środa, 17 grudnia 2025

Hejterski Przegląd (uwaga, suchar) Cykliczny #137

 Zaczynając pisać niniejszy Przegląd mam cichą nadzieję, że z pisaniem go będzie jak z jazdą na rowerze, bo dawno już Przeglądów nie pisałem (nie, nie było, bo ślęczałem nad tym kilka tygodni). Aczkolwiek od razu nadmieniam, że będzie momentami nieco monotematyczny (alternatywą było opóźnienie przeglądu i napisanie kolejnej „tematycznej” ściany tekstu). 

Na pierwszy ogień pójdzie temat, który może nie jest jakoś specjalnie istotny, ale mnie wybitnie irytuje. Zaczniemy niejako od końca. Otóż, parę dni temu Paulina Matysiak (i już chyba wiecie ocb w temacie) napisała była na Eloneksie, że sąd zadecydował o tym, że Newag się ma od niej odwalić. Z tym Newagiem to było tak, że w grudniu 2023 na łamach Onetu pojawił się artykuł, w którym można było przeczytać, że wyżej wymieniona firma najprawdopodobniej wgrywa do pociągów oprogramowanie, które sprawia, że pociągi nie chcą jeździć, gdy serwisuje je jakiś nie-Newag (jeżeli ktoś jest tym tematem zainteresowany to w źródłach będzie całe wiadro linków). 

Newag się trochę zdenerwował i, na ten przykład, pozwał hakerów z grupy Dragon Sector (to oni grzebali w pociągach na zlecenie innych firm kolejowych) sugerując, że może to właśnie oni „wgrali” do pociągów oprogramowanie blokujące. Potem zaś się okazało, że chyba jednak to nie hakerzy wgrali, bo Newag zmienił zdanie i w pozwie nie było słowa na ten temat. Tak nawiasem mówiąc, na początku 2025 Onet opisał kolejny przypadek pociągu, który po „przeglądzie” przestał jeździć. 

Na ten konkretny temat wypowiadała się również Paulina Matysiak i rozpędzony (w przeciwieństwie do Impulsów z oprogramowaniu blokującym) Newag ją pozwał. Jeżeli ktoś ma ochotę na czytanie mowy-trawy, to gorąco zachęcam do przeczytania artykułu na ten temat, bo tam zacytowano oświadczenie Newagu. W tym samym artykule stało, że posłanka mówiła to, co mówiła z mównicy sejmowej i w trakcie prac Komisji Infrastruktury. I to jest bardzo istotne, bo gdyby było tak, że Paulina Matysiak szła sobie po mieście trzeźwa jak Sławomir Mentzen po spotkaniu z wyborcami i darła się, że Newag robi to, co Karasie w „Fanatyku”. Ale tak się jakoś złożyło, że mówiła inne rzeczy na temat Newagu i robiła to w ramach wypełniania mandatu posła. 

Tym samym sprawa pozwu była mniej więcej tak samo prosta, jak budowa przeciętnego zwolennika konfy, który wierzy w wyjaśnienia Berkowicza, dotyczące jego nieudanych zakupów w Ikei (o tym będzie dalej). I choć z polskimi sędziami jest tak, że nigdy nie można mieć 100% pewności, że orzekną zgodnie z RiGCzem, to jednak w tej sytuacji można było być pewnym, że jeżeli jakikolwiek prawnik wysmaruje wniosek o umorzenie postępowania (czy też odrzucenie pozwu, nie wiem, nie jestem prawnikiem) ze względu na immunitet, to sprawa się na tym zakończy. Tym samym, gdy Paulina Matysiak wrzuciła na Eloneksa informacje o tym, że Newag jednak miał za krótkie ręce choć sporo osób się cieszyło, to jednak nikt nie był takim obrotem sprawy zdziwiony. 

I gdyby wszystko skończyło się na tym, to nie byłoby konieczności poruszania tego tematu. Tyle, że dzień po swoim inicjalnym wpisie zamieściła drugi, w którym podziękowała za profesjonalną pomoc panu Bartoszowi Lewandowskiemu (tak, chodzi o tego z Ordo Iuris). Co zrozumiałe, współpraca z człowiekiem związanym z tą konkretną organizacją (poświęciłem jej dwie ściany tekstu [i jedyne, co się średnio zestarzało w tej pierwszej to to, że okazało się, że typ, który był w Ordo Iuris i został oddelegowany do Komisji ds. wyjaśniania przypadków pedofilii okazał się mieć RiGCz, ale w momencie, w którym to pisałem, raczej trudno było to zakładać]), wywołała żywiołowe reakcje w lewicowej banieczce. 

Sprawa jest bowiem ewidentna. Posłanka lewicowej partii, mierząca się ze SLAPPem, skorzystała z usług prawnika, który zajmował się SLAPPAmi i był po tej „złej” stronie. Może inaczej. Wydawać by się mogło, że sprawa jest ewidentna, ale posłanka znalazła całkiem spore grono obrońców, którzy na różne sposoby tłumaczyli dlaczego wszystko jest w porządku. A to się okazało, że musiała skorzystać z usług Lewandowskiego, bo potrzebowała ludzi „poważnych i skutecznych” (Woś takimi mądrościami epatował). Gdybym był złośliwy to bym napisał, że na szczęście dla polskich aktywistów ani oni poważni, ani też jakoś ponadprzeciętnie skuteczni. 

Inni argumentowali, że „rozpędzony pociąg” jechał w stronę posłanki, a niektórzy mają do niej pretensje o to, że skorzystała z usług kogoś, kto „ma inne poglądy”. Like srsly, można było skorzystać z usług pierdyliona innych kancelarii. No ale Lewandowski to ogarniał pro bono, a prowadzenie takiej sprawy to 30 tysięcy może kosztować. Przyznam szczerze, że w tej sprawie konsultowałem się ze znajomymi prawnikami i byli zgodni, że jeżeli ktoś by bardzo chciał, to mógłby za taką sprawę zapłacić 30 koła, ale musiałby się postarać, żeby znaleźć tak drogą kancę. Ci sami prawnicy powiedzieli, że kance nierzadko biorą takie sprawy pro bono, bo mogą się dzięki nim podpromować. 

Były też argumenty takie, że no może i ten pan niezbyt dobry i może i Ordyńcy są źli, ale ważne, że sprawa wygrana. W tym miejscu pozwolę sobie na capsa: PRAWIE KAŻDY PRAWNIK BYŁBY W STANIE OGARNĄĆ TĘ SPRAWĘ RÓWNIE DOBRZE (napisałem „prawie”, bo nie można wykluczyć, że ktoś po prostu by zalał pałę i nie wyrobił się w terminie z papierami do sądu). 

Były też argumenty, które są moim zdaniem przejawem skrajnego partyjniactwa. Innymi słowy „ponieważ ona jest z partii, na którą głosuje, to ja jej będę bronił jak niepodległości”. W ramach tego rodzaju argumentacji można było się dowiedzieć, że może i Paulina Matysiak skorzystała z pomocy ordyńca, ale przecież Tusk korzystał z pomocy Giertycha. A poza tym, to ten Giertych do 2007 zrobił tyle złego, że ordyńcy przy nim to małe miki. Przy całej mej niechęci do Giertycha (której to niechęci dawałem wielokrotnie wyraz, albowiem nigdy nie zapomnę o tym, że był jednym z reanimatorów Młodzieży Wszechpolskiej), to jest bzdura. Bzdura, która jest bardzo groźna, bo osobom wygłaszającym tego rodzaju mądrości umyka to, że w ten sposób trywializują dokonania ordyńców. I jeżeli mam być szczery, to wybitnym osiągnięciem było zagrywanie karty „Giertycha” w momencie, w którym w wątkach dotyczących Pauliny Matysiak wypowiadali się ludzie, którzy latami bronili się przed SLAPPami ordyńców. 

Nie byłbym sobą, gdybym w tym miejscu nie zauważył, że znamienne jest to, że akurat ta posłanka skorzystała z usług prawnika związanego ze skrajnie prawicową organizacją. Bo to nie było tak, że przydarzyło się to np. Zandbergowi albo Magdzie Biejat. Nie, trafiło akurat na Paulinę Matysiak, która ma raczej długą historię miziania się z prawicą. Każdy „kawałek” tej historii powinien być dla posłanki dyskwalifikujący. I choć przygoda posłanki Matysiak z partią Razem dobiegła końca (dowiedziałem się o tym właśnie w momencie pisania tej warstwy tektonicznej Przeglądu), to jednak Razemy powinny „coś zrobić” już znacznie wcześniej.


Zaczęło się bowiem od rzeczy z pozoru błahej. Otóż, posłanka Matysiak zaczęła udzielać wywiadów mediom braci Karnowskich (którzy przez złośliwych czasami są nazywania braćmi Kremlowskimi). Mediów tych nikomu nie trzeba przedstawiać, ale nigdy dość przypominania, że gdy papierowa wersja tegoż organu partyjnego postawiła sobie za punkt honoru udowodnienie, że „Anna Grodzka to facet”, nawet (uwaga capslock) ZIEMKIEWICZ publicznie stwierdził, że ten konkretny artykuł okładkowy ma niewiele wspólnego z dziennikarstwem. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że Karnowskim (tj. ich mediom) zdarzało się po Paulinie Matysiak jeździć (gdy wzywała ich konieczność dziejowa). No, ale to dygresja tylko. Żeby jej nie przedłużać: do tych mediów się nie chodzi i się z nimi nie rozmawia, amen. 

Potem było założenie stowarzyszenia razem z Marcinem Horałą. I powiem wam, że to był ten moment, w którym przydała mi się pamięć dobra. Dzięki tejże pamięci udało się bowiem wynorać informację o tym, że w kwietniu 2022 Lewica domagała się dymisji Marcina Horały ze stanowiska wiceministra infrastruktury. Jedną z twarzy tej konkretnej konferencji prasowej była (werble) Paulina Matysiak. No i w tym momencie partia Razem się trochę nasrożyła, bo posłanka sobie to zrobiła „w czasie wolnym”, nie konsultując się wcześniej z partią. Paulina Matysiak została zawieszona (zarówno w klubie Lewicy jak i w Partii Razem), ale koniec końców, nic z tego nie wynikło. I to jest znamienne. Bo ja rozumiem, że takie zawieszenie ma być sygnałem dla posła/posłanki do ogarnięcia się. Tyle, że Paulina Matysiak miała to w głębokim poważaniu. Po „prawej stronie” było jej coraz więcej, a w nagrodę partia Razem ją pod koniec roku 2024 odwiesiła (tak, wiem, ukarano ją naganą, ale to nie miało dla niej najmniejszego znaczenia). 

I wiecie, ja rozumiem, że Razem, szczególnie po wyjściu z Nowej Lewicy znalazło się w sytuacji, w której każda szabla ma znaczenie, ale wszystko ma swoje granice, a raczej powinno mieć. O ile byłbym w stanie zrozumieć motywację Razemów, które postanowiły jej nie wywalać mimo, że była (uwaga capslock) BARDZO PRZEJĘTA zawieszeniami, naganą/etc. To jednak w marcu 2025 należało ją po prostu wywalić z partii. 

Co się stało w marcu? Ano stało się to, że Paulina Matysiak zagłosowała w Sejmie w obronie Dariusza Mateckiego. Sejm miał wyrazić zgodę na jego zatrzymanie i posłanka uznała, że tego już za wiele. Potem zaś tłumaczyła się z tego w sposób tak absurdalny, że można było odnieść wrażenie, że posłanka nie wiedziała nad czym głosuje (i ja też wtedy odniosłem takie wrażenie, za co teraz pozostaje mi posypać głowę obierkami z cebuli i przyznać się do swojego frajerstwa, bo ona doskonale wiedziała, co robi), powiedziała bowiem (i niestety, tego rodzaju argumentacja wróci do nas w tym odcinku), że ona zagłosowała za uchyleniem immunitetu, ale za zgodę na areszt to już nie, bo to sąd powinien o tym decydować, a nie Sejm. I wszystko fajnie, ale bez zgody Sejmu sąd „to se może”. W mojej opinii, to konkretne głosowanie było absolutnie nie do obrony. Nie da się bowiem w żaden sposób wybronić (mając choćby odrobinę RiGCzu) głosowania  „za” Mateckim. 

Tak samo, jak nie da się w żaden sposób wybronić współpracy z ordyńcami. Chciałem w tym miejscu napisać, że „to była kropla, która przelała czarę goryczy”, ale ta „kropla” była wielkości fal, które w filmie Interstellar zostały pomylone z górami. I tym razem posłance się nie upiekło. Znamienne jest to, że w sprawie tej konkretnej „współpracy” (a raczej przyczyn, dla których do niej doszło), mieliśmy do czynienia z dwugłosem. Paulina Matysiak stwierdziła, że to wszystko dlatego, że partia jej nie chciała pomóc. Maciej Konieczny powiedział zaś (w jednym z wywiadów), że partia chciała pomóc swojej posłance, ale ta nie była tą pomocą zainteresowana. Co prawda żadna ze stron nie przedstawiła „paragonów”, to jednak jestem skłonny uwierzyć Razemom, albowiem nie wydaje mi się, żeby lewacka partia zostawiła swoją posłankę na pastwę SLAPPów. 


W tym samym wywiadzie Konieczny powiedział, że jego zdaniem Paulina Matysiak „jest już w zupełnie innym miejscu”. I jeżeli mam być szczery, to zgadzam się z tym w całej rozciągłości. Jednakowoż od siebie dodam, że ona w tym „innym miejscu” była od bardzo dawna, ale jej partia bardzo się starała tego nie dostrzec. 

Nawiasem mówiąc, posłanka Matysiak zachowała się jak typowa polska polityczka. Mając takie, a nie inne poglądy, już dawno powinna sama katapultować się z Razemów. Jej polityczny los był przesądzony praktycznie od momentu, w którym sama nagłośniła współpracę z ordyńcami. Maciej Konieczny w trakcie wyżej wzmiankowanego wywiadu powiedział wprost, że oni liczą na to, że ona sobie sama pójdzie, ale jeżeli tego nie zrobi, to jej pomogą. I gdybyśmy mieli do czynienia z kimś, kto jest osobą ideową, to po czymś takim posłanka Matysiak by sobie po prostu poszła. 

Paulina Matysiak tego nie zrobiła i absolutnie wszyscy wiedzieli dlaczego. Otóż, po prostu chciała mieć możliwość zagrania karty „ofiary” po tym, jak ją wywalą z partii. Tak też się stało, bowiem z jej oświadczenia możemy wyczytać między innymi to, że jej dotychczasowa partia była sekciarska (tak, to nie jest wyrażone wprost, ale jest tam wyraźne PDK). Gdyby tak faktycznie było i gdyby faktycznie Razemy (o których, niestety będzie jeszcze w tym odcinku) były sekciarskie, to Paulina Matysiak wyleciałaby z partii najpóźniej po politycznym mariażu z Marcinem Horałą.

O tym zaś, jak bardzo eklektyczne poglądy ma Paulina Matysiak niech zaświadczy to, że gdy Bogdan Rymanowski (który ostatnimi czasy zajmuje się propagowaniem antynaukowej szurii) pochwalił się tym, że ma już pół bańki subów na YT, to jedną z gratulujących mu osób była Paulina Matysiak. 

Ja wiem, że ten wątek się rozrósł bardzo, ale trzeba jeszcze jedną rzecz dopisać dość istotną. Po tym, gdy okazało się, że partia Razem jednak już nie chce Pauliny Matysiak, podniosły się głosy (dość nieliczne, tym niemniej), że jej wyrzucenie było decyzją szkodliwą. Gwoli ścisłości, nie mam tu na myśli wypowiedzi autorstwa osób, które mają w swoim eloneksowym bio MAGA, Kocham PiS, Tylko Karol Nawrocki/etc., ale część lewostronnych komentariuszy. 

Argumentacja wyglądała mniej więcej tak: dzięki swoim kontaktom i rozpoznawalności Paulina Matysiak przyciągała część prawicowego elektoratu. I w tym miejscu przyznam się do dwóch rzeczy. Po pierwsze, to jest moment, w którym w pisaniu miałem dłuższą pauzę (albowiem tak jakoś wyszło), a po drugie, niemożebnie mnie irytuje tego rodzaju argumentacja. 

 Tak się bowiem jakoś złożyło, że lewa strona całkiem słusznie krytykuje liberałów za to, że non stop cofają się przed prawicową retoryką. Zamysł jest prosty: jeżeli skrajnie prawicowa partia zgłasza jakieś postulaty, to my je im podkradniemy i wtedy ludzie wybiorą nas (bo jesteśmy bardziej cywilizowani), a nie jakąś tam skrajną prawicę (bo „wszyscy wiedzą, jacy oni są”). Jedynym efektem tego rodzaju działań jest stale rosnące poparcie dla skrajniaków, bo ci (gdy liberałowie podbierają im narracje albo postulaty) mówią wtedy „widzicie? MIELIŚMY RACJĘ, A ONI WAS WCZEŚNIEJ OKŁAMYWALI”. Mimo tego, liberałowie z uporem godnym lepszej sprawy cały czas stosują tę samą taktykę. 

A teraz okazuje się, że zdaniem części lewicowego komentariatu, sposobem na oderwanie od Zjednoczonej Prawicy, konfy/etc. elektoratu jest łażenie do prawicowych mediów, mizianie się z prawicowymi środowiskami i używanie prawicowej retoryki (ugłaskanej, niemniej jednak prawicowej). Czyli mamy bekę z libów, którzy tego próbują i im się nie udaje, ale nam (lewakom) na pewno się uda? Super ta argumentacja. Taka nie za bardzo sensowna. 

Mniej więcej w tym momencie, w którym skończyłem się pastwić nad poczynaniami posłanki Matysiak, okazało się, że posłanka owa próbuje zbudować wokół siebie... no właśnie, nie wiadomo co tak właściwie to ma być. Tak, to się ma nazywać „Drużyna Poli”, ale w sumie tyle wiadomo jak na tę chwilę. Obstawiam, że „ciąg dalszy” będzie zależał od tego jaki będzie odzew na ten sygnał.  Co prawda pojawiły się już głosy, że jeżeli „Drużyna Poli” pojawi się w sondażach „to szybko przeskoczy Razem i Lewicę” (tak, redaktor Rafał Woś napisał to jak najbardziej na serio), ale prawda jest taka, że bez wsparcia prawicy (bo lewica się raczej do tego nie będzie garnąć) Paulina Matysiak raczej niewiele ugra „solo”. 

Jeżeli Matysiak, to i Razemy, które tym razem się, delikatnie rzecz ujmując nie postarały. Otóż, w głosowaniu nad zgodą na zatrzymanie i tymczasowy areszt dla Ziobry, Razemy nie wzięły udziału. I wiecie, ja rozumiem, że Razemy chcą się jakoś wyróżniać w Sejmie/etc., ale nie wydaje mi się, żeby odpowiednią drogą do wyróżniania się było takie, a nie inne głosowanie w sprawie Ziobry. Bo to jest Ziobro, ten sam, który własnym nazwiskiem firmuje każdą patologie związaną z dokonaniami polityków Solidarnej(łamane przez „Suwerennej”) Polski. I nie to nie jest tak, że jak wcześniej głosowało się 26 razy za uchyleniem immunitetu, to teraz można olać głosowanie w sprawie aresztu. Tłumaczenie „dlaczego tak zagłosowaliśmy”  było takie trochę Matysiakowe. Maciek Konieczny powiedział, że oni nie chcą robić z Ziobry męczennika. Osobną kwestią jest to, że zaraz po głosowaniu Zandbergowi przypominano jego słowa o tym, że Lewicy ręka nie zadrży, gdy głosowany będzie wniosek o Trybunale Stanu dla Ziobry. I tak, wiem, to nie było głosowanie nad Trybunałem Stanu, ale niesmak pozostał. 

Były też tłumaczenia szeregowych członków Razem, którzy objaśniali, że w sumie to mieli wszystko podliczone dobrze i wiedzieli, że wniosek przejdzie nawet bez głosów ich partii. Litości, partio Razem. To jest ZBIGNIEW ZIOBRO. Czy naprawdę nie było tam u was nikogo, kto by pomyślał, że chyba nie warto ginąć na tym wzgórzu? Tak, wiem, w Polsce instytucja tymczasowego aresztu była, jest i będzie nadużywana, ale to nie jest ten przypadek. W tym przypadku bowiem mamy do czynienia z szefem partii, z której jeden poseł uciekł przed wymiarem sprawiedliwości do Gulaszowego Dyktatora i poprosił tam o azyl. O tym, że cała ta ziomberiada od zamiany Funduszu Sprawiedliwości w agencję PR-ową będzie próbowała mataczyć wiemy, bo to słyszeliśmy i widzieliśmy (dzięki studiu nagrań Mraza). 

Skoro zaś już jesteśmy przy Funduszu Sprawiedliwości, to mieliśmy do czynienia z ciekawą sytuacją. Otóż, Stanisław Tyszka powiedział, że on był na spotkaniach z ludźmi od Ziobry i oni tam wprost mówili, że jakby co, to się można promować za te pieniądze. Ponieważ z nazwiska wymienił między innymi Janusza Kowalskiego, ten zapowiedział złożenie AO (artykuł 212 kk „zniesławienie”). I to jest naprawdę ciekawe, bo Tyszka to samo mówił w maju zeszłego roku i wtedy jakoś Janusz Kowalski nie uznał za stosowne pozwania go. Na tym się jednakowoż sprawa nie skończyła, bo wypowiedział się na ten temat Paweł Kukiz (niegdysiejszy partyjny kolega Tyszki). Paweł Kukiz co prawda powiedział, że on sobie takich rozmów nie przypomina, ale zaraz potem zrzucił napalm na Ziobrystów i dodał, że z jednego ze spotkań Tyszka wyszedł poruszony wyraźnie i powiedział: „chodźmy stąd, to są złodzieje”. Znamienne jest to, że te słowa przeszły bez większego echa. Co ciekawe, Kukiz nie dostał nawet po łapach od kolegów ze Zjednoczonej Prawicy. 

Jeżeli chodzi o moje zdanie na ten temat (a wydaje mi się, że jeżeli ktoś się przebija przez moje Ściany Tekstu, to takowego „mojego zdania” pewnie się spodziewa) to jest tak, że Kaczyński i jego otoczenie najchętniej pozbyliby się kotwicy w postaci Ziobrystów (a przynajmniej tych, którzy są „obciążeni” wałami związanymi z Funduszem Sprawiedliwości). Oni tam mają w PiSie dość problemów ze swoimi „wałownikami”. Poza tym obrona Ziobrystów jest utrudniona przez wyżej wspomniane nagrania od Mraza. Nie da się bowiem nie zwrócić uwagi na to, że Wielce Szanowni Państwo Zarządzający Funduszem Sprawiedliwości na nagraniach gadali ze sobą jak grupa gangusów (bali się, że ktoś się „wypruje”). Ludzie, którzy nie mają sobie nic do zarzucenia, w ten sposób ze sobą nie rozmawiają. 

Niestety, nie możemy jeszcze zatrzymać karuzeli śmiechu, bo awaryjny hamulec zablokowała posłanka Maria Kurowska. Otóż jakoś tak się złożyło, że Onet dotarł do maili (trochę to zajeżdża Pereirozą z lat 2015-2023, ale do tego przejdziemy za moment), z których wynikało, że posłanka Kurowska, która nie powinna mieć nic wspólnego z tym, w jaki sposób ogarniane są konkursy w ramach Funduszu Sprawiedliwości, miała z tym wiele wspólnego. No cóż, szok i niedowierzanie, że ktoś z Solidarno-Suwerennej-Polski mógł coś takiego zrobić, prawda? Gdyby wszystko się na tym skończyło, bo pewnie nie byłoby o czym pisać. Tyle, że to Ziobryści, tak więc tam nikt nigdy nie jest niczemu winien. 

Choć sama posłanka najpierw się niczego nie wyparła i argumentowała to wszystko tak, że w sumie nic dziwnego, że się przejmowała regionem, którego mieszkańcy ją wybrali do Sejmu, to potem ktoś jej chyba podpowiedział, że problemem nie jest to, że się dba o swój region, ale to, że robiono to w ramach Funduszu Sprawiedliwości. Kurowska przeszła więc do kontrofensywy i oznajmiła, że ona żadnych maili nie wysyłała. Na to Kamil Dziubka ujawnił nagłówek maila, którego wysłano z jej skrzynki sejmowej. Czy to wystarczyło? A gdzie tam. Wtedy bowiem Maria Kurowska oświadczyła, że nie mogła wysłać tego konkretnego maila, bo była „wyłączona z działalności publicznej”. A potem się okazało (Kamil Dziubka wynorał),że w dniu, w którym była „wyłączona z działalności publiczne” brała udział w 81 głosowaniach. W tym samym oświadczeniu, w którym Kurowska twierdziła, że nie wysłała maila stało, że został on sfabrykowany bo ona pamięta, że go nie wysyłała. 

I wiecie, tak na pierwszy rzut oka wygląda to na jakieś bzdurne wytłumaczenia w wykonaniu kogoś, kto po prostu nie ogarnia, jak działają internety. Tyle, że SuwPol doskonale wie, że ten mail jest prawdziwy. SuwPol wie, że nie da się tego w żaden sposób wyjaśnić za pomocą legitnych argumentów. Tak więc zdecydowano się na ściemnianie. Owszem, my w to nie uwierzymy, ale ten przekaz nie jest skierowany do nas. Ten przekaz skierowany jest do tego segmentu ZjednoczonoPrawicowego elektoratu, który uwierzy we wszystko, byle sobie jakoś móc zracjonalizować ciągłe doniesienia o kolejnych wałach członków ZP. Tych wałów po prostu nie było. Jest nagonka w wykonaniu Żurkowców (nie przestanie mnie bawić to określenie) i zmanipulowane emaile, które mają udowodnić, że kupowanie wozów strażackich jest czymś złym. 

Poza tym, to może być wstęp do strategii obronnej prawników Kurowskiej (którzy będą jej pewnie potrzebni, gdy sprawa dotrze do sądu). I tu pozwolę sobie na krótką anegdotę z mojego rodzinnego miasta. Otóż, w Mieście Nad Akwenem mieliśmy przez parę kadencji jednego prezydenta, który pod koniec swoich „rządów” rozdokazywał się tak bardzo, że w 2010 przestał być preziem. Ponieważ przez te wszystkie kadencje obrósł w ludzi, ludzie ci (niezadowoleni ze zmian) założyli sobie stowarzyszenie. Na koncie ćwiterowym należącym do stowarzyszenia pojawiały się co jakiś czas bluzgi pod adresem nowego prezydenta miasta. Tenże prezydent poszedł z tym do sądu i sprawa wydała się ewidentna, bo nie dało się w żaden sposób tych bluzgów „zreintepretować”. I wtedy okazało się, że nie wiadomo, kto te wpisy popełniał, albowiem do komputera w siedzibie stowarzyszenia dostęp miało dużo ludzi/etc. Strategia ta okazała się skuteczna (bo jak się domyślacie, nikt się nie przyznał). Zakładam, że w przypadku posłanki Kurowskiej linia obrony może być taka sama. Posłanka miała asystentów i oni też mieli dostęp do jej konta mailowego. Niemniej jednak uważam, że w tym konkretnym przypadku ta strategia się raczej nie sprawdzi, bo te maile wpisywały się dość dobrze w to, co już wiemy o tym, jak sobie Ziobryści poczynali z Funduszem Sprawiedliwości. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że nawet niektóre konta agitacyjne Zjednoczonej Prawicy krytykowały tę linię obrony (robił to między innymi „John Bingham”), tak więc widać wyraźnie, że miłości do tych konkretnych Ziobrystów, którzy wywołują problemy natury wizerunkowej,  zbyt wiele w Zjednoczonej Prawicy nie ma. 

Tak na sam koniec rozważań związanych z FS dwie sprawy. Po pierwsze, rzygać mi się chce, jak czytam wypociny, z których wynika, że Ziobryści nie robili niczego złego, bo przecież wozy strażackie są potrzebne. No bo wiecie, skoro budżet jest jeden, to chyba nie ma znaczenia, z której kieszonki tego budżetu weźmiemy pieniądze, skoro dzięki temu strażacy będą mieli wozy. Tyle, że to jest populizm pierwszej wody. Bo owszem, nikt nie ma nic przeciwko temu, żeby strażacy dostawali nowe wozy, ale kluczowe w tym było raczej to, że Fundusz Sprawiedliwości miał nieco inny cel. Rzecz jasna, nie miało to żadnego znaczenia, bo Zjednoczona Prawica tak poczarowała z przepisami, że wyszło na to, że pod „przeciwdziałanie przestępstwom” można było podpiąć wszystko. Poza tym, jakoś tak się składało, że te wszystkie wozy/etc. rozdawano akurat tam, gdzie SuwPolowcy liczyli na mandaty poselskie. Ktoś mógłby w tym momencie powiedzieć: czy z tego wynika, że zdaniem Ziobrystów nie wszystkie jednostki Straży Pożarnej zasługują na nowe wozy? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo nie jestem Ziobrystą. 

No dobrze, ale jak to właściwie się stało, że Onet „dotarł” do dokumentów? Gdybym był złośliwy, nazwałbym to „Pereirozą” (zupełnie bez związku z nazwiskiem pewnego partyjnego pracownika mediów). No bo tak się jakoś składa, że mechanizm, w ramach którego media „docierały” do dokumentów (czytaj: ktoś im zapewniał dostęp do tychże) hulał sobie doskonale w trakcie rządów Zjednoczonej Prawicy. Wspominam o tym rzecz jasna dlatego, że teraz momentami bywa podobnie. Aczkolwiek przyznać trzeba, że w przeciwieństwie do tego, jak to wyglądało w latach 2015-2023, teraz te działania bywają nieco lepiej przemyślane. 

Może inaczej to ujmę. Za rządów Zjednoczonej Prawicy to było tak, że jeżeli prokuratura miała komuś postawić jakieś zarzuty albo rozkręcała się jakaś sprawa, to następnie aż do znudzenia wszystkie media rządowe i prorządowe 24/7 grzały ten temat. Teraz wygląda to tak, że informacje lecą „ciurkiem”. Doskonałym przykładem jest to, co zrobiono na samym początku „przeciekania” tego, co udało się nagrać Studiu Nagrań Mraza (gwoli ścisłości, to będzie podsumowanie, bo nawet gdybym chciał po łebkach to wszystko opisać, to byłoby to pewnie naście stron). Mechanizm wyglądał tak. Publikowano jakąś część nagrań, z której wynikało, że „jest przypał” z tym Funduszem Sprawiedliwości. W reakcji na tę wrzutkę momentalnie odpalali się Ziobryści (wspierani przez Zjednoczoną Prawicę), którzy naprędce konstruowali jakieś narracje obronne. Odpowiedzią na te narracje obronne było wrzucenie kolejnych fragmentów, z których wynikało, że te narracje to kłamstwa. Reakcja Ziobrystów była taka sama jak poprzednim razem: odpalano kolejne narracje obronne, które były następnie „negowane” przez kolejne nagrania. Teraz podobnie było z Marią Kurowską. 

I przyznam się szczerze, że mam dylemat w kwestii tego, jak do tego podchodzić. Z jednej bowiem strony to są standardy Ziobry. Z drugiej jednakowoż strony zdaję sobie sprawę z tego, że debata publiczna w Polsce jest teraz w tak doskonałej formie, że może nie być innego wyjścia. Wyobraźmy sobie bowiem, że po tym, gdy zaczęło się robić gorąco wokół Funduszu Sprawiedliwości nie zdecydowano się na upublicznienie części nagrań. Jaka byłaby dominująca narracja? Ano taka, że może i tam coś było nie tak, ale Ziobryści sobie zmienili prawo, więc wszystko było w sumie lege artis, a poza tym, to przecież chodziło o wozy strażackie, więc może by tak ta nowa władza zajęła się rządzeniem, a nie szukaniem dziury w całym. Tylko i wyłącznie dzięki temu, że te nagrania zostały upublicznione – wiemy o tym, że ta ekipa „ustalała zeznania” i obawiała się tego, że niektórych decyzji może się nie udać wybronić (o tym, że gadano o ustawianiu konkursów wspominać nie trzeba, bo to, jak to mawiał klasyk, jest oczywista oczywistość). Być może więc jest tak, że nie ma ucieczki przed Pereirozą, bo Pereiroza naznaczyła nas wszystkich.


UWAGA, BARDZO MOCNO NIECYKLICZNE PRZEGLĄDY HEJTERSKIE SPONSOROWANE SĄ PRZEZ SUWERENA!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że nieodmiennie irytuje mnie to, że prokuratura zalicza fakapy, prowadząc postępowania „ziobrystowskie”. Nie ma usprawiedliwienia dla tego, co się stało z Romanowskim, gdy okazało się, że prokuratura co prawda wiedziała o tym, że on ma dwa immunitety, ale sobie pomyślała, że ten drugi to nie obowiązuje „bo ekspertyza prawna”. Tylko i wyłącznie dzięki temu, Romanowski mógł uciec na Węgry. Teraz zaś z kolei prokuratura złożyła wniosek o wpisanie tzw. „hipoteki przymusowej” do księgi wieczystej domu Zbigniewa Ziobry w Jeruzalu (ok, czy tylko mnie ta nazwa się za każdym razem kojarzy z „Jaruzelem”?) no i się okazało, że sąd odmówił wpisania tej hipoteki, bo we wniosku były liczne błędy. Wiecie, to nie jest tak, że w mniej „medialnych” sprawach można sobie pozwolić na pomyłki, ale wydaje mi się, że nie będziecie się ze mną spierać, gdy napiszę, że w żadnych sprawach nie powinno się popełniać błędów, a w sprawach, które są tak bardzo polaryzujące, nie powinno się ich popełniać jeszcze bardziej, bo każda z takich pomyłek będzie stanowiła paliwo dla broniących się ziobrystów. Ja bym nie chciał być źle zrozumiany, ale YOU HAD ONE JOB, PROKURATURO.  

Teraz zaś można się udać w stronę Donalda Tuska, który, tak się jakoś złożyło, że zaczął krytykować Europejską Kartę Praw Człowieka i powiedział, że jeżeli nie uda się jej pozmieniać, to w sumie całkiem rozsądne może być jej wypowiedzenie. Bodajże dzień po tym, gdy padły te słowa, rzecznik rządu zapewniał, że ta wypowiedź nie odnosi się do Polski. Po pierwsze, gdyby nie kontekst, zabawne by było to, że z niektórymi wypowiedziami Donalda Tuska jest praktycznie tak samo, jak z wypowiedziami Jarosława Kaczyńskiego, który najpierw mówi coś, co jego twardy elektorat chce usłyszeć, a po jakimś czasie zaczyna się tłumaczenie (tym razem skierowane dla normalsów), że Prezes tak właściwie miał na myśli co innego, niż wszyscy zrozumieli. 


I ja rozumiem, ze EKPCz powstawała w momencie, w którym nikomu się nie śniło o tym, że jedno państwo będzie mogło wywierać na drugie presję migracyjną. Ja rozumiem, że ona powstawała w czasach, w których, na ten przykład, nikt nie myślał o tym co będzie, gdy państwo, które będzie chciało deportować osoby, którym nie przysługuje prawo do azylu „odbije się” od państwa, z którego te osoby pochodzą, bo temuż państwu nieszczególnie będzie zależało na przyjmowaniu ich z powrotem. I tak bym sobie tutaj mógł wymieniać punkt po punkcie to, „co nie śniło się nawet autorom” tego dokumentu, ale odpowiedzią na to nie może być wypowiedzenie tej konwencji. I jeżeli ktoś po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy ma w tej kwestii jakiekolwiek wątpliwości, to najwyraźniej potrzebuje kolejnych ośmiu. 

Warto mieć na uwadze to, że tego rodzaju wypowiedzi nie padają w próżni. To nie jest tak, że Donald Tusk może sobie takie rzeczy mówić i nikt na to nie zwraca uwagi, bo jestem się w stanie założyć o Fundusz Sprawiedliwości, że Zjednoczona Prawica się temu bardzo uważnie przygląda i monitoruje reakcje. Gdyby się bowiem okazało, że większość Polaków byłaby za tym, żeby pokombinować z tym EKPCz, to czemuż, ach czemuż Zjednoczona Prawica miałaby tego nie spróbować? Podkładka narracyjna by przecież była: „no skoro nawet Donald Tusk się wypowiadał na temat tej konwencji w taki, a nie inny sposób, to chyba coś jest na rzeczy, prawda?”. Tak, wiem, wymagając od polskich polityków tego, żeby zastanawiali się nad tym czy aby to, co mówią nie będzie miało negatywnych konsekwencji, to z mojej strony daleko idąca przesada i zapewne efekt tego, że jestem niereformowalnym lewakiem. 


 O tym, że jestem niereformowalnym lewakiem świadczy zapewne również to, że nie jestem skłonny uwierzyć w to, że pewien poseł partii, której nazwa rymuje się ze słowem „kolaboracja” (tak chodzi o tego posła, który się ikeowskim kasom nie kłaniał) faktycznie „się zagapił”. Argumentacja idzie mniej więcej tak, jak to napisał u siebie na Eloneksie Jacek Nizinkiewicz: „no ten poseł, to ani mu brat ani swat, ale trudno uwierzyć w to, że chciał ukraść jakieś rzeczy ze sklepu, bo przecież ryzykowałby dla paruset złotych karierę, tak więc nie róbmy z niego złodzieja”. I szczerze się wam przyznam, że o ile ni cholery nie zdziwiło mnie to, że sama konfa i jej opiniomaty internetowe (które, na ten przykład, każde zdarzenie mające związek z wojną w Ukrainie rozkładają na atomy, żeby tylko móc „udowodnić”, że media manipulują, a wszystkiemu i tak winni Ukraińcy), praktycznie nie interesowały się tą sprawą, a gdy już zaczęły się nią interesować, to tylko po to, żeby bronić swojego posła, to już zdziwiło mnie to „porozumienie ponad podziałami”, że w sumie to ten poseł na pewno nie chciał zrobić nic złego. 

Na litość nie istniejącego bytu transcendentnego, w jaki niby sposób ten poseł „ryzykował karierą”? Czy jego kariera polityczna skończyła się po tej akcji? Czy konfie spadło poparcie? Czy po tej akcji konfa wywaliła tego posła? Czy też może zapowiedziała, że nie dostanie miejsca na listach? Odpowiedź na te pytania brzmi „Wiem, tak więc nie muszę się domyślać, że nie”. 


Zachowanie całkiem sporej części komentatorów to czystej wody frajerstwo. No bo tak, wszyscy wiedzą, że konfa non stop uprawia harcownictwo i sprawdza na ile sobie może pozwolić. Tyczy się to również wymiaru stricte informacyjnego (acz tak po prawdzie, to w przypadku konfy jest to wymiar raczej dezinformacyjny), bo konfiarze praktycznie non stop kłamią (a rzeczony poseł ma bardzo długą historię kasowania swoich wpisów z tegoż właśnie powodu). Jednakowoż w momencie, w którym poseł tej formacji zostaje złapany na gorącym uczynku na próbie kradzieży, nagle okazuje się, że powinniśmy wierzyć w zapewnienia posła i jego formacji. 

No po prostu chłop robił duże zakupy i nie wszystko skasował bo miał słuchawki i nie zauważył, że się nie nabiło. Szkoda, że do tego nie dodano, że „kto nigdy czegoś takiego nie zrobił, niechaj pierwszy rzuci kamieniem”, bo biura poselskie konfy zostałyby przysypane przez tony kamieni, ale to tylko dygresja. Byłbym skłonny uwierzyć w tę wersję wydarzeń, gdyby okazało się, że poseł konfy robił zakupy po raz pierwszy w życiu i na domiar złego trafił na kasę samoobsługową. 


Ja rozumiem, że można być roztargnionym i można nie skasować np. jakiejś małej pierdółki, jak się robi duże zakupy, ale nie uwierzę w to, że robiąc dowolnie duże zakupy można było po pierwsze przegapić to, że kupa artykułów się nie „odbiła”, a po drugie nie zwrócić uwagi na to, że przy płaceniu cena się chyba ciut nie zgadza. Nie uwierzę również w to, że gdyby to faktycznie były OLBRZYMIE ZAKUPY, to nie udałoby się dogadać z obsługą i po prostu zapłacić za te artykuły. A właśnie, to jest w sumie ciekawa sprawa, bo ja dopiero pisząc te słowa zwróciłem uwagę na coś, co mi wcześniej (przy okazji odcinka podkastowego, w którym się nad tym tematem pochylaliśmy) umknęło. Już tłumaczę w czym rzecz. Otóż, mnie się, moi szanowni czytelnicy wydawało, że ten nieszczęsny (aczkolwiek to głównie nasze narodowe nieszczęście) poseł zapłacił za te artykuły (prócz przyjęcia mandatu, rzecz jasna). Okazało się, że on co prawda mandat przyjął, ale za artykuły nie zapłacił. Czyli dopiero gdy przyjechała policja zorientował się, że nie są mu potrzebne? A już na sam koniec pastwienia się nad tym tematem, jedna, drobna, uwaga. Czemu tak właściwie ten poseł został zatrzymany przez obsługę? O ile w tym konkretnym sklepie obsługa nie robi „wyrywkowych kontroli” (przprszm, musiałem), to chyba jednak coś na rzeczy było i chyba nie mieliśmy do czynienia z „omyłką”. Swoją drogą, wyjątkowo rozbawiło mnie to podkreślanie przez Mentzena tego, że ten poseł przyjął mandat i nie zasłaniał się immunitetem. Jaśnie Pan Jest Zbyt Łaskawy. 

No dobra, przyznaję, że poświęciłem poprzedniemu tematowi tak dużo miejsca dlatego, że teraz przechodzimy do przedostatniego tematu, który żadną miarą śmieszny nie jest (nawet nieintencjonalnie). Wiecie, współautorzyłem książkę o polskich fanach Trumpa (o tytule z gatunku selfexplanatory: „Trumpolacy”) i myśmy tam produkowali się razem z Doniesieniami z Putinowskiej Polski (nie otaguję jego peja, bo jeszcze się algorytm zbiesi) na temat tego „co to może być”, jeżeli Trumpowi uda się wygrać wybory. Produkowaliśmy się (konkretnie zaś ja) na temat Wielkiej Miłości Zjednoczonej Prawicy do Donalda Trumpa. Niemniej jednak przyznam się wam szczerze, że załamuje mnie to, jak bardzo partia Kaczyńskiego mizdrzy się do Trumpa niezależnie od tego, jak złe i niekorzystne dla naszego kraju są decyzje i plany jego administracji. 


Ostatnio, na ten przykład zrobiło się głośno o nowej strategii bezpieczeństwa USA. W telegraficznym skrócie chodzi w niej o to, że wszelkie relacje USA ze „światem zewnętrznym” mają mieć praktycznie wyłącznie charakter finansowy. Może inaczej to ujmę: jeżeli któreś państwo będzie chciało mieć dobre relacje ze Stanami Zjednoczonymi, to takie państwo będzie musiało się na te relacje wykosztować.  

Gwoli ścisłości, ja tam zbyt wielką miłością USA nie darzyłem (nie darzę i nie będę darzyć), ale byłem świadomy tego, że niezależnie od moich uczuć w tej materii, Stany Zjednoczone są gwarantem naszego bezpieczeństwa. Rzecz jasna nie jedynym, ale można by rzec, że głównym. Jeżeli chodzi o dotychczasowe dokonania USA, to prawda jest taka, że Rosja mogła bezproblemowo budować narrację (wykorzystywaną bardzo chętnie przez naszych krajowych skarpetosceptyków), która szła mniej więcej tak: „aha, więc Stanom Zjednoczonym wolno atakować inne kraje, a nam nie wolno? I to ma być sprawiedliwość?!” Niemniej jednak. Polska (i praktycznie cała Europa) mogła liczyć na to, że w razie czego (czytaj: gdyby Rosji się jednak odwidziało udawanie, że się zmieniła) USA nam (Polsce łamane przez Europę [nie, nie zaliczam Rosji do Europy]) pomoże. I jeżeli mam być szczery, to można było być tego pewnym nawet w czasie, w którym administracja Obamy usiłowała doprowadzić do resetu w kontaktach z Rosją. Zresztą, wydaje mi się, dowodem wystarczającym do podparcia tej tezy jest to, że żadnemu krajowi Europy Zachodniej (a takowym jesteśmy my dla Rosji na ten przykład) „Druga Armia Na Świecie” nie zrzucała bomb na głowy. Podsumowując, było wiadomo-jak, ale stabilnie. 

No to teraz jest znacznie gorzej, niż „wiadomo-jak”, ale za to niestabilnie. No bo tak na pierwszy rzut oka teraz to wszystko wygląda lepiej, niż w czasach minionych, bo przecież jeżeli będziemy mieli powiązania gospodarcze, to Donald „Deal Maker” Trump nas nie zostawi na pastwę ruskich bomb i Drugiej Armii w Ukrainie, która z przyjemnością zabrałaby się za wynoszenie nam z domów różnych sprzętów (pralek, kibli, konsol i generalnie wszystkiego, co nie jest odpowiednio mocno przytwierdzone do podłoża). Do tego przynajmniej starają się nas przekonać nasi ukochani Trumpolacy. 

Tyle, że to są po prostu bzdury. No bo tak się jakoś składa, że jeżeli umawiasz się na coś z jakimś wielkim „deal-makerem”, który ponad wszystko stawia (bardzo prymitywny) rachunek ekonomiczny, to się może okazać, że ktoś, kto chce Ci zrobić na złość, kupi od deal-makera więcej bulbulatorów od Ciebie i to ten bogatszy kupiec wkradnie się w łaski Wielkiego Sprzedawcy Bulbulatorów. A jak się już w te łaski wkradnie, to się może okazać, że wszystkie Twoje umowy z WSB są już nieważne, bo ów sobie wymyślił, że mu się już nie opłaca z Tobą dogadywać. Gwoli ścisłości, już mi nawet nie chodzi o tę Rosję (choć ona miałaby znacznie więcej do zaoferowania USA od nas [już nawet J.D. Vance opowiadał o tym, że Rosja ma różne surowce naturalne/etc. i nie wydaje mi się, żeby po prostu chciał się pochwalić swoją wiedzą]), ale o to, że biorąc pod rozwagę optykę obecnej administracji USA – bogatsze kraje szybciej się z nimi dogadają. Tak się jakoś składa, że co prawda Polska jest już (chyba?) w G20, ale przed nami jest całkiem sporo innych krajów, które mają znacznie niższy numerek przy literce „G”. 


Z tego zaś wynika, że Michał Dworczyk, który w baaaardzo długim wątku na Eloneksie tłumaczył, że ta nowa strategia to jest w sumie dla nas nawet lepsza od tego, co było wcześniej, chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, że popadł w myślenie życzeniowe. No ale, Dworczyk i jego życzeniowe myślenie to jedno, ale to, co odwalił Radosław Fogiel, to już jest puszczenie się poręczy z prędkością podświetlną. 

Cóż takiego powiedział Fogiel? Ano między innymi wspomniał o tym, że w tej strategii to jest zawarte takie coś, że dzięki niej (uwaga cytuje): „Rosja osiągnie taki poziom stabilności, że nie będzie grozić swoim europejskim sąsiadom”. Bo wiecie, wystarczy tę Rosję wciągnąć w relacje gospodarcze, żeby Rosja zrozumiała, że nie opłaca się jej prowadzić wojen i wszczynać konfliktów, bo to będzie oznaczało poważne konsekwencje natury ekonomicznej. Ci sami ludzie będą nam tłumaczyć, że obecne działania Rosji to efekt po pierwsze, resetu Obamowego, po drugie działań Niemiec (które, przypominam, usiłowały Rosję wciągnąć w relacje gospodarcze/etc./etc. [nie zgadniecie poseł której partii niemieckiej mówił parę miesięcy dokładnie to samo i dlaczego chodzi o Tomasza Frolicha z AfD]) no i generalnie traktowania Rosji jak zwykłego partnera w relacjach międzynarodowych, a czasami wręcz uleganie jej. 


Nawiasem mówiąc, ja tu nie chcę bronić administracji Obamy, ale w tamtym czasie Rosja wysyłała sygnały (teraz już wiemy, że były one fałszywe), które można było interpretować tak, że z Rosją da się dogadać i że można z nią prowadzić normalne relacje. Teraz zaś politycy prawicy (uwaga będzie capslock): WIEDZĄC TO WSZYSTKO I PAMIĘTAJĄC O TYM, DO CZEGO DOPROWADZIŁ RESET tłumaczą, że tym razem na pewno się uda. Czemu tak twierdzą? Ano temu, że boją się nawet pomyśleć coś wbrew Donaldowi Trumpowi, z przyczyn, jak mniemam oczywistych. Powiedzieć, że mają w dupie nasz kraj, to jak nic nie powiedzieć. 

I jeżeli ktoś czytając (bądź oglądając) słowa Fogla pomyślał sobie, że „bardziej się nie da”, to taki ktoś nie miałby racji, albowiem wtedy, cały na walonkowo wchodzi Rafał Woś, który wpadł do króliczej nory znacznie głębiej od Fogla i Dworczyka razem wziętych. Jak przystało na opiniomat nierozerwalnie związany ze Zjednoczoną Prawicą, Rafał Woś musiał również popełnić tekst w obronie tej nowej strategii. Różnica między nim, a tymi poprzednimi ancymonami polega na tym, że Rafał Woś poszedł o krok dalej i zaczął wychwalać nierozszerzanie NATO. Pozwolę sobie na zacytowanie całego fragmentu, ale lojalnie uprzedzam, że należy to czytać przy otwartym oknie: 


"Zakończenie wrażenia, że NATO to sojusz, który musi stale się rozszerzać" - niejednego ten cytat może w pierwszej chwili zmartwić. Ale czy naprawdę przyjmowanie do Sojuszu kolejnych krajów byłego ZSRR zwiększa nasze polskie bezpieczeństwo? Czy może raczej prowadzi do eskalacji w relacjach z Rosją i grozi wprowadzeniem do NATO krajów, których lojalność może okazać się w momencie próby problematyczna?”. 



Po pierwsze, zerknijmy na sam koniec tego pięknego fragmentu. Moim zdaniem podobny argument mógł paść ze strony wszelkiej maści Rafałów Wosiów, zamieszkujących kraje będące członkami NATO w przededniu wstąpienia Polski do NATO. No bo czy sensowne jest przyjmowanie do NATO krajów byłego Układu Warszawskiego, których lojalność może się okazać w momencie próby problematyczna? 


Po drugie „czy naprawdę przyjmowanie do Sojuszu kolejnych krajów byłego ZSRR zwiększa nasze Polskie bezpieczeństwo” (żebyśmy nie mieli wątpliwości, tu chodzi o Ukrainę), pozwolę sobie na ponowne użycie capslocka; TAK ZWIĘKSZA. Im więcej NATOwskich krajów dzieli nas od Rosji, tym lepiej dla nas i rozumieć to powinien każdy, kto chce zabierać głos na temat polskiego bezpieczeństwa. Nawiasem mówiąc, gdyby nie kontekst, zabawne byłoby to, że Woś się produkuje na temat „krajów byłego ZSRR” podważając ich potencjalną lojalność, ale jakoś dziwnym trafem nie wspomina o tym, że „w momencie próby” znacznie większy problem z lojalnością miałyby Orbanowskie Węgry. No ale, Orban też jest MAGA, więc jego nie wypada krytykować. 


Po trzecie, to pamiętajcie, że my tego NATO nie możemy rozszerzać za bardzo, bo to będzie drażniło Rosję. Argumentu o Wosiach w krajach, które niejako przyjmowały nas do NATO już użyłem, więc teraz pora na inny. To miłe, że Rafał Woś zwraca uwagę na uczucia innych. Szkoda natomiast, że są to uczucia Rosji. Wosia nie obchodzi to, że być może „byłe kraje ZSRR” chciałyby wstąpić do NATO, bo wiedzą czym się może skończyć bycie zdanym na łaskę Rosji. Poza tym nie chciałbym być złośliwy, ale wydaje mi się, że od momentu, w którym Rosja zaatakowała Ukrainę NATO się powiększyło i mimo, że dzisiejszy Woś nazwałby to „eskalacją”, to ta eskalacja do niczego nie doprowadziła (tak samo, jak przekraczanie kolejnych nieprzekraczalnych granic, po przekroczeniu, których Rosja miała nam wszystkim „pokazać”). Być może jestem uprzedzony, ale ja tam na ten przykład w dupie mam uczucia Rosji w temacie rozszerzania NATO. 


Tak na sam koniec tych rozważań okołostrategiowych. Problem polega na tym, że nawet jeżeli za parę lat dojdzie do zmiany administracji w USA i nowa administracja powie, że ta Trumpowska strategia już nie obowiązuje, to będzie za późno. Tzn. będzie można cofnąć szkodliwe decyzje i naprawić relacje transatlantyckie, ale to w szerszej perspektywie nie zmieni tego, co się stało. Już tłumaczę w czym rzecz. Zrobię to na przykładzie tego, co PiS zrobił z Trybunałem Konstytucyjnym. Otóż PiS był pierwszą partią, która pokazała, że można sobie wytrzeć wiadomą część ciała orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego i w sumie absolutnie nic z tego nie wynika. Potem PiS już się tym nie musiał przejmować, bo przejął TK. Teraz zaś niektórymi wyrokami TK nie przejmuje się PO (bo całkiem słusznie traktuje TK jako PiSowską przybudówkę). Nawet jeżeli dojdzie do jakiegoś resetu konstytucyjnego i wszystkie partie się zgodzą na to, że brak bezpiecznika ustrojowego nie jest niczym dobrym i całą sytuację się połata, to z tego absolutnie nie wyniknie, że np. parę lat po takim „resecie” nie przyjdzie jakiś inny Jeszcze Bardziej PiS i znowu nie wytrze sobie wiadomej części ciała orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego.


Z relacjami transatlantyckimi jest podobnie. Nowa administracja może je naprawić, ale nie może zagwarantować, że po niej nie przyjdzie Jeszcze Bardziej Trump, który znowu będzie chciał wdrażać strategię „moje bogate ziomeczki first”. 


I na tym bym już chciał zakończyć, ale muszę pochylić się nad jeszcze jednym tematem. Co ciekawe temat ten był przeze mnie poruszany już dwukrotnie. Po raz pierwszy w roku 2013, a po raz drugi w 2017. Żeby tradycji stało się zadość, powinienem temu poświęcić osobną notkę, ale biorąc pod rozwagę moje „przestoje”, pewnie bym jej ostatecznie nie napisał. No ale, ad meritum, chodzi o pomysł wprowadzenia jednolitej ceny na nowe książki. 


Moja opinia na ten temat się nie zmieniła i uważam to za bardzo zły pomysł. O ile samą próbę uregulowania tego, co się u nas dzieje na rynku książki (jak duzi gracze traktują tych mniejszych/etc.) uważam za coś dobrego, to jednak próbę zabetonowania ceny nowych książek uważam za bardzo złe rozwiązanie, albowiem ostatnie, czego potrzebujemy to to, żeby książka stała się dobrem luksusowym. 


Może inaczej: jeżeli wprowadzenie jednolitej ceny książki będzie połączone z tym, że okładkowe ceny książek nie będą przypominały tych dzisiejszych, to taka zmiana ma szansę na to, żeby nie skończyć się źle. Jeżeli jednakowoż dzisiejsze ceny okładkowe nie ulegną zmianie i będziemy (jako czytelnicy) „skazani” na kupowanie nowych książek w cenach okładkowych, to ja co prawda nie jestem jakimś Wielkim Analitykiem, ale wnosząc po tym, czym się skończyło przeskoczenie z zerowego VATu na książki na 5%, wydaje mi się, że skończy się to hekatombą na rynku nowej książki (jeżeli ktoś jest ciekaw, jak to wyglądało wcześniej, to gdy pisałem notkę z 2013 udało mi się dotrzeć do danych o sprzedaży książek i „tąpnięcie” poVATowskie było bardzo widoczne). 


Pozwolę sobie na opisanie jednego kejsu. Jest sobie trylogia „Historia Komunizmu na Świecie” (która ma swoje wady, ale ja nie o tym teraz). Pierwszy tom („Kaci”) wydano u nas w 2021 roku i jego ceną okładkową było 99.90 złotych (kupiłem go „na świeżo” za 69 złotych, gdybym poczekał pewnie udałoby się kupić za połowę ceny). Drugi tom („Ofiary”) wydano w roku 2023 w okładkowej cenie 129,90. Tenże drugi tom kupiłem za 65 złotych (korzystając z jednego z pierdyliona programów lojalnościowych). Trzeci tom („Współsprawcy”) wydano w tym roku i ma cenę okładkową 159.90 (da się ją teraz dostać za jakieś 100 złotych). Innymi słowy, w przeciągu czterech lat, cena okładkowa książki (mają bardzo zbliżoną objętość) wzrosła o pi razy oko 60%. 


I ja wiem, że kalkulacja pewnie przebiega tak: jeżeli ktoś wydaje (będę łaskawy) np. 800 złotych rocznie na nowe książki, to po wprowadzeniu jednolitej ceny książki wyda ich tyle samo, ale po prostu kupi za to mniej nowych książek. I zupełnie pomija się tu ten drobny szczegół, że gdybyśmy „zamrozili” dziś cenę okładkową, to w przypadku wyżej wymienionej „Historii Komunizmu na Świecie” oznaczałoby to, że trzeci tom kosztowałby prawie 100 złotych więcej od drugiego. Czy tylko mnie się wydaje, że to jest dość duża różnica? Tak wiem, że w Polsce sprzedaje się nie tylko książki historyczne, ale różnica w cenie będzie pewnie proporcjonalna. Ta różnica może doprowadzić do sytuacji, w której część czytelników będzie „pożyczać” książki z różnych portali (w formie ebooka) albo kupować je z rocznym opóźnieniem (czyli wtedy, gdy ceny będą już o wiele bardziej przystępne ze względu na promocje). A wtedy osoby zainteresowane tym, żeby na rynku książki nic się nie zmieniało (i duzi gracze mogli dalej robić to, co robią teraz) pewnie pojawi się sporo głosów, z których będzie wynikać, że wszystkie wprowadzone zmiany są złe i trzeba je cofnąć, bo sami widzicie, co się dzieje na rynku „nowej” książki, kto to widział. 


I tym, w sumie nie wiem jakim akcentem kończę powyższa Ścianę Tekstu. 


Źródła:

https://wiadomosci.onet.pl/kraj/awarie-pociagow-newagu-hakerzy-ujawniaja-kto-stoi-za-celowymi-usterkami/g4hymmg

https://wiadomosci.onet.pl/krakow/skandal-na-kolei-newag-pozywa-hakerow-oraz-konkurencyjna-spolke-sps/h3rrs5m

https://oko.press/newag-hakerzy-dragon-sector-pociagi-impuls

https://wiadomosci.onet.pl/opole/kolejny-pociag-impuls-ulegl-dziwnej-awarii-poprzednie-naprawiali-hakerzy/pb08xtr

https://www.rynek-kolejowy.pl/wiadomosci/newag-pozywa-poslanke-pauline-matysiak-121539.html

https://wiadomosci.onet.pl/krakow/skandal-na-kolei-sad-odrzucil-pozew-newagu-przeciwko-poslance-partii-razem-chcieli/3pyvphb

https://x.com/PolaMatysiak/status/1981464641151639929

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/2279363,1,slapp-y-wiceministrowie-od-ziobry-zaplaca-z-wlasnych-pieniedzy.read


Ściany tekstu na temat Instytutu:

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2020/06/instytut.html

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2024/04/onuco-onuco-cozes-ty-za-pani.html?m=0

https://x.com/PiknikNSG/status/1982181673824399795

https://www.facebook.com/wsieciprawdy/posts/pfbid07uNdepp7RHfomWnYR9DQxMjjKEWXtPMHRKh7wqvX3mwWz2xfAHk26Vzwb7BjgdQAl

https://www.facebook.com/wsieciprawdy/posts/pfbid0myPBm8QRMQaxqtvqPpVZYmN1PmLVfXQkLFMXRTWo53qtnXw8BYPr8RUT2VbrDCtNl

https://wydarzenia.interia.pl/kraj/news-razem-odwiesza-pauline-matysiak-poslanka-zostala-ukarana-nag,nId,7875083

Jeżeli poniższy link wam wywali 404, to wrzućcie w gugla „Marcin Horała do dymisji”

https://lewica.org.pl/aktualnosci/7591-marcin-horala-do-dymisji

https://x.com/RafalWos/status/1998721023466946683

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2025-11-07/wyciagneli-karty-w-trakcie-glosowania-posel-z-razem-tlumaczy-decyzje/

https://www.rp.pl/polityka/art1012051-adrian-zandberg-ziobro-przed-trybunal-stanu-reka-nie-zadrzy

https://www.polsatnews.pl/wiadomosc/2025-11-09/tyszka-jest-ordynarnym-klamca-janusz-kowalski-reaguje-na-slowa-polityka-konfederacji/

https://oko.press/na-zywo/na-zywo-relacja/tyszka-janusz-kowalski-proponowal-mi-skorzystanie-z-funduszu-sprawiedliwosci

https://wiadomosci.gazeta.pl/polityka/7,198012,32389251,chodzmy-stad-to-sa-zlodzieje-kukiz-o-spotkaniach-u-ziobry.html

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/2257957,1,wszystkie-tasmy-mraza-kto-z-kim-rozmawial-na-co-sie-umawial-trzeba-w-to-brnac.read

https://x.com/MariaKurowskaPL/status/1995470696038764746

https://polskieradio24.pl/artykul/3615100,afera-funduszu-sprawiedliwosci-oswiadczenie-kurowskiej-i-szybka-odpowiedz

https://www.rmf24.pl/polityka/news-drugi-immunitet-romanowskiego-prokuratura-nie-wylaczal-mozli,nId,7653599

https://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-porazka-prokuratury-ws-zbigniewa-ziobry-liczne-bledy,nId,8048254

https://oko.press/donald-tusk-skrajny-populista-wypowiedzenie-europejskiej-konwencji-praw-czlowieka-moze-byc-calkiem-rozsadne

https://tvn24.pl/polska/europejska-konwencja-praw-czlowieka-adam-szlapka-polska-nie-ma-planow-jej-opuszczenia-st8722161

https://x.com/JNizinkiewicz/status/1983245972948869223

https://tvn24.pl/polska/incydent-berkowicza-w-ikei-mozna-usprawiedliwic-posel-konfederacji-odpowiada-st8732186

https://x.com/michaldworczyk/status/1996998674681942343

https://www.tvp.info/90473397/prezydent-ukrainy-wolodymyr-zelenski-zaprosil-karola-nawrockiego-do-kijowa-radoslaw-fogiel-gosc-poranka?

https://wydarzenia.interia.pl/felietony/news-pare-slow-prawdy-o-strategii-trumpa,nId,22497462

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2013/10/minister-zdrojewski-walczy-z-ksiazkami.html

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2017/03/czytelnik-minus.html

piątek, 3 października 2025

Brunatni w krainie amnezji - część druga

 W poprzedniej Ścianie Tekstu wspomniałem o tym, że skrajna prawica zaczęła się pomału dostosowywać do zmieniających się realiów. Wydaje mi się, że to odpowiedni moment, żeby przypomnieć, jak to jedna ze skrajnie prawicowych organizacji (Narodowe Odrodzenie Polski) usiłowała nagiąć prawo do swojej woli i inicjalnie się to tej organizacji udało. Chodzi o sytuację z 2011 roku, kiedy to NOP chciał sobie sądownie zastrzec symbole organizacji. I nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby nie wybór tychże symboli. Jednym z nich był zakaz pe*ałowania, a drugim (uwaga, tutaj potrzebny będzie capslock) KRZYŻ CELTYCKI. Tu słówko wyjaśnienia, nie chodzi o tzw. Wysoki Krzyż z Wysp Brytyjskich, ale o ściśle określony symbol, którego używają na całym świecie organizacje neonazistowskie.


Pora na drugie słówko wyjaśnienia: zatwierdzenie tych symboli oznaczałoby, że NOP mógłby zgłaszać do prokuratury „próby znieważania” tych symboli. Gdyby więc ktoś np. opublikował przekreślonego celtyka, to NOP mógłby zgłosić do prokuratury znieważenie symbolu organizacji i pewnie cała sprawa skończyłaby się w sądzie (a raczej sprawy, bo tego rodzaju sytuacji byłoby pewnie od cholery). Wydawać by się mogło, że w kraju tak doświadczonym przez działania austriackiego akwarelisty nikt przy zdrowych zmysłach nie zarejestrowałby celtyka, prawda? Tak samo, jak tego drugiego symbolu, bo jest on po prostu wulgarny i obraźliwy. 


Tak więc oczywiście, że sąd rejestrowy te symbole dopuścił. I nie, to nie było żadne przeoczenie i omyłka. Sąd oparł swoją decyzję na ekspertyzie, którą wykonało dwóch typów z Lublina. Typy tłumaczyły, że celtyk nie ma nic wspólnego z nazizmem, bo (uwaga, odstawić płyny): „metryka tego znaku sięga czasów Celtów i Słowian, a nawet ludów indoeuropejskich, gdy dla plemion tych znak okręgu z równoramiennym krzyżem symbolizował słońce, a później taka forma krzyża zyskała też akceptację Kościoła. Według nich dziś krzyż celtycki to dla większości skojarzenie z literaturą fantasy i Stonehenge, a nie neofaszyzmem.” (generalnie polecam cały artykuł, który wrzucę w źródła, bo tam te wyimki z uzasadnienia są po prostu tragikomiczne). Potem nastąpiło odwołanie RPO (prokuratura też się do tego wmieszała). Sąd kolejnej instancji miał to zbadać i sprawa otarła się również o Trybunał Konstytucyjny. Ostatecznie okazało się, że skoro NOP ma już jeden symbol (falanga), to nie można zarejestrować kolejnych i nie badano już zgodności tych symboli z RiGCzem. Zawiadowca NOPu zapowiadał zaskarżenie tej decyzji, ale o ile mi wiadomo, nic z tego nie wyszło. Tak więc, jeżeli ktoś kiedyś zastanawiał się nad tym, czym zajmowałaby się skrajna prawica, gdyby prawo było po jej stronie, to choć odpowiedź na to pytanie jest złożona, to próba zarejestrowania neonazistowskiego symbolu (i wiadomo jakiego zakazu) może stanowić część odpowiedzi. 


Ponieważ w tego rodzaju ścianie tekstu dość istotna jest chronologia, pozwolę sobie na przeskoczenie z tematu narodowców do tematu kiboli. O tym, że podejście społeczeństwa do kiboli (rozumianych jako osoby, które lubią się prać po pyskach dlatego, że ten drugi ma szalik innej drużyny) uległo zmianie, świadczyć może choćby to, kto wygrał wybory prezydenckie w 2025. Gdyby ktoś w 2010 roku głośno powiedział, że za 15 lat prezydentem zostanie człowiek, wywodzący się z kibolskiego środowiska, który brał udział w ustawkach, to taki ktoś zostałby wyśmiany. 


I w tym miejscu chyba warto sobie zadać pytanie „how the fuck did we got here?”. Wydaje mi się, że kluczowy do znalezienia odpowiedzi na to pytanie będzie rok 2011. Wtedy to bowiem partia Jarosława Kaczyńskiego jednoznacznie opowiedziała się po stronie kiboli. I ja rozumiem, że to było między innymi pokłosie tzw. „akcji widelec” (2008). Ta akcja polegała na tym, że policja zatrzymała od cholery ludzi (w tym przechodniów) w ramach walki z kibolami. I jak to bywa w przypadku naszego kraju, najpierw olewamy jakiś problem całymi latami (na ten temat się jeszcze za moment powymądrzam) i nie próbujemy walczyć z przyczynami jakiegoś zjawiska, a potem następuje gigantyczny overkill, który robimy po to, żeby pokazać, że „coś robimy”. W trakcie tej akcji policja podczas przesłuchiwania wymuszała zeznania. Tl;dr skończyło się to potem odszkodowaniami/etc. 


Nikogo, kto pamięta tamte czasy i to, jak potrafili się zachowywać kibole (demolowanie stadionów, pobicia przechodniów, demolowanie pociągów, rzucanie cegłami i brukowcami w autobusy/etc./etc.) nie dziwiło to, że absolutnie nikogo nie obchodziło to, że wtedy policja przegięła. Chciałoby się rzec „sorry, taki mamy klimat”. 


Ponieważ PiS w 2011 szukał jakichkolwiek sposobów na poszerzenie elektoratu (co nie powinno dziwić, bo porażka wyborcza w 2007 była bardzo dotkliwa) i padło na kiboli. O ile samo zwracanie uwagi na to, że policja w 2008 roku przegięła, nie było niczym zdrożnym, to już przedstawianie wszystkich kiboli, jako ofiary policji, było przegięciem i to srogim. Mizianie się z kibolami w 2011 w niczym PiSowi nie pomogło, bo porażka w wyborach parlamentarnych była również dotkliwa. 


Partia Jarosława Kaczyńskiego miała wtedy wybór: albo odpuszczamy ten temat, albo idziemy za ciosem. Oczywiście, PiS poszedł za ciosem. Nawiasem mówiąc, aż dziw bierze, że jeszcze nikt w poszukiwaniu dowodów na geniusz polityczny Jarosława Kaczyńskiego nie dokopał się do tego roku 2011 i nie zaczął tłumaczyć, że Kaczyński gra w szachy 5D, bo on już w tym 2011 roku zaplanował, kogo wystawi w wyborach prezydenckich w 2025 roku. Nigdy nie dowiemy się tego, czemu Jarosław Kaczyński w 2011 roku podjął taką, a nie inną decyzję, ale po tym, jak ją podjął, cały PiSowski agitprop ruszył z akcją ocieplania wizerunku kiboli. Wydaje mi się, że szczytowym osiągnięciem było przyrównywanie kiboli do Armii Krajowej (niestety, nie jestem w stanie tego oźródłować, bo pojawiło się to w jednym z numerów kwartalnika „Fronda” [autorem był ktoś z tzw. hipster prawicy, której przedstawicielami byli, między innymi Samuel Pereira i Dawid Wildstein], a screeny przepadły razem z zawartością starego lapka). Przekonywano nas do tego (np. klawiaturą i ustami Wojciecha Wybranowskiego), że kibole mają po prostu złą prasę i że tak właściwie to są spoko ziomki. Patrząc na te działania z perspektywy czasu, trzeba przyznać, że zakończyły się one spektakularnym sukcesem. 


Ja polską prawicę i jej działania obserwuje od dawna i mam świadomość tego, że na prawicy od jakiegoś czasu panuje niemalże doskonała próżnia intelektualna. Choć jest tam sporo ludzi z tytułami naukowymi, to jednak mowa tu o indywiduach pokroju Krasnodębskiego, Legutki albo Zybertowicza. Nie chciałbym być źle zrozumiany. Ja tym ludziom nie chcę odbierać tytułów naukowych. Mnie chodzi jedynie o to, że nawet ci z tymi tytułami już tak długo myśleli jednotorowo, że równie dobrze mogliby ich nie mieć, bo nie różnią się niczym od przeciętnego PiSowskiego konta agitacyjnego na Eloneksie.


Z prawicą jest również ten problem, że jej przedstawiciele (choć sami twierdzą, że jest inaczej) praktycznie nigdy nie myślą nad tym, jakie mogą być efekty ich działań. Tzn., może inaczej. Oni swoje działania postrzegają przez pryzmat tego, czy pozwolą im one dorwać się do władzy (to „dorwać” jest tu bardzo adekwatnym określeniem). Jeżeli dojdą do wniosku, że tak będzie, to będą coś robić i nie zastanawiają się nad tym, czy przypadkiem dane działanie nie będzie miało jakichś innych efektów. 


Dokładnie tak było w przypadku ocieplania wizerunku kiboli. W PiSie myślano jedynie o tym, że to jest elektorat, po który warto się pochylić. Nikt tam nie zastanawiał się nad długofalowymi efektami takich działań. No bo tak. Jak kibolem zostawał ktoś w latach 90, to tam nie było udawania, że w tej całej sprawie chodzi o coś więcej, niż lanie się po mordach z innymi kibolami i z policją. Ci ludzie doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że dla ogromnej części społeczeństwa są zwykłymi bandytami. Ujmując rzecz nieco inaczej: wiedzieli, że ich zachowanie nie jest społecznie akceptowalne, w efekcie czego całkiem spore grono kiboli „wyrastało” z radykalizacji. 


A teraz sobie wyobraźmy, że kibolem zostaje ktoś, kto jest utrzymywany w przeświadczeniu, że może i ktoś kiboli nie lubi, ale to dlatego, że jest lewakiem albo komunistą, zdrajcą (można stosować łącznie i zamiennie) i tak dalej, i tak dalej. Kibole są przedstawiani jako bohaterowie, którzy w razie czego będą chronić Polski przed różnymi zagrożeniami (genderem, elgiebetami, edukacją zdrowotną, niebiałymi ludźmi, lewakami, Unią Europejską, Zielonym Ładem, Ukraińcami i tak dalej, i tak dalej). Ja co prawda nie jestem psychologiem, a o rozwojówce mam pojęcie mocno takie sobie, ale śmiem twierdzić, że ciężko z czegoś takiego „wyrosnąć”. Czym innym jest sytuacja, w której gdzieś z tyłu głowy masz to, że zajmujesz się bandyterką, a czym innym taka, w której wpaja Ci się przez ileś tam lat, że jesteś bohaterem. A, no tak, i zapomniałem o najważniejszym. Kibole zarówno wtedy, jak i teraz trwali w przekonaniu, że przemoc jest naturalnym sposobem rozwiązywania sytuacji konfliktowych (jakichkolwiek). 


Choć jeszcze nie dotarliśmy do momentu, w którym większość społeczeństwa uważa kiboli za bohaterów, to już teraz jesteśmy na etapie, w którym sporej część społeczeństwa kibolska przeszłość Karola Nawrockiego nie przeszkadzała. Ta sama część społeczeństwa zaczyna traktować kiboli jako „zło konieczne”, no bo może i leją się po mordach, ale przynajmniej będą nas chronić przed innymi zagrożeniami. To, że kibolstwo jest praktycznie nierozerwalnie związane z gangsterką zostało skutecznie wyparte ze „świadomości zbiorowej”. Najpierw nas to szokowało, potem już newsy o kolejnych kibolach-gangusach były normą. A teraz już mało kogo to obchodzi. 


W trakcie kampanii prezydenckiej z lekkim zdziwieniem obserwowałem to, ile pozytywnych reakcji zebrało „świadectwo” jednego kibola. Otóż, gdy głośno się zrobiło na temat tego, że Karol Nawrocki brał udział w ustawkach, ruszyła machina propagandowa, której udało się przekonać wystarczającą część społeczeństwa do tego, że ustawki to w sumie honorowe zajęcie. Jednym z elementów składowych tej machiny były „świadectwa”. Otóż, zawiadowca jednego z dużych chuligańskich pejów (nie, tego nie oźródłuję dla zasady) przekonywał, że nie ma nic złego w takiej przeszłości, jak ta Nawrockiego. A poza tym, to on pochodził z biednej i przemocowej rodziny, został kibolem i potem go z tego wyciągnął (werble) Krzysztof Bosak, który jego i jemu podobnych edukował. Aż dziw bierze, że Krzysztof Bosak nie pochwalił się tym, że zajmował się streetworkingiem. 


Gdyby faktycznie było tak, że zawiadowca peja wyszedł z przemocowych środowisk, to można by mu tylko przyklasnąć, ale śmiem w to wątpić choćby dlatego, że prowadzi chuligański pej. Po drugie, rozumiem, że w przemocowe środowiska wpada się łatwiej jeżeli w domu jest przemoc, alkohol i generalnie warunki niesprzyjające poprawnemu rozwojowi. Niemniej jednak nie dam sobie wmówić, że pójście w chuligankę jest jedynym wyjściem z takiej sytuacji. A nie dam sobie tego wmówić, bo z racji tego, że wychowałem się na zadupiu, znałem całą kupę kiboli i ludzie ci pochodzili z bardzo różnych domów (nie byli reprezentantami wyłącznie „klasy ludowej”, choć redaktor Woś wszystkich nas by chciał do tego przekonać). Poza tym, nie jestem kretynem, działalność Krzysztofa Bosaka znam bardzo dobrze i pomysł, że były prezes (uwaga będzie znowu CAPS) MŁODZIEŻY WSZECHPOLSKIEJ miałby zajmować się wyciąganiem młodzieży z przemocowych środowisk przeciwdziałaniem radykalizacji wydaje mi się równie absurdalny jak to, że Ziemkiewicz potrafi robić research. 


