czwartek, 21 marca 2024

Hejterski Przegląd Cykliczny #112

Niniejszy Przegląd zacznę od tematu, który mnie striggerował mnie do tego stopnia, że się nawet przez moment zastanawiałem nad tym, czy przypadkiem nie poświęcić mu osobnego tekstu, ale potem uznałem, że jednak nie warto. Otóż. Na Kanale Zero odbył się ostatnio twór debatopodobny na temat aborcji. Bardzo szybko okazało się, że padł tam argument, który odebrał smak kapuczinie Krzysztofa Stanowskiego. Pozwolę sobie zacytować jego wpis (a wy zapnijcie pasy, bo będzie trzęsło): „Nie wiem, czy ta debata będzie na moje nerwy, skoro na dzień dobry jedna pani powiedziała - zapewnie słusznie, ale jakoś jednak totalnie nie na miejscu - że zabieg aborcji jest bezpieczniejszy niż wyrywanie zęba mądrości.”. Ja mam tylko jedno pytanie: czemu ten argument miałby być niby „nie na miejscu”? „Debata” dotyczyła aborcji, która jest zabiegiem medycznym. Uczestniczka tejże „debaty” wypowiedziała się w kwestii bezpieczeństwa tego zabiegu i porównała go z innym zabiegiem. Co tu jest „nie na miejscu”? Jedyna przyczyna, dla której komuś to porównanie może się wydać „nie na miejscu” to fakt, że ten ktoś jest przeciwnikiem prawa wyboru, bo wtedy zamiast skupić się na kwestii bezpieczeństwa zabiegu medycznego, skupia się na zupełnie innych kwestiach (bo aborcja nie jest dla takiej osoby zabiegiem medycznym). Nawiasem mówiąc, nie byłbym sobą, gdybym w tym miejscu nie wspomniał o tym, że to porównanie mogło zostać uznane z karkołomne z innej przyczyny. Otóż, aborcja farmakologiczna odbywa się przeważnie w domu, a jeszcze się nie spotkałem z sytuacją, w której ktoś sam sobie usunął ząb mądrości. Nieco zaś bardziej na poważnie, to ta awersja do mówienia o bezpieczeństwie bierze się również stąd, że przeciwnicy prawa wyboru prowadzą wielotorową kampanię dezinformacyjną i jednym z jej elementów jest straszenie kobiet tym, że aborcja wcale nie jest dla nich bezpieczna. Nie powinno więc nikogo dziwić to, że tego rodzaju porównania wywołują u tych ludzi dość nerwowe reakcje.

Temat tego nieszczęsnego wyrobu debatopodobnego o aborcji wymaga drugiego akapitu. Czemu? Ano temu, że jedną z zaproszonych tam osób była pani z Ordo Iuris. I wiecie, ja rozumiem, że to lekarka (i to z tytułem naukowym), ale ona nie została zaproszona do KZ, żeby reprezentować tam ginekologów. Została tam zaproszona dlatego, że jest związana z Ordo Iuris. Ktoś najprawdopodobniej doszedł do wniosku, że zaproszenie kogoś z organizacji, która (pośrednio) doprowadziła do pierwszych Czarnych Protestów w Polsce (to oni właśnie wyprodukowali ustawę, przeciwko której protestowano) zrobi Kanałowi Zero dobrze na zasięgi. Ja rozumiem, że w 2016 roku (gdy Sejm procedował ustawę autorstwa wyżej wymienionego instytutu) można było nie wiedzieć kim ci ludzie są i zapraszać ich do mediów. Ale teraz mamy rok 2024 i absolutnie każdy, kto choć trochę interesuje się polityką wie, co to za organizacja i jakie ma powiązania. Ci ludzie powinni mieć w polskich mediach absolutny no platform. Nawiasem mówiąc, zaproszenie kogoś z tej organizacji do „debaty” o aborcji można by przyrównać chyba tylko i wyłącznie do zaproszenia rosyjskiego dowódcy do debaty na temat wojny w Ukrainie. Parafrazując klasyka: to jest jakoś jednak totalnie nie na miejscu. Może gdyby Stanowski (albo Mazurek) pomyśleli sobie, że Ordo Iuris to coś w rodzaju Natalii Janoszek byliby bardziej ostrożni i może nawet zrobiliby jakiś pobieżny research na temat tej organizacji? (Edit. Już po napisaniu powyższego kawałka okazało się, że do jednego z kolejnych odcinków na swoim kanale Stanowski zaprosił Rafała Ziemkiewicza. Ja tu zaczynam dostrzegać pewną prawidłowość, ale może po prostu jestem uprzedzony).

