czwartek, 18 kwietnia 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #116

Zaczniemy od pozytywnej informacji, ale zanim wam ją zaprezentuję, potrzebne będzie ziarno kontekstu. Otóż, jakiś czas temu (konkretnie zaś w Hejterskim Przeglądzie Cyklicznym #105) opisałem perypetie Roberta Bąkiewicza, który był łaskaw namalować (nieudolnie, jak przystało na zainteresowanego historią prawicowca) znak „Polski Walczącej” na elewacji Ministerstwa Środowiska i Klimatu. Traf chciał, że budynek ten jest zabytkiem. Kolejny traf chciał, że Bąkiewicz pochwalił się mazaniem po ścianie w internetach (sam wrzucił filmik). Napisałem wtedy byłem, że ponieważ wraz ze zmianą władzy pewne standardy (parasol ochronny nad członkami Zjednoczonej Prawicy i ich otoczeniem) się skończyły, to Robert Bąkiewicz może ponieść konsekwencje swoich działań. Okazało się, że miałem racje, a Robert Bąkiewicz ma zarzuty prokuratorskie (tl;dr uszkodzenie zabytku). Najzabawniejsze jest to, że Bąkiewicz się nie przyznał do zarzucanego mu czynu, a na swoich socialach opublikował łamiący apel: „Przyszło nam żyć w czasach, gdy obrona symboli narodowych i pamięć o pomordowanych żołnierzach niezłomnych jest przestępstwem. Grozi mi 8 lat pozbawienia wolności za publiczny wyraz sprzeciwu wobec niszczenia pamięci o polskich patriotach”. Tak, bo na pewno dokładnie tego dotyczył zarzut. Na pewno nie miał nic wspólnego z pomazaniem elewacji. Równie zabawne jest to, że Bąkiewicz w tym samym miejscu tłumaczy, że się mu zarzuca to, że „niejako zniszczył zabytek”. Co prawda wszyscy mogli zobaczyć (dzięki Bąkiewiczowi), że to zrobił, ale Bąkiewicz teraz będzie tłumaczył, że wcale tego nie widzieliśmy. Rzec by można: chwilo trwaj.

Kilka dni temu Andrzej Duda przeżywał wzmożenie. Efektem tego wzmożenia był list jego autorstwa, który Małgorzata Paprocka (Kancelaria Prezydenta) odczytała przed Zgromadzeniem Ogólnym Sędziów Naczelnego Sądu Administracyjnego. Gdyby nie kontekst, to ów list można by było uznać za zabawny. Okazuje się bowiem, że Andrzej Duda zapowiedział, że będzie bronił trójpodziału władzy w Polsce. Pozwolę sobie w tym miejscu na zastosowanie ukochanego przez symetrystów argumentu: Gdzie Duda był przez osiem ostatnich lat? Tak, wiem, jeździł na nartach. Nieco zaś bardziej na poważnie, to mamy tu do czynienia z czymś, co obserwowaliśmy w momencie, w którym PiSowi odebrano kluczyki do mediów. Otóż, cała Zjednoczona Prawica (w tym jej odnogi medialne) rzuciła się wtedy do opowiadania o tym, że tak właściwie to oni bronią niezależności mediów. Eufemizując, nie udało się w ten sposób porwać tłumów. Równolegle do tych narracji pojawiły się komentarze (złośliwe), z których można było wyczytać, że cała ta obrona mediów byłaby nieco bardziej wiarygodna, gdyby nie to, że PiS zamienił media publiczne w tubę propagandową.

No ale, idźmy dalej. Andrzej Duda napisał również o tym, że: „Obserwujemy próby, bezprecedensowe od czasów powojennych, kwestionowania ważności powołań sędziowskich. Nie było i nie będzie na to mojej zgody". Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że to są bardzo mocne słowa, jeżeli weźmiemy pod rozwagę fakt, że Andrzej Duda nie przyjął ślubowania od poprawnie wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że zamiast tych poprawnie wybranych sędziów, Andrzej Duda umieścił w TK partyjnych nominatów. Efekt końcowy tego działania wygląda tak, że po pierwsze, Trybunał Przyłębski nie jest uznawany za sąd (albowiem dublerzy). Po drugie, doszło do sytuacji, w której absolutnie nikogo nie obchodzą wyroki trybunału. Po trzecie zaś, nie tak dawno temu mieliśmy do czynienia z bezprecedensową sytuacją, w której trybunał nie mógł się zebrać i wydać orzeczenia, bo doszło do konfliktu w partii rządzącej, który to konflikt miał bezpośrednie przełożenie na działania sędziów. Tak sobie myślę, że jeżeli Andrzej Duda koniecznie chce szukać sytuacji „bezprecedensowych od czasów powojennych”, to może powinien przyjrzeć się temu, co sam współtworzył przez ostatnie dwie kadencje.

Moi drodzy, nie wiem, czy dotarła do was już łamiąca wiadomość, z której wynikało, że nie ma czegoś takiego, jak energia odnawialna. Jeżeli nie wierzycie mi na słowo, to może uwierzycie arcypasterzowi researchu, Rafałowi Ziemkiewiczowi, który ostatnio to tłumaczył w jednej z radiowych audycji. Czemu nie ma odnawialnych energii? Ano temu, że nie istnieje perpetuum mobile. Tak więc, szach i mat, ekolewaki! Rzecz jasna, jak zawsze, gdy okazuje się, że człowiek, którego można by eufemistycznie określić mianem nieukołaka powiedział coś durnego, pojawiło się spore grono jego wyznawców, którzy zaczęli tłumaczyć, że hehe, no ale z punktu widzenia fizyki to on ma przecież rację. Efektem tej konkretnej strategii obronnej było to, że pod wpisami na ten temat pojawiały się dość długie dyskusje, w których osoby nie będące nieukołakami tłumaczyły wyznawcom Ziemkiewicza, że jednakowoż z punktu widzenia fizyki Ziemkiewicz racji nie ma, bo jak się na to popatrzy przez pryzmat fizyki, to przecież energii się nie wytwarza. Niemniej jednak te dyskusje były bezprzedmiotowe (acz kształcące), albowiem wszystko wynikło z tego, że Ziemkiewicz najprawdopodobniej nie za bardzo zrozumiał o co chodzi z tą energią odnawialną. Nie chodzi tu bowiem o to, że ta energia się z próżni bierze i powstaje sama z siebie (bo to nie jest teologia), ale o to, że (pozwolę sobie tu na zagranie karty „chłopski rozum”) w najbliższym czasie nie braknie nam ani słońca, ani wiatru (z wodą do hydroelektrowni to różnie może być).

Nawiasem mówiąc niewymownie mnie bawi to, jak prawica za każdym razem gdy zaczyna się rozmowa o OZE, opowiada o tym, że hola hola! Tutaj przecież chodzi o pieniądze! Duże firmy będą na tym zarabiać i będą brały pieniądze za wiatraki i farmy fotowoltaiczne! Rzecz jasna, w tych ich narracja (tu chodzi o pieniądze!) zupełnie pomijany jest jeden drobny szczegół. Jaki? Ano taki, że jakoś tak się złożyło, że paliw kopalnych nikt nam za darmo nie daje i jakoś tak się złożyło, że stoją za ich wydobyciem (przetwórstwem, sprzedażą/etc.), eufemizując, raczej niemałe biznesy. I tak sobie dumam nad tym, czy ci ludzie tego nie dostrzegają (w przypadku Ziemkiewicza by mnie to nie zdziwiło), czy też dostrzegają, ale wychodzą z założenia, że lepszy diabeł znany, niż nieznany.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Dość głośno zrobiło się ostatnio o pewnej drobnej omyłce, do której doszło w szwajcarskiej spółce-córce Orlenu. Otóż, okazało się, że przedpłacono 1.6 mld złotych na zakup ropy i produktów ropopodobnych, ale produktów za które zapłacono – nie otrzymano. Rzec by można, że jest to historia podobna do tych, z którymi mieliśmy do czynienia „przez osiem ostatnich lat” (vide, respiratory, maski/etc.). Co zrozumiałe po tym, jak ów news się zrobił publiczny, nie brakowało złośliwych komentarzy pod adresem Daniela Obajtka. Do jednego z nich (który był autorstwa Korwina Juniora) odniósł się był główny zainteresowany i stwierdził, że generalnie rzecz biorąc, to czemu się go w ogóle ludzie czepiają, skoro on już nie jest szefem Orlenu i że jak ktoś ma jakieś zastrzeżenia, to niech je kieruje do nowych władz. Gdy pod jego wpisem pojawiły się komentarze, w których zaczęto mu tłumaczyć, że w sumie to spoko, że już nie jest szefem Orlenu, ale sytuacja, o której mowa miała miejsce za jego rządów, postanowił wycofać się na z góry upatrzone pozycje i nie  reagować. Z tego, co udało się ustalić mediom, z całej tej kwoty uda się odzyskać jakieś 300 milionów. Ja się tam na tym co prawda nie znam, ale obstawiam, że umowa była skonstruowana w sposób, którego oreły od Daniela Obajtka nie były w stanie ogarnąć (co nie powinno nikogo dziwić specjalnie). Jestem ciekaw tego, jaki będzie ciąg dalszy całej tej sprawy (czytaj: kto za to beknie, bo że ktoś beknie, to rzecz raczej oczywista).

W Zjednoczonej Prawicy można zaobserwować początki działania, które od biedy można by nazwać „zwieraniem szeregów”. Otóż, przy okazji kolejnej rocznicy katastrofy smoleńskiej, TV Republika otworzyła piwniczkę z narracjami „zamachowymi” (+ Jarosław Kaczyński Głośno i Wyraźnie opowiadał o zamachu). Nie chcę w kółko powtarzać, że jestem czegoś autentycznie ciekaw, jednakowoż jestem do tego zmuszony, tak więc jestem autentycznie ciekaw tego, jak przebiegał proces decyzyjny, który doprowadził czynniki decyzyjne do wniosku, że to dobry moment na produkcję narracji, które przemawiają praktycznie wyłącznie do betonu. Absolutnie wręcz wykluczone jest to, żeby jakikolwiek centrowy wyborca (na którego pozyskaniu powinno zależeć partii Jarosława Kaczyńskiego) po ośmiu latach smoleńskiego cyrku, uwierzył w to, że faktycznie doszło do jakiegokolwiek zamachu. Ok, ja rozumiem, że to była w sumie ciągła narracja, ale prawda jest taka, że „przez osiem ostatnich lat” PiS sprawował całkowitą (i niepodzielną) kontrolę nad wszelkimi możliwymi służbami i nad organami ścigania. W jaki więc sposób taki centrowy wyborca miałby sobie zracjonalizować to, że choć prezes co miesiąc opowiadało tym, że „już niebawem dojdziemy wszyscy do prawdy”, a za tymi słowami nie szły żadne działania?

Przed 2015 roku narracje w rodzaju „śledztwo było źle przeprowadzone, my zrobimy to lepiej”, mogły trafiać do ludzi, ale w 2023, czyli po ośmiu latach Latającego Cyrku Antoniego Macierewicza, uwierzy w to wyłącznie beton. Dlatego też na początku tego tematu pojawiła się wzmianka o tym, że najprawdopodobniej chodzi o zwieranie szeregów. Przyznam szczerze, że trochę mnie to dziwi, bo praktycznie za moment mamy wybory do Parlamentu Europejskiego i nie jest to najlepszy moment na wywoływanie konfliktów wewnętrznych. Z drugiej jednakowoż strony, może wybory do PE są przyczyną „zwierania szeregów”. 5-letnia kadencja wygląda dla wielu osób bardzo kusząco w sytuacji, w której PiS będzie musiał jakoś przetrwać chude lata. To zaś może się przełożyć na konfliktu wewnętrzne wywołane tym, że (eufemizując) nie dla wszystkich może starczyć miejsca.

Na sam koniec tego Przeglądu zostawiłem sobie nieco dłuższy temat, którym będzie (jak się pewnie domyślacie) szeroko pojęta debata aborcyjna. Od czego by tu zacząć? Ano może od tego, że choć wszystkie omawiane projekty trafiły do komisji (i stało się tak po raz pierwszy od bardzo dawna), to potem będzie nas czekało drugie głosowanie i tu już zaczną się schody, bo z deklaracji Trzeciej Drogi wynika, że liberalizacja prawa aborcyjnego to jest dla zarządu, a dla pani Areczki to co najwyżej powrót do sytuacji sprzed wyroku Trybunału Przyłębskiego (czyli faktyczny zakaz z trzema wyjątkami). Nawet, gdyby jakimś cudem udało się przegłosować ustawę liberalizującą prawo aborcyjne, to nie zostanie ona podpisana. Zupełnie inaczej rzecz się może mieć z ustawą Trzeciej Drogi (która, bądźmy poważni, nie jest ustawą liberalizującą prawo aborcyjne). Nie wiadomo jak na taką ustawę zareaguje Andrzej Duda. Nawiasem mówiąc, problem Dudy z tą ustawą będzie w sumie problemem piętrowym. Jeżeli ją podpisze, to narazi się prawicy (o tym, że nie on pierwszy, za moment będzie jeszcze). Jeżeli jej nie podpisze – narazi się większości społeczeństwa.

O ile jemu samemu to już w niczym nie zaszkodzi, to kandydatowi (bądź też kandydatce), którego wystawi w wyborach prezydenckich PiS już, owszem, może. Na tym się jednakowoż problemy Dudy nie kończą, bo przecież jakiś czas temu zapowiedział, że będzie wszystkie ustawy kierował do Trybunału Przyłębskiego (bo mu się nie podoba, że dwóch ziomków, których wyciągnął z więzienia nie może brać udziału w pracach Sejmu). I znowuż, wiadomo, że Trybunał Przyłębski zrobi to, co mu każe zrobić Kaczyński, ale nieśmiało przypominam, że przesłankę embraiopatologiczną usunięto właśnie przy pomocy Trybunału Przyłębskiego. Co prawda Andrzej Duda mógłby zdecydować, że on to podpisze, ale wtedy (nie po raz pierwszy) wyjdzie na niepoważnego typa, który mówił, że wszystko będzie kierował do koleżanki z trybunału, a potem jednak tego nie skierował. Ten temat to jest prawdziwa matrioszka, bo następna w kolejce jest rozkmina pt. „ no dobra, ale co w sytuacji, w której po podpisaniu tej ustawy przez Dudę, ktoś inny skieruje ją do Trybunału Przyłębskiego?” Na tym więc przerwę tę wyliczankę. Dość powiedzieć, że sytuacja (eufemizując) jest wybitnie zagmatwana.

Czego można się było spodziewać, prawica podeszła do debaty w sposób absolutnie wręcz niepoważny. Tak, wiem, Karina Bosak miała (zdaniem części obserwatorów) dobre przemówienie, ale z jednej strony mamy tę Karinę Bosak, a z drugiej całą masę dzbaneczników, które przyszły do Sejmu z plastikowymi płodami, podobiznami płodów na jakichś kartonach (albo też pod Sejm z dzwonem, który „ma budzić sumienia”) i całą masę polityków gadających głupoty (których nie chce mi się tu powtarzać, albowiem nic nowego przez ostatnich kilkanaście lat prawica nie wymyśliła w tej materii). Śmiem twierdzić, że wystąpienie Kariny Bosak (konkretnie zaś jego potencjalny wpływ na suwerena) jest odrobinkę przeszacowany. Warto pamiętać o tym, że Karina Bosak nie reprezentuje tam w sejmie siebie, ale reprezentuje konfiarzy i to też nie pozostaje bez wpływu na to, w jaki sposób jej wystąpienie suweren będzie odbierał. Nieco wcześniej zasygnalizowałem, że poruszę kwestię „podpadnięcia prawicy”, co niniejszym czynie. Otóż. Mateusz Morawiecki na swoim Eloneksowym koncie napisał, że się był omylił w głosowaniu. Jako zwolennik tzw. „kompromisu aborcyjnego” chciał zagłosować za tym, żeby ów projekt trafił do komisji, ale się był pomylił. Ujmując rzecz kolokwialnie, nie spotkało się to ze zbyt ciepłym przyjęciem ze strony prawicy i Morawiecki został zjechany przez spore grono prawicowców (od konfy, poprzez duchownych, na Jurze Kwaśniewskim kończąc). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że wbrew swoim deklaracjom z czasów kampanijnych, Roman Giertych nie pojawił się na głosowaniu (ale to nic takiego, bo Stanowski napisał na Eloneksie, że w trakcie kampanii wszyscy kłamią, tak więc lewaki dupa cicho).

I tym akcentem zakończę powyższy przegląd. W pierwotnej wersji miał on być dłuższy, bo chciałem się tu popastwić nad pewnym artykułem z „Do Rzeczy”, w którym próbowano bronić pewnego instytutu przed oskarżeniami o skarpetosceptycyzm, ale doszedłem do wniosku, że ów temat zasługuje na osobny tekst (który może nosić znamiona ściany tekstu), który to tekst zamierzam „niezwłocznie” popełnić. Ci z was, którzy słuchają podkastu już wiedzą, o który tekst chodzi, ale uwierzcie mi, myśmy w tym odcinku Cebul na Torcie jedynie zarysowali powierzchnię tego tekstu (bo odniesienie się do niego w całości wymagałoby pewnie kilkugodzinnego odcinka), tak więc You Have Been Warned.


Źródła:

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-robert-bakiewicz-z-zarzutami-chodzi-o-uszkodzenie-zabytku,nId,7454800#crp_state=1

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2024/02/hejterski-przeglad-cykliczny-105.html

Raz i perpetuum mobile

https://www.youtube.com/watch?v=BB86u4ll9eI

(8:35)

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-prezydent-stanowczo-ws-sadow-nie-bedzie-na-to-mojej-zgody,nId,7452748

https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/16-mld-zl-zniknelo-z-orlenu-spolka-poprawia-odpis/h42g40g

Smoleńsk

https://www.youtube.com/watch?v=lHKP8DyeUMU

https://tvrepublika.pl/Macierewicz-Zbrodnia-Smolenska-byla-poczatkiem-agresji-rosyjskiej-na-Europe-Polityczna-Kawa,160441.html

https://tvn24.pl/polska/roman-giertych-nieobecny-w-sejmie-podczas-glosowania-nad-projektami-ustawy-aborcyjnej-ko-sprawdza-powod-st7870601

https://twitter.com/K_Stanowski/status/1779050357869461549

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9485640,zakonczyla-sie-debata-o-projektach-ustaw-dotyczacych-aborcji-glosowan.html

https://tvn24.pl/polska/aborcja-w-sejmie-glosowania-nad-projektami-relacja-st7866075

https://dorzeczy.pl/opinie/574419/morawiecki-w-ogniu-krytyki-za-glosowanie-ws-aborcji.html

czwartek, 11 kwietnia 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #115

W tym Przeglądzie będzie sporo tematów wyborczych, ale zanim do nich przejdziemy, zaczniemy od czegoś innego. Mianowicie zaś od tego, że zdaniem redaktorów pewnego bezstronnego tygodnika („Do Rzeczy”) praktycznie każdy może zostać autorytetem (rzecz jasna, autorytetem bezstronnym). Idealnym przykładem jest to, co zrobili ostatnio przy okazji zbliżających się debat na temat aborcji. Otóż oczęta me zostały uraczone takim wpisem na Eloneksie: „Stosunek Polaków do aborcji. Socjolog wskazuje na powszechną dezinformację”. Ponieważ nie urodziłem się wczoraj, domyśliłem się, że coś musi być srogo nie tak z tym socjologiem, bo we wpisie nawet nie wspomniano o tym, jak się nazywa. Po otwarciu artykułu okazało się, że tym socjologiem jest człek, który się zwie „Antoni Szymański”. Redakcja wspomniała o tym, że kiedyś był senatorem. Z jakiej opcji? O tym już nie wspomniano.


Zapewne już się domyślacie jaki będzie ciąg dalszy. Nie trzeba się było jakoś specjalnie spinać, wystarczyło wejść na stronę wiki traktującą o tym jegomościu. Okazało się, że tam jest samo gęste. To, że dwukrotnie wybierano go do Senatu z list PiS (i kilka razy startował w innych wyborach z list tej formacji) to oczywista oczywistość. Z artykułu możemy się dowiedzieć również tego, że co prawda skończył socjologię, ale ma w niej jedynie tytuł magistra (tak więc od teraz możecie cytując mnie wpisywać zajawkę „socjolog wskazuje” to i owo). Ale poczekajcie, na tym się sprawa nie kończy. Otóż, pan Antoni skończył socjologię najprawdopodobniej jeszcze w czasach PRLu (nie podano konkretnej daty, ale z racji tego, że urodził się w 1952 roku, jest to raczej pewne). O tym, jak bardzo bezstronnym ekspertem jest pan „socjolog” świadczyć może to, że był członkiem Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego. Prócz tego był „członkiem Komisji do Spraw Rodzin przy Episkopacie Polskim”, oraz „pełni funkcje wiceprezesa Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia”. Na tym wyliczankę przerwę, bo o tej jego bezstronności można by było napisać cały tekst. Czemuż więc, ach czemuż „Do Rzeczy” nie wspomniało o tym kim był i jest ten pan i skupiło się na tym, że jest „socjologiem”? Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że być może chcieli łopatologicznie wytłumaczyć wszystkim na czym polega dezinformacja. Ponieważ złośliwy nie jestem, poproszę was o skierowanie się w stronę dalszej części tekstu.


Nie możemy jeszcze skończyć tematu „Do Rzeczy”, albowiem okazało się, że (zaraz będziecie bardzo zaskoczeni) nazwa tego tygodnika pojawiła się w kontekście ciągu dalszego tzw. „Russiagate”. Jakiś czas temu głośno zrobiło się o tym, że w ramach walki z rosyjskimi wpływami „ustrzelono” portal „Voice of Europe”, który okazał się (no dobrze, postarajcie się udawać choć trochę zaskoczonych) rosyjską tubą propagandową. Sprawa ma ciąg dalszy, rosyjską tubą propagandową okazał się również węgierski „Wisegrad post”. No dobrze, ale jaki to ma związek z „Do Rzeczy”? Ano taki, że tygodnik jest partnerem tamtego portalu. Jest nim również portal powiązany z „Do Rzeczy” o nazwie Sovereignty.pl. Ten drugi portal zajmuje się w praktyce „donoszeniem na Polskę”, a współtworzą go np. takie tuzy, jak Rafał Ziemkiewicz. Nadmienię tylko, że ów portal (którego prawie nikt nie oglądał) był finansowany przez (kolejny raz przyjdzie wam udawać zdziwienie) Fundusz Sprawiedliwości. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że jakiś czas po zmianie władzy, Rafał Ziemkiewicz rozpaczał w mediach w temacie tego, że na ogarnianie wyżej wymienionego portalu może już piniendzy nie starczyć. No, ale to dygresja tylko. Ja wiem, że ktoś może w tym miejscu (tzn. ktoś, komu bardzo by na tym zależało) próbować bronić takich tworów, jak „Do Rzeczy” i tłumaczyć, że cóż z tego, że gdzieś tam czyimś partnerem byli. No przecież z tego wcale nie musi nic wynikać. No i owszem, z tego wcale nie musi, ale jeżeli dodamy do tego to, że tygodnik ów z lubością wpisuje się w rosyjskie dezinfo i np. z lubością publikował bzdury na temat szczepień, to z połączenia tego wszystkiego „coś” już musi wynikać. Abstrahując, rzecz jasna, od tego, że może się niebawem okazać, że w sprawie powiązań pojawią się jakieś „paragony”.

 
No dobrze, teraz możemy sobie przejść do tematów wyborczych. Zacznijmy od kolejnego Wielkiego Zwycięstwa PiSu. To, że PiS w wyborach samorządowych wypadnie „w miarę dobrze”, było raczej oczywiste. Co prawda nie dla każdego (bo niektórzy wieszczyli 20% poparcia max), ale jednak raczej mało kto się spodziewał tego, że te wybory to będzie „koniec PiSu”. Może inaczej to ujmę: ja bym się wcale nie obraził za te 20% maks, ale naprawdę nic na to nie wskazywało (no chyba, że ktoś w ogóle nie zwracał uwagi na sondaże). No dobrze, ale czemu tak właściwie PiS ma teraz tak wysokie poparcie? Przecież nie ma już mediów rządowych, stracił Polskę Press/etc. Moja robocza teoria jest taka, że póki co, elektorat PiSu jest jeszcze bardzo mocno zmotywowany. PiSowi się póki co udaje podtrzymać „wysoką temperaturę”, a usłużni mediaworkerzy rozsiewają narracje, z których wynika, że nowy rząd to nam zaprowadza w Polsce dyktaturę (sprawdzić, czy nie Woś). To jest w sumie dość ciekawa sprawa, bo ci sami ludzie, którzy teraz rozpowszechniają takie narracje, w latach 2015-2023 całkiem słusznie zwracali uwagę na to, że ówczesna opozycja momentalnie wystrzelała się z najcięższych argumentów, skutkiem czego w chwili, w której faktycznie zadziało się coś, do opisania czego wypadałoby użyć jakichś ostrych sformułowań, okazywało się, że tych już od jakiegoś czasu brakuje. PiS i jego medialne przybudówki idą dokładnie tą samą drogą, bo przecież przeszukanie u Ziobry określano już mianem Stalinowskich Represji.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Nie da się zbyt długo „jechać” na wzmożeniu. Tzn .może inaczej: jak się miało media o gigantycznym zasięgu, to można było dość skutecznie indukować to wzmożenie. Niemniej jednak, nawet to miało swoje granice, o czym wszyscy mogliśmy się przekonać obserwując histeryczne próby znalezienia politycznego paliwa przed wyborami 2023 (a to jedzenie robaków, a to obrażanie papieża, a to opowiadanie o tym, że za PO to chciano pół Polski oddać Rosjanom/etc./etc.). PiSowi udało się wtedy skutecznie popsuć „machinę wzmożeniową”. Teraz ta machina złapała drugi oddech, ale siła jej oddziaływania (z przyczyn, jak mniemam, oczywistych) jest już bez porównania mniejsza od tego, które miała przed październikiem 2023. Poza tym, warto zwrócić uwagę na to, że części PiSowskiego komentariatu wydaje się, że PiS sobie jeszcze jakoś poradzi. Pamiętam, jak straciłem trochę czasu (który równie dobrze mogłem spożytkować na gapienie się w ścianę) na obejrzenie rozmowy Stanowskiego z Pereirą. Pereira tam kilkukrotnie opowiadał o tym, że z tymi mediami (ich likwidacją/etc.) to wcale nie jest jeszcze wszystko przesądzone i że oni tam mają plan. On tego nie mówił do Stanowskiego. On to mówił do wyborców PiSu.


Ci ludzie nadal „wierzą”. Tę wiarę było widać już wielokrotnie. Gdy zliczano głosy po wyborach w 2023 i najpierw (jak zawsze) spływały dane z małych ośrodków, część PiSowskiego komentariatu (z Rafałem Ziemkiewiczem na czele) poszła w narracje, że chyba się zaraz wszyscy zdziwią i chyba przestaną tak bezrefleksyjnie wierzyć w Exit Poll. Nieco później, gdy Andrzej Duda powierzył misję powołania rządu Mateuszowi Morawieckiemu, ta sama część komentariatu (acz już bez Ziemkiewicza) zaczęła przekonywać siebie nawzajem, że Morawieckiemu się uda ten rząd powołać (w domyśle: uda się kupić część zwycięskiej koalicji). Takich przykładów było jeszcze mnóstwo, ale te dwa (dość spektakularne) nam wystarczą całkowicie. No dobrze, ale co z tego wynika? Ano to, że w pewnym momencie ta wiara się skończy. Jeżeli stanie się to przed wyborami prezydenckimi to może się to skończyć spektakularną porażką PiSowskiego kandydata (kimkolwiek by on nie był).


No dobrze, podygresjowaliśmy sobie, teraz pora wrócić do wyborów samorządowych. Jest jeszcze jedna przyczyna, dla której PiSowi poszło całkiem nieźle (all things considered). Otóż, moim zdaniem PiS skupił się na wyborach do sejmików. Ktoś może powiedzieć, mordo, ale wcześniej chyba też się skupiali. I taki ktoś będzie miał rację, tyle że tym razem skupiono się bardziej, niż robiono to wcześniej. Ten sam ktoś może powiedzieć „mordo, ale gdzie są paragony?”. Jest ich całe mnóstwo. Wystarczy przyjrzeć się temu, jak PiSowi poszły wybory w dużych miastach.


Owszem, PiSowi zawsze źle szło w miastach, ale teraz poszło mu bez porównania gorzej. Zacznijmy od Warszawy. Tamże okazało się, że po raz drugi wszystko rozstrzygnęło się w pierwszej turze. I znowuż, w 2018 roku dało się to jakoś wytłumaczyć silną polaryzacją. PiS wystawił Patryka Jakiego, za którym ciągnęły się jego wcześniejsze wypowiedzi i działania i który ewidentnie nie nadawał się na kandydata na prezia Wawy. Dodajmy do tego fakt, że usłużne sondażownie produkowały wyroby sondażopodobne, z których wynikało, że nie tylko Jaki wejdzie do drugiej tury, ale w tej drugiej turze może nawet zawalczyć o zwycięstwo. To wywołało zrozumiały opór wśród mieszkańców stolicy, a to przełożyło się na pospolite ruszenie. Teraz zaś PiS oddał Warszawę walkowerem. Tobiasz Bocheński był tragicznym kandydatem (acz komentariat PiSowski tłumaczył sam sobie, że on na pewno wygra z Trzaskowskim, bo na ten przykład, chodzi na siłownię), którego kampania była po prostu żenująca. Ja wiem, że w PiSie od zawsze jest problem z kandydatami, ale Bocheński to był po prostu wybitny okaz. To zupełnie tak, jak gdyby wystawiono kogoś takiego po to, żeby jego porażka nie wpłynęła w żaden sposób na wizerunek partii (wcześniej stawiano na sprawdzonych żołnierzy, vide Sasin i Jaki). Choć o wyniku lewicy napiszę na samym końcu, to w tym miejscu chciałbym wspomnieć o tym, że nie mogę odżałować tego, że Biejat nie przeskoczyła Bocheńskiego.


No dobrze, teraz przenieśmy się w inne miejsce geograficzne i udajmy się w podróż do byłej stolicy. O ile w przypadku Warszawy spadek poparcia dla kandydata PiSu nie był za bardzo widoczny, to w Krakowie mieliśmy do czynienia z katastrofą. W 2018 roku Małgorzata Wasserman otrzymała 31.88% głosów i weszła do drugiej tury. W 2024 roku kandydat PiSu Łukasz Kmita uzyskał jedynie 19.79%. Gołym okiem widać więc, że „coś nie pykło”. No dobrze, ale jak to się właściwie stało, że kandydatką w wyborach nie była Małgorzata Wasserman? Informacje na ten temat pojawiły się już w listopadzie 2023. Równolegle do nich pojawiły się inne, z których wynikało, że PiS ma problem z tym, żeby w ogóle jakiegoś kandydata w Krakowie wystawić. Rzecz jasna, plotek na temat przyczyn nie brakowało i jedna z nich mi utkwiła w pamięci: PiS ponoć zapowiedział, że nie będzie się jakoś specjalnie spinał ogarnianiem kampanii w Krakowie (w domyśle, chodziło o pieniądze). No i ok, ale czemu tak właściwie PiS nie chciał wydawać kasy na wybory? Otóż, moim zdaniem chciał, ale nie na te, bo (również moim zdaniem) czynniki decyzyjne najprawdopodobniej uznały, że to jest bezsensowne działanie i że lepiej skupić się na wyborach do sejmików, bo to „słupki wyborcze” z tych właśnie wyborów są najszerzej komentowane. Na temat wyników wyborów „prezydenckich” jakoś tak niechętnie się wypowiadano. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że było parę wyjątków (np. w Częstochowie, w której kandydatka z ramienia PiS weszła do drugiej tury i w Łodzi, w której co prawda wszystko rozstrzygnęło się w pierwszej turze, ale kandydatka z PiSu dostała prawie tyle samo głosów, co kandydat z tej partii w 2018), ale przeważnie wyglądało to tak, że mieliśmy do czynienia ze spadkami (tak stało się np. w Gdyni [o której jeszcze za moment], Wrocławiu i wielu innych miejscach).


Miało być o Gdyni i będzie o Gdyni. Otóż, w tym mieście doszło do srogiego przemeblowania. Wojciech Szczurek, który wygrywał do tej pory wszystkie kolejne wybory samorządowe (i to w pierwszej turze) tym razem nie wszedł nawet do drugiej. Kejs Szczurka pokazuje, że do zmiany władzy w mieście wcale nie była konieczna dwukadencyjność (którą PiS wprowadził tylko i wyłącznie dlatego, że politykom tej formacji wydawało się, że dzięki temu uda im się odbić miasta). Do zmiany władzy wystarczy wkurzenie mieszkańców (ja to obserwowałem dwukrotnie w moim rodzinnym mieście, ale to wkurzenie nigdy nie osiągnęło tak spektakularnych rozmiarów, jak w Gdyni).


Na sam koniec zostawiłem sobie jeszcze inny kawałek tematu wyborczego. Jak się pewnie domyślacie, chodzi o to, że wynik wyborczy Lewicy to (wy już wiecie jaka) porażka. W trakcie wieczoru wyborczego Włodzimierz Czarzasty mówił o tym, że te wybory zawsze były trudne dla lewicy i teraz też się takie okazały. I wiecie, ja to rozumiem, ale skoro wiadomo, że te wybory są trudne, to może, no nie wiem (uwaga będzie CAPS) TRZEBA WZIĄĆ TO POD ROZWAGĘ I SIĘ DO NICH NALEŻYCIE PRZYGOTOWAĆ? Moim skromnym zdaniem (całkiem sporo tych moich teorii w tym odcinku) było tak, że Czynniki Decyzyjne w lewicy liczyły na wspólny start z PO i żodyn nie spodziewał się tego, że trzeba będzie startować osobno (aż mi się przypomniał pewien niezwykle zabawny dowcip o partii Razem, ale wam go nie opowiem!). A potem się okazało, że jednak trzeba startować samodzielnie i mieliśmy do czynienia z czymś, co się fachowo nazywa „przypałem”.


Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że mieliśmy spektakularne próby wyjaśnienia „jak do tego doszło” i np. Maciej Gdula napisał na Eloneksie, że to wszystko przez to, że młodzi nie zagłosowali. Ja się tam nie znam, ale wydaje mi się, że zamiast marudzić na młodych, może warto by było ich wcześniej zachęcić do głosowania. Pojawiły się również opinie, z których wynikało, że warto by było wyciągnąć wnioski z tego, co się stało (posłanka Kotula o tym wspominała), ale bardzo szybko okazało się, że do rozliczeń nie dojdzie, bo przecież wybory (Gawkowski). Ja bym nie chciał być złym prorokiem, ale wydaje mi się, że jeżeli żadne wnioski nie zostaną wyciągnięte, a wybory do PE skończą się tak, jak te do sejmików (czego sobie, wam i lewicy nie życzę), to na Lewicy może się zagotować, a ostatnia rzecz, której nam teraz trzeba to podziały po lewej stronie. Tak, wiem pojawiły się głosy, z których wynikało, że to dobry moment na to, żeby Lewica opuściła koalicję, ale odnoszę wrażenie, że autorzy tych opinii nie do końca sobie zdają sprawę z tego, jakie mogłyby być konsekwencje takiego „wyjścia”. A mogłyby być one dla Lewicy bardzo złe, bo gdyby w efekcie tego „wyjścia” doszło do upadku rządu, to mogłoby się to skończyć przedterminowymi wyborami, a Lewica byłaby uznana za główną winowajczynię takiego stanu rzeczy. To zaś oznaczałoby grzanie 24/7 narracji „lewica współpracuje z PiSem”. Śmiem twierdzić, że prowadzenie kampanii w takich warunkach byłoby cokolwiek problematyczne. Gwoli ścisłości, o tym, że Lewica ma potencjał niech zaświadczy wynik Magdy Biejat, który był znacznie lepszy od wyniku wszystkich kandydatów wystawionych w 2018 przez lewicowe komitety. Kwestią otwartą jest to, co się z tym potencjałem zrobi.


Źródła:

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1778085922082279696

https://pl.wikipedia.org/wiki/Antoni_Szyma%C5%84ski_(polityk)

https://oko.press/polskie-watki-w-aferze-russiagate

https://wyborcza.pl/7,75398,29736211,obrona-polskosci-za-pieniadze-od-ziobry-serwis.html

https://www.donald.pl/artykuly/VhwPfcgj/niecale-dwa-miesiace-po-zmianie-wladzy-ziemkiewicz-prosi-o-wsparcie-dla-tygodnika-do-rzeczy-i-przekaz-po-angielsku

https://www.rmf24.pl/raporty/raport-wybory-samorzadowe-2024/news-wyniki-w-krakowie-aleksander-miszalski-i-lukasz-gibala-zmier,nId,7438635#crp_state=1

https://dzienniklodzki.pl/wyniki-wyborow-samorzadowych-2018-oficjalne-wyniki-wyborow-na-prezydenta-lodzi-i-do-rady-miejskiej-w-lodzi-wybory-samorzadowe/ar/13612292

https://lodz.naszemiasto.pl/sprawdz-wyniki-glosowania-w-wyborach-2024-do-rady-miasta-i-na-prezydenta-w-lodzi/ar/c1p1-26187683

https://www.newsweek.pl/polska/wyniki-wyborow-samorzadowych-2018-kto-wygral-w-wojewodztwach/gb3x80w

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2024-04-08/wybory-samorzadowe-2024-kto-wygral-w-gdyni-zaskoczenie-po-26-latach/

https://www.wybory.gov.pl/samorzad2024/pl/wbp/okregi/226200

https://trojmiasto.wyborcza.pl/trojmiasto/7,35612,24078119,znamy-sklad-gdynskiej-rady-sa-juz-oficjalne-wyniki.html

https://www.wroclaw.pl/dla-mieszkanca/jacek-sutryk-prezydentem-wroclawia-wyniki-wyborow-samorzadowych-2018

https://www.wroclaw.pl/dla-mieszkanca/wyniki-wyborow-samorzadowych-2024-wroclaw-kto-wygral-frekwencja-prezydent-druga-tura


https://twitter.com/KotulaKat/status/1777323334599954546

https://twitter.com/tvn24/status/1777412014609928296

https://twitter.com/m_gdula/status/1777091517670121490

https://twitter.com/MpKaminski_/status/1777101479435771929



czwartek, 4 kwietnia 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #114

Lojalnie was uprzedzam, że w tym Przeglądzie będzie niewiele tematów, albowiem jeden z tychże tematów będzie wymagał szczegółowego nad nim pochylenia się. Poza tym, jest wielce prawdopodobne, że poniższy Przegląd będzie nosił znamiona srogiego rantu na polskie dziennikarstwo. Zanim przejdę do tematu-kobyły, to pozwolę sobie poruszyć kilka rozruchowych.

W Lasach Państwowych przeprowadzono wstępny audyt i okazało się, że (cóż za brak niespodzianki): ”Lasy Państwowe miały wydać prawie sto milionów złotych z publicznych pieniędzy w regionach, gdzie kampanię wyborczą do Sejmu prowadzili politycy Suwerennej Polski”. Równie mało zaskoczony będę, gdy się okaże, że wyciąganie konsekwencji względem osób, które były odpowiedzialne za to rozdawnictwo (tak, w tym konkretnym przypadku jest to chyba najbardziej adekwatne określenie), to „stalinowskie represje”. W sumie to nawet zabawne, jak szybko zniknęło hasło, które przez osiem ostatnich lat tak ochoczo powtarzali członkowie Zjednoczonej Prawicy. Chodzi rzecz jasna o frazę „uczciwi nie mają się czego obawiać”.

Idźmy dalej. RPO z urzędu zajmie się przeszukaniami, których dokonano u Zbyszka i przyjaciół (przprszm, nie mogłem się powstrzymać). Informacja ta przeszła tak trochę bez echa (obstawiam, że prawica nie chce o tym mówić dlatego, że nie wpisuje się to w narracje o „stalinowskich prześladowaniach”) , a jest ona moim zdaniem dość istotna. Czemu? Bo RPO zajmuje się tym, czym RPO zajmować się powinien. Czy z tego, co napisałem wynika, że moim zdaniem przeszukanie u Ziobry było nielegalne? Absolutnie nie wynika, albowiem nie mam pojęcia. Wiem, że na temat tego rodzaju przeszukań toczy się „spór w doktrynie” (sądy ponoć nie mają nic przeciwko takim przeszukaniom). Niemniej jednak, dzięki interwencji będziemy mogli się przekonać o tym, czy wszystko tam było lege artis. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że gdy za rządów Zjednoczonej Prawicy Rzecznik Praw Obywatelskich robił to, co powinien, rzuciła się na niego cała machina propagandowa. Warto pamiętać o tym, że jednym z najbardziej zapamiętałych „pałkarzy”, którzy tak chętnie okładali Adama Bodnara, był Patryk Jaki. Ciekaw jestem, czy teraz też będzie krytycznie nastawiony do działań RPO.

Sąd Najwyższy uznał, że tzw. „Tęczowa Maryjka” jednak nie obraża uczuć religijnych. Sprawa (Kaja Godek + Ordo Iuris vs. trzy działaczki) ciągnęła się już od jakiegoś czasu. Sąd pierwszej instancji uznał, że nie ma mowy o obrazie uczuć religijnych (bo nie taka była intencja twórczyń). Sąd drugiej instancji wyrok podtrzymał. Skarga do SN była w tym momencie cokolwiek bezsensowna, bo SN ustala jedynie czy wszystkie procedury/etc. zadziałały tak, jak powinny. Ponieważ wszystko odbyło się tak, jak powinno się odbyć, SN stwierdził, że wyrok uniewinniający trzy oskarżone nie naruszał prawa. Co zrozumiałe, nie spodobało się to Kai Godek i prawnikom z Ordo Iuris, tak więc wystąpił incydent (wiadomo jaki). Aczkolwiek incydent ten wystąpił już w trakcie rozprawy (zalinkuję artykuł w Żródłach [w trakcie czytania cytatów z „prawych” lepiej nie spożywać płynów).

No dobrze, skoro tematy rozbiegowe mamy już za sobą, możemy przejść do tematu-kobyły. Wszystko się zaczęło od tego, że w telewizorni mignął mi krótki materiał TVN24 na temat tego, że Andrzej Duda zawetował ustawę, dzięki której pigułka „dzień po” mogłaby być dostępna bez recepty. To, że PAD to zawetuje było, parafrazując klasyka, oczywistą oczywistością. Jednakowoż, w trakcie materiału usłyszałem coś, co przykuło moją uwagę. Otóż, w pewnym momencie usłyszałem, jak prezydencka minister (nie będę używał feminatywów, bo pewnie główna zainteresowana by sobie tego nie życzyła) zaczyna tłumaczyć, że decyzja Andrzeja Dudy wychodziła naprzeciw oczekiwaniom społecznym, albowiem złożono w Kancelarii Prezydenta petycję (z 30 tysiącami podpisów), której sygnatariusze prosili prezydenta o weto).

Moją pierwszą myślą (z przyczyn, które za moment staną się jasne) było „ok, pewnie chodziło o CitizenGO”. Ponieważ w trakcie materiału nie wspomniano o tym, kto petycję „wyprodukował” odpaliłem sobie przeglądarkę i postanowiłem to sam sprawdzić (jak się za chwilę okaże, wcale nie musiałem tego robić, wystarczyło obserwowanie Eloneksowego konta Kancelarii Prezydenta [no ale, nie uprzedzajmy faktów]). Okazało się, że autorstwem tej konkretnej petycji szczyci się organizacja o nazwie Proelio. Przez moment wydawało mi się, że jednak nie trafiłem z moją zgadywanką, ale gdy wszedłem na KRS, okazało się, że co prawda nie trafiłem z nazwą podmiotu, ale z osobami, które zawiadują tym podmiotem trafiłem i to bardzo.

Cóż takiego udało mi się wyczytać z KRS? Ano tyle, że Grupą Proelio zawiaduje Magdalena Korzekwa-Kaliszuk wraz z mężem. Kim jest wyżej wymieniona pani? Na jej stronie wiki możemy przeczytać, że jest między innymi: „dyrektorką i analityczką prawną CitizenGO w Polsce. Z jej ramienia występowała m.in. w ONZ w Genewie". No dobrze, ale czym jest to CitizenGO? W telegraficznym skrócie: międzynarodową organizacją (z centralą W Hiszpanii), która zrzesza fundamentalistów religijnych i zajmuje się taśmowym produkowaniem petycji, które bez wyjątku stoją na straży ultrakonserwatyzmu. Póki co nie wygląda to jeszcze jakoś szczególnie źle, prawda? Uwierzcie mi, zaraz będzie znacznie ciekawiej.

W 2013 CitizenGO podpisało deklaracje wspierającą rosyjskie ustawy antyelgiebetowe i w sumie to nie powinno to nikogo dziwić, bo współzałożycielami tej organizacji byli Rosjanie. Konkretnie zaś  Konstanty Małofiejew, który współsponsorował jej powstanie i dzięki temu w zarządzie mógł umieścić swojego współpracownika, Aleksieja Komowa). Już w tym miejscu można by było powiedzieć „koń jaki jest, każdy widzi”, ale sprawa jest jeszcze bardziej spektakularna. Małofiejew jest rosyjskim oligarchą, który załapał się na sankcje zachodnie. Przyczyna była błaha, albowiem chodziło o taką drobnostkę, jak finansowanie donieckich separatystów. Jeżeli więc chodzi o CitizenGO, to można (eufemizując) o tej organizacji powiedzieć tyle, że czuć ją na kilometr onucami.

W trakcie rozmowy, którą przeprowadziliśmy jakiś czas temu w ramach podkastowania z Klementyną Suchanow, nasza rozmówczyni powiedziała coś, co mi utkwiło w pamięci. Otóż, opowiadała o tym, że Rosjanie się wyspecjalizowali w „łowieniu” różnej maści konserwatystów, którzy byli zbyt naiwni, żeby się zorientować, że ich walka o to, „żeby było tak, jak było” może zostać wykorzystana przez Rosję do prowadzenia wojny informacyjnej z Zachodem. No dobrze, ale czy podobnego argumentu można użyć do „obrony” pani Magdaleny? Jak to powiedział jeden z bohaterów pewnego filmu komediowego, który w kinach objawił się w roku 2000: „nie wydaje mnie się”. Ok, być może można by było pójść tym tokiem rozumowania na samym początku. Czyli wtedy, gdy nikt nie wiedział, kto stoi za CitizenGO. Tyle, że teraz mamy rok 2024, a informacje, które tu wrzuciłem, można bezproblemowo znaleźć na Wikipedii. Innymi słowy: powiązania CitizenGO to coś w rodzaju wiedzy powszechnej. Celowo napisałem „coś w rodzaju”, bo jakoś tak się składa, że mało komu się chce w takie szczegóły wchodzić.

UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

No dobrze, skoro wiemy już, że jest absolutną wręcz niemożliwością, żeby pani Magdalena nie wiedziała, w jakiej organizacji działa, to teraz możemy do tego dołożyć kolejną „warstwę”. 22 marca 2024 na Onecie pojawił się obszerny artykuł traktujący o tworze zwanym Agenda Europe (jak bardzo was nie zdziwi to, że w kontekście tej organizacji pojawiają się takie nazwiska jak Komow i Małofiejew?) . Tl;dr od jakiegoś czasu trwało międzynarodowe śledztwo i kupa dziennikarzy polowała na skarpetosceptyków. Udało się im wejść w posiadanie wiadomości (mniejsza o to, czy były to maile czy też jakieś wiadomości przesyłane w ramach grupy dyskusyjnej) wyżej wymienionej organizacji. Zapewne domyślacie się już, w którą stronę to zmierza, ale pozwólcie, że to zwerbalizuję: no ależ oczywiście, że w tej, ahem, „grupie dyskusyjnej” obecna była również pani Magdalena. Gdybym był złośliwy to bym napisał, że wydaje mi się, że coś łączy wszystkie te organizacje, w których udziela się pani Magdalena, ale to może być tylko moja wyobraźnia.

No dobrze, ale może było po prostu tak, że ta petycja została dostarczona do kancelarii tak, że w sumie to zabiegani pracownicy kancelarii nie wiedzieli kto za nią stoi i po prostu pomyśleli, że to jacyś konserwatyści, którzy walczą o życie nienapoczęte? I tu dochodzimy do miejsca, w którym przekonałem się, że całe to moje (trwające kilka minut) researchowanie, było po części zupełnie zbędne. Czemu? Ano temu, że 25 marca na Eloneksowym koncie Kancelarii Prezydenta opublikowano wiadomość (cytuję ją w całości): „Minister KPRP Małgorzata Paprocka spotkała się z Prezes Fundacji Grupa Proelio Magdaleną Korzekwą–Kaliszuk. Podczas spotkania został przekazany apel do Prezydenta RP: Nie dla sprzedaży pigułek „dzień po” 15-latkom bez recepty. Do pisma dołączono listę 29 848 sygnatariuszy apelu o zawetowanie lub skierowanie do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli prewencyjnej nowelizacji ustawy – Prawo farmaceutyczne, umożliwiającej sprzedaż pigułek „dzień po” osobom niepełnoletnim.”. 

Moim zdaniem, nie jest możliwe, żeby Andrzej Duda i jego otoczenie nie byli świadomi tego, kim jest Magdalena Korzekwa-Kaliszuk. Te informacje są już na tyle „ogólnodostępne”, że nawet te (nienajostrzejsze) ołówki po prostu muszą o tym wiedzieć. Muszą i pewnie wiedzą, ale udają, że jest inaczej. Jednakowoż, nawet gdyby się okazało, że cała Kancelaria Prezydenta składa się z jednostek na tyle wybitnych, że po prostu o tym nie wiedzą, to pod tym wpisem pojawiły się komentarze różnych osób (w tym posłanek RP), z których wynika, że osoba, którą zaproszono, ma takie, a nie inne powiązania. I wiecie, gdyby było tak, że ci ludzie z kancelarii są po prostu tak tępi, że ostatnich kilka lat ich ominęło, to nawet tacy ludzie po zerknięciu na komentarze mogliby się zorientować, że coś jest, delikatnie rzecz ujmując, „nie tak”. To by był dobry moment na to, żeby przeprosić wszystkich za to, że do Kancelarii Prezydenta wpuszczono taką, a nie inną osobę, (a potem się tym chwalono).

Teraz zaś dochodzimy do kwestii, która mnie srodze zirytowała. To, co zrobiła Kancelaria Prezydencka, można przyrównać do zostawienia piłki metr przed swoją bramką. Jedyna rzecz, którą powinny zrobić media, to strzelenie gola. Czemuż więc, ach czemuż, żadne duże medium (np. TVN24, TVP/etc.) się nad tym nie pochyliło? Klementyna Suchanow powiedziała nam, że gdy dziennikarze przeprowadzali z nią wywiady, to przeważnie zaczynali od pytania o to, czy „to wszystko, o czym pani mówi, nie brzmi trochę jak teoria spiskowa?”. I tak sobie myślę, że pewnie spora część dziennikarzy nadal wychodzi z tego samego założenia. O ile wcześniej można było takie podejście tłumaczyć źle pojętym sceptycyzmem, to teraz można to tłumaczyć chyba tylko i wyłącznie głupotą. Informacje na temat tego, czym jest CitizenGO są ogólnodostępne i nie trzeba się jakoś specjalnie researchowo wysilać (aczkolwiek nawet gdyby trzeba było, to tym chyba powinni się zajmować dziennikarze, prawda?).

Szczerze się wam przyznam, że nie mam pojęcia, czemu dużym mediom tak bardzo się podkładają i tak bardzo im się „nie chce”. Prawda jest taka, że do niedawna tropieniem rosyjskich wpływów zajmowali się głównie jacyś „pasjonaci”. Powinny się tym zajmować „duże” redakcje, ale najwyraźniej miały inne rzeczy na głowie. Teraz zaś nadal są zajęte czymś innym i przykładają rękę do normalizowania rzeczy, których normalizować się nie powinno. O tym, jak bardzo skuteczne jest rosyjskie dezinfo mogliśmy się przekonać przy okazji pandemii. Do pewnego momentu wszystko było ok i głosy „sceptyków” były traktowane tak, jak powinny, a ich autorzy uznawani za szurów. A potem nagle się okazało, że szury zdominowały tematykę pandemiczną do tego stopnia, że rząd Zjednoczonej Prawicy bał się tego, że jeżeli wprowadzą lockdown, to zostaną wyniesieni na widłach przez suwerena. No, ale to tylko dygresja.

Ostatni temat, nad którym się pochylimy, związany jest praktycznie nierozerwalnie z poprzednim. Otóż, na Gazecie PL pojawił się artykuł pt.: „Ordo Iuris interweniuje ws. aborcji. Rozpoczęli akcję "telefon do posła"”. W artykule wspomniano na czym ma polegać ta interwencja (tl;dr na spamowaniu telefonami). Napisano również o tym, jakie projekty związane z aborcją będą rozpatrywane. Czego nie napisano? Ano np. tego, co to tak właściwie jest to Ordo Iuris. Moim skromnym zdaniem, w absolutnie każdym artykule na temat tej organizacji powinna być wzmianka na temat jej powiązań. No, ale to tylko dygresja kolejna. Ja wiem, że sporo ludzi już wie czym jest Ordo Iuris, ale nie stało się tak dlatego, że jakimś dużym redakcjom się chciało nad tym pochylić, ale dlatego, że Ordo Iuris zafundowało sobie tzw. efekt Streisand, pozywając Martę Lempart i domagając się sądowego zakazu mówienia wy już wiecie o czym (ta fraza momentalnie zalała internety i zostanie w nich tak długo, jak długo Ordo Iuris zostanie z nami wszystkimi). 

Moim skromnym zdaniem sytuacja, w której się znaleźliśmy jako państwo, wygląda następująco: albo zrobimy porządek z onucami i postaramy się zabezpieczyć nas samych, jako społeczeństwo przed rosyjską dezinformacją (zaś organizacje, które mają powiązania z rosyjskimi oligarchami będziemy wypalać żywym ogniem [i równolegle pochylać się nad nowymi, które będą chciały zastąpić te „wypalone”]), albo onuce zrobią porządek z nami. Próbowały to robić przez osiem ostatnich lat, a Zjednoczona Prawica się tym jakoś specjalnie nie przejmowała (acz w sumie to lekkie niedopowiedzenie, bo onuce były przez władze wspierane), bo z punktu widzenia minionej władzy te organizacje robiły przecież porządek z wszelkiej maści elementem wywrotowym. Ludzie pracujący w „dużych” mediach powinni sobie zdać sprawę z tego, że to „robienie porządku” będzie dotyczyć również ich i mediów, w których pracują. W październiku 2023 roku daliśmy sobie wszyscy szansę na to, żeby spróbować ogarnąć to, w co zamieniły Polskę ośmioletnie rządy Zjednoczonej Prawicy. Kolejnej szansy nie będziemy mieli, więc nie możemy sobie pozwolić na zmarnowanie tej.



I tym pesymistycznym akcentem zakończę powyższy tekst.

https://tvn24.pl/polska/sprawdzili-wydatki-lasow-panstwowych-wstepne-wyniki-audytu-st7851945

https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/rpo-przeszukania-u-ziobry-pismo-do-korneluka,526265.html

https://oko.press/matka-boska-w-teczowej-aureoli-nie-obraza-sn-odrzuca-kasacje

https://tvn24.pl/polska/weto-prezydenta-w-sprawie-tabletki-dzien-po-malgorzata-paprocka-wyjasnia-st7844898

https://rejestr.io/krs/810587/grupa-proelio

https://twitter.com/MagdaKorzekwa/status/1772604264310857741

https://twitter.com/prezydentpl/status/1772210484747325578

https://pl.wikipedia.org/wiki/Magdalena_Korzekwa-Kaliszuk

https://pl.wikipedia.org/wiki/CitizenGo

https://en.wikipedia.org/wiki/CitizenGO#Defense_of_the_Russian_gay_propaganda_law

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/antyaborcyjna-miedzynarodowka-ujawniamy-e-maile-grupy-w-ktorej-dziala-ordo-iuris/0f1j2ln

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30853902,ordo-iuris-interweniuje-ws-aborcji-rozpoczeli-akcje-telefon.html

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,25984701,lempart-kontra-ordo-iuris-sad-zabronil-jej-mowic-ze-to-oplacani.html


czwartek, 28 marca 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #113

 Przyznam się wam szczerze, że w przeciągu ostatniego tygodnia „działo się” tak dużo, że nie bardzo wiedziałem od czego zacząć. Postanowiłem więc, że zacznę od tych tematów, o których było bardzo głośno, a potem przejdę do tych, o których głośno być powinno, ale nie było.

Na pierwszy ogień idzie więc temat Funduszu Sprawiedliwości. Od paru lat prawie wszyscy (poza tymi, którym nie pozwalała na to polaryzacja) wiedzą o tym, że Fundusz Sprawiedliwości został zmieniony w niemalże prywatną skarbonkę Ziobrystów. Ponieważ do niedawna Ziobryści sterowali ręcznie prokuraturą, nie mogło być mowy o tym, żeby owa prokuratura pochyliła się nad tym tematem. Była to po prostu jedna z wielu afer, które po opisaniu przez dziennikarzy nie miały żadnego ciągu dalszego. Ponieważ 15 października wyborcy podjęli taką, a nie inną decyzję, można powiedzieć (parafrazując klasyka), że jeżeli chodzi o prokuraturę, to „Ziobry już nie ma i te zwyczaje się skończyły”. Doszło do przeszukań w mieszkaniach Ziobry (i dwóch wiceministrów z Suwerennej Polski), doszło również do paru zatrzymań. Momentalnie podniosły się głosy (Ziobrystów i ich obrońców), że te przeszukania to jest w ogóle stalinizm, bo one są nielegalne, bo Ziobry przy nich nie było/etc. I w tym momencie dochodzimy do momentu, w którym mogę użyć jednego z moich ulubionych określeń, którym są „autograbie”. Tak się bowiem składa, że te wszystkie dywagacje na temat legalności przeszukania nie mają większego znaczenia. Nie mają, albowiem Zjednoczona Prawica w marcu 2016 dokonała zmian w prawie i dopuściła możliwość wykorzystywania w procesie karnym tzw. „owoców zatrutego drzewa” (czyli dowodów, które zostały pozyskane w sposób nielegalny).

No cóż. Tak to bywa, gdy się komuś wydaje, że będzie rządził do końca świata i jeden dzień dłużej. Nawiasem mówiąc, mam niejasne przeczucie, że ta konkretna zmiana (mam nadzieję, że dziennikarze będą pytali Ziobrystów o to, czy są dumni  z tego, że wprowadzone przez nich zmiany są używane przez ich następców) została wprowadzona po części dlatego, że Zjednoczona Prawica była przekonana o tym, że ich poprzednicy robili mnóstwo różnych wałów i dzięki tym zmianom łatwiej będzie ich dojechać. Jak się na to popatrzy z perspektywy czasu, to wychodzi na to, że znacznie ułatwili następcom dojechanie siebie samych. Wartym wspomnienia jest również ten szczegół, że do przeszukań (i całej tej akcji) doszło dlatego, że jeden z byłych podwładnych Ziobry złożył „obszerne wyjaśnienia”. Już po napisaniu tekstu moje oczęta ujrzały kolejny artykuł na temat afery z Funduszem Sprawiedliwości, w którym stoi, że obszerne wyjaśnienia złożył kolejny były już podwładny Ziobry. Wieść gminna niesie, że niebawem jeden z członków Suwerennej Polski (który był wiceministrem sprawiedliwości) może mieć smutną minę.

Do przeszukania doszło również w mieszkaniu posła Mejzy. Tu sprawa jest znacznie mniej spektakularna, albowiem okazało się, że Mejza najpierw w swoim oświadczeniu majątkowym nie uwzględnił jednego z mieszkań, które posiada, a następnie w złożonej przez siebie korekcie nie uwzględnił pomieszczenia, które było częścią tegoż mieszkania (o istnieniu tegoż pomieszczenia poinformował Wirtualną Polskę ten sam informator, który wcześniej poinformował redakcję portalu o mieszkaniu). Coś mi mówi, że słowo „informator” okaże niebawem jednym z najbardziej znienawidzonych przez Zjednoczoną Prawicę określeń. Nawiasem mówiąc, co prawda Mejza ma znacznie więcej na sumieniu, ale nieśmiało przypominam, że swego czasu Al Capone został „dojechany” za oszustwa podatkowe. Tak więc jestem dobrej myśli.

Dzisiaj (czyli w dniu, w którym zasiadłem do pisania tegoż Przeglądu) okazało się, że ABW we współpracy ze służbami innych krajów (w szczególności zaś z Czechami) przeprowadziła akcję, mającą na celu (w uproszczeniu) uszczuplenie zasobów dezinformacyjnych, które są w posiadaniu Rosji. W ramach tych czynności ustrzelono między innymi portal „Voice of Europe”. Konto o identycznej nazwie swego czasu wychwalało premier Beatę Szydło, Dominika Tarczyńskiego i całkiem sporo innych polityków (punktem wspólnym tych wypowiedzi była zawsze krytyka [przeważnie totalnie bezsensowna] Zachodu, Unii Europejskiej/etc.). No dobrze, ale może było tak, że „żodyn” wcześniej nie wiedział o tym, co to za zwierz to „Voice of Europe”? Pozwólcie, że oddam głos Wojciechowi Musze (Zjednoczono Prawicowemu mediaworkerowi), ale zanim to zrobię, przybliżę wam kontekst. Beata Szydło z właściwą swej kondycji intelektualnej delikatnością odniosła się do ataku w Manchesterze i wezwała Europę do „powstania z kolan”, bo w przeciwnym wypadku ta Europa będzie cały czas opłakiwać swoje dzieci.

Wypowiedź tę wrzucił na Ćwiter portal Voice of Europe (dodano do tego angielskie napisy). Do tejże wrzutki odniósł się mój ulubiony portal wPolityce. W artykule o łamiącym tytule (odstawić płyny): ”Internauci z całego świata chwalą wystąpienie premier Szydło. "Powinniśmy być mili dla Polaków, możemy chcieć tam wyemigrować" napisano między innymi: „Na profilu „Voice of Europe” na Twitterze, który prezentuje „wiadomości z serca Europy bez cenzury”, wystąpienie polskiej premier cieszy się ogromną popularnością.”. No dobrze, skoro kontekst już znamy, to mogę wam podrzucić wpis Wojciecha Muchy: „Naprawdę, nie cieszcie się tak, że "Voice Of Europe" jara się Polską. To rozpylacz kontentu spod znaku Russia Today, Sputnik i innych.”. Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że Mucha parokrotnie (na przestrzeni 6 lat) wspominał o tym, że VoE to element rosyjskiej dezinformacji. Po co w ogóle o tym wspominam? Ano po to, żeby pokazać, że od dawna było wiadomo czym jest ten twór i jakoś tak się złożyło, że polskie służby się nie garnęły do tego, żeby coś z tym fantem zrobić. Teraz zaś okazało się, że firma (tak, to była zarejestrowana firma) o nazwie „Voice of Europe” zarejestrowana była na Polaka (były funkcjonariusz BOR). Nie znamy szczegółów tego konkretnego międzynarodowego śledztwa, ale coś mi mówi, że polski w nim współudział raczej nie zaczął się pod panowaniem Zjednoczonej Prawicy. Ponadto, mam niejasne przeczucie, że to dopiero początek i że jeżeli chodzi o nasze polskie poletko (w kontekście wspierania rosyjskiej dezinformacji), to „będzie się działo”.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Dopiero po napisaniu powyższego kawałka dotarło do mnie, że o wiele bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że już teraz się zaczęło „dziać”. W piątek (22-03-2004), na Onecie pojawił się artykuł (autorstwa Klementyny Suchanow), którego tytuł jest z gatunku selfexplanatory: „Antyaborcyjna międzynarodówka pod kuratelą Kremla. Ujawniamy e-maile grupy, w której działa Ordo Iuris”. Grupą tą jest tzw. „Agenda Europe”. Do przeczytania artykułu was gorąco zachęcam, a w ramach Przeglądu pozwolę sobie na telegraficzny skrót. Otóż, nasze ukochane Ordo Iuris (które niebawem powinno przejść rebranding i nazwać się Ordo Onuceris) współdziałało sobie z tym Agenda Europe od bardzo dawna (praktycznie od samego początku). Czym jest to AE? Otóż (również w telegraficznym skrócie) konglomeratem wszelkiej maści ciężkiego oszołomstwa z całej Europy, któremu to oszołomstwu nie przeszkadzało to, że w AE działają sobie Rosjanie (o których było wiadomo, że reprezentują jednego z rosyjskich oligarchów). Klementyna Suchanow wspominała o tym znacznie wcześniej i nawet została za to pozwana przez Ordo Iuris (chwalił się tym na Ćwiterze Jerzy Kwaśniewski [screen z tym wpisem opublikowano razem z artykułem]). Teraz zaś okazało się, że jest całkiem sporo „paragonów”, z których wynika, że Pan Jurek z Ordo Iuris po raz kolejny minął się z prawdą (z tym, że tym razem minął się z nią o kilka lat świetlnych). Tymi paragonami są, rzecz jasna, wiadomości. Gdyby nie kontekst, dość zabawne byłoby to, że Ordo Ouris okazało się zbyt hardkorowe nawet, jak na takie towarzystwo. Z maili wynika bowiem, że w czasie, w którym (w 2016) procedowano ustawę autorstwa OI (całkowity zakaz aborcji połączony z karaniem kobiet za dokonanie tejże) w AE dyskutowano zawzięcie na temat tego, czy aby ten projekt nie jest jednak zbyt ekstremalny. Jeden z panów z OI tłumaczył wtedy swoim rozmówcom, że inaczej się nie da i że to jest najlepsze wyjście. Narzekał także na to, że Episkopat również skrytykował ten projekt i na końcu swojego elaboratu dodał, że jego rozmówcy nie powinni go krytykować, tylko wspierać jego działania.

Dla nikogo zaskoczeniem na pewno nie będzie to, że po publikacji Pan Jurek z Ordo Iuris starał się tę sprawę obśmiać i nawet sobie żartował, że znowu tam jakieś ludzie piszą o tym, że „Ordo Iuris trzęsie światem”. Następnie dodał, że to wszystko jacyś ludzie od Sorosa. Znamienne jest to, że wpis Pana Jurka nie spotkał się ze szczególnie ciepłym przyjęciem. Ujmując rzecz innymi słowy: Panu Jurkowi w sukurs nie przyszła żadna z naszych rodzimych farm trolli, nie pojawił się tam również żaden ze Zjednoczono Prawicowych influencerów (sprawdzałem to przy pomocy mojego husarskiego konta, bo na swoim zwykłym mam bana od połowy „prawego” Eloneksa). Nie chciałbym z tego wyciągać zbyt daleko idących wniosków, ale można było odnieść wrażenie, że spora część „prawego” Eloneksa doszła do wniosku, że w zaistniałej sytuacji lepiej się za Panem Jurkiem nie wstawiać. Insza inszość to fakt, że jestem autentycznie ciekaw tego, jak potoczy się sprawa, którą OI (w ramach SLAPP) wytoczył Klementynie Suchanow. Jest to o tyle ciekawe, że do rozprawy jeszcze kawał czasu (ponoć pierwsza ma się odbyć w 2025 roku), a my już teraz wiemy, że jest ona dęta i są na to mocne kwity. Tak sobie myślę, że o ile OI przetrwa do tego czasu (co biorąc pod rozwagę „wiatr zmian”, który zaczyna z Polski wywiewać onucowy zapach, może być samo w sobie problematyczne), to pewnie jego reprezentanci pójdą w stronę jakichś rozkmin językoznawczych, z których będzie wynikało, że co prawda sobie dyskutowali z innymi ludźmi, ale członkami Agenda Europe to oni nie byli, bo z definicji tego słowa wynika, że...  Tak na sam koniec tych rozważań życzyłbym sobie i wam, żebyśmy w 2025 mogli pisać o Ordo Iuris wyłącznie w czasie przeszłym.

Niestety, nie możemy na tym zakończyć tematu skarpetosceptycznego, albowiem trzeba wspomnieć o tym, jak bardzo udało się zabłysnąć byłemu ambasadorowi w Niemczech, Andrzejowi Przyłębskiemu. Otóż, w konserwatywnym dzienniku (Junge Freiheit) przekonywał on o tym, że PiS to tak właściwie powinien współpracować z AfD, żeby razem z tą partią bronić Europy przed dominacją Francji i (sic!) Niemiec. Znamienne jest to, że na wypowiedź tą nie zareagował chyba nikt z prawicy. Niemniej jednak zrobiło się o niej głośno, bo zareagowali na nią ludzie, którzy nieszczególnie przepadają za AfD. W związku z powyższym Andrzej Przyłębski wdrożył protokół „damage control” i wystosował oświadczenie, z którym mogliśmy się zapoznać na łamach wPolityce. Co wynika z oświadczenia? W uproszczeniu: on tego nie powiedział, a poza tym to wyrwane z kontekstu. Co ciekawe, w oświadczeniu Przyłębski słowem nie zająknął się na temat fragmentu swojej wypowiedzi, w którym tłumaczył, że PiS i AfD mają zbliżone wartości. Zapewne stało się tak przez zwykłe przeoczenie. A to pech. Nieco zaś bardziej na serio. Ja rozumiem, że nie każdy musi wiedzieć o tym, czym jest AfD, ale były ambasador powinien to wiedzieć. Ponadto, powinien wiedzieć kiedy należałoby się zamknąć. Tak, wiem, mowa tu o człowieku, który został ambasadorem dlatego, że PiS miał krótką ławkę, a jego żona była towarzyskim odkryciem Prezesa, niemniej jednak nawet takie naczynie gospodarcze o szerokim zastosowaniu, zwykle służące do przenoszenia (przechowywania) płynów lub drobnoziarnistych materiałów sypkich, powinno „wiedzieć lepiej”.

Pewien były rektor pewniej bardzo znanej uczelni (chodzi o Pawła C. z Collegium Humanum), najprawdopodobniej chce „pójść w koronę” i zostać małym świadkiem koronnym. Jeżeli mam być szczery, to nieszczególnie mnie to dziwi. Temu Panu zaświecono w oczy bardzo wieloma zarzutami (a jak wiemy, sprawa jest z gatunku rozwojowych) i zapewne nie chciał się przekonać o tym, jak duża liczba znajdzie się w rubryce „odsiadka” po zsumowaniu tego wszystkiego. Mam niejasne przeczucie, że w nieodległej przyszłości nie będzie to odosobniony przypadek.

Przez nasze rodzime internety przewala się ostatnio dyskusja na tle składki na ochronę zdrowia. Przyznam się wam szczerze, ze z lekkim zdumieniem przyglądam się tej dyskusji. Nieśmiało przypominam, że parę lat temu po stronie opozycyjnej zapanował konsensus w kwestii tego, że ochrona zdrowia w Polsce jest srogo niedofinansowana (przekonaliśmy się o tym boleśnie w trakcie pandemii). Ta sama strona była również zgodna w kwestii tego, że nakłady na OZ należałoby zwiększyć. Sprzeciwiał się temu PiS, który w trakcie strajku rezydentów poszczuł na nich swoje media, które atakowały suwerena paskami pt. „młodzi lekarze żądają miliardów” (rzecz jasna, słowem się nikt nie zająknął na temat tego, że nie dla siebie tych miliardów chcieli). Potem PiS bawił się w kreatywną księgowość i, na ten przykład, chwalił się tym, że tyle i tyle % PKB przeznaczono na ochronę zdrowia, nie wspominając o tym, że te % to są obliczane z PKB z ubiegłego roku. No, ale to dygresja. Wróćmy do meritum. Czy ktoś może mi wytłumaczyć, w jaki sposób poprawić sytuację z niedofinansowaną OZ miałaby poprawić obniżka składek? Obniżki składek będą kosztowały budżet 4-5 mld złotych (które zostaną „dosypane” do NFZ). Mógłbym się w tym miejscu zacząć bawić w złośliwości i napisać trochę o tym, że podejście do nakładów na OZ uległo w magiczny sposób zmianie w momencie, w którym zmieniła się władza, ale zamiast tego pozwolę sobie to spointować pytaniem. Pytaniem, na które wszyscy sobie powinniśmy odpowiedzieć. Brzmi ono następująco: na czym nam bardziej zależy: na „tanim państwie”, czy też na państwie, które będzie działało sprawnie?



Źródła:

https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/przeszukanie-u-zbigniewa-ziobry-uprawnienia-sluzb-waznosc-dowodow,526202.html

https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/wzorowa-postawa-roman-giertych-ma-oferte/jybsfs3

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30832528,media-policja-przeszukala-mieszkanie-lukasza-mejzy-sprawdzaja.html

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/kolejna-osoba-zeznaje-ws-funduszu-sprawiedliwosci-klopoty-moze-miec-zona-zbigniewa/x7x08sy

https://www.o2.pl/informacje/czesi-rozbili-szpiegowska-siatke-jest-watek-polski-7010765599788000a

https://www.wprost.pl/kraj/10056334/mocne-slowa-szydlo-w-sejmie-dokad-zmierzasz-europo-powstan-z-kolan-i-obudz-sie-z-letargu.html

https://twitter.com/WojciechMucha/status/874707364401860609

https://twitter.com/Disinfo_Digest/status/878936783253274625

https://twitter.com/WojciechMucha/status/1277916667306221569

https://twitter.com/WojciechMucha/status/1733906241800319345

https://twitter.com/KSuchanow/status/1771124419756212362

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/antyaborcyjna-miedzynarodowka-ujawniamy-e-maile-grupy-w-ktorej-dziala-ordo-iuris/0f1j2ln

https://twitter.com/jerzKwasniewski/status/1771136033348104353

https://wpolityce.pl/polityka/686305-oswiadczenie-prof-przylebskiego-w-sprawie-wywiadu

https://jungefreiheit.de/pressemitteilung/2024/polens-ex-botschafter-andrzej-przylebski-polens-konservative-sollten-eine-art-allianz-mit-der-afd-anstreben/

https://wyborcza.biz/biznes/7,147880,30818398,rzad-podal-szczegoly-obnizki-skladki-zdrowotnej-dla-przedsiebiorcow.html

czwartek, 21 marca 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #112

Niniejszy Przegląd zacznę od tematu, który mnie striggerował mnie do tego stopnia, że się nawet przez moment zastanawiałem nad tym, czy przypadkiem nie poświęcić mu osobnego tekstu, ale potem uznałem, że jednak nie warto. Otóż. Na Kanale Zero odbył się ostatnio twór debatopodobny na temat aborcji. Bardzo szybko okazało się, że padł tam argument, który odebrał smak kapuczinie Krzysztofa Stanowskiego. Pozwolę sobie zacytować jego wpis (a wy zapnijcie pasy, bo będzie trzęsło): „Nie wiem, czy ta debata będzie na moje nerwy, skoro na dzień dobry jedna pani powiedziała - zapewnie słusznie, ale jakoś jednak totalnie nie na miejscu - że zabieg aborcji jest bezpieczniejszy niż wyrywanie zęba mądrości.”. Ja mam tylko jedno pytanie: czemu ten argument miałby być niby „nie na miejscu”? „Debata” dotyczyła aborcji, która jest zabiegiem medycznym. Uczestniczka tejże „debaty” wypowiedziała się w kwestii bezpieczeństwa tego zabiegu i porównała go z innym zabiegiem. Co tu jest „nie na miejscu”? Jedyna przyczyna, dla której komuś to porównanie może się wydać „nie na miejscu” to fakt, że ten ktoś jest przeciwnikiem prawa wyboru, bo wtedy zamiast skupić się na kwestii bezpieczeństwa zabiegu medycznego, skupia się na zupełnie innych kwestiach (bo aborcja nie jest dla takiej osoby zabiegiem medycznym). Nawiasem mówiąc, nie byłbym sobą, gdybym w tym miejscu nie wspomniał o tym, że to porównanie mogło zostać uznane z karkołomne z innej przyczyny. Otóż, aborcja farmakologiczna odbywa się przeważnie w domu, a jeszcze się nie spotkałem z sytuacją, w której ktoś sam sobie usunął ząb mądrości. Nieco zaś bardziej na poważnie, to ta awersja do mówienia o bezpieczeństwie bierze się również stąd, że przeciwnicy prawa wyboru prowadzą wielotorową kampanię dezinformacyjną i jednym z jej elementów jest straszenie kobiet tym, że aborcja wcale nie jest dla nich bezpieczna. Nie powinno więc nikogo dziwić to, że tego rodzaju porównania wywołują u tych ludzi dość nerwowe reakcje.

Temat tego nieszczęsnego wyrobu debatopodobnego o aborcji wymaga drugiego akapitu. Czemu? Ano temu, że jedną z zaproszonych tam osób była pani z Ordo Iuris. I wiecie, ja rozumiem, że to lekarka (i to z tytułem naukowym), ale ona nie została zaproszona do KZ, żeby reprezentować tam ginekologów. Została tam zaproszona dlatego, że jest związana z Ordo Iuris. Ktoś najprawdopodobniej doszedł do wniosku, że zaproszenie kogoś z organizacji, która (pośrednio) doprowadziła do pierwszych Czarnych Protestów w Polsce (to oni właśnie wyprodukowali ustawę, przeciwko której protestowano) zrobi Kanałowi Zero dobrze na zasięgi. Ja rozumiem, że w 2016 roku (gdy Sejm procedował ustawę autorstwa wyżej wymienionego instytutu) można było nie wiedzieć kim ci ludzie są i zapraszać ich do mediów. Ale teraz mamy rok 2024 i absolutnie każdy, kto choć trochę interesuje się polityką wie, co to za organizacja i jakie ma powiązania. Ci ludzie powinni mieć w polskich mediach absolutny no platform. Nawiasem mówiąc, zaproszenie kogoś z tej organizacji do „debaty” o aborcji można by przyrównać chyba tylko i wyłącznie do zaproszenia rosyjskiego dowódcy do debaty na temat wojny w Ukrainie. Parafrazując klasyka: to jest jakoś jednak totalnie nie na miejscu. Może gdyby Stanowski (albo Mazurek) pomyśleli sobie, że Ordo Iuris to coś w rodzaju Natalii Janoszek byliby bardziej ostrożni i może nawet zrobiliby jakiś pobieżny research na temat tej organizacji? (Edit. Już po napisaniu powyższego kawałka okazało się, że do jednego z kolejnych odcinków na swoim kanale Stanowski zaprosił Rafała Ziemkiewicza. Ja tu zaczynam dostrzegać pewną prawidłowość, ale może po prostu jestem uprzedzony).

Idźmy dalej. Doczekaliśmy się w naszym kraju czegoś w rodzaju progresu i pewne zachowania, które jeszcze jakiś czas temu przechodziły bez echa, są teraz piętnowane. Chodzi mi, rzecz jasna, o kejs giftpolu. Jakiś czas temu jedna internautka (do niedawna mógłbym napisać Ćwiternautka, ale teraz byłoby to coś w rodzaju „Eloneksiary”, a to już chyba trochę obraźliwe) opisała na Eloneksie to, jak została zwolniona przez Skype. Na udostępnionym screenie widać było, że jej (były już) szef zachował się jak wybitny przedstawiciel kultury Januszexu. Ów szef przekonał się o tym, że jak już coś wkurzy zbiorowy umysł internetowy, to ów zbiorowy umysł potrafi bardzo szybko dojść do tego, kto go wkurzył. Ustalenie nazwy firmy nie trwało długo. Zirytowało to byłego szefa internautki, który zaczął jej wygrażać odpowiedzialnością karną za to, że „jest hejt na firmę”. Eloneksową sekundę później prawie wszyscy prawnicy, którzy mają konta na Eloneksie poinformowali go o tym, że jakoś tak się składa, że nie bardzo ma podstawy do tego, żeby kogokolwiek pozwać. Potem zaś nastąpiło to, co zawsze następuje w sytuacjach, w których ktoś, kto nigdy nie powinien reprezentować firmy (nawet swojej) „na zewnątrz” ową firmę reprezentuje, tym czymś jest absolutny chaos informacyjny.  Firma (czyli Pan Dariusz, bo przecież nawet jeżeli jest tam jakiś dział PR, to nie on był odpowiedzialny za te reakcje) przeprosiła tych, którzy poczuli się dotknięci, w międzyczasie próbowała monetyzować ten swój fakap (poprzez sprzedaż koszulek), były również próby „obśmiania” całej sytuacji i tak dalej i tak dalej. Na szczególną uwagę zasługuje to, że w ramach tego chaosu w pewnym momencie uraczono wszystkich czymś-w-rodzaju-oświadczenia, z którego wynikało, że hejterzy to se mogą hejtować, bo nie ważne, że o firmie Pana Dariusza (giftpol) mówią źle, ważne że mówią. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że zachowanie Pana Dariusza było na tyle spektakularne, że jeździli po nim praktycznie wszyscy bez wyjątku.

Zdarzało mi się już parokrotnie wspominać o tym, że przedstawiciele byłej już władzy nie do końca są w stanie się pogodzić z tym, że trochę się pozmieniało i nie mają już takiego wpływu „medialnego” na suwerena, który mieli w czasach, w których dysponowali kluczykami do TVP i Polski Press. Ujmując rzecz nieco inaczej, nie przyzwyczaili się jeszcze do tego, że teraz już nie będą mogli aż tak bardzo bezczelnie kłamać. Przekonał się o tym Mariusz Błaszczak, który rozpisał się na swoim Eloneksowym koncie na temat tego, że ta nowa władza jest zupełnie do niczego, bo z pół miliarda euro, które było przeznaczone na program mający na celu przyśpieszenie produkcji amunicji, polskie firmy dostały 2.1 miliona euro. „Za starych czasów” przekaz Błaszczaka pewnie wjechałby do wszystkich możliwych kanałów, którymi dysponowała Zjednoczona Prawica i wgryzłby się ludziom w głowy, zanim ktokolwiek zdążyłby zareagować. Ponieważ kiedyś to były czasy, a teraz już nie ma czasów, bardzo szybko okazało się, że Błaszczak (po raz kolejny) zastosował manewr, który można nazwać „autograbiami”. Z jego wpisu prawdą było tylko i wyłącznie to, że faktycznie na cały ten deal z amunicją było pół miliarda i faktycznie polskie firmy dostały 2.1 miliona. Cała reszta (tak więc „wina Tuska”) to były po prostu bezczelne kłamstwa. W telegraficznym skrócie: termin składania wniosków na to dofinansowanie upłynął 13 grudnia (tak więc dokładnie w dniu, w którym zaprzysiężony został nowy koalicyjny rząd (co prawa można to było zrobić wcześniej, ale nie po to Andrzej Duda ma swoje prerogatywy, żeby odrywać swoich kolegów z prawicy od stołków). Poza tym, polskie firmy złożyły wnioski o dofinansowanie w wysokości 11 mlionów euro. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że z wypowiedzi specjalistów wynika, że nie mogliśmy liczyć na więcej ze względu na ograniczone moce produkcyjne polskich firm. Sprawa jest na tyle jednoznaczna, że na jej tle doszło do konfliktu między Mastalerkiem, który był łaskaw przejechać się po Błaszczaku i mu uprzejmie wytłumaczył, że nie mogliśmy dostać 27 milionów jak Węgry, ponieważ wnioskowaliśmy o 11 milionów. Niezrażony rzeczywistością Błaszczak nie przestał opowiadać o tym, że to wszystko przez Tuska i nową koalicję. Ciekaw jestem, czy przyczyną tego, co się stało, było typowe PiSowskie zarządzanie (które w momencie, w którym można było zacząć składać wnioski [18 paźdiernika 2023] słaniało się na nogach po wyborach parlamentarnych), czy też była to celowa robota, tzn. specjalnie składano wnioski o tak małe kwoty, żeby potem mieć (wybaczcie suchar) amunicję do walki z nowymi władzami.

Zapewne pamiętacie o tym, jak to do Polski z gospodarską wizytą wleciała rosyjska rakieta, której potem nikt jakoś specjalnie nie szukał i dopiero po jakimś czasie znalazła ją jakaś osoba, która sobie akurat obok na koniu przejeżdżała? Okazuje się, że są kwity, z których wynika, że Błaszczak doskonale wiedział o tej rakiecie, ale po prostu uznał, że skoro nigdzie nic nie wybuchło, to nie ma co się przepracowywać i lepiej o sprawie nie wspominać. Błaszczak się odgryzł i tłumaczył, że on podtrzymuje to, co wcześniej powiedział (a powiedział, że nie został o niczym poinformowany przez wojsko [ciekawym, czy wojskowi już wtedy zdali sobie sprawę z tego, że tak w praktyce wygląda w wykonaniu Zjednoczonej Prawicy implementacja hasła „murem za polskim mundurem”]). Nie wiem, komu wy wierzycie w tej konkretnej kwestii, ale ja chyba jednak Błaszczakowi, ponieważ nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się publicznie kłamać (a on sam jest jednym z najbardziej prawdomównych polityków Zjednoczonej Prawicy).


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

W poprzednim Przeglądzie wspominałem o tym, że jeden z byłych polityków Polski 2050, Adam Gomoła, ma problemy wywołane tym, że został nagrany w trakcie składania jednej osobie nie-do-końca-legalnej propozycji. Wspominałem również o tym, że Gomoła w tym samym dniu, w którym wrzucałem Przegląd, ma się pojawić w TVN i zapowiedział, że opowie „jaka jest prawda”. Zastanawiałem się nad tym, czy przypadkiem nie będzie tak, że Gomoła postanowi pociągnąć za sobą jeszcze parę osób (bo w to, że w jakiś magiczny sposób okaże się, że to, co go spotkało to nie jego wina/etc. nie chciało mi się wierzyć jakoś szczególnie). A potem okazało się, że w sumie to nie było na co czekać, bo Gomoła w programie opowiadał o tym, że tak właściwie to on jest w tej sprawie ofiarą, że prowokacja/etc. W tym samym dniu zrobił coś, czego nie zrobiłby absolutnie nikt chcący zachować swoją wiarygodność: poszedł do Zbigniewa Stonogi. Parę dni później opowiadał o swojej krzywdzie w Polsacie. Co łączy te wszystkie wystąpienia? To, że była to po prostu najzwyklejsza w świecie mowa-trawa. Nie było tam żadnych łamiących wiadomości, Gomoła nie przyniósł ze sobą do telewizji jakichś „paragonów”, z których wynikałoby, że jest niewinny (albo, że zawinił kto inny [rym niezamierzony]). Gwoli ścisłości, zaczynam podejrzewać, że Adam Gomoła chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak duże może mieć problemy. Jego zachowanie świadczy bowiem o tym, że chyba wierzy on w to, że absolutnie nic mu się nie stanie. Dowodem na to może być to, w jaki sposób zareagował na to, że jego byli partyjni koledzy zaczęli opowiadać o tym, że o tych pieniądzach dla firmy jego współpracowniczki to oni słyszeli już wcześniej, ale wtedy chodziło o większą kwotę (30 tysi zamiast 20), mogliśmy się również dowiedzieć tego, że Gomoła nie chciał powiedzieć kto miałby być darczyńcą. Jak na to zareagował Gomoła? Zaczął tłumaczyć, że on nie może mówić o rozmowach na forum zarządu, bo jego i jego byłych kolegów wiąże tajemnica, którą się związali wchodząc do gremiów zarządzających partią. Tego rodzaju zachowanie miałoby trochę sensu (bardzo niewiele, bo pomagałoby na krótką metę), gdyby wszyscy ci ludzie zachowali milczenie, ale jeżeli część z nich (bardzo chętnie) dzieli się informacjami, to jest to cokolwiek bezsensowne.

Nie tak dawno temu do debaty publicznej wjechała informacja o tym, że są nagrania, których głównymi bohaterami byli Adam Burak i Daniel Obajtek. Parę dni temu okazało się, że tych nagrań jest więcej (a z zajawek, które pojawiły się na Eloneksie wynika, że to chyba będzie takie trochę neverending story teraz). Zanim przejdę do meritum, krótka dygresja. Przy okazji „zrzutu” poprzednich nagrań tłumaczono, że CBA podsłuchiwało Adama Buraka i Obajtek został nagrany przy okazji. No i wszystko fajnie, ale w najnowszych nagraniach bohaterami byli Obajtek i Piotr Nisztor (który wyróżniał się nawet na tle PiSowskich influencerów), a Adam Burak tam się chyba gościnnie pojawił w pewnym momencie (o ile mnie pamięć nie myli). No i teraz nie wiadomo, który z panów z duetu Nisztor-Obajtek był podsłuchiwany przy tej konkretnej okazji. W artykule na Onecie pojawiło się info, że podsłuch założono w gabinecie Obajtka, ale w sumie to nie wiadomo jak było, bo jak się za moment okaże, Nisztor również mógł być podsłuchiwany ze względu na to z czym przyszedł. A przyszedł po pierwsze po to, żeby Obajtek załatwił pracę jego żonie i ojcu (Obajtek obiecał, że się tym zajmie, bo będzie robił reorganizacje i może kogoś wywali przy jej okazji [kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że robotę, owszem, dostali oboje]). Po drugie przyszedł z informacjami o tym, że jakby co, to on ma nagrania obciążające odpowiedzialnością za aferę getback (piramida finansowa) wysoko postawionych polityków Zjednoczonej Prawicy. Obajtek skomentował to tak, że takie „kwity” to są dobre i nie powinno się ich zanosić do jakichś służb, tylko używać ich w charakterze karty przetargowej. Wrócę tu na moment do kwestii podsłuchu: jeżeli ktoś wiedział o tym, że Nisztor ma te nagrania, to ten ktoś mógł podjąć decyzję o tym, żeby go „posłuchać”, by sprawdzić, co będzie chciał z nimi zrobić.

Nawiasem mówiąc, przejawem dziejowej sprawiedliwości jest to, że wszyscy mogli zapoznać się z nagraniami, w których wystąpił Nisztor, bo to on zaniósł nagrania z „Sowy i Przyjaciół” do „Wprost”, no ale to dygresja. Dość zabawne były reakcje obu panów. Pierwszy z nich (Obajtek) oburzał się straszliwie i tłumaczył, że to skandal, że ktoś nagrywał prezesa takiej spółki jak Orlen, ale jeszcze większym skandalem jest to, że ktoś to zaniósł do „dziennikarzy”. Być może mam słabą pamięć, ale nie przypominam sobie, żeby Obajtek się jakoś specjalnie oburzał w czasie, w którym TVP non stop otwierało piwniczkę z nagraniami, gdy trzeba było przykryć ten, czy inny sukces poniesiony przez Zjednoczoną Prawicę. Z Nisztorem sprawa jest o wiele bardziej zabawna, bo ten po prostu udostępnił wpis jednego z członków Ordo Iuris, który klarował na Eloneksie, że te podsłuchy to pewnie były nielegalne i że nie powinno się ich publikować, bo nie wiadomo kto podsłuchiwał/etc. Na sam koniec tych rozważań nagraniowych zostawiłem sobie jeszcze jedną kwestię. Otóż. Okazało się, że Daniel Obajtek najprawdopodobniej był łaskaw złożyć fałszywe zeznania twierdząc, że on się w sumie wcale nie zna z Nisztorem (który gościł w jego gabinecie Orlenowskim 72 razy). Jedyne, co można powiedzieć w takim momencie to „chwilo trwaj”.

Jeszcze do niedawna wydawało się, że afera związana z Collegium Humanum jest dość „jednowymiarowa”. Tzn. byli sobie ludzie, którzy chcieli za pół darmo i niewielkim (czytaj: żadnym) wysiłkiem ogarnąć sobie MBA i było sobie Collegium Humanum, które wyszło naprzeciw tym oczekiwaniom. Tyle, że teraz się okazuje, że w całej tej sprawie jest również (uwaga, zaraz będziecie zdziwieni swoim brakiem zdziwienia) rosyjski trop. Tl;dr rektor Collegium Humanum, zupełnym przypadkiem, całymi latami obracał się w towarzystwie mocno skarpetosceptycznym, a uczelnie zagraniczne (które zajmowały się ogarnianiem takich samych dyplomów za pół darmo) były zakładane za rosyjskie pieniądze. O tym, że Collegium Humanum współpracowało z uczelniami w Białorusi i Rosji wspominać chyba nie trzeba, prawda? (współpraca trwała w najlepsze już po tym, jak Rosja rozpoczęła wojnę hybrydową z Ukrainą). To jest bardzo wielowątkowa sprawa i jeżeli ktoś chce o tym poczytać więcej (i to DUŻO więcej), to linki do artykułów Anny Mierzyńskiej w Źródłach będzie mógł znaleźć. Pytaniem, które należałoby sobie postawić w kontekście tych wszystkich ustaleń jest pytanie o to, czy ta niska cena za ogarnięcie dyplomu MBA nie miała na celu zgromadzenia w jednym miejscu dużej liczby nie za bardzo rozgarniętych decydentów (i osób, którym te dyplomy były potrzebne do pracy w SSP/etc./etc.). Nie jestem jakimś specjalnym fanem teorii spiskowych, ale biorąc pod rozwagę to, co wiemy na temat tego, w jaki sposób działają Rosjanie, brzmi to bardziej niż prawdopodobnie i mam nadzieję, że odpowiednie służby będą badały ten scenariusz.


Źródła:

Ta pani została zaproszona do „debaty”

https://ordoiuris.pl/dr-hab-n-med-prof-nadzw-wum-ewa-dmoch-gajzlerska

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1770764347221889319

https://natemat.pl/547157,sprawa-graficzki-zwolnionej-przez-skype-giftpol-przeprasza

https://konkret24.tvn24.pl/polityka/afera-o-pieniadze-na-amunicje-kalendarium-wydarzen-st7827768

https://defence24.pl/polityka-obronna/blaszczak-wiedzial-o-rakiecie-wiceszef-mon-ujawnia

https://wydarzenia.interia.pl/raport-wybory-samorzadowe-2024/news-adam-gomola-i-propozycja-na-30-tysiecy-kulisy-konfliktu-w-po,nId,7402190

https://opole.wyborcza.pl/opole/7,35086,30798774,komentarze-po-wywiadzie-adama-gomoly-ws-afery-pan-posel.html

https://twitter.com/K_Izdebski/status/1768384816662151519

https://twitter.com/BartoszLewand20/status/1768369995120054520

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30806979,do-prokuratury-wplynelo-zawiadomienie-na-daniela-obajtka-mial.html

https://wiadomosci.dziennik.pl/media/artykuly/462984,piotr-nisztor-dziennikarz-od-afery-podsluchowej-wprost-kim-jest-piotr-nisztor.html

Życzliwy internauta przypomina wpisy Nisztora dotyczące innych taśm:

https://twitter.com/jozefmoneta/status/1768493073997132171

Artykuły Mierzyńskiej o CH

https://oko.press/tajemnice-collegium-humanum

https://oko.press/collegium-humanum-moskwa-pzpr-rektor

czwartek, 14 marca 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #111

Zacznę od tematu, o którym ostatnio było dość głośno. Otóż obecny capo di tutti capi Kościoła, identyfikujący się jako „papież Franciszek”, z uporem godnym lepszej sprawy dba o to, żeby jego pontyfikat był utożsamiany z onucą. Parę miesięcy po wybuchu wojny stwierdził, że w sumie to tak do końca nie wiadomo, kto tam jest winny z tą wojną, bo NATO szczekało u drzwi Rosji. Swoją drogą, znamienne jest to, że onuce zawsze patrzą na to z jednej strony. To nigdy nie jest tak, że Rosja robi coś złego – wszystkiemu winne jest zawsze NATO. A przecież równie dobrze można by było powiedzieć, że to Rosja szczeka u drzwi NATO. Znamienne jest również to, że żadna z tych osób nie wystosowuje odezw do Rosji i nie tłumaczy, że no Władimirze Władimirowiczu, Rosja nie ma szans w starciu z państwami NATO, nie powinieneś mówić i robić rzeczy, które to NATO (nieśmiało przypominam, że w rosyjskich narracjach Pakt Północnoatlantycki jest bardzo, ale to bardzo agresywny) prowokować! No, ale to dygresja. Parę dni temu Franciszkowi udało się podbić stawkę i tym razem niemalże wprost wezwał Ukrainę do poddania się. Co ciekawe, nie wystosował takiej samej odezwy do Rosji i nie zwrócił się do niej z apelem o to, że może by się tak jednak wycofała z tej Ukrainy albo coś w ten deseń. Ciekaw jestem, czy te apele biorą się stąd, że Franciszek jest po prostu prorosyjski, czy mają swoją genezę w skrajnej naiwności człowieka, któremu się wydaje, że jak się przed Rosją ktoś cofnie, to Rosja to uszanuje. Śmiem twierdzić, że raczej chodzi o bramkę numer jeden, bo ciężko po aneksji Krymu (i „ciągu dalszym”) wierzyć w dobrą wolę Putina. Co zrozumiałe, Franciszek został za swoje słowa (eufemizując) skrytykowany. A ja sobie myślę, że to by była bardo dobra pora na to, żeby sobie porozmawiać ze Stolicą Apostolską o zmianach w konkordacie, bo lepszej okazji niż papież-onuca chyba nie będzie.

Parę dni temu Wprost opublikował najnowszy sondaż zaufania do polityków. Moją uwagę zwrócił już sam tytuł, bo stało tam „wysoka pozycja Jakiego”. Jak wszyscy doskonale wiecie, Doktor Chłopak z Biedniejszej Rodziny ma specjalne miejsce w moim serduszku, tak więc zacząłem się zastanawiać, „jak znaleźliśmy się w punkcie, w którym Jaki ma najwyższy słupek zaufania spośród wszystkich polityków Zjednoczonej Prawicy?” A potem się wczytałem w artykuł i oczęta me ujrzały nazwę sondażowni: CBM Indicator. Sondażowania ta jest mi (i zapewne sporej części z was) doskonale znana, bo to oni współtworzyli pewien „raport” o młodzieży, z którego wynikało, że młodzież się nam zrobiła bardzo, ale to bardzo konserwatywna. Jednakowoż, nie było to jedyne dokonanie tejże sondażowni, bo swego czasu „wychodziło” jej z badan, że Warchoł (Solidarna Polska) wygra wybory w Rzeszowie, Patryk Jaki może pogonić Trzaskowskiego w Warszawie, a Solidarna Polska (teraz Suwerenna Polska) może samodzielnie wejść do Sejmu. Eufemizując: tak wysoki słupek zaufania do Jakiego nie budzi mojego zaufania, jeżeli weźmiemy pod rozwagę wcześniejsze dokonania tej konkretnej sondażowni.

Skoro zaś poruszony został temat sondażowni, to przejdziemy do innego sondażu. Dosłownie kilka dni temu „Do Rzeczy” wrzuciło w internety sondaż na temat poparcia Polaków dla UE, który opatrzyli tytułem „coraz więcej Polaków chce Polexitu”. I znowuż, najpierw sobie zacząłem dumać nad tym, że to pewnie trochę z powodu protestów przeciwko Zielonemu Ładowi, ale zaraz po tym sobie pomyślałem, że sondaże poparcia dla protestów też momentami były dość spektakularne (o jednym z nich za chwilkę będzie więcej). Tyle, że według sondażowni słupek poparcia dla wyjścia z UE w stosunku do takiego samego słupka sprzed sześciu miesięcy jest dwukrotnie większy (z 10% do 20%). Nie bardzo mi się chciało wierzyć w aż tak duże tąpnięcie i pozwoliłem sobie zerknąć na nazwę sondażowni. Tym razem był to panel Ariadna. Nazwa nie była mi obca, bo pamiętałem doskonale, że była to jedna z pierwszych sondażowni, której zaczęło wychodzić z badań, że Jaki ma spore szanse na zwycięstwo w Wawie. Gwoli ścisłości, to było o wiele bardziej spektakularne, niżby się mogło zdawać, albowiem Ariadna zrobiła badania pt. „kto ma największe szanse na zwycięstwo”, ale nie przeprowadziła ich w Warszawie, ale na próbie ogólnopolskiej. Żeby nie przedłużać, pozwolę sobie na pewien eufemizm: moje zaufanie do tej sondażowni zostało w 2018 nielicho nadszarpnięte.

Ostatnim „sondażowym” tematem (przez moment się zastanawiałem nad wrzuceniem tego w Hejterski Przegląd Sondażowy, ale nie mam pojęcia na kiedy bym się z nim wyrobił, więc wrzuciłem to wszystko w HPC) będzie sondaż przeprowadzony przez CBM Indicator, który to sondaż miał (w teorii) badać poparcie społeczne dla protestów rolniczych. Kluczowym w poprzednim zdaniu jest „w teorii”, bo w praktyce pytanie badawcze „uszyto” tak, że na dobrą sprawę ten sondaż miał po prostu potwierdzić tezę. Brzmiało ono w sposób następujący: „Czy popiera pan/i protesty polskich rolników przeciwko wprowadzeniu rozwiązań znanych jako Europejski Zielony Ład, które mogą przynieść wzrost cen żywności”. A teraz zagrajmy w jedną z moich ulubionych gier pt. „ile błędów zawiera pytanie badawcze”. Ja naliczyłem trzy, ale jeżeli ktoś zobaczył coś więcej, to może się przyłączyć do zabawy. Po pierwsze, pytanie ma sugerującą treść („czy popiera pan/i”). Po drugie mamy tu tzw. „błąd znawstwa”, bo obstawiam, że większość respondentów może nie do końca wiedzieć o tym, czym tak właściwie jest Zielony Ład. Po trzecie, pytanie jest złożone, bo Genialny Badacz (czy też może Genialny Układacz) dopisał do niego jeszcze (na wypadek, gdyby respondent nie bardzo wiedział o co chodzi z tym Zielonym Ładem), że od tego Zielonego Ładu to żywność może zdrożeć. To zaś prowadzi mnie do punktu czwartego: skoro Genialny Badacz nie wie, czy ZL doprowadzi do wzrostu cen żywności (i stąd „dupochron”: „mogą przynieść”), to po co tak w ogóle o tym wspomina? Chyba tylko po to, żeby zasugerować respondentowi „właściwą” odpowiedź”. W tym samym sondażu badano to, co Polacy sądzą na temat wpływu ZL na polską gospodarkę (nie zgadniecie co wyszło z sondażu, prawda?). Zabawnym znajduję to, że poza błędem znawstwa (skąd ludzie mają wiedzieć jaki ZL będzie miał wpływ na gospodarkę? [31% respondentów „nie miało zdania”]) pytanie najprawdopodobniej („najprawdopodobniej”, bo tego akurat nie zacytowali) było skonstruowane w sposób nieco bardziej poprawny, niż to poprzednie. No ale, może ja po prostu jestem uprzedzony do polskich sondażowni.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Tematyka wychodzenia z Unii Europejskiej prowadzi nas do kolejnego tematu, którym jest założenie przez Roberta Bąkiewicza (którego wspierał finansowo [rzecz jasna publicznymi pieniędzmi] minister Piotr Gliński) eurosceptycznej partii o nazwie „Niepodległość”. Aczkolwiek warto zauważyć, że ten „eurosceptycyzm” to jest pewnie niedopowiedzenie, bo głównym celem tej partii ma być wyprowadzenie Polski z Unii Europejskiej. W pierwszym odruchu chciałem to jakoś skomentować, ale potem sobie pomyślałem, że o wiele lepszą pointą będzie powtórzenie w tym miejscu tego, że Bąkiewicz był wspierany finansowo przez rząd Zjednoczonej Prawicy.

Na Bąkiewiczu tematyka skarpetosceptyczna się nie kończy, albowiem ostatnio dała o sobie znać Kaja Godek, która przestrzegała Polaków przed kolejnym straszliwym zagrożeniem. Nie, tym razem nie chodziło, aborcję, gender, elgiebety, ani nic w tym rodzaju. Zagrożeniem, przed którym przestrzegała Polaków pani Kaja było zagrożenie ze strony Ukraińców, którzy zdaniem Pani Kai „prą do władzy w Polsce”. Dowodem na potwierdzenie tej tezy miało być zdjęcie częstochowskiej polityczki o nazwisku Tymoshenko. Internauci momentalnie zweryfikowali tę „łamiącą” informację i okazało się, że Tymoshenko to nazwisko, które polityczka przyjęła po ślubie (albowiem jej mąż jest Ukraińcem). Niezrażona tym faktem Kaja zaczęła potem tłumaczyć, że ona serdecznie pozdrawia wszystkich, którzy „relatywizują sytuację”. Jestem tak stary, że pamiętam, jak skrajna prawica straszyła wszystkich Żydami. No ale, czasy się zmieniają i teraz na topie jest, jak widać, straszenie Ukraińcami. Ponadto, jestem tak stary, że pamiętam, jak Kaja Godek dostała od PiSu stołek w Radzie Nadzorczej Warszawskich Zakładów Mechanicznych (na którym siedziała od listopada 2015 do czerwca 2019). Pointę do tego wszystkiego dopisało życie. Otóż, fotka plakatu wyborczego wylądowała również na Eloneksowych kontach antyszczepów (cóż za przypadek, że akurat oni przestrzegają nas przed tym straszliwym zagrożeniem) i internautom udało się wynorać to, że fotka jest wykadrowanym screenem z czyjegoś telefonu. Cały wic polega na tym, że fotka musiała być wykadrowana, albowiem telefon, z którego pochodził screen był telefonem, z którego korzystał ktoś rosyjskojęzyczny (i na screenie było sporo bukw). Co prawda, Pani Kaja wrzuciła już nieco inny kadr, ale pochodził on z tego samego zdjęcia. Jest to o tyle zabawne, że z tego wprost wynika, że w jakiś sposób weszła w posiadanie fotki pochodzącej od kogoś rosyjskojęzycznego. Cóż za przypadek.

Wszechpolacy zwrócili się jakiś czas temu z apelem do Episkopatu, w którym to apelu domagają się tego, żeby ekskomunikować polityków, którzy zagłosują za ustawą liberalizującą prawo aborcyjne w Polsce. Ok, ja bym w tym miejscu wysunął kontrpropozycję: czy można to rozciągnąć na wszystkich, którzy popierają to prawo? Wydaje mi się, że wiele osób by się z tego ucieszyło, bo nie musieliby się babrać z apostazją.


Jeżeli komuś się wydawało, że kościelna drama pt. „religie nam zabierają” się skończyła, to mam dla takiej osoby wiadomość: mieliście rację, wydawało się wam. Tym razem głos zabrał niejaki Jędraszewski, który powiedział był (odstawić płyny): „Niedobre byłyby regulacje prawne obejmujące całą Polskę nieuwzględniające sytuacji w poszczególnych diecezjach. W południowej i wschodniej Polsce 90 procent dzieci chodzi na lekcję religii. W szkołach pracują liczni katecheci, którym groziłoby bezrobocie. To wielkie i skomplikowane sprawy, które wymagają wielkiej wrażliwości i bardzo mądrego spojrzenia - podkreślił arcybiskup Marek Jędraszewski w Łagiewnikach.”. Po pierwsze: zobaczymy jak dużo dzieciaków będzie chodzić na religię, gdy ocena z tejże wyleci ze średniej. Po drugie, gdyby nie kontekst, bardzo zabawne byłoby to, że o „wrażliwości i mądrym spojrzeniu” opowiada typ, który nazwał elgiebety zarazą.

W tym momencie możemy zmienić temat i przejść do problemów, które ostatnio ma Polska 2050. Takim problemem okazał się najmłodszy poseł (Adam Gomoła). który został nagrany gdy składał propozycję, która, ujmując rzecz oględnie: była nie do końca zgodna z prawem. Chodzi, rzecz jasna o próbę przehandlowania 1-ki do Sejmiku za 20 tysięcy zeta. Gomoła w trybie ekspresowym został wykluczony z partii. Uwaga natury ogólnej, Gomoła zapowiedział, że dziś (czwartek) o 19:30 pojawi się w „Faktach po faktach” i „opowie prawdę”. Co prawda mój tekst zostanie wrzucony już po tym fakcie, ale nie mam pojęcia co tam będzie opowiadane, tak więc będę sobie tutaj dywagował. Zacznę od tego, że tego rodzaju „przypały” mnie nie dziwią, bo są one immanentną cechą partyjnych ulepków w rodzaju Polski 2050. W każdym z takich ulepków (u Leppera, Palikota i Kukiza) znajdowały się osoby, których wrzucenie na listy wyborcze okazywało się z perspektywy czasu nie do końca trafną decyzją. Idźmy dalej. Gomoła bardzo długo czekał z tzw. „damage control”, a jego partyjni koledzy i koleżanki bardzo szybko się od niego odcięli. To niemalże wprost sugeruje, że sprawa jest delikatnie rzecz ujmując, ewidentna. Gdyby Gomoła nie miał sobie absolutnie nic do zarzucenia (czytaj: gdyby nagranie było zmanipulowane/etc.), to już byśmy o tym wiedzieli. Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to to, że Gomoła może chcieć za sobą pociągnąć jeszcze kogoś (bo w nagraniu tłumaczył, że tego rodzaju deale się robiło wcześniej [ale znowuż, mogło być tak, że po prostu o tym opowiadał, żeby uspokoić swojego rozmówcę]) w ramach zemsty za to, że nikt się za nim nie wstawił. 

Na sam koniec zostawiłem sobie wątek humorystyczny. W dyskusji na temat pomysłu wprowadzenia w Polsce 4-dniowego tygodnia pracy nie mogło zabraknąć Konfederacji Lewiatan. Zanim przejdę do meritum, pozwolę sobie na odrobinę wspominek. Pamiętacie może, jaki był (i jest) naczelny argument padający zawsze, gdy się okazuje, że ten czy inny pomysł nie do końca podoba się przedsiębiorcom? Na wszelki wypadek odświeżę wam pamięć: praktycznie za każdym razem, gdy takowy pomysł się objawia w debacie publicznej (to może być cokolwiek, bo uczucia przedsiębiorcze bardzo łatwo zranić) pojawiają się narracje, z których wynika, że „skoro tak, to polscy przedsiębiorcy przeniosą się za granicę”. Czemu o tym wspominam? Ano temu, że tym razem podobny argument padł w zupełnie innym kontekście. Konfedreacja Lewiatan na swoim Eloneksowym koncie tłumaczyła, że jeżeli ten 4-dniowy tydzień pracy zostanie wprowadzony, to ambitni pracownicy mogą przez to wyjechać za granicę. Ponieważ praktycznie od razu wywołało to dyskusje, zaczęli potem tłumaczyć, że chodzi im o to, że (odstawić płyny): „W przypadku ustawowego skrócenia czasu pracy (i w konsekwencji obniżenia dochodów) osoby szczególnie pracowite i ambitne będą bardziej skłonne do emigracji do państw, które nie utrudniają mieszkańcom drogi do dobrobytu”. Ponieważ we Francji testowanie 4-dniowego tygodnia pracy idzie dość dobrze (i nikt nie ucieka) do tego się Konfedracja Lewiatan również odniosła: „Francuzi po skróceniu czasu pracy nie emigrowali masowo, bo trudno im było znaleźć kraj oferujący lepsze warunki życia, ale Polacy mogą wybierać, bo w wielu krajach standard życia jest wyższy”. Ciekaw jestem, jak można pisać takie rzeczy i nie być w stanie połączyć kropek. No ale, być może po prostu czegoś nie rozumiem, bo jestem zwykłym lewakiem i gdzie mi do soli tej ziemi...   


Źródła:

https://www.pap.pl/aktualnosci/news%2C1247717%2Cpapiez-wyjasnil-slowa-o-szczekaniu-nato-uslyszal-od-jednego-z-szefow

https://tvn24.pl/swiat/papiez-franciszek-o-ukrainie-mowi-o-bialej-fladze-msz-wezwalo-nuncjusza-apostolskiego-st7815600

https://www.wprost.pl/polityka/sondaze/11617879/sondaz-zaufania-na-czele-rankingu-holownia-trzaskowski-i-duda.html

Tu link do mojej notki poświęconej temu nieszczęsnemu raportowi i sondażowni, która za niego odpowiada:

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/04/zrobmy-sobie-raport.html

https://dorzeczy.pl/unia-europejska/561375/coraz-wiecej-polakow-chce-polexitu-nowy-sondaz.html

https://dorzeczy.pl/kraj/62846/jaki-z-najwieksza-szansa-na-zwyciestwo-w-warszawie.html

https://wiadomosci.wp.pl/warszawa/pis-postawilo-na-patryka-jakiego-slusznie-sondaz-dla-wp-6245319368689281a

https://dorzeczy.pl/kraj/561519/robert-bakiewicz-zalozyl-partie-polityczna-chce-wyjscia-polski-z-ue.html

https://oko.press/fundusz-patriotyczny-nowe-dotacje-dla-organizacji-bakiewicza-i-kolegow-nasz-news

https://twitter.com/TOrynski/status/1767931281411567739

https://twitter.com/TOrynski/status/1767902593215279575

https://wiadomosci.onet.pl/poznan/mlodziez-wszechpolska-pisze-do-biskupow-chca-ekskomuniki-dla-politykow/ez9lkk3

https://www.se.pl/krakow/arcybiskup-jedraszewski-boi-sie-o-bezrobocie-ksiezy-w-polsce-to-skomplikowane-sprawy-aa-4Vof-EkBL-MM2C.html?

https://nto.pl/tasmy-posla-adama-gomoly-lewa-kasa-na-wybory-ujawniamy-mechanizm-finansowania-kampanii-polski-2050/ar/c1-18366873

https://twitter.com/Konf_Lewiatan/status/1767525316681953657

https://twitter.com/Konf_Lewiatan/status/1767568566788731341