Tytuł notki jest z gatunku selfexplanatory, ale na wszelki wypadek: tak, ta notka będzie o Karolu Wojtyle, czyli o człowieku, który identyfikował się jako Jan Paweł II. W zeszłym tygodniu doszło do „drugiego zamachu na Karola Wojtyłę”. Tak, chodzi o tego samego, który zmarł 2 kwietnia 2005 roku o godzinie 21:37 (tym czterem cyfrom przypadła w niniejszej notce funkcja Strzelby Czechowa).
Jak to więc możliwe, że doszło „drugiego zamachu”? Otóż, w telegraficznym skrócie: Karol Wojtyła, jeszcze jako Karol Wojtyła wiedział o tym, że w Kościele grasują sobie pedofile, ale nic sobie z tego nie robił. Tzn. w sumie to takie lekkie niedopowiedzenie, bo zdarzało mu się ich również wspierać. Tak samo rzecz się miała, gdy Wojtyła zaczął (obiecuję, że to już ostatni raz) się identyfikować jako Jan Paweł drugi. Ktoś może powiedzieć: no dobrze, ale jaki to ma związek z „drugim zamachem”? To bardzo proste: dziennikarze mieli czelność zbierać na ten temat materiały, a następnie zrobić o tym program, który wyemitował TVN.
Na pierwszy rzut oka to, co działo się później (nadal się dzieje i będzie się działo jeszcze przez jakiś czas), wygląda jak efekt zetknięcia się kultu jednostki z informacjami, które stawiają ową jednostkę w złym świetle. Po części jest to prawda. Po części, bo to wzmożenie, które obserwujemy jest wywołane głównie tym, że Zjednoczona Prawica nadal szuka „politycznego złota”. Można bezpiecznie założyć, że spindoktorzy partii rządzącej mają do Wojtyły pretensję o to, że swego czasu opowiadał o kremówkach, a nie o wołowych stekach.
Takim politycznym złotem miały być dla PiSu narracje o „jedzeniu robaków”, ale temat nie wyszedł poza beton partyjny, tak więc chwilowo wspominają o nim głównie członkowie Solidarnej Polski i Marek Suski. Nie powinno więc dziwić nikogo, że praktycznie zaraz po wyemitowaniu „Franciszkańskiej 3” na prawicy zaczęła wzbierać rzułta fala (niestety nie mogę obiecać, że to ostatni suchar).
Gdybym chciał zebrać wszystkie te narracje, które w przeciągu tygodnia wyprodukowała polska prawica, musiałbym pewnie napisać książkę, tak więc zrobimy tu wielkie tl;dr: atakują nam Papieża Polaka, opierając się na „ubeckich kwitach”. To jest stosunkowo zabawne, bo „ubeckie kwity” osiągnęły stan kwantowy. Otóż, te kwity, w których stało, że Wałęsa to „Bolek” są wiarygodne, ale te, w których stało coś, co stawiało Wojtyłę w złym świetle, są już absolutnie niewiarygodne „bo ubecja by nimi wcześniej zagrała”. Rzecz jasna, autorzy tych ostatnich wypowiedzi nie zastanowią się nawet przez chwilę nad tym, że „granie” takimi kwitami w tamtych czasach byłoby bezsensowne, bo ten temat wtedy w Polsce praktycznie nie istniał. Na ćwitrze mignęła mi nitka całkiem sensownych wpisów na ten temat (w Źródłach będzie), których autor przytomnie zauważył, że gdyby służby chciały „zagrać kwitami” za czasów PRL-u, to prawie wszyscy pomyśleliby, że kwity są spreparowane, bo służby „chcą zniszczyć Papieża Polaka”.
Taką dygresję tu popełnię. Niech mnie ktoś skoryguje, ale mnie pamięć podpowiada, że pierwsza „głośna” sprawa duchownego pedofila w Polsce, to była sprawa księdza z Tylawy. Nie jestem w stanie tego oźródłować, ale pamiętam, że w obronie księdza pedofila stanęła wtedy spora część parafian, którzy tłumaczyli, że to wszystko jakieś wymysły, a ksiądz dobry jest (coś mi to przypomina, ale nie wiem co). Sprawę tę na samym początku umorzyła prokuratura pod wodzą Stanisława Piotrowicza (tak, chodzi o obecnego sędziego Trybunału Przyłębskiego), który bagatelizował to, co robił ksiądz. Dzięki interwencji ministra sprawiedliwości sprawą zajęła się inna prokuratura i efekt końcowy był taki, że ksiądz pedofil dostał wyrok w zawieszeniu. Jestem się w stanie założyć o bardzo wiele, że gdyby ta sprawa nie nabrała rozgłosu, to pozostałaby umorzona (a potem by się przedawniła). Trzeba przyznać, że reakcja Kościoła błyskawiczna, bo na wyżej wymienionego księdza nałożono zakaz odprawiania mszy z udziałem wiernych. Aha, zapomniałem dodać, że ów zakaz nałożono na niego 16 lat po tym, jak został skazany.