Nad tą konkretną ścianą tekstu siedziałem długo (rzecz jasna chodzi tu o samo pisanie, bo najdłużej w limbo leżała notka o fantastyce), ale w tym momencie musiałem zrobić sobie dość długą przerwę, żeby zastanowić się nad tym „w którą teraz stronę”. Im bliżej jesteśmy bowiem „czasów obecnych”, tym więcej pojawia się wątków, które warto by było poruszyć, bo mają one wpływ na otaczającą nas rzeczywistość. Z jednej strony chciałoby się to opisywać w sposób chronologiczny – z drugiej, czasami konieczny jest Wielki Skok Naprzód (przepraszm, musiałem). I w tymże właśnie momencie za Wielką Wodą doszło do pewnego wydarzenia, które zapewne przeszłoby u nas bez echa, gdyby nie to, że polska prawica sprowadziła sama siebie do roli ekspozytury ruchu MAGA. Chodzi, rzecz jasna, o śmierć Charliego Kirka. 


Gdyby nie kontekst, zabawne byłoby to, że polska prawica (narodowcy w szczególności) zaczęła rozpaczać nad tym, że w tym USA, to jest już tak źle, że dochodzi do zabójstw politycznych. A byłoby to zabawne dlatego, że tam do przemocy (w tym zabójstw) motywowanych politycznie dochodzi raczej często i gdy parę miesięcy temu przedstawiciel skrajnej prawicy zabił polityczkę Partii Demokratycznej i jej męża (oraz poważnie zranił senatora tejże samej partii), a w aucie miał listę 70 osób (nie zgadniecie z której partii byli), jakoś tak nikt nie chciał uczcić pamięci ofiar minutą ciszy. No, ale to dygresja. 


W przypadku Charliego Kirka prawica przeżywała prawdziwy emocjonalny rollercoaster, bo najpierw winę za zło świata całego zrzucono na lewaków. Potem, gdy okazało się, że sprawcą był biały mieszkaniec Utah (choć gubernator tego stanu modlił się o to, żeby tak nie było), sprawa zrobiła się problematyczna. No, ale potem się okazało, że skoro sprawca był w związku z osobą transpłciową, to wszystko jest w porządku (w wymiarze narracyjnym), bo prawica znowu mogła przypisać sprawcę do kategorii „lewak”. O tym, że ta sprawa była o wiele bardziej złożona, zaś Robinson nie był ani lewakiem, ani prawakiem, porozmawialiśmy w ramach podkastu z Piotrem Wilkinem (link do odcinka w Źródłach znajdziecie), tak więc odpuszczę sobie opisywanie tego, bo to wymagałoby osobnej ściany tekstu. 


Dla nas kluczowy był moment, w którym prawica zaczęła się miotać narracyjnie (bo sprawca był biały/etc.) i bardzo się starała jakoś wybrnąć z narożnika, do którego się sama zagoniła. I znowuż z pomocą przychodzi nam nieoceniony Krzysztof Bosak, który napisał był wtedy na swoim Eloneksie: „Jeśli to prawda to wymaga to wyciągnięcia wniosków. Radykalizm lewicowy potrafi być niebezpieczny i popychać młodzież z dobrych domów do łamania prawa i nawet zbrodni. To dzieje się w USA, w Europie, rzadko bo rzadko, ale także w Polsce.”. Najbardziej mnie w powyższym fragmencie bawi ta młodzież „z dobrych domów”. Bo wiecie, gdyby sprawca nie był biały albo jego rodzice byli lewakami, to sprawa byłaby oczywista, a tak, trzeba się zastanawiać jak to możliwe, że lewicowy radykalizm biedaka dopadł. Wiadomo bowiem, że jeżeli doszło do aktu przemocy, to to musiał być lewicowy radykalizm, bo prawicowi radykaliści jeszcze nigdy nie dokonali żadnego aktu przemocy. 


Wpis był znacznie dłuższy i Bosak narzekał w nim również, a jakże, na antifę, która co prawda mówi, że walczy z faszyzmem, ale sama sobie wybiera kto jest faszystą (Ziemkiewicz pewnie pęka z dumy, że po 30 latach ktoś powtarza jego narracje). Natomiast rozłożyły mnie na łopatki dwa fragmenty. Pierwszy z nich: „Istnienie skrajnie prawicowego ekstremizmu nie jest powodem by przymykać oko na jego lewicowy odpowiednik.”. To może niech Bosak, no nie wiem, zacznie walczyć z tym prawicowym? Bo tak się jakoś składa, że jest za niego w dużej mierze współodpowiedzialny i przez lata jakoś mu on nie przeszkadzał (za moment przyniosę „paragony”). A teraz drugi fragment: „Ekstremizm zaczyna się tam gdzie pojawia się uznanie dla przemocy motywowanej politycznie, usprawiedliwianie jej, fascynacja nią, instruowanie do niej. Wszystkie te elementy są w tzw. ruchu ANTIFA.”. 


Kurde, nigdy się nie spodziewałem tego, że będę musiał napisać, że Krzysztof Bosak i jego otoczenie to część ANTIFY. Bo on i jego środowisko odfajkowują wszystkie wymienione punkty. Weźmy takie na ten przykład podpalenie tęczy z Placu Zbawiciela (tak, był to akt przemocy) w 2013 roku. Zaraz po tym, jak do tego doszło, Krzysztof Bosak był odpytywany przez jednego dziennikarza na okoliczność tego zdarzenia. Poniżej zamieszczę stenogram wystąpienia (niestety, niestety, link źródłowy do kanału YT kończy się komunikatem „ten film jest prywatny”):


Dziennikarz: Panie Krzysztofie, jak by pan określił tych, którzy podpalili tęczę na Placu Zbawiciela?

Krzysztof Bosak: Przypuszczalnie podpalaczami.

D: Bandyci? 

KB: To słowo byłoby uzasadnione, jeżelibyśmy ustalili, że podpalenie tęczy jest czynem kryminalnym. Natomiast, na ile mi wiadomo, ta tęcza miała być dawno temu rozmontowana, jej tam nie powinno już być. To była instalacja czasowa, która z niewiadomych przyczyn - podejrzewam inspirację ideologiczną - została przedłużona na bliżej niesprecyzowany czas(...)

D: Czyli nie bandyci?

KB: Nie użyłbym tego słowa. 

 
Czyli wicie rozumicie. Tęcza tam stała (zdaniem Bosaka) nielegalnie, tak więc podpalacze nie byli bandytami. Innymi słowy, odhaczamy „usprawiedliwianie przemocy”.  Teraz możemy przejść do połączonych punktów „uznanie dla przemocy i fascynacja ją”. Po tym, jak tęczę podpalono, jeden fotograf pykną fotkę płonącej tęczy, na tle której stał jakiś ziomek z biało-czerwoną flagą. Fotka ta została umieszczona na okładce czasopisma „Polska Niepodległa”. Czemu o tym wspominam? Ano temu, że na początku stycznia 2014 roku „Oddział Telewizyjny Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, przyznał nagrodę Polskiej Szabli Ułańskiej za „Najlepszą fotografię patriotyczną roku 2013” tejże właśnie fotografii. Ponieważ momentalnie zrobiło się na ten temat głośno, KSDP wystosowało oświadczenie, w którym tłumaczono, że na zdjęciu prawie nie widać tęczy i że ta nagroda została wręczona dlatego, że widać tam typa z flagą biało-czerwoną. 


Teraz możemy przejść do „instruowania do przemocy”. Przed państwem Konrad Berkowicz, który na swoim eloneksowym koncie napisał: „Instalacja tęczy na pl. Zbawiciela ma kosztować prawie milion złotych. Podpalenie jej około 100 zł. Nic nie sugeruję. Wskazuję tylko, ile co kosztuje.”. Wpis nadal wisi. Tak, ja też jestem zdziwiony tym, że idąc tokiem rozumowania Bosaka, polska prawica to ANTIFA. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że rdzeniem kampanii wyborczej Ruchu Narodowego w wyborach do Europarlamentu w 2014 były protesty przeciwko odbudowie tęczy. Bosak dorobił się nawet pięknej fotki z blokady, gdy odprowadzała go z niej policja.  


Skoro zaś już jesteśmy przy tej kampanii, to chyba warto wspomnieć o tym, że Witold Tumanowicz (obecny poseł z ramienia Ruchu Narodowego, były wiceprezes Młodzieży Wszechpolskiej) w jej trakcie wyprodukował plakat wyborczy, na którym macha drewnianą sztachetą (najprawdopodobniej Ruch Narodowy uznał, że kij baseballowy byłby za mało patriotyczny). Tumanowicz bardzo szybko przekonał się o tym, że nie był to najlepszy pomysł, bo złośliwcy (to nie ludzie, to wilki) przerobili plakat i zamiast sztachety, Tumanowicz machał na niej wielkim dildo. 


Chuliganka spod znaku narodowców udzielała się również w 2013 roku, kiedy zakłócali wykłady Magdaleny Środy, a potem Zygmunta Baumana. W przypadku tego pierwszego wykładu całą sprawę skomentował Ziemkiewicz, który stwierdził, że jemu to śmierdzi prowokacją, bo wchodzą sobie jacyś ludzie na wykład i nikt ich nie legitymuje (nie trzeba chyba wspominać o tym, że, owszem, byli legitymowani i nawet toczyło się tej sprawie postępowanie, ale prokuratura nie stwierdziła znamion czynu zabronionego). Twórczość Ziemkiewicza była o tyle zabawna, że Artur Zawisza (narodowiec, który miał potem problemy związane z jazdą po pijaku) tłumaczył mu, że błądzi, bo to naprawdę narodowcy. O ile w przypadku wykładu Środy łysa ziomberiada sobie poszła, gdy wyprosiła ich ochrona, to na wykładzie Baumana do opuszczenia sali skłoniła narodowców dopiero wizyta antyterrorystów. Jak skomentował to wyczulony na polityczny ekstremizm Krzysztof Bosak? Miło, że pytacie: „Nie uważam, żeby skandowanie okrzyków, z którymi ktoś się nie zgadza, było czymś nagannym. Ci, którzy chcą wyrazić swój protest mają prawo to zrobić. Wykład był otwartym wydarzeniem”.  Jak to było z tym usprawiedliwianiem przemocy, Wielce Szanowny Panie Krzysztofie? 


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty 

Zanim przejdę dalej, poczynię 88 (pun intended ze względu na tematykę) dygresję. Nie można odmówić narodowcom skuteczności retorycznej. W sytuacji, w której ich własne środowisko jest odpowiedzialne za ogromną liczbę aktów przemocy, udaje im się przekonać sporą część społeczeństwa do tego, że prawdziwym zagrożeniem jest mityczna ANTIFA (mityczna, bo choć organizacji antyfaszystowskich trochę jest, to jednak nie są oni w ramach jednej dużej organizacji, której jedynym czynnikiem spajającym jest zamiłowanie do dokonywanie aktów przemocy, jaką jest, no nie wiem, na przykład Ruch Narodowy). 


Jak już wspomniałem w poprzednich warstwach tektonicznych tej ściany tekstu, w 2011 PiS zrobił zwrot, chcąc pozyskać skrajnie prawicowy (chuligańsko-narodowy) elektorat. Jarosław Kaczyński sobie umyślił, że na prawo od PiSu nic już nie wyrośnie. Ktoś złośliwy mógłby w tym momencie napisać, że Genialny Strateg tak sobie to wszystko zaplanował, że aż wyhodował konfę (a w zasadzie dwie, bo przecież Braun ma swoją), przed którą teraz musi się płaszczyć (tak, wiem, teraz obie partie na siebie pohukują, ale jestem tak stary, że pamiętam wybory prezydenckie 2025 i to jak się wtedy zachowali Mentzen, Bosak i Wipler) Ponieważ zaś złośliwy nie jestem, napiszę jedynie tyle, że zwrot ten miał swoje odzwierciedlenie w coraz ostrzejszej retoryce używanej przez PiS. Owszem, od 2005 roku, gdy Tusk się pokłócił z Kaczyńskim dwie największe partie okładają się słownie i już wtedy nie wyglądało to zbyt pięknie. 


Potem było już tylko gorzej, aczkolwiek warto w tym miejscu zaznaczyć, że do momentu przejęcia władzy, Zjednoczona Prawica musiała się, siłą rzeczy, ograniczać jedynie do używania skrajnej retoryki (i stąd np. rzyganie rasizmem w 2015 roku), ale po przejęciu przez partię Kaczyńskiego władzy, zaczęto aktywnie chronić narodowców i kibolstwo przed konsekwencjami prawnymi. Przytoczę tylko kilka przykładów, bo gdybym chciał tu opisać kompletną listę, to ta ściana tekstu byłaby pewnie dłuższa od Jormunganda. 


Gdy 21 maja 2016 córka ówczesnej radnej z ramienia PiS, Anny Kołakowskiej, została zatrzymana przez policję za blokowanie Marszu Równości, Mariusz Błaszczak (ówczesny szef MSWiA) miał incydent kałowy i zarzucił policjantom stosowanie brutalnych metod. Gdy potem przeprowadzono w tej sprawie dochodzenie i okazało się, że wszystko odbyło się zgodnie z przepisami, Błaszczak swoich słów nie cofnął. Wiedzą powszechną było to, że Anna Kołakowska miała powiązania ze skrajnymi środowiskami prawicowymi. Jest to o tyle istotne, że ta sama radna rok później (maj 2016) powiedziała pod adresem Agnieszki Pomaski (zawsze przy okazji tej posłanki mam moment zawahania, bo nie wiem, czy jej nazwisko się odmienia), że: „to coś powinno się złapać i ogolić na łyso”. Wydawać by się mogło, że w sytuacji, w której tego rodzaju słowa padają z ust (czy też klawiatury) osoby mającej takie, a nie inne powiązania, prokuratura powinna to potraktować jako groźby karalne? Nic bardziej mylnego. Pomaska musiała wnieść subsydiarny akt oskarżenia, bo prokuratura dwukrotnie umarzała postępowanie w sprawie Kołakowskiej. 

 

Idźmy dalej. W 2017 narodowcy (z różnych organizacji, w tym z Młodzieży Wszechpolskiej) zorganizowali event, na którym wieszali podobizny europosłów. Prokuratura znowu nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego. Tak, jak w przypadku posłanki PO wniesiono w tej sprawie subsydiarny akt oskarżenia. Skończyło się wyrokiem w 2023 (który został utrzymany w 2024). Choć sędzia skazała organizatorów eventu, to jednak stwierdziła, że samo umieszczanie podobizn polityków w tym przypadku mieściło się w granicach debaty publicznej. No dobrze, ale co na ten temat miał do powiedzenia walczący z politycznym ekstremizmem Krzysztof Bosak?  „to był happening (…) Nie ma się czego wstydzić. Happeningi są mniej lub bardziej udane, ten się bardzo mocno przebił w mediach, więc można go zaliczyć do udanych.”. 


Jakby to powiedział Michał Rachoń: Jedziemy dalej. W 2017 roku odbył się tzw. Marsz Niepodległości, na którym pojawiły się, no nie uwierzycie, rasistowskie hasła i neonazistowska symbolika. Ponieważ to nie był rok 2015, policja już wiedziała, że nie powinna interweniować. Sam Mariusz Błaszczak powiedział, że „policja nie miała powodów do interwencji. Tłumaczył, że transparenty niesione przez uczestników marszu niekoniecznie były niezgodne z prawem, bo nie musiały wcale nawiązywać do faszyzmu czy rasizmu (…) Pytany o hasło „Europa tylko biała”, przekonywał, że „skojarzenia [dotyczące tych słów] mogą być różne”. Tak, w tym haśle zapewne chodziło o to, że przed zmianami klimatycznymi w Europie było w zimie dużo śniegu i dlatego była biała. Gdy zrobiło się o tym głośno, PiSowska prokuratura postanowiła, że jednak się nad tym pochyli, ale, co za szok, ostatecznie nikomu nie postawiono żadnych zarzutów. 


Pamiętacie materiał TVN o urodzinach pewnego austriackiego akwarelisty? Tam co prawda prokuratura zadziałała (bo nie miała wyjścia), ale równolegle media Karnowskich wrzuciły w przestrzeń publiczna dezinformację (wspierały te media inne media rządowe). Otóż, to nie było tak, że ci ludzie sami z siebie te urodziny zorganizowali. Nic z tych rzeczy, to wszystko było ustawką TVNu. Portal wPolityce opublikował na ten temat mniej więcej tyle artykułów, ile ruscy wysyłają dronów w trakcie ataków na Ukrainę. Co ciekawe, wzmagał się na ten temat również Joachim Brudziński (ówczesny szef MSWiA). Parę lat później portal wPolityce opublikował informację o tym, że organizatorzy wiadomych urodzin zostali skazani i oczywiście nie zająknięto się w artykule na temat „dziennikarskiego śledztwa”, z którego miało wynikać, że to ustawka. 


Ale tu jest jeszcze ciekawiej, bo TVN wytoczył Karnowskim proces. W 2022 roku sąd orzekł, że z tymi urodzinami to było tak, że to jednak nie była ustawka. I wtedy stała się rzecz niesłychana. Karnowscy (tzn. wiem, że to akurat był Jacek Karnowski, ale to żadna różnica) nie złożyli apelacji. Czemu? Na pewno nie miało to żadnego związku z tym, że nie było żadnego śledztwa dziennikarskiego, bo media Karnowskich nie zatrudniają dziennikarzy. Tutaj co prawda nie mieliśmy do czynienia z obroną narodowców przez prokuraturę, ale za to PiSowski agitprop próbował ludziom wmówić, że to nie tak, że w Polsce są naziole. Nic z tych rzeczy. Po prostu ktoś ich zmanipulował i kazał im to zrobić. O tym, że ABW usiłowało przypiąć dziennikarzowi, który przeniknął do nazioli propagowanie ustrojów totalitarnych za to, że hejlował razem z naziolami, wspominać nie trzeba, prawda? Tak samo, jak o tym, że cała masa prawicowców tłumaczyła, że oni by nigdy nie hejlowali (ale nie wiem, czy tak samo oburzony byli Winnicki i Wybranowski). Zanim ktoś będzie heheszkował z tego, że to Karnowscy i kto im tam uwierzy, pozwolę sobie użyć anecdaty, no na przykład mój mieszkający na wsi wujek w to uwierzył i coś mi mówi, że nie był on jedyną osobą, która dała wiarę tym „ustaleniom”. 


Nie można w tym miejscu nie wspomnieć o tym, do czego doprowadziła PiSowsko-kościelna nagonka na elgiebety. Gdy w Białymstoku odbył się pierwszy Marsz Równości (20 lipca 2019), prawie doszło tam do pogromu. W sytuacji, w której dokonania skrajnej prawicy zostały uwiecznione na filmach, chyba nikt nie powinien mieć wątpliwości w kwestii tego, co tam zaszło? Ówczesny (tak, mam świadomość tego, że słowo „ówczesny” pojawia się w tej ścianie tekstu częściej niż „dygresja”) zastępca szefa publicystki TVP Info, Daniel Liszkiewicz, miał inne zdanie na ten temat i dowodził (spowalniając filmik), że (werble) doszło tam (werble, ale dwa razy głośniej),  do ustawki. Wyroki skazujące (np. za złamanie obojczyka jednemu z uczestników Marszu Równości) nie skłoniły pana Daniela do usunięcia wpisu z Twittera. Tak samo, jak zachowanie skrajnej prawicy nie skłoniły arcybiskupa Jędraszewskiego do ogarnięcia bajery, bo niecałe dwa tygodnie później był on łaskaw wydalić z siebie słowa o „tęczowej zarazie”. 


Tego było znacznie więcej, ale na tym poprzestanę. Zjednoczona Prawica nie zeszła z raz obranej drogi i gdy tylko mogła albo pomagała skrajnej prawicy umarzając postępowania (które kończyły się czasem wyrokami skazującymi po wniesieniu subsydiarnych aktów oskarżenia tylko i wyłącznie dlatego, że partii Kaczyńskiego nie udało się zrobić z sądami tego, co z prokuraturą), albo wmawiając suwerenowi, że „to wszystko nie jest takie jednoznaczne”. PiSowi bardzo zależało na dobrych relacjach z narodowcami tak bardzo, że po prostu kupili część z nich milionami ze środków publicznych. Pamiętacie może godną Jaruzela przemowę Kaczyńskiego, który wzywał aktyw partyjny do „obrony kościołów”? Do kogo była skierowana ta odezwa? Tak, wiem, oficjalnie do „popierających PiS”, ale w praktyce odpowiedzieli na nią głównie narodowcy i kibole. Nawiasem mówiąc tylko prawdziwy geniusz i prawdziwie wielki mówca mógł w jednej „odezwie” opowiadać o tym, że protesty przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego są złe, bo jest covid i że zakazane są zgromadzenia powyżej 5 osób, a zaraz potem wezwać do tłumnej obrony kościołów.


Pomału chciałbym zmierzać w stronę wniosków końcowych (acz mam świadomość, że pewnie mógłbym to zrobić jakieś 30 tysięcy znaków temu), ale trzeba wspomnieć jeszcze o paru rzeczach. Jedną z nich jest to, że za rozrośnięcie się skrajnej prawicy i przesunięcie kredensu debaty w prawo, nie odpowiada wyłącznie Genialny Strateg. Współodpowiedzialne są również media, które w pogoni za zasięgami publikowały wszystko, co się dało. Zapewne redaktorzy nie mieli sobie nic do zarzucenia, bo gdy widzieli, że publikowane przez nich treści (cytaty/etc.) wywoływały oburzenie, przekonywali sami siebie, że skoro tak, to nic się nie stało. Tyle, że to oburzenie (ze wszechmiar słuszne) to tylko jedna strona medalu. Drugą jest to, że w ten sposób skrajne poglądy weszły do mainstreamu. No bo (będę łaskawy) niech będzie, ze 90% odbiorców się oburzało na daną wypowiedź (teraz to nierealne ze względu na polaryzację, bo „naszym” zawsze wolno więcej niż „onym”). Pozostałe 10% dojdzie do wniosku, że skoro tego rodzaju wypowiedzi pojawiają się na mainstreamowych portalach, to znaczy, że „już można”. 


To zaś prowadzi do punktu drugiego, który już sygnalizowałem. Debata publiczna jest dzisiaj bez porównania „ostrzejsza” od tej, z którą mieliśmy do czynienia w „najntisach” i na początku XXI wieku. I ja wiem, że cała masa prawicowców stara się nas wszystkich przekonać do tego, że kiedyś to były czasy, a teraz to nie ma czasów, ale to są bzdury. Każdemu, kto chciałby o tym podyskutować pragnę przypomnieć, że w 1991 roku można było wylecieć ze stołka wiceministra za wygadywanie bzdur na temat AIDS (że to „choroba grzechu”) i nazywanie elgiebetów dewiantami. Obstawiam, że w latach 2015-2023 za podobną wypowiedź można by było dostać jakieś odznaczenie od Czarnka, a Gazeta Polska pewnie wypuściłaby jakieś naklejki w obronie osoby, która wygadywałaby tego rodzaju bzdury. Gdyby istniało coś takiego, jak „cancel culture”, to osoby pokroju Jakiego, Mentzena, Berkowicza, Mateckiego i wielu, wielu innych nie miałyby szans na uzyskanie jakiegokolwiek mandatu, bo nawet gdyby dostali biorące miejsca na listach, to suweren głosowałby na innych „po złości”. 


I ja rozumiem, że ktoś może podnieść argument, że z dwojga złego, to już chyba lepiej, że mamy „jedynie” zaostrzoną debatę (czyli przemoc symboliczną) zamiast tego, co się działo w latach 90, bo przecież taka zwyczajna przemoc jest gorsza od przemocy symbolicznej. Tyle, że ten argument nie ma większego sensu, bo na końcu tej przemocy symbolicznej zawsze znajduje się „zwykła” przemoc. Co zresztą było widać przy okazji spędu Sebixów przy granicy. Równolegle Zjednoczona Prawica i konfa robiły nagonki na „kolorowych”. To chyba dobry moment na to, żeby pokazać jak bardzo wykrzywiona jest polska debata. Matecki publicznie chwalił się tym, że latają dronem za jakimś randomowym typem (wpis nadal wisi). Czy polskie media się tym zainteresowały? A gdzie tam. A teraz sobie wyobraźmy, co by było, gdyby Adrian Zandberg pochwalił się na Eloneksie tym, że lata dronem za jakimś deweloperem. Ta, choć krótkotrwała, histeria sprawiła, że np. w Częstochowie 26 lipca 2025 30 letni kibol Rakowa ugodził nożem obywatela Zimbabwe („staremu” kibolowi towarzyszył 17-letni kibol). Na pewno nie miało to żadnego związku z tym, że 22 lipca tegoż samego roku odbyły się protesty „przeciwko migracji”, w których brali udział kibole Rakowa. 


Gdy dzieją się tego rodzaju rzeczy, prawica nie potrafi zareagować tak ostro, jak wtedy, gdy ktoś na proteście przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego użyje wulgaryzmu. Walczący z ekstremizmami Krzysztof Bosak też jakoś się nie kwapi do krytyki. Rzecz jasna, gdy zostanie pociągnięty za język przez dziennikarza, to wtedy się okazuje, że to nie ich (prawicy) wina i że im nie o to chodzi. Tylko, że jakoś tak się składa, że to są prawie zawsze te same środowiska. Mimo tego, prawicowi „badacze” w rodzaju Marcina Palade domagają się tego, żeby ANTIFĘ w Polsce uznać za „organizację terrorystyczną”. Gdyby nie kontekst byłoby całkiem zabawne, że gdyby ktoś Palade powiedział „ok, zróbmy tak, ale równolegle uznajmy za organizacje terrorystyczne te organizacje kibicowskie, których członkowie mają wyroki za pobicia, albo powiązania z Przestępczością Zorganizowaną/etc.”, to pewnie Pan Marcin eksplodowałby z oburzenia i stwierdził, że to jakieś bolszewickie metody. 


Zjawiskowe jest to, że ci sami ludzie, którzy zło świata całego przypisują mitycznej ANTIFIE, to już przestępstw dokonanych przez kiboli, narodowców/etc. nie są w stanie jednoznacznie przypisać do żadnej „strony” politycznego sporu i do żadnej organizacji. To są po prostu jakieś przestępstwa, które się „dzieją” w oderwaniu od jakichkolwiek realiów. Prawica jest pod tym względem stała w uczuciach, bo Ziemkiewicz taką narrację narzucał już trzydzieści lat temu. Poza tym, trzeba pamiętać o tym, że prawica już dawno postawiła znak równości między Marszami Równości i rozbijaniem tych marszów. Aczkolwiek to chyba nawet tak nie do końca, bo Marsze Równości to zło, tak więc rozbijanie, blokowanie tychże nie może być złe, prawda? Zresztą, chciałbym w tym miejscu przypomnieć, że polska prawica nieironicznie używa określenia „homoterroryzm”, tak więc nie oczekujmy od nich zbyt wiele. 


Najbardziej mnie męczy to, że jako społeczeństwo (a już w szczególności tyczy się to ludków wychowywanych wiadomo w jakich latach) niby jesteśmy tego świadomi, ale gdy Bosak albo inny Mentzen zaczyna nam machać przed oczami hasłem „ukraina”, „migrant”, „niebiały człowiek”, to się nagle okazuje, że zamiast zastanowić się nad tym „co jest grane” wierzymy, że konfiarze łamane przez narodowcy łamane przez kibole po prostu dbają o nasze bezpieczeństwo. No może i nas ganiali w tych najntisach, może i zachowywali się brutalnie i napadali ludzi na ulicach, ale tu na pewno chodzi o to, że oni po prostu mają Polskę w sercu, bo przecież rok rocznie chodzą na tzw. Marsze Niepodległości. Zanim ktoś powie „ej, no ale przecież to nie są ci sami, którzy ganiali obecnych 40 latków:. I owszem, to nie są „ci sami” ludzie, ale „tamci” ludzie właśnie wychowują swoje dzieci i chyba nie ma wątpliwości w kwestii tego, jakie wartości im wpajają. 


Wydaje mi się, że jednym z największych kłamstw, które część mojego pokolenia (daje sobie +10 do starości za użycie związku frazeologicznego) sobie wmówiło to to, że skrajnym środowiskom faktycznie chodzi o „innych”. No bo co mnie obchodzi, że będą ganiać jakichś tam Ukraińców, migrantów albo w ogóle niebiałych ludzi. Przecież nie należę do żadnej z tych grup. No może czasami zaczepią nie tych, co trzeba, no ale, jak to powiedział cytowany przeze mnie wcześniej komendant policji „chłopaki się pewnie pomyliły”. No może i chcą tłuc elgiebety, ale to też trochę wina tych drugich, bo przecież „się obnoszą”. Do wszystkich, którzy wychodzą z podobnego założenia, mam jedno pytanie: co powstrzyma skrajnie prawicowe środowiska przed rozszerzeniem zakresu pojęciowego „zagrożenia”, przed którym mają rzekomo chronić Polskę i Polaków? Np. na działaczy partii lewicowych. No bo przecież wiadomo, że lewaki to też są takie i owakie, a Zandberg to miał kiedyś koszulkę z Marksem, więc wypadałoby go za to pociągnąć do odpowiedzialności, prawda? A może zaczną ganiać mężczyzn z długimi włosami (tak, jak to te środowiska robiły nie tak dawno temu)? 


Każdemu, kto chciałby mi w ty miejscu zarzucić, że zmyślam, chciałbym przypomnieć, że polska prawica prowadziła sobie swego czasu coś takiego jak „Redwatch”. Była to sobie taka strona, na której skrajna prawica doxxowała ludzi, których nie lubi. Mógł to być lewicowy dziennikarz, feministka studiująca socjologię, działacz elgiebet albo np. uczeń liceum, który pomógł sprzątać kirkut. Na stronie bardzo było sporo informacji np. na temat tego, gdzie można znaleźć daną osobę (pamiętam, że opisano tam dość dokładnie, którymi pociągami jeździła jedna osoba [gdzie wsiadała, gdzie wysiadała i o której porze nimi jeździła], czasami były też informacje, że jakby co to na tego czy owego trzeba uważać, bo może nie dać się łatwo obić. W kontekście tego, co w latach 2015-2023 wyrabiała Zjednoczona Prawica na ironię zakrawa fakt, że po raz pierwszy za tych polskich naziolków (gwoli ścisłości, tu nie było najmniejszych wątpliwości co do przynależności autorów strony) wzięła się wtedy prokuratura zawiadywana przez Ziobrę. Co prawda autorzy tej strony poszli siedzieć, to jednak potem stronę prowadził ktoś inny. Ja bym bardzo chciał, żeby to były moje wymysły, ale tak niestety nie jest. Osobną kwestią jest zaś to, że z tą „wiarą” w dobre intencje skrajnej prawicy, to jest trochę tak, jak gdyby ktoś przeczytał „Pamiętnik znaleziony w Licheniu” Ahmeda Goldsteina i i po lekturze doszedł do wniosku, że: „tak, to jest kierunek, w którym powinniśmy zmierzać”.


Zazwyczaj tego nie robię, ale tym razem zrobię wyjątek. Będzie to anecdata, ale dodam na jej początku PDK, albo „kto wie, ten wie”. Otóż, jakiś czas temu okazało się, że na wewnętrznym komunikatorze jednej z lewicowych partii, pewien lewicowy polityk (który powinien wiedzieć lepiej bo też doskonale pamięta najntisy) tłumaczył, że może i faszole na granicy zachowują się tak, a nie inaczej, ale nie ma co się na nich skupiać, bo ważniejsze są słupki poparcia. I wiecie, ja rozumiem, że słupki poparcia są istotne, ale wydaje mi się, że te słupki nie będą tak bardzo istotne w momencie, w którym skrajna prawica uzna, że pora zacząć walczyć z lewicowym zagrożeniem i np. zacznie wjeżdżać na spotkania partyjne (tak, jak wcześniej wjeżdżała na wykłady), zastraszać uczestników tychże spotkań albo je po prostu zagłuszać (Bąkiewicz ma wprawę, bo w 2021 zagłuszał prounijny więc PO). Uleganie tym środowiskom sprawia, że Krzysztofy Bosaki publicznie mówią rzeczy, za które jeszcze nie tak dawno temu zostaliby wyśmiani (domaganie się uprawień dla prawicowych bojówek/etc.).


Wspomniałem przed momentem, że dla prawicy (aczkolwiek nie tylko dla niej, bo spora część dziennikarzy w naszym kraju cierpi na tę samą przypadłość), każde przestępstwo, pobicie, podpalenie/etc., którego sprawcą jest ktoś prawicowy to „osobny przypadek”. Dla mnie to  jest coś w rodzaju harcownictwa. Skrajnie prawicowe organizacje sprawdzają w ten sposób na ile sobie mogą pozwolić. Jeżeli będziemy im jako społeczeństwo ulegać albo, co gorsza, chwalić ich za „branie sprawy w swoje ręce” (jak to zrobiła pewna lewicowa posłanka) to możemy się obudzić w rzeczywistości, w której skrajna prawica będzie nas trzymała za mordę. Rzecz jasna nie wszystkich i nie od razu, bo zacznie się od „wrogów”. 


Nikt, kto pamięta lata 2015-2023 nie może liczyć na to, że w razie czego państwo nas ochroni przed skrajną prawicą. Może inaczej: teraz nas może ochronić (nie tak skutecznie jak powinno, ale jednak). Jeżeli po kolejnych wyborach rządzić będzie nami koalicja PiSu i konfy (albo PiSu i dwóch konf), to nie będziemy mogli liczyć na żadne wsparcie ze strony państwa, bo państwo będzie skrajną prawicą. I nie trzeba jakoś specjalnie wysilać mózgownicy, żeby odgadnąć, w którą stronę to wszystko pójdzie. W latach 2015-2023 Ziobrokratura (ale też MSWiA) robiła co mogła, żeby chronić skrajną prawicę przed konsekwencjami prawnymi. Jedynym bezpiecznikiem, który nie został do końca rozjechany przez PiS były sądy, ale Jarosław Kaczyński praktycznie zaraz po tym, gdy okazało się, że Morawiecki jednak nie zbierze większości powiedział, że jeżeli jeszcze raz wygrają, to zrobią ze wszystkim porządek i tym razem sądy się nie ostaną.


Działający w latach 2015-2023 mechanizm już opisałem, ale przypomnijmy: jeżeli skrajny prawicowiec czemuś zawinił, to w pierwszej kolejności uruchamiano chłopców i dziewczęta od Zbyszka Umarzatora (sprawa Kołakowskiej, narodowców wieszających zdjęcia polityków/etc.). Jeżeli sprawy nie dało się umorzyć ze względu na „ciśnienie” społeczne, to wtedy co prawda prokuratura wszczynała postępowanie, ale okazywało się, że nikomu nie można niczego „przypiąć” (sprawa neonazistowskiej symboliki i rasistowskich bannerów z tzw. Marszu Niepodległości). Jeżeli tak też się nie dało (bo np. cała Polska widziała naziolków świętujących urodziny austriackiego akwarelisty albo pobicia na Marszu Równości w Białymstoku), to trzeba było kogoś oskarżyć i sprawa ostatecznie lądowała w sądzie. Równolegle jednakowoż uruchamiano kampanie dezinformacyjne, z których miało wynikać, że „to nie jest takie jednoznaczne” (prawda, panie Liszkiewicz i panie Karnowski?). I owszem, w tych nielicznych przypadkach, w których nie dało się „ochronić” skrajniaków zapadały wyroki skazujące, ale jeżeli sądy zostaną przejęte przez PiS, to będą działać jak prokuratura i wyroków skazujących może nie być. Zaś równolegle suwerenowi się będzie tłumaczyło, że to wszystko wcale nie jest takie, jak nam to lewaki przedstawiały. 


Tak wiem, są te wszystkie trybunały zagramaniczne, które mogą potem skrytykować PiS za takie, a nie inne działania i nałożyć kary, ale  po pierwsze taka procedura trwa, a po drugie, pamiętajmy o tym, że Trybunał Przyłębski orzekł wyższość polskiego prawa nad tym złym zagranicznym, więc tak na dobrą sprawę Jarosław (albo jego następca) będzie mógł powiedzieć, żeby sobie w tych obcych językach komu innemu dupę zawracały te trybunały ze Zgniłego Zachodu.


Najbardziej dołujące w tym wszystkim jest to, że gdy te rzeczy się już będą działy i gdy naprawdę będzie już nieciekawie, to wtedy podniosą się głosy dziennikarzy i części społeczeństwa, że co prawda dzieją się rzeczy straszne, ale przecież nikt nie mógł tego przewidzieć. I jestem przekonany o tym, że ci ludzie będą to mówić/pisać całkowicie szczerze. Ci sami ludzie, również całkowicie szczerze dziwują się temu, co teraz się dzieje w USA, gdzie Trump razem ze swoim otoczeniem właśnie stara się (całkiem skutecznie) wziąć za pysk cały kraj. I żadnej z tych osób (chodzi tu głównie o osoby, które uważają się za dziennikarzy) nie przyjdzie do głowy to, że jeżeli Zjednoczona Prawica wróci kiedyś do władzy (samodzielnie, bądź też z konfą/konfami), to scenariusz będzie identyczny. I już nawet nie chodzi o to, że Zjednoczona Prawica i konfa same siebie sprowadziły do roli ekspozytury ruchu MAGA na Polskę, ale o to, że podwaliny pod przyszły zamordyzm PiS kładł przez osiem lat swoich rządów. No ale po co się zastanawiać nad tym, co się stanie i po co bawić się w jakiekolwiek prognozy,  po co w jakikolwiek sposób skomentować wypowiedzi Bosaka, który postulował nadawanie praw bojówkom, po co w ogóle pamiętać o tym, czym od wielu lat zajmuje się skrajna prawica? Po co robić to wszystko, skoro o wiele mniejszym wysiłkiem intelektualnym jest „dziwienie się”. I tak, jak w trakcie pandemii bujaliśmy się na falach zachorowań, tak teraz będziemy się bujać na falach „zdziwień”. 

  
 
I na tym zakończę powyższą ścianę tekstu. Nie mogę napisać, że to jest „pesymistyczny” akcent, bo niestety akcent jest ze wszechmiar „realistyczny”. Mogę na sam koniec dodać, że jest to chyba najdłuższy poświęcony jednemu tematowi. Dodam również, że z jednej strony dawno już żaden temat mnie tak bardzo nie wymęczył, a z drugiej, dawno już nie miałem tak dużej wewnętrznej potrzeby do pochylenia się nad jakimś tematem. Chciałbym móc napisać, że mam szczerą nadzieję, że za kilka lat wszyscy będziemy się mogli śmiać i dojść do wniosku, że wszystko, co napisałem powyżej możemy spiąć klamrą „czarnowidztwo”, ale niestety tak nie jest. Mogę jedynie napisać, że jeżeli będziemy mieli ogromne szczęście, to „może się uda”, ale to jest jedyna pociecha, którą mogę wam zaoferować.  


Źródła:

Rejestracja Celtyka i Zakazu (wiadomo czego):

https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/sad-dopuscil-kolejne-symbole-nop-min-krzyz-celtycki,42175.html

Rzecznik Praw Obywatelskich złożył potem apelacje:

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/589650,sad-ponownie-zbada-czy-zarejestrowac-symbole-nop-w-tym-zakaz-pedalowania.html

Ostateczna odmowa rejestracji:

https://wiadomosci.wp.pl/sad-odmowil-nop-rejestracji-m-in-zakazu-pedalowania-6032732800332929a

https://edition.cnn.com/2025/06/14/us/minnesota-shootings-manhunt-vance-boelter-invs

https://thehill.com/homenews/state-watch/5502257-utah-governor-spencer-cox-trump/

https://www.facebook.com/Podkast.Dezinformacyjny/posts/pfbid02kF6xWMykTnH4C8UuuiHSsyLWFFpcSDBMwLBqW8LtfP5MRAJZtjRXnTSnVCRFEKDkl

https://polskieradio24.pl/artykul/1983486,poszkodowani-w-akcji-widelec-mowia-dosc-setki-tysiecy-zlotych-odszkodowan

Moja notka o podpaleniu tęczy:

https://piknik-na-skraju-glupoty.blogspot.com/2014/01/katolicka-pogarda.html

https://www.ksd.media.pl/aktualnosci/1762-nagroda-za-najlepsza-fotografie-patriotyczna-roku-2013

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,34862,15788726,liderzy-narodowcow-zatrzymani-i-od-razu-wypuszczeni-po-awanturze.html

https://natemat.pl/100955,kandydat-ruchu-narodowego-nawoluje-do-przemocy-zdjecie-ze-sztacheta-i-pogonimy-barroso-schultza-i-lewandowskiego

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/713420,narodowcy-na-wykladzie-profesora-baumana-na-sale-musieli-wkroczyc-antyterrorysci.html

https://wyborcza.pl/7,75398,13458054,ziemkiewicz-zadymy-na-wykladach-smierdza-mi-prowokacja-zawisza.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/691050,jest-postepowanie-w-sprawie-wykladu-srody-na-ktory-wdarli-sie-narodowcy.html

https://www.rp.pl/kraj/art5471301-nikt-nie-odpowie-za-zaklocenie-wykladu-prof-srody-dochodzenie-umorzone

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/713420,narodowcy-na-wykladzie-profesora-baumana-na-sale-musieli-wkroczyc-antyterrorysci.html

https://www.wprost.pl/kraj/406751/krzysztof-bosak-nie-jestesmy-faszystami-szanujemy-demokracje.html

https://wiadomosci.wp.pl/zawisza-bezkarny-byly-posel-pis-mimo-zakazu-nadal-jezdzi-autem-6890220696533600a

https://www.wprost.pl/kraj/10007734/blaszczak-ocenia-sposob-zatrzymania-corki-radnej-pis-to-jest-nieakceptowalne.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/957653,po-niech-blaszczak-przeprosi-policjantow-za-krytyke-po-zatrzymaniu-corki-radnej-pis.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/1389520,trzeba-to-cos-zlapac-i-ogolic-na-lyso-jest-wyrok-w-sprawie-bylej-radnej-pis.html

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/kraj/artykuly/8707680,wyrok-zdjecia-europoslowie-na-szubienicach.html

https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,30671392,jest-ostateczny-wyrok-ws-narodowcow-ktorzy-zawiesili-na-szubienicach.html

https://www.fakt.pl/polityka/krzysztof-bosak-wieszanie-na-szubienicach-portretow-to-udany-happening/dclnwve

https://oko.press/przestepcy-z-marszu-niepodleglosci-2017-bezkarni

https://wpolityce.pl/polityka/420220-internauci-zszokowani-mozliwa-ustawka-z-urodzinami-hitlera

https://wpolityce.pl/polityka/421423-brudzinski-pyta-wlascicieli-tvn-o-urodziny-hitlera

https://wpolityce.pl/media/420145-tylko-u-nasurodziny-hitlera-byly-maskarada-znamy-kulisy

https://wpolityce.pl/kryminal/600773-sad-wydal-wyrok-ws-obchodow-urodzin-hitlera

https://tvn24.pl/polska/jacek-karnowski-bedzie-musial-przeprosic-dziennikarzy-tvn-autorow-reportazu-polscy-neonazisci-st6779966

https://wyborcza.pl/7,75398,24210792,material-tvn-o-urodzinach-hitlera-czyli-jak-pis-owskie-przybudowki.html

https://x.com/Dan_Liszkiewicz/status/1152848208416116736?s=20

https://tvn24.pl/bialystok/bialystok-marsz-rownosci-pobil-nastolatka-wyrok-zapadl-w-jeden-dzien-st4329303

https://oko.press/kosciol-lgbt-marsz-bialystok

https://oko.press/narodowcy-od-bakiewicza-z-3-milionami-dotacji-od-rzadowego-funduszu

https://wyborcza.pl/7,75398,26445890,kaczynski-wzywa-do-obrony-kosciolow-bronmy-polski.html

Teresa Torańska „My” (konkretnie zaś rozmowa z Janem Krzysztofem Bieleckim)

https://x.com/DariuszMatecki/status/1947011874706387172

https://www.tvp.info/88074474/czestochowa-kibic-rakowa-czestochowa-zaatakowal-obcokrajowca-z-rasistowskich-powodow

https://czestochowa.naszemiasto.pl/w-czestochowie-protestowano-przeciw-imigrantom-kibice-rakowa-staneli-na-czele-marszu-konfederacji-pod-haslem-stop-imigracji/ar/c1p2-27795737

https://x.com/MarcinPalade/status/1969090338263273809

Na Wiki bardzo dobrze opisano czym zajmował się Redwatch:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Redwatch

https://www.gazetaprawna.pl/wiadomosci/artykuly/471834,administratorzy-strony-internetowej-redwatchorg-ida-do-wiezienia-wyrok-zapadl.html

https://pl.wikinews.org/wiki/2011-04-22:_Trzej_redaktorzy_Redwatch_skazani_na_kary_wi%C4%99zienia

https://tvn24.pl/polska/marcin-porzucek-z-pis-broni-roberta-bakiewicza-wrocila-sprawa-zaklocania-wystapienia-powstanki-st8542648