piątek, 17 maja 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #120

Poniższy Przegląd pojawia się z lekkim opóźnieniem, bo skończyłem go pisać dość późno (można by nawet rzec, że brakowało paru minut i wyszło by na to, że pisałem go bardzo wcześnie). Czasu na pisanie miałem stosunkowo niewiele, bo razem ze współprowadzącym chcieliśmy się wyrobić z dwoma odcinkami (cebule i odcinek o Zielonym Ładzie), a czas niestety nie jest z gumy.


Niniejszy Przegląd zacznę trochę niestandardowo, albowiem od Terlikowskiego, konkretnie zaś od tego, w jaki sposób „broniono” go przed zarzutami zawartymi w zajawce do ostatniego odcinka podkastowego. Nie bez przyczyny napisałem, że chodzi o zajawkę, bo jeżeli ktoś podnosił larum praktycznie zaraz po opublikowaniu zajawki, to można domniemywać, że raczej nie przesłuchał ponad dwugodzinnego odcinka. Od czego by tu zacząć? Ano pewnie od tego, że się wam przyznam szczerze, że trochę mnie zaskoczyło to, że Terlikowski miał więcej obrońców, niż Szymon Hołownia. Tak na Chłopski Rozum powinno być przecież odwrotnie, bo Hołownia był znacznie mniej „jadowity” od Terlikowskiego. Wszak właśnie dzięki dystansowaniu się (na płaszczyźnie stosowanej retoryki) od takich osób, jak Terlikowski i Cejrowski, Hołownia zbudował swoją rozpoznawalność (jako fajnokatolika). Moim skromnym zdaniem to pokazuje jak bardzo skuteczny okazał się sam Terlikowski, zmieniając swoją „strategię publicystyczną”. Poza tym, to może być kwestia tego, że część z komentujących po raz pierwszy zetknęła się z Terlikowskim już po jego „przemianie” i w momencie, w którym ktoś zaserwował im crash-course z nie tak znów odległej w czasie twórczości pana Tomasza, załapali się na gigantyczny dysonans poznawczy.

Nie byłbym sobą, gdybym się przez chwilę nie popastwił nad argumentacją „obronną”. Jednym z zabawniejszych argumentów był ten, z którego wynikało, że w sumie nie powinno się czepiać Terlikowskiego za to, co kiedyś pisał, bo to były młodzieńcze komentarze/wpisy. Autorowi tych słów umknął ten drobny szczegół, że Terlikowski produkując taśmowo mowę nienawiści (kłamstwa i manipulacje) dobiegał czterdziestki. Równie zabawne było zarzucenie mi „mentalności inkwizytorskiej”. Teraz sobie wyobraźcie, że 10 lat temu ktoś krytykujący Terlikowskiego zostałby (na poważnie) posądzony o takową mentalność. Tak sobie myślę, że od jutra możecie na mnie mówić De Pikniquada. Napisano również sporo liter na temat tego, że może on faktycznie się zmienił i że w sumie każdy może się zmienić, więc o co mi chodzi. No więc chodzi mi o to, że Terlikowski nagminnie kłamał przed swoją „przemianą” (gdyby jego obrońcy przesłuchali odcinek, wiedzieliby, że większa jego część poświęcona została debunkowaniu manipulacji i kłamstw redaktora Terlikowskiego). Osobną kwestią jest to, że sam Terlikowski opowiadając o swojej „przemianie” zwraca uwagę na to, że to w sumie była zmiana „strategii publicystycznej”. Innymi słowy: mówił to, co mówił dlatego, że jego wypowiedzi „żarły” w internecie. Jeżeli ktoś chce traktować taka osobę jak autorytet moralny, to ja takiej osobie nie będę stał na drodze do szczęścia.

Teraz przejdę do kwestii związanej z odcinkiem, który pewnie wjedzie do odsłuchu na weekendzie. Odcinek będzie o Zielonym Ładzie. W trakcie szukania materiałów na temat Zielonego Ładu zorientowaliśmy się, że nawet by poskrobać powierzchnię tego, czym jest Zielony Ład – trzeba się jednak trochę nagimnastykować. I to mnie trochę wkurza (stary człowiek krzyczący na chmury mode on), bo śmiem twierdzić, że jak się już taki projekt wymyśliło, to może warto by było zadbać o warstwę informacyjną i dostarczyć ludziom konkretów, żeby Marcinom Warchołom trudniej było przekonywać ludzi do tego, że gdy Zielony Ład będzie obowiązywał, bo ktoś (pewnie Brukselskie Elity) ludziom zabierze mięso z grilla i zastąpi je robakami. Wiecie, ja nie mam jakichś specjalnych wymagań. To są podstawy podstaw. Jeżeli przy okazji tak dużych projektów (niezależnie od tego, czego miałyby dotyczyć), nie zadba się o „oprawę informacyjną”, to walkowerem się oddaje całą debatę szurom, którym argumentów nigdy nie zabraknie. I tak to wygląda w przypadku Zielonego Ładu. Konkretów trzeba szukać samemu, ale za to informacji na temat tego, że Zielony Lad to czyste zło i spisek jest po kokardę.

No dobrze, skoro sobie pośmieszkowałem i pomarudziłem, to teraz przejdę do spraw bieżących. Zacznę od follow upu tematu związanego z sędzią Szmydtem. Wspominałem w poprzednim odcinku, że Zjednoczona Prawica (jak zwykle, gdy zaczynają się problemy wizerunkowe) usiłuje się od typa odcinać. Ziobro usiłował zwalić winę na „środowisko sędziowskie” i na PO (no bo Komorowski), a potem do zabawy przyłączyli się inni. Beata Szydło stwierdziła, że to wina PO, bo Szmydt to mógł być tym agentem jeszcze za ich rządów. Momentalnie podniosły się głosy, że Szydło zafundowała swojej partii autograbie, bo gdyby faktycznie było tak, że Szmydt był agentem tak długo, to delikatnie rzecz ujmując niezbyt dobrze świadczyłoby to o służbach, którymi Przez Osiem Ostatnich Lat zawiadywała Zjednoczona Prawica. Potem stawkę podbił Sebastian Kaleta, który zaczął tłumaczyć, że nikt z Suwerennej Polski nie jest winny temu, co się stało, bo Szmydt się na te wszystkie stołki, na których go obsadzili, dostawał z konkursów. Rzecz jasna, słowem nie zająknął się na temat tego, że konkursy zawsze wygrywa ten, kto ma konkurs wygrać. Warto wspomnieć o tym, że Kaleta poszedł o krok dalej i postanowił wrzucić pod autobus swoich kolegów-sędziów. Stwierdził on bowiem, że jeżeli chodzi o Szmydta, to oni go nie za bardzo lubili (oni, jako „pion cywilny”), ale sędziowie to już lubili go bardzo. Piebiakowi musiało być tak po ludzku przykro. Gdyby nie kontekst byłoby to całkiem zabawne. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że Karnowscy (którzy Szmydta wychwalali pod niebiosy i bronili go przed atakami „nadzwyczajnej kasty”) zrobili fikołka i uraczyli czytelników swojego periodyku okładkowym artykułem, w którym tłumaczyli, że białoruski agent miał utrudniać reformę wymiaru sprawiedliwości. Obstawiam, że „dziennikarzowi śledczemu” (przprszm, musiałem) pewnie nie chciało się poruszyć takiej nieistotnej kwestii, jak ta „gdzie były służby”.

W zeszłym odcinku wspomniałem o recyklingu narracji, w który w ramach kampanii do Parlamentu Europejskiego bawią się członkowie Zjednoczonej Prawicy. W tym odcinku mogę poruszyć kwestię recyklingu praktycznie całego mechanizmu, na którym opierała się kampania Zjednoczonej Prawicy w 2023 roku. Mechanizmem tym było usilne szukanie jakiegoś politycznego złota. Chyba wszyscy z was widzieli w internetach grafikę, na której widać typa, który nie umie pić wody z butelki (bo przytwierdzona nakrętka). Czemu o tym wspominam? Ano temu, że choć na temat NakrętkaGate najwięcej do powiedzenia mieli (i nadal mają) konfiarze, to pochyliły się nad tym również takie Zjednoczono Prawicowe tuzy, jak Jacek Sasin i Doktor Chłopak z Biedniejszej Rodziny (aka Patryk Jaki). Do końca kampanii jeszcze trochę czasu i zastanawiam się nad tym, co jeszcze Zjednoczona Prawica będzie chciała wrzucić na swoje sztandary.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Parę dni temu Donald Tusk z mównicy sejmowej dość głośno i wyraźnie (niektórzy twierdzą, że średnio uprzejmie [mnie to szczerze mówiąc średnio obchodzi, bo ostatnich 8 lat nie przeleżałem pod lodem]) wyraził swoją opinię na temat tego, że Największa Partia Opozycyjna będąc przy władzy tolerowała rosyjskie (i białoruskie) wpływy w Polsce. Czy była to zagrywka pod publiczkę? Owszem, była. Czy Tusk powiedział tam jakiekolwiek słowo nieprawdy (np. mówiąc o tym jak to było z tzw. „Aferą Taśmową”)? Ano, nie powiedział. Każdy, kto choć trochę interesował się tym, co działo się w Polsce Przez Osiem Ostatnich Lat (nie mogę obiecać, że to był ostatni raz) wie, że PiS bardzo starał się ignorować rosyjskie wpływy (i robi to nadal, vide Kancelaria Prezydenta, która nie ma nic przeciwko temu, żeby zapraszać do siebie ludzi z Citizen GO). O pewnym instytucie, który chciał, żeby nie można było o nim mówić wiecie czego i o tym, że ludzie z tego instytutu dostali się do bardzo wielu instytucji wspominać chyba nie trzeba, prawda? Można się rzecz jasna gniewać na Tuska za to, że był nieuprzejmy i że może premierowi nie wypada, ale ja tu nieśmiało przypominam, że jego poprzednik non stop kłamał, a kręcenia nosem było wtedy znacznie mniej. Gwoli ścisłości, nie zamierzam tutaj komentować spotów, które się pojawiły, ze względu na już i tak zbyt wysoki poziom Mitów Cthulhu.

Skoro zaczęliśmy wątek wpływów rosyjskich, to warto pociągnąć go dalej, albowiem nowe władze zapowiedziały powołanie komisji, która miałaby się zajmować badanie rosyjskich wpływów. Ktoś może powiedzieć, no zara mordo, ale czy przypadkiem nie było tak, że wcześniej taka komisja miała powstać i sporej liczbie osób to przeszkadzało? Taki ktoś będzie miał rację. Jednakowoż problemem związanym z tamtą komisją nie było to, że chciała badać rosyjskie wpływy, ale to, że była ona skrajnie niekonstytucyjna (co rzecz jasna, problemem by nie było, bo Trybunał Przyłębski na pewno uznałby, że jest konstytucyjna, więc cicho tam). Drugim problemem było to, że tamta komisja zajmowałaby się głównie udowadnianiem tego, że Tusk i jego otoczenie to „ruscy agenci”. No chyba, że ktoś wierzy w to, że Cenckiewicz&co pochyliliby się nad pewnym wcześniej wspomnianym instytutem. Nie jest do końca pewne to, czy ta komisja powstanie, bo Hołownia się do pomysłu odniósł krytycznie (ale zaraz potem powiedział, że w sumie to sporu nie ma i jest tylko jakieś nieporozumienie). Ja osobiście bym chciał, żeby coś takiego powstało i żeby badało wpływy, niezależnie od tego „na którą stronę” politycznego sporu wpływali Rosjanie (i Białorusini).

Wiele wskazuje na to, że najprawdopodobniej pomysł zwany Kredytem 0% spadnie z rowerka. Płakać po tym programie nie będę, bo przełożyłby się on na podrożenie i tak już horrendalnie drogich mieszkań. Warto w tymi miejscu wspomnieć, że bez ogarnięcia kwestii budownictwa mieszkaniowego będziemy się wozić z takimi projektami wte i we wte. Ponieważ zaś ogarnięcie takiego ogólnopolskiego projektu (we współpracy z samorządami rzecz jasna) to kwestia o wiele bardziej złożona, niż dosypanie pieniędzy deweloporom i bankom, może być z tym bardzo różnie. Nie chciałbym być źle zrozumiany, ja naprawdę uważam, że to niełatwe do ogarnięcia kwestie, bo trzeba by było wyprodukować kwadryliony analiz, żeby zbadać to, gdzie najlepiej te mieszkania stawiać (a taki projekt pewnie musiałby być rozłożony na lata). Niemniej jednak wydaje mi się, że jest to rzecz do ogarnięcia. Osobną kwestią jest to, że żeby jakikolwiek tego rodzaju projekt zadziałał zgodnie planem, trzeba jakoś uregulować kwestie „inwestowania w mieszkania”. Wiecie, mnie nie przeszkadza to, że ktoś sobie zainwestuje w warty kilkanaście milionów apartament (bądź też willę), jednakowoż to, że ktoś inwestuje miliony w mieszkania, których potem brakuje na rynku dla przeciętnych zjadaczy chleba, już mi jednakowoż nieco przeszkadza.

Co prawda temat ten wiąże się z Zielonym Ładem, ale postanowiłem wrzucić go osobno. Kilka dni temu odbył się w Warszawie protest przeciwko Zielonemu Ładowi. Sprzeciw przeciw temuż Zielonemu Ładowi (który jeszcze nie tak dawno temu chwalił PiSowski komisarz ds. rolnictwa, a Jarosław Kaczyński straszył konsekwencjami nie podpisania się pod nim) miał być kolejnym politycznym złotem dla partii Kaczyńskiego. Jeżeli weźmiemy pod rozwagę frekwencję na opozycyjnych marszach z 2023 roku, to frekwencja na tym konkretnym spędzie (eufemizując) nie powalała. Ok, było tam jakieś 30 tysięcy osób, ale jestem się w stanie założyć, że PiS liczył na znacznie, znacznie więcej. No a na miejscu okazało się, że znowu „nie pykło”.

Na sam koniec powyższego przeglądu zostawiłem sobie coś z zupełnie innej beczki. Otóż, część z was zapewne kojarzy taki periodyk jak „Nowy Obywatel”. Jakiś czas temu okazało się, że po raz pierwszy od dawna periodyk ów nie dostanie dofinansowania z budżetu państwa. Nie ma najmniejszych wątpliwości w kwestii tego, że ma to związek z tym, że władza się nam w naszym Kraju nad Wisłą zmieniła. Podniosły się (stosunkowo nieliczne) głosy, z których wynikało, że niedobrze się stało, bo w NO pojawiały się wartościowe teksty/etc. Przyznam się wam szczerze, że nie czytywałem NO i nie wiem, czy tam się pojawiały wartościowe teksty. Nie umknęło natomiast mojej uwadze to, że eloneksowe konto „Nowego Obywatela” zajmowało się przez dość długi czas rzyganiem na tych, z którymi nie zgadzał się pewien fan złocistego płynu (zabawnym znajduję to, że nie muszę wrzucać nazwiska, bo i tak prawie wszyscy będą wiedzieli o kogo chodzi [a jeżeli ktoś tego nie wie, to ja takiej osobie szczerze zazdroszczę]). Znamienne było to, że ów przemiły jegomość najwięcej uwagi (i jadu) poświęcał lewakom (którzy jego zdaniem nie byli wystarczająco lewicowi). Innymi słowy, zajmował się gnojeniem osób, które powinny być grupą docelową pisma, którym zawiadywał. Niestety, karuzela śmiechu się w tym miejscu nie może zatrzymać, albowiem jedna z osób piszących dla NO (prywatnie żona wyżej wymienionego jegomościa [a przy okazji autorka jednego z najgorszych reportaży książkowych, które zostały wydrukowane – w źródłach wrzucę moje znęcanie się nad tym reportażem]) w Tygodniku Solidarność wychwalała ostatnio partię Sławka Mentzena i Krzysztofa Bosaka. Tzn. może nie tyle wychwalała, co ubolewała (cytuję w tym miejscu Rafała Wosia) nad tym, że tylko ta partia ma postulaty odnoszące się do Zielonego Ładu, paktu migracyjnego/etc. Nawiasem mówiąc dopiero w momencie pisania tekstu sobie pewną rzecz sprawdziłem i okazało się (cóż za zaskoczenie), że rednacz NO jest od marca 2024 stałym komentatorem we wcześniej wymienionym organie partyjnym (aka „Tygodnik Solidarność”). „Nowemu Obywatelowi” na pewno nie pomogło to, że rednacz na oficjalnym koncie pisma suflował PiSowskie (i to dość prymitywne) spiny.

Ten akapit chciałem zacząć od „ktoś może powiedzieć”, ale na serio ciężko mi sobie wyobrazić to, jak można by bronić NO wiedząc o tym, co wyrabia jego rednacz. Tu już nawet nie ma mowy o oddzieleniu twórcy od jego dzieła, bo sam twórca używał tego dzieła (konkretnie zaś konta na ćwitrze) do hejtowania wszystkich dookoła. Nawiasem mówiąc jestem naprawdę ciekaw tego, czy rednacz uważał, że będzie mógł sobie dalej robić, to co robi, a nowa władza zupełnie zignoruje jego działalność i będzie mógł nadal brać pieniążki od przebrzydłych liberałów, którymi tak zapamiętale gardzi. Tak swoją drogą, NO mogłoby pewnie spróbować swoich sił w crowdfundingu, ale rednacz tego pisma skutecznie zadbał o to, żeby mało komu się chciało sponsorować pismo, którego główny zawiadowca zajmuje się głównie werbalnym wymiotowaniem na wszystkich, których uważa za nie dość lewicowych (czyli prawie wszystkich nie będących rednaczem „Nowego Obywatela” i jego żoną).


I na tym pozwolę sobie zakończyć powyższy Przegląd.   

 
Źródła:


https://www.youtube.com/watch?v=ClnC3pHkrJE


https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30959303,szydlo-zaatakowala-tuska-ws-szymdta-cos-poszlo-nie-tak-pograzyla.html


https://tvn24.pl/polska/donald-tusk-w-sejmie-pis-od-wielu-lat-dziala-pod-wplywem-rosyjskich-interesow-i-wplywow-st7907953

https://oko.press/na-zywo/na-zywo-relacja/tusk-holownia-komisja-ds-rosyjskich-wplywow-konflikt

https://tvn24.pl/polska/komisja-ds-wplywow-rosyjskich-i-bialoruskich-szymon-holownia-nie-mam-sporu-z-premierem-jest-byc-moze-niezrozumienie-st7917602

https://twitter.com/SasinJacek/status/1789379765268316618

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,30958828,rolnicy-solidarnosc-i-pis-wielki-protest-przeciwko-zielonemu.html

https://energetyka24.com/klimat/kaczynski-odrzucenie-europejskiego-zielonego-ladu-oznaczaloby-ustawienie-sie-na-marginesie

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2022/05/safari-w-polsce-b.html

czwartek, 9 maja 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #118-119

Mimo tego, że ten odcinek będzie podwójny, to jednakowoż nie będzie z tego raczej ściany tekstu (tak więc tematów będzie nie za wiele), albowiem jeszcze do niedawna dłubałem przy przygotowaniach do podkastowego odcinka o Terlikowskim i teraz trzeba się będzie sprężać, żeby nie przekładać Przeglądu na kolejny termin.

Zaczniemy od tematu, który jest tak bardzo absurdalny, że gdyby ktoś napisał scenariusz na podstawie tych wydarzeń, to zostałby wyśmiany za to, że wydarzenia przedstawione w filmie są wybitnie wręcz nierealistyczne. Chodzi, rzecz jasna, o spółkę córkę Orlenową (OTS), która wtopiła 1.6 mld PLNów (z czego ponoć uda się odzyskać jakieś 300 milionów). Po tym, gdy zrobiło się o tej sprawie głośno, Daniel Obajtek bronił się przed zarzutami tak, że w sumie to czego się ludzie go czepiają, on już nie jest szefem przecież. A potem nastąpił ciąg dalszy i okazało się, że jest jeszcze bardziej spektakularnie. Otóż, szefem OTS został jeden taki pan, co do którego istnieją podejrzenia, że może mieć związki z Hezbollachem. O tych podejrzeniach Obajtek wiedział, bo ostrzegał go przed tym orlenowski dział bezpieczeństwa. Obajtek te ostrzeżenia zignorował, bo wiedział lepiej. Reszta historii jest znana: 1.6 mld PLNów wpłacono w ramach zaliczki jakiemuś 25-latkowi, który sobie założył spółkę w Dubaju. No dobrze, ale jak Obajtek zareagował na informacje o tym, że postanowił być sprytniejszy od ludzi, których zadaniem było dbanie o bezpieczeństwo Orlenu? Zareagował, jak to Obajtek. Po prostu powiedział, że nowe władze szukają afer tam, gdzie ich nie ma.

Na moment przeniesiemy się za naszą zachodnią granicę. Der Spiegel jakiś czas temu, ujmując rzecz kolokwialnie, zezłomował AfD określając ich mianem zdrajców. Okazało się bowiem (będziecie zaraz bardzo zdziwieni swoim brakiem zdziwienia), że manifest tejże partii powstał (zapuśćcie sobie dźwięk werbli dla lepszego efektu) w Moskwie. Tenże sam manifest był cytowany niemalże słowo w słowo przez niektórych członków AfD. Ale czekajcie, jest jeszcze lepiej. Petr Bystron ostatnio spotkał się z zarzutami przyjmowania kasy od Rosjan. Tłumaczył wtedy, że to wszystko ściema. Gdy się okazało, że czeski wywiad dysponuje nagraniami, na których Bystron bierze paczki z kasą, tenże przemiły pan zmienił nieco narrację. Po pierwsze zaczął tłumaczyć, że ok, jakieś tam paczki wziął, ale wcale nie było w nich pieniędzy. Po drugie zaś, to wszystko, co go spotyka, to efekt ATAKU NATO. Pewnie sobie myślicie, że to już koniec. Nic z tych rzeczy, albowiem jakiś czas temu jeden z asystentów europosła Maksymiliana Kraha został aresztowany pod zarzutem współpracy z chińskim wywiadem. Zapewne bardzo zdziwi was to, że Krahowi często zdarzało się produkować prochińskie wypowiedzi. Tak sobie myślę, że niebawem łatwiej będzie wskazać wywiady, z którymi akurat członkowie AfD nie współpracowali. Kwestią otwartą pozostaje to, czy te ustalenia będą miały jakiekolwiek przełożenie na poparcie wyżej wymienionej partii.

Swego czasu bardzo głośno zrobiło się o tym, jak to pewien ksiądz znany z tego, że dokonywał egzorcyzmów przy użyciu salcesonu (ja wiem, że my sobie z tego robimy bekę, ale w Polsce mieszka grono ludzi, które w to wierzy i znajduję to lekko przerażającym) z racji tego, że był umoczony w wydawanie pieniędzy z Funduszu Sprawiedliwości, załapał się na areszt tymczasowy. Pod koniec kwietnia Eloneksowe konta polityków Suwerennej Polski eksplodowały z oburzenia, albowiem okazało się, że zażalenie na AT będzie rozpatrywał sędzia, który kilkanaście lat temu był wiceministrem w rządzie Donalda Tuska. Bo wiecie, z tego, że tak dawno temu był wiceministrem musi wynikać, że nie będzie bezstronny. Per analogiam, z tego, że duet Piotrowicz i Pawłowicz do TK wszedł praktycznie z Sejmu (to jest o tyle zabawne, że Piotrowiczowi dali tę fuchę, bo się nie dostał do Sejmu, a Pawłowicz, o ile mnie pamięć nie myli, nie kandydowała po prostu na kolejną kadencję) wynikało, że będą bezstronni. Tak samo, jak bezstronni byli ci wszyscy sędziowie powiązani z Suwerenną Polską i ze Zjednoczoną Prawicą.

No, ale wróćmy do meritum. Czemu tak właściwie Ziobroidy się zaczęły burzyć? Tak, wiem, członkowie tej partii mają miliony powodów do zmartwień w związku z tym w jaki sposób używano Funduszu Sprawiedliwości, ale nie w tym rzecz. Otóż, chodzi po prostu o najzwyklejsze w świecie bicie piany. Dawno, dawno temu, widziałem statystyki dotyczące tego, w ilu przypadkach sąd uwzględnia zażalenie na Areszt Tymczasowy i to były jakieś „groszowe sprawy” (tzn. zażalenia uwzględniane są w maksymalnie kilku % spraw). Innymi słowy już sama statystyka gra na niekorzyść salcesonowego egzorcysty. Ponieważ takiego obrotu spraw spodziewały się Ziobroidy postanowiły trochę na tym ugrać. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że sąd nie uwzględnił zażalenia i wyżej wymieniony Wojownik Świętego Salcesonu pozostał w areszcie.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Okazało się, że w sumie to już nie trzeba się interesować aferą Pegasusa, bo ostoja niezależnego dziennikarstwa, Robert Mazurek, był łaskaw powiedzieć, że w sumie to nie było żadnej afery. Tzn. może i jakaś tam była, ale bardzo niewielka, bo w sumie to tylko kilkaset osób przez tyle lat inwigilowano, a w ogóle to nawet jeżeli, to wszystko odbywało się zgodnie z prawem, a poza tym, nie można zapominać o tym, że prokuratura i ABW Ziobrze do domu wjechały. Gdyby na olimpiadzie była dyscyplina „chłopski rozum”, to Mazurek byłby w tej dyscyplinie niekwestionowanym mistrzem. Po pierwsze o tym, dlaczego używanie Pegasusa było niezgodne z prawem, napisano już terabajty tekstów (chodzi między innymi o to, że inwigilowano x osób jednocześnie [ze względu na to, jak działał Pegasus], o to, że pozyskane dane były przechowywane zagranicą i tak dalej i tak dalej) . Po drugie, nawet jeżeli sędziowie wydawali na to zgody, to nie oznacza, że inwigilacja była zgodna z prawem (z przyczyn wymienionych przed momentem, sąd nie był w stanie tego w żaden sposób „ulegalnić”). Po trzecie, już samo to, kto był inwigilowany (ostatnie doniesienia mówią np. o Terleckim i Kuchcińskim [skoro Tusk odniósł się do tego na Eloneksie, to możemy być pewni, że to prawda]) pokazuje, że nie miało to żadnego związku z dbaniem o bezpieczeństwo. Po czwarte, Mazurek ma już swoje lata, a mimo tego, jest bardzo dobrze wygimnastykowanym akrobatą, albowiem szpagat, który wykonał, żeby połączyć Pegasusa z przeszukaniem u Ziobry był naprawdę imponujący.

No dobrze, skoro już jesteśmy przy temacie Pegasusa, to właśnie dzisiaj (czyli w czwartek) wydarzyło się coś, co (ja wiem, że to powtarzam, ale to nie moja wina, że non stop zachodzi taka potrzeba) gdyby nie kontekst, byłoby nawet zabawne. Otóż Trybunał Przyłębski wystosował pismo do komisji ds. Pegasusa, coby się ta komisja wstrzymała z działaniami do momentu, w którym Trybunał Przyłębski nie wypowie się w temacie tego, czy ta komisja to w ogóle ma prawo działać. Rzecz jasna, absolutnie nikogo to pismo nie obchodzi (tak, jak inne produkowane taśmowo przez podległy PiSowi twór, którym stał się niegdysiejszy Trybunał Konstytucyjny). Nawiasem mówiąc, myśmy wszyscy wiedzieli po co PiSowi było przejęcie sądownictwa (zabezpieczenie się przed jakimikolwiek prawnymi konsekwencjami swoich działań), ale zawsze miło jest przekonać się o tym, że człowiek miał rację. Osobną kwestią jest to, że (pomijając już to, że absolutnie nikogo nie obchodzi co teraz robi ten trybunał), to coś w rodzaju narracyjnych autograbi. No bo z jednej strony PiS tłumaczy, że nie było żadnej afery, a z drugiej strony nagle okazuje się, że próbuje uniemożliwić pracę komisji, która ma to wszystko wyjaśnić. Ja wiem, że PiS bardzo lubi bawić się w wielonarracje, ale tego się spiąć w żaden sposób nie da. Po co TP miałby blokować pracę komisji, skoro nie było żadnej afery? Przecież skoro jej nie było, to działania komisji to wykażą, prawda? Jedyne, co można osiągnąć przez działania tego typu to pewność, że trybunał w obecnym kształcie zostanie zaorany, posypany solą i nikt po nim nie zapłacze. 

Komisja Europejska stwierdziła ostatnio, że ryzyko naruszania praworządności przez Polskę jest już niezbyt duże, a to z kolei jest podstawą do skancelowania artykułu 7, który to artykuł przypięto naszemu krajowi w grudniu 2017 (w efekcie działań mających na celu przejęcie sądownictwa przez Zjednoczoną Prawicę). Cała masa proPiSowskich opiniomatów rzuciła się do komentowania tej decyzji i tłumaczenia, że decyzja KE była polityczna i że tam wcale nie chodziło o żadną praworządność. Cieszy mnie to, że istnieją takie opiniomaty, bo bez nich byłbym gotów pomyśleć, że może ta decyzja ma jakiś związek z tym, że jakoś tak się złożyło, że obecnym władzom nie zależy na ręcznym sterowaniu sądownictwem i nie próbują one rozjechać tegoż sądownictwa walcem. Owszem, obecne władze jadą po bandzie (vide, odbicie prokuratury, odebranie kluczyków do TVP/etc.), ale w KE nie siedzą jacyś idioci i ci ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, skąd biorą się takie, a nie inne decyzje.

Przedostatnim tematem, nad którym się pochylimy będzie temat recyklingu narracji. W trakcie wyborów w 2023 ten recykling było widać bardzo dobrze i już wtedy się on był nie sprawdził. Wspominam o tym dlatego, że w kampanii do PE również się ów recykling pojawił. Marcin Warchoł zaczął tłumaczyć wyborcom, że jeżeli nie uda się zatrzymać Zielonego Ładu (w domyśle: jeżeli PiS przegra), to zamiast kiełbasy na grillach będziemy mieli robaki. Jeżeli ktoś sobie w tym momencie pomyślał: na litość nieistniejącego bytu transcendentnego, czy ten typ na serio odkopał narracje, które nie zażarły nawet wtedy, gdy były jeszcze świeże? To ja takiej osobie mogę odpisać jedynie tyle: A i owszem.

No dobrze, teraz dochodzimy do ostatniego tematu, który będzie tematem najbardziej obszernym i wielowątkowym. Jak się pewnie domyślacie, tym tematem będzie niedawna rejterada sędziego Szmydta, który doszedł do wniosku, że wszędzie dobrze, ale u Baćki najlepiej. Wydaje mi się, że idealnym początkiem tego kawałka Przeglądu będzie rzucenie truizmu: to jest sytuacja bez precedensu. Ok, zdarzyło się do Białorusi uciekł jakiś żołnierz, ale tym razem chodzi o sędziego, który miał dostęp do informacji niejawnych, miał dojścia do władz. W telegraficznym skrócie doszło do sytuacji, do której dojść nie powinno. Zaraz po tym, jak o ucieczce Szmydta zrobiło się głośno (o ucieczce i o tym, że będzie się starał na Białorusi o azyl polityczny) opiniomaty Zjednoczonej Prawicy wykonały synchroniczny fikołek z prędkością, której mogłaby im pozazdrościć niejedna ultrawirówka. Momentalnie okazało się, że choć Szmydt był jednym z sędziów zamieszanych w aferę hejterską (jego żoną była wtedy „Mała Emi”) i generalnie był mocno związany z Ziobroidami, to tak naprawdę ten sędzia to był jakiś TVNowski i GazWybowy człowiek.

Te same opiniomaty zaczęły budować narracje, z których wynikało, że po pierwsze Szmyd nie miał żadnych związków z PiSem, a po drugie, to np. Komorowski powołał go do WSA (prawie 12 lat temu), a w ogóle to on był w stowarzyszeniu sędziów Themis. I tak dalej i tak dalej. Tę strategię PiS stosował do porzygu, ilekroć w trakcie swoich 8-letnich samodzielnych rządów musiał się mierzyć z krytyką. Strategia ta polega na maksymalnym zaciemnieniu rzeczywistości po to, żeby przeciętny obywatel dał sobie spokój z ustaleniem tego „jak było naprawdę”. Polega ona również na tym, że się obywatelowi tłumaczy, że może i PiS zrobił coś nie tak, ale wcześniej PO zrobiło coś bardziej nie tak, a w ogóle to wszystko wina Tuska/PO/Brukseli. Na nasze szczęście (i nieszczęście PiSu) partia Kaczyńskiego straciła kluczyki do mediów publicznych (i do Polski Press), tak więc efekty takich działań mogą być raczej mizerne. Szczególnie w kontekście tego, że po Eloneksie latają skany dokumentów, w których Ziobroidy powołują Szmydta tu i ówdzie.

Muszę się wam do czegoś przyznać (nie, nie piszę do was z Białorusi), ale zanim się przyznam, pozwolę sobie na odrobinę kontekstu. Ja się zajmuje już od x lat grzebaniem za informacjami i opisywaniem polskiej polityki. Do polskich dziennikarzy mam mniej więcej tyle samo zaufania, co do polityków (czyli go nie mam). Jednakowoż przyznać się muszę, że we wtorek nabrałem się na ewidentnego fejka. Autorem tegoż fejka był Andrzej Gajcy, który wyprodukował artykuł na temat Szmydta. Pozwolę sobie na zacytowanie leadu tegoż artykułu: "Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego od kilku miesięcy wiedziała o związkach sędziego Tomasza Szmydta z białoruskimi służbami — wynika z nieoficjalnych informacji Onetu. Miał on być nawet rozpracowywany przez polski kontrwywiad, a działania polskich służb zmierzać miały do jego zatrzymania za szpiegostwo. Na finiszu operacji coś poszło jednak nie tak.” 

Twórczość Gajcego (nie wiem, czy jego nazwisko się odmienia, ale mało mnie to obchodzi) jest mi znana i znane są również jego afiliacje polityczne (tzn. ok, nie widziałem, żeby miał legitymację partyjną, ale jeżeli się odpowiednio długo patrzyło na to, co ów pan produkuje, to nietrudno było się domyśleć tego, że w jego przypadku bezstronność jest mocno przekrzywiona w prawą stronę). Dziennikarze, których znam, na temat Gajcego mieli do powiedzenia tyle, że jest po prostu PiSowskim cynglem, który potrafi długo udawać bezstronnego, ale gdy obowiązek wezwie, to zawsze wyciągnie do PiSu pomocną dłoń.


Mimo tego wszystkiego uwierzyłem w to, co napisał w artykule. Doszedłem bowiem do wniosku, że sprawa jest na tyle gruba, że nikomu poza PiSowskim opiniomatem nie będzie zależało na tym, żeby tę sprawę „zaciemniać” i żeby rozpowszechniać nieprawdziwe informacje na jej temat. Na swoją obronę mogę jedynie zacytować fragment pewnego internetowego komiksu: człowiek to jednak debil. Do wrzutki Gajcego odniósł się Tomasz Siemoniak, który był łaskaw zrównać ten artykuł z ziemią.

Niemniej jednak o wiele istotniejsza była reakcja innego polityka, który artykułu użył w charakterze trampoliny. Politykiem tym jest Zbigniew Ziobro, który oznajmił, że służby pod rządami nowej koalicji, to w ogóle nie działają, nowa władza prześladuje opozycję, a w ogóle to on Szmydta nie znał (a ten Szmydt to był od Themis!) i wie o nim tyle, że on był zamieszany w aferę hejterską. Do skanów dokumentów z własnym podpisem, które nie do końca wpisywały się w narracje o „nieznajomości” Szmydta się już nie odniósł w żaden sposób (tak samo, jak nie odnoszą się do nich PiSowskie opiniomaty).

Szczerze mówiąc, to właśnie reakcja Ziobry sprawiła, że w głowie mi się alarm rozdzwonił, bo dotarło do mnie, że jakoś tak dziwnym trafem Ziobro milczał przez cały dzień i wypowiedział się na temat tej sprawy dopiero wtedy, gdy w eter wrzucony został wytwór Gajcego. Reakcja Siemoniaka była już jedynie potwierdzeniem tego, czego się zacząłem domyślać.

Skoro się już na tę narrację nabrałem, to pozwolę sobie ją rozbić na atomy. Primo, jako damage control była ona cokolwiek kiepskawa (i była to jedna z przyczyn, dla których w nią uwierzyłem), bo nawet jeżeli byłoby tak, że służby rozpracowywały Szmydta i po prostu dały ciała na finiszu, to ciężko mieć o to pretensję do obecnych władz. Nowe władze nie zachowały się bowiem jak Macierewicz z Kaczyńskim, którzy swego czasu zaorali służby i budowali je od zera przy pomocy kilkunastogodzinnych kursów oficerskich. Zmiany kadrowe wymagają czasu. No chyba, że chce się je robić metodą polityka, który zadbał o to, żeby raport  WSI został przetłumaczony na język rosyjski.

Secundo, nawet gdyby udało się jakoś przekonać wszystkich do tego, że służby dały ciała, to nie zmienia to faktu, że Szmydt był człowiekiem ze stajni Ziobry. Z tego zaś wynika, że wyjaśnienia będą wymagać wszelkie jego powiązania i relacje z tymi politykami. Tak samo, jak wyjaśnienia będzie wymagało to, od kiedy współpracował z białoruskimi służbami. To, że musiał z nimi współpracować od dłuższego czasu, jest raczej oczywiste. No chyba, że ktoś jest skłonny uwierzyć w to, że Szmydt nawiał do Mińska na zupełnym spontanie.

Tertio, histeryczna reakcja PiSowskich opiniomatów (i części „zaprzyjaźnionych” z PiSem sędziów) sugeruje, że (eufemizując) nieco się oni obawiają tego, co się będzie działo, gdy służby się zajmą wyjaśnianiem powiązań Szmydta. Już samo to sugeruje, że jakiekolwiek fikołki narracyjne są po prostu bezsensowne, bo czekać je będzie zderzenie z „twardymi” dowodami. I znowuż, jeżeli ktoś chce wierzyć w to, że Szmydt sobie tam siedział u tych Ziobroidów i absolutnie nikt się z nim nie kontaktował i nikt go nie znał, to ja takiej osobie na drodze do szczęścia nie będę stał.

Quatro i tu muszę na moment zastosować chłopski rozum. Gdyby faktycznie było tak, że Szmydt byłby pod lubą służb, to obstawiam, że nie udałoby mu się wyjechać z Polski. Tzn. do innego kraju Shengen pewnie by wyjechał, ale do Białorusi by mu się uciec nie udało i jego eskapada skończyłaby się na kontroli paszportu przy próbie pokonania granicy Polsko-Białoruskiej.

Tak na sam koniec pozwolę sobie sparafrazować klasyka. Reakcja polskich władz na to, co się stało (i np. fakt, współpracy polskich służb z Czeskimi w trakcie złomowania Voice of Europe) sugeruje, że jeżeli chodzi o podejście do aktywności agentów „ze Wschodu”, mamy do czynienia z pewnymi dostrzegalnymi zmianami. Jeżeli chodzi o spolegliwość polskich służb względem „wschodniej” agentury, to można powiedzieć, że Nie ma już Kaczyńskiego i te zwyczaje się skończyły. Czego sobie i wam życzę.




Źródła:

https://wiadomosci.wp.pl/afera-w-spolce-orlenu-w-tle-czlowiek-wspolpracujacy-z-hezbollahem-7022035679022016a

https://fakty.tvn24.pl/fakty-o-swiecie/kolejne-klopoty-afd-maximilian-krah-w-opalach-jego-asystent-mial-szpiegowac-dla-chin-st7886109


https://fakty.tvn24.pl/fakty-o-swiecie/der-spiegel-o-afd-zdrajcy-manifest-partii-mial-zostac-napisany-na-kremlu-st7893977

https://www.radiomaryja.pl/informacje/ks-michal-olszewski-pozostanie-w-areszcie/

https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/areszty-w-polsce-nadal-przewlekle-raport-hfpc,523138.html

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1784864542201164064

https://wpolityce.pl/polityka/690029-to-trzeba-zobaczyc-mazurek-rozprawia-sie-z-afera-pegasusa

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2024-05-09/media-prezes-tk-wyslala-pismo-do-przewodniczacej-komisji-ds-pegasusa/

https://tvn24.pl/polska/artykul-7-wobec-polski-jest-komunikat-komisji-europejskiej-st7901400

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1787539235903316279

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/sedzia-szmydt-od-dawna-byl-na-celowniku-abw-szokujace-ustalenia/dm6ytp3?utm_campaign=cb

https://twitter.com/TomaszSiemoniak/status/1787942834873467345