No dobrze, wracajmy do meritum. Ponieważ działania rządowej machiny propagandowej są doskonale zaplanowane, nikt tam w tych ich narracjach nie zwraca uwagi na to, że te „ubeckie kwity” to jedno, ale oprócz tychże kwitów są zeznania pokrzywdzonych/świadków, a w Małopolsce są wsie, na których nadal żyją ludzie pamiętający to, co robili księża i to, że nie spotkały ich za to żadne konsekwencje.
Już samo to, w jaki sposób prowadzone są działania propagandowe w celu obrony Króla w Rzułci pokazuje, że rządzący wiedzą, że to wszystko prawda, ale liczą na to, że wystarczająca część społeczeństwa nadal nie wyleczyła się z kultu jednostki. Rzecz jasna chodzi o to, żeby ta część społeczeństwa była wystarczająca do tego, żeby PiS rządził trzecią kadencję z rzędu.
Jak się w Polsce ma kult tej konkretnej jednostki? Odpowiem filozoficznie „to zależy”. Nie mam żadnych danych na ten temat, więc będzie to tylko i wyłącznie moja anecdatyczna publicystyka, ale śmiem twierdzić, że wszystko zależy od wieku. Im starsza osoba, tym większe prawdopodobieństwo tego, że taka osoba właśnie przeżywa katusze, obserwując „ataki na Papieża Polaka”. Nawiasem mówiąc, Kościół doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że kult jednostki może mieć „ograniczenia wiekowe” i próbował z tym walczyć. Wymyślono nawet określenie „Pokolenie JP2”. W pewnym sensie to określenie było dość trafne, bo to właśnie to pokolenie zalało internety memami z papieżem, ale wydaje mi się, że nie o to chodziło ludziom, którzy wymyślili to pojęcie.
Nie wiem, czy ktokolwiek przeprowadzał jakiekolwiek badania na temat tego, skąd się wzięło w polskim internecie zatrzęsienie rzułtych (ok, to już był ostatni) memów i gifów (jeżeli ktoś jest ciekawy, jak dużo ich jest, to niech sobie np. w messengerze kliknie w wysyłanie gifów i wpisze tam 2137 [swoją drogą, nowe gify cały czas powstają]), ale można bezpiecznie założyć, że w pewnym momencie Wojtyła był dosłownie wszędzie i strach było otworzyć lodówkę. Żart „kto jest Twoim ulubionym bohaterem i dlaczego Lenin”, zastąpiony został przez „kto jest Twoim ulubionym bohaterem i dlaczego Jan Paweł II”. Powiedzieć, że temat został przegrzany to tak, jakby powiedzieć, że na powierzchni słońca bywa trochę ciepło.
Znacznie większym problemem jest dla Kościoła (i prawicy, która na fali wiadomego koloru chce wjechać po raz trzeci do ław rządowych) nie jest jednak „pokolenie JP2”, ale te młodsze. Czemu to problem? Ano temu, że tego „starszego” pokolenia, które miało bekę z Wojtyły, można było używać jako złego przykładu (no wiecie, zgnilizna moralna z Zachodu i te sprawy). Z młodszym rzecz się ma inaczej. To młodsze pokolenie, jak słusznie zauważył Zandberg (ok, przyznaję, że napisałem to słusznie dlatego, że sam to napisałem na ćwitrze zaraz po tym, jak się prawica zaczęła wzmagać): „Na miejscu ludzi, którym bliska jest przyszłość Kościoła Katolickiego zastanowiłbym się nad tym, jak to się stało, że przez ostatnie lata w Polsce z roku na rok przyspiesza sekularyzacja. Zastanowiłbym się, dlaczego dla większości młodych ludzi Karol Wojtyła to jest po prostu zabawny, starszy pan z memów, z "rzułtą" (tym razem to był cytat!) twarzą, a nie najwyższy autorytet moralny”
Nawiasem mówiąc, ta prawicowa histeria na tle Papieża, może mieć dla prawicy i dla samego kultu jednostki katastrofalne skutki. No bo jest sobie to młodsze pokolenie, które nie do końca wie, kto to był ten Wojtyła i co robił (nie, to nie jest przytyk, tylko stwierdzenie faktu, sam bym chciał nie wiedzieć, kto to). Teraz zaś prawica przegrzewa temat do tego stopnia, że owo młodsze pokolenie może się tą tematyką zainteresować. Może się więc okazać, że pan ze śmieszną żółtą twarzą (obiecałem, że tamten suchar będzie ostatni i słowa dotrzymałem) nie był taki śmieszny, bo brał udział w tuszowaniu pedofilii. Ja wiem, że prawica nie wybiega tak daleko w przyszłość (bo przed nimi najważniejsze w ich życiu wybory), ale dziwi mnie to, że oni tam sobie nie zdają sprawy z tego, jakie ich działania mogą mieć konsekwencje. Jeżeli ktoś ma wątpliwości odnośnie tego, czym się skończy ta kolejna próba przeprowadzenia w Polsce wojtylizacji młodzieży na siłę, to ja bym chciał nieśmiało przypomnieć, że jeżeli chodzi o „odwracanie się” od Kościoła, to młodzież w tym „odwracaniu się” króluje. Jestem przekonany o tym, że próba wmówienia młodzieży tego, że ma traktować Wojtyłę, jako autorytet moralny, skończyć się może tylko i wyłącznie dobrze. Rzecz jasna dobrze z punktu widzenia kogoś, kto ma do Kościoła podejście takie, jak ja.
Po prawej stronie nie brakło również fanów myślenia życzeniowego. Niestety nie zachowałem sobie linków, a teraz nawet przy użyciu husarskiego konta na ćwitrze nie jestem w stanie tego znaleźć. Chodziło o to, że panom komentatorom się uwidziało, że (w skrócie) „ponieważ mainstream teraz krytykuje papieża, to młodzież może zacząć go uznawać za autorytet moralny”. Co zrozumiałe, refleksja na temat tego, że prawica zaanektowała spory kawałek mainstreamu im do głów nie zawitała. Obstawiam, że do momentu, w którym przekonają się o tym, że (znowu) nie mieli racji, już zapomną o swoich snach o potędze.
Swoją drogą, czytając to, co na temat Jana Pawła II mają do powiedzenia jego obrońcy, można dojść do wniosku, że Karolowi Wojtyle udało się osiągnąć stan kwantowy. Z jednej bowiem strony był niemalże wszechwiedzącym geniuszem, który „pomógł obalić komunizm”, a z drugiej strony był takim nie do końca rozgarniętym człowiekiem, który nie miał pojęcia o tym, co się dzieje w jego własnej organizacji. Obstawiam, że właśnie z powodu tej drugiej narracji, wyznawców zabolała ta „Franciszkańska 3”. Ciężko bowiem byłoby uwierzyć w to, że biskup Wojtyła wiedział o tym, że w Kościele grasują pedofile, a Jan Paweł II już o tym nie wiedział, „bo mu nie powiedzieli”.
UWAGA! Szkalowanie papieża sponsorowane przez Suwerena!
https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
Gdyby działania Zjednoczonej Prawicy ograniczały się wyłącznie do histerycznych narracji o „ataku”, to byłoby pół biedy. Gorzej, że ci ludzie zakiwali się tak bardzo, że ich postępowanie jest po prostu groźne dla Polski. Zacznijmy od kontekstu, który wygląda tak, że za wschodnią granicą trwa wojna wywołana przez Rosję. Rosja, o czym można się było przekonać jakiś czas temu, planowała podbicie Ukrainy w kilka dni, a potem planowała ataki rakietowe na Polskę. Dla wszystkich (poza papieżem Franciszkiem) oczywiste jest to, kto w tej wojnie jest napastnikiem. Dla wszystkich, poza częścią zachodniej lewicy i skrajnej prawicy (w tym skrajnej prawicy polskiej) oczywiste jest to, do czego doprowadziłoby zwycięstwo Rosji. Również dla wszystkich oczywiste jest to, że teraz bezpieczeństwo Polski zależy w głównej mierze od NATO, którego to NATO największym członkiem są Stany Zjednoczone. W telegraficznym skrócie, nasze (Polaków) bezpieczeństwo zależy w olbrzymim stopniu od Stanów Zjednoczonych.
I w takich to okolicznościach przyrody, Zjednoczona Prawica w pogoni za politycznym złotem, oskarża USA o prowadzenie przeciwko Polsce wojny hybrydowej:
„W związku z działaniami jednej ze stacji telewizyjnych, będącej inwestorem na polskim rynku, MSZ zaprosiło ambasadora Stanów Zjednoczonych.
MSZ uznaje, że potencjalne skutki tych działań są tożsame z celami wojny hybrydowej mającej na celu doprowadzenie do podziałów i napięć w polskim społeczeństwie.
W związku z tym, MSZ zaprosiło Ambasadora Stanów Zjednoczonych, aby poinformować o zaistniałej sytuacji i jej konsekwencjach w postaci osłabienia zdolności Rzeczypospolitej Polskiej do odstraszania potencjalnego przeciwnika i odporności na zagrożenia.”
(fun fact: najpierw było „wezwało”, ale potem zmieniono to na „zaprosiło”).
Od tamtej pory praktycznie cała Zjednoczona Prawica produkuje narracje, w myśl których ten reportaż to były „działania wymierzone przeciwko Polsce” i przeciwko „bezpieczeństwu Polski”. Jestem tak stary, że pamiętam, co się działo, gdy Bart Staszewski wrzucił na ćwitra filmik z Kaczyńskim („nic nie powiedział”). Filmik tak bardzo zabolał Zjednoczoną Prawicę, że minister Stanisław Żaryn, Pełnomocnik Rządu ds. Bezpieczeństwa Przestrzeni Informacyjnej RP był łaskaw oświadczyć, że: „Zaproszony na przemówienie prezydenta USA znany w PL prowokator przypisuje słowa J. Kaczyńskiemu, których on nie powiedział, i nadaje im fałszywą interpretacje. W ten sposób próbuje: destabilizować relacje PL-USA, atakować politycznie J. Kaczyńskiego, polaryzować społeczeństwo w PL”.
Ta narracja o „destabilizowaniu relacji PL-USA” została momentalnie podchwycona przez rządowy agitprop. Co robi pan minister od Bezpieczeństwa Przestrzeni Informacyjnej RP w momencie, w którym nasz największy (w wymiarze militarnym) sojusznik jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej przeciwko Polsce? Zajmuje się „czymś innym”. No ale, jak mniemam, w jego opinii wpis twitterowy Barta Staszewskiego ma znacznie większy „impact factor”, niż działania Ministerstwa Spraw Zagranicznych i twitterowe wpisy pierdyliona członków Zjednoczonej Prawicy.
Pomijając już opisany wcześniej kontekst, czego się te dzbany spodziewają? Że powiedzą ambasadorowi, że TVN „szkaluje papieża”, a ten im obieca, że on dopilnuje tego, żeby TVN o Wojtyle mówił tylko i wyłącznie dobrze albo wcale? Ja wiem, że ci ludzie się przyzwyczaili do ręcznego sterowania mediami, ale mogliby przynajmniej dopuścić do siebie taką myśl, że tego rodzaju działania nie są normą w zbyt wielu krajach.
No dobrze. Zmierzając ku wnioskom końcowym (spokojnie, na Strzelbę Czechowa jeszcze przyjdzie czas) warto się zastanowić nad tym, czy PiSowi faktycznie udało się teraz trafić na „polityczne złoto” i czy syndrom oblężonego papie..., znaczy się oblężonej twierdzy, pomoże im wygrać wybory? Co prawda, nie mam kryształowej kuli, ale myślę, że wątpię. Tego rodzaju akcje (wywoływanie wzmożenia) mają sens, jeżeli uruchamia się je bardzo blisko wyborów. Ok, można je uruchamiać wcześniej, ale jeżeli się je uruchomi, to potem trzeba działać na tyle subtelnie, żeby temat się nie przejadł (to jest prosta głowologia: jeżeli będziemy kogoś bombardować komunikatami o tej samej treści, to ten ktoś w pewnym momencie przestanie na nie zwracać uwagę).
Wiele można powiedzieć o działaniach Zjednoczonej Prawicy, ale nie to, że są one subtelne. Temat „papieżowy” został przegrzany praktycznie na samym starcie. Co prawda „symetryści” (czytaj: PiSowcy, którzy udają bezstronnych) tłumaczyli, że to „druga strona przegrzała temat” (bo wiecie, jeden reportaż to „przegrzanie”), ale to jest po prostu próba zaczarowania rzeczywistości. Nie mam pojęcia, co musiałaby zrobić „druga strona”, żeby „przegrzać temat”, ale obstawiam, że musiałoby to być przynajmniej wrzucanie memów z papieżem w czasie najwyższej oglądalności. Poza tym, jeżeli o tym, że ten temat jest dobry dla PiSu mówią takie tuzy, jak Roman Giertych, to można być pewnym, że jest odwrotnie.
Można bezpiecznie założyć, że (jeżeli chodzi o wpływ na wynik wyborczy), to będzie on zerowy. Nie dlatego, że te działania będą nieskuteczne w wymiarze propagandowym, ale dlatego, że będą one rezonowały tylko i wyłącznie w elektoracie, który i tak by na PiS zagłosował. Chodzi mi, rzecz jasna, o tzw. beton, który zagłosowałby na PiS niezależnie od wszystkiego. Gdyby Jarosław Kaczyński przed wyborami obiecał, że zbuduje na granicach polski mur i zasypie cała Polskę kruszywem, to beton opowiadałby o tym, że może i będzie trochę niewygodnie, ale przynajmniej to kruszywo zabezpieczy nas przed zgnilizną moralną z Zachodu. Owszem, fanbaza Karola Wojtyły nie ogranicza się do PiSowskiego betonu partyjnego, ale prawda jest taka, że jeżeli ktoś nie chciał głosować na PiS przed „papieską inbą”, to nie zachce mu się głosować na partię Kaczyńskiego nawet po tej inbie.
Teraz zaś dochodzimy do momentu, w którym da o sobie znać Strzelba Czechowa. Najpierw kilka słów kontekstu. Mój 10-letni syn (co pewnie nie będzie dla nikogo niespodzianką) nie uczęszcza na zajęcia z religii. Od jakiegoś czasu tłumaczymy mu, że z tą religią (a raczej z tymi religiami) to jest tak, że jedni wierzyli w Thora i Odyna, inni w Zeusa, jeszcze inni w Jezusa, a jeszcze inni nie wierzą sobie w żadne z tych bóstw. Wydaje nam się, że to nasze nauczanie odnosi skutek, bo kiedyś nam pociecha zakomunikowała, że jedna z jego nowych koleżanek w klasie również nie chodzi na religię, bo ona chyba wierzy w innego boga (powiedziane to zostało tonem informacyjnym, ot po prostu tak, jak gdyby nam pociecha komunikowała, że ktoś przyszedł do szkoły w zielonej koszulce). Pociecha moja ma więc mocno ograniczony kontakt z religią i sprowadza się on w praktyce do tego, co tam tej naszej pociesze „sprzeda” grupa rówieśnicza.
Skoro kontekst jest już znamy, to teraz przechodzimy do sedna. Razu pewnego w szkole były jakieś testy sprawnościowe. Ponieważ wiedzieliśmy o tych testach z wyprzedzeniem, po powrocie ze szkoły dopytywaliśmy się „jak mu poszło”. Syn nam powiedział, że jeżeli chodzi o jedno ćwiczenie, to on miał czas 21 sekund i 28 setnych i od razu dodał, że w sumie to żałuje, że nie było tych setnych sekund 9 więcej. Zachowując pokerowe twarze (bo przeca wiedzieliśmy, jaka będzie pointa) zaczęliśmy dopytywać, czemu brakowało akurat 9 setnych. „No bo wtedy to byłoby 21 sekund i 37 setnych”. Drążyliśmy więc dalej „no ale czemu akurat tyle?” „No bo o 21:37 zmarł papież i teraz koledzy sobie z tego żartują”. I tak oto, moja pociecha dowiedziała się o 2137. Niezwykle bawi mnie to, że dowiedział się o tym od swoich wierzących (a przynajmniej uczęszczających na religię) kolegów, którzy ewidentnie mają z tego bekę.
I tym optymistycznym akcentem zakończę notkę na temat żółtej ofensywy Zjednoczonej Prawicy.
Źródła:
https://twitter.com/PiknikNSG/status/1634305576887787520
https://tvn24.pl/go/programy,7/czarno-na-bialym-bielmo-odcinki,880782/odcinek-12,S00E12,1010607
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz