piątek, 26 maja 2023

Krótka przypowieść o frekwencji wyborczej

Przyznam szczerze, że do napisania tego tekstu zbierałem się dość długo, bo nie bardzo wiedziałem od czego go zacząć. Może inaczej: byłem świadomy tego, że (z przyczyn, które w trakcie lektury staną się oczywiste) to będzie notka „szkatułkowa” i problemem było dla mnie to „od czego zacząć”.


Zacznę więc od oczywistych oczywistości. Niebawem odbędą się w naszym kraju wybory parlamentarne. Ja jestem bardzo daleki od epatowania dramatyzmem, ale tak się składa, że (eufemizując), to będą bardzo ważne wybory. Nie mam bowiem najmniejszych wątpliwości odnośnie tego, że jeżeli Zjednoczonej Prawicy udałoby się utrzymać przy władzy, to w trakcie trzeciej kadencji układ zbudowany przez Kaczyńskiego i jego otoczenie zostanie zabetonowany.


Z jednej strony te wybory będą ważne dla tych, którym średnio się uśmiecha Orbanizacja Kraju. Z drugiej zaś są one (uwaga, będzie capslock) BARDZO WAŻNE dla polityków partii Kaczyńskiego. Swoją drogą, nie wiem czy dalej powinno się używać względem tej partii określenia „Zjednoczona Prawica”, skoro przez ostatnie tygodnie Ziobro z Morawieckim publicznie kopią się po jajach. Niemniej jednak, skoro sami tak siebie nazywają, to nie będę im stał na drodze do szczęścia.


Jeżeli mam być szczery, to wydaje mi się, że o ile politykom partii Kaczyńskiego zależy na postępującej orbanizacji, to teraz ta orbanizacja zajmuje w ich osobistej hierarchii mocne drugie miejsce. Na pierwszym miejscu jest utrzymanie kontroli nad prokuraturą, bo bez tej kontroli spora część polityków PiSu będzie miała bardzo duże problemy. Nie zrozumcie mnie źle, ja widziałem jak wyglądało „rozliczanie PiSu” po 2007 roku (jeżeli ktoś jest niezorientowany: w ogóle nie wyglądało, mimo szumnych zapowiedzi), ale teraz realia są zupełnie inne. Ujmując rzecz nieco inaczej, w trakcie poprzednich rządów PiS nie był aż tak bardzo bezczelny i nie udało mu się zrobić aż tylu wałów. W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. Jestem tak stary, że pamiętam, jak Zbigniew Ziobro przed wyborami w 2005 roku opowiadał w mediach o tym, że postkomuniści są źli, bo nie pozwalają na „karanie swoich”. Znajduję to zabawnym. Żeby nie przedłużać. Jeżeli partia Kaczyńskiego straci władzę, to spora część polityków (i działaczy) tej formacji po prostu pójdzie siedzieć. Zapewne będą równi i równiejsi wobec prawa, ale taryfy ulgowej w wymiarze, że tak to ujmę, „masowym” raczej nie będzie.


No dobrze, ale co teraz wynika z sondaży? W telegraficznym skrócie z sondaży wynika tyle, że „nie wiadomo, co to będzie”. Choć nie wiadomo „kto będzie rządził” po kolejnych wyborach, to jedno z tych sondaży wynika na pewno: nawet, jeżeli partia Kaczyńskiego utrzyma się przy władzy, to nie będzie rządzić samodzielnie. Według niektórych sondaży PiS będzie mógł rządzić z Konfą; według innych, nawet połączone siły tych dwóch formacji, nie dadzą Kaczyńskiemu większości parlamentarnej. Ujmując rzecz innymi słowy: dzieje się.


I w tym momencie dochodzę do miejsca, w którym się otwiera kilka „szkatułek” jednocześnie. Spróbuję więc zacząć od pierwszej z nich. Na początku roku nastroje w obozie władzy były bardzo dalekie od optymizmu. Akcja „Okiem Młodych” okazała się totalną klapą. Próba ogarnięcia sobie tik tokowych zasięgów przy pomocy jednego z influencerów również się nie powiodła. Potem zaś na Nowogrodzkiej musiała nastąpić burza mózgów i PiS zaczął działać. Były to (i są nadal) działania wielopłaszczyznowe.


Przykładowo. W lutym 2023 Poręba z Foglem założyli partyjne konto na Tik Toku. Ja nie mam o tym duecie najlepszego zdania, ale nawet tacy geniusze musieli zdawać sobie sprawę z tego, że jeżeli „Okiem Młodych” nie wypaliło, że jeżeli współpraca z influencerem nie wypaliła, to na Tik Toku raczej nie ma zapotrzebowania na to, co oni chcą tam „sprzedać”. Równocześnie, w mediach zaczęły się pojawiać artykuły „niezależnych dziennikarzy” (takich, jak Kamila Baranowska), z których wynikało, że z tym Tik Tokiem i tą młodzieżą to jest tak, że „PiS ma plan” (pastwiłem się nad tym w jednej z poprzednich notek, link w źródłach będzie). Plan ów miał polegać na tym, że ponieważ na Nowogrodzkiej wiedzą o tym, że młodzi na nich nie zagłosują, to będą robić wszystko, żeby młodzież po prostu nie wzięła udziału w wyborach. Innymi słowy chodziło o to, żeby demobilizować „młodzieżowy” elektorat.


Pojawianie się artykułów, w których ktoś (dysponujący dostępem do wewnątrzpartyjnych sondaży [tak więc ktoś, kto ma powiązania z partią rządzącą]) opowiada o „tajnych planach”, było dość zabawne. Gdyby bowiem to wszystko było „na poważnie”, to po pierwsze taka Kamila Baranowska (będę się skupiał na jej twórczości) spaliłaby swoje kontakty wewnątrz partii Kaczyńskiego. Po drugie, pięć minut po tym, jak ten artykuł pojawił się na Interii, na Baranowską rzuciłyby się wszystkie PiSowskie farmy trolli, bo w tego rodzaju organizacjach nie toleruje się braku lojalności (czyli, na ten przykład, „sprzedania” czyjejś strategii wyborczej). Ponieważ nikt z obozu władzy nie tknął Baranowskiej nawet jednym tweetem, można mieć pewność, że artykuł powstał w uzgodnieniu z Nowogrodzką. Wykoncypowałem sobie, że ten (i wiele innych) artykułów miał pełnić funkcję mobilizującą. Aczkolwiek może inaczej: miał zapobiegać demobilizacji elektoratu, który widząc, że PiS dostaje łomot na każdym froncie uznałby, że sprawa jest przegrana i że w sumie to równie dobrze można „zostać w domu” w dniu wyborów. Takie artykuły miały pokazać, że „piłka jest nadal w grze”, a PiS „doskonale wie, co robi”.


Prócz działań, mających na celu mobilizowanie swojego własnego elektoratu, PiS zaczął prowadzić również działania zmierzające do demobilizowania elektoratu opozycji. Ktoś może powiedzieć: no zaraz, ale przecież przed momentem tłumaczyłeś, że oni wcale tego nie robią i że to bzdura była. Wbrew pozorom nie ma tu żadnej sprzeczności (są za to „szkatułki”). Prawda jest bowiem taka, że PiS, owszem, prowadzi działania mające na celu demobilizację elektoratu opozycyjnego, ale jakoś tak się złożyło, że tymi działaniami i planami PiS się nie chwali (co jest akurat zrozumiałe). Jednakowoż nie jest prawdą to, że działania te są ukierunkowane na młodzież (bo wbrew deklaracjom PiS nadal jest przekonany o tym, że jest w stanie pozyskać „młodzieżowy” elektorat [dlatego też PiSowski Tik Tok niezmiennie przypomina TVP Info, w którym co jakiś czas Fogiel opowiada dowcipy godne Karola Strasburgera]).


No dobrze, ale jakie to są te działania demobilizujące? I tu właśnie wjeżdża kolejna „szkatułka”. Tak się bowiem składa, że jedno z tych działań pełni podwójną funkcję. Po pierwsze, ma utrzymać mobilizację „swojego” elektoratu, a po drugie ma działać demobilizująco na „wrogi” elektorat. Na początku marca przeprowadzono sondaż (nie pamiętam już czy było ich potem więcej, ale ten był pierwszy), w którym: „Zapytano Polaków, kto wygra jesienne wybory.” Sondaż przeprowadził jedyny i niepowtarzalny podmiot, zwany „Social Changes”.


Ktoś może powiedzieć „no dobrze, ale czym się ten sondaż różnił od zwykłych?”. W skrócie? Różnił się wszystkim. Pytanie, które zadano respondentom brzmiało bowiem następująco: „kto wygra najbliższe wybory jesienią tego roku i będzie rządził w Polsce”. Zacznę od dygresji. Gdyby podobne pytanie ułożył student pierwszych lat socjologii (bądź też dowolnego innego kierunku, na którym uczono metodologii badań) to musiałby je potem układać od nowa. Pytania powinny być proste i jednoznaczne, a w tym przypadku mamy do czynienia z czymś, co nazywało się „pytaniem o podwójnej treści”. Gdyby autorem tego pytania był jakiś studenciak, to można by było uznać, że po prostu nie ma pojęcia, jak te pytania konstruować. Tyle, że to pytanie skonstruował ktoś, kto doskonale wiedział co robi.


Wiedział i dlatego właśnie pytanie wygląda tak, jak wygląda. Gdyby to miało być badanie na serio (a nie mogło być, o czym zaraz), to pytania byłyby dwa. W pierwszym pytano by o to, kto wygra wybory, a w drugim o to, kto będzie rządził (tu pewnie ogromna większość odpowiedzi brzmiałaby następująco: „nie wiem”). No bo tak się jakoś składa, że o ile z sondaży wynika to, że wybory wygra PiS (tzn. będzie miał najwyższe poparcie), to absolutnie nie wynika z nich to, że PiS będzie rządzić. Autorzy tego „sondażu” doskonale sobie z tego zdawali sprawę i dlatego pytanie zostało skonstruowane tak, że miało podwójną treść. Respondent odpowiadając na pierwszą część pytania (kto wygra wybory) automatycznie odpowiada na drugą jego część (kto będzie rządził). Wartość metodologiczna takiego pytania jest żadna. Tyle, że nie o wartość metodologiczną tu chodziło, a o wartość perswazyjną.


No bo popatrzcie tylko: na wszystkich sondażach PiS ma około 30% poparcia, aż tu nagle pojawia się badanie, na którym PiS ma ponad 50% słupek. Dodatkowo, opierając się na takim „sondażu”, można było zacząć opowiadać o tym, że ponad połowa Polaków twierdzi, że PiS będzie rządził po wyborach. Gdyby ktoś miał wątpliwości odnośnie tego, czemu służyło to „badanie”, to ja pozwolę sobie zacytować tweet Tomasza Poręby, który o nim wspomniał (wrzucając, a jakże, słupki): „Taki był cel dla całego obozu na pierwsze miesiące roku. Przywrócić wiarę w zwycięstwo. Przed nami dalsza, ciężka, konsekwentna praca. Nie zatrzymamy się nawet na chwilę”. 


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że nie jest to pierwsza sytuacja, w której ktoś sięgnął po takie metody. Poprzednim razem było to nawet zabawne. Otóż, Wirtualna Polska zleciła Panelowi Ariadna przeprowadzenie badań, w których respondentów zapytano o to, kto ma największe szanse na wygranie wyborów w Warszawie. Zapewne nie będzie dla was zaskoczeniem to, że z tamtych „badań” wyszło, że największe szanse ma Doktor Chłopak z Biedniejszej Rodziny (aka Patryk Jaki), prawda? No dobrze, ale gdzie tu jest wątek komediowy? Już tłumaczę. Otóż sondażu tego nie przeprowadzono wśród mieszkańców Warszawy, tylko na ogólnopolskiej próbie. Po co w ogóle zlecać takie badania? Żeby udowodnić tezę. Gwoli ścisłości, nie mam najmniejszych pretensji do autorki artykułu, w którym pojawił się opis tych „badań”, bo to nie ona zlecała te badania. Warto wspomnieć o tym, że działo się to jeszcze w czasach, w których na WP pojawiały się pochwalne artykuły na temat Ziobry i jego resortu, których to autorem był „Krzysztof Suwart” (tl;dr: to był pseudonim, pod którym pojawiały się te artykuły, ale nie wiadomo kto je pisał [jeżeli ktoś jest zainteresowany tematem, to w Źródłach będzie link do artykułu na ten temat]). Tego rodzaju wrzutki pełnią podwójną rolę, o której wspomniałem wcześniej (mobilizują „swoich” i demobilizują „onych”).


No dobrze, ale to było jedno badanie. Gdzie są te inne działania, mające na celu demobilizowanie elektoratu opozycyjnego? W wielu miejscach, ale ja się skupię na tych, które pojawiają się na głównej stronie Interii. Zanim to zrobię, potraktuje was kolejną dygresją. Praktycznie wszyscy użytkownicy „internetów” musieli się zaadaptować do tego, w jaki sposób traktują nas (internautów) portale. Chodzi mi, rzecz jasna, o tytuły artykułów. Czasem są one zwykłą clickbaitozą, czasem nie są, ale za to nie mają nic wspólnego z treścią, czasem mają coś wspólnego z treścią, ale za to są sprzeczne z treścią. Dość powiedzieć, że polska szkoła wymyślania tytułów do artykułów, to klasa sama w sobie (tak, wiem, w innych krajach wygląda to podobnie, niemniej jednak ja się tu pastwię nad polską portalozą), przez co każdy, kto nie chce się „nabierać” na te tytuły musi mieć specjalizację z „tytułologii”. Wspominam o tym dlatego, że u mnie ta tytułologia poszła o krok dalej. Otóż, jeżeli zobaczę pewien specyficzny rodzaj tytułu na Interii, to z 99% pewnością jestem w stanie określić, czy autorką (bądź też współautorką) tegoż jest wcześniej wspominana Kamila Baranowska. Pozwolę sobie tutaj wrzucić kilka tytułów, a wy będziecie mogli sami się przekonać o tym, czy jest tam jakaś prawidłowość, czy też nie ma żadnej. Uwaga natury ogólnej. Okazało się, że pierwszym artykułem Baranowskiej (który napisała dla Interii) był ten, nad którym się pastwiłem przy okazji heheszków z „tajnego planu PiSu”:


„Drugie dno ofensywy PiS na TikToku. Dotarliśmy do wewnętrznych badań partii”

„Wraca sprawa likwidacji TVP Info. Rzecznik PiS: Pokazują prawdziwy obraz rzeczywistości”

„Wiemy, jak PiS zamierza wygrać wybory. Punkt po punkcie”

"Ze zbożem będzie jak z węglem". PiS liczy, że opozycja przegrzeje temat”  

„Decyzja Konfederacji może wywrócić plany opozycji”  

„Premier dla Interii: Hańba na zawsze pozostanie przy Tusku”  

„Zasłona dymna i totalne zaskoczenie. Kulisy ogłoszenia 800 plus”  

„Samorządowcy boją się pomysłu Donalda Tuska. Platforma uspokaja”

„800 plus zniechęca wyborców Tuska? PiS ma badania”


Jeżeli mam być szczery, to w sumie mógłbym Baranowską pochwalić za te tytuły, bo tu nie ma żadnej clickbaitozy: czytelnik dostaje dokładnie to, czego mógł się spodziewać po tytule. Obraz, który Baranowska maluje literami wygląda następująco: PiS jest bardzo cwany, ma wszystko doskonale zaplanowane i wszystko mu się uda, opozycja non stop się miota, a opozycyjni liderzy non stop podejmują decyzje, które krytykuje ich własny elektorat. Rzecz jasna, działania PiSu są niezmiennie ogromnym zaskoczeniem dla opozycji.


Czym się twórczość Baranowskiej różni od twórczości redaktorów wPolityce i innych partyjnych gadzinówek? Tym, że jej artykuły pojawiają się na głównej stronie Interii i ktoś niezorientowany może uznać, że są one faktycznie dziełem jakiejś dziennikarki (krótka uwaga: nikt z osób pracujących wcześniej dla „Do Rzeczy” nie zasługuje na określenie „dziennikarz”), a nie kogoś, kto wcześniej produkował się w jednym z tygodników, hojnie sponsorowanych przez rząd Prawa i Sprawiedliwości. Taki ktoś może sobie pomyśleć, że to są rzetelnie napisane artykuły, a nie element działań zaplanowanych na Nowogrodzkiej. A teraz sobie pomyślmy: jaki tego rodzaju artykuły mogą mieć wpływ na poszczególne elektoraty i dlaczego mogą one działać demobilizująco na elektorat opozycji.


Ktoś może powiedzieć (nadużywam tego związku frazeologicznego, ale to już był ostatni raz w tym tekście): no ale może ona to wszystko na serio pisze? Może „ten typ tak ma”? Gdyby to była prawda, to artykuł o Tik Toku doczekałby się kontynuacji, w której autorka opisałaby to, jak PiS sobie radzi (konkretnie zaś, jak bardzo sobie nie radzi) i jak bardzo nie potrafi wypracować sobie zasięgów, bez których to zasięgów jakakolwiek akcja „zniechęcająca” nie ma najmniejszych szans powodzenia (no bo niby w jaki sposób można zniechęcić do czegokolwiek kogoś, kto nie ma styczności z komunikatami mającymi na celu zniechęcanie?). Zapewne nikogo nie zdziwi to, że osoby, które w internetach tłumaczyły, że PiS tym kontem na Tik Toku to gamechangera zapodał i że teraz to się będzie działo, jakoś tak nagle straciły zainteresowanie tematem.


Kwestia komentatorów to jest osobna „szkatułka” (która składa się z kolejnych). Tak się bowiem składa, że ci komentatorzy, którzy wychwalają praktycznie każdy pomysł PiSu, dzielą się na dwie kategorie. Pierwsza kategoria to osoby, które chwalą PiS dlatego, że mają go chwalić. Zupełnym przypadkiem tacy „dziennikarze” zawsze mają dostęp do jakichś wewnętrznych badań, sondaży, planów/etc. których PiS nie udostępnia przypadkowym osobom. Do drugiej kategorii należą osoby, które całkowicie na serio uważają, że Kaczyński jest po prostu geniuszem. Ten geniusz Kaczyńskiego (który udziela się również całemu kierownictwu) to dla tych ludzi constans. Dla nich „nie ma przypadków, są tylko znaki”. Kaczyński zaliczył jakąś wtopę? To nie wtopa, to jest element szerszego planu. Jakiego planu? No to wie już tylko sam Kaczyński, więc oni nie będą na ten temat dywagować.


I to jest naprawdę dość ciekawa kategoria. Bo o ile jestem w stanie zrozumieć tych, dla których chwalenie PiSu i Kaczyńskiego to po prostu praca, to za cholerę nie jestem w stanie zrozumieć tych, którzy geniusz Kaczyńskiego wychwalają sami z siebie. Nie chce się tu bawić w jakieś głowologizowanie, ale to momentami na serio wygląda na jakąś wewnętrzną potrzebę bycia oryginalnym (za wszelką cenę, niezależnie od tego, co się dzieje). Znamienne jest to, że gdy jakaś wtopa robi się tak ewidentna, że nie da się jej w żaden sposób zespinować, to tacy komentatorzy przestają się interesować daną kwestią i nie wypowiadają się na jej temat. Dokładnie tak było z tym wcześniej wspomnianym „gamechangerem” PiSowskim, którym miało być konto na Tik Toku. Wychwalanie geniuszu PiSu i opowiadanie o tym, że PiS „wyprzedza” inne partie pod tym względem zaczęło się praktycznie zaraz po tym, jak to konto na Tik Toku zostało założone.


Oni już „wiedzieli”, w jaki sposób PiS się będzie komunikował z młodymi i „wiedzieli”, że to zadziała. „Wiedzieli” również, że PiS będzie kontynuował współpracę z influencerami bo ta, zdaniem tych samych speców, okazała się sukcesem (najprawdopodobniej nie czytali komentarzy, które pojawiały się pod filmikami influencera, który zdecydował się na współpracę z PiSem). Ci ludzie zachowywali się tak, jak gdyby egzystowali w jakiejś próżni. W próżni, w której PiS nie odpalił wcześniej akcji „Okiem Młodych”, która to akcja skończyła się tak, jak się skończyła. W próżni, w której problem PiSu z młodzieżą polega na tym, że do młodych nie docierają komunikaty PiSu (i dlatego młodzież PiSu nie lubi). W kontekście powyższych ludzi ciekawi mnie jedynie jedno: czy kiedyś zdobędą się na to, żeby powiedzieć „byliśmy głupi”, czy też im się to nigdy nie przydarzy.


Zanim przejdę do dalszej części tekstu (tej, w której będę się pastwił nad kwestiami frekwencyjnymi) muszę zrobić krótki wtręt, albowiem okazało się, że prawica wyprodukowała kolejny „sondaż”. Tym razem zapytano Polaków o to: „Kto jest najbardziej wiarygodny w realizacji obietnic wyborczych?” Zanim zacytuję odpowiedzi, poproszę was o to, żebyście odstawili płyny. Gotowi? No to proszę bardzo: „Najwięcej z nich wskazało na Prawo i Sprawiedliwość – 45 proc. Drugie miejsce zajęła Koalicja Obywatelska, która otrzymała 26,8 proc. głosów. Kolejne partie to Konfederacja (8 proc.), Polska 2050 (7,4 proc.), Lewica (7,1 proc.), PSL (5,7 proc.)”. Poprawną reakcją na te odpowiedzi jest „czekaj, co?!”. Ok, jestem w stanie zrozumieć to, że w tym badaniu (znaczy się, w pytaniu badawczym) pojawił się PSL  (który współrządził w latach 2007-2015) i Lewica, której część rządziła w latach 1997-2001 [tak, wiem, rządziła też wcześniej razem z PSLem, ale nie będziemy się tu bawić w aż taką archeologię]) tak więc, w teorii, może ktoś jeszcze pamięta to, czy partie te wywiązywały się z przedwyborczych obietnic. Nie jestem natomiast w stanie poważnie potraktować tego rodzaju pytania badawczego, w którym pojawiły się Polska2050 i Konfa. To nie jest żadne badanie, tylko element wojny informacyjnej (aczkolwiek o wiele lepszym określeniem byłoby „wojna dezinformacyjna”), którą rząd prowadzi z Polakami.


No dobrze, ale czemu tak właściwie PiS bawi się w te działania profrekwencyjne (w swoim elektoracie) i antyfrekwencyjne (w elektoratach opozycyjnych)? Bo partia Kaczyńskiego zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli zdałaby się na „oddolną” frekwencję (czytaj: taką, przy której nikt nie majstruje), to wybory mogą się skończyć dla tej partii tylko i wyłącznie w jeden sposób. W jaki? W taki, że jednak prowadzą te swoje działania.


To jest swoją drogą dość ciekawe. Wcześniej (tzn. w trakcie wyborów, które odbywały się w 2018 i 2019) podwyższona frekwencja nie sprawiała, że wynik wyborczy jakoś specjalnie odbiegał od trendów sondażowych. Co w tym ciekawego? Ano to, że gdy, na ten przykład, w trakcie wyborów do Europarlamentu okazało się, że frekwencja jest wyższa, niż zakładano, to u prorządowego komentariatu wystąpił incydent kałowy. Zanim zacytuję tweeta Marcina Palade (tl;dr: wybitnie prorządowy komentator, który stara się udawać fachowca od badań społecznych) krótkie wprowadzenie. Przy okazji każdych wyborów, które odbywały się w czasach, na których na polskim Twitterze było już trochę kont, mamy tam do czynienia z instytucją „bazarku”. Ten bazarek z pistacjami, pomarańczami (subtelne, co nie?) i innymi artykułami, to mają być niby jakieś przecieki/etc. Prawda jest taka, że jeżeli ktoś nie ma dostępu do ExitPoll, to nie ma najmniejszych szans na to, żeby jego „bazarek” miał jakikolwiek związek z rzeczywistością.


Skoro wstęp mamy za sobą, to łapcie ten tweet Palade: „Wysoka frekwencja wywróciła wszystko. Pora kończyć zakupy” (te „zakupy”, to na „bazarku” się odbywały, gdyby ktoś miał wątpliwości). Czemuż, ach czemuż ktoś taki miałby się przejmować wysoką frekwencją? Ano temuż, że obawiał się, że ta podwyższona frekwencja przełoży się na gorszy wynik „jego” partii. Potem co prawda się okazało, że ta wyższa frekwencja nie „popsuła” wyniku wyborów, ale co się Palade (i jemu podobni) „nastresował”, to jego.


Pamiętacie jeszcze to, jak miały wyglądać „wybory kopertowe”? Jeżeli nie, to już tłumaczę: miały wyglądać tak, że urny (czy jak się tam te pojemniki na koperty miały nazywać) chciano ustawić, na ten przykład, pod kościołami (wartym wspomnienia jest to, że Poczta Polska zamówiła trzy miliony kart do głosowania więcej, niż trzeba). Jestem absolutnie pewien, że umiejscowienie urn nie miałoby najmniejszego wpływu na wynik głosowania. Te wybory się co prawda nie odbyły, ale w tych, do których doszło, PiS wykonał kilka fikołków, żeby w jak największym stopniu utrudnić oddawanie głosów za granicą. Winę za taki, a nie inny stan rzeczy zwalono na pandemię (jest to o tyle ciekawe, że przecież Morawiecki opowiadał, że tego wirusa nie trzeba się już bać). Teraz pandemii już nie ma, a PiS nadal majstruje przy tych zagranicznych głosach (nie ma to, rzecz jasna, najmniejszego związku z tym, że „zagranica” nie przepada za PiSem i na jej głosach PiSowi jakoś tak niespecjalnie zależy). Nie można również zapominać o tym, że kolejne fikołki PiSu mają służyć zwiększeniu frekwencji w miejscach, w których ludzie częściej głosują na partię Kaczyńskiego. Oczywistą oczywistością jest to, że PiS wychodzi z założenia, że wysoka frekwencja dzieli się na złą i na dobrą. Dobra jest wtedy, gdy dotyczy ona ich elektoratu, a zła wtedy, gdy chodzi o elektorat opozycyjny.  


Tak po prawdzie, to nikogo nie powinno dziwić to, że PiS teraz stara się w jak największym stopniu wpływać na frekwencję. Nawet gdybyśmy mieli do czynienia ze „zwykłą” partią, która rządziłaby w sposób, że tak to ujmę „cywilizowany”, to po ośmiu latach rządów w grę wchodziłoby „zmęczenie materiału” i elektorat partii rządzącej byłby znacznie mniej zmobilizowany od elektoratu „zmiany”. Tylko, że nie mamy do czynienia ze „zwykłą” partią, tylko z partią, która na finiszu swojej drugiej kadencji uznała, że to jest chyba ten moment, w którym trzeba się nażreć „ile tylko się da” (i stąd te wszystkie stołki dla Szafarowiczów i innych. Stąd te wille+ i tak dalej i tak dalej). O tym, że w obozie rządzącym odbywa się teraz radosna kopanina po jajach też nie można zapominać. To wszystko musi mieć wpływ na elektorat partii rządzącej. Tzn. może inaczej: partyjny beton zagłosuje na PiS niezależnie od wszystkiego. Tyle, że sam beton nie wystarczy do wygrania wyborów, z czego partia Kaczyńskiego doskonale sobie zdaje sprawę. Dla umiarkowanego wyborcy PiS nie ma absolutnie żadnych propozycji. Insza inszość to fakt, że nawet gdyby jakieś propozycje były, to ten sam umiarkowany wyborca może zacząć się zastanawiać nad tym, czy aby nie będzie tak, że on może dostać „to samo”, ale w nieco bardziej cywilizowanym wydaniu. PiS sobie zdaje sprawę z tego, że „nie jest dobrze” i dlatego też usiłuje majstrować przy frekwencji. Można się więc spodziewać, że artykułów, w których będzie się sławiło geniusz PiSu i krytykowało opozycję za to, że „nie ogarnia”, będzie znacznie więcej.


Od siebie dodam tyle, że choć nie wiadomo, jak skuteczne w zniechęcaniu elektoratu opozycji będą te wszystkie działania, to jednak bezpieczniej byłoby, gdyby opozycja zaczęła jakoś na te działania reagować.


 
Źródła:

Notka o „sprytnym planie” PiSu.

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/02/jarosaw-w-krainie-tik-toka.html

https://www.wprost.pl/polityka/wybory-parlamentarne-2023/sondaze/11122306/zapytano-polakow-kto-wygra-jesienne-wybory-nowy-sondaz.html

https://wpolityce.pl/polityka/391977-sondaz-najwieksze-szanse-na-zwyciestwo-w-warszawie-ma-kandydat-pis-jaki-cieszy-sie-tez-blisko-dwukrotnie-wyzsza-rozpoznawalnoscia-niz-trzaskowski

https://wiadomosci.wp.pl/warszawa/pis-postawilo-na-patryka-jakiego-slusznie-sondaz-dla-wp-6245319368689281a

https://twitter.com/TomaszPoreba/status/1635187206200659968

https://wiadomosci.wp.pl/warszawa/pis-postawilo-na-patryka-jakiego-slusznie-sondaz-dla-wp-6245319368689281a

O Krzysztofie Suwarcie:

https://twitter.com/BMikolajewska/status/1217372545848094722?

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-wraca-sprawa-likwidacji-tvp-info-rzecznik-pis-pokazuja-prawd,nId,6642419

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-wiemy-jak-pis-zamierza-wygrac-wybory-punkt-po-punkcie,nId,6652692

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-ze-zbozem-bedzie-jak-z-weglem-pis-liczy-ze-opozycja-przegrze,nId,6726868

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-decyzja-konfederacji-moze-wywrocic-plany-opozycji,nId,6739187

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-premier-dla-interii-hanba-na-zawsze-pozostanie-przy-tusku,nId,6746421

https://wydarzenia.interia.pl/raport-wybory-parlamentarne-2023/news-zaslona-dymna-i-totalne-zaskoczenie-kulisy-ogloszenia-800-pl,nId,6781444

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-800-plus-zniecheca-wyborcow-tuska-pis-ma-badania,nId,6798091

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-samorzadowcy-boja-sie-pomyslu-donalda-tuska-platforma-uspoka,nId,6787656

https://niezalezna.pl/485906-blisko-polowa-polakow-stawia-na-pis-za-co-wiarygodnosc-w-realizacji-obietnic-wyborczych

https://twitter.com/MarcinPalade/status/1132683168610508800

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/pis-tiktok








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz