazwać partią prounijną. Trudno się więc dziwić opozycji (tak, ponoć istnieje w Polsce coś takiego), że usiłuje grać na antyunijności partii rządzącej. Analogicznie, trudno dziwić się temu, że media cytują antynunijny bełkot polityków PiSu. Zabawnym znajduję fakt, że z racji nadchodzących wyborów do Europarlamentu, ktoś w PiSie uznał, że trzeba przestawić wajchę i teraz PiS będzie prounijny. Problemów z zestawieniem „nowej” narracji z wcześniejszymi wypowiedziami nie powinno być, ale wierzę, że nasza opozycja da radę to spierdolić.


Na samiutkim końcu przyjdzie nam się pochylić nad wpisem ministra Brudzińskiego, który to wpis wiążę się z tematyką antyunijnych nastrojów w społeczeństwie. Otóż minister trafił na wpis, który był antysemickim i antyunijnym rzygiem (ów wpis był odpowiedzią na jego wcześniejszego ćwita). Minister zadumał się nad tym i napisał: „Idiota czy ruski troll? Skąd się biorą te imbecyle z biało-czerwonymi i bogoojczyżnianymi awatarami? Judzą i obrzydliwymi atakami na PIS utrwalają, ku uciesze naszych wrogów,stereotyp Polaków jako wrogów, USA, UE, Izraela, demokracji, a na końcu nawet prostackich antysemitów.” Minister nie jest może Sherlokiem Holmesem, ale nawet jemu zaświtało w głowie, że chyba coś jest, kurwa, nie tak. Owszem, zwrócił uwagę na rzyg, dopiero w momencie, w którym do bełkotu dodany został pocisk antyPiSowski, ale ważne, że w ogóle tę uwagę zwrócił. Jeżeli chodzi o to zwracanie uwagi, to ja już jakiś czas temu zauważyłem dość zajebistych rozmiarów dysproporcję między sondażami badającymi prounijność/antyunijność społeczeństwa, a tym, co się odpierdala w internetach. Zazwyczaj mam do sondaży podejście takie, że im, kurwa, nie wierzę, ale te sondaże są praktycznie zawsze takie same. Tzn. wskazują one na to, że znaczna większość Polaków jest prounijna. W internetach (głównie Twitter, ale być może podobnie jest na FB) rzecz się ma „nieco” inaczej. Gdybym miał, „wróżąc z Twittera”, ocenić nastawienie Polaków do UE, to poważnie bym się zaczął obawiać Polexitu. Dysproporcja jest olbrzymia. Co znamienne, „antyunijne” konta non stop wrzucają hejty na zły Zachód, który umiera (bo muzułmanie, lewica, geje, "marksizm kulturowy"/etc) na tych kontach pojawiają się również bardzo często idiotyczne wrzutki pt „biała rasa wymiera” i tak dalej i tak dalej. Konta owe skupiają się na budowaniu narracji, w myśl której UE jest dla Polski śmiertelnym zagrożeniem (idealnie się z tym wstrzelono w trakcie ostatniego kryzysu migracyjnego). Skoro więc UE stanowi śmiertelne zagrożenie dla Polski, to naturalnym jest, że trza się katapultować z takiej „śmiercionośnej” wspólnoty, nieprawdaż? Gdybyśmy w Polsce mieli jakiekolwiek służby, to owo zjawisko już dawno zostałoby dostrzeżone, zmierzone i zważone, a część farm trolli zostałaby już dawno „oflagowana”. Zamiast tego mamy rządowe media jarające się tym, że wystąpienie Poprzedniczki Premiera Tysiąclecia miało w chuj udostępnień na Twitterze (tylko że filmik został udostępniony przez Voice of Europe [konto, które już dawno zostało „oflagowane”, jako element rosyjskiej wojny informacyjnej]) i polityków idiotów, którzy udostępniają na Twitterze antyunijne fejki, a czasami zwykły rasistowski rzyg (już nawet nie chce mi się obiecywać, że wreszcie napiszę o tym tekst, ale może się wreszcie uda [screeny czekają i mają się dobrze]). Aczkolwiek nie powinniśmy się temu dziwić. Świadomość naszych władz w zakresie tego, jak wygląda współczesna wojna informacyjna idealnie zobrazowały plany MON-u, który jeszcze nie tak dawno temu chciał zakupić „rakietowe pociski ulotkowe” i ręczne miotacze ulotkowe”.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Źródła:

https://www.wprost.pl/kraj/10167783/prezydent-duda-o-propagandzie-homoseksualnej-nie-powinna-miec-miejsca-w-szkolach.html


Na jednym z filmików nagrano „balonowego wojownika”:

https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/pierwszy-marsz-rownosci-w-lublinie,875815.html


http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,24190423,bartoszyce-mechanik-wymienil-zarowke-urzedniczkom-skarbowki.html

https://twitter.com/tvn24/status/1064583133293629440

https://olsztyn.tvp.pl/40107939/policja-chce-ukarania-urzedniczki-skarbowki-za-brak-zarowki-wniosek-trafil-do-sadu

https://www.radiozet.pl/Radio/Programy/Gosc-Radia-ZET/Jacek-Sasin-Nie-ma-planow-rekonstrukcji-rzadu.-Przyspieszone-wybory-to-dziennikarska-kaczka

https://twitter.com/tvn24/status/1064583133293629440

https://twitter.com/WorldBankPoland/status/1065217324083568640

https://tvn24bis.pl/z-kraju,74/bank-swiatowy-nie-uczestniczymy-w-procesie-wyboru-doradcow-dyrektorow,885735.html

https://wpolityce.pl/polityka/422213-zaryn-oswiadczenie-bs-zbiezne-ze-stanowiskiem-nbp

https://www.pulshr.pl/zmiany-kadrowe/katarzyna-zajdel-kurowska-z-nbp-do-banku-swiatowego,54351.html

https://twitter.com/kplapinski/status/777854362664243200

https://wiadomosci.radiozet.pl/Polska/Tak-Kacper-Kaminski-tweetowal-o-pracy-Petru-w-Banku-Swiatowym

https://dziennikzachodni.pl/sejmik-slaski-przejelo-pis-radni-krzyczeli-hanba-zdrada-kim-jest-wojciech-kaluza/ar/13682028

https://twitter.com/BZdrojewski/status/1065270512941756417

https://samorzad.infor.pl/temat_dnia/387131,Albo-mandat-posla-albo-mandat-radnego.html

https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/robert-biedron-zrezygnowal-z-mandatu-radnego-opozycja-krytykuje,887838.html

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24196626,georgette-mosbacher-ostrzega-pis-przed-zamachem-na-wolne-media.html

https://polskatimes.pl/ujawniamy-co-naprawde-powiedziala-amerykanska-ambasador-polskim-parlamentarzystom-na-temat-niezaleznosci-mediow-mamy-zapis/ar/13688832

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/ambasador-usa-list-dot-tvn-do-premiera-pelna-tresc-calosc-gleboki-niepokoj-zarzutami-wobec-dziennikarzy-i-wladz-tvn-i-discovery

http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,130517,24222290,kto-stoi-za-wyciekiem-do-mediow-listu-mosbacher-do-premiera.html

https://twitter.com/makowski_m/status/1067168029010796544

Za to dostałem bana od pluszaka:

https://twitter.com/PiknikNSG/status/783244870261567489

https://twitter.com/makowski_m/status/1067167044536274945

https://dorzeczy.pl/swiat/85266/Rzecznik-Departamentu-Stanu-USA-zabrala-glos-ws-listu-Mosbacher.html

„Do Rzeczy” nr 49/301 3-9 grudnia 2018

https://dorzeczy.pl/kraj/85240/Nowojorska-celebrytka-Waszczykowski-ostro-o-Mosbacher.html

https://www.tvp.info/40190854/nie-jest-rola-ambasadora-bronic-dziennikarzy-i-korporacji

https://dorzeczy.pl/kraj/85249/Kolejne-roszczenia-ambasador-Mosbacher.html

https://www.facebook.com/132197036871908/posts/2037816219643304/

https://twitter.com/wPolityce_pl/status/1066097539731083265

https://wpolityce.pl/media/422549-gw-oburzona-puszczeniem-piosenki-o-wierze-chrzescijanskiej

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/skandal-w-szkole-w-sycowie-nauczycielka-kazala-spiewac-uczniom-piosenke-o-genderowym/mywcf4h

https://wiadomosci.wp.pl/abw-pojawilo-sie-w-domu-operatora-tvn-ktory-filmowal-urodziny-hitlera-6320460074317441a

https://www.tvp.info/40137267/prokuratura-krajowa-stawianie-zarzutow-operatorowi-z-tvn-jest-przedwczesne

https://wpolityce.pl/polityka/422691-prokuratura-krajowa-zabrala-glos-ws-operatora-tvn

https://dorzeczy.pl/kraj/84985/Niespodziewany-zwrot-ws-operatora-TVN-Komunikat-prokuratury.html

Wrzucam link do ćwita ministrowego, bo dziennikarz ma zakłódkowane konto, więc link by mógł prowadzić do 404

https://twitter.com/WasikMaciej/status/1066377743942721536

https://twitter.com/marcin_kedryna/status/1066618063901126656

Tutaj macie link do moich heheszków z Kędryny (na samym początku wątku jest jego ćwit z „obliczeniami”):

https://twitter.com/PiknikNSG/status/579773591333507072

https://www.rp.pl/Plus-Minus/306169932-Marcin-Kedryna-hipster-pana-prezydenta.html

https://twitter.com/wPolityce_pl/status/1066620031608475648

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24207207,oskarzony-ws-skok-ow-twierdzi-ze-przekazywal-pieniadze-politykom.html

https://twitter.com/SamPereira_/status/1067030584894111744

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24213395,wpadka-szefa-msz-mowil-dzis-o-morzu-azorskim-te-sama-pomylke.html

http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,130517,24215274,marcin-horala-posel-pis-przewodniczacy-komisji-ds-vat-w.html

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1068273874347982849

https://www.agropolska.pl/produkcja-zwierzeca/inne/szykuje-sie-drastyczna-podwyzka-cen-lekow-weterynaryjnych,366.html

https://forsal.pl/artykuly/1366049,mf-planuje-zniesc-preferencyjny-vat-na-leki-dla-zwierzat.html

https://www.rmf24.pl/ekonomia/news-vat-na-leki-dla-zwierzat-bez-zmian-rzad-wycofuje-sie-z-kontr,nId,2704815

https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1068465048715231233

https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1068486320811581440

https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1068488299998863362

https://twitter.com/jbrudzinski/status/1068836896409825280

W artykule znajduje się odnośnik do starego konta Voice of Europe, które nieco później spadło z rowerka

http://telewizjarepublika.pl/slowa-premier-szydlo-robia-prawdziwa-furore-w-ameryce-brawo,49093.html

Tu wpis jednego z rządowych mediaworkerów, który czasami miewa napady przyzwoitości. W tym wpisie zwrócił uwagę swoich kolegów na to, żeby się nie jarali Voice of Europe:

https://twitter.com/WojciechMucha/status/874707364401860609

środa, 21 listopada 2018

Hejterski Przegląd Cykliczny #41

Zacznijmy od Kota Schrödingera, który jest eksperymentem myślowym ilustrującym „problem zastosowania interpretacji kopenhaskiej mechaniki kwantowej w odniesieniu do obiektów makroskopowych”. Tak, chodzi o tego kota, który jest żywy i martwy do momentu otwarcia pudełka. Nawiasem mówiąc, nie wiadomo czemu Schrödinger zdecydował się na kota, ale parafrazując klasyka „PRZYPUSZCZAM, ŻE LUBIŁ WIELKIE, GROŹNE PSY.” Powyższy eksperyment myślowy idealnie nadaje się do opisu Marszu Niepodległości, który był zarówno prezydencki (niektóre media pisały o „rządowym marszu”), jak i nieprezydencki (w tym drugim przypadku mamy do czynienia z Teorią Dwóch Marszów). Prezydencki był wtedy, gdy można było pochwalić się tym, że 200K ludzi tam było. Nieprezydencki był wtedy, gdy się okazywało, że palenie flagi UE (propsowane przez jednego z organizatorów, czyli Młodzież Wszechpolską), Forza Nuova i te sprawy. Prezydent RP wziął udział w marszu pomimo tego, że nie mógł w nim wziąć udziału, bo miał napięty harmonogram. Jeżeli zaś już jesteśmy przy włoskiej organizacji neofaszystowskiej, to jeden z rządowych mediaworkerów (produkuje się w „Sieciach Prawdy”), stwierdził, że „Forza Nuova to nie jest pełnokrwista partia faszystowska” (tak więc, japa lewaki!). W internetach widziałem też dyskusje w temacie tego, że FN jest spoko, bo chuj z tym, że Mussolini był ziomkiem Hitlera (ale się nie cieszył!), skoro Włosi nas lubili w 1939/etc. Oczywiście na Marszu było (eufemizując) od chuja rac i, oczywiście, policja nic z tym, kurwa, nie zrobiła. No ale jak to, ktoś powie, przeca na Czarnym Proteście legitymowali za race. Owszem, ale jak to wyjaśniono po tymże Czarnym Proteście „nie można porównywać dwóch różnych zgromadzeń o zupełnie innym charakterze”. Gdybym był złośliwy (a nie jestem), to bym zapytał uprzejmie co to za brednie? Przeca na Marszach Niepodległości pojawiają się jedynie rodziny z dziećmi, więc co za problem podejść do takiej rodziny i poprosić o zgaszenie racy? Ponieważ zaś nie jestem złośliwy, napiszę jeno tyle, że w kontekście bierności policyjnej narracja o „rodzinach” jest cokolwiek ciężka do obrony. O tym, że odpalanie rac jest złe policja przypomniała sobie dopiero po marszu i oznajmiła, że „poszukuje osób, które podczas niedzielnego marszu w Warszawie odpaliły race”. Momentalnie zwrócono uwagę stróżów prawa, że Cezary „Metyl” Gmyz chwalił się (na swoim koncie TT) odpaleniem racy i zapytano, czy poniesie jakiekolwiek konsekwencje. Indagowany w tym temacie rzecznik stołecznej policji  odpowiedział: „Mamy bardzo dużo zgłoszeń w sprawie osób, które odpalały race podczas niedzielnego marszu w Warszawie. Cały czas poprzez media społecznościowe otrzymujemy wiele zdjęć z wizerunkami podejrzanych. Wszystkie są sprawdzane na bieżąco. Każda osoba, bez żadnego wyjątku, będzie wzywana na komendę celem wykonania czynności”. Potem zaś dodał, że nie może mówić o konkretnych osobach, które mogły dopuścić się wykroczenia. „Jednakże każdy materiał, który jest w naszej dyspozycji oraz każda osoba,  która została ujawniona podczas popełnionych wykroczeń, musi liczyć się z odpowiedzialnością”. Tłumacząc to z rzecznikowego na nasze: Gmyz dostanie po łapach, jeżeli nikt policji nie zabroni dać mu po łapach. W kwestii zaś samego marszu, to trochę męczący jest bóldupizm uczestników tegoż, którzy twierdzą, że oni nie so radykałami i że oni tam jedynie przychodzo bo 11 listopada. Gdyby było tak, że ten spęd jest organizowany przez jakichś zwykłych ludzi, narodowcy czepialiby się marszu jak gówno okrętu, to faktycznie ciężko by było mieć pretensje do tych „rodzin z dziećmi”. Jeno, kurwa, jest tak, że rok rocznie spęd organizuje łysa ziomberiada spod znaku falangi i pojawia się na nim od cholery kibolstwa (ciekawe czy Premierowi Tysiąclecia podobały się tegoroczne przyśpiewki), a „rodziny z dziećmi” są tam tak trochę na doczepkę. Jak nie chcecie być uznawani za faszystów to się, kurwa, nie bujajcie z ziomkami, którzy się jarają przedwojennym faszyzmem. Bo to trochę tak, jakby ktoś polazł na imprezę organizowaną przez fanów Stalina i się potem wkurwiał na to, że go wyzywają od bolszewików. Niby można, ale chyba nie bardzo jest sens.


I znowuż przyszło mi „rozblokować” temat, bo skalę zjebania rozwaliło. Pamiętacie może przemiłych ludzi, którzy organizowali urodziny Adolfa Hitlera? Tak więc, hurr durr, to wszystko była prowokacja i ujawniamy kulisy! Otóż okazało się, że to nie tak, że neonaziści (z przyczyn oczywistych, w tym konkretnym przypadku prawo Godwina ulega zawieszeniu) zrobili imprezę, bo jara ich Hitler i III Rzesza. Nic z tych rzeczy! „Wiele wskazuje na to, że grupa przebierańców z lasu pod Wodzisławiem Śląskim to w rzeczywistości opłaceni statyści. W czyim filmie zagrali? Kto naprawdę sfinansował tę imprezę i jaki był rzeczywisty udział dziennikarzy i ich stacji w tym wydarzeniu? Czy ujawnili istniejące zjawiska, czy też byli ich animatorami? Na te wszystkie pytania próbuje teraz odpowiedzieć prokuratura.” Jest to o tyle ciekawe, że ten sam portal (moje najukochańsze „wPolityce”) nieco wcześniej wspominał o tym, że: „Podczas przeszukań w mieszkaniach zatrzymanych znaleziono m.in. mundury, flagi, odznaki, naszywki i publikacje o symbolice nazistowskiej. Zabezpieczone zostały ich telefony komórkowe i komputery.” O co więc, kurwa, chodzi redaktorowi Wojciechowi Biedroniowi z tymi „przebierańcami”? Tzn. ja wiem, że neonaziole się tam poubierali w mundury adekwatne, ale to nie byli żadni statyści, jeno ziomberiada, która się jara tą tematyką (i zapewne popierdala w tych szmatach w trakcie domówek). Statystami mógłby sobie rządowy mediaworker nazywać ludzi, których wzięto z ulicy i przebrano w te mundury. Na czym w ogóle opiera się narracja o „ustawce”? Na wyjaśnieniach jednego z neonazistów, który powiedział był, że przyszedł po swojego syna do przedszkola i: "W pewnym momencie podchodzi do niego dwóch mężczyzn z reklamówką, w której znajduje się 20 tysięcy złotych. Wręczają je Mateuszowi S. i stwierdzają, że za te pieniądze powinien on zorganizować „urodziny Hitlera”". Brzmi bardzo prawdopodobnie, nieprawdaż? Wam nikt nigdy nie dał 20 kafli jak odbieraliście swoje pociechy z przedszkoli? Nawet mi was, kurwa, nie żal. Każdy, kto nie jest ostatnim idiotą (względnie prawicowym mediaworkerem), zadałby sobie w tym momencie pytanie „czemu ktokolwiek miałby sam z siebie opowiadać o tym, że przytulił 20 tysięcy?” .Przeca zaraz się do takiego jegomościa zgłosi US i powie „dzień dobry, ja w sprawie nieujawnionego dochodu”. Wydaje mi się, że w przypadku „jakieś ziomki mnie dali pieniądze” US zastosuje taryfę 75%, ale nie jestem specem i jak mnie ktoś skoryguje, to się nie pogniewam. Jakakolwiek by ta sankcja nie była, to są pieniądze i śmiem wątpić w to, żeby naziolek ujawnił ten dochód dlatego, że chciał być „na czysto”. Wiadomo, że naziolek będzie miał przejebane, po co więc sobie jeszcze dokładać? Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że: „rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn powiedział, że ta wstępna weryfikacja uprawdopodobniła wersję o przekazaniu pieniędzy podejrzanemu Mateuszowi S.”. Tak więc nawet, gdyby naziolek zmienił zdanie, na niewiele się to zda (bo służby już najprawdopodobniej ustaliły, że wydawał znacznie więcej kasy niżby to wynikało z udokumentowanych dochodów). Ja sobie tutaj teraz pogdybam. Wydaje mi się, że jedynym powodem, dla którego naziolek powiedział, że dostał 20 kafli na urodziny, było to, że nie chciał, żeby służby wyniuchały od kogo tak naprawdę dostał te srebrniki. Mógł je dostać np. „ze Wschodu” (bo „Wschód” bardzo lubi sponsorować „nacjonalistyczną międzynarodówkę”). Kimkolwiek by nie był darczyńca, prawie na pewno nie był „anonimowy” i dlatego naziolek wrzuci służbom temat „TVN mnie dał szekle”. Otwartą kwestią pozostaje to, czy służby badają możliwość, że kasa mogła pochodzić „z innego źródła”, czy też podjarały się tematem TVNu i uznały, że „na chuj drążyć”. W artykule „ujawniającym” redaktor Wojciech Biedroń udowodnił, że mimo iż sobie wpisuje w bio na Twitterze „dziennikarz”, to nie bardzo ma, kurwa, pojęcie o tym, jak wygląda robota prawdziwych dziennikarzy. Redaktor dziwił się bowiem temu, że „dziennikarze zdobywają nagrania, ale mija wiele miesięcy, zanim trafia na antenę”. Ja się zdziwieniu pana redaktora nie dziwię. Jak się jest mediaworkerem na telefon, który wrzuca wszystko, co mu podrzucą chlebodawcy, to można mieć nielichy dysonans w sytuacji, w której ktoś ma jakiś temat, ale się z nim nie wyrywa, bo np. musi coś dopracować (albo np. stara się nie spalić sobie „przykrywki”). TVN usiłował się najpierw kopać z koniem i tłumaczyć wszystko przy pomocy oświadczeń, ale wreszcie ktoś się tam wkurwił i mój ukochany portal (i być może „Sieci Prawdy” [czy jak tam się teraz ten tygodnik nazywa]) zostanie pozwany za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji.


Najmniejszym zaskoczeniem było to, co odpierdalał prawicowy mainstream po tym, jak „w Polityce” ogłosiło swoje „rewelacje”. Dla nich każdy wyskok prawicy (w tym skrajnej) zawsze jest efektem „prowokacji” i działania wrażych sił. Niedorzeczniczka PiSu, Beata Mazurek, wystosowała „odezwę”: „Chciałabym publicznie zapytać, czy TVN zapłacił za zorganizowanie tego materiału, czy ludzie nagłaśniający ten temat, manipulując przy okazji, byli świadomi szkód, jakie wyrządzają Polsce i Polakom. Kto podejmował decyzje o emisji tego programu, a przede wszystkim dlaczego ten program został wyemitowany po siedmiu miesiącach, w momencie kiedy mieliśmy kryzys w relacjach polsko-izraelskich i jakie jest stanowisko dziś TVN-u, gdy na jaw wychodzą te szokujące fakty”. Dla nikogo nie będzie niespodzianką to, że pani niedorzeczniczka momentalnie oberwała w twarz debunkiem, albowiem program o naziolkach wyemitowano 20 stycznia, zaś inba w temacie ustawy (sprawdzić czy nie Jaki), zaczęła się 27-go (Prezydent RP podpisał ustawę 2 lutego). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że po rozpoczęciu tejże inby odezwały się głosy, które sugerowały, że PiS celowo ją kręci, bo chce przykryć gównoburzę wywołaną programem o naziolkach. Inni politycy byli przed wyrzyganiem się, otworzyli tzw. dupochrony i np. Cenckiewicz napisał na ćwitrze: „Była budka pod ambasadą a teraz urodziny Hitlera - jeśli to prawda to TVN powinien zniknąć z eteru”. Dupochronem jest fraza „jeśli to prawda”. Po chuj poczekać na potwierdzenie czegokolwiek, lepiej rzucić gównem od razu i (na wszelki wypadek dodać) „jeśli to prawda”. Jak się sprawa wyjaśni (i wyjdzie na to, że to bzdura) i ktoś się zacznie rzucać, to przeca można powiedzieć "no elo, ja napisałem, że „jeśli to prawda” to o chuj wam chodzi?". To są, rzecz jasna, jeno dwa przykłady, ale parafrazując klasyka „szkoda szczempić klawiaturę” i cytować kolejnych tuzów, bo generalnie wszystkie te wypowiedzi sprowadzały się do tego, że CHWD jednej stacji telewizyjnej i że Polsce szkodzo/delegalizować! Ja rozumiem, że prawica ma pierdolca na punkcie TVNu (+ ma pierdolca na punkcie spisków i „prowokacji”), ale ten konkretny atak na TVN był cokolwiek nieprzemyślany. Owszem, może chodzić o tłumaczenie suwerenowi, że trza repolonizować media, ale TVNu Dobra Zmiana nie ruszy. Wystarczy, że Jankesi tupną nogą, tak jak to było przy okazji kary nałożonej na TVN przez Krajową Radę Radia Maryja i Telewizje Trwam, i temat repolonizacji TVNu się momentalnie urwie (jeżeli chodzi o pieniądze, to USA nie ma poczucia humoru).


Ja już jestem najedzony, jeno trzeba niestety jeszcze jeden wątek poruszyć. Okazało się bowiem, że w trakcie urodzin Hitlera hajlował jeden z ludków z TVN. Nie powinno to nikogo dziwić, bo materiał był robiony „pod przykrywką”. Jeżeli ktoś infiltruje organizację neonazistowską, to raczej nie będzie się podawał za agenta Mosadu, ale (co za szok), za kolejnego nazizjeba. No oczywiście, że wszyscy się, kurwa, straszliwie oburzyli. Jednym z oburzonych był Wojciech Wybranowski, który swego czasu hajlował „w ramach happeningu”. Jeżeli ktoś ma ochotę na odrobinę żenady, to polecam wpis tego mediaworkera, w którym dwoi się on i troi, byle tylko udowodnić, że on nie hajlował na serio. Przykładowo tłumaczy on, że wyretuszowano zdjęcie, w którym hajlował, albowiem: „Usunięto z niego wystrój miejsca, w którym było zrobione- lewacka knajpa "Proletaryat" w centrum Poznania, wykasowano zdjęcie Lenina za moimi plecami”. Bo przeca nie było żadnego konfliktu na linii III Rzesza – ZSRR (z przerwą od zawarcia paktu Ribbentrop Mołotow, do rozpoczęcia operacji Barbarossa) i hajlowania na tle Lenina absolutnie nie da się wpisać w bycie edgy prawicowcem, nieprawdaż? Insza inszość to fakt, że Wybranowski jest jednym z większych nieogarów historycznych, bo swego czasu nazwał Hitlera „lewackim zbrodniarzem”. Ale to tylko dygresja. Tenże sam Wybranowski, który napierdolił w cholerę dużo liter, żeby opisać „kontekst” swojego hajlowania – nie ogarnia, czemu dziennikarz „pod przykrywką” hajluje razem z nazizjebami. No ale z drugiej strony, skąd mediaworker dobrej zmiany ma wiedzieć na czym polega praca dziennikarza? Kolejnym tuzem, który straszliwie przeżywał to hajlowanie, był Cenckiewicz. Ten sam, który (w pogoni za favami od narodowych spierdoliksów) tłumaczył, że stylizowany celtyk to nic takiego, bo hehehe „Na wyspach brytyjskich faszyści z ONR i MN stawiali swoje znaki już w V wieku...”.  Innymi słowy, ktoś kto używa argumentum ad z zdupum (bo neonazistowski celtyk wygląda „nieco” inaczej niż „wysoki krzyż”), byle tylko wybronić neonazistów obwieszonych celtykami, tym razem udaje, że nie wie jaki jest kontekst fotki. W momencie, w którym człowiekowi wydaje się, że karuzela spierdolenia nie może się kręcić szybciej, bo zamieni się w ultrawirówkę, wchodzi minister Brudziński, cały na biało: „Kiedy w polskim Sejmie mówiłem o ludziach którzy pod zdjęciem Hitlera i swastyką hajlują to byłem przekonany, że to garstka idiotów i imbecyli. Byłem naiwny. Wyglada na to, że była to ohydna, odrażająca i dewastującą wizerunek Polski w świecie prowokacja. Co na to właściciele TVN?”. Kurwa mać. Ja wiem, że to Joachim Brudziński (wiele mnie, kurwa, kosztuje niewrzucenie tutaj dość oczywistego żartu z nazwiska) i że ciężko się po nim spodziewać rewelacji, ale ten sposób nieogarniania trochę mnie już przerasta. Jaka, kurwa jej mać prowokacja? Ekipa naziolków (wiem, że się powtarzam, ale muszę: przeszukania ich mieszkań nie pozostawiły najmniejszych wątpliwości co do tego, że zapracowali sobie na tę „łatkę”) robi sobie jakiś gówno event. A Brudziński bóldupi o to, że ktoś to nagrał i opublikował? Przypomina mi to trochę radziecką metodę na radzenie sobie np. z problemem seryjnych morderców. Po prostu uznano, że ich w ZSRR nie ma (bo ten problem dotyczy jeno zgniłych imperialistów), dzięki czemu taki Czikatiło mógł przez dłuższy czas zajmować się mordowaniem. Ja wiem, że to brzmi, jak overkill (to porównanie), ale indolencja Brudzińskiego&co mnie po prostu wkurwia. Tajemnicą poliszynela jest to, że skrajnie prawicowe organizacje mają powiązania z zagranicznymi organizacjami neonazistowskimi (Blood&Honour/etc) i organizują koncerty, na których produkują się kapele neonazistowskie. Nie, nie twierdzę, że w Polsce jest jakoś specjalnie dużo neonaziolstwa, ale, do kurwy nędzy, udawanie, że ich nie ma (no bo przeca Polska tyle wycierpiała, to nie może być w niej zjebów, nieprawdaż?), nie sprawi, że znikną. Jeżeli ministrowi na serio leży na sercu wizerunek Polski, to powinien już dawno rozjechać organizacje, które mają takie, a nie inne powiązania (bo jest za co), zamiast bóldupić, że ktoś wyszedł przed szereg i przestał udawać, że problem nie istnieje. Cebulą na torcie był wpis niedorzeczniczki PiS, która rezolutnie stwierdziła, że „dobrze byłoby, aby służby odpowiednie jak najszybciej się tym zajęły i sprawę wyjaśniły” (jej wpis odnosił się do wpisu Brudzińskiego). Czyli, chuj z neonazistami, ważne, żeby służby „wyjaśniły” czemu dziennikarz TVNu hajlował.


Na samiutki koniec tematyki nacjopierdolo mam dla was trochę archeologii. Zacznijmy od cytatu z mojego najukochańszego portalu: "„Gazeta Wyborcza” straszy swoich czytelników Marszem Niepodległości. Jak twierdzi, jest to jedna z największych demonstracji skrajnej prawicy na świecie. Przeszkadza jej także demonstracja państwowa organizowana przez MON. Jeż (pisownia oryginalna, nie wiem, o jakiego jeża chodzi) z pierwszej strony swojego wydania krzyczy: „Katastroficzna wizja "Wyborczej". Wojsko na ulicach, skrajna prawica w marszu. Tak ma wyglądać 11 listopada” (…) „Wojsko na ulicach”."  Dalej mamy do czynienia ze wzmożeniem portalu na tle artykułu (w którym, nawiasem mówiąc, nie ma nic strasznego). Teraz zaś cofnijmy się o 5 lat. Portal „Niezależna” (ten dowcip nigdy nie przestanie mnie bawić): Dorota Kania „Tusk jak Jaruzelski (…) Na Polaków, którzy będą świętowali 11 listopada Dzień Niepodległości, premier Donald Tusk chce wyprowadzić wojsko.”. Ten sam portal „UJAWNIAMY KULISY PROWOKACJI: Na 11 listopada Tusk szykuje wojsko”. Radio Maryja: „Wojsko przeciwko obywatelom – taki plan przewidział premier Donald Tusk na 11 listopada, kiedy to w Warszawie spotkają się narodowcy i anarchiści.” (ci anarchiści wzięli się stąd, że w tym samym czasie kiedy nacjospierdoliksy organizowały swój spęd w Wawie odbywał się Szczyt Klimatyczny COP 19). Ciekaw jestem, jak zareagowaliby rządowi mediaworkerzy na artykuły „Premier Tysiąclecia jak Jaruzelski”, „Ujawniamy kulisy prowokacji – na 11 listopada Premier Tysiąclecia szykuje wojsko”, „Wojsko przeciwko obywatelom – taki plan przewidział Premier Tysiąclecia”. Tak, wiem, podobne wrzutki pojawiały się „w internetach” (bo „transportery szły na Wawę”/etc), jednakowoż pragnę w tym miejscu przypomnieć, że ludzie, którzy wcześniej wymyślali te idiotyczne spiny kręcą się teraz w okolicach mendiów narodowych (poza Kanią, ale ona dostała w nagrodę stołek Terlikowskiego w Republice). To są te same idiotyzmy, jeno teraz produkuje się je na znacznie większą skalę.


Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia nie ma łatwego życia. Nie dość, że jej zdaniem „jest na nią zlecenie”, to jeszcze ludzie zadają jej w trakcie wywiadów trudne pytania, np. pytają ja o to, czym tak właściwie się zajmuje (aczkolwiek, może właśnie na tym polega owo „zlecenie”?). Jak Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia sobie radzi z pytaniami w rodzaju: „Jest pani wicepremierem, bez teki, bez obowiązków i bez pracy, no tak przynajmniej wynika z oficjalnych dokumentów kancelarii premiera.”? „Jestem wicepremierem, który ma dużo obowiązków i dużo pracy, proszę mi wierzyć. Po rozmowie dzisiejszej tutaj jadę do kancelarii, bo będzie posiedzenie Komitetu Społecznego Rady Ministrów.” Potem zaś tłumaczy, że jak ktoś chce wiedzieć czym się zajmuje wicepremier (niebędący ministrem) to niech sobie poczyta/etc, a później dodała: „mam obowiązki powierzone przez pana premiera. Pan premier zaproponował mi, żebym pracowała w rządzie, żebym dalej z nim współpracowała i te obowiązki, które wykonuję, mam powierzone przez pana premiera.”. Domyślam się, że gdyby Mazurek przycisnął ją trochę bardziej, powiedziałaby, że ona sobie wyprasza takie pytania, bo to tak, jakby pytał Ardrytów o Sepulki. Nieco zaś bardziej na serio, znowu mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której polityk zostaje zgrillowany częściowo. Przeca dziennikarz mógł zapytać wprost „jakie obowiązki ma wicepremier do spraw społecznych?” i nie zadowalać się odpowiedziami „mam obowiązki co to mnie je Premier Tysiąclecia powierzył”. Swoją drogą, sam PiS zaczyna dostrzegać problem tej ciepłej posadki i chyba będzie usiłował wepchnąć Poprzedniczkę Premiera Tysiąclecia do Europarlamentu. Plotki na ten temat krążą już od dłuższego czasu, a główna zainteresowana odpowiada na pytania „nie wykluczam startu” (ostatnio zaś przekaz uległ zmianie: „Pojawiła się propozycja, żebym startowała w wyborach do Parlamentu Europejskiego; bardzo poważnie biorę to pod uwagę”) . Takie „zesłanie” byłoby dla PiSu (i Bardzo Zapracowanej Wicepremier) najlepsze, bo tam sobie będzie spokojnie zarabiać i nikt jej nie będzie pytał o obowiązki. Owszem, wystawienie jej w wyborach do PEU będzie wymagało wygibasów narracyjnych, bo trzeba będzie połączyć „to jest bardzo kompetentna osoba” z „no tak właściwie to kazaliśmy jej spierdalać ze stołka premiera, a potem wicepremiera”, ale rządowi mediaworkerzy na pewno sobie z tym poradzą.


W trakcie obrad sejmowej komisji obrony narodowej posłanka Sobecka podzieliła się z ogółem swoim pomysłem na walkę z fake newsami: „Na takie sytuacje jest tylko jedno lekarstwo: repolonizacja mediów, które będą podawały właściwe informacje. Nie będzie nam Axel Springer robił polityki w Polsce. Rada na te wszystkie fake newsy byłaby jedna: repolonizacja mediów”. Zupełnie bez związku z wypowiedzią posłanki Sobeckiej wrzucę tu listę rządowych portali, na których nadal wisi fake news o tym, że „SBU wszczęła dochodzenie przeciwko Ludmile Kozłowskiej”: TVP Info, Do Rzeczy, Niezależna.pl, wPolityce. Ja rozumiem potrzebę walki z fake newsami, ale mam niejasne przeczucie, że posłance Sobeckiej chodzi głównie o to, żeby media podawały „właściwe” fake newsy.


Prezydent RP udzielił wywiadu tygodnikowi „Niedziela” i w tymże wywiadzie powtórzył to, co mówił już wielokrotnie, tzn. że jak Sejm przegłosuje zygotariańską ustawę, to on ją podpiszę. Zastanawiam się nad tym, ile w tym kandydata, który chciał być prezydentem wszystkich biskupów, a ile w tym napierdalanki na linii PiS – Prezydent. Tzn. ja rozumiem, że gdyby politykom wystawiano oceny za skille polityczne, to obecny Prezydent RP uzyskałby (po poprawce) ocenę „dopuszczającą”, ale nawet taki polityczny geniusz musi widzieć, że PiS ma zajebisty problem z tą ustawą, bo w momencie, w którym robiono deale z Kościołem (czytaj, w 2015) polegające na tym, że „wy nam dajecie głosy owieczek, a my wam damy strefy szariatu”, nikt nie przypuszczał, że w Polsce dojdzie do czegoś takiego jak Czarny Protest. Jedną ustawę uwalono, drugą „zesłano” do komisji (w których leży sobie już od jakiegoś czasu). Żeby kupić sobie trochę czasu rzucono tematem w Trybunał Przyłębski, który ma się wypowiedzieć w temacie tego, czy wyjątki od zakazu aborcji są aby zgodne z Konstytucją. Kaja Godek non stop bombarduje wszystkich pismami o tym, że dzieci nienapoczęte trza chronić, ale bez wsparcia rządowych mediów jej odezwy mają mocno ograniczony zasięg (ergo, są nieszkodliwe). W sytuacji, w której PiS usiłuje sobie kupić jak najwięcej czasu, wrzutki Prezydenta RP w niczym nie pomagają. Owszem, jestem przekonany o tym, że pytania były wcześniej uzgadniane i gdyby Prezydent RP nie chciał rozmawiać o aborcji, to katoprasa (która się teraz pasie dzięki Dobrej Zmianie) nawet by się słowem nie zająknęła w temacie. O tym, jakie priorytety ma Kościół może zaświadczyć fakt, że Komisję Majątkową Kościół sobie wylobbował w 1989 (klepnął ją Rząd Rakowskiego), zaś aborcją zajął się dopiero w drugiej połowie 1992 (ustawa jest ze stycznia 1993, więc lobbowanie odbywało się raczej wcześniej). Tak więc, najpierw pieniążki, a potem życie nienapoczęte. No ale znowuż w dygresję poszedłem. Po cholerę Prezydent wyciąga sprawę, którą PiS chce przeciągać (tak długo jak to tylko możliwe)? Przeca taka deklaracja nie przysparza mu sympatii. O tym, że podpisanie takiej ustawy oznaczałoby dla niego koniec marzeń (marzenia są tu słowem kluczem) o reelekcji nie trzeba wspominać. Prezydent RP jest tego świadom, bo w trakcie kampanii 2015 (debat/etc) uciekał od tych tematów. Być może chodzi o wysłanie do PiSu sygnału: „jak to, kurwa przegłosujecie, to ja to podpisze i wszyscy będziemy mieli przejebane po równo, więc nie liczcie na moje weto”. Aczkolwiek może również chodzić o to, że Prezydent RP chce popełnić spektakularne samobójstwo polityczne. Jednakowoż, w takiej sytuacji chciałbym sparafrazować klasyka „następnym razem, gdy będziesz chciał popełnić samobójstwo polityczne, to nie wciągaj w to innych”.


Jeżeli zaś już jesteśmy przy temacie idiotycznych projektów ustaw, to chciałbym was poinformować, że projekt „jebać szczepionki” przepadł w komisjach, a potem został uwalony w Sejmie. Po co więc była szopka z wrzucaniem tego badziewia do prac w komisjach (dzięki czemu Towarzystwo Ochrony Chorób Zakaźnych mogło się produkować dłużej w Sejmie), skoro PiS już wcześniej uwalił dwie ustawy w pierwszym czytaniu? Ano po to, że w międzyczasie były wybory, a głosy TOCZ nie śmierdzą.


W Warszawie odsłonięto pomnik Lecha Kaczyńskiego. W trakcie uroczystości odsłaniających pomnik Prezydent RP powiedział był: „Od czasów marszałka Józefa Piłsudskiego tak wielkiego przywódcy państwa polskiego nie było. Był nim dopiero Lech Kaczyński. Dlatego właśnie jest ten pomnik”. W trakcie tego samego eventu wypowiadał się również przełożony Prezydenta RP, Jarosław Kaczyński: „Bez Lecha Kaczyńskiego nie byłoby dobrej zmiany, nie byłoby próby uczynienia polskiego państwa sprawiedliwym, podmiotowym, dlatego powinien mieć pomniki, muzeum, bo bardzo dobrze zasłużył się ojczyźnie”. Ciekawym, co będzie następne po pomniku i muzeum. Może park rozrywki? Moim zdaniem, nazwa Lecholand byłaby w sam raz (acz nie wiem, czy Turbosłowianie nie mają copyrajtów).


Zapewne nikogo z was nie ciekawiło to, kto prowadzi (bądź też jest współprowadzącym) Twitterowe konto TVP Info, ale i tak się dowiecie. Tą osobą jest Radosław Poszwiński (aka Bogdan607). Skąd to wiem? Ano stąd, że wielce szanowny mediaworker miał problemy z przelogowaniem się z konta na konto, dzięki czemu na koncie TVP Info pojawił się wpis „Pierwsze selfie prezesa :)” (wpis był retweetem fotki Szeregowego Posła otoczonego polityczkami PiS [w tle zaś była Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia, która miała mord w oczach]). Wpis szybko zniknął (ale nie dlatego, że słowo „prezes” napisano mała literą) i było wiadomo, że ktoś się jebnął przy logowaniu. Nieco później ten sam wpis pojawił się u wyżej wymienionego Radosława Poszwińskiego. Trzeba przyznać, że dobrozmianowy spec od mediów społecznościowych wykazał się sporym dzbanizmem, bo wiadomo było, że jeżeli „zniknięty” wpis pojawi się na jakimś prywatnym koncie, to ktoś, kurwa, połączy kropki. Tak sobie teraz dumam nad tym, czy jak przyjdzie Jeszcze Lepsza Zmiana i podziękuje Poszwińskiemu, to czy ów przemiły jegomość „idąc sobie” wyczyści konto TVP info. W kasowaniu ma on spore doświadczenie, bo jak dostał fuchę od Pereiry, to skasował 200 tysięcy (słownie: dwieście tysięcy) tweetów z własnego konta. 


Patron mobbingu, ks. Jacek Stryczek „przerwał milczenie” i udzielił wywiadu (mocne słowo, jak na to, że „odpytywał” go jeden z pluszaków władzy, Marcin Makowski) tygodnikowi „Do Rzeczy”. Rzecz jasna, tygodnik musiał dać kolejny dowód swojej bezstronności i na okładkę wrzucono kawałek wypowiedzi Stryczka „Onet zrobił ze mnie potwora”. Zapewniam was, że rozmowa jest wprost wyborna. Zaczyna się ona od pytania: „Czy chciałby ksiądz dzisiaj, gdy opadły emocje, kogoś za coś przeprosić?” Na co ksiądz dobrodziej odpowiada: „Moje emocje jeszcze nie opadły. Proszę Pana, Onet zrobił ze mnie potwora, którym nie jestem. Z tekstu wynika, że chodziłem do Wiosny, żeby krzywdzić ludzi, i to było moje główne zajęcie. Nie umiem się odnaleźć w tak wykreowanym obrazie, za którym, jak rozumiem – kryje się postulat wielu osób, że za coś powinienem przeprosić”. Kiedy mediaworker udaje, że chce podrążyć i pyta: „Czyli ksiądz nie przeprasza za żadną z sytuacji i żaden z zarzutów byłych pracowników opisanych w mediach?” ksiądz odparł: „Problem polega na tym, że pamiętam, jak wiele z tych sytuacji wyglądało. Trudno mi się do nich odnieść bezpośrednio ze względu na to, że byłem pracodawcą tych ludzi. Chcę i powinienem być dyskretny. Oczywiście przykro mi, że ktoś czuje się zraniony (…)”. Muszę przyznać, że mam tutaj do czynienia z pewnym novum. Przywykłem do non apology (przepraszam tych co to się poczuli zranieni), ale tutaj jest to jeszcze bardziej kreatywne. Widać bowiem, że ksiądz ma wyjebane  „bo on pamięta jak to wyglądało, ale nie powie bo dyskrecja”, ale i tak dorzucił, że „przykro mu, że ktoś się czuje skrzywdzony”. Cała rozmowa jest utrzymana w dość podobnym tonie. Mediaworker udaje, że grilluje Stryczka, a Stryczek udaje, że przejmuje się tym, co się działo. W pewnym momencie ze strony mediaworkera pada pytanie, którego można się było spodziewać: „Na koniec tego wątku – skoro czuje się ksiądz pokrzywdzony przez tekst Onetu, to czy przeszła księdzu przez myśl opcja wejścia na drogę prawną?" Ksiądz odparł: „Nie ma takiego scenariusza. Po prostu nie istnieją takie opcje prawne”. Mediaworker nie daje za wygraną i dopytuje „a gdyby były?„To też bym z nich nie skorzystał” (bo taki proces i tak by mu nie pomógł/etc). Kurde, ze mnie to żaden specjalista, ale wydaje mi się, że dałoby się, że tak to ujmę „na drodze cywilnej” dochodzić swych praw? Argumentacja księdza dobrodzieja „po co mnie proces” mnie jakoś, kurwa, nie przekonuje. To nie jest jakiś maluczki, który dostał się w tryby wielkiej machiny. To jest bardzo wpływowa osoba, która mogłaby liczyć na odpowiednie „wsparcie” prawnicze. Czemu więc duchowny nie zdecydował się na batalię sądową? Najprawdopodobniej dlatego, że to nie Onet z niego zrobił potwora.


Ryszard Petru i Joanna Scheuring-Wielgus założyli partię o nazwie „Teraz!”. Domyślam się, że po wyborach nazwa zostanie wzbogacona o „chyba jeszcze nie”.


W ciągu ostatniego tygodnia przez internety przetoczył się trotyliard sucharów w temacie tego, co można kupić za jednego zeta i dlaczego akurat bank. Tak, będzie o aferze KNF. Kiedy w zeszły wtorek gówno wpadło w wentylator ówczesny szef KNF, Marek Chrzanowski, stwierdził, że nie rozważa rezygnacji. Bardzo szybko okazało się, że być może on jej nie rozważał, ale czynnik decyzyjny w PiS rozważył ją za niego i Chrzanowski podał się do dymisji tego samego dnia. Jeden ze spindoktorów Dobrej Zmiany, Samuel Pereira, dzień wcześniej popełnił wpis, w którym, a jakże, nie mogło zabraknąć odniesień do tego, że „hehehe, frajery, ja też mam taśmy!”: „Wygląda to na ruch wyprzedzający Leszka Czarneckiego i jego Giertycha. Ciekawe kiedy rozmowa została nagrana, czy GW ujawni fragment czy całość i dla kogo dokładnie miało być 40 mln zł. Btw, z Leszkiem Czarneckim też są taśmy.” Co się zaś tyczy samego wpisu, uwielbiam ten rodzaj działalności. Pereira co prawda nie ma na to patentu, ale najczęściej to on (i jego „strona”) atakuje prewencyjnie każdy (potencjalnie szkodliwy dla Dobrej Zmiany) materiał. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że nowe taśmy z Piwniczki u Samuela pojawiły się dopiero tydzień po zapowiedziach i nie było na nich Leszka Czarneckiego (tak więc, pozostaje pewien niedosyt). Mimo odwołania Chrzanowskiego gadające głowy z PiSu usiłowały budować narrację w myśl której, w tej rozmowie nie było niczego, co by podpadało pod paragrafy i że w sumie to jej chujowość polegała na tym, że „nie dochowano standardów” takich a takich. To jest raczej standardowe działanie (wicie rozumicie, to nie jest tak, jak się wam wydaje, że jest [albo, jak wam te złe media wmawiają!]), ale w przypadku tej konkretnej gównoburzy może być ono delikatnie, ekhm, nieskuteczne. Nie, nie chodzi o te nieszczęsne 40 baniek, bo to próbowano by przykryć typowym „a za peło, to żeśmy tyle piniendzy z VATu stracili” (a w ogóle to złodzieje są, ale wyroków nie ma bo komunis w sądach!). Chodzi o co innego. W trakcie rozmowy pan Chrzanowski opowiadał Czarneckiemu o tym, że w sumie to jest taki typ, co to by chciał ujebać bank (i nawet plan ma) i że jak już inny bank by go przejął, to wtedy się pojawi dofinansowanie/etc. I w tym momencie dochodzi do wymiany zdań, która jest koszmarem PiSowskich spindoktorów. Czarnecki mówi; „To jest sprzeczne z prawem”. Na co Chrzanowski odpowiada: „Jest sprzeczne z prawem ale rozmawiamy przy pełnej dyskrecji tak?”. Tutaj nie ma miejsca na „reinterpretacje”. Gdyby chociaż Chrzanowski zaprzeczył, to można by było udawać, że nie wiedział, że to łamanie prawa, bo jest idiotą i nie ogarnia. Tyle że Chrzanowski niczemu nie zaprzeczył i z rozbrajającą szczerością dodał, że „rozmawiamy przy pełnej dyskrecji” (albowiem wydawało mu się, że aparatura zagłuszająca, którą miał w gabinecie uniemożliwia nagrywanie rozmów). Ponieważ czynniki decyzyjne w PiS uznały, że trzeba pokazać, że „coś się robi”, do pracy zaprzęgnięto CBA. Agenci CBA byli na tyle uprzejmi, że z wejściem do gabinetu Chrzanowskiego poczekali, aż ów wyjdzie już z Gabinetu, a do jego mieszkania weszli dopiero po tygodniu. To miło z ich strony, bo może akurat miał chłop bałagan w mieszkaniu i jakby tak weszli bez zapowiedzi, to byłoby mu wstyd, że gości przyjmuje w syfie. A tak, mógł wszystko ładnie posprzątać i przygotować mieszkanie na przyjęcie gości. Jeżeli chodzi o efekty afery KNF, to PiS chyba nie bardzo wie „co dalej”, bo na Nowogrodzkiej w piątkowy wieczór odbyła się narada tajna (łamana przez poufne). Ponieważ politycy nie dzielili się publicznie wnioskami z narady, najprawdopodobniej omawiano na niej to, kogo jeszcze wypierdolić ze stołka. Ciężko przewidzieć, jak się skończy ta konkretna gównoburza, bo w prokuraturze lądują kolejne nagrania (tak więc, niebawem można się spodziewać kolejnych spotkań na Nowogrodzkiej).W związku z powyższym pewnie będę do tego tematu wracał w kolejnych Przeglądach.


Póki co, afera KNF sprawia, że rządowi mediaworkerzy stali się bardzo drażliwi. Kiedy Giertych oznajmił, że ma kolejne taśmy, które dostarczy prokuraturze, Wojciech Biedroń, niesiony potrzebą prewencyjnego przywalenia w całą sprawę, popełnił mocno nieprzemyślany wpis: „Giertych ma nowe taśmy? Nie przekazał więc wszystkiego i chce podgrzewać atmosferę polityczną przy użyciu nielegalnego materiału dowodowego, który powinien być objęty śledztwem. Kiedy przeszukanie w kancelarii Giertycha?” Wpis był o tyle nieprzemyślany, że ktoś mógłby dodać do niego swoje pytanie: „A kiedy przeszukanie TVP + mieszkań rządowych mediaworkerow, robiących wrzutki z taśm, którymi nie dysponuje prokuratura?”. No oczywiście, że zadałem mu to pytanie i oczywiście, że w ramach odpowiedzi dostałem od niego bana.


Na deser zostawiłem sobie wicepremiera Glińskiego, który udowodnił, że można przegrać dyskusję zanim się ją zacznie. Otóż wielce szanowny profesór doktór Wiktór z Krakowa (tak, wiem, Gliński jest z Wawy, ale cytat by mnie nie pasował), wyjebał się na prawie Godwina, a przy okazji wkurwił ambasadę Izraela. No ale, jak to mawiał Wołoszański, nie uprzedzajmy faktów. Wicepremier Gliński udzielił wywiadu tygodnikowi „Wprost” (nr 47. 19-25 listopada) i w trakcie tegoż wywiadu powiedział, że: „Język, którym mówi się o PiS, ma wykluczać, unicestwiać, ma nas odczłowieczać, delegitymizować, mamy być tak traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa. Ma wzbudzić do nas obrzydzenie.”. Gdybym był złośliwy (a nie jestem) to bym napisał, że są to odważne słowa jak na przedstawiciela partii, która uważa, że jej krytycy nie są „prawdziwymi Polakami” (w najlepszym przypadku są Polakami, ale to zdrajcy ojczyzny na usługach obcych mocarstw). Ponieważ zaś nie jestem złośliwy, skupię się na reakcjach na tę wypowiedź i na tym, w jaki sposób wicepremier usiłował się bronić (spoiler alert: w chujowy). Nikogo nie powinno dziwić to, że za swoje słowa wicepremier Gliński został zjebany na funty. Postanowił się więc bronić w jedyny znany dobrej zmianie sposób (aka, argumentum ad Gazetum Wyborczum): „Na Miłość Boską! Niezrozumienie, zła wola czy socjotechnika? Mówiłem wyraźnie o jęz. goebbelsowskim, o mechaniz.propagandy, a nie mówiłem - jak kłamie GW -że „PiS jest traktowany przez opozycję jak Żydzi przez Goebbelsa”, co jest tezą szerszą, poważniejszą i oczywiście nieprawdziwą.”. Tak więc, „ja tego nie powiedziałem, GW kłamie!”. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że tytuł „PiS jest traktowany jak Żydzi przez Goebbelsa” znalazł się między innymi w rządowych mediach (TVP Info i Niezależna.pl). Cebulą na torcie jest fakt, że nie znalazłem tego tytułu na stronach Wyborczej. Tam wisi artykuł pt: „Gliński porównuje krytykowanie PiS-u do nazistowskich szykan wobec Żydów”. Później gówno wpadło w wentylator, bo na słowa Glińskiego zareagowała Ambasada Izraela: „"Z niedowierzaniem i zdziwieniem przyjęliśmy wypowiedź Wicepremiera, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pana prof. Piotra Glińskiego dla tygodnika Wprost: "Mamy być traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa" (…)”. Na reakcję wicepremiera nie trzeba było długo czekać. Zacytuję to w całości, żeby jakiś zabłąkany fan Glińskiego nie zarzucił mi „manipulacji”: „Ze smutkiem przyjąłem komunikat Ambasady Izraela w Warszawie, w którym przytoczona jest moja wypowiedź w sposób niepełny, czyli nieprawdziwy. Mówiłem wyraźnie o języku goebbelsowskim, o niczym więcej. Jest oczywiste, że intencje mojej wypowiedzi były jak najdalsze od urażenia kogokolwiek, narażenia na szwank bardzo dobrych relacji polsko-izraelskich czy też dokonywania nieuprawnionych porównań historycznych.”. Tak sobie to czytam i się zastanawiam nad tym, jak można być tak bardzo, kurwa, bezczelnym. Owszem, ambasada zacytowała jedynie fragment wypowiedzi, ale nie wyrwali go, kurwa, z żadnego kontekstu, bo żaden kontekst nie jest w stanie sprawić, że ta wypowiedź przestanie być (eufemizując) idiotyczna. Potem jest już tylko równia pochyła, bo Gliński klaruje, że „mówił wyraźnie o języku goebbelsowskim, o niczym więcej”. Tak się składa, panie wicepremierze do spraw ośmieszania kraju, że dokładnie do tego odnosił się cytat, który wrzuciła ambasada. Aczkolwiek mogło być gorzej, Gliński mógł przeca napisać, że jak przeczytał to, co Ambasada Izraela napisała o nim, to się znowu poczuł jak ofiara języka goebbelsowskiego.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty



Źródła:



http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,23184797,dlaczego-narodowcy-mogli-odpalac-race-a-czarny-piatek-juz-nie.html


https://www.tvp.info/39856503/kulisy-materialu-tvn-nt-urodzin-hitlera-organizator-dostal-20-tys-zlotych



https://dorzeczy.pl/kraj/83174/Mazurek-uderza-w-TVN-jest-odpowiedz-telewizji-Opiera-sie-na-zeznaniach-neonazisty.html

http://naszemiasto.pl/artykul/rzeczniczka-pis-reportaz-tvn-o-urodzinach-hitlera-zostal,4876258,art,t,id,tm.html



https://www.salon24.pl/u/wybranowski/96470,jak-zostalem-faszysta-czyli-dlaczego-lewica-nie-ujedzie-bez-k,2



https://twitter.com/beatamk/status/1063402776678535168

https://wpolityce.pl/polityka/420366-katastroficzna-wizja-wyborczej-wojsko-i-prawica-na-ulicy


http://www.radiomaryja.pl/informacje/donald-tusk-szykuje-wojsko-na-11-listopada/

http://niezalezna.pl/46414-ujawniamy-kulisy-prowokacji-na-11-listopada-tusk-szykuje-wojsko


https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/poranna-rozmowa/news-szydlo-o-protescie-policjantow-minister-brudzinski-swietnie-,nId,2654534


https://dorzeczy.pl/kraj/67069/Szydlo-o-starcie-w-wyborach-do-PE-Rozmawialam-o-tym-z-prezesem.html


http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24146083,sobecka-ma-sposob-na-fake-newsy-repolonizacja-mediow-i-beda.html

https://www.tvp.info/39415181/sbu-wszczela-dochodzenie-przeciwko-ludmile-kozlowskiej



https://wpolityce.pl/swiat/416040-kozlowska-nawolywala-do-zmiany-granic-ukrainy


https://wiadomosci.radiozet.pl/Polska/Projekt-antyszczepionkowcow-odrzucony.-Sejm

https://twitter.com/300polityka/status/1061341758192320514

https://twitter.com/rafal016/status/1061689101089415168

https://twitter.com/bogdan607/status/1061690759513104384


Do Rzeczy 46 (298) 13-18 listopada 2018

https://fakty.interia.pl/polska/news-szef-knf-marek-chrzanowski-dla-rmf-fm-nie-rozwazam-rezygnacj,nId,2659741


https://dorzeczy.pl/kraj/84257/Kolejne-nieznane-nagranie-Gras-Absolutnie-nie-oplaca-sie-juz-produkcja-narkotykow-teraz-tylko-VAT.html



https://twitter.com/WBiedron/status/1063761142496092161

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1063764706190655488

Wprost nr 47 (17-25 listopada)

https://www.tvp.info/40021463/glinski-pis-jest-traktowany-jak-zydzi-przez-goebbelsa


https://twitter.com/PiotrGlinski/status/1064829802547417088

http://wyborcza.pl/7,75968,24187631,glinski-porownuje-krytykowanie-pis-u-do-nazistowskich-szykan.html