piątek, 22 lutego 2019

Hejterski Przegląd Cykliczny #46

Niniejszy Przegląd zacznę od historii opartej na faktach.
(Jakiś czas temu)
- A może by tak siąść i napisać Przegląd – pomyślał Piknik.
- No chyba Cię pojebało – odpowiedziała grypa.
W teorii, mógłbym pisać mając gorączkę, ale primo, wydaje mi się, że jedno wPolityce wystarczy, zaś secundo, jedyne co mi przychodziło do głowy to „my battery is low, and it's getting dark”.


Zaczynamy od Warszawy, która nadal bardzo boli Zjednoczoną Prawicę (ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że ZP ma problemy z uszanowaniem wyniku demokratycznych wyborów...). Pod koniec grudnia 2018 rządowe media przeżywały pierwszą falę oburzenia związanego z tym, że Trzaskowski będzie miał rzecznika (Kamila Dąbrowę). Ponieważ nie można było napisać wprost, że skandalem jest to, że Trzaskowski sobie wybiera Rzecznika  mimo tego, że Jaki miał wygrać wybory, toteż trzeba było oburzać się nieco inaczej. Pozwolę sobie zacytować artykuł z TVP Info (w którym to artykule cytowano Patryka Jakiego [zaraz się przekonacie o tym, że wyszedł z tego przepiękny dowcip szkatułkowy]) „R. Trzaskowski powołał na rzecznika internetowego trolla, który podawał spreparowane zdjęcia, w dodatku udawał dziennikarza. Gratulacje”. Po pierwsze, rozbawiło mnie to, że jeden z największych politycznych trolli polskich internetów hejtuje kogoś innego za to, że ów zajmował się trollingiem (aczkolwiek, być może to był trolling szkatułkowy, a ja nie załapałem). Po drugie, hilarycznym znajduję utyskiwania na to, że ktoś „podawał się za dziennikarza” (w domyśle  chodzi o to, że angażował się w politykę, żeby coś na tym zyskać, ale nie robił tego oficjalnie, jeno jako dziennikarz/etc). Strach pomyśleć, co napisze Patryk Jaki, kiedy dowie się o tym, że posłanką Zjednoczonej Prawicy została Joanna Lichocka, pierwszym rzecznikiem Prezydenta RP został Marek Magierowski, zaś jednym z bossów w TVP Info został Samuel Pereira (na tym zatrzymam wyliczankę, bo pełna lista byłaby długa jak krawat żyrafy). Po trzecie, o publikowaniu „spreparowanych zdjęć” rozpisuje się polityk, na którego fanpejdż wjebano przerobione na mema zdjęcie z pogrzebu Sebastiana Karpiniuka. Po czwarte, absurdem (monty-pythonowskich wręcz rozmiarów) jest fakt, że wypowiedź ta została zacytowana na portalu TVP Info. Po piąte, kronikarski obowiązek każe wspomnieć (w kontekście „podawania się za”), że jeden ze sztabów w wyborach prezydenckich w Wawie miał od chuja (i jeszcze trochę) kont influencerskich, które „podawały się za zwykłych Warszawiaków”. No ale, to dygresja jest w sumie. Tak po prawdzie rządowe media (i niedoszły prezydent Wawy) powinny nieco inaczej skonstruować przekaz „nie wolno wam robić tego co my robiliśmy, bo wiemy, że to jest skuteczne, więc wam nie wolno”. Rzecz jasna, to była pierwsza fala oburzenia. Drugą falę bardzo dobrze opisuje tytuł artykułu z portalu „Do Rzeczy”, który cytował jednego z Pluszaków władzy: ”Ten Pan to rzecznik prasowy miasta stołecznego Warszawy, czy content manager Soku z Buraka? Bo po języku trudno poznać.” Gdybym był złośliwy (a nie jestem), to bym napisał, że bycie takim Niezależnym Mediaworkerem Marcinem Makowskim to jest całkiem spoko. Można mieć wyjebane na to, że rzeczniczka partii rządzącej zajmuje się głównie wymiotowaniem na Twitterze, bo jest się za bardzo zajętym hejtowaniem typa, któremu zdarzyło się kilka wpisów znacznie mniejszego kalibru. Już mi się, kurwa, nawet chce pisać o tym, że krytykowanie Soku z Buraka w wykonaniu call-mediaworkera partii, której politycy (ministrowie/etc.) zachowują się jak Sok z Buraka na sterydach (a to spore osiągnięcie, biorąc pod rozwagę to, co się odpierdala na SzB), jest cokolwiek, kurwa, żenujące. No ale, nie jestem rządowym mediaworkerem, więc pewnie czegoś nie rozumiem. Ja wiem, że jesteście już najedzeni, ale to jeszcze nie jest koniec. Otóż, potem nastąpiła trzecia fala oburzenia, bo: „Wyniki konkursu na rzecznika prezydenta Warszawy były znane już przed jego zakończeniem. Wygrał Kamil Dąbrowa”. Ciekawym, kurwa, ile minut przed napisaniem artykułu jego autor usłyszał o tym, jakie realia panują w samorządach w naszym pięknym kraju nad Wisłą. Kronikarski obowiązek (bardzo zapracowany dzisiaj) każe wspomnieć o tym, że Dąbrowa debunkował ten artykuł. Tym niemniej, nieszczególnie mi się chce wierzyć w ten debunk. Nie dlatego, że mam coś do rzecznika (bo co mnie on), ale dlatego, że od dłuższego czasu się przyglądam temu, co się dzieje w moim rodzinnym mieście (i okolicznych miejscowościach). Generalnie konkursy służą temu, żeby stołek dostała konkretna osoba, amen. Pamiętam doskonale, jak w trakcie kadencji 2010-2014 ktoś dosłownie przed każdym konkursem organizowanym przez urząd miejski wrzucał na lokalne forum nazwisko osoby, która konkurs wygra. To było na serio dość zjawiskowe, bo o ile rozumiem, że jak się robi konkurs na rzecznika, to nie wygra go randomowa osoba (bo jest to jeden z kluczowych stołków), ale odnosiło się to również do „szeregowych” stanowisk. Of korz, w okolicznych miejscowościach wygląda to zupełnie tak samo (praktycznie zawsze wiadomo kto wygra[czasami, gdy „zwycięzca” jest wybitnie tępy, zaczyna się tym chwalić jeszcze przed konkursem]). Warto również wspomnieć o tym, że czasami stołki są rozdawane w ramach budowania większości w radzie miejskiej (acz, biorąc pod rozwagę wyniki wyborów do rady miejskiej w Wawie – tego problemu tam nie było raczej). To napisawszy, nie wydaje się mnie, żeby ktoś w Wawie zaryzykował „wygranie konkursu” przez jakiegoś przypadkowego typa. Na sam koniec napiszę jeno, że z tych wszystkich „fal oburzenia” najbardziej idiotyczna jest ta ostatnia (te wcześniejsze to zwykła hipokryzja, tak więc nihil novi sub sole). Bo to jest budowanie narracji, w myśl której tego rodzaju rzeczy (konkursy, co do których wiadomo, kto je wygra) się w Polsce do tej pory nie zdarzały i dopiero te chuje we Wawie zaczęły psuć samorządy!


Pamiętacie może Blogera Dariusza, który Wcale-Nie-Był-Zatrudniony w Ministerstwie Sprawiedliwości w trakcie rozkręcania kampanii Jakiego i hejtowania Trzaskowskiego? Z niecierpliwością wyczekiwałem jego oświadczenia majątkowego (które to oświadczenie musiał złożyć z racji tego, że został wybrany do rady miejskiej w Szczecinie). Czekałem, albowiem chciałem się dowiedzieć, ileż to Bloger Dariusz nie-zarobił w MS, w którym wcale-nie-był-zatrudniony. Kiedy wreszcie dane mi było się dorwać do oświadczenia majątkowego Blogera Dariusza okazało się, że nikt się nie dowie, ile ów zarabiał w MS. Bowiem ustawa jest skonstruowana tak, że owszem, radny ma obowiązek złożyć oświadczenie i wskazać w nim, ile zarobił np. na umowie o pracę, ale nie musi wspominać o tym, gdzie był zatrudniony. Musi napisać ile zarobił, ale nie musi napisać gdzie pracował. Tak więc, jeżeli ktoś pracuje w firmie „Włodzimierz Putin – Wojny Hybrydowe z Dostawą Do Domu” - jego wyborcy się tego nie dowiedzą. Jeżeli chodzi o Blogera Dariusza, to możemy się dowiedzieć, że w ramach umowy o pracę zarobił w 2018 (oświadczenie składał 19-12-2018) 66967,27 zeta brutto, ale nie wiemy, czy całą tę kwotę wyciągnął w MS, czy też pracował również gdzie indziej. Nawiasem mówiąc, zabawnym znajduję fakt, że utyskujący na elity typ zarobił w 2018 146 tysi brutto (+ ma prawie 100 koła w akcjach i w gotówce). Of korz, nie jest to poziom Kulczyków, ale i tak mnie to bawi. Tenże sam „walczący z elitami” był łaskaw hejtować jednego radnego za to, że ów miał niskie dochody i pobierał zasiłek. Kiedy w sierpniu, w trakcie kampanii (przepraszam pre-kampanii, bo jakby to była kampania, to PKW by się mogło przyjebać) pojawiły się informacje o tym, że Bloger Dariusz jest pracownikiem MS, jego funfle (i on sam) zaczęli tłumaczyć, że „już nie pracuje dla MS, a od maja był na urlopie”. Jakiż był mój brak zdziwienia, kiedy Watchdog wynorał, że Bloger Dariusz nadal pracuje dla MS, jeno tym razem na zleceniu. W tym miejscu sobie popełnię dygresję. Ciekaw jestem, ilu takich Blogerów Dariuszów tyra w internetach po to, żeby partia rządząca była partią rządzącą po wyborach 2019. Obstawiam, że jest ich od cholery i jeszcze trochę. Skalę zjawiska (być może) poznamy po tym, jak partia rządząca przestanie być partią rządzącą i Jeszcze Lepsza Zmiana zrobi audyt w ministerstwach/Urzędach Wojewódzkich/etc.


Skoro zaś jesteśmy przy temacie zarobków, warto się pochylić nad tematem związanym z dwiema dyrektorkami z NBP, które (według doniesień prasowych) zarabiają kupę szmalu. Nieco wkurwiające w tej całej sprawie było to, że media zamiast skupiać się na tym, czym się te osoby zajmują (bądź też czym powinny) skupiały się na tym, że „hehehe dwórki, hehehe” (zaś internety zasypały komentarze, z których wynikało, że „skoro tyle zarabiajo, to pewnie się dupco”/etc.). W tym miejscu warto poczynić jedno spostrzeżenie. Absolutnie nie oburza mnie nazywanie tych dwóch kobiet „asystentkami”. Prawda jest bowiem taka, że do momentu, w którym dookoła szefa NBP nie zaczęły węszyć media, te kobiety łaziły za nim krok w krok, zaś kiedy okazało się, że jednemu typowi szumidła w gabinecie nie zadziałały, to nie Glapiński odpowiadał na pytania dziennikarzy, tylko jedna z tych kobiet. Może inaczej – jeżeli ktoś zachowuje się jak asystent/asystentka, to nikt nie powinien mieć pretensji do ludzi, którzy taką osobę nazywają asystentem/asystentką. To jest w ogóle dość pojebana sytuacja, bo te kobiety pełnią w NBP dość odpowiedzialne funkcje (dyrektorki departamentów/etc. [no nie chce mi się tego przepisywać]). Tzn. nie jest pojebane to, że pełnią funkcje, ale to, że mimo ich pełnienia, zostały sprowadzone do roli asystentek. Możliwości jest tutaj kilka. Albo ktoś zapierdala za te dyrektorki (w czasie, w którym są one zajęte odpowiadaniem na pytania, które dziennikarze zadają Glapińskiemu), albo specjalnie dla nich wyczarowano specjalne stołki (w których zakres obowiązków jest tak skonstruowany, że w praktyce niczego nie trzeba robić poza odbieraniem wypłat). Ponieważ ciśnienie wzrosło, odezwały się głosy (senator Jackowski i Jarosław „Mr Fantastic” Gowin) wzywające Glapińskiego do tego, żeby się jakoś odniósł do kwestii tych zarobków. Co zrobił Glapiński? W skrócie, kazał obu spierdalać. Jednemu wypomniał to, że łaził „na waleta” po plaży, a drugiemu powiedział, żeby wziął zimny prysznic. W międzyczasie odbyła się konferencja prasowa, w trakcie której jedna z Wysoko Postawionych Pracownic NPB nie odpowiedziała praktycznie na żadne pytanie. Jedyne czego się można było w trakcie tejże konferencji dowiedzieć to tego, że żaden dyrektor nie zarabia tyle, ile napisano w GW (65 tysi), ale nie powiedziano ,ile zarabiają obie dyrektorki, bo „nie ma ustawy”. Potem PiS się wkurwił i wymyślono ustawę, której wprowadzenie sprawi, że zarobki w NPB będą jawne (w momencie, w którym to piszę, Prezydent RP zapowiedział, że tej ustawy nie zawetuje). W tym miejscu muszę przyznać, że ciekaw jestem, jak to się skończy. Zapewnienia pracowników NBP mnie nieszczególnie przekonują. Obstawiam bowiem, że możemy mieć do czynienia z typową dla tej władzy bezczelnością (bezczelnością, która jest zgodna z prawem). Wystarczy bowiem, że jedna z dyrektorek zarabia 1000 zeta mniej (lub więcej) niż by wynikało z wyliczeń Wyborczej i już można (zgodnie z prawem) mówić o tym, że „żadna z osób nie zarabia tyle ile tam napisano). 


Pora na wasz ulubiony temat, czyli na powrót do „Urodzin Hitlera”. Mój najukochańszy portal po raz kolejny udowodnił, że potrafi dostarczyć. Jakiś czas temu (ok, na początku stycznia, ale to w sumie też „jakiś czas temu”) uraczył on moje oczy clickbaitowym tytułem: „TVN przeprosi za materiał o "urodzinach Hitlera"? Kittel przyznaje: "Przekroczyliśmy granicę". Skąd w takim razie atak na wPolityce.pl?”. Tytuł jest o tyle ciekawy, że w dalszej części tekstu można było przeczytać, jak brzmiała wypowiedź w całości: ”Jeżeli chodzi o urodziny Hitlera, to ją [granicę – przyp. red.] na pewno przekroczyliśmy. Gdyby ich przejrzeli, że są z TVN, gdyby znaleźli kamery, mogłoby się skończyć tragicznie”. Reasumując, TVN powinien przeprosić wPolityce za to, że dziennikarze od „wcieleniówki” nie chcieli, żeby ich ktoś w tym lesie zajebał. Ok, mnie to przekonuje. Dobra, skoro już jesteśmy przy tym temacie, to trzeba go dalej pociągnąć. Narracje zwalczające ten materiał (podważające jego sensowność/etc.) sprowadzały się w głównej mierze do tego, że po chuj w ogóle taki materiał, przeca to margines i to tylko parę osób było. Pod koniec TVN („Czarno na białym”) wrzuciło reportaż o tym, jak to śledztwo w sprawie białostockich neonazistów „wyhamowało” po zmianie władzy.  Trochę później, na OKO press pojawił się artykuł o tym, jak sobie prokuratura radzi z ziomberiadą, która niosła neonazistowskie flagi i transparenty na Marszu Niepodległości 2017. Radzi sobie ona wprost doskonale, bowiem osoby, które niosły te transparenty/flagi tłumaczą,  „to nie były ich flagi/etc.”. Jakby to powiedział klasyk „urocze”. Rzecz jasna, żaden z komentatorów, którzy twierdzili, że „Polscy neonaziści” to chujowy materiał, bo w sumie to w Polsce neonazistów nie ma, słowem, kurwa, nie skomentował tych materiałów. Najprawdopodobniej byli za bardzo zajęci nadymaniem się przed kolejnymi hejtami na autorów „Polskich neonazistów”.


Nie umknęło mojej uwadze to, co odjebały polskie władze, które usiłowały kombinować przy ustawie o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Projekt został tak bardzo zjebany, że poza wycofaniem go, zdecydowano się na wywalenie ze stołka wiceminister Bojanowskiej (Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej). Spece wyliczyli, że w projekcie było „aż 50 zapisów, które chronią... sprawców przemocy.”. Jednym z bardziej wkurwiających zapisów był ten, w myśl którego jednorazowe pobicie nie musiałoby oznaczać uruchomienia procedury zakładania „Niebieskiej Karty” (dodatkowo, nie byłaby ona zakładana „z urzędu”, tylko za zgodą ofiary). Niestety przy okazji tej gównianej ustawy, szerokopojęty antyPiS udowodnił, że nie potrafi skupić się na faktycznym problemie, bo zamiast tego lepiej kreować rzeczywistość. Chodzi mi o to, że zamiast skupić się na tym, że ktoś chce utrudnić uruchamianie procedury zakładania Niebieskiej Karty/etc., tłumaczono, że od teraz pobicie nie będzie przestępstwem. Dzięki temu, że ktoś budował taką narracje, rządowi mediaworkerzy (wsparci dronami) mogli bronić partii rządzącej tłumacząc, że antyPiS znowu pojebało, bo pobicie nadal będzie ścigane (no a oni kłamią, że nie, bo to kłamcy i niech spierdalają). Rzecz jasna, ci sami mediaworkerzy słowem nie zająknęli się w temacie tego, jakie efekty przyniosłoby takie „opóźnianie” uruchomienia procedury. Nie musieli tego robić, bo mogli się skupić na „kłamstwach antyPiSu”. 


Dawno nie było niczego o inteligencji, która próbuje nauczać maluczkich. Na portalu Wiadomo co pojawił się (na początku stycznia) wywiad z prof. Ireneuszem Krzemińskim, w którym możemy przeczytać między innymi perełki w rodzaju: „Ostatnio jak rozmawiam z koleżankami i kolegami, to coraz częściej słyszę, że jeżeli PiS wygra, to wyjadą z kraju. To jest coraz częściej spotykane nastawienie.” Nie chciałbym się przypierdalać, ale wydaje mi się, że ci sami ludzie mieli wyjechać z Polski w 2015 (i to co najmniej dwa razy). I tak sobie dumam, czy ci ludzie wyjechali wtedy z kraju i już wrócili, czy może jednak nie wyjechali... Nieco zaś bardziej na poważnie, to nie mam, kurwa, pojęcia, na co liczą ludzie opowiadający takie pierdolety. Że elektorat Prawa i Sprawiedliwości uzna, że „nie no, kurwa, jak koledzy i koleżanki profesora Krzemińskiego mieliby wyjechać z Polski, to my jednak zagłosujemy na Platformę”?  


Z racji tego, co się ostatnio odpierdala w polityce zagranicznej Dobrej Zmiany, zmuszony jestem „zblokować” temat. Zacznijmy od partnerów, których Dobra Zmiana sobie wyszukuje według klucza „nie do końca rozumiemy, co oni mówią, więc na pewno będą dla nas bardzo dobrzy!” Nie tak dawno temu, doszło do spotkania włoskiego wicepremiera z szefem MSWiA, Joachimem Brudzińskim. W trakcie spotkania włoski wicepremier powiedział, że: „Europa musi wrócić do swojej tożsamości i do swoich korzeni”. Co ciekawe, nikt chyba jeszcze porządnie nie zgrillował polityka, który mówi takie rzeczy. Można domniemywać, że chodzi o „Europę Ojczyzn” (w ramach równowagi dla Tej Złej Unii). Gdybym był złośliwy (a nie jestem) to bym napisał, że ostatnim razem kiedy Europa była Europą Ojczyzn, zostaliśmy rozjechani przez dwa państwa, z których jedno było bardzo, ale to bardzo „wstanięte z kolan” i podjarane tematyką „ojczyznową”. Jeżeli zaś chodzi o „korzenie”, to tutaj też sprawa wygląda średnio, bo jak tak się popatrzy na historię Europy, to przestaliśmy się w tejże napierdalać ze sobą stosunkowo niedawno. Coś mi mówi, że zebranie się do kupy przez państwa europejskie (i powstrzymywanie się od potrząsania szabelką przy byle okazji) mogło mieć coś wspólnego z faktem, że się już tak chętnie ze sobą nie napierdalamy. Idźmy dalej, albowiem sukcesów jest znacznie więcej. Jednym z nich jest wkurwianie Irlandii w sprawie backstopu (no bo przeca Polska musi mieć inne zdanie niż reszta UE, żeby miziać się państwem, które już niebawem z tej UE wyjdzie, bo to dla nas opłacalne, bo realpolitik/etc.). Jeżeli ktoś chce poczytać o backstopie, to link w źródłach wrzucę. Potem mieliśmy genialny pomysł na zorganizowanie w Polsce konferencji pt „chwdp Iranowi”, którą to konferencję zorganizowaliśmy dlatego, że USA nam kazało. W trakcie konferencji zostaliśmy wizerunkowo obici zarówno przez USA, jak i Izrael (a z wypowiedzi Amerykanów wynikało wprost, że nie chodzi o żadne pokojowe rozwiązania tylko o spuszczenie wpierdolu Iranowi). Potem już było tylko lepiej, bo Izrael poszedł z nami na zwarcie dyplomatyczne i nic nie wskazuje na to, żeby któraś strona zamierzała ustąpić. Tzn. w teorii ambasador USA stwierdziła, że to co powiedział Israel Katz (mam nadzieję, że to dobrze napisałem) było be, i że powinien przeprosić, ale ów oznajmił, że nie zamierza. Parę dni temu w Izraelu miał się odbyć szczyt V4, ale ponieważ się kłócimy z Izraelem, Premier Tysiąclecia oznajmił, że on to pierdoli i nie jedzie. Potem zaś napisał do pozostałych państw, które miały brać udział w tym szczycie, żeby też nie jechały, bo Izrael zranił nasze uczucia. Jaki był efekt tych działań? Szczyt V4 się faktycznie nie odbył, ale za to pozostałe państwa pojechały do Izraela na spotkania „dwustronne” (na zdjęciach widać było, że chyba się wszystkim śpieszyło, bo spotkania ogarnięto jednocześnie). W trakcie tych spotkań Viktor Orban stwierdził, że on się nie będzie wtrącał między wódkę i zakąskę, i że jeżeli jakiś beef jest między Izraelem i Polską, to te kraje powinny sobie wszystko wyjaśnić między sobą i nie angażować do tego innych. Nie obyło się również bez kolejnej szpileczki (która świadczy o tym, jak mocny jest sojusz Orbana z IV RP), którą Orban wbił Polskim władzom tłumacząc, że w sumie to szkoda, że nikt z Polski nie wpadł na spotkanie. Kolejnym sukcesem dyplomatycznym było to, że Norwegia uznała konsula  Sławomira Kowalskiego, za persona non grata w tym kraju. O co poszło? Używając Dobro Zmianowej retoryki o to, że imigranci nie potrafili się dostosować do kultury panującej w kraju, do którego pojechali. Inaczej rzecz ujmując, norweski urząd, który zajmuje się ochroną dzieci (Barnevernet), ma nieco inne zapatrywania na to, jak powinno się wychowywać dzieci, niż polscy imigranci. Niespecjalnie mi się chce zagłębiać w to, co się tam działo, ale zdaniem Norwegów konsul przeginał pałę. Osobną kwestią jest to, że jako pierwszy konsula poparł twór zwany Ordo Iuris, tak więc momentalnie się mi zapaliła czerwona lampka (a jaka mi się miała zapalić, skoro jestem lewakiem?) i uznałem, że cokolwiek się tam działo, konsul nie miał racji. Wszystkich, którzy poczuli się oszołomieni tymi sukcesami, pragnę poinformować, że powinni zapiąć pasy, bo mamy dopiero końcówkę lutego, a Dobra Zmiana już dawno zapomniała o istnieniu czegoś takiego, jak hamulec.


Na sam koniec zostawiłem sobie wypowiedzi Marka Suskiego, które dobrze podsumowuje tytuł piosenki „The thing that should not be”. Pierwsza z nich pochodzi ze stenogramów ze spotkania z członkami Parlamentu Europejskiego, w trakcie którego to spotkania Suski starał się przekonać gości do tego, że w Polsce potrzebna jest reforma wymiaru sprawiedliwości. Można powiedzieć, że jego argument to szczere złoto: "Część sędziów z KRS jest bogata, w ogrodach mają zakopane sztabki złota niewiadomego pochodzenia”. Ponieważ nienawistnicy (którym wiadomo kto płaci!) zaczęli się z niego śmiać, Marek Suski przeszedł do kontrataku i powiedział, że to nie są dokładne cytaty, a poza tym, to on nie autoryzował tego tekstu.  I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że wypowiedzi zapisano w stenogramie i nie bardzo sobie, kurwa, wyobrażam sytuację, w której ktoś „autoryzuje stenogram”. Swoją droga, ciekawym jest, jakie miny mieli ludzie z PE, którzy słuchali tego rodzaju idiotyzmów w trakcie dyskusji, która (przynajmniej w założeniach) miała być poważna. Domyślam się, że musiały być to miny nietęgie.


I na tym zakończę niniejszy Przegląd. O ile znowu mnie jakieś badziewie nie pokona, to kolejny Przegląd będzie bardzo niebawem (a w nim, między innyni, Wiosna, Zjednaczanie się opozycji i o reakcjach prawicy na kartę LGBT+)

UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Źródła:

https://www.tvp.info/40588569/podawal-spreparowane-zdjecia-kamil-dabrowa-rzecznikiem-trzaskowskiego

https://www.newsweek.pl/polska/polityka/skandaliczny-wpis-na-facebooku-patryka-jakiego/h8kmfws

https://dorzeczy.pl/kraj/91635/Kontrowersyjny-rzecznik-Trzaskowskiego-Tak-Kamil-Dabrowa-wygral-konkurs.html





Tutaj wrzucam link do beefu między Polsatem a Ministerstwem Rodziny:

https://twitter.com/PolsatNewsPL/status/1081141758539505664



https://www.gosc.pl/doc/5275860.Salvini-Polska-i-Wlochy-beda-bohaterami-nowej-wiosny

O backstopie:

https://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/backstop-czym-jest-mechanizm-dla-irlandii-polnocnej,907483.html

https://dorzeczy.pl/kraj/91028/Polska-wylamuje-sie-z-linii-UE-Minister-Czaputowicz-tlumaczy-sie-ze-slow-ws-Brexitu.html

https://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/konferencja-bliskowschodnia-iran-obiecano-ze-nie-bedzie-antyiranska,908834.html

https://wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/591063,wladze-norweskie-uznaly-konsula-kowalskiego-za-persona-non-grata.html

https://wiadomosci.wp.pl/suski-uwaza-ze-sedziowie-zakopali-w-ogrodku-zloto-oto-ich-odpowiedz-6337762674083457a

https://natemat.pl/260479,marek-suski-tlumaczy-sie-ze-slow-o-zlocie-zakopywanym-w-ogodkach-sedziow