Idźmy dalej. Doczekaliśmy się w naszym kraju czegoś w rodzaju progresu i pewne zachowania, które jeszcze jakiś czas temu przechodziły bez echa, są teraz piętnowane. Chodzi mi, rzecz jasna, o kejs giftpolu. Jakiś czas temu jedna internautka (do niedawna mógłbym napisać Ćwiternautka, ale teraz byłoby to coś w rodzaju „Eloneksiary”, a to już chyba trochę obraźliwe) opisała na Eloneksie to, jak została zwolniona przez Skype. Na udostępnionym screenie widać było, że jej (były już) szef zachował się jak wybitny przedstawiciel kultury Januszexu. Ów szef przekonał się o tym, że jak już coś wkurzy zbiorowy umysł internetowy, to ów zbiorowy umysł potrafi bardzo szybko dojść do tego, kto go wkurzył. Ustalenie nazwy firmy nie trwało długo. Zirytowało to byłego szefa internautki, który zaczął jej wygrażać odpowiedzialnością karną za to, że „jest hejt na firmę”. Eloneksową sekundę później prawie wszyscy prawnicy, którzy mają konta na Eloneksie poinformowali go o tym, że jakoś tak się składa, że nie bardzo ma podstawy do tego, żeby kogokolwiek pozwać. Potem zaś nastąpiło to, co zawsze następuje w sytuacjach, w których ktoś, kto nigdy nie powinien reprezentować firmy (nawet swojej) „na zewnątrz” ową firmę reprezentuje, tym czymś jest absolutny chaos informacyjny.  Firma (czyli Pan Dariusz, bo przecież nawet jeżeli jest tam jakiś dział PR, to nie on był odpowiedzialny za te reakcje) przeprosiła tych, którzy poczuli się dotknięci, w międzyczasie próbowała monetyzować ten swój fakap (poprzez sprzedaż koszulek), były również próby „obśmiania” całej sytuacji i tak dalej i tak dalej. Na szczególną uwagę zasługuje to, że w ramach tego chaosu w pewnym momencie uraczono wszystkich czymś-w-rodzaju-oświadczenia, z którego wynikało, że hejterzy to se mogą hejtować, bo nie ważne, że o firmie Pana Dariusza (giftpol) mówią źle, ważne że mówią. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że zachowanie Pana Dariusza było na tyle spektakularne, że jeździli po nim praktycznie wszyscy bez wyjątku.

Zdarzało mi się już parokrotnie wspominać o tym, że przedstawiciele byłej już władzy nie do końca są w stanie się pogodzić z tym, że trochę się pozmieniało i nie mają już takiego wpływu „medialnego” na suwerena, który mieli w czasach, w których dysponowali kluczykami do TVP i Polski Press. Ujmując rzecz nieco inaczej, nie przyzwyczaili się jeszcze do tego, że teraz już nie będą mogli aż tak bardzo bezczelnie kłamać. Przekonał się o tym Mariusz Błaszczak, który rozpisał się na swoim Eloneksowym koncie na temat tego, że ta nowa władza jest zupełnie do niczego, bo z pół miliarda euro, które było przeznaczone na program mający na celu przyśpieszenie produkcji amunicji, polskie firmy dostały 2.1 miliona euro. „Za starych czasów” przekaz Błaszczaka pewnie wjechałby do wszystkich możliwych kanałów, którymi dysponowała Zjednoczona Prawica i wgryzłby się ludziom w głowy, zanim ktokolwiek zdążyłby zareagować. Ponieważ kiedyś to były czasy, a teraz już nie ma czasów, bardzo szybko okazało się, że Błaszczak (po raz kolejny) zastosował manewr, który można nazwać „autograbiami”. Z jego wpisu prawdą było tylko i wyłącznie to, że faktycznie na cały ten deal z amunicją było pół miliarda i faktycznie polskie firmy dostały 2.1 miliona. Cała reszta (tak więc „wina Tuska”) to były po prostu bezczelne kłamstwa. W telegraficznym skrócie: termin składania wniosków na to dofinansowanie upłynął 13 grudnia (tak więc dokładnie w dniu, w którym zaprzysiężony został nowy koalicyjny rząd (co prawa można to było zrobić wcześniej, ale nie po to Andrzej Duda ma swoje prerogatywy, żeby odrywać swoich kolegów z prawicy od stołków). Poza tym, polskie firmy złożyły wnioski o dofinansowanie w wysokości 11 mlionów euro. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że z wypowiedzi specjalistów wynika, że nie mogliśmy liczyć na więcej ze względu na ograniczone moce produkcyjne polskich firm. Sprawa jest na tyle jednoznaczna, że na jej tle doszło do konfliktu między Mastalerkiem, który był łaskaw przejechać się po Błaszczaku i mu uprzejmie wytłumaczył, że nie mogliśmy dostać 27 milionów jak Węgry, ponieważ wnioskowaliśmy o 11 milionów. Niezrażony rzeczywistością Błaszczak nie przestał opowiadać o tym, że to wszystko przez Tuska i nową koalicję. Ciekaw jestem, czy przyczyną tego, co się stało, było typowe PiSowskie zarządzanie (które w momencie, w którym można było zacząć składać wnioski [18 paźdiernika 2023] słaniało się na nogach po wyborach parlamentarnych), czy też była to celowa robota, tzn. specjalnie składano wnioski o tak małe kwoty, żeby potem mieć (wybaczcie suchar) amunicję do walki z nowymi władzami.

Zapewne pamiętacie o tym, jak to do Polski z gospodarską wizytą wleciała rosyjska rakieta, której potem nikt jakoś specjalnie nie szukał i dopiero po jakimś czasie znalazła ją jakaś osoba, która sobie akurat obok na koniu przejeżdżała? Okazuje się, że są kwity, z których wynika, że Błaszczak doskonale wiedział o tej rakiecie, ale po prostu uznał, że skoro nigdzie nic nie wybuchło, to nie ma co się przepracowywać i lepiej o sprawie nie wspominać. Błaszczak się odgryzł i tłumaczył, że on podtrzymuje to, co wcześniej powiedział (a powiedział, że nie został o niczym poinformowany przez wojsko [ciekawym, czy wojskowi już wtedy zdali sobie sprawę z tego, że tak w praktyce wygląda w wykonaniu Zjednoczonej Prawicy implementacja hasła „murem za polskim mundurem”]). Nie wiem, komu wy wierzycie w tej konkretnej kwestii, ale ja chyba jednak Błaszczakowi, ponieważ nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się publicznie kłamać (a on sam jest jednym z najbardziej prawdomównych polityków Zjednoczonej Prawicy).


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty

W poprzednim Przeglądzie wspominałem o tym, że jeden z byłych polityków Polski 2050, Adam Gomoła, ma problemy wywołane tym, że został nagrany w trakcie składania jednej osobie nie-do-końca-legalnej propozycji. Wspominałem również o tym, że Gomoła w tym samym dniu, w którym wrzucałem Przegląd, ma się pojawić w TVN i zapowiedział, że opowie „jaka jest prawda”. Zastanawiałem się nad tym, czy przypadkiem nie będzie tak, że Gomoła postanowi pociągnąć za sobą jeszcze parę osób (bo w to, że w jakiś magiczny sposób okaże się, że to, co go spotkało to nie jego wina/etc. nie chciało mi się wierzyć jakoś szczególnie). A potem okazało się, że w sumie to nie było na co czekać, bo Gomoła w programie opowiadał o tym, że tak właściwie to on jest w tej sprawie ofiarą, że prowokacja/etc. W tym samym dