wtorek, 28 listopada 2023

Hejterski Przegląd Cykliczny #96

Niniejszy Przegląd zaczniemy od kolejnego odcinka „Mody na Mateusza” (uznałem, że nazwa „Latający Cyrk Mateusza Morawieckiego” byłaby za bardzo nobilitująca). W jednym z odcinków podkastowych pastwiliśmy się nad tą całą „misją tworzenia rządu”, którą Mateuszowi Morawieckiemu zlecił absolutnie niezależny od partii Andrzej Duda. W trakcie tegoż odcinka zacząłem się zastanawiać nad tym, czy przypadkiem nie będzie tak, że część z osób, które do tej pory pełniły różne funkcje ministerialne, nie postanowi się katapultować i powiedzieć „mordy, było fajnie, ale wszyscy wiemy, że to się nie uda, tak więc ja nie chcę do tego nazwiska przykładać”. Okazało się, że te dywagacje nie były bezprzedmiotowe, bo w piątek (24 listopada) Mariusz Błaszczak oznajmił, że w tym Nowym Rządzie Morawieckiego to go jednak nie będzie, bo ten rząd to będzie inaczej sformowany i że to będzie taki trochę bardziej ekspercki rząd, a nie będzie w nim polityków z pierwszego szeregu (w niedzielę to samo powtórzył Mastalerek). I wiecie, wszystko fajnie z tym „rządem eksperckim”, ale jedno pytanie mam w tym temacie: jak to możliwe, że wcześniej się nie dało tego „rządu eksperckiego” sformować i trzeba było z nim czekać aż do momentu, w którym wiadomo, że żadnego rządu nie będzie, bo się wszystko rozbije o wotum? Nieco zaś bardziej na serio, to jestem ciekaw, jak wielu polityków Zjednoczonej Prawicy postanowiło sobie odpuścić szopkę pt. „będę ministrem w rządzie Morawieckiego”. Z zapowiedzi Błaszczaka i Mastalerka wynika, że skala jest raczej spora (bo gdyby to była kwestia jednego-dwóch nazwisk, to pewnie nikt by tego nie „zajawiał” w mediach). Zapewne, niebawem wszyscy się tego dowiemy.

Edycja. Coś mnie tknęło już po napisaniu tego kawałka i postanowiłem, że poczekam jeden dzień (planowałem wrzucenie tego tekstu w poniedziałek), żeby się przekonać, jak bardzo „różny” będzie ten Nowy Rząd Morawieckiego od poprzedniego. Parafrazując klasyka: a jednak, warto było. Okazało się bowiem, że ten rząd będzie pełen spodziewanych niespodzianek i jednej niespodziewanej niespodzianki. Zacznijmy od tej ostatniej. Wychodzi na to, że Jarosław ma sporą siłę przebicia, bo co prawda Mariusz Błaszczak sam stwierdził, że jego w tym rządzie nie będzie, ale potem się okazało, że jest jedną z trzech osób, które przeszły z rządu do rządu. Prócz tego, okazało się, że szukanie kandydatów na ministrów szło tak dobrze, że zamiast 27 osób, stołkami ministrów obdarowano jedynie dwadzieścia osób. Mógłbym w tym miejscu wspomnieć o tym, że połowę składu stanowią kobiety, ale po tym, jak zobaczyłem wrzutę Wosia, który wjechał z narracją, że ten rząd „reprezentuje kobiety”, uznałem, że chyba jednak nie warto. Po pierwsze dlatego, że jakoś tak się złożyło, że w tym poprzednim rządzie kobiet było znacznie mniej, a po drugie nawet, gdyby to były same kobiety, to rząd byłby tak prokobiecy, jak prokobiecy jest Jarosław Kaczyński.

W trakcie tego samego wystąpienia, w którym Mastalerek opowiadał o tym, że rząd będzie ekspercki, padła również inna wypowiedź, z której wynika, że przynajmniej część członków Zjednoczonej Prawicy autentycznie wierzyła w to, że po wyborach uda się z kimś dogadać i zbudować większość parlamentarną. Przedstawicielem tejże części Zjednoczonej Prawicy, jak się pewnie domyślacie z kontekstu, jest Marcin Mastalerek. Chwaląc Mateusza Morawieckiego za to, że się nie poddał, jednocześnie skrytykował Władysława Kosiniaka-Kamysza za to, że ten „nie podjął rękawicy”. Ja wiem, że na pierwszy rzut oka wygląda to po prostu jak jakaś złośliwostka, ale ona jest trochę bezsensowna. No bo niby co Mastalerek chciał przez to osiągnąć? Pokazać, że Kosiniak-Kamysz jest słabym liderem? Przecież to nie ma sensu, bo Kosiniak-Kamysz będzie wicepremierem. Tak, wiem, Zjednoczona Prawica wypuściła kiedyś balon próbny pt. „Kosiniak na premiera”, ale tę propozycję można było potraktować jako wybitnie nieśmieszny dowcip, bo (abstrahując już od tego, w jaki sposób PiS traktował PSL „przez osiem ostatnich lat” [i wcześniej])  gdyby Kosiniak-Kamysz się na to zgodził, to byłby po prostu „malowanym premierem”, który musiałby się non stop użerać z Genialnym Strategiem. Część członków partii Kaczyńskiego wychodziła z założenia, że dla KK współpraca z PiSem oznaczałaby nobilitację, a co za tym idzie, trochę się na niego pogniewali za to, że tej współpracy nie chciał. Pogniewani są również dlatego, że ich zdaniem to on ponosi winę za to, że właśnie im odjeżdża koryto. Stąd też biorą się te wszystkie przytyki. Gdybym był złośliwy, to bym napisał, że odliczam czas do momentu, w którym jakiś polityk Zjednoczonej Prawicy wyjdzie przed kamery i głosem Tommyego Wiseau krzyknie: YOU ARE TEARING US APART, WŁADYSŁAW. Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, proszę was o skierowanie się w stronę dalszej części tekstu.

To, że Zjednoczona Prawica będzie po wyborach trzeszczeć, było (jak to powiedział klasyk) „oczywistą oczywistością”. Niemniej jednak przyznam szczerze, że mimo, że się tego spodziewałem, przyjemnie się to ogląda. Jednym z tematów, które poróżniły polityków tej formacji, jest kwestia aborcji. Jakiś czas temu Mateusz Morawiecki stwierdził, że błędem było złożenie do Trybunału Przyłębskiego wniosku w sprawie aborcji. Nieco później w tej sprawie wypowiedział się Kacper Płażyński, który miał odmienne zdanie w tej kwestii i powiedział, że on wcale nie uważa, żeby to był błąd. Niby mała rzecz, a jednak cieszy, bo to znaczy, że w ramach „trzeszczenia” albo się już tam nie praktykuje przekazów dnia, albo część z polityków się już tymi przekazami nie przejmuje. Nawiasem mówiąc, jeżeli chodzi o Morawieckiego, to nie był to pierwszy przypadek, w którym ów powiedział, że jakby co, to on był zawsze za tzw. „kompromisem aborcyjnym”. Wcześniej powiedział mniej więcej to samo w czerwcu 2023, a jeszcze wcześniej w lutym 2021. Co ciekawe, gdy wypowiadał się na ten temat „na świeżo” (po wyroku Trybunału Przyłębskiego), nie wspominał o „kompromisie”. To zupełnie tak, jak gdyby opinia Morawieckiego na temat wyroku zmieniała się wraz ze wzrostem świadomości tego, jak bardzo ów wyrok zaszkodził (w wymiarze politycznym) jego formacji.

Osoby takiej, jak Barbara Nowak, przedstawiać nikomu (niestety) nie trzeba. Od momentu, w którym pojawiła się w mediach społecznościowych, wrzucała do nich bardzo, ale to bardzo wartościowy content. Mimo tego, że zdarzało się jej przydzbaniać tak, że od jej wypowiedzi odcinał się cały rząd, włos jej z głowy nie spadł i nie wyciągnięto względem niej żadnych konsekwencji. I nie, to, że publicznie przeprosiła za swoją wypowiedź dotyczącą szczepień, nie oznacza, że ktokolwiek ją za cokolwiek ukarał (nadal jestem ciekaw, kto był jej politycznym Ojcem Chrzestnym, bo żeby robić i mówić takie rzeczy nieprzerwanie, to trzeba mieć plecy mocniejsze od Eddiego Halla). Ostatnio Barbara Nowak (która z politycznego nadania jest na stołku kuratora oświaty) opowiedziała o tym, że Szwecji już nie ma. Tzn., że Szwecja jest, ale prawie jakby jej nie było, bo w przedszkolach opiekunowie mas****bują dzieci. Źródłem, na którym Barbara Nowak oparła swoją wypowiedź, było „mordo, uwierz mi”. O wypowiedzi zrobiło się na tyle głośno, że zareagowała na nią szwedzka ambasada. Ambasada stwierdziła, że (tl;dr) to jest szerzenie dezinformacji i zasugerowała szukanie nieco bardziej wiarygodnych źródeł informacji. W tym miejscu chciałbym nieśmiało przypomnieć o tym, że Barbara Nowak jest (na szczęście już niedługo) KURATORKĄ OŚWIATY. Swoją drogą, ciekaw jestem czy istnieje jakaś teoria spiskowa na tyle durna, że nawet Barbara Nowak nie powtórzyłaby jej publicznie.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

W poprzednich dwóch przeglądach wspominałem o tym, jak szybko nastąpiło w Zjednoczonej Prawicy przebiegunowanie, które sprawiło, że jej politycy nagle doszli do wniosku, że to, co wcześniej uważali za „donoszenie na Polskę za granicę”, wcale nie jest „donoszeniem na Polskę za granicą”. Nie ma to, rzecz jasna, żadnego związku z tym, że stracili większość parlamentarną. Wspominam o tym dlatego, że kolejny z działaczy partyjnych zdecydował się na coś, co przed 15 października 2023 zostałoby uznane za „donoszenie na Polskę”. Działaczem tym jest prezes Glapiński, któremu nie spodobało się to, że nowa większość parlamentarna ma w planach sprawienie, żeby prezes Glapiński został po prostu Glapińskim. Glapiński o swojej potencjalnej przyszłej niedoli poinformował całkiem sporo organizacji zagranicznych (np. Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy). Kurde, wygląda to trochę tak, jak gdyby ktoś nie był w stanie się pogodzić z wynikiem demokratycznych wyborów, ale na pewno wcale nie o to chodzi. Tak okołotematowo, to jestem przekonany o tym, że po powołaniu rządu Tuska będziemy mieli takich sytuacji znacznie więcej.

Przebiegunowanie, o którym wspominałem, potrafi przybrać o wiele bardziej spektakularne formy. Na ten przykład Piotr Muller zapowiedział, że jeżeli chodzi o obywatelski projekt ustawy o refundacji in vitro, to on zagłosuje za tym projektem (uwaga natury technicznej, ten kawałek tekstu pisałem w poniedziałek, a o ile mnie doniesienia prasowe nie mylą, głosowanie ma się odbyć jutro [czyli we wtorek]). Wieść gminna niesie, że Muller nie jest w swojej opinii odosobniony. Jest to o tyle ciekawe, że część polityków tej formacji nadal jest „przeciwko” nie tylko refundacji in vitro, ale metodzie samej w sobie. Rozbawiło mnie trochę to, jak Zdzisław Krasnodębski zaczął się wymądrzać na Eloneksie (niegdysiejszy ćwiter), że in vitro to niczego nie leczy i jak mu zwrócono uwagę na to, że okulary, które ma na nosie też niczego nie leczą, to się nagle przestawił na opowiadanie o tym, że to zła metoda, bo zarodków za dużo powstaje (jestem tak stary, że pamiętam, jak Gowin opowiadał o krzyku zamrażanych zarodków). No, ale to tylko dygresja, wróćmy do naszych „przebiegunowanych” (aż chciałoby się rzec, „nawróconych”). Warto sobie w tym miejscu zadać pytanie: jak to możliwe, że ci „nawróceni” sami nie wpadli wcześniej na to, że może warto złożyć taki projekt w Sejmie? A, no tak, bo wtedy im się wydawało, że przemawiają w imieniu „milczącej większości”, a po 15 października okazało się, że mieli rację -  „wydawało im się”. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że refundację in vitro utrącił PiS po tym, jak wygrał wybory w 2015 roku.

Można by było napisać coś na temat debaty, która odbyła się w Sejmie, ale trochę to bez sensu, bo cześć polityków Zjednoczonej Prawicy (ta część, która zdecydowała, że jednak nie zmienia zdania w sprawie in vitro) powtarzała w kółko te same slogany, które wszyscy znają na pamięć. Ciekawostką natomiast było to, że politycy Zjednoczonej Prawicy zostali wywołani do tablicy w kwestii finansowania „naprotechnologii”. Wiecie, chodzi o tę metodę, która (ich zdaniem) miała być o wiele skuteczniejsza od in vitro, a potem się okazało, że jak wprowadzono jej refundację, to bardzo szybko trzeba było przestać zbierać dane na temat jej skuteczności (potem zaś z w ogóle zrezygnowano z rządowych programów walki z niepłodnością). Co zrozumiałe, część polityków nadal broniła tej metody, ale żodyn nie był w stanie się sensownie odnieść do zarzutów (kupa pieniędzy wywalona w błoto).

Skoro zaś już poruszony został temat szamanizmu, to chyba warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że w Koalicji Obywatelskiej odnalazł się człowiek, który jest wyznawcą (jest to bardzo adekwatne określenie) tzw. „altmedu”. Chodzi, rzecz jasna, o Marcina Józefaciuka, który w wywiadzie dla „Dużego Formatu” opowiadał o tym, że przy pomocy szamanizmu można leczyć różnego rodzaju dolegliwości. Trzeba przyznać, że PR-owo KO jest bardzo dobrze ogarnięta, bo momentalnie wjechała damage-control i Józefaciuk na Eloneksie wytłumaczył, że jeżeli chodzi o te terapie różne, to to jest zawsze jako profilaktyka, a nigdy jako leczenie (o tym, że stoi to, eufemizując, w lekkiej sprzeczności z tym, co wcześniej w trakcie wywiadu opowiadał, wspominać chyba nie trzeba). I tak się zastanawiam nad tym, czy ktokolwiek z KO w ogóle zrobił backrgound check Józefaciukowi. Aczkolwiek, mogło być i tak, że wiedziano o nim wszystko, ale uznano, że szurstwo to akceptowalna cena za to, że typ jest lubiany i przyciągnie wyborców. 

O tym, że Zjednoczona Prawica uwielbia dramatyzm i uwzniośloną retorykę wie każdy, kto przez „osiem ostatnich lat” choćby od czasu do czasu zerkał na to, co się dzieje w Polskiej polityce. Niemniej jednak parę dni temu Marcin Mastalerek podbił stawkę tak wysoko, że mnie osobiście wywaliło skalę w żenadometrze. Stwierdził on bowiem, że w interesie Zjednoczonej Prawicy będzie odwoływanie się do „dziedzictwa Andrzeja Dudy”. Po pierwsze, dzwoniła „spuścizna Lecha Kaczyńskiego” i prosiła o wymyślenie własnych tekstów. Po drugie, ja wiem, że słowa mogą mieć więcej niż jedno znaczenie, ale, serio? DZIEDZICTWO?! Po trzecie, nawet gdybyśmy uznali, że chodzi po prostu o dokonania Andrzeja Dudy, to ja bym raczej nie szedł w tę stronę, albowiem ktoś złośliwy (a takich ludzi w Polsce nie brakuje) mógłby wspomnieć o tym, że Duda swoim nazwiskiem firmował przez 8 lat działania opcji politycznej, która właśnie straszliwie wierzga, bo nie może się pogodzić z tym, że traci władzę.

Na sam koniec zostawiłem sobie coś, co może nie jest jakoś specjalnie istotne, ale ponieważ jest to jeden z moich osobistych triggerów, muszę się tym z wami podzielić. Otóż parę dni temu, Szymon Hołownia chciał pocisnąć Morawieckiemu przy pomocy cytatu z „Potopu”. No i wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że zrobił to w sposób, który sugeruje, że chyba nie do końca ogarnął sens wypowiedzi Kmicica. W tym miejscu pozwolę sobie na krótką dygresję: Hołownia, niestety, nie jest odosobnionym przypadkiem, bo używanie tego konkretnego cytatu „niezgodnie z przeznaczeniem” jest powszechne. Ze mnie tam żaden fan Sienkiewicza (a to i tak srogi eufemizm), ale wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś już chce używać cytatów, to niechże chociaż robi to poprawnie. Chodziło, rzecz jasna, o wypowiedź „kończ waść, wstydu oszczędź”. Kmicic słowa te wypowiedział w trakcie pojedynku z Wołodyjowskim, w momencie, w którym zorientował się, że jego oponent jest od niego (eufemizując) znacznie lepszy i się z nim bawi. Innymi słowy: poprosił Wołodyjowskiego o to, żeby jemu (tzn. Kmicicowi) tego wstydu oszczędził. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn cytatu tego używa się bardzo często jako zamiennika dla „ej, typie, weź przestań bo się ośmieszasz”. Na tym skończę, żeby oszczędzić wstydu Hołowni.


Źródła:

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-mariusz-blaszczak-wyznaje-nie-bede-w-nowym-rzadzie-pis,nId,7171308

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/9362816,mastalerek-to-bedzie-rzad-bardziej-ekspercki-duda-zna-sklad-rzadu.html

https://tvn24.pl/polska/aborcja-premier-mateusz-morawiecki-o-kompromisie-aborcyjnym-profesor-marzena-debska-komentuje-7423880

https://www.pap.pl/aktualnosci/marcin-mastalerek-o-misji-formowania-rzadu-wladyslaw-kosiniak-kamysz-nie-podjal

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1729184350053466437

https://tvn24.pl/polska/aborcja-premier-mateusz-morawiecki-o-kompromisie-aborcyjnym-profesor-marzena-debska-komentuje-7423880

https://www.tvpparlament.pl/52129557/morawiecki-wyrok-tk-nie-mogl-byc-inny-w-oparciu-o-polska-konstytucje

https://pulsmedycyny.pl/premier-jestem-zwolennikiem-kompromisu-aborcyjnego-1186919

https://www.rmf24.pl/raporty/raport-strajk-kobiet/news-mateusz-morawiecki-wydal-oswiadczenie-ws-wyroku-tk-o-aborcji,nId,4818482#crp_state=1

https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,27981641,rzad-pis-odcina-sie-od-antyszczepionkowej-wypowiedzi-barbary.html

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-wypowiedz-kurator-nowak-wywolala-oburzenie-reaguje-ambasada-,nId,7162882

https://twitter.com/ZdzKrasnodebski/status/1727344840478785562

https://twitter.com/ZdzKrasnodebski/status/1727350782968942938

https://www.ekai.pl/polska-aborcja-zarodka-to-zabicie-dziecka/

https://orka2.sejm.gov.pl/StenoInter10.nsf/0/67C3601DEF6387B7C1258A6F0063401F/%24File/01_d_ksiazka.pdf

https://politykazdrowotna.com/artykul/fiasko-rzadowego-programu-naprotechnologii/832625

https://serwisy.gazetaprawna.pl/zdrowie/artykuly/1431502,efekty-programu-naprotechnologii-in-vitro.html

https://www.doz.pl/czytelnia/a15773-Z_Programu_Zdrowia_Publicznego_na_lata_2021-2025_znika_kompleksowa_ochrona_zdrowia_prokreacyjnego

https://wyborcza.pl/duzyformat/7,127290,30414688,posel-jozefaciuk-przede-wszystkim-jestem-nauczycielem.html

https://twitter.com/M_Jozefaciuk/status/1726849175755911487

https://twitter.com/TygodnikWPROST/status/1727964262222426489

https://www.tvpparlament.pl/74316540/mastalerek-jesli-donald-tusk-wroci-do-strategii-totalnej-wojny-z-prezydentem-jestesmy-gotowi-stawic-temu-czola

https://twitter.com/300polityka/status/1728061737595728247


poniedziałek, 20 listopada 2023

Hejterski Przegląd Cykliczny #95

W zeszłym tygodniu Sejm nowej kadencji wybierał prezydium Sejmu. Wtedy też po raz kolejny mogliśmy się przekonać o tym, że Jarosław Kaczyński jest Genialnym Strategiem (z którym równać może się chyba jedynie jeden z bohaterów „Kronik Amberu”, a konkretnie zaś Benedykt). Otóż, Jarosław Kaczyński wiedząc o tym, że „nowy” Sejm może nie chcieć, żeby Elżbieta Witek została wicemiarszałkinią Sejmu, postawił nowej większości parlamentarnej ultimatum: albo wybiorą Witek, albo PiS w ogóle nie będzie miał wicemarszałka. Mam niejasne przeczucie, że on sobie to wykoncypował tak, że po tym ultimatum większość parlamentarna powie „ok, mordeczko masz rację, nie patrzyliśmy na to z tej strony, zagłosujemy za kandydaturą Witek”. Skończyło się to zaś tak, jak kończy się większość planów Genialnego Stratega: porażką, bo sejmowa większość niespecjalnie się przejęła tym ultimatum. Nawiasem mówiąc, to jest kolejny „kejs” tego, że Jarosław Kaczyński potrafi jedynie działać na zasadzie „bądź wola moja” i chyba nie do końca do niego dociera to, że realia polityczne uległy zmianie.

Ktoś może powiedzieć, ok, ale może taki był właśnie plan? Może chodziło o to, żeby nie mieć tego wicemarszałka w ogóle, żeby można było opowiadać o tym, jak to ta mniejszość sejmowa jest prześladowana/etc. Ja się z tym mogę zgodzić częściowo. Tzn. na pewno teraz właśnie taki jest plan, ale śmiem twierdzić, że był on wymyślany na poczekaniu po tym, jak się okazało, że rzeczywistość nie chciała się dostosować do woli Prezesa (i nie udało się go przekonać do tego, że ten wicemarszałek to może by się im jednak przydał i może warto wystawić kogoś innego). Jak bardzo nie będziecie zaskoczeni, gdy wam napiszę, że ten plan się (eufemizując) nie powiódł? Pracownia RW Research przeprowadziła w tej sprawie sondaż dla RzP i wyszło na to, że negatywnie na temat niewybrania Witek zareagowało 19,3% badanych (pozytywnie 52.1%, a 28.6% nie miało zdania). Te 19.3% to sromotna porażka. To, że partii Kaczyńskiego nie udało się indukowanie oburzenia społeczeństwu to tylko jeden „wymiar” tej porażki. Gorsze dla tej partii jest to, że nawet jej własny elektorat niespecjalnie się tym przejął. Elektoratem nie przejął się zaś Andrzej Duda, który w wywiadzie dla wPolityce narzekał na to, że niewybranie Witek nie ma nic wspólnego z demokracją.

Na polskim Eloneksie (niegdysiejszy Ćwiter) zaczęła działać funkcja „community notes”. W telegraficznym skrócie chodzi o to, że gdy ktoś bardzo mija się z prawdą, to społeczność (nie mam pojęcia, jak inaczej to przetłumaczyć) może dokonać korekty jego wpisu poprzez dodanie adnotacji pod wpisem (którą widzi każdy odbiorca wpisu, a „skorygowany” autor wpisu nie może tego w żaden sposób usunąć). Co zrozumiałe, pierwszymi „ofiarami” tych adnotacji (aka „dodawanie kontekstu”) padli politycy Zjednoczonej Prawicy, którzy chyba nie do końca zrozumieli, co się tak naprawdę stało. Idealnym przykładem będzie tu Beata Szydło. Zaczęło się od tego, że napisała wpis, w którym tłumaczyła odbiorcom, że to, że PiS nie ma wicemarszałka, to wina nowej większości sejmowej. Do jej wpisu dodano adnotację, w której napisano, że PiSowi nikt nie zabrania wyznaczania wicemarszałka i że po prostu Witek przepadła w głosowaniu. Ponieważ o wpisie (i o adnotacji) zrobiło się głośno, Beata Szydło (która nie ogarnęła, co to są te adnotacje) popełniła kolejny wpis, w którym usiłowała tłumaczyć, że to jakaś upolityczniona grupa edytorów atakuje ją i inne wpisy polityków PiSu. Pod wpisem tym pojawiła się adnotacja, w której wytłumaczono Beacie Szydło, kto tworzy „community notes” (aczkolwiek nie ma pewności, że tym razem na pewno zrozumiała). W ciągu ostatniego tygodnia adnotacje pojawiły się pod wpisami, między innymi, Rafała Bochenka, Marleny Maląg i Antoniego Macierewicza.

W tym miejscu pochylę się na moment nad tymi adnotacjami. Póki co, wygląda to dość niegłupio. Poza tym, jest to w praktycznie jedyna sensowna opcja prostowania bzdur publikowanych w internetach i to z kilku przyczyn. Po pierwsze, konta z „niebieskimi ptaszkami” mają duże zasięgi i nawet, jeżeli ktoś pod spodem opublikuje debunk, to zobaczy go znacznie mniej osób, niż inicjalny wpis (mimo, że debunk ma znacznie więcej reakcji favów). Po drugie, część polityków nauczyła się używać opcji, która ogranicza możliwość komentowania osobom, których politycy nie followują. Można wtedy, co prawda, udostępnić taki wpis wraz z komentarzem, ale odbiorcy oryginalnego wpisu wcale nie muszą tego zobaczyć. Po trzecie, politycy bardzo chętnie banują osoby, które im wytykają nieścisłości. I w tym momencie wchodzą Community Notes, całe na biało. Nie da się ich zablokować, nie da się ich wyłączyć i nie chroni przed nimi subskrypcja. Można, co prawda, tłumaczyć, że to wszystko jakiś spisek, ale to oznacza automatycznie ograniczanie swojej grupy docelowej do betonu partyjnego, bo tylko beton uwierzy we wszystko. 

W zeszłym tygodniu zrobiło się bardzo głośno o projekcie ustawy złożonym przez partię, która chce, żeby podatki były proste i niskie. Autorzy projektu twierdzili, że chodzi im o to, żeby podnieść kwotę wolną od podatku. Bardzo szybko okazało się, że w trakcie pisania tego projektu ktoś musiał wywrócić stolik (miałem w tym miejscu wrzucić dowcip o tym, że pewnie pies im zjadł pierwotną wersję, ale wiem, że psy to w konfie temat dość drażliwy po ostatnich wyborach), bo projekt roił się od błędów. Potem złożono autopoprawkę. Wydawać by się mogło, że po pierwszej wpadce ktoś ten temat potraktuje poważnie i za drugim razem już będzie lepiej, prawda? Otóż, nieprawda. Dość powiedzieć, że sprawa zrobiła się na tyle niewygodna, że uśmiechnięty pan z Tik Toka odniósł się do niej w taki sam sposób, w jaki wcześniej się odnosił do pytań o 100 Mentzena, tak więc: nie był autorem tego projektu, nie ma pojęcia, co w nim było/etc./etc. To dość ciekawe, że jedyny w partii spec od podatków (doktor nauk ekonomicznych) nie brał udziału w tworzeniu projektu ustawy dotyczącej prawa podatkowego...  No. ale to na pewno zwykły zbieg okoliczności i przypadek i nie ma dowodów na to, że Mentzen wiedział o tym projekcie ustaw.



UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Prezydent Duda przyzwyczaił nas w trakcie swojego urzędowania do tego, że zdarza mu się (stosunkowo często) mówić rzeczy może nie tyle nieprzemyślane, co przemyślane w niewłaściwy sposób. Ostatnio, na ten przykład, powiedział, że w sumie to nie ma znaczenia, kto będzie prezydentem USA. Od czego by tu zacząć? Może od tego, że w kontekście wojny za naszą wschodnią granicą, BARDZO istotne jest to, kto jest prezydentem USA? Aczkolwiek, może ujmę to inaczej, do 2016 było to praktycznie bez znaczenia, ale po 2016 zaczęło to mieć znaczenie, bo wtedy prezydentem został całkowicie nieobliczalny typ, któremu, na ten przykład, nie podoba się NATO i któremu się wydaje, że jest tak sprytny, że wojnę w Ukrainie skończyłby w 24 godziny bo na pewno by się z Władimirem dogadał. Ja wiem, że nasz prezydent się przez cały czas uczy, ale wydaje mi się, że w ósmym roku prezydentury mógłby się już choć trochę ogarnąć (albo np. przed takimi wypowiedziami konsultować się z kimkolwiek, poza osobami pokroju Zybertowicza). 

W poprzednim Przeglądzie wspomniałem o tym, że w Najbardziej Demokratycznej Partii w Polsce właśnie doszło do przebiegunowania. Trzeba przyznać, że przybiera ono dość spektakularne formy. Szef CBA wysłał list do szefów europejskich służb antykorupcyjnych, w którym to liście skarży się na to, że w Polsce może dojść do likwidacji CBA. Bo widzicie, do 15 października 2023 było tak, że większość parlamentarna miała prawo do robienia tego, co się jej podoba. Czemu? Ano temu, że wyborcy podjęli taką, a nie inną decyzję. Jakiekolwiek słowa krytyki pod adresem działań większości parlamentarnej były momentalnie spinowane i suwerenowi tłumaczono, że to po prostu dlatego, że ludzie, którzy stracili władzę nie mogą się pogodzić z wynikiem demokratycznych wyborów. Gdy okazywało się, że ktoś ma czelność poruszyć kwestię tego, co dzieje się w naszym kraju na forum międzynarodowym, suwerenowi tłumaczono, że to jest „donoszenie na Polskę”. Teraz zaś się pozmieniało i większość parlamentarna nie może już robić wszystkiego, a wysyłanie listów takich, jaki wysłał szef CBA, wcale nie jest „donoszeniem na Polskę”.

Nie był to jedyny (z ostatniego tygodnia) przejaw wcześniej wzmiankowanego przebiegunowania. „Tygodnik Solidarność” (tytuł ten, od dłuższego czasu jest jednym wielkim żartem), opublikował łamiącą wiadomość, w której można przeczytać, że niemieckie media przestrzegają PO przed tym, że jeżeli (w uproszczeniu) PO będzie działało tak, jak wcześniej PiS, to PiS może pójść na skargę do TSUE i wygrać. Gdyby ktoś chciał się czepiać, że oni wcale tego nie napisali: owszem, nie napisali tego wprost, ale to właśnie wynikało z cytatu z „niemieckich mediów” (swoją drogą, ciekawe czy się nie brzydzili, cytując te „niemieckie media”). Ktoś może powiedzieć, no zaraz czy chodzi o to samo TSUE, co do którego prawica opowiadała, że nie ma najmniejszego prawa do wtrącania się w „wewnętrzne sprawy Polski”? I ten ktoś miałby całkowitą rację.

Na sam koniec zostawiłem sobie wątek humorystyczny. Przemysław Czarnek wypowiedział się ostatnio w temacie tego, jak to będzie z tym tworzeniem rządu Mateusza Morawieckiego. Stwierdził, że to, że uda się stworzyć rząd jest oczywiste, ale problem będzie z wotum, bo jego uzyskanie będzie „ekstremalnie trudne”. Ciekawym, co jeszcze zdaniem Czarnka mogło by być „ekstremalnie trudne”. Wykonanie windy kosmicznej ze skórek po bananach? Zbudowanie Sfery Dysona z papieru? Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że jedyna przyczyną, dla której oni robią te fantastyczne fikołki jest taka, że nie udało im się jeszcze przekonać „czynników decyzyjnych” do tego, żeby pogodziły się z porażką wyborczą.


Źródła:

https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103087,30409895,jak-bronic-elzbiety-witek-spolecznosc-platformy-x-kontra-prawo.html

https://twitter.com/DoRzeczy_pl/status/1725213576674091060

https://tvn24.pl/polska/wpis-beaty-szydlo-ze-sprostowaniem-uwagi-spolecznosci-czym-sa-community-notes-na-twitterze-x-7439311

https://twitter.com/MarlenaMalag/status/1725500597913178555

https://twitter.com/RafalBochenek/status/1725175384889586010

https://twitter.com/Macierewicz_A/status/1724336039961977176

https://next.gazeta.pl/pieniadz/7,188934,30412161,mentzen-o-wtopie-konfederacji-nie-czytalem-nie-widzialem.html

https://dorzeczy.pl/opinie/504054/duda-nie-ma-zadnego-znaczenia-kto-jest-prezydentem-usa.html

https://wiadomosci.wp.pl/szef-cba-skarzy-sie-na-zmiany-w-polsce-byly-szef-biura-ujawnia-list-6964802217941696a

https://www.tysol.pl/a113117-niemieckie-media-ostrzegaja-tuska-pis-moze-sie-zwrocic-do-tsue-i-wygrac

czwartek, 16 listopada 2023

Hejterski Przegląd Cykliczny #94

Ponieważ tematy okołowyborcze mi się rozciągnęły na kilka tekstów, w niniejszym Przeglądzie trzeba będzie poruszyć parę „zaległych” kwestii, tak więc będzie troszeczkę archeologii (ale niewiele).

Zacznijmy od dobrych wiadomości. Rafał Ziemkiewicz został skazany prawomocnym wyrokiem za to, że wielokrotnie nazywał Bartosza Wielińskiego (między innymi) „Volksdeutschem”. Ciekaw jestem jaka była linia obrony RAZa i coś mi mówi, że mogło to być coś w rodzaju „wysoki sądzie, mój klient ma bardzo długą historię używania zwrotów i sformułowań, których znaczenia sobie wcześniej nie sprawdził, tak więc to nie jego wina, że akurat spodobało mu się brzmienie słowa „Volksdeutsch”.” Niemniej jednak niezależnie od tego, jaka była ta linia obrony, okazała się ona nieskuteczna. Ziemkiewicz został skazany na 4 miesiące prac społecznych w wymiarze 20 godzin miesięcznie. Gdybym był złośliwy (a nie jestem) to napisałbym, że znacznie bardziej dotkliwą karą dla Ziemkiewicza byłoby skazanie go na wykonywanie 20 godzin researchu w ciągu miesiąca. Aczkolwiek mam świadomość tego, że taki wyrok mógłby zostać uznany przez Ziemkiewicza za tortury.

Pod koniec października na portalu OKO Press ukazał się artykuł, w którym mogliśmy przeczytać o ciekawym przypadku związanym z RMF-em. Otóż, dyrektorką w czeskiej spółce Orlenu jest Magdalena Balawajder (jako dyslektyk chciałbym złożyć oficjalny protest przeciwko istnieniu takich nazwisk), która, zupełnym przypadkiem, jest żoną Marka Balawajdera, który to Marek Balawajder, zupełnym przypadkiem, jest szefem informacji RMF FM. Kolejnym przypadkiem było to, że Orlen się bardzo chętnie reklamował w RMFie (w 2022 reklamował się tam za ponad 20 baniek). Następny przypadek polegał na tym, że zarówno Magda Balawajder, jak i sama rozgłośnia, zareagowały na ten artykuł tak, jak gdyby to wszystko jednak nie było dziełem przypadku. Jednakowoż może być też tak, że te reakcje były po prostu dziełem przypadku. Ok, nieco zaś bardziej na serio, to życzę powodzenia w przekonywaniu kogokolwiek do tego, że to faktycznie był przypadek i tam się nic takiego nie działo. Śmiem twierdzić, że po tym, jak „przez osiem ostatnich lat” wszyscy braliśmy udział w obserwacji uczestniczącej pt. „w jaki sposób Zjednoczona Prawica obsadza SSP i jak traktuje media”, tego rodzaju „przypadkowa” narracja nie znajdzie zbyt wielu zwolenników.

Poniższy kawałek Przeglądu będzie przeznaczony dla wielbicieli akrobatyki, bo to oni będą w stanie w pełni docenić fikołek, który zaraz tu zostanie opisany. Najpierw odrobina kontekstu. Dla nikogo nie jest tajemnicą to, że Rosja od wielu lat stara się doprowadzić do jak największej „atomizacji” w Europie oraz osłabienia Unii Europejskiej (vide, mieszanie przy referendum Brexitowym). Jest to coś, co klasyk mógłby określić mianem „oczywistej oczywistości”. Otóż, (jak to powiedział jeden z głównych bohaterów wiekopomnego dzieła pt. „Smoleńsk”): „to nie jest proste, a nawet wręcz przeciwnie”. Portalu wPolityce (tak samo, jak redaktorów tam zatrudnionych) nikomu przedstawiać nie trzeba. Wszyscy przyzwyczaili się już do tego, że portal ten prezentuje pewien poziom. Niemniej jednak fikołek, który został wykonany przez jednego z redaktorów (Jan Augustyn Maciejewski) sprawia, że wyróżnia się on na tle partyjnych kolegów i koleżanek. Pod koniec października ów jegomość na swoim koncie na Eloneksie (niegdysiejszy Ćwiter) podzielił się z followersami teorią (to była zajawka jakiegoś filmiku wyprodukowanego przez Karnowskich), z której wynika, że to wcale nie jest tak z tą Europą. Jego zdaniem Putin chce, żeby Europa była jak najsilniejsza i jak najbardziej zintegrowana, bo jak już Europa będzie silna, to poczuje się zbyt pewnie i uzna, że poradzi sobie bez Ameryki, a wtedy (uwaga, będzie capslock, bo tylko on odda w pełni wagę tych słów): „ROSJANIE TO JUŻ ŁATWO ROZEGRAJĄ”. Przyznam szczerze, że chciałem tego Pana zapytać o to, co sądzi na temat NATO i czy tutaj Kreml też chce jak największej integracji, ale przyznam szczerze, że trochę się obawiałem odpowiedzi i stchórzyłem.

Mateuszowi Morawieckiemu przypadło w udziale zaszczytne zadanie wyprowadzenia sztandar..., znaczy się utworzenia rządu. To jest naprawdę zabawna sytuacja, bo wszyscy (łącznie z Morawieckim i Dudą) wiedzą o tym, że nie ma szans na to, żeby Morawiecki uskładał tą większość, ale spora część polityków udaje, że „nic nie jest przesądzone”. Sam Prezes, indagowany w tej sprawie przez dziennikarzy, odpowiedział: „Państwo macie swoją wiedzę, ja mam swoją”. Nawiasem mówiąc, gdyby ktoś kiedyś stworzył prezesowe bingo, to pewnie zawierałoby się w nim coś na temat „wewnętrznych sondaży”, „głębokiego przekonania” i „własnej wiedzy”. Nieco zaś bardziej na poważnie, to cokolwiek przerażające jest to, że przez „osiem ostatnich lat” (przyzwyczajcie się, bo będę tego pewnie używał dość często) Polską zawiadywał człowiek, który od pewnego czasu jest absolutnie wręcz niezdolny do przyznania się do porażki (albo choćby do zwykłej omyłki) i który zawsze, ale to zawsze musi pozować na kogoś, kto „wie więcej” od wszystkich dookoła. Ciekawe jest to czy Prezes zaktualizował sobie swoją wiedzę po tym, jak kandydatka PiS na wicemarszałka dostała straszliwy łomot w głosowaniu i, no cóż, wicemarszałkinią nie będzie, czy też dalej uważa, że sprawa nie jest przesądzona. Jeżeli kogoś interesuje temat tego konkretnego przejawu prezesowego geniuszu, to mądrowaliśmy się na ten temat z kolegą z Doniesień z Putinowskiej Polski (którego nie taguję, bo ostatnio J.E. Algorytm alergicznie reaguje na tagowanie i ścina zasięgi) w naszym podkaście (link do odcinka w Źródłach będzie).


 UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

Gdy się zaczęło zanosić na zmianę i pierwsze sondaże zaczynały dawać przewagę (mandatową) opozycji demokratycznej nad Najbardziej Demokratyczna Partią w Polsce, ja zacząłem się zastanawiać nad tym, jak szybko dojdzie po stronie Najbardziej Demokratycznej Partii w Polsce do przebiegunowania. Okazało się, że u Andrzeja Dudy do tego przebiegunowania doszło w okolicach 8 listopada bieżącego roku. Stwierdził on wtedy, że nie powinno się naruszać autorytetu Trybunału Konstytucyjnego (mała podpowiedź: chodziło mu o Trybunał Przyłebski) i że ów trybunał jest jedną z najważniejszych instytucji chroniących podstawowe zasady demokratyczne ustroju państwa. Ktoś może w tym momencie powiedzieć: no zaraz, ale czy to nie ten sam jegomość, który praktycznie na początku swojej prezydentury powołał do trybunału sędziów – dublerów? A ja takiej osobie odpowiem: owszem, chodzi o tego samego Andrzeja Dudę.

Skoro jesteśmy już przy temacie przebiegunowania, to podobne zjawisko zachodzi u braci Karnowskich. Tyle, że (co zrozumiałe w kontekście kondycji intelektualnej wyżej wymienionych braci) owo przebiegunowanie nie przebiega bezproblemowo. Jeden z braci, Jacek, skomentował ostatnio to, że kandydatura Elżbiety Witek przepadła w głosowaniu. Zrobił to w sposób bardzo, ale to bardzo spektakularny. Pozwólcie, że zacytuję tytuł jego artykułu (UWAGA, UWAGA, TO NIE SĄ ĆWICZENIA: PROSZĘ ODSDTAWIĆ PŁYNY): „Kłamstwa opozycji w sprawie marszałek Witek zostały spektakularnie obnażone w Senacie. Rozpoczyna się prześladowanie opozycji”. Tak to się dzieje, moi drodzy czytelnicy, jak człowiek z rozpędu zacznie pisać artykuł i jechać po opozycji, a potem sobie nagle przypomni, że opozycja się zmieniła, ale jest na tyle leniwy, że nie chciało mu się poprawiać początku.

Tak nawiasem mówiąc, bardzo przyjemnie ogląda się ostatnio relacje Sejmowe. Chodzi mi, rzecz jasna, o te relacje, na których można obserwować zachowania polityków Zjednoczonej Prawicy, do których wreszcie (pomału) zaczęło docierać, że już nie będzie tak, jak było. A to Prezes partii, który bardzo chciał wejść na mównicę „bez żadnego trybu”, a to minister Ziobro, który zapewne chciał sobie długo poprzemawiać i któremu cała sala głośno odliczała sekundy do końca wystąpienia. A to Hołownia złomujący Czarnka (za to, że ten darł japę na mównicy). Jednakowoż najbardziej mnie bawią reakcję prawicowych mediów, które dwoją się i troją, żeby spróbować przekuć to, w jaki sposób traktowani są politycy Zjednoczonej Prawicy (gwoli ścisłości, są traktowani lepiej, niż traktowani byli politycy opozycji w latach 2015-2023) na jakieś, choćby niewielkie oburzonko społeczne. Najprawdopodobniej do mediów tych nie dociera to, że jedyne, co w ten sposób uda im się osiągnąć, to wywołanie gigantycznego schadenfreude. Znamienne jest to, że prawicowi propagandyści tak bardzo odkleili się od rzeczywistości (obstawiam, że mogło to mieć związek z tym, że władza sowicie ich wynagradzała za ich, ahem, „pracę”), że wydaje im się, że po tym, jak (widzicie?! Mogłem tu napisać „przez osiem ostatnich lat”, ale się powstrzymałem!) ich partia matka traktowała każdego, kogo mogła „z buta”, teraz ktoś członkom tej partii będzie współczuł.



Pamiętacie może, jak rządowe media grzały z uporem godnym lepszej sprawy hasło „ulica i zagranica” (tl;dr opozycja nie potrafi wygrać wyborów, więc chce, żeby ludzie wyszli na ulice, albo żeby im „zagranica” pomogła przejąć władzę). Czemu o tym wspominam? Ano temu, że od wyborów minął niecały miesiąc, a pewien polityk partii, która przyzwyczaja się do bycia w opozycji, był łaskaw powiedzieć, że jeżeli uda się jego partii przekonać ludzi do tego, że coś złego się dzieje w kraju (w kontekście planów zaorania CBA i IPN), to on nie wyklucza, że Polacy wyjdą na ulicę. Wydaje mi się, że już można zacząć odliczać czas do momentu, w którym pierwsi PiSowcy będą chcieli organizować w Parlamencie Europejskim debaty na temat praworządności w Polsce.



Źródła:

https://tvn24.pl/polska/bartosz-wielinski-z-gazety-wyborczej-oskarzyl-rafala-ziemkiewicza-za-nazywanie-go-folksdojczem-dziennikarz-informuje-o-prawomocnym-wyroku-7429652

https://oko.press/rmf-i-orlen-tajemnicze-zwiazki-najwiekszego-polskiego-radia-ze-spolka-obajtka

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/rmf-fm-orlen-marek-balawajder-magdalena-balawajder

https://www.press.pl/tresc/78938,rmf-odpowiada-na-tekst-oko_press-o-powiazaniach-z-orlenem_-_klamstwa-i-manipulacje_

https://wyborcza.pl/7,75399,26148818,raport-o-wplywie-rosji-putina-na-brexit-pograza-rzadzaca-partie.html

https://twitter.com/Maciejevvski/status/1719328609834344752

https://tvn24.pl/polska/mateusz-morawiecki-z-misja-stworzenia-rzadu-skazany-na-porazke-jaroslaw-kaczynski-mam-swoja-wiedze-7434801

https://www.rmf24.pl/polityka/news-pis-bez-wicemarszalka-sejmu-elzbieta-witek-przepadla,nId,7146576#crp_state=1

Link do odcinka na peju podkastowym:

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid02TkoTUqx8sR5qkahx6taK3WAcBVta4k6idY3YLQEsi42eUxU1U5rEobXeHy1Nd6Kbl&id=61553381910456

https://polskieradio24.pl/5/1222/artykul/3276932,andrzej-duda-uwaga-opinii-publicznej-zwrocona-na-tk-nie-moze-naruszac-jego-autorytetu

https://wpolityce.pl/polityka/670711-klamstwa-opozycji-zostaly-spektakularnie-obnazone-w-senacie

https://dorzeczy.pl/opinie/503523/propozycje-koalicji-wywolaja-protesty-uliczne-pek-nie-wykluczam.html 

sobota, 11 listopada 2023

Po wyborach o wyborach #4

W poprzednich odcinkach skupialiśmy się na tym, co działo się do tej pory, a w tym odcinku pochylimy się nad tym, co się będzie działo. Zacznę od pewnej oczywistości. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dotychczasowa opozycja przejmie w Polsce władze. Jednakowoż, nie będzie to władza „pełna”, bo urząd Prezydenta RP sprawuje Andrzej Duda. Można więc bezpiecznie założyć, że „będzie się działo”, bo chyba nikt nie ma wątpliwości odnośnie tego, że Duda, mogąc zrobić na złość nowemu rządowi, pewnie to zrobi. Znamienne jest to, że część polskiego komentariatu zachowuje się tak, jak gdyby ten „wrogi prezydent” oznaczał, że nowy rząd będzie całkowicie bezradny i w ogóle nic nie będzie mógł zrobić. Eufemizując, „to nie do końca prawda”. Jak się pewnie domyślacie w poniższej pomniejszej ścianie tekstu pozwolę sobie na autorskie wyjaśnienie dlaczego rząd wcale nie będzie bezradny. Najpierw jednakowoż skupimy się na tym, co nowy rząd będzie mógł zrobić bez oglądania się na Prezydenta RP. Uwaga natury ogólnej, w poniższym tekście nie będę się skupiał na wypowiedziach części polityków opozycji, z których wynika, że w tym czy innym temacie się nie dogadają, bo generalnie rzecz ujmując jest to zwykły szum informacyjny. Pastwić się nad (najprawdopodobniej) przyszłym rządem będę po expose, bo wtedy będzie przynajmniej jakiś punkt zaczepienia.


W jednym ze swoich Głośnych Tekstów pochylałem się nad pomysłem Zjednoczonej Prawicy, która to ZP sobie wymyśliła, że nie da się robić wyborów samorządowych i parlamentarnych w zbliżonym terminie (ważne, że referendum się dało zorganizować), tak więc trzeba te samorządowe przesunąć na wiosnę 2024. Próbowałem sobie wtedy wymyślić jakiś sensowny powód (tzn. sensowny w ujęciu Zjednoczono-Prawicowym) i jedyny pomysł, na który wpadłem to taki, że mogło chodzić o to, żeby rządowe media nie musiały robić szpagatu i mogły się skupić na jednych wyborach. Jednocześnie zwróciłem wtedy uwagę na to, że decyzja o przesunięciu wyborów musiała się opierać na założeniu, że Zjednoczona Prawica wygra wybory parlamentarne 2023. Porażka oznaczała (o czym czynniki decyzyjne wiedziały) utratę kontroli nad tzw. Orlen Pressem, a chyba nikt nie ma wątpliwości odnośnie tego, do czego zostałaby w wyborach samorządowych wykorzystana wykupiona przez Orlen prasa lokalna i lokalne portale. Wspominam o tym rzecz jasna dlatego, że nagle się okazało, że 15 października „suweren nie dowiózł” i się kalkulacje wykrzaczyły, a co za tym idzie, PiS niebawem straci kontrolę nad tą prasą i tymi portalami.

Edycja: ponieważ tekst pisałem z przerwami, dopiero po napisaniu powyższego kawałka dotarły do mnie medialne doniesienia o tym, że w PiS pojawił się pomysł sprzedania tzw. „Orlen Press”. Nie wiem, na ile te informacje są legitne, ale przyznam szczerze, że jest to coś, co wprost idealnie by się zgrywało z dotychczasową działalnością wyżej wymienionej partii. Co prawda, Orlen oficjalnie temu zaprzecza, ale prawda jest taka, że wystarczy się przyjrzeć temu, w jaki sposób zaprzecza, żeby się zorientować, że z tych zaprzeczeń absolutnie nic nie wynika. Biuro prasowe Orlenu napisało bowiem (między innymi), że Orlen „nie prowadził i nie prowadzi rozmów” w sprawie sprzedaży Polska Press. I wszystko pięknie, ale z tego, że sam Orlen nie prowadził i nie prowadzi tych rozmów absolutnie wręcz nie wynika, że tzw. „Orlen Press” nie zmieni właściciela (bo przecież wiadomo, że rozmowy na ten temat prowadzić będą „czynniki decyzyjne” Zjednoczonej Prawicy, a nie sam Orlen).

No dobrze, ale czy takim rzutem na taśmę udałoby się „ocalić” Orlen Press? Moim skromnym zdaniem wszystko zależy od tego, czy znajdzie się ktoś, to będzie chciał do tego interesu dokładać. O ile bowiem Orlen nie był zainteresowany tym, żeby „Orlen Press” na siebie nie zarabiał (bo przejęcie Polski Press miało zupełnie inny cel), to potencjalny inwestor (nawet, jeżeli będzie sprzyjał partii Kaczyńskiego) może mieć inne zapatrywania w tej materii (bo skądś pieniądze na „dokładanie do tego interesu” trzeba przecież brać, prawda?). Osobną kwestią jest to, że gdyby OP kupił np. jakiś zaprzyjaźniony oligarcha węgierski, to partia Kaczyńskiego miałaby wizerunkowy problem, albowiem pewnie byłaby krytykowana za to, że „wyprzedaje polskie media”. Heheszki z „węgierskich mediów, które wypowiadają się na tematy związane z Polską” pewnie też by były.


Do czego jeszcze nie jest potrzebna zgoda Andrzeja Dudy? No nie wiem, może na ten przykład, do tego, żeby dokonać wymiany kadr w administracji państwowej, którą PiS obsadził swoimi nominatami. Można bezpiecznie założyć, że mówimy tu o tysiącach (o ile nie o dziesiątkach tysięcy, bo partia Kaczyńskiego była bardzo pracowita, jeżeli chodzi o przejmowanie Administracji Publicznej) stołków. Warto się w tym miejscu na moment zatrzymać. O ile sama powyborcza „wymiana kadr” nie jest w naszym kraju niczym zaskakującym, to wymiatanie tych konkretnych partyjnych nominatów będzie się pewnie odbywało w znacznie większej skali, niż poprzednie tego rodzaju „wymiany”.

Efektem ubocznym tego „wymiatania” może być lekkie przemeblowanie „prawego sektora” w mediach społecznościowych. Pozwolę sobie w tym miejscu na dygresję w formie anecdaty (zapewne już nie raz o tym wspominałem, tak więc czytelnicy z dłuższym stażem pewnie już o tym czytali u mnie). W trakcie kadencji samorządowej 2010-2014 w moim rodzinnym Mieście Nad Akwenem, na lokalnym forum funkcjonowała grupa obrońców ówczesnego prezydenta miasta. Nie pamiętam już, ilu ich było, ale pamiętam, że byli cholernie zawzięci i jeżeli ktokolwiek miał czelność skrytykować niemiłościwie panującego prezia (który dorobił się nieformalnej ksywki „Cesarz”), to momentalnie go obsiadali (rzecz jasna, nie było mowy o merytorycznej dyskusji). Prezydent, którego bronili, sromotnie przegrał wybory w 2014 (bardzo niewiele brakło, żeby w ogóle nie wszedł do drugiej tury) i wtedy wydarzyła się magia. A tak na serio, to po ogłoszeniu wyników drugiej tury wyborów obrońcy (którzy starali się uchodzić za zwykłych internautów) po prostu zniknęli z forum.

Mam niejasne przeczucie, że gdy już dojdzie do zmiany władzy, to dokładanie to samo może się stać z bliżej nieokreśloną liczbą prorządowych kont agitacyjnych. O ile bowiem część z nich nadal będzie miała o co walczyć (mowa tu o kontach powiązanych z prawicowymi europosłami), to już osoby, które zostaną „wymiecione” z różnych stanowisk i stołków, motywacje do wychwalania Zjednoczonej Prawicy będą miały raczej średnią. To jest, swoją drogą, dość ciekawa kwestia, bo o ile przed wyborami 2015 (i przez jakiś czas po nich) PiS bardzo dbał o to, żeby zwykli internauci mieli do niego dobry stosunek, to potem już miał to w głębokim poważaniu. Obstawiam, że stało się tak dlatego, że w momencie, w którym PiS miał już swoją armię „niezależnych internautów” (która składała się z osób na stołkach i ich rodzin) i swoje media o zasięgu ogólnopolskim, „czynniki decyzyjne” uznały, że to wystarczy. A potem internety zaczęły się powoli przechylać w stronę (eufemizując) niechęci do PiSu (co za tym idzie, rządowi mediaworkerzy przestali się, na ten przykład, bawić w robienie sond internetowych) i tego trendu PiSowi się odwrócić nie udało (choć próbowali długo i namiętnie). PiSowi nie pomogło na pewno to, że cała masa „niepokornych”, która przed 2015 udawała, że oni wcale nie robią dla PiSu – poszła potem do pracy „u Jarka i przyjaciół”.

Ostatnio dość głośno się zrobiło o tym, że ponoć niektórym pracownikom rządowych mediów pozmieniano umowy na takie, które gwarantują im wysokie odprawy i bardzo długie okresy wypowiedzenia. Taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny szczególnie, jeżeli weźmiemy pod rozwagę to, że Centrum Informacji TVP na pytania o zmiany w umowach odpowiedziało, że w sumie to oni nie wiedzą, żeby takie rzeczy się w ciągu ostatnich dni działy. Kluczowe w tej odpowiedzi jest to „w ciągu ostatnich dni”. Obstawiam, że tego rodzaju zwrot został użyty w zapytaniu, które im wysłano, a oni to wykorzystali. Nawiasem mówiąc PiS do perfekcji opanował udzielanie takich „precyzyjnych odpowiedzi”. Przykładowo, w trakcie pierwszej kadencji głośno zrobiło się o tym, że Dariusz Matecki pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości. Na pytanie „czy był zatrudniony od listopada 2015” odpowiedziano, że „nie był”. Potem, gdy się okazało, że w MS jednak pracował, rzecznik ministerstwa stwierdził, że przecież wszystko było w porządku, a posłance Gajewskiej udzielono „precyzyjnej odpowiedzi”, bo Mateckiego zatrudniono dopiero w 2017 roku.

W tym miejscu taka uwaga natury ogólnej: jeżeli, na ten przykład, chcecie gdzieś złożyć zapytanie w trybie dostępu do informacji publicznej, to zadbajcie o to, żeby pytanie było odpowiednio sformułowane. Jeżeli tego nie zrobicie, to ktoś was może wziąć na przeczekanie (i kupić sobie w ten sposób trochę czasu) udzielając takiej „precyzyjnej odpowiedzi” (czasami jest jeszcze bardziej spektakularnie, bo np. zamiast odpowiedzi dostaje się pytanie o to „po co właściwie taka informacja jest potrzebna pytającemu” (aczkolwiek jest to ubrane w inne słowa i np. trzeba wykazać, że udzielenie takiej czy innej informacji jest „szczególnie ważne dla interesu publicznego”). No, ale to tylko taka dygresja. Wracajmy do tematu mediów rządowych. Skoro ktoś wpadł na pomysł dokonania takich, a nie innych zmian, to raczej nie wpadł na ten pomysł dlatego, że jest pewny, że „Andrzej ich da radę obronić”.


Na wstępie wspomniałem, że część komentariatu opowiada o tym, że nowy rząd (nowy, w sensie niePiSowski) będzie miał związane ręce, „bo Andrzej Duda”. Te narracje pojawiły się na długo przed wyborami i występowały w różnych odmianach. Czasem było o kadencji Krajowej Radiofonii i Telewizji, czasem o Trybunale Przyłębskim (niegdysiejszy Trybunał Konstytucyjny). Generalnie rzecz ujmując, z tych narracji wyłaniał się obraz mniej więcej taki: w sumie to opozycja może lepiej niech tych wyborów nie wygrywa bo i tak nie będzie mogła nic zrobić. Muszę przyznać, że znajduję te narracje wybitnie zabawnymi.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Od czego by tu zacząć? Może od tego, że wszystkim autorom tych narracji unika kontekst, w którym należałoby osadzić to wszystko. Kontekstem tym jest (pozwolę sobie na użycie capslocka) REKORDOWA FREKWENCJA W WYBORACH. Społeczeństwo głośno i wyraźnie dało do zrozumienia, że generalnie rzecz ujmując, życzy sobie zmiany. Gdyby opozycja po przejęciu władzy zawaliła wszystko, co się da ze swojej winy, to ci ludzie mogliby (i pewnie by mieli) mieć do nowych władz pretensje.

Tyle, że w tych narracjach nakreślany jest zupełnie inny scenariusz, w którym nowa władza może by i chciała coś zrobić, ale Duda/Przyłębska/etc. jej na to nie pozwoli. I w tym momencie dzieje się „magia”, bo zdaniem bardzo wielu osób, w takiej sytuacji wina za to, co się dzieje (tzn. za brak zmian, których życzyli sobie ludzie) spada nie na tych, którzy blokują te zmiany, ale na tych, którzy chcą je wprowadzać w życie, ale są blokowani. Czy tylko mnie się wydaje, że to jest jakaś odmiana myślenia magicznego? Nawet TVP nie byłoby w stanie sprzedać takiego spinu społeczeństwu (a warto mieć na uwadze to, że nawet, gdyby miało dojść do przedterminowych wyborów, to TVP do nich w obecnych kształcie nie dojedzie). Jeżeli więc komuś miałoby to „utrudnianie” zaszkodzić, to raczej nie nowym władzom, tylko tym, które właśnie ustępują, bo zbudowanie narracji w rodzaju „PiS nie zgadza się z wynikiem demokratycznych wyborów i działa na szkodę kraju” będzie bajecznie proste.

Autorom narracji o tym, że nowe władze „nie będą nic mogły” umyka pewien drobny szczegół. Tusk ma doświadczenie w „premierowaniu” w sytuacji, w której prezydentem jest reprezentant PiSu. Można więc bezpiecznie założyć, że jeżeli radził sobie, gdy prezydentem był Lech Kaczyński, to poradzi sobie również w sytuacji, w której prezydentem jest Andrzej Duda. Owszem, teraz sytuacja jest nieco inna, bo wtedy dało się odrzucić weto (po dogadaniu się z LiDem), a poza tym, Trybunał Konstytucyjny wtedy jeszcze istniał, ale nawet wtedy sytuacja (z punktu widzenia rządu) była (eufemizując) nie do końca komfortowa i można bezpiecznie założyć, że Tusk (i liderzy innych partii, mających na celu zbudowanie koalicji) jest tego świadomy i że ta ekipa się jednak do tego przygotowała.

Gwoli ścisłości, autorom tych narracji o potencjalnej „niemocy rządu” umyka jeden, drobny szczegół. W przyszłym roku mamy podwójne wybory, a w 2025 wybory prezydenckie. Jeżeli prezydent związany (i to bardzo mocno związany) z PiSem będzie robił na złość rządowi, który powstał po wyborach, to może to mieć opłakane skutki dla jego macierzystej partii. Wyborcy mogą bowiem średnio pozytywnie reagować na to, że przegrana partia (a z nią utożsamiany jest zarówno Duda, jak i Trybunał Przyłębski) nie może się pogodzić z werdyktem wyborców i stara się robić na złość.

W tym miejscu pora na kolejną dygresję. Dawno temu przeczytałem sobie książkę pt. „Kulisy Platformy”, która to książka była wywiadem rzeką z Januszem Palikotem. Ja sobie doskonale zdaję sprawę z tego, że o tym, ile warta jest wiarygodność tego pana przekonało się ostatnio sporo osób. Niemniej jednak, jedna z przedstawionych przez niego teorii miała trochę sensu. Otóż, w myśl tej teorii Donald Tusk wystawił w 2010 Komorowskiego specjalnie po to, żeby ten przegrał wybory. Zamysł był taki, że po tym, jak „Gajowy” te wybory przegra, Kaczyński będzie robił PO na złość, a PO użyje tego jako paliwa wyborczego w wyborach 2011. Jeżeli ktoś pamięta kampanię prezydencką z 2010 roku, to pewnie pamięta również to, że była ona po prostu tragiczna i przez jakiś czas Komorowski zachowywał się tak, jakby nie do końca mu zależało (takie samo wrażenie można było odnieść w 2015, ale to szczegół), potem zaś jego prezydentura, eufemizując, nie była pozbawiona wpadek. Nie mam pojęcia, na ile ta historia jest prawdziwa, ale sposób, w który prowadzono kampanię Komorowskiego w 2010 sugeruje, że PO nie do końca zależało na jego zwycięstwie. Tak sobie teraz dumam, że gdyby kontrkandydatem Komorowskiego nie był Kaczyński, to te wybory mogłyby się różnie potoczyć. No, ale to tylko dygresja.

Żeby nie przedłużać tej części notki: robienie „na złość” po przegranych wyborach i utrudnianie zarządzania krajem nie jest i nigdy nie było „politycznym złotem”. Prowadzenie tego rodzaju polityki to coś, co można uznać za „autograbie”. Można za Tuskiem nie przepadać, ale raczej ciężko się spodziewać po nim tego, że nie będzie w stanie wykorzystać takiej sytuacji przeciwko „nadawcom”.


Pisanie notki mi się przeciągnęło i dzisiaj (tzn 10-11-2023) okazało się, że Razemy nie wejdą do rządu. Nad szczegółami pochylę się w innym tekście, więc tutaj nie będę tego robił. Decyzja Razemów w żaden sposób nie wpływa na to, kto ma większość parlamentarną, to po pierwsze. Po drugie zaś, zapowiedzieli, że poprą wotum dla rządu Tuska, tak więc PiSowi z ich decyzji niewiele przyjdzie. Poza tym, jakoś mi się nie wydaje, żeby Razemy próbowały utrudnić robienie porządku z dobrozmianową rzeczywistością albo np. kładły się Rejtanem i głosowały tak, żeby utrudnić uzyskanie przez Polskę KPO.

Skoro zaś już jesteśmy przy kwestii KPO, to warto się nad nią pochylić, bo jest to kwestia, która może być bardzo kosztowna dla (jeszcze) Zjednoczonej Prawicy. Wirtuozeria, którą partia Kaczyńskiego osiągnęła w kwestii robienia ludziom wody z mózgu sprawiła, że spora część Polaków jakoś tak nieszczególnie się przejmowała tym, że Polska mogła dostać pieniądze, ale ich nie dostała. Jest to o tyle zjawiskowe, że przecież tym samym ludziom nieco wcześniej partia 24/7 komunikowała (również za sprawą billboardów), że tyle i tyle miliardów się udało wynegocjować z KPO i że to dlatego, że rząd taki skuteczny i dobry. Później jednakowoż zaczęto mówić, że te pieniądze to jakieś drobniaki leżące na ulicy i że lepiej się po nie nie schylać, bo jeszcze się okaże, że to monety o nominale zero groszy. Równolegle tłumaczono, że nawet jeżeli te niewielkie pieniądze by się przydały, to jednak polska suwerenność jest warta znacznie więcej. 

A potem przyszły wybory 15 października i zmieniły się realia. O ile bowiem przed wyborami opozycja mogła sobie jedynie mówić o tym, że „no elo, mordy, te pieniądze to by się nam przydały”, to teraz jednakowoż opozycja przejmie władzę i będzie mogła coś w tej materii zrobić i wszyscy o tym wiedzą. Mało tego, nowe władze mogą (i będą) podkreślać to, że suweren ich wybrał, a co za tym idzie mają mandat społeczny do działania. I tak na dobrą sprawę utrudnić im to może jedynie Duda (wsparty Trybunałem Przyłębskim), który może wetować ustawy konieczne do tego, żeby te pieniądze do Polski jednak trafiły (zaś TP może taśmowo określać te ustawy jako „niezgodne z konstytucją”). I w tym miejscu warto sobie zadać jedno pytanie: kto na takich (póki co, potencjalnych) przepychankach może zyskać, a kto może stracić. 

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sprawy. PiSowskie narracje o tym, że te pieniądze to w ogóle nam nie są potrzebne/etc., były skuteczne również dlatego, że choć wcześniej chwalono się tymi wynegocjowanymi miliardami złotych, to jednak były to pieniądze, że tak to ujmę „wirtualne”. Ujmując rzecz innymi słowy: nikt tych pieniędzy na oczy nie widział, tak więc można było potem ludzi przekonywać do tego, że w sumie te pieniądze są nic nie warte. Zupełnie inaczej będzie to wyglądało, jeżeli uda się załapać na choćby jedną transzę, bo wtedy te pieniądze przestaną być „wirtualne”. Nawet teraz (czytaj: w sytuacji, w której jeszcze żadnych pieniędzy nie dostaliśmy) ciężko będzie PiSowi „obronić” jakiekolwiek próby utrudnienia zdobycia tych środków. Jeżeli zaś dojdzie do tego, że jakakolwiek ich część do nas dotrze, to wszelkie próby zablokowania tych środków będą dla PiSu samobójcze, bo bezproblemowo będzie można dookoła takich prób zbudować narrację o tym, że „PiS (ze złości za przegrane wybory) blokuje miliardy euro, które się po prostu Polsce należały”

Trochę się rozpisałem, a trzeba zmierzać w stronę wniosków końcowych, żeby się ściana tekstu zbyt duża nie zrobiła. Primo, nie wierzę w to, żeby PiS był w stanie jakoś specjalnie utrudniać życie nowym władzom. Secundo, nawet jeżeli będzie próbował utrudniać, to można bezpiecznie założyć, że partie przejmujące władzę będą w stanie sobie z tym poradzić. Tertio, do posprzątania pewnych rzeczy nie będzie potrzebna zgoda Andrzeja Dudy, a to właśnie te rzeczy (SSP, stołki obsadzone przez znajomych królika, pasienie się na publicznej kasie/etc.) będą dla PiSu najbardziej bolesne (nie wspominając o tym, że to sprzątanie może się przełożyć na hekatombę PiSowskich kont agitacyjnych). Quatro, PiS będzie miał bardzo dużo swoich „wewnętrznych” problemów, bo niebawem zaczną się w partii powyborcze rozliczenia.

Tak na sam koniec przyznam się wam do tego, że ja to bym w sumie nawet chciał, żeby Duda poszedł na zwarcie z Tuskiem, bo byłoby to starcie bardzo spektakularne i bardzo, ale to bardzo jednostronne. Jestem się w stanie założyć o wiele, że Duda sobie z tego doskonale zdaje sprawę i na pewno będzie to miało wpływ na jego decyzje odnośnie tego czy warto się z Tuskiem tłuc, czy też może lepiej spróbować się dogadać. Należy pamiętać o tym, że do tej pory Dudę wspierała olbrzymia machina propagandowa, która była w stanie odpowiednio „zespinować” rzeczywistość. Bez tej ochrony (a wszystko wskazuje na to, że na ścianach na Woronicza pojawił się napis „mane, tekel, fares”) Duda będzie praktycznie całkowicie bezradny.


No dobrze, w tym momencie można już zamknąć wątek powyborczy i wreszcie będę mógł przejść do tematów bieżących. 

Źródła:

https://www.rp.pl/polityka/art39347291-czy-pis-kupi-sobie-polska-press-orlen-na-razie-zaprzecza

https://www.rp.pl/polityka/art39350991-pis-zaminowalo-tvp-partia-jaroslawa-kaczynskiego-nie-odda-mediow-bez-walki

https://www.bankier.pl/wiadomosc/Spolki-Orlenu-ze-stratami-Polska-Press-i-Ruch-pokazaly-raporty-roczne-8557586.html

https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/spolki-skarbu-panstwa-rzad-ile-wydaja-na-reklamy-w-2021-roku












poniedziałek, 6 listopada 2023

Przypowieść o suwerenie

Siedziałem sobie spokojnie nad ostatnią notką powyborczą, ale wpadło mi na warsztat takie złoto, że muszę się tym z wami podzielić. Otóż, w piątek na YT wjechał wywiad z Patrykiem Jakim (aka „Doktor Chłopak z Biedniejszej Rodziny”), w trakcie którego to wywiadu Patryk Jaki opowiadał o tym, jakie były jego zdaniem przyczyny porażki wyborczej Zjednoczonej Prawicy. Jak się pewnie domyślacie, samo gęste tam było.


Najzabawniejsze jest to, że Patryk Jaki faktycznie wyjaśnił przyczyny, dla których Zjednoczona Prawica przegrała wybory, ale zrobił to zupełnie nieświadomie (gdybym był złośliwy, to bym napisał, że pewnie często mu się takie sytuacje zdarzają). Będę się starał to skrótowo opisać, bo gdybym chciał się odnieść do wszystkich mądrości, którymi Jaki się podzielił, to pewnie by kilka ścian tekstu z tego wyszło.

Zacznę niestandardowo, albowiem od wniosków końcowych: Zjednoczona Prawica przegrała dlatego, że przez osiem lat swoich rządów jej członkowie nie byli w stanie zrozumieć tego, że społeczeństwo powinno się traktować po partnersku. Rzecz jasna, nie była to pierwsza władza, która tego nie zrozumiała (śmiem twierdzić, że chyba żadnej się to nie udało), ale PiS tego nie zrozumiał znacznie bardziej.


Tym ludziom się wydawało, że do końca świata i jeden dzień dłużej będą się mogli chować za swoją gigantyczną machiną propagandową, która w razie potrzeby wyciągnie ich z kłopotów i pozwoli im na wygrywanie wyborów. Wydawać by się mogło, że lodowaty prysznic, którym było „poniesione” zwycięstwo, powinien tę ekipę choć odrobinę przewartościować. Tyle, że to nie jest prawda. Oni nie są się w stanie zmienić, bo gdyby byli, to nie byliby Zjednoczoną Prawicą (bo immanentną cechą tejże partii są niezmierzone pokłady pogardy dla obywateli [i reagowanie agresją na jakiekolwiek przejawy krytyki ze strony tychże obywateli]). Ja wiem, że najłatwiej byłoby to wszystko zwalić na wyparcie, ale to nie jest wyparcie, oni po prostu nie potrafią w inny sposób myśleć o obywatelach. Wszystko to, o czym napisałem do tej pory, było bardzo wyraźnie widać w wypowiedziach Jakiego. No dobrze, bo miało być skrótowo, ale póki co to grzęznę w dygresjach, tak więc pora na przejście do meritum. 

Jedną z przyczyn, które zdaniem Jakiego przyczyniły się do porażki Zjednoczonej Prawicy, było coś, co nazwał „wrogą socjalizacją”. Otóż, Jaki tłumaczył, że ze wszystkich badań wynikało, że ludziom się teraz żyje lepiej i że ludzie wskazywali, że właśnie „materialne” przesłanki skłoniły ich do oddawania głosów na partie opozycyjne (co prawda Jaki tego nie powiedział wprost, ale raczej nie miałby do suwerena pretensji, gdyby suweren zagłosował na jego partię, prawda?).


Jak to możliwe, że społeczeństwo zagłosowało „wbrew faktom”? Wszystkiemu winna jest ta „wroga socjalizacja”, która sprawia, że „duża część społeczeństwa jest instytucjonalnie wychowywana w nienawiści do PiSu”. Innymi słowy, społeczeństwo zostało po prostu okłamane i zmanipulowane. Przez kogo? Przez złe media, rzecz jasna. Jaki stwierdził, że to wszystko przez to, że „druga strona” miała „ogromną przewagę medialną”. Ktoś może powiedzieć, no zaraz, ale przecież PiS był jedyną partią, która miała własną telewizję o zasięgu ogólnokrajowym i od cholery prawicowych mediów, które były finansowane z budżetu państwa, i taki ktoś będzie miał rację. Jakiemu chodziło o to, że (odstawić płyny) PiSowi brakowało mainstreamowego portalu (w domyśle, chodziło pewnie o portal wielkości Interii/Onetu/etc.) i narzekał, że przez osiem lat „dało się coś z tym zrobić”.

Choć nie mam najlepszej opinii na temat kondycji intelektualnej Doktora Jakiego, to jednak jestem przekonany, że nawet taki nie najostrzejszy ołówek w piórniku nie miał na myśli zbudowania portalu mainstreamowego od zera, ale bardziej o coś, co Zjednoczona Prawica z lubością nazywa „repolonizacją” (czytaj: przejęcie całkowitej kontroli nad jakimś medium).

Nawiasem mówiąc, to jest nawet trochę zabawne (teraz możemy się z tego śmiać, bo obóz Jakiego dostał w cymbał 15 października). Jest to zabawne dlatego, że zdaniem Doktora Jakiego (i sporej części osób ze Zjednoczonej Prawicy) to chyba wyglądałoby tak, że partia rządząca przejęłaby jakiś mainstreamowy portal, zamieniła go w TVP Info i to sprawiłoby, że partia Kaczyńskiego miałaby większe poparcie.

Przez chwilę się nad tym zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że to nie jest tak, że Jaki ściemniał. Nie, on w to wierzy. Czemu? Ano temu, że tak, jak praktycznie całe jego środowisko, nie jest w stanie zrozumieć, że większość społeczeństwa nie podziela jego poglądów. To, co dla (prawie) każdego innego obserwatora jest po prostu różnicą poglądów, dla nich jest rezultatem wrogich knowań. Bo widzicie. To wcale nie jest tak, że większość społeczeństwa ma inne, niż Zjednoczona Prawica zapatrywania w wielu kwestiach. Nic z tych rzeczy. Społeczeństwo po prostu zostało zmanipulowane, ogłupione, oszukane (tu można dopisać jeszcze wiele określeń, które padały często i gęsto w prawicowych artykułach na temat przyczyn porażki wyborczej).

Jestem się w stanie założyć o wiele, że gdyby się PiSowi jednak udało „zrepolonizować” któryś z portali mainstreamowych, to wcale by się nie zatrzymał na jednym. Prawda jest bowiem taka, że gdyby dowolny portal zamienił się w TVP Info, to większość użytkowników zaczęłaby taki portal omijać szerokim łukiem. Skąd taki wniosek? Ano stąd, że do tej pory żaden z mainstreamowych portali nie zamienił się sam z siebie w TVP Info. Powszechnie wiadomo, że portale te gonią za kliknięciami/odsłonami. Gdyby publikowanie „konserwatywnych” (w ujęciu Doktora Jakiego) newsów zwiększało oglądalność i liczbę odsłon, to teraz mielibyśmy praktycznie wyłącznie takie portale. No, ale to dygresja, idźmy dalej. Ten ruch internetowy, który omijałby nasz mainstreamowy, konserwatywny portal, musiałby się gdzieś podziać i pewnie podziałby się na innych portalach, że tak to ujmę „niekonserwatywnych”. Wtedy zaś kierownictwo zapewne doszłoby do wniosku, że skoro „druga strona” ma więcej niż jeden portal, to oni też potrzebują więcej niż jeden. Zapewne już się domyślacie, dokąd zmierzam.

Tak samo rzecz się ma w przypadku podejścia Zjednoczonej Prawicy do mediów społecznościowych. Ci ludzie nadal są przekonani o tym, że ich problemy wzięły się stąd, że użytkownicy mediów społecznościowych nie mają styczności z rozpowszechnianymi przez nich treściami. Jestem tak stary, że pamiętam PiSowskie sny o potędze, związane z założeniem konta partyjnego na Tik Toku. Pamiętam również, jak czynniki decyzyjne uznały, że najlepszy efekt osiągnie się wtedy, gdy na tym koncie będzie dużo Czarnka i jeszcze więcej Kaczyńskiego.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!


https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

W trakcie wywiadu Doktor Jaki opowiadał o tym, jak to w 2015 (gdy, jak sam stwierdził, jego obóz przejmował władzę głównie dzięki SM-om) w mediach społecznościowych były „równe zasady”, a teraz to już tych zasad nie ma i teraz to algorytmy robią prawicy i konserwatystom na złość. Od czego by tu zacząć? Ano może od tego, że Patryk Jaki (eufemizując) bezczelnie łże? Nie zrozumcie mnie źle. Jeżeli ktoś nieszczególnie się interesuje SM-ami (a zapewne do takich właśnie ludzi skierowany jest przekaz Jakiego), to pewnie mógłby w coś takiego uwierzyć. Jednakowoż, jeżeli ktoś ma pojęcie o tym, co dzieje się w politycznej części mediów społecznościowych, to wypowiedzi człowieka, który uciekł z Polski do Brukseli (owszem, musiałem) raczej nie kupi.

Mniej więcej na początku roku 2023 na portalu Gazeta.pl pojawił się wywiad Sroczyńskiego z Michałem Fedorowiczem (typ, który bardzo dobrze ogarnia SM-y). Fedorowicz wyjaśniał tam między innymi to, skąd się wzięły gigantyczne zasięgi Tuska (tl;dr dopasował przekaz do algorytmów). Opowiadał również o tym, że PiSowska bańka informacyjna została zdominowana przez partię Ziobry, właśnie dzięki temu, że partia ta idealnie dopasowuje swój przekaz do soszjalowych algorytmów. O ile sam wywiad mógł umknąć uwagi Doktora Jakiego, to fakt, że sam wykręca non stop kosmiczne zasięgi, już raczej mu nie umknął. Tak samo jak to, że dzięki swoim zasięgom potrafił zwiększyć zainteresowanie hasłami PiSu (czym się sam chwalił na Eloneksie [niegdysiejszy ćwiter]). Takie same kosmiczne zasięgi Doktor Jaki wykręcał w trakcie kampanii samorządowej w 2018. Jego problem polegał na tym, że chyba nikt mu nie powiedział o tym, że „ogólnopolskie” zasięgi mu się na niewiele zdadzą w przypadku wyborów municypalnych.

Czemu Jaki tak bezczelnie kłamie? Śmiem twierdzić, że trochę dlatego, że inaczej już nie potrafi (skoro był w stanie kłamać na temat tego, że cierpiał biedę, to jest w stanie kłamać na dowolny inny temat), a trochę dlatego, że gdyby nie kłamał to musiałby przyznać, że jego partia dostała w wyborach łomot mimo tego, że zasięgi potrafiła wykręcać dość dobre. Wtedy zaś musiałby „stanąć w prawdzie” i pogodzić się z tym, że większa część społeczeństwa nie utożsamia się z poglądami jego i jego partii.  


Potem mieliśmy kolejną ściemę. Patryk Jaki zapytany o to, czy odpływ elektoratu wśród młodych i elektoratu kobiecego wziął się stąd, że w 2020 podjęto decyzję o pozbawieniu kobiet tej resztki praw reprodukcyjnych, które im jeszcze przysługiwały, stwierdził, że to nieprawda. Potem zaś zaczął tłumaczyć, że jeżeli chodzi o młodych ludzi, to ten elektorat to oni już w 2019 stracili, że było to widać również w trakcie wyborów prezydenckich w 2020.

Jak bardzo was (nie)zaskoczę, jeżeli wam powiem, że Doktor Jaki mija się z prawdą? Prawda jest bowiem taka, że jeżeli chodzi o poparcie w przedziale wiekowym 18-29, to PiS w wyborach parlamentarnych w 2015 i 2019 miał praktycznie identyczne poparcie (26.6% i 26.3%). Dla porównania w 2023 (przy rekordowej frekwencji) PiS miał jedynie 14.9% poparcia w tym przedziale wiekowym). Warto również wspomnieć o tym, że Jaki nie mógł nie wiedzieć tego, że po decyzji Trybunału Przyłębskiego z 2020, poparcie PiS zaliczyło tąpnięcie i partii Kaczyńskiego nie udało się wrócić do „wcześniejszych” słupków. Czemu więc zamiast po prostu powiedzieć to, o czym i tak wszyscy wiedzą, wolał ściemniać i tłumaczyć, że poparcie wśród młodych PiSowi spadło wcześniej? Ano temu, że wtedy musiałby przyznać, że to była zła (z punktu widzenia pragmatyzmu politycznego) decyzja. Tego zaś przyznać nie mógł, bo Ziobroidy od początku swojego istnienia stawiały się „na prawo” od PiSu, tak więc w grę wchodziły, że tak to ujmę „czynniki wizerunkowe”.

Przyznam szczerze, że miło się czyta i słucha wypowiedzi, z których wynika, że Zjednoczona Prawica zaliczyła potężne odklejenie się od rzeczywistości. Jeszcze milsza jest świadomość tego, że owo odklejenie nie ogranicza się jedynie do „czynników decyzyjnych” (chciałbym w tym miejscu z całego serca pozdrowić Joachima Brudzińskiego).


Mam nieodparte wrażenie, że osoby, które doprowadziły do tej katastrofy (to jest do „kolejnego HISTORYCZNEGO zwycięstwa”) nigdy nie „staną w prawdzie”. Żeby „stanąć w prawdzie” musieliby zrozumieć prawdziwe przyczyny, dla których są w mniejszości. Tyle, że żeby to zrozumieć musieliby przyswoić to, że społeczeństwo jest podmiotem, a nie przedmiotem. Dla Zjednoczonej Prawicy społeczeństwo (czy też „naród”) to taki kawałek plasteliny, który można dowolnie kształtować (temu przecież miały służyć działania Czarnka). Teraz zaś ta ekipa pluje sobie w brodę dlatego, że jej zdaniem ktoś inny okazał się bardziej biegły w obrabianiu tegoż kawałka plasteliny. Stąd się właśnie biorą te wszystkie wielce uczone artykuły, w których prawicowy komentariat tłumaczy, na ten przykład, że skoro dzieci należy przestrzegać przed marketingiem, to dorosłych trzeba przestrzegać przed marketingiem politycznym. 

Stąd się również biorą te wypowiedzi Doktorów Jakich, którzy tłumaczą, że ta porażka wyborcza, to przez „braki medialne”, przez złe algorytmy w mediach społecznościowych i że generalnie to społeczeństwo głosuje nie tak, jak powinno, bo zostało zmanipulowane. W Zjednoczonej Prawicy niewiele się zmieniło od 2016 roku, kiedy to na oficjalnym koncie partyjnym PiSu pojawił się wpis, w którym tłumaczono, że Prawo i Sprawiedliwość nie pozwoli wyprowadzać Polek na ulicę.




Źródła:


https://www.youtube.com/watch?v=SofR4bnEP00

https://www.rmf24.pl/raporty/raport-wybory-parlamentarne2015/fakty/news-wyniki-wyborow-pis-pierwsza-sila-wsrod-mlodych-wyksztalconyc,nId,1909989#crp_state=1

https://tvn24.pl/polska/wybory-jak-glosowali-mlodzi-a-inni-wyborcy-ra589048-3316225

https://tvn24.pl/polska/wybory-parlamentarne-2019-wyniki-sondazowe-jak-glosowali-mlodzi-ra977132-2312723

https://tvn24.pl/premium/wybory-parlamentarne-2023-jak-glosowali-mlodzi-sa-za-wolnoscia-klimatem-wsparciem-dla-osob-lgbt-i-nie-chca-mowy-nienawisci-7399254

https://tvn24.pl/wybory-prezydenckie-2020/wybory-prezydenckie-2020-sondazowe-wyniki-jak-glosowali-mlodzi-4635368

https://next.gazeta.pl/next/7,151003,29317160,algorytm-kocha-tuska-opozycja-wygrywa-z-pis-em-bitwe-o-internet.html

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2023/01/krotka-przypowiesc-o-polityce-i.html

https://twitter.com/PatrykJaki/status/1700484887453532666

https://twitter.com/wPolityce_pl/status/1720812618682671388

https://tvn24.pl/polska/pis-nie-pozwolimy-wyprowadzac-polek-na-ulice-reakcja-polki-to-nie-stado-dalmatynczykow-ra681749