czwartek, 18 stycznia 2018

Hejterski Przegląd Cykliczny #23

Zacznijmy od lekkiej rozgrzewki, czyli od serialu „Korona królów”. Do zapoznania się z tym serialem zachęcam każdego, kto uważa się za prawdziwego konesera chujni (autor tej definicji jest mi nieznany, ale chylę przed nim czoła). Jeżeli ktoś jest fanem takich arcydzieł, jak „The Room”, „Smoleńsk”, albo serial „Wiedźmin”, to „Korona królów” jest dla niego stworzona. Jest tam wszystko, czego dusza zapragnie. Brawurowy scenariusz, dzięki któremu serial przypomina skrzyżowanie wcześniej wymienionego „Wiedźmina” z „Dlaczego ja?”. Gra aktorska jest równie brawurowa i wydaje mi się, że część aktorów musiała pobierać lekcję u Tommy'ego Wiseau. A jak w serialu jest z realiami historycznymi? Tak samo, jak w piątej części „Transformerów”, z której można się było dowiedzieć (uwaga, spoilery!), że w jednej z bitew Królowi Arturowi pomógł gigantyczny trójgłowy transformer (którego kontrolował najebany Merlin). Tak nieco bardziej na poważnie, to nie pochylałbym się na tym serialem, gdyby po prostu nazwano go telenowelą, a nie serialem historycznym. Prawda jest bowiem taka, że, w przeciwieństwie do „Klanu”, ktoś może potraktować „Koronę królów” jako źródło wiedzy historycznej.

Marcin Dubieniecki, zachęcony sukcesem studia nagrań „Sowa&Przyjaciele”, postanowił założyć własne. Ostatnio pochwalił się swoimi pierwszym dziełem, tzn. nagraniem rozmowy z przesłuchującym go prokuratorem. Wspominam o tej sprawie ze względu na pewną, hm, ciekawostkę. Otóż w artykule na portalu Gazeta.pl już na wstępie możemy przeczytać o tym, że „Prokuratura komentuje, że "rejestracja takiej rozmowy (bez wiedzy rozmówcy) jest bezprawna". Ktoś mógłby w tym momencie powiedzieć „no ale przeca to oczywista oczywistość”. Taki ktoś byłby w błędzie. Gdyby to była oczywistość, to wzmianka na ten temat znalazłaby się w artykule o Dubienieckim, który opublikowano na portalu TVP.INFO. Jestem przekonany, że brak tejże wzmianki nie ma nic wspólnego z tym, że owoców pracy studia nagrań „Sowa&Przyjaciele” mogliśmy wcześnie słuchać za sprawą TVP.INFO.

W poprzednich przeglądach zdarzyło mi się poruszyć sprawę Sieć Obywatelska Watchdog vs MSZ, w której to sprawie Watchdog domagał się od MSZ ujawnienia ekspertyz, na które powoływał się   Witold Waszczykowski twierdząc, że Donalda Tuska wybrano na Przewodniczącego RE nielegalnie. Na początku MSZ kazał Sieci Watchdog pospierdalać, ale okazało się, że nie dość, że Watchdog nie pospierdalał, to jeszcze poszedł do sądu i wygrał. Wojewódzki Sąd Administracyjny nakazał MSZ ujawnienie ekspertyz. 4 stycznia 2018 MSZ odwołało się od tego wyroku do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Witold Waszczykowski pewnie sobie teraz siedzi i myśli „no przecież byłem tylko szefem MSZ! Skąd mogłem wiedzieć, że to, co mówię może mieć dla kogoś jakiekolwiek znaczenie...”.

Wiceminister Patryk Jaki, który w latach swej młodości cierpiał na bardzo poważny przypadek „biedy urojonej”, udzielił ostatnio wywiadu. W trakcie tegoż wywiadu został zapytany o to, „Ile z blokersa tkwi jeszcze w Patryku Jakim?” Dla każdego, kto zna Patryka Jakiego, jego odpowiedź nie była zaskoczeniem „Na pewno zostało mi twarde chodzenie po ziemi. Przekonanie, że bez pracy nie ma kołaczy i tylko kiedy pracujesz więcej niż inni, osiągniesz sukces (...)” Ciężkiej pracy Patryka Jakiego poświęciłem dość obszerną notkę (link w źródłach), ale w skrócie przypomnę, jak wyglądała jego „droga do sukcesu”. W 2006 roku Patryk Jaki wystartował w wyborach do rady miasta Opola z list PO. Dostał miejsce w okręgu, w którym kolega jego ojca (ówczesny prezydent Opola), był lokomotywą wyborczą (tak więc był to okręg „biorący”). Pod koniec 2006r. Patryk Jaki  pracował więcej niż inni i przeszedł z PO do PiS. W efekcie tego transferu osiągnął sukces i jako 22-letni student zarabiał w 2007r ponad 5 tysięcy złotych miesięcznie. Z tych 5 tysięcy – 1700 zarabiał jako radny a prawie 3.5 tysiąca dzięki partyjnym kolegom, którzy załatwili mu fuchy w Urzędzie Wojewódzkim, biurze poselskim i biurze senatorskim. Po zmianie władzy Jaki zarabiał trochę mniej (bo mu się fucha w Urzędzie Wojewódzkim urwała), ale koledzy z partii nie pozwolili mu biedować i zawsze mógł liczyć na jakaś fuchę w biurze poselskim/etc. W 2011r. roku Jaki został posłem (tak więc o pieniądze się już martwić nie musiał) i jest nim od tamtej pory. Wszystkie te sukcesy Patryk Jaki osiągnął dlatego, że stanie pod blokiem nauczyło go ciężkiej pracy. Nie miało to nic wspólnego ze znajomościami jego ojca, które umożliwiły mu wejście w politykę i z partyjnymi kolegami, którzy załatwiali mu fuchy, a potem dali mu miejsce na liście w wyborach parlamentarnych. A wy co? Nadal nie jesteście posłami na Sejm? Nawet mi was nie żal, nieroby.

Na warszawskiej Ochocie ciężko pobita została 14-letnia Turczynka. Napastnik miał do niej krzyczeć „Polska dla Polaków”. Ówczesny szef MSW, Mariusz Błaszczak, stwierdził, że „Media przedstawiają tę dziewczynkę jako ciemnoskórą. To jest nieprawda”, potem dodał, że nie do końca wiadomo, czy napastnik krzyczał „Polska dla Polaków”. Muszę przyznać, że jestem nieco rozczarowany. Po Mariuszu Błaszczaku spodziewałbym się nieco bardziej żywiołowych reakcji – np. stwierdzenia, że media kłamią, bo to pewnie było tak, że 14-letnia Turczynka została pobita w samoobronie, bo usiłowała islamizować warszawską Ochotę. Mógłbym w tym miejscu napisać coś  o tym, że Błaszczak (eufemizując) pieprzył głupoty, bo gdyby ofiara nie wyglądała „obco”, to do pobicia by raczej nie doszło (bo przeca coś musiało zwrócić uwagę Polskiego Krzyżowca), ale wydaje mi się, że to nie ma sensu. Błaszczak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie było podłoże pobicia, ale nie mógł wprost napisać o rasizmie, bo momentalnie przypomniano  by mu jego wcześniejsze wypowiedzi. Na ten przykład tę, w której twierdził, że Brytyjczycy biją Polaków dlatego, że są wkurwieni na uchodźców z Afryki, ale poprawność polityczna nie pozwala im ich bić, więc odreagowują na Polakach.

Jeszcze bardziej spektakularnym komentarzem, odnoszącym się do pobicia na Ochocie, był wpis Marzeny Paczuski, która napisała, że „Najgorsze jest to, że łatwiej oburzyć tłumy atakiem na kolor skóry, niż atakiem za poglądy. PiSowcy zbierają w plecy bo są biali, tak?”. Nie zamierzam tego komentować, bo doskonałość ma to do siebie, że nie powinno się jej próbować poprawić.

Ryszard Petru ogłosił, że zakłada stowarzyszenie Plan Petru. Wydaje mi się, że równie istotne było oświadczenie Janusza Palikota, który 31 grudnia 2017 roku ogłosił, że odchodzi z polityki. 

Jeżeli zaś już jesteśmy przy wydarzeniach bez najmniejszego znaczenia, to w zeszłym tygodniu doszło o rekonstrukcji rządu. Część komentatorów dziwiła się temu, że na uroczystości powoływania nowych ministrów (nie było Jarosława Kaczyńskiego?), ale wydaje mi się, że nie bardzo jest się czemu dziwić, bo przecież dowódca sił powietrznych nie musi osobiście doglądać startu każdego drona.

10 stycznia odbyła się 93 miesięcznica smoleńska. W trakcje tejże miesięcznicy, Jarosław Kaczyński powiedział: „Chwała tym, którzy walczyli o prawdę, na czele z Antonim Macierewiczem.”. Tydzień później Antoni Macierewicz w programie „O co chodzi” wyjawił, że „O tym, że to jest dymisja, dowiedziałem się od pana ministra Szczerskiego, gdy przyjechałem do Pałacu”. W związku z powyższym doszedłem do wniosku, że w wypowiedź Kaczyńskiego wkradła się literówka. Powinno być „Wała tym, którzy walczyli o prawdę, na czele z Antonim Macierewiczem”. Ze swej strony dodam tyle, że proszę o więcej, bo mam jeszcze spory zapas popcornu.

W poprzednim przeglądzie trochę miejsca poświęciłem decyzji Krajowej Rady Radia Maryja i Telewizji Trwam, która nałożyła na TVN karę za to, że materiały na temat protestów pod Sejmem (tych z końcówki 2016 roku), nie miały pasków z TVP.INFO. Do tej decyzji odniósł się Departament Stanu USA, który, używając dyplomatycznego języka, zasugerował polskiej stronie, że może by tak pospierdalała z tą karą. Nieco później Krajowa Rada Radia Maryja i Telewizji Trwam oznajmiła, że „no to my może pospierdalamy” i uchyliła karę dla TVN. Zapewne członkowie wyżej wymienionej rady do tej pory zastanawiają się nad tym, „po chuj Amerykanie bronili niemieckiej telewizji?”

Na początku stycznia Ryszard Czarnecki oznajmił, że „Podczas wojny mieliśmy szmalcowników, dziś mamy Różę Thun”. Bardzo szybko okazało się, że Czarnecki może za te słowa polecieć ze stołka Wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Czarnecki przyjął to na klatę i stwierdził, że próba odwołania go ze stanowiska „to dalszy ciąg ataku na Polskę.”, dzięki czemu od teraz możemy to tytułować Ludwikiem XIV. Czarnecki doszedł do wniosku, że to może nie wystarczyć i postanowił w jakiś sposób przekonać do siebie europarlamentarzystów i w tym momencie geniusz dyplomatyczny Wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego objawił się w pełnej krasie. Czarnecki uznał bowiem, że zaspamowanie skrzynek mailowych europosłów będzie idealnym narzędziem perswazyjnym (tak, wiem, oficjalnie tę „oddolną akcję” zorganizowała Niezależna.pl, ale bądźmy poważni, zielone światło musiał dać Ludwik XIV). Niestety, europosłowie nie dorośli do poziomu Ryszarda Czarneckiego i został on poproszony o nierozsyłanie spamu, bo ten jest cokolwiek przeciwskuteczny. Parafrazując klasyka – ta prośba to dalszy ciąg ataku na Polskę.

O sukcesie opozycji, która dała dupy przy okazji głosowania nad obywatelskim projektem ustawy Ratujmy Kobiety, słyszeli już wszyscy. Tym niemniej dwie próby „wytłumaczenia” tego fuckupu zasługują na miejsce w tym Przeglądzie. Szefowa Nowoczesnej, Katarzyna Lubnauer, fuckup swojej partii tłumaczyła tym, że „Ja przypomnę, że my jesteśmy ugrupowaniem, które jest nowe i bardzo wielu naszych posłów, nie mając doświadczeń wcześniej w polityce, nie zdaje sobie bardzo często sprawy, że nie głosują za danym projektem tylko, tak jak tutaj, głosują za skierowaniem do komisji”. To trochę tak, jakby szef firmy transportowej tłumaczył się po karambolu spowodowanym przez kierowców swojej firmy tym, że „Ja przypomnę, że my jesteśmy firmą, która jest nowa i bardzo wielu naszych kierowców, nie mając doświadczeń wcześniej w jeździe, nie zdaje sobie bardzo często sprawy, że nie powinno się wjeżdżać na skrzyżowanie na czerwonym świetle, tylko tak, jak inni kierowcy – na zielonym”. Porównywalną brawurą wykazała się Małgorzata Kidawa-Błońska, która oznajmiła, że w sumie to ludzie powinni się czepiać PiS-u, bo nie wszyscy posłowie tej partii poparli skierowanie projektu ustawy do prac w komisji, a przecież PiS obiecywał w kampanii, że żadnego projektu obywatelskiego PiS nie odrzuci w pierwszym czytaniu. Tutaj już od razu „na serio” będzie. Bo prawda jest taka, że Kidawa-Błońska miała częściową rację. Tzn., owszem, PiS obiecywał, że żaden projekt obywatelski nie padnie w pierwszym czytaniu. Tyle że obietnica ta została złamana przy okazji poprzedniego głosowania nad projektem Ratujmy Kobiety, więc teraz PiS miał to już po prostu w dupie. Tego rodzaju tłumaczenie, tzn. „wina PiS-u”, byłoby prawilne, gdyby to był pierwszy uwalony projekt obywatelski. Odnoszę wrażenie, że posłowie PO wyparli z pamięci to poprzednie głosowanie i dla nich to ostatnie było „pierwsze”.

Ponieważ PO musiało coś zrobić po tym fuckupie, z partii wywalono trójkę posłów. Nad trójką wyrzuconych pochylił się Stanisław Karczewski: „Szczerze współczuje politykom Platformy Obywatelskiej, bo nie chciałbym być w takiej partii, w której nie można mówić tego, co się chce, nie można wyrażać swego światopoglądu”. Być może na pierwszy rzut oka na to nie wygląda, ale ta wypowiedź oznacza, że Stanisław Karczewski najprawdopodobniej opuści Prawo i Sprawiedliwość. O ile, rzecz jasna, ktoś opowie mu o pośle Łukaszu Rzepeckim, który wyleciał z PiS-u za to, że „mówił co chciał” i poparł wniosek o uchylenie immunitetu Dominikowi „Jenotowi” Tarczyńskiemu.  

Idol polskich zygotarian, Bogdan Chazan (zwany również „pięćsetką”), ostatnio się rozmarzył i opowiadał o tym, że za aborcję należy karać lekarza, położną i taksówkarza, który przywozi kobietę. Nie wiem czemu Chazan poprzestał na tak krótkiej liście. Przecież ukarać należałoby również egzaminatora, u którego taksówkarz zdawał egzamin na prawo jazdy, właścicieli stacji diagnostycznej, która dopuściła taksówkę do ruchu i pracowników stacji benzynowej, na której zatankowano taksówkę. Kronikarski obowiązek każe mi wspomnieć o tym, że praktycznie wszyscy komentujący skupili się na tym „karaniu taksówkarza”, a mało kto zwrócił uwagę na fragment, który poprzedzał marzenia Chazana „Jeżeli ktoś przekracza obowiązujące prawo, powinien być karany”.  Jest to bardzo piękne zdanie, które po przetłumaczeniu z Chazanowego na polski brzmi: „mnie nie spotkała żadna kara, bo ja skrobałem na legalu, więc się odpieprzcie”.


Źródła:







Notka o człowieku, który pracował na swój sukces dwa razy ciężej niż inni:






http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,22874084,szef-pis-jaroslaw-kaczynski-nie-pojawil-sie-na-zaprzysiezeniu.html





https://www.tvn24.pl/polska-i-swiat,33,m/polska-i-swiat-prawo-aborcyjne-w-sejmie,805986.html



https://www.wprost.pl/kraj/10080695/Posel-Lukasz-Rzepecki-wyrzucony-z-PiS-dolaczy-do-nowego-klubu-parlamentarnego.html


https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/prof-bogdan-chazan-w-sprawie-kar-za-zabiegi-aborcyjne,806554.html






czwartek, 11 stycznia 2018

404 opozycja not found

Wczorajsze głosowanie nad odrzuceniem w pierwszym czytaniu obywatelskiego projektu ustawy „Ratujmy Kobiety” zakończyło się upokorzeniem Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej. Większość newsów na ten temat można skompilować do zdania: „Projekt przepadł 9 głosami, za skierowaniem go do dalszych prac głosowało prawie 60 posłów PiS, a na sali brakowało 29 posłów PO i 10 posłów N”. Komentarze w internetach są utrzymane w podobnym tonie. Z tą różnicą, że zawierają sporą dawkę wulgaryzmów (bo się ludzie, eufemizując, wkurwili na Platformę i Nowoczesną). Obu tym partiom nie pomógł fakt, że część posłów, którzy nie brali udziału w głosowaniu, była na sali, ale wyciągnęła karty z czytników.


Gdyby sprawa sprowadzała się do jednego spieprzonego głosowania, to nie zawracałbym wam głowy (jeno shejtowałbym obie partie w kolejnym Przeglądzie Hejterskim sugerując, że „they cannot into opozycja”). Ale, jak to powiedział jeden z bohaterów filmu „Smoleńsk”, „to nie jest proste, a nawet wręcz przeciwnie”. Prawda jest bowiem taka, że Platforma i Nowoczesna wczorajszym głosowaniem udowodniły, że jak się człowiek uprze, to da radę wejść dwa razy do tej samej rzeki. Tym samym, nasza opozycja zawstydziła Heraklita, który twierdził, że to niemożliwe.


23 września 2016 w Sejmie odbyło się głosowanie nad tym, czy odrzucić w pierwszym czytaniu obywatelski projekt ustawy „Ratujmy Kobiety”. Pastwiłem się nad tym głosowaniem (link w źródłach podrzucam), ale coby nie trzeba było skakać między tekstami, pozwolę sobie na telegraficzny skrót tego, com tam napisał. PiS zarzekał się (przed głosowaniem), że nie uwalą obywatelskiego projektu w pierwszym czytaniu, jednocześnie zapewniając, że projekt i tak nie ma szans na wejście w życie. W trakcie głosowania PiS zaczął robić jakieś wygibasy, albowiem 176 posłów zagłosowało za odrzuceniem projektu, a 43 przeciwko (w tym kierownictwo). Zwróciło to moją uwagę, bo w poprzednim głosowaniu „światopoglądowym” PiS zachował się zupełnie inaczej. W trakcie głosowania nad skierowaniem do komisji projektu „Świecka szkoła” 229 posłów PiS wstrzymało się od głosu. Projekt poszedł do prac w komisji, a PiS nadal mógł się szczycić tym, że (w przeciwieństwie do PO-PSL) nie uwala obywatelskich projektów w pierwszym czytaniu. Czemu więc w głosowaniu nad „pierwszą edycją” projektu „Ratujmy Kobiety” nie zastosowano sprawdzonej metody? Bo Prawo i Sprawiedliwość usiłowało winę za uwalenie projektu zrzucić na opozycję. Nie przewidziano jednak tego, że część posłów PO i N (odpowiednio 21 i 5) oleje głosowanie, a część zagłosuje za odrzuceniem projektu (13 posłów PO i 2 posłów N). W efekcie czego różnica głosów była zbyt duża, żeby dało się zwalić winę na partie opozycyjne: 230 głosów „za odrzuceniem” vs 173 głosy „przeciwko odrzuceniu”. Mimo tego, część internetowych dronów Prawa i Sprawiedliwości usiłowała klarować, że „przecież kierownictwo PiSu głosowało za projektem, a to, że projekt padł, jest winą lewaków z PO i N” (co zrozumiałe, dronom bardzo szybko „zaktualizowano” przekaz dnia i ta narracja została „wygaszona”). 


Z głosowania nad „pierwszą edycją” projektu „Ratujmy Kobiety” opozycja mogła wyciągnąć kilka wniosków. Po pierwsze, trzeba się pilnować w głosowaniach „światopoglądowych”, bo PiS już raz usiłował „rozegrać” opozycję i może spróbować po raz kolejny. Po drugie, próba „rozegrania” opozycji (poprzez kolejne wygibasy w głosowaniu) była o tyle prawdopodobna, że PiSowi już nie zależało na wizerunku partii, która „dba o projekty obywatelskie” (bo wizerunek ów „padł” po tym, jak ujebano pierwszy projekt). Po trzecie, to, że posłowie PiS głosowali za skierowaniem projektu do prac w komisji, rozwiązało ręce „kościelnym wydygańcom”, którzy nie chcieli popierać tego pomysłu, bojąc się, że ksiądz im to z ambony wypomni. Skoro bowiem klęcząca przed Episkopatem wierchuszka PiSu (wraz z częścią posłów) poparła skierowanie projektu do prac w komisji, to nikt prócz Terlikoidów nie hejtowałby za to opozycji.


Wynik wczorajszego głosowania (202 głosy za odrzuceniem vs 194 głosy przeciwko odrzuceniu) w połączeniu z faktem, że 39 posłów PO+N nie wzięło udziału w głosowaniu, pokazał, jak bardzo opozycja miała je w dupie. W przeciwieństwie do opozycji, Prawo i Sprawiedliwość odrobiło lekcje i udoskonaliło „wygibasy”. Za odrzuceniem projektu zagłosowało 166 posłów tej formacji (10 mniej niż poprzednim razem), zaś przeciwko odrzuceniu zagłosowało ich 58 (15 więcej niż poprzednim razem). Liczby te pozmieniano tylko i wyłącznie po to, żeby zmniejszyć różnicę głosów (no chyba, że ktoś chce mnie przekonać do tego, że Krystyna Pawłowicz doznała „lewackiego objawienia” i sama z siebie poparła projekt „Ratujmy Kobiety”).


Gdyby PiSowi ta akcja (uwalenie projektu przy pomocy opozycji) wyszła za pierwszym razem, opozycja miałaby znacznie mniej przejebane. No, bo tak po prawdzie, nie dało się wtedy „wyprognozować” tego, że PiS zamiast wstrzymać się od głosu (tak jak w głosowaniu nad „Świecką szkołą”), zacznie się bawić w „kreatywne głosowanie”. Ponieważ akcja się nie udała, PiS zaliczył wpadkę i wszyscy skupili się na tym, że 176 posłów partii rządzącej, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, zagłosowało za odrzuceniem projektu obywatelskiego w pierwszym czytaniu. Tym razem za odrzuceniem projektu zagłosowało 166 posłów PiS (dla porównania PO + N miały wczoraj 162 posłów), a wina za ten stan rzeczy spadła praktycznie wyłącznie na Platformę Obywatelską i Nowoczesną. Prawda jest taka, że gdyby PiSowi zależało na tym, żeby projekt „Ratujmy Kobiety” przebrnął przez pierwsze czytanie, to posłowie tej partii zagłosowaliby tak, jak w głosowaniu nad antyaborcyjnym projektem zygotarian, kiedy to 231 posłów było przeciwko odrzuceniu. Tym niemniej, w niczym nie umniejsza to winy opozycji, której posłowie nie zastanowili się nad tym, czemu PiS poprzednio bawił się w „kreatywne głosowanie”. I nie, wczorajsza sytuacja to nie była zwykła pomyłka (o czymś takim moglibyśmy mówić, gdyby PiSowski „gambit” wyszedł za pierwszym razem), ale jedno z bardziej spektakularnych upokorzeń politycznych. O tym, że opozycja dała się upokorzyć w sytuacji, w której nie powinna sobie pozwolić nawet na drobne potknięcie,  nawet mi się już, kurwa, nie chce wspominać.


Źródła


Trailer „Smoleńska” (cytowana wypowiedź 01:03):
https://www.youtube.com/watch?v=huveY6NEa2Q

Link do starej notki:

Pierwsze głosowanie nad projektem „Ratujmy Kobiety” (2016):

http://www.sejm.gov.pl/sejm8.nsf/agent.xsp?symbol=glosowania&NrKadencji=8&NrPosiedzenia=26&NrGlosowania=17

Głosowanie nad skierowaniem do komisji projektu „Świecka szkoła”:


Głosowanie nad „drugą edycją” projektu „Ratujmy Kobiety”:

http://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/agent.xsp?symbol=glosowania&NrKadencji=8&NrPosiedzenia=55&NrGlosowania=9


Głosowanie nad zygotariańskim projektem:

http://www.sejm.gov.pl/Sejm8.nsf/agent.xsp?symbol=glosowania&NrKadencji=8&NrPosiedzenia=55&NrGlosowania=10

Link do konta Tt jednego z posłów PiS (polecam przescrollowanie wczorajszych Retweetów tego pana):

https://twitter.com/WasikMaciej/status/951242152100749314