czwartek, 25 stycznia 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #104


W poprzednim odcinku wspominałem o tym, jak to Zjednoczona Prawica rozdawała pieniądze praktycznie każdemu „swojakowi”. Teraz mogę do tego dołożyć kolejną cegiełkę. Otóż okazało się, że prokuratorzy, którzy stanęli „murem za Barskim” mieli dosłownie setki tysięcy powodów do tego, żeby bronić status quo. Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że ci ludzie po prostu chcieli, żeby było tak jak było, ale ponieważ złośliwy nie jestem napiszę jedynie tyle, że jestem autentycznie ciekaw czy kiedyś poznamy pełną listę beneficjentów Dobrej Zmiany. Ja wiem, że sobie przysucharzyłem w poprzednim odcinku i napisałem, że łatwiej byłoby ułożyć listę tych, którzy pieniędzy od ZP nie brali, ale jednakowoż muszę przyznać, że nic nie jestem w stanie poradzić na swoją własną ciekawość.

Skoro poruszyliśmy temat rozdawnictwa (termin ten idealnie pasuje do tego, w jaki sposób Zjednoczona Prawica obdarowywała publicznymi pieniędzmi swoich wiernych żołnierzy) to warto wspomnieć o tym, że niektórzy z obdarowanych przekonują się o tym, że nieco zbyt wcześnie powiedzieli sobie „chwilo trwaj”. Chodzi mi, rzecz jasna o to, że nowa władza położyła kres PiSowskiemu rozdawnictwu i przykręciła kurek z pieniędzmi (warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że część kasy Zjednoczona Prawica rozdała już po przegranych wyborach [wyobraźcie sobie, jak zareagowaliby „niepokorni”, gdyby w 2015 roku coś podobnego zrobiła PO]). Boleśnie przekonali się o tym ludzie powiązani z Vlogerem Dariuszem, którzy to ludzie za pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości zakładali sobie różne portale internetowe, na których od pewnego czasu (końcówka 2023) nowe informacje albo się w ogóle nie pojawiają, albo pojawiają się mocno sporadycznie. Na pewno nie ma to związku z decyzją o wstrzymaniu wypłat z FS. Nieco zaś bardziej na serio, to w nieodległej przyszłości będziemy się pewnie mogli przekonać o tym, ile jeszcze portali/fanpejdży było sponsorowanych przez poprzednie władze.


Gdy wiadomo już było o tym, że PiS władzy nie utrzyma, zacząłem się zastanawiać nad tym, czy uda się odzyskać choćby część pieniędzy z tych, które PiS rozdał krewnym i znajomym królika. Rozmawiałem sobie o tym z jednym znajomym (który, zupełnym przypadkiem, jest również współprowadzącym Podkast Dezinformacyjny) i ów znajomy stwierdził, że najłatwiej będzie odzyskać te pieniądze, które ludzie brali na jakieś przedsięwzięcia, a potem doszli do wniosku, że skoro Zjednoczona Prawica będzie rządziła do końca świata i jeden dzień dłużej to nie realizowali tych przedsięwzięć. Czemu o tym wspominam? Ano temu, że fundacja jednego ze stałych komentatorów TVP Info musi oddać ponad 100 tysięcy złotych, albowiem, tak jakby, nie zorganizowała konferencji, które miała zorganizować. Tzn. może inaczej: twierdziła, że je zorganizowała, ale nie była w stanie tego w żaden sposób udokumentować. To się nazywa pech, prawda?

Swoją drogą te kwestie finansowe wymagają dodatkowego komentarza. Tak się bowiem składa, że warto podkreślić, że taki „zwrot” kasy to może być dla byłych beneficjentów Dobrej Zmiany bardzo duży problem. Pierwszym problemem było to, że wraz z końcem rządów Zjednoczonej Prawicy skończyło się pasienie na publicznej kasie. Dla ludzi, którzy przyzwyczaili się do życia na poziomie bez porównania wyższym od tego, na którym my sobie żyjemy, to może być bardzo duży problem. I teraz sobie wyobraźcie, że ktoś taki, kto się przyzwyczaił, nie dość, że już nie dostaje nowej kasy, to jeszcze będzie musiał oddać jakąś astronomiczną kwotę, bo czegoś tam nie dopilnował (no ale po co miał tego pilnować, skoro nikt nie kontrolował czy poogarniali te przedsięwzięcia?) Śmiem twierdzić, że takich problemów boi się dziś bardzo dużo „obdarowanych”. Ja w tym miejscu mogę jedynie napisać: oby tak dalej.


W ostatnim czasie bardzo głośno zrobiło się o jednej z elektrowni jądrowych (tej na Pomorzu). Tak się bowiem jakoś złożyło, że w pewnym momencie pojawiły się informacje, z których wynikało, że w sumie to nie wiadomo, czy to jest takie dobre miejsce i że może jednak trzeba by ją gdzie indziej zbudować. Momentalnie podniosły się głosy, że wszystko fajnie, ale takie „szukanie innego miejsca” opóźni budowę elektrowni o przynajmniej parę lat. Przyznam szczerze, że już wtedy, gdy się to zaczęło, miałem temu poświęcić kawałek Przeglądu, ale uznałem, że poczekam na rozwój wypadków, bo nie chciało mi się wierzyć w to, że nowa władza uznałaby, że co tam wysokie rachunki za prąd, jakoś sobie poradzimy. Bardzo szybko okazało się, że temat „przemieszczeń” nie był podnoszony przez władze centralne i owe władze nie zamierzają nic zmieniać. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że przez chwilę myślałem, że to był taki „balon próbny” (których w trakcie swoich rządów Zjednoczona Prawica wypuszczała całe multum), żeby sprawdzić jaka będzie reakcja, ale potem doszedłem do wniosku, że było tak, że ktoś z niższych szarż (eufemizując) nie do końca przemyślał tę cała sytuację i wyszedł z założenia „nie znam się, to się wypowiem” (względnie: ktoś uznał, że on sobie sam podejmie taką decyzję i nie będzie się oglądał na innych).
 

Poprzedni tydzień zapisał się złotymi zgłoskami w historii dziennikarstwa śledczego. Okazało się bowiem, że sokole oczy części dziennikarzy wypatrzyły (powaga sytuacji wymaga użycia capslocka) TOREBKĘ Z BIAŁYM PROSZKIEM w kieszeni Bartłomieja Sienkiewicza. Wiecie, ja tam, co prawda, nie jestem dziennikarzem śledczym (ani w ogóle dziennikarzem), ale bardzo poważnie bym się zastanowił (przed wrzuceniem takiego info w internety) czy ktokolwiek odważyłby się na wniesienie „białego proszku” (nie, nie chodzi o magnezję) do sali sejmowej. W trakcie kadencji 2015-2019 Ryszard Petru przekonał się dość boleśnie o tym, ile są w stanie wychwycić kamery. Potem okazało się, że (cóż za zaskoczenie) „torebką z białym proszkiem” była poskładana koszulka na dokumenty (prawemu sektorowi to w niczym nie przeszkodziło, oni dalej tłumaczyli, że to na pewno „biały proszek”).

Pamiętacie może o tym, jak to przez osiem ostatnich lat non stop nam władza tłumaczyła, że najważniejsze w sądownictwie jest to, żeby dało się jakoś weryfikować sędziów (no wiecie, żeby wreszcie sami o sobie nie decydowali/etc.)? Jeżeli o tym pamiętacie, to macie pamięć znacznie lepszą od Andrzeja Dudy, który ostatnio był łaskaw powiedzieć, że on na żadną weryfikację sędziów się nie zgodzi. Skąd ta nagła odmiana? Ano stąd, że tym razem chodziłoby o weryfikację sędziów powoływanych przez Andrzeja Dudę.


Wydaje mi się, że to jest odpowiedni moment na poruszenie kwestii tego, w jakim stanie jest państwo po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy w kontekście trójpodziału władzy/etc. Otóż, większość z was mogła to przegapić, ale od jakiegoś czasu Trybunał Przyłębski się już kilkukrotnie wypowiadał w kwestii tego, co robi nowa władza i tak się jakoś składa, że nikt się tym nie przejmuje. Z jednej strony wszyscy wiedzą, że TK należałoby słuchać, ale z drugiej strony również wszyscy wiedzą, że od 2016 nie mamy trybunału, tylko (parafrazując klasyka) grupę kolesi, która robi to, co każe im robić Zjednoczona Prawica. Acz w sumie to i tak nie zawsze, bo jak się pod koniec drugiej kadencji Ziobroidy pokłóciły z PiSem, to TK nie mógł się zebrać. Ponieważ wszyscy to wiemy, mało kto się przejmuje „orzeczeniami” tego konkretnego trybunału. Bardzo mnie rozbawiło to, gdy przy którejś okazji Sebastian Kaleta opublikował kolejne „zabezpieczenie” przez TK i dodał do tego słowo „BUM!” (które przeważnie dodaje się wtedy, gdy jakiś gamechanger zaczyna być grany). Rozbawiło mnie to (choć nie powinno), bo nie wiedziałem, czy on tak na serio, tzn. czy wierzy w to, że ktokolwiek poza betonem partyjnym się przejmie tym „wierzganiem”, czy też wiedział, że mało kto się przejmie, ale po prostu skierował swój przekaz do betonu. To jest naprawdę ciekawa kwestia, bo z tego by wynikało, że ci ludzie jakoś tak przegapili rok 2015 i 2016 i działania ich własnej partii i wypowiedzi polityków, którzy tłumaczyli wtedy, że w sumie to wyrok TK jest wyrokiem TK wtedy, gdy im się ten wyrok spodoba. No dobrze, wspomniałem o tym, że nie powinno mnie to bawić. Otóż, nie powinno mnie to bawić dlatego, że póki co trwale zdemontowany został jeden z bezpieczników, który miał w zamierzeniu chronić nas, obywateli, przed zbyt „rozpędzoną” władzą.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

No dobrze, teraz przyszła pora na ciąg dalszy niekończącej się opowieści o duecie Wąsik&Kamiński. Otóż, okazało się, że Andrzej Duda jednak zdecydował się na kolejne ułaskawienie. Rzecz jasna, nie byłby sobą, gdyby na każdym kroku nie podkreślał tego, że tak naprawdę to on już ich za pierwszym razem ułaskawił skutecznie (bo wiecie, Trybunał Przyłębski tak orzekł, więc to musi być prawda). I znowuż, gdyby nie kontekst (totalna rozwałka systemu sądowniczego), to byłoby to zabawne na wielu poziomach. Po pierwsze, Andrzej Duda zarzekał się na samym początku, że on nie zamierza ułaskawiać tych dwóch typów po raz drugi. Po drugie, jeździł po świecie i opowiadał bzdury o tym, że w Polsce są więźniowie polityczni. Po trzecie, zamiast od razu zagrać kartę „wychodzisz wolny z więzienia” postanowił grać na czas i zrobić wrzutkę Bodnarowi. Nad tym się warto pochylić, bo to była (w opinii PiSowskich spindoktorów) koronkowa robota. No bo z jednej strony mamy tego Bodnara, który wszystko przedłuża, a z drugiej dwóch cierpiących „we więźniu”. Równolegle odpalona została narracja: łolaboga, oni tam zaraz zejdą w tym więzieniu (opiniomaty PiSowskie grzały narracje o tym, że to w ogóle „sadyzm”etc.). Teraz zaś przechodzimy do punktu czwartego: po tym wszystkim  Duda jednak ich ułaskawił po raz drugi sprawiając, że wszystkie te wcześniejsze narracje i działania wyglądały po prostu idiotycznie. Jedynym efektem tych działań było to, że PiSowi udało się ośmieszyć ostatni atut, który PiS ma (Andrzeja Dudę).


Wyobraźcie sobie to, jak na to wszystko musieli zareagować politycy zachodni. Najpierw Duda im opowiadał o tym, jaka to tragedia, że w Polsce są więźniowie polityczni, a potem ich ułaskawił. Przecież taki zachodni polityk (o ile w ogóle marnował czas na słuchanie tych bzdur) sobie pewnie po wszystkim pomyślał „mordo, skoro mogłeś ich po prostu ułaskawić, to po co w ogóle była ta szopka?”. Ciekaw jestem czy Andrzej Duda w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że tym całym cyrkiem ośmieszył nie tylko siebie, ale też urząd Prezydenta RP. Nawiasem mówiąc, ośmieszone zostały również wszystkie te narracje, z których wynikało, że te dwa typy to już niebawem będą się witać z odźwiernym w piekle, bo po tym, jak wyszli okazało się, że jak na te wszystkie narracje i potencjalne zagrożenie życia, to obaj panowie wyglądają nadspodziewanie dobrze. Gwoli ścisłości, wiadomo było, że te łamiące narracje to były bzdury, ale po wyjściu tych dwóch typów na wolność wszyscy mogli to zobaczyć na własne oczy i ja wiem, że betonowi się to wszystko zepnie w jedną całość, ale PiS się boleśnie przekonał o tym (i to niejednokrotnie), że władzy nie da się utrzymać opierając się na samym betonie.


Wiem, że wszyscy mamy już dosyć tego tematu, ale nie możemy jeszcze skończyć. Warto się bowiem zastanowić nad tym, po co w ogóle PiSowi była ta szopka? Czemu Duda po prostu nie ułaskawił ich po raz drugi (tak, wiem, Panie Prezydencie, to pierwsze ułaskawienie nadal jest ważne!)? Całkiem sporo ludzi próbowało to wszystko jakoś wytłumaczyć i przyznam szczerze (tak, to kolejny związek frazeologiczny, którego ostatnio nadużywam), że z rosnącym znużeniem wczytywałem się w komentarze, z których wynikało, że to po prostu następny element genialnego planu Kaczyńskiego, który chce mieć kolejny mit założycielski (więźniowie polityczni/etc.), że te ziomeczki to poszły siedzieć na te dwa tygodnie dlatego, że to wszystko było wcześniej przemyślane i zaplanowane. Nuży mnie to dlatego, że część komentariuszy nadal nie jest w stanie pogodzić się z tym, że Kaczyńskiemu i jego otoczeniu zdarza się (ostatnio coraz częściej) bardzo, ale to bardzo pomylić.

Jeżeli ktoś się spodziewał tego, że za moment zaserwuję wam moją własną teorię na ten temat, to taki ktoś się nie pomylił. Moim skromnym zdaniem PiS był przekonany o tym, że uda się im (przy pomocy różnych narzędzi) wymusić zwolnienie tych typów z więzienia. Gwoli ścisłości, obstawiam, że PiS sobie najpierw wykoncypował, że duetu Wąsik i Kamiński nikt nie ruszy z obawy przed gniewem suwerena. Dopiero po jakimś czasie „genialny strateg” i jego otoczenie zorientowali się, że nie będzie taryfy ulgowej i wymyślono, że skoro już ich muszą zamknąć, to niech się to stanie w sposób spektakularny (na proteście). To również się nie udało, bo zgarnięto ich z Pałacu Prezydenckiego. Wtedy też pewnie w głowie Kaczyńskiego powstał plan „wymuszenia” zwolnienia (ja wiem, że nowa większość na gruncie prawnym nie miała takiej możliwości, ale Kaczyński to człowiek, który od lat działała bez żadnego trybu, tak więc pewnie na taki drobny szczegół nie zwrócił uwagi, a jego otoczenie nie odważyło się na to, żeby mu to tłumaczyć). Plan ów rozbił się o to, że generalnie rzecz ujmując, to suweren się tym zapuszkowaniem niespecjalnie przejął (mignął mu nawet jakiś sondaż, z którego wynikało, że większość uważa, że powinni zostać „we więźniu”).  Kolejnym problemem było to, że „zagranica” w ogóle się tym nie przejęła, tak więc wszystkie te sprytne i genialne plany zbudowania zewnętrznego ciśnienia na polskie władze się (eufemizując) nie powiodły. Ponadto, absolutnie nic nie wskazywało na to, żeby nowe władze chciały się ugiąć. Podsumowując: Kaczyński i jego otoczenie pomylili się w tej sprawie wielokrotnie i właśnie dlatego Andrzej Duda, ośmieszając sam siebie, ułaskawił wcześniej wymieniony duet po raz drugi. To nie był element jakiegoś diabolicznego planu, tylko efekt tego, że plany się nie powiodły. Aczkolwiek w tym miejscu chciałbym zauważyć, że jeżeli ktoś nadal chce wierzyć w to, że Kaczyński jest geniuszem i zawsze planuje na kilka ruchów do przodu (albo jak Dr Strange analizuje miliony scenariuszy), to ja takiej osobie nie będę stał na drodze do szczęścia.


Wydaje mi się, że idealnym zakończeniem tego Przeglądu będzie pochylenie się nad ostatnimi dokonaniami Genialnego Stratega. Gdy duet Kamiński&Wąsik siedział w więzieniu, Kaczyński sobie pomyślał, że on sobie Wąsika odwiedzi. Zamysł był genialny w swej prostocie: Prezes poszedł do Zakładu Karnego i chciał do niego wejść, no bo przecież jest Kaczyńskim, a to oznacza, ze całe państwo ma się do niego dostosować. A potem się okazało, że Zjednoczona Prawica już nie rządzi i te zwyczaje się skończyły. Drugim (i ostatnim) wyskokiem Kaczyńskiego, nad którym się będę pastwił, jest jego dzisiejsza wypowiedź, w której wspomniał, że Kamiński został poddany torturom. Był łaskaw porównać działania polskich władz do działań gestapo, a gdy zwrócono mu uwagę na to, że chyba jednak lekko przegiął, to odpowiedział, że takie porównania są na miejscu ze względu na niemieckie związki Tuska. Jestem tak stary, że pamiętam o tym, że Kaczyńskiemu zdarzało się już wcześniej straszliwie bredzić i np. opowiadać o tym, że ktoś kobietom modlącym się na Krakowskim Przedmieściu gasił papierosy na szyjach (te słowa padły w Sejmie). Widać więc wyraźnie, że Prezes od wielu lat jest w doskonałej formie intelektualnej i wcale, ale to wcale nie złapał żadnej odklejki. A teraz powtórzmy sobie wszyscy jeszcze raz: Jarosław Kaczyński genialnym strategiem jest.


Źródła:

https://twitter.com/e_wrzosek/status/1747948842073346160

https://radom.wyborcza.pl/radom/7,48201,30620067,kontrowersyjny-portal-radomskie-info-zawiesil-dzialalnosc-byl.html

https://wiadomosci.wp.pl/klopoty-manasterskiego-kierowana-przez-niego-fundacja-musi-zwrocic-panstwowa-kase-6987899975379776a

https://next.gazeta.pl/next/7,172392,30609267,awantura-wokol-elektrowni-atomowej-w-polsce-adrian-zandberg.html

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30606396,pis-zatroskany-o-sienkiewicza-pyta-o-bialy-proszek-to-niepokoi.html

https://tvn24.pl/polska/jaroslaw-kaczynski-chcial-odwiedzic-macieja-wasika-nie-dalem-rady-nic-zrobic-no-bo-przepisy-sa-jednoznaczne-7731587

https://www.rmf24.pl/polityka/news-duda-nie-pozwole-na-zadna-weryfikacje-sedziow-powolanych-za-,nId,7282958#crp_state=1

https://www.pap.pl/aktualnosci/prezydent-duda-ulaskawil-kaminskiego-i-wasika

https://tvn24.pl/polska/prezes-pis-jaroslaw-kaczynski-o-mariuszu-kaminskim-i-macieju-wasiku-zwrocimy-sie-z-oskarzeniem-o-stosowanie-tortur-7739691

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/gaszono-papierosy-na-szyjach-modlacych-sie-kobiet/es1d3

https://energia.rp.pl/atom/art39726961-kto-nie-chce-atomu-na-pomorzu-wiemy-kto-chce-zmiany-decyzji-srodowiskowej

czwartek, 18 stycznia 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #103

Niniejszy Przegląd rozpoczniemy od pochylenia się nad meltdownem, który zalicza ostatnio Rafał Woś. To, że redaktorowi Wosiowi będzie przykro jeżeli jego ukochana partia (pamiętajmy o tym, że chodziło o najbardziej lewicową partię w Polsce) nie utrzyma się przy władzy, było oczywistą oczywistością. Kwestią otwartą było jedynie to, jak bardzo mu będzie przykro, no i się okazało, że bardzo. A nieco bardziej na serio, to Woś praktycznie od razu przyłączył się do działań PiSowskiego agitpropu. Warto sobie przypomnieć o tym, jak to niedawno „apelował” do Donalda Tuska, żeby ten się powstrzymał od „rozliczeń”. I to jest, moim zdaniem bardzo ciekawy wątek, bo Woś współtworzył narrację, w myśl której tu wcale nie chodzi o ukaranie winnych jakichś nadużyć, zbadanie tego czy śledztwa, które taśmowo umarzano w latach 2015-2023, faktycznie powinny zostać umorzone/etc. Nic z tych rzeczy! Tu chodzi o polityczną zemstę, która zdaniem Wosia jest antydemokratyczna! Potem było jeszcze bardziej spektakularnie, bo Woś wyprodukował artykuł, z którego wynikało, że dyktatura i tyrania niebawem w Polsce zapanuje (of korz, zostało to momentalnie przetłumaczone na angielski, coby cały świat zobaczył, jak to w Polsce źle (w artykule nie mogło zabraknąć wzmianki o Sorosu, prawda). Warto również wspomnieć o tym, że Woś pochwalił się tym, że został wicenaczelnym jednej z wielu partyjnych gadzinówek i nawet udało mu się przy okazji skomplementować Cezarego Krysztopę (nie guglajcie kto to, zaklinam was [nie, to nie jest reverse psychology, po prostu tego nie róbcie, bo to wybitny okaz prawicowego bezbeka]). Na sam koniec tych wosiowych rozważań zostawiłem sobie anecdatę. Otóż, w jednym z wąteczków Elonexowych pod wpisem (o Wosiu) jednego znajomego pojawiła się osoba, która Wosia broniła. W jaki sposób? Ano w taki, że to nie jest tak, że on sam z siebie zprawaczał. Nic z tych rzeczy, on po prostu został „wypchnięty” na prawicę.

Przez osiem ostatnich lat Zjednoczona Prawica twierdziła, że literalnie każda próba poinformowania zagramanicy o tym, że w Polsce źle się dzieje, to (werble) DONOSZENIE NA POLSKĘ. Po 15-10-2023 wszystko uległo zmianie i teraz okazuje się, że donoszeniem na Polskę nie jest nawet wygadywanie idiotyzmów o tym, że naszym kraju są więźniowie polityczni. Nawiasem mówiąc, warto się nad tą kwestią pochylić. Raczej oczywiste było to, że kraje UE będą niezbyt przychylnie patrzeć na kraj, który w bardzo szybkim tempie popadał w Orbanizację, bo taki kraj mógł stanowić potencjalne zagrożenie dla całej UE. Nie jest dla mnie natomiast oczywiste to, czemu kraje UE miałyby się przejmować tym, że w Polsce wsadza się przestępców do więzienia i nie pozwala się im być dalej posłami. Dodajmy sobie do tej układanki jeszcze jedne klocek: kraje UE doskonale wiedzą kim jest skazany duet i czym się zajmował. Jeżeli mam byś szczery, to na serio się zastanawiam nad tym, czy ci ludzie zdają sobie sprawę z tego, że na Zachodzie prawie nikogo (zaraz przejdziemy do tego czemu „prawie”) nie będą obchodzić te ich krokodyle łzy i robią to po prostu na użytek wewnętrzny (żeby mogli pokazać betonowi, że nadal walczą)? Czy też może oni na serio uwierzyli w to, że Zachód przejmie się losem duetu Kamiński&Wąsik (i tym, że PiS już nie kontroluje szczujni, która, gdy zachodziła taka potrzeba, 24/7 opowiadała o tym czemu UE jest zła) i zacznie wywierać na polskie władze dyplomatyczną presję? Jeżeli chodzi drugą opcję, to ciekaw jestem, jak oni sobie to wyobrażali tak właściwie? Że kraje Zachodnie wystosują list do władz Polski o treści „ej, albo wypuszczacie Wąsika i Kamińskiego, albo was wywalimy z UE i NATO”? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.

Jak wspomniałem przed momentem, wcale nie jest tak, że mało kto za granicą zwraca uwagę na lamenty Zjednoczonej Prawicy. Tyle, że (co za przypadek) są to praktycznie wyłącznie proputinowscy politycy albo (i to również jest przypadek) portale/konta influencerskie, które mają w zwyczaju rozsiewanie rosyjskiego dezinfo. To zupełnie tak, jak gdyby była tu jakaś prawidłowość, ale niestety, nie jestem w stanie jej dostrzec. Ok, a teraz nieco bardziej na poważnie. Wiadomo było od początku, że te lamenty PiSowskie spotkają się z odzewem prokremlowskich opiniomatów, bo to właśnie Kremlowi zależy na tym, żeby mógł rozsiewać po świecie informacje o tym, że w UE są więźniowie polityczni i nikt się za nimi nie wstawia. Czy politycy Zjednoczonej Prawicy zdają sobie sprawę z tego, że przypadła im w udziale rola pożytecznych idiotów? Skoro do tej pory sobie z tego nie zdawali sprawy, to teraz też raczej nie spłynie na nich olśnienie.

W tym miejscu chciałem napisać parę słów o tym, kto w trakcie dwóch poprzednich kadencji brał pieniądze od PiSu, ale wydaje mi się, że lepiej będzie poczekać do końca wszelkich możliwych audytów i po prostu napisać, kto po „prawej” stronie tej kasy nie brał. Będzie to bez porównania krótsza lista. Ciekaw jestem dwóch rzeczy. Po pierwsze: czy uda się odzyskać choćby część tej kasy, którą paśli się, na ten przykład, rządowi influencerzy. Po drugie, jak zareagują na to wszystko ci influencerzy i „niezależni internauci”, którzy dla odmiany pieniędzy nie dostawali. Nawiasem mówiąc, skala tego zjawiska jest tak ogromna, że chyba poznaliśmy przyczynę, dla której PiS po 2015 praktycznie zupełnie odpuścił sobie jakąkolwiek współpracę z oddolnymi inicjatywami. Skoro bowiem można mieć własnych wytresowanych komentatorów/influencerów, to po co współpracować z kimś, kto może mieć własne zdanie i kogo się nie kontroluje? Osobną kwestia jest to, że (gdyby nie kontekst) byłoby zabawne to, że teraz wygląda to tak, że jeżeli w przestrzeni publicznej pojawiają się informacje o tym, że Zjednoczona Prawica dawała komuś kasę, to można być prawie pewnym tego, że na końcu tej kasy jest ktoś, kto miał w zwyczaju wychwalanie Zjednoczonej Prawicy.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Mateusz Morawiecki udzielił niedawno wywiadu dziennikowi „Daily Express” i w trakcie tegoż wywiadu był łaskaw zwymiotować na Unię Europejską. Stwierdził on, że jeżeli ma być szczery, to on w sumie teraz lepiej rozumie Brytyjczyków i to, czemu głosowali za Brexitem. Dodał również, że Bruksela jest zła, bo poprzez wstrzymanie wypłat do Polski chciała wpłynąć na wynik wyborów i doszło do ingerencji w sprawy wewnętrzne Polski. Jest to bardzo ciekawa narracja, którą trzeba by Morawieckiemu i jemu kolegom przypominać, gdy zaczynają rozpowszechniać te swoje brednie o więźniach politycznych. Jakoś tak się bowiem składa, że skoro chcą, żeby „zagranica” wpłynęła na polskie władze, to chyba domagają się „ingerencji w sprawy wewnętrzne naszego kraju”, prawda? Swoją drogą, ja bym uważał z takimi tekstami o „lepszym zrozumieniu przyczyn Brexitu”, bo ktoś jeszcze mógłby pomyśleć, że Morawiecki też nie przepada za Polakami. No, ale napisanie czegoś takiego to byłaby czysta złośliwość, a ja przecież złośliwy nie jestem.

Trybunał Przyłębski wydał „orzeczenie” (cudzysłów użyty z rozmysłem) w kwestii tego czy nowej władzy wolno było odebrać PiSowi kluczyki do mediów. Dla nikogo zaskoczeniem nie było to, że w „orzeczeniu” stało, że absolutnie nie można było tego zrobić. I w tym miejscu się muszę pochwalić. Co prawda, nie jest to jakieś szczególne osiągnięcie, ale udało mi się wyprognozować (w poprzedniej notce: „Rzeczpospolita Zdemontowana”), że właśnie to „orzeczenie” będzie skutkowało zderzeniem czołowym nowej koalicji z tworem trybunało-konstytucyjno-podobnym, bo nowa władza po prostu zignoruje to „orzeczenie” tłumacząc, że orzekał tam dubler (a w ogóle to Przyłębska była nieprawidłowo wybrana).

Jarosław Kaczyński ma dobrą passę (tak więc pojawi się w Przeglądzie dwukrotnie [a to i tak dlatego, że była ostra selekcja]). Ostatnio, na ten przykład zapowiedział, że gdy jego partia odzyska władzę, to trzeba będzie zreformować cały system prawny i konstytucję:  „nawet gdyby to trzeba było zrobić przy pomocy aktów, które będą uchwalane na specjalnej zasadzie”. Innymi słowy, Jarosław Kaczyński zapowiada, że jeżeli my, Polacy jeszcze raz popełnimy ten błąd i dopuścimy do tego, żeby jego partia przejęła władzę, to tak nam zabetonuje państwo, że kolejnej okazji do popełniania błędów mieć już nie będziemy. Swoją drogą, ciekaw jestem, jak bardzo PiS będzie chciał „wygumkować” takie wypowiedzi przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi, kiedy to będzie nas partia Kaczyńskiego (bądź jego następcy) przekonywać do tego, że się „zmieniła” i że „trzeba dać jej szansę”. Dlatego też warto tego rodzaju wypowiedzi zachowywać dla potomnych.

Drugą wypowiedzią Kaczyńskiego, którą chciałbym tu przytoczyć, była ta dotycząca wyborów. Tak się bowiem jakoś złożyło, że Kaczyński (po raz pierdylionowy) zaczął rozpowszechniać teorie spiskowe. Tym razem chodziło o wybory. Otóż, Genialny Strateg, Mistrz Szachów 5D, który zawsze myśli kilka ruchów naprzód, był łaskaw powiedzieć, że jeżeli chodzi o te wybory, co to w ich trakcie PiS władzę stracił, to my się nigdy nie dowiemy o tym, „jak to z nimi było”. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że ta konkretna teoria spiskowa pojawiła się jeszcze w trakcie wyborów (bo się część PiSowskich influencerów lekko przeraziła tym, że w dużych ośrodkach są kolejki do komisji). Jeżeli mam być szczery, to ta konkretna teoria spiskowa mnie bardzo bawi, bo te wybory były zorganizowane tak, jak sobie tego PiS życzył (który to PiS kontrolował praktycznie całe państwo), a mimo tego, ta przebiegła opozycja znalazła sposób na to, żeby je sfałszować. Gwoli ścisłości, Kaczyński tę teorię wrzucił w sposób, który zapewne jemu i jego otoczeniu wydawał się „subtelny”. No bo nie powiedział, że wybory sfałszowano, prawda? On jedynie powiedział, że „nie dowiemy się, jak było”, a to dwie zupełnie różne kwestie. Nieśmiało w tym miejscu przypominam, że ten człowiek przez sporą liczbę ludzi (i to nie tylko wyborców PiS) jest uważany za geniusza. Nawiasem mówiąc ci, którzy pamiętają wybory samorządowe z 2014 wiedzą, że nie jest to pierwszy raz, kiedy to PiS podważał wynik wyborów. Jednakowoż wtedy miał ułatwione zadanie, bo PKW zaliczyła spektakularną wpadkę przy wdrażaniu oprogramowania (nie pamiętam już kiedy na stronie PKW pojawiły się wyniki wyborów, ale eufemizując, nie pojawiły się one wtedy, gdy powinny). Tym razem wszystko było w porządku i jedynym punktem zaczepienia dla wszelkiej maści szurów z Kaczyńskim na czele było to, że dużo osób głosowało poza miejscem zamieszkania. 

Grzegorz Braun został pozbawiony immunitetu. Z jednej strony, powinno nas to cieszyć, ale z drugiej strony, taki człowiek nigdy nie powinien zostać posłem.  No ale, pamiętajmy o tym, że konfiarzom tak naprawdę zależy na niskich podatkach i oni się znają na gospodarce. I dlatego właśnie Bosak pytany o to, czemu konfa zagłosowała przeciwko uchyleniu Braunowi immunitetu, zaczął opowiadać jakieś bzdury o tym, że to uchylenie immunitetu miało być uczczeniem dnia judaizmu. Potem zaś się w ogóle sfochował i powiedział, że on to nie chce na takie tematy rozmawiać, ale na te, które są istotne dla ludzi. Wiecie, jaki z tego płynie wniosek? Ano taki, że najmocniejsze struktury w konfie musi mieć Braun. Gdyby było inaczej, to już dawno by go pogonili, bo nawet oni dostrzegają, że jest on dla nich obciążeniem wizerunkowym.

Na sam koniec zostawiłem sobie temat, który mnie osobiście trochę rozbawił (byłby znacznie bardziej zabawny, gdyby nie kontekst). Otóż, jest pewne środowisko w Polsce, które tak bardzo przejęło się losem duetu Kamiński&Wąsik, że aż jeden z szefów tego środowiska zapowiedział, że zwróci się do Adama Bodnara w ich sprawie. Tym środowiskiem jest Kościół, wyżej wymieniony osobnik to przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski. Jak już wspomniałem, znajduję to zabawnym, bo dziwnym trafem jeden z szefów kościelnego korpo wstawia się za członkami partii, w trakcie rządów której to partii Kościół miał w Polsce Eldorado. Jednakowoż kontekst sprawia, że jest to mniej zabawne, niż być powinno (no bo przyznacie, że Kościół wstawiający się za przestępcami to coś, co może bawić). Kontekstem tym jest fakt, że Kościół do tej pory bardzo często milczał w sytuacjach, w których milczeć nie powinien. Najlepszym przykładem jest tu szczucie na uchodźców. Co prawda Kościół udawał, że na to reaguje, ale prawda jest taka, że nigdy się nie zdarzyło, żeby któryś z kościelnych dostojników zapowiedział, że on w sprawie uchodźców to będzie interweniował u władz.


Źródła:

https://twitter.com/RafalWos/status/1745837487581196695

https://wydarzenia.interia.pl/felietony/news-nadszedl-czas-tyranii-tym-razem-niestety-prawdziwej,nId,7248989


https://wyborcza.pl/7,75399,30603933,andrzej-duda-rozmawial-z-vera-jourova-o-kaminskim-i-wasiku.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/swiat/artykuly/9404608,duda-w-davos-kaminski-i-wasik-sa-wiezniami-politycznymi.html

https://twitter.com/kultura_gov_pl/status/1747946310840295760

https://twitter.com/300polityka/status/1746523522220847534

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/jaroslaw-kaczynski-chca-zniszczyc-urzad-prezydenta/2q9s3we

https://twitter.com/patrykmichalski/status/1747353951819755671

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9405375,sejm-zdecydowal-braun-jednak-bez-immunitetu.html

https://twitter.com/EpiskopatNews/status/1747689351742374370

poniedziałek, 15 stycznia 2024

Rzeczpospolita Zdemontowana

Do napisania niniejszego tekstu skłoniło mnie kilka czynników. Ostatnim z nich (można by go więc uznać za „czynnik decydujący”) było to, co działo się w kontekście duetu Wąsik&Kamiński. Sprawa ta jest bowiem bardzo, ale to bardzo pogmatwana i warto się pochylić nad przyczynami, dla których tak się stało. Uwaga natury ogólnej: to będzie kolejna notka-gawęda. Nie dlatego, że nie chce mi się w research, ale dlatego, że wklejanie wszystkich potrzebnych linków zajęłoby mi pewnie więcej czasu, niż pisanie notki.

No dobrze. Od czego by tu? Zaczniemy od początku, czyli od tego, że Andrzej Duda ułaskawił Kamińskiego i Wąsika. Pierwszym pytaniem, które należy sobie postawić w tym kontekście jest następujące: czy Duda miał prawo to zrobić? I tu dochodzimy do pierwszego „sporu w doktrynie”. Ponieważ ja się tam na prawie nie za bardzo znam, zapytałem mądrzejszych od siebie i dowiedziałem, że tak naprawdę to nie do końca wiadomo. Otóż, w Konstytucji nie dookreśłono tego czy ułaskawienie dotyczy osób skazanych, czy też można je zastosować w dowolnym momencie. Faktem natomiast jest to, że nikt przed Dudą nie próbował ułaskawiać przed prawomocnym wyrokiem (i przyznam, że trochę szkoda, bo gdyby tak było, to pewnie sprawa już dawno temu byłaby jasna). Gdyby nie kontekst, zabawne byłoby to, że sam Duda wcześniej twierdził, że ułaskawiać można skazanych (którą to wypowiedź przypominano dość często). Równie zabawne było to, że Zjednoczona Prawica w poszukiwaniu argumentów, którymi moglaby się podeprzeć, wykopała starą sprawę, ale nie doczytała za bardzo o co w niej chodzi i okazało się, że argumentem za tym, że „Duda miał rację” miało być to, że Kwaśniewski ułaskawił w ten sam sposób Ryszarda Kalisza. Wszystko pewnie poszło by po ich myśli, gdyby nie fakt, że Ryszard Kalisz nie został ułaskawiony. Na tym się sprawa nie skończyła, albowiem karuzela śmiechu przyspieszyła i to znacznie, bo okazało się, że Zjednoczona Prawica nieintencjonalnie przypomniała ludziom o całej sprawie i po internetach hulało nagranie Kamińskiego, który łajał Kwaśniewskiego za ułaskawienie partyjnego kolegi. No, ale to dygresja.

W normalnych warunkach, kwestię tego konkretnego użycia prawa łaski mógłby zbadać Trybunał Konstytucyjny. Tyle, że warunki nie są normalne, a my w praktyce nie mamy Trybunału Konstytucyjnego. To znaczy mamy, ale działa on tylko teoretycznie. Jak to możliwe? Wszystko zaczęło się w momencie, w którym Platforma Obywatelska powołała dwóch sędziów więcej, niż powinna. O ile dobrze pamiętam, pojawiły się wtedy opinie, z których wynikało, że nie powinno się tego robić, bo nie jest to zgodne z konstytucją (co potem potwierdził również Trybunał Konstytucyjny). Efekt końcowy był taki, że Andrzej Duda nie zaprzysiągł ani tych dwóch wybranych nieprawidłowo, ale również trzech sędziów, którzy zostali wybrani w sposób prawidłowy. Nie chciałbym być źle zrozumiany, to nie jest tak, że gdyby nie te działania PO, to PiS nie przeprowadziłby skoku na TK. Owszem, oni by ten skok przeprowadzili, ale byłoby im o tyle trudniej, że nie mieliby żadnego punktu zaczepienia. Może inaczej: nic nie stałoby Dudzie na przeszkodzie, żeby nie przyjąć zaprzysiężenia od prawidłowo wybranej trójki sędziów, ale bardzo ciężko byłoby to jakoś sensownie sprzedać narracyjnie.

Idźmy dalej. Andrzej Duda (tzn. Jarosław Kaczyński) postanowił, że nie zaprzysięgnie prawidłowo wybranych sędziów i zamiast nich PiS wybrał sobie swoich, których Andrzej Duda szybciutko zaprzysiągł. Orzeczenie TK, w którym wyjaśniono to, którzy sędziowie byli wybrani w sposób nieprawidłowy (dwóch), a którzy w sposób prawidłowy (trzech) PiS postanowił zignorować. Gdyby PiS się wtedy cofnął – całą sytuację dałoby się odkręcić tyle, że PiSowi nie zależało na odkręcaniu czegokolwiek, ale na przejęciu Trybunału Konstytucyjnego. To „olanie” orzeczenia TK było symboliczną datą, po której nie mieliśmy już Trybunału Konstytucyjnego, albowiem był on nieprawidłowo obsadzony.

I tu dochodzimy do kolejnego problemu. Otóż, ponieważ TK został obsadzony w sposób nieprawidłowy, to tak na dobrą sprawę jego orzeczenia nie są ważne. Tylko, że w tym miejscu pojawia się taka malutka niedogodność (pozwolę sobie zacytować mojego Znajomego Prawnika): „w naszym systemie prawnym nie przewidziano możliwości oficjalnego stwierdzenia wadliwości wyroków TK”. 

W sprawie ułaskawienia wypowiedział się natomiast SN (który był obsadzony w sposób prawidłowy). Wtedy zaś PiS zasłonił się Trybunałem Przyłębskim (ponieważ twór ten nie jest Trybunałem Konstytucyjnym, to ja nie zamierzam go tak nazywać) i kazał temuż trybunałowi orzec, czy Sąd Najwyższy to w ogóle ma prawo do wypowiadania się na takie tematy (być może pominąłem tutaj jeden ze szczebli tej drabiny, ale z racji tego, że nie mamy TK, to jest naprawdę mało istotne). Trybunał Przyłębski sprawę przeciągał przez 6 lat (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że przed przejechaniem walcem po trybunale PiS twierdził, że TK powinien się zajmować sprawami w takiej kolejności, w której one do TK wpłynęły), SN znowu zainterweniował i skończyło się to wyrokami skazującymi dla Kamińskiego i Wąsika i zjednoczono-prawicowymi narracjami o „więźniach politycznych”.

Co będzie dalej? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast tyle, że Zjednoczona Prawica sama doprowadziła do sytuacji, w której ułaskawienie tych dwóch typów wisiało na większości parlamentarnej. Prawda jest bowiem taka, że gdyby PiSowi udało się utrzymać władzę, to scenariusz pewnie wyglądałby tak: SN wydałby taką samą decyzję (czy też orzeczenie, nie chce mi się w prawnicze lingo), Wąsik i Kamiński dostaliby wyroki skazujące, ale PiS ogłosiłby, że to tylko zemsta kasty za przegraną Totalnej Opozycji (pewnie użyto by tego jako paliwa do narracji mających na celu zdobycie poparcia suwerena do ostatecznego zaorania sądownictwa). Nawet gdyby sąd wydał decyzję o tym, że trzeba tych dwóch typów doprowadzić do ZK, to przecież PiSowski marszałek nie pozwoliłby im uchylić immunitetu.


Jeżeli się nad tym wszystkim zastanowić „na spokojnie”, to można dojść do wniosku, że żaden z autorów konstytucji nie przewidział tego, że jakaś partia po wygranych wyborach może potraktować konstytucję jako zbiór wytycznych, którymi nie do końca trzeba się przejmować (tak, wiem, zaraz się mogą podnieść głosy „abo PO to co teraz robi”, ale do tego przejdziemy dalej). Innymi słowy: nikt nie przewidział PiSu.

A PiSowi przypadła w udziale rola partii, która przecierała szlaki. Nikt wcześniej nie olał orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Nikt wcześniej nie przejął kontroli nad trybunałem. W tym miejscu się na chwilę zatrzymamy. Żeby w pełni docenić to, co robił PiS, warto sobie odpowiedzieć na pytanie: czy kiedykolwiek wcześniej doszło do sytuacji, w której Trybunał Konstytucyjny nie mógł wydać orzeczenia dlatego, że doszło do kłótni w koalicji rządzącej, która sprawiła, że w konflikt popadli sędziowie, których do TK wsadzały poszczególne partie, wchodzące w skład koalicji. Nikt wcześniej nie wykorzystywał Trybunału Konstytucyjnego do walki politycznej. Nikt wcześniej nie zamienił mediów publicznych w ściek pełen jadu i teorii spiskowych. Nikt wcześniej nie ułaskawił partyjnych kolegów przed wyrokiem. I tu na moment się zatrzymamy. Wcześniej wspomniałem o tym, że gdyby ktoś to wcześniej zrobił, to już wiedzielibyśmy na czym stoimy. Chodziło mi, rzecz jasna, o to, że gdyby doszło do takiej sytuacji, to TK już dawno by zbadał to, czy jest to zgodne z konstytucją. Nikt wcześniej nie chciał przejąć kontroli nad sądownictwem po to, żeby ręcznie sterować sądami. Nikt wcześniej nie doprowadził do sytuacji, w której domyślną reakcją prokuratury na wały partii rządzącej jest umorzenie. Nikt wcześniej nie próbował (przed wyborami) zabetonować prokuratury po to, żeby spróbować uniknąć odpowiedzialności za wały, które robił w trakcie trwania kadencji.  Wyliczankę „nikt wcześniej” można by ciągnąć bardzo długo, ale to, co już wymieniłem, wystarczy całkowicie do sformułowania mało odkrywczego wniosku: „PiS jest partią wyjątkową”.

Nawiasem mówiąc to, że PiS jest partią wyjątkową, widać nie tylko w narracjach symetrystów, ale też w narracjach pochodzących od niektórych proPiSowskich opiniomatów. Chodzi mi rzecz jasna o te narracje, w których nową koalicję się strofuję i jej tłumaczy, że powinna nieco spuścić z tonu, bo co to będzie, jak PiS wygra kolejne wybory. Dziwnym trafem, prawie nikt tego rodzaju narracji nie wrzucał w latach 2015-2023. Jeżeli już się tego rodzaju pojawiały, to raczej w kontekście pewnych mechanizmów, które PiS chciał stosować (np. Lex Tusk) albo w kontekście zaostrzenia prawa aborcyjnego. Żaden symetrysta nie tłumaczył wtedy: „Ej, PiSie, ogarnij się, bo skończy się to tym, że jak PO wygra wybory, to będzie jeszcze ostrzej szło!”. Zamiast tego było nieśmiertelne argumentum ad Platformum i tłumaczenie, że może i PiS zrobił Y, ale to dlatego, że kiedyś PO zrobiło X, tak więc te partie się niespecjalnie różnią.

Jednakowoż najbardziej mnie bawią te narracje, w których się nam opowiada o tym, że „no po tym, co koalicja robi, to jak PiS wygra, to dopiero będzie”. Prawda jest bowiem taka, że jeżeli PiSowi udałoby się wrócić do władzy to i tak by się „działo”. Poprzednim razem po powrocie do władzy PiS momentalnie ruszył do demontażu wszelkich możliwych bezpieczników. Stało się tak dlatego, Kaczyński pamiętał, co działo się w latach 2005-2007, gdy bezpieczniki były na tyle mocne, że nie pozwalały mu się za bardzo rozpędzić. W trakcie dwóch kadencji rządów PO-PSL nie działo się absolutnie nic, co można by było uznać za „czynnik prowokujący” Kaczyńskiego do tego, co PiS robił od razu po przejęciu władzy w 2015. Zmierzam do tego, że Kaczyński chciałby przykręcić śrubę dokładnie tak samo mocno nawet, gdyby obecna koalicja działała bardzo grzecznie.

Zdarzało mi się już wielokrotnie wspominać, że czasami bywa tak, że dopiero po napisaniu jakiegoś kawałka tekstu spływa na mnie nagłe olśnienie. Tak było i tym razem. Dotarło do mnie bowiem to, że czynnikiem, który musiał mieć ogromny wpływ na to, jak PiS zachowywał się po 2015 roku było to, że praktycznie nikt nie poniósł żadnych konsekwencji za to, co się działo w latach 2007-2015 (tak, Wąsik i Kamiński mieli sprawy w sądzie, ale one się toczyły dopiero). Gdyby ktoś poszedł siedzieć albo poniósł jakieś konsekwencje, to być może ktoś w PiSie by się zastanowił nad tym „czy warto”. Ponieważ nikomu nie spadł włos z głowy (a duet Kamiński i Wąsik został ułaskawiony metodą „na Dudę”) nikt się tam nie zastanawiał nad potencjalnymi konsekwencjami. Warto do tego dodać jeszcze ten drobny szczegół: PiS nie miał w planach porażki wyborczej. Tak po prawdzie, do partii Kaczyńskiego zaczęło docierać to, że „nie jest dobrze” dopiero pod koniec kadencji (i stąd to histeryczne miotanie się w poszukiwaniu politycznego złota + próba zabetonowania prokuratury).

No dobrze, ale jaki był tak właściwie plan PiSu? Politycy tej formacji mogli, co prawda, przed kamerami tłumaczyć, że w tym czy innym sporze w trakcie rozjeżdżania walcem sądownictwa, to oni mają rację, ale mieli również świadomość tego, że te wszystkie ich dokonania trzymają się jedynie na tym, że to oni mają większość. Moim skromnym zdaniem, plan był taki, żeby jakoś dociągnąć tę kadencję 2015-2019 do końca (i przedłużać pewne sprawy), a potem zdobyć większość konstytucyjną i wszystkie te „nieścisłości” sobie wstecznie załatwić. Ktoś może powiedzieć „wszystko pięknie drogi Pikniku, ale prawo przecież nie powinno działać wstecz”, a ja takiej osobie powiem: potrzymajcie mi ustawę bezkarnościową (zapomniałem o tym wspomnieć przy wyliczance: nikt wcześniej nie próbował przepchnąć przez Sejm ustawy, zdejmującej z polityków jakąkolwiek odpowiedzialność karną za ich działania), która miała za zadanie zadziałać wstecznie. Aczkolwiek takie „wsteczne” załatwianie „nieścisłości” byłoby naszym najmniejszym problemem, bo chyba dla wszystkich oczywiste jest to, że gdyby PiS tę większość konstytucyjną zdobył, to polska opozycja miałaby w wyborach szanse porównywalne z opozycją na Węgrzech (czyli: nawet nie miałaby szans matematycznych).

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Spora część komentatorów przeszła nad tym, co PiS zrobił z TK, do porządku dziennego. Tzn. owszem, przyznawali, że nie powinno się tak robić, ale równolegle tłumaczyli, że jeżeli przyjdzie jakaś władza po PiSie,to taka władza będzie musiała się pogodzić z wyrokami TK, bo przecież nie ma innej opcji, bo nie da się unieważnić orzeczenia/etc. Ujmując rzecz innymi słowy: może i PiS złamał prawo, ale nic z tym nie zrobicie, albowiem „sorry, taki mamy klimat”.



UWAGA! Gawęda sponsorowana przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Gdybyśmy to chcieli ująć nieco inaczej, brzmiałoby to mniej więcej tak: ok, zdajemy sobie sprawę z tego, że PiS trwale zdemontował jeden z bezpieczników, którym był Trybunał Konstytucyjny, ale ponieważ bez większości konstytucyjnej nic się nie da z tym zrobić, nie będziemy się nad tym zbyt często pochylać, bo są istotniejsze kwestie. A to jedynie jedna z płaszczyzn tej sytuacji. Drugą, o wiele istotniejszą w moim mniemaniu jest to, że równie szybko spora część komentariatu symetrystycznego przeszła do porządku dziennego nad tym, że PiS będzie chciał wykorzystywać Trybunał Przyłębski do tego, żeby znacznie utrudnić nowej koalicji sprawowanie władzy. Dla nikogo nie było tajemnicą to, że wyżej wymieniony trybunał znajduje się pod całkowitą kontrolą PiSu i będzie robił to, co PiS mu każe robić. Owszem, przed wyborami był tam klincz, bo się PiS z Ziobroidami pokłócił, ale teraz to wszystko poszło w niepamięć, bo obie te partie mają wspólnego wroga, którym jest nowa większość. Znamienne jest to, że całkiem spora część komentariuszy oczekiwała od nowej koalicji tego, że po prostu się z tą sytuacją pogodzi. Kolejnym piętrem absurdu w tej całej sytuacji jest to, że nawet „pogodzenie się z losem” (i np. przejmowanie się orzeczeniami TP) byłoby tak na dobrą sprawę tolerowaniem bezprawia.  

W tym miejscu pozwolę sobie na pewną prognozę. Biorąc pod rozwagę dotychczasowe działania nowej koalicji rządzącej i to, że PiS właśnie próbuje używać Trybunału Przyłębskiego w walce politycznej, najprawdopodobniej czeka nas niebawem czołowe zderzenie nowej koalicji z tymże trybunałem. Punktem wyjścia będzie najprawdopodobniej spór o media (bo przecież TP ma ocenić czy nowa koalicja miała prawo do odebrania kluczyków PiSowi) i bardzo być może, że nowa koalicja zrobi z orzeczeniem TP to samo, co Szydło z orzeczeniem TK, czyli po prostu je zignoruje, opierając się na tym, że skład TK jest nieprawidłowo wybrany.


Następnie PiS pewnie przywdzieje koszulki z napisem „Konstytucja” i będzie tłumaczył, że on tylko broni niezależności/etc. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że Genialny Strateg razem ze swoim otoczeniem sam wmanewrował swoją opcję polityczną na pole minowe. Chodzi mi tu o „sprytną” decyzję Kaczyńskiego, która sprawiła, że prawo aborcyjne zostało w Polsce zaostrzone nie na drodze ustawy, ale przez przejęty trybunał. Kaczyński i jego otoczenie kalkulowali sobie to tak, że „ok, jak Przyłębska to zaostrzy, to zawsze możemy użyć argumentu, że to trybunał, a nie my”. Wszyscy wiemy o tym, że ów plan (zaostrzenie prawa aborcyjnego i nieponiesienie za to politycznych konsekwencji) okazał się spektakularną porażką (jak wiele innych Genialnych Planów Kaczyńskiego). Teraz natomiast okazuje się, że tą „bardzo sprytną decyzją” Kaczyński w praktyce uniemożliwił sam sobie budowanie politycznego poparcia na obronie trybunału. Bo mało kto (poza partyjnym betonem) będzie chciał protestować w obronie tworu, którym ręcznie steruje Kaczyński i który to twór jest odpowiedzialny za jedne z największych protestów po 89 roku (w trakcie których policja na życzenie Żoliborskiego Satrapy zajmowała się tym, czym się zajmowała). Nawiasem mówiąc, ja wiem, że zawsze można podnieść argument „ok, może i część sędziów w trybunale znalazła się tam nielegalnie, ale co z orzeczeniami, które wydawaliby prawidłowo wybrani sędziowie”? To jest bardzo ciekawy casus, ale dzięki działaniom PiSu te rozważania są raczej bezprzedmiotowe, bo nie po to PiS powoływał „dublerów”, żeby potem grzali ławę.

Ponieważ się trochę rozpisałem byłem trzeba zmierzać w stronę wniosków końcowych. Mamy rok 2024 i żyjemy sobie w Rzeczpospolitej Zdemontowanej. Demontaż ów zawdzięczamy Genialnemu Strategowi, któremu w 2015 wydawało się, że jest o krok od zorbanizowania Polski, tak więc mógł ignorować wszystko i wszystkich. Nad konsekwencjami swoich Genialnych Pomysłów się jak zwykle nie zastanowił. A konsekwencje są takie, że od 2015 do zaorania dosłownie wszystkiego potrzebna jest większość parlamentarna. W teorii istnieją bezpieczniki międzynarodowe (TSUE/etc.), ale w praktyce, jak się mogliśmy przekonać, jakoś specjalnie to Kaczyńskiemu i jego partii nie przeszkadzało. Nie wiem, co powstrzymywało Zjednoczoną Prawicę przed zabetonowaniem Polski do reszty, ale na pewno nie chodziło o to, że koalicja PO-PSL nie działała w podobny sposób. Wspominam o tym dlatego, że (jak to już było sygnalizowane w tym tekście) część komentariuszy stara się budować narracje, z których wynika, że za potencjalne zalanie polski betonem po odzyskaniu władzy przez PiS, odpowiadać będzie obecna koalicja. To, że ten argument jest pozbawiony najmniejszego sensu, jakoś tym geniuszom unika.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że politykom pokroju PiSowców (którzy, parafrazując klasyka nie są równi politykom normalnym [i nie, to nie jest hejt, PiS nie jest zwykłą partią tylko partią, która uważa, że wygranie wyborów oznacza, że można robić praktycznie literalnie wszystko]), nic nie jest w stanie przeszkodzić. Zwyczajni politycy (a za takich PiSowców uznać nie można) uprawiają politykę w oparciu o pewne zasady. PiS nie uznaje żadnych zasad poza „prawem silniejszego” (co jest im teraz przypominane w sytuacji, w której próbują grać rolę ofiar), co było bardzo dokładnie widać w czasie, w którym mieli większość w Senacie i odpalali maszynkę do głosowania. Zabezpieczyć nas przed nimi nie jest w stanie nawet jakaś nowa super-duper szczegółowa konstytucja, bo nie jest możliwe stworzenie takiej konstytucji, której przepisy nie będą podlegały interpretacji. A jeżeli będą podlegać, to PiS już zadba o to, żeby interpretowali te przepisy ludzie, którzy będą wiedzieli czego się od nich oczekuje.

Na sam koniec zostawiłem sobie kwestię, która mnie osobiście irytuje. Chodzi mi o to, że część sceny politycznej i komentatorów kręci teraz nosem na działania nowej koalicji. Nie chciałbym być źle zrozumiany: mnie się te działania też średnio podobają, bo wiem, że to jest jazda po bandzie, ale mam świadomość tego, że te działania nie są osadzone w próżni, tylko w bardzo konkretnym kontekście. Kontekst ten jest zaś taki, że PiS zabetonował sporą część kraju i teraz coś z tym trzeba zrobić. Jeżeli ktoś chce stać na stanowisku takim, że nie powinno się ruszać TVP i prokuratury i generalnie to powinno się grzecznie nadstawiać drugi policzek PiSowi, to ja takiej osobie na drodze do szczęścia nie będę stał. Pozwolę sobie jedynie stwierdzić, że nie głosowałem na opozycję po to, żeby po tym, jak uzyska większość, nadal rządził PiS. Gdybym chciał, żeby nadal rządziła partia Jarosława Kaczyńskiego, to bym na nią głosował.

Poza tym wydaje mi się, że wszyscy niezadowoleni ze stylu, w jakim teraz działa nowa koalicja powinni zwrócić uwagę na jeden, bardzo drobny szczegół. PiS jechał po bandzie (i łamał prawo) żeby przejąć kontrolę nad całym państwem. Obecna koalicja stosuje wszelkie możliwe tricki, żeby PiS tej kontroli pozbawić. To jest, moim zdaniem zasadnicza różnica. PiSowi trzeba było odebrać kluczyki do TVP, bo to była zwykła szczujnia. PiSowi trzeba było odebrać kontrolę nad prokuraturą, bo po 8 latach nikt nie ma wątpliwości w kwestii tego, do czego ta kontrola zostałaby wykorzystana (kejs agenta ABW, który wjechał w tłum ludzi i odpowiadał za wykroczenie drogowe powinno pozbawić złudzeń każdego).

Niestety, tego tekstu nie jestem w stanie zakończyć optymistycznym akcentem, bo takowego nie ma. Jedyne wyjście z tej sytuacji, to niedopuszczenie (nigdy więcej) PiSu do władzy, a to oznacza, że wszyscy powinniśmy pamiętać o tym, co działo się w latach 2015-2023 i nie pozwolić się więcej zbajerować Zjednoczonej Prawicy. Czy z tego wynika, że obecnej koalicji rządzącej należy pozwalać na wszystko? Nie. Z tego wynika, że warto zwracać uwagę na to, jaki cel mają ich działania. Tylko tyle i aż tyle. 

czwartek, 11 stycznia 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #102

Uwaga natury ogólnej. W tym „Przeglądzie” sprawa duetu Wąsik&Kamiński co prawda się pojawi, ale o tym, dlaczego w ogóle doszło do takiej, a nie innej sytuacji (i jak to możliwe, że mamy zylion orzeczeń/etc. dotyczących tej sprawy) będzie traktowała inna notka. W tym tekście skupię się na kwestiach „bieżących”, aczkolwiek od razu uprzedzam, że będzie tego kilka akapitów.

Zacznę od tego, że ja się na serio nie spodziewałem tego, że w ramach blitzkriegu policja wejdzie do Pałacu Prezydenckiego i zawinie z niego obydwu typów. Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że ci panowie obaj się również tego nie spodziewali (tak samo, jak nie spodziewał się tego PiS i Andrzej Duda). Ponieważ złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że to na serio było ogarnięte z chirurgiczną precyzją. No bo tak: obaj panowie obiecywali, że będą 11-go na PiSowskim spędzie. Obstawiam, że faktycznie by się tam pojawili. Gdyby policja próbowała ich tam zatrzymywać, to mogłoby dojść do zamieszek. Był to o tyle realny scenariusz, że jak się w jednym miejscu zbierze odpowiednio dużo ludzi z baniami spranymi przez PiSowskich spindoktorów, to nie da się wykluczyć żadnego scenariusza, z bitwą z policją (tą samą, którą tak się wychwalało za pacyfikowanie protestów w 2020) łącznie. Poza tym, spindoktorom Zjednoczonej Prawicy potrzebny był jakiś symbol: w rodzaju nagrania/fotek z zatrzymania (jestem się w stanie założyć, że w TV Republice mieli już gotowy podkład muzyczny pod spoty, w których pojawiłyby się takie migawki). Tymczasem, obu jegomościów zgarnięto tak, że „nie zostało po nich nawet zdjęcie”, i to raczej nie był żaden przypadek.

Na uwagę zasługuje to, że PiS potraktował sprawę Wąsika i Kamińskiego tak, jak traktował każdą inną i poszedł w wielonarracje. Z jednej bowiem strony opowiadano o tym, że obaj panowie nie pójdą siedzieć, albowiem (i tu zawsze padała litania argumentów). Jednakowoż z drugiej, przygotowywano się do tego „zamknięcia” od bardzo dawna. W środę (10-01-2024) Rafał Mrowicki zwrócił uwagę na to, że Eloneksowe (niegdysiejszy Ćwiter) konto (odstawić płyny): „Komitet Obrony Więźniów Politycznych” (tak sobie dumam, że lepiej by brzmiał KOP: Komitet Obrony Przestępców) powstało jeszcze w grudniu. Jeszcze zabawniej zrobiło się później, gdy Bartosz Bartkowiak wynorał, że domeny przypisane do tej, ahem, oddolnej inicjatywy, zostały utworzone 22-12-2023. Może inaczej: utworzono je dzień po tym, jak Kamiński pokazał w Sejmie gest Kozakiewicza (gdy podniosły się okrzyki „do więzienia”). O ile nie mam wątpliwości w kwestii tego, że teraz Wąsik i Kamiński zdawali sobie sprawę z tego, jaka rola im przypadła w udziale, to ciekaw jestem, czy pokazując gest Kozakiewicza, Kamiński zdawał sobie sprawę z tego, że dzień później jego partyjni koledzy ogarniali te domeny.

Warto się na moment pochylić nad działaniami naszego Wielce Szanownego Prezydenta, który (jak przystało na wiernego żołnierza partii) wykonywał polecenia i nie zadawał żadnych pytań, bo to jego decyzji zawdzięczamy ten bajzel, w którym się teraz znajdujemy (i któremu, jak już zapowiedziałem, poświęcony zostanie Osobny Głośny Tekst). Otóż, od pewnego czasu Andrzej Duda opowiadał o tym, że jeżeli wzmiankowany powyżej duet pójdzie siedzieć, to to będą więźniowie polityczni i on będzie o tym informował wszystkich dookoła (nie pamiętam już czy padła tam fraza o informowaniu „partnerów na Zachodzie”, czy też nie). Po pierwsze, mamy tu chyba do czynienia z donoszeniem na Polskę. Po drugie, ja mam o naszym Prezydencie zdanie takie, a nie inne, ale na serio zastanawiam się nad tym czy jest on na tyle nieogarnięty, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że absolutnie nikogo (z drobnymi wyjątkami) na Zachodzie nie będzie obchodził jego spin o „więźniach politycznych”. Zachód jest doskonale zorientowany w kwestii tego, co się u nas dzieje i tego, kim są panowie Wąsik i Kamiński. Poza tym, przez moment załóżmy (na użytek niniejszego kawałka tekstu), że może tam jednak nieogary na tym Zachodzie siedzą i może uwierzą Prezydentowi RP (na to właśnie liczą ludzie ze Zjednoczonej Prawicy). Skoro sobie poczyniliśmy takie założenie, to teraz odpowiedzmy sobie na jedno pytanie: po co mieliby na to reagować? Może inaczej: co otrzymaliby w zamian? Szansę na powrót władzy, która była absolutnie nieprzewidywalna i starała się razem z Orbanem jak najbardziej rozbujać Unię Europejską? A może za Wąsikiem i Kamińskim wstawią się USA, te same, z którymi PiS się skonfliktował, forsując Lex-TVN? Ponieważ (jak już wspomniałem) Zachód sobie doskonale zdaje sprawę z tego, kim są ci panowie i czym zajmowali się w latach 2015-2023, te rozważania są bezprzedmiotowe. Nie oznacza to, że nikt się nad tymi narracjami o więźniach politycznych nie pochyli. Moim skromnym zdaniem bardzo szybko pochyli się nad tym rosyjska propaganda (i rosyjskie opiniomaty z krajów Zachodnich). No bo skoro "na Zachodzie" są więźniowie politycznym, to ta Rosja i Białoruś nie są przecież takie ostatnie, prawda?

Na sam koniec tych Wąsikowo-Kamińskich rozważań zostawiłem sobie nieco inną kwestię. A mianowicie to, w jaki sposób proPiSowcy publicyści tę całą sprawę przedstawiają. Skupię się tu na Piotrze Zarembie, bo to jest wprost idealny „kejs”. Zaremba wysmarował sążnisty artykuł o tym, że mamy do czynienia z chaosem, ale wszystkiemu winna jest obecna koalicja rządząca. Wpisuje się to idealnie w nurt narracyjny, z którym mieliśmy do czynienia przez osiem ostatnich lat, w myśl którego: obie partie robią to samo, ale PiS jest i tak lepszy, a poza tym jest sprytniejszy, więc wolno mu więcej. Tym, co zwróciło moją uwagę był fragment, w którym Zaremba napisał, że jeżeli chodzi o to, co zrobił Duda (ułaskawienie w trakcie toczącego się postępowania) to w sumie nic takiego, bo już to kiedyś robiono i wskazał na ułaskawienie Ryszarda Kalisza w 2005 roku. W tym miejscu krótka dygresja. Wszyscy doskonale wiemy, w jaki sposób działała i nadal działa PiSowska propaganda. Gdyby był jakkolwiek precedens i gdyby ktokolwiek wcześniej użył prawa łaski tak, jak to zrobił Andrzej Duda, to dowiedzielibyśmy się o tym piętnaście minut po tym, jak podniosły się pierwsze głosy mówiące, że „chyba nie o to chodzi w prawie łaski, Panie Prezydencie”. Mam uwierzyć w to, że przez te osiem ostatnich lat, PiSowski agitprop miał na podorędziu coś takiego i tego nie użył? Jest to o tyle mało prawdopodobne, że sam Ryszard Kalisz krytykował wtedy decyzję  Andrzeja Dudę (fanem Kalisza nie jestem, ale śmiem twierdzić, że gdyby Kwaśniewski ułaskawiając go zrobił to samo, co Duda, to raczej by wtedy siedział cicho). Przyznam szczerze, że trochę się w związku z tą sprawą wyfrajerzyłem, bo poświęciłem dużo czasu na próby wynorania tego, co się stało i jedyne, co wykopałem to to, że Kwaśniewski „zaczął procedurę ułaskawiania” (plot twistem było to, że w tym samym artykule stało, że prawo łaski stosuje się w przypadku skazanych prawomocnym wyrokiem [potem się okazało, że na ten sam artykuł powoływali się PiSowscy propagandyści]). Czemu się wyfrajerzyłem? Bo mogłem poczekać na reakcję Ryszarda Kalisza, który się na ten temat wypowiedział. Okazało się (będziecie bardzo zaskoczeni), że nie było żadnego prawa łaski, a sąd prawomocnie umorzył postępowanie. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć, że w momencie, w którym pisałem ten kawałek tekstu (środowy wieczór 10-01-2024) na stronie Interii nadal wisiał artykuł Zaremby, w którym stało, że Kalisz został ułaskawiony. To jest chyba ten prawdopośrodkizm, co nie? Zaremba twierdzi, że Kalisz został ułaskawiony, Kalisz twierdzi, że nie, a czytelnik powinien sobie sam wyrobić opinię na ten temat, prawda? Dlaczego napisałem, że Zaremba jest tu idealnym kejsem? Bo reszta kłamie tak samo, jak on.

Edycja: już po napisaniu tego tekstu okazało się, że Andrzejowi Dudzie (używając języka kolokwialnego) zmiękła rura i uruchomił procedurę ułaskawienia obu panów. I przyznam się wam szczerze, że znajduję to zabawnym, szczególnie po tych wszystkich buńczucznych zapowiedziach o powołaniu Komitetu obrony tego i owego.

No dobrze, skoro już przekopaliśmy się przez ten konkretny wieloakapitowy kawał Przeglądu, to tak sobie myślę, że wszyscy zasłużyliśmy na jakieś pozytywne informacje. 9 stycznia (2024) mogliśmy się wszyscy dowiedzieć, że wstrzymano wypłaty z Funduszu Sprawiedliwości, z którego to funduszu finansowane było, między innymi, powiązane z Dariuszem Mateckim stowarzyszenie „Fidei Defensor”. Mam nadzieję, że tego rodzaju informacji będziemy mieli w przyszłości znacznie więcej.

Pozytywnych informacji jeszcze nie koniec, albowiem od momentu, w którym w TV Republice wypowiedział się Pietrzak, wyżej wymieniona stacja telewizyjna zaczęła tracić reklamodawców. Od czego by tu zacząć... może od tego, że po pierwsze, TV Republika mogłaby tego uniknąć, gdyby tylko łaskawie zareagowała w jakiś sposób na to, co powiedział Pietrzak (przez „zareagowała” mam na myśli odcięcie się od niego/etc.). Tyle, że zamiast reakcji były głosy poparcia, bo przecież wolność słowa i takie tam. Po drugie, gdy zaczęli odchodzić pierwsi reklamodawcy, Zjednoczona Prawica zareagowała tak, jak reagowała od dawna: obraziła się i zaczęła wyzywać reklamodawców i im grozić (ale były też wątki humorystyczne: np. lustrowanie szefostwa IKEI albo „anulowanie przyszłych zamówień przez Lichocką), czym skutecznie zachęciła do reakcji kolejnych (bo nie wszystkie firmy chcą być utożsamiane z ciężką szurią). Po trzecie, to jest idealny przykład na to, jak bardzo Zjednoczona Prawica nie potrafi myśleć perspektywicznie. Zabranie kluczyków od TVP sprawiło, że część betonu partyjnego zaczęła oglądać TV Republikę. To zaś oznacza większą oglądalność i rozmawianie z reklamodawcami o zupełnie innych kwotach. W telegraficznym skrócie: TV Republika mogła zacząć na reklamach zarabiać znacznie więcej, niż w latach 2015-2023 (gdy TVP było TV Republiką na sterydach), ale zamiast tego woli zarabiać mniej. Chciałbym w tym miejscu wspomnieć o tym, że to właśnie ich środowisko jest przez wiele osób utożsamiane z geniuszem politycznym i snuciem wielopoziomowych planów, po zobaczeniu których Machiavelli powiedziałby: „uczcie mnie”.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerana!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Mogła wam umknąć ta informacja, ale wychodzi na to, że szykuje się nam nobel z medycyny. Nie wierzycie mi? To patrzcie na to, co opublikowano jakiś czas temu na Eloneksie mojego ulubionego portalu wPolityce: „Prezydent Andrzej Duda dotrzymuje słowa! W KPRP ruszają prace nad projektem dot. metod leczenia niepłodności. Chodzi o alternatywę dla in vitro”. Nieco zaś bardziej na serio, to jest to kolejny przykład na to, jak bardzo nasz Wielce Szanowny Prezydent nie ogarnia rzeczywistości. Ja rozumiem, że to jest robione po to, żeby mu jego własny elektorat (ta najbardziej hardkorowa jego część) nie zawracał głowy tym, że podpisał szatańską ustawę o refundowaniu in vitro. Tyle, że na ogarnięcie tej „alternatywy” miał osiem ostatnich lat (co najwyraźniej musiało mu umknąć).

W przedostatnim Przeglądzie heheszkowałem sobie z tego, że ktoś obsługujący Eloneksowe konto Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej się był nie przelogował i opublikował heheszki z Andrzeja Dudy nie na tyn koncie, co trzeba. Ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk momentalnie za to przeprosiła. Czemu o tym wspominam? Ano temu, że Andrzejowi Dudzie udało się to ostatnio przebić. Chciał komuś napisać DM-kę o tym, żeby ten ktoś poheheszkował Hołownię, ale mu się źle kliknęło i opublikował to na swoim koncie. Co prawda wpis został szybko usunięty, ale znacznie szybciej użyty został print screen. Po tym, jak sprawę załatwiła ADB, dość oczywiste było to, co trzeba zrobić, prawda? Otóż, nie było to oczywiste dla Andrzeja Dudy i jego otoczenia, bo nie dość, że żadne przeprosiny się na koncie prezydenta nie pojawiły, to jeszcze potem Mastalerek się strzępił, że czemu w ogóle się biednego prezydenta czepiają, on po prostu nie jest sztywniakiem.

Jakiś czas temu pominąłem jedną dobrą informację, ale okazało się, że nie musiałem się bawić w wykopki, bo nadarzyła się okazja do wspomnienia o tej dobrej informacji. Tą dobrą informacją byłą zapowiedź ministry Barbary Nowackiej o redukcji liczby godzin religii w szkołach (z dwóch do jednej). Zaś okazją do wspomnienia o tej dobrej informacji było skrajne oburzenie jednego z funkcjonariuszy korpo, które najbardziej odczuje tę decyzję. Wacław Depo był łaskaw się wypowiedzieć w tej kwestii i stwierdzić, że nie można zredukować liczby godzin religii w szkołach, albowiem w konkordacie jest to wszystko na sztywno ustalone. Jak wielkim zaskoczeniem będzie dla was informacja o tym, że Depo minął się z prawdą?

Na sam koniec zostawiłem sobie temat o dość sporym kalibrze. Żeby nie bawić się w zbędny dramatyzm: chodzi o Kąckiego. Ja sobie zdaje sprawę z tego, że tytuły artykułów są ostatnio pisane tak, że mogą nie mieć absolutnie nic wspólnego z ich treścią. Jednakowoż, tytuł tego zbioru liter opublikowanego w GW i napisanego przez Kąckiego był skonstruowany tak, że jeżeli człowiek wiedział, na co patrzy, to wiedział również, że w tym zbiorze liter będzie tak gęsto, że gdyby artykuł był nieco dłuższy, to pewnie moglibyśmy zaobserwować powstanie osobliwości. Chodzi mi rzecz jasna o (uprasza się o przygotowanie miednicy) wzmiankę o „kobietach źle kochanych”. Zjawiskowe jest to, że człowiek, który zarabia na życie pisząc, najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie istnieje żaden kontekst, po osadzeniu w którym ta fraza nie brzmiałaby źle. Jeżeli natomiast weźmiemy pod rozwagę kontekst, w jakim została ona użyta, to będzie ona brzmiała jeszcze gorzej. Przyznam szczerze, że zanim spróbowałem przeczytać ten zbiór liter, pojawiły się w przestrzeni publicznej opinie, z których wynikało, że tekst ów jest próbą przygotowania gruntu pod (eufemizując) nieszczególnie dobre rzeczy, których się niebawem będziemy mogli dowiedzieć o autorze wyżej wymienionego zbioru liter. A potem oświadczenie opublikowała jedna z jego ofiar, Karolina Rogaska (z tekstu wynikało, że było ich więcej) i okazało się, że wygłaszający te opinie mieli rację. A jeszcze bardziej potem oświadczenie opublikowała Fundacja Instytut Reportażu i okazało się, że o całej sprawie wiedziano już od początku grudnia. Kącki najwyraźniej nie chciał czekać na rozwój wypadków i próbował narzucić wszystkim swoją własną narrację (z której wynikało, że w sumie to on też jest ofiarą [bardzo dobrze wyjaśnił go kolega z Doniesień z Putinowskiej Polski – link do jego artykułu będzie w źródłach]).

Dobra, uznałem, że takie zakończenie będzie zbyt ciężkie tak więc wrzucę tu jeszcze świeżynkę. Dzisiaj odbył się w Warszawie spęd partyjny PiSu. Wiedziałem (tak jak każdy, kto obserwował to, co się działo przez osiem ostatnich lat), że Zjednoczona Prawica będzie próbowała zawyżać frekwencję. Oddelegowano do tego Rafała Bochenka, który ze sceny opowiadał o tym, że uczestników było około 300.000 (słownie – około trzystu tysięcy). Nie dziwi mnie to, że akurat ten członek partii się tym zajmował, bo jeżeli chodzi o zawyżanie frekwencji na partyjnych spędach, to ma on spore doświadczenie. To właśnie on po rzułtym marszu, który okazał się frekwencyjną klapą, oznajmił, że w całej Polsce protestowały miliony Polaków.


Źródła:

https://tvn24.pl/polska/zatrzymanie-mariusza-kaminskiego-i-macieja-wasika-minister-spraw-wewnetrznych-marcin-kierwinski-komentuje-7717183

https://sportowefakty.wp.pl/inne/1097720/kozakiewicz-zbulwersowany-gestem-kaminskiego-w-sejmie-skalal-moje-nazwisko

https://twitter.com/MrowickiRafal/status/1745027351384031716

https://twitter.com/brtbartkowiak/status/1745059899950686685

https://wydarzenia.interia.pl/felietony/news-polowanie-na-kaminskiego-i-wasika-nie-da-sie-tego-nazwac-ina,nId,7251071

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-laska-dla-sobotki-i-kalisza,nId,807340

https://twitter.com/RyszardKalisz/status/1743945817071685641

https://wydarzenia.interia.pl/raport-mariusz-kaminski-maciej-wasik/news-zwrot-w-sprawie-kaminskiego-i-wasika-jest-reakcja-wiceminist,nId,7263081

https://szczecin.wyborcza.pl/szczecin/7,34939,30575370,zablokowane-pieniadze-z-funduszu-sprawiedliwosci-dla-stowarzyszenia.html

https://twitter.com/wPolityce_pl/status/1743597819359858958

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-nietypowy-wpis-andrzeja-dudy-prezydencki-minister-ma-byc-szt,nId,7254596

https://www.edziecko.pl/starsze_dziecko/7,79351,30572944,w-szkole-bedzie-mniej-lekcji-religii-arcybiskup-to-jest-nieprawda.html

Kolega z Doniesień wyjaśnia Kąckiego:

https://www.facebook.com/PutinowaPolska/posts/pfbid09CExtoeaQ9JLgN8SzuaBLjSGs3YUAMxzLVK3hmHD5mJRHK1UzCby3MfUrea8v5vKl

https://tvn24.pl/tvnwarszawa/ulice/marsz-11-stycznia-w-warszawie-przed-sejmem-st7718425

https://dorzeczy.pl/obserwator-mediow/423949/spiecie-bochenka-z-dziennikarzem-tv-24-poszlo-o-jana-pawla-ii.html

czwartek, 4 stycznia 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #101

Poniższy (noworoczny) Przegląd zaczniemy od kwestii rakiety. I to nie byle jakiej rakiety, ale rakiety rosyjskiej, która jeszcze w starym roku wleciała w naszą przestrzeń powietrzną. Zdaję sobie sprawę z tego, że zdarza mi się (dość często) pewne zwroty powtarzać, ale tak sobie myślę, że po to te zwroty układałem, żeby ich używać. A tak nieco bardziej na serio. PiS nas od początku swojego istnienia przyzwyczaił do bardzo wielu rzeczy. Jedną z takich rzeczy było to, że jeżeli tylko będzie taka możliwość, to do „referowania” jakiejś sprawy albo do czepiania się o coś, wybrana zostanie najgorsza możliwa osoba. Nie inaczej było w przypadku tejże rakiety. Otóż. Kilka minut po tym, jak na Eloneksie poinformowało o tej rakiecie Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, Mariusz Błaszczak był łaskaw wystosować na tejże samej platformie zażalenie w kwestii tego, że MON pod wodzą Kosiniaka-Kamysza to w ogóle jakieś embargo informacyjne wprowadził i nie chce mówić o rakiecie. Dla dosłownie każdego (poza betonem partyjnym) oczywiste było to, co stało się niemalże sekundę później: Błaszczakowi przypomniano, jak to MON pod jego wodzą nikogo nie poinformował o tym, że do Polski wleciała rosyjska rakieta i gdyby nie to, że ktoś ją przypadkowo znalazł, to pewnie byśmy się o tym dowiedzieli dopiero po tym, jak Błaszczak stracił kluczyki do MONu.  


Kolejna rzecz, do której przywyknęliśmy dzięki partii Jarosława Kaczyńskiego to to, że bardzo, ale to bardzo powoli przyzwyczaja się ona do zmieniających się okoliczności. Na temat wyżej wymienionej rakiety wypowiedział się (a jakże) również Mateusz Morawiecki, który w TV Republika opowiadał o tym, że gdyby nie ta stacja, to bardzo być może, że nikt by się nie dowiedział o tej rakiecie. Rzecz jasna, opowiadał to już po tym, jak absolutnie wszystkie media tę sprawę poruszyły. Tak, wiem, mogło mu chodzić o to, że to Republika jako pierwsza o tym poinformowała, ale (cóż za zaskoczenie) to nie była prawda. No dobrze, ale jaki to ma związek z tym, że napisałem, że PiS się powoli przyzwyczaja? Ano taki, że gdyby partia Kaczyńskiego nadal miała kluczyki do TVP, to przekaz „media sprzyjające nowej władzy nie chciały informować o rakiecie” pewnie udałoby się wcisnąć sporej liczbie Polaków. W sytuacji, w której jedynym rozrzutnikiem PiSowskich narracji jest Republika, która ma bez porównania mniejszy zasięg (a poza tym, od początku jej istnienia było wiadomo, że to medium partyjne), raczej trudno osiągnąć ten sam efekt perswazyjny. Ujmując rzecz nieco inaczej: w czasach, w których PiS miał kluczyki do TVP członkowie tej partii nie musieli się specjalnie przejmować czymś takim jak prawda. Teraz już muszą, ale dociera to do nich bardzo powoli. Nawiasem mówią, gdybym był złośliwy, to uznałbym, że to doskonały moment na to, żeby przypomnieć co na temat rakiet, wlatujących w naszą przestrzeń powietrzną miał do powiedzenia Morawiecki w maju 2023 roku. Otóż, miał do powiedzenia mniej więcej tyle, że: „Takie rzeczy w Europie niestety się zdarzają”, apelował również o to, aby „ważono emocje”. Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że trochę szkoda, że nikt mu (ani jego partyjnym kolegom) tych słów nie przypomniał teraz. No ale, być może mam zbyt wygórowane wymagania.


Idźmy dalej. Jakiś czas po tym, gdy PiSowi odebrano kluczyki do TVP, upubliczniono zarobki największych gwiazd partyjnej telew, a przepraszam „mediów publicznych”. Po tej publikacji łatwo było zrozumieć, czemuż, ach czemuż telewizyjne twarze Zjednoczonej Prawicy tak bardzo walczyły o to medium (mieli dosłownie setki tysięcy [a niektórzy miliony] powodów). W sytuacjach, w których wizerunek partii jest zagrożony (a ma to miejsce bardzo często) PiS ma jedną strategię obronną (uwaga będzie caps): ABO PRATFORMA (inaczej: „za PO było gorzej”). Również i tym razem sięgnięto po ten (sprawdzony, a jakże) sposób i na partyjnym koncie PiS pojawiła się grafika z zarobkami niektórych osób w TVP „za PO”. Jak bardzo nie będziecie zdziwieni, gdy wam napiszę, że tą wrzutą sobie absolutnie nie pomogli, bo wyszło na to, że „za ich czasów było gorzej”? Co prawda, na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, że Tomasz Lis zarobił więcej od wszystkich prawicowych gwiazd razem wziętych, ale główny zainteresowany wyjaśnił, że ta kasa szła na wypłaty dla całego zespołu, który ogarniał jego program (wg Lisa było to 15-20 osób), a sam program przez 8 lat zarobić miał 160 milionów PLN-ów. Jak nie idzie, to nie idzie. W tym miejscu warto wspomnieć o tym, że pojawiają się sygnały, z których wynika, że w przypadku gwiazd TVZP i ich zarobków, w grę mogła wchodzić kreatywna księgowość. Jeżeli będzie wiadomo na ten temat coś więcej, to na pewno do tego wrócę.


Ponieważ ostatnio dużo się dzieje, czasem zapominam wspomnieć o tym, że „dzieją się” również rzeczy pozytywne. Pamiętacie może telefon zaufania dla dzieci i młodzieży? Ten, który tak bardzo przeszkadzał Zjednoczonej Prawicy, że na wszelki wypadek olano finansowanie go, a następnie (bez konkursu, czyli „bez żadnego trybu”) dano kasę katolickiej fundacji, żeby „wypełnić lukę”? Ten sam, na który potem zorganizowano zrzutkę (i zebrano prawie dwie bańki)? Otóż, od teraz już nie trzeba będzie organizować zrzutek, bo rząd podjął decyzję o tym, żeby przywrócić finansowanie z budżetu. Mógłbym w tym miejscu pozwolić sobie na złośliwość i zacząć pisać o tym, że aż dziw bierze, że Mateusz Morawiecki jeszcze nie ogłosił, że on zawsze był za finansowaniem tegoż telefonu z budżetu, ale zamiast złośliwości napiszę coś innego. Ja się przez jakiś czas zastanawiałem nad tym, czemu w ogóle Zjednoczona Prawica utrąciła to finansowanie. Tak, wiem, Czarnek opowiadał jakieś bzdety o straszliwym potworze genderze i innych takich, ale nawet jak na niego, to było mało przekonujące. I dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że przyczyna była taka sama, jak w przypadku wszystkich takich decyzji: chodziło o to, żeby zarobił „swój”. Identycznie rzecz się miała w przypadku utrącenia finansowania „in vitro”. Owszem, chodziło tam również o to, żeby Kościołowi się odwdzięczyć za wsparcie, ale potem zadbano o to, żeby kasę (za którą można było pomóc ludziom) zarobili „właściwi ludzie”.


Wielokrotnie wspominałem już o „przebiegunowaniu”, które się włączyło po prawej stronie po tym, jak dostała ona łomot 15 października. Czasem owo przebiegunowanie wygląda bardzo, ale to bardzo spektakularnie. Mogliście to przegapić, ale 31 grudnia część posłów Zjednoczonej Prawicy złożyła do marszałkini Kidawy-Błońskiej wniosek o niezwłoczne wygaszenie mandatu senatorowi Adamowi Bodnarowi. Prośbę swą motywowali tym, że Prokurator Generalny nie może być jednocześnie posłem, ani senatorem. Ktoś może w tym miejscu powiedzieć: czej, czej, ale czy to przypadkiem nie z ramienia Zjednoczonej Prawicy Prokuratorem Generalnym był poseł Zbigniew Ziobro? Taki ktoś miałby stuprocentową rację. Ale jest jeszcze bardziej zabawnie. Tak się bowiem złożyło, że ten wniosek złożyli członkowie partii Zbigniewa Ziobry, a ogłosił to na Eloneksie Marcin Romanowski. Romanowskiego jak peta zgasił Michał Szczerba i przypomniał mu, że sam był wiceministrem u Ziobry. I wtedy zrobiło się jeszcze bardziej żenująco, bo Romanowski napisał, że Ziobro „nigdy nie wykonywał czynności prokuratorskich”. Tak sobie myślę, że pytanie, które wszyscy sobie teraz zadajemy brzmi następująco: jak bardzo Marcinowi Romanowskiemu nieznane jest pojęcie ironii. Uwaga natury ogólnej: trochę później do Romanowskiego dołączyły tuzy Prawa i Sprawiedliwości, takie jak Beata Szydło na ten przykład (której jakoś tak nie przeszkadzał wcześniej prokurator generalny/poseł Ziobro).


Zapewne zastanawialiście się nad tym, czy aby na pewno skończyliśmy już temat tego, „do czego nas przyzwyczaił PiS”. Niestety (bądź stety, to zależy) jeszcze nie. Tym razem pochylimy się nad tym, że politycy Zjednoczonej Prawicy nie mają pojęcia kiedy należałoby siedzieć cicho. Doskonałym „kejsem” będzie tu wypowiedź posłanki Joanny Lichockiej, która była łaskawa wyżalić się w mediach społecznościowych, że jej mamę zwolniono z roboty tylko i wyłącznie dlatego, że jest jej mamą. Ta, jakże wzruszająca historia, zrobi się jeszcze bardziej wzruszająca, gdy poznamy jej szczegóły. Otóż, jej mama była w radzie Instytutu de Republika. Coś mi ta nazwa mówiła i pozwoliłem sobie na wrzucenie jej w przeglądarkę, żeby wspomóc pamięć. Nie zawiodłem się. Pozwólcie, że zacytuję tu lead artykułu z Oko Press (21-12-2021), który to artykuł poświęcony był rzeczonemu instytutowi: „Tysiące jedwabnych szali, poszetek do garniturów i skórzanych portfeli. A do tego siedziba w prestiżowej lokalizacji i dwie limuzyny - nowo powstały Instytut de Republica jeszcze nie wykazał się zbyt aktywną działalnością, a zdążył wydać 16 mln złotych. W kolejnym roku planuje więcej”. Gdy tylko znalazłem ten artykuł, pomyślałem sobie „ok, ciekawe, kiedy media podchwycą ten temat”. Długo nie trzeba było czekać, bo dwa dni po tym, jak Lichocka juniorka zaczęła rozdzierać szaty, na Business Insiderze pojawił się artykuł, którego lead zacytuję: „Za czasów PiS powstało wiele instytutów, które bez państwowej kroplówki nie mogłoby funkcjonować. Do nich należy Instytut De Republica, z którego rady została odwołana m.in. matka posłanki PiS Joanny Lichockiej. Planowane wydatki budżetu państwa na 2023 r. na ten instytut wynosiły 19 mln zł przy spodziewanych dochodach na poziomie ułamka procenta tej kwoty.”. Czy media pochyliłyby się nad tym instytutem-krzakiem, nawet gdyby Joanna Lichocka się nie zaczęła żalić? Owszem, ale gdyby nie to, że Lichocka sama przyciągnęła ich uwagę, dotarcie do tego zajęłoby im trochę czasu. Zabawnym znajduję to, że Joanna Lichocka (jak większość członków Zjednoczonej Prawicy) zaliczyła taką odklejkę, że pewnie spodziewała się współczucia ze strony suwerena.   


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Joanna Lichocka nie jest jedyną osobą, która liczyła na współczucie. Następny w kolejce (ale na pewno nie ostatni) był Dominik Zdort, który zawiadywał portalem Tygodnik TVP. Ponieważ nowe władze TVP zawiesiły wydawanie tego serwisu, Zdort wrzucił tę informację na Eloneksa i dopisał że: „Skończyło się, To bardzo przykre i najwyraźniej nieuniknione (...)”. Nazwisko Zdort nie było mi obce, ale nie byłem w stanie sobie przypomnieć w czym rzecz (pamiętałem jednakowoż, że coś o nim kiedyś pisałem), tak więc zaprzęgnąłem do roboty przeglądarkę i wyszukałem sobie notkę na blogu. I powiem wam, że było warto, bo okazało się, że było tam samo gęste. Zanim przejdę do tej notki, wspomnę o jednej z jego wypowiedzi (na Eloneksie też sobie poszperałem). Otóż, w marcu 2017 pan Dominik Zdort oznajmił w Polskim Radiu, że Polska to powinna wyjść z tej UE i sobie coś z innymi zbudować. Jakaż to niezwykle ważna przyczyna sprawiła, że Zdort to powiedział? Ano taka, że dzień wcześniej Beata Szydło poniosła sukces w trakcie pewnego głosowania (chodzi, rzecz jasna o 27:1). Na jednej szali mamy więc dobrostan całego kraju, pieniądze, które do nas płynęły z UE, współpracę z krajami wspólnoty/etc./etc., a na drugiej mamy zranione uczucia prawicowe. Zdort nie miał najmniejszych wątpliwości ze wskazaniem tego, co jest jego zdaniem lepsze dla Polski.


Zazwyczaj w Przeglądach jednemu tematowi poświęcony jest jeden akapit, ale czasem są wyjątki. Dominik Zdort jest takim wyjątkiem (poza tym, obiecałem wam samo gęste). W 2011 NOP (czyli Narodowe Odrodzenie Polski) sobie wymyślił, że oni sobie zastrzegą symbol zakaz ped****ania (i chcieli, żeby był to ich oficjalny symbol). Ponieważ Polska to kraj nieskończonych możliwości inicjalna decyzja sądu była taka, że się na to zgodził. Dopiero potem przyszła pewna refleksja i decyzja sądu rejestrowego została uchylona. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że NOP chciał sobie zastrzec również krzyż celtycki (zachęcam was do poczytania artykułu na ten temat, bo jest tam wstawka o tym, że biegli stwierdzili, że „celtykowi” nie da się przypisać w sposób jednoznaczny treści o charakterze totalitarnym, nazistowskim, faszystowskim/etc.). No ale to tylko dygresja, wróćmy do meritum. Kolejny cios spadł na prawicę w 2014, kiedy to katowicki sąd (nie wiem, który konkretnie) stwierdził, że wcześniej wzmiankowany zakaz ma charakter rysunku obraźliwego i prezentowanie go w miejscu publicznym jest wykroczeniem. Ktoś może powiedzieć „no dobrze, ale co to ma wspólnego z Dominikem Zdortem?”, a ja temu komuś odpowiem: bardzo wiele, albowiem tak się jakoś złożyło, że Zdort zaczął bronić tego symbolu, który to symbol był jego zdaniem (uwaga, odstawić płyny): „deklaracją w obronie wolności – przeciw gejowskiemu totalizmowi”. Warto w tym miejscu wspomnieć, że Zdort się produkował w obronie tego symbolu dlatego, że opublikował ten symbol (czyli „stanął w obronie wolności słowa”) i dostał za to bana na 24 godziny (wysmarował z tego powodu bardzo długi artykuł, który będzie w źródłach, ale go nie polecam, no bo szanujmy się). Tak sobie myślę, że można te dwa akapity spiąć jedną klamrą: nie współczułem Zdortowi w 2014 roku i nie współczuję mu teraz.   
 

Kolejną osobą, która domaga się wyrazów współczucia jest Cezary Gmyz, który pożalił się ostatnio w mediach tym, że TVP mu już pieniędzy nie daje i on musi dokładać do tego interesu. Tutaj jakoś specjalnie długo się nie będę produkował i napiszę jedynie tyle, że co prawda mamy tu do czynienia ze skandalem, ale ów skandal polegał na tym, że TVP w ogóle zaczęło Gmyzowi dawać kasę. Jednakowoż dodam jeszcze od siebie, że mam nadzieję, że to odcięcie go od kasy odbyło się lege artis, bo jestem tak stary, że pamiętam, jak w 2012 roku ówczesna Ministra Sportu podjęła decyzję o wstrzymaniu wypłaty premii jegomościowi, który się nazywał Kapler (tl;dr, był przypał z budową Stadionu Narodowego), a potem się okazało, że poszedł do sądu i wygrał, bo umowa była skonstruowana tak, że „ta premia mu się po prostu należała”. Bardzo bym nie chciał, żeby po jakimś czasie Gmyz dostał kasę z budżetu razem z odsetkami.


Na sam koniec zostawiłem sobie duet Pietrzak&Król. Obaj panowie postanowili ostatnio zabłysnąć (i obaj wystąpili w TV Republice). Opiszę to dość oględnie, bo nie chciałbym spaść z rowerka za cytowanie tych wypowiedzi. Jeden z nich (Pietrzak) opowiadał o tym, że jeżeli chodzi o uchodźców, to w sumie mamy odpowiednie miejsca (i wymienił nazwy obozów koncentracyjnych i obozów zagłady). Drugi poszedł o krok dalej i zaproponował chipowanie ludzi, a potem się sam skorygował i dodał, że tatuowanie im numerów byłoby tańsze. Znamienne jest to, że wypowiedzi Pietrzaka broniła spora część prawicowego komentariatu (w tym sam Rachoń), albowiem (a jakże) „wolność słowa”. Inni obrońcy poszli o krok dalej i stwierdzili, że krytykujący Pietrzaka to w ogóle są bez serca, bo jego rodzice zginęli w trakcie wojny.  Ciekawym, czy ta konkretna technika obronna odnosi się do wszystkich, których przodkowie zginęli w trakcie wojny, czy też tylko do Pietrzaka (nie no, nie jestem ciekawy, bo przecież znam odpowiedź na to pytanie). Marka Króla nie próbował bronić już nawet Rachoń (i nie bronił go jak Pietrzaka). Już po napisaniu powyższego kawałka okazało się, że do wyżej wymienionych panów chciał dołączyć Marek Jakubiak, który był łaskaw porównać ludzi do odpadów. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że tym razem na wypowiedź zareagował prowadzący (Rachoń) i Jakubiak przyznał, że jego porównanie faktycznie było „złe”. A ja tak sobie dumam, że jakoś tak się złożyło, że ludzie o pewnych poglądach czują się w TV Republika bardzo, ale to bardzo swobodnie. Ciekaw jestem, czy kiedykolwiek poznamy przyczyny takiego stanu rzeczy... Jeżeli chodzi o wypowiedź Pietrzaka, to na koniec końca krótka ciekawostka: za podobny „żart” (zdjęcie obozu i komentarz „możemy przyjmować uchodźców, bo mamy infrastrukturę”) w 2015 spadł z rowerka (permanentnie) jeden z prawicowych pejów. Tak więc, Pietrzak niczego nowego nie wymyślił, po prostu powtórzył to co krążyło wtedy po prawicowych kręgach.



Źródła:

https://konkret24.tvn24.pl/polska/niezidentyfikowany-obiekt-blaszczak-pisze-o-embargu-informacyjnym-na-temat-rakiety-jak-mon-za-jego-czasow-informowal-st7653711

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-morawiecki-uderzyl-w-premiera-donald-tusk-przebil-jaruzelski,nId,7238422

https://twitter.com/pisorgpl/status/1740642769570599035?

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-pis-broni-dziennikarzy-tvp-pokazalo-zarobki-dawnych-gwiazd,nId,7237628

https://oko.press/telefon-zaufania-czarnek-niedzielski-auxilium-nik

https://zrzutka.pl/36b5gm

https://dziecko.dziennik.pl/news/artykuly/9392614,nowy-rzad-kontra-decyzja-morawieckiego-wraca-finansowanie-telefonu-za.html

https://twitter.com/MarRomanowski/status/1741457037177839863

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-joanna-lichocka-pisze-o-czystce-donald-tusk-odwolal-jej-matk,nId,7244549

https://oko.press/instytut-de-republica-wydatki

https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/instytut-de-republica-wydawal-miliony-i-zarabial-tysiace-co-o-nim-wiemy/0xd91qp

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/tygodnik-tvp-koniec-dlaczego-powody

https://twitter.com/PiknikNSG/status/840251009775599616

Mój tekst o Zdorcie:

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2014/11/zakaz-pedofilowania.html

https://www.rp.pl/plus-minus/art12352721-towarzysz-facebook-ma-glos

Link do artykułu, w którym można podziwiać twórczość biegłych:

https://tvn24.pl/polska/zakaz-pedalowania-nie-bedzie-symbolem-nop-ra252656-3497170

https://dorzeczy.pl/opinie/532539/cezary-gmyz-jestem-korespondentem-w-likwidacji.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/597939,minister-mucha-wnioskuje-o-wstrzymanie-wyplaty-gigantycznej-premii-dla-kaplera.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/726698,kapler-wygral-w-sadzie-z-ncs-sprawe-o-stadion-narodowy.html

https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103085,30553838,skandaliczne-slowa-jana-pietrzaka-w-telewizji-republika-okrutny.html

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-nalezy-im-zalozyc-czipy-skandaliczna-wypowiedz-marka-krola-o,nId,7247212#crp_state=1

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-kolejny-skandal-w-tv-republika-michal-rachon-przerwal-markow,nId,7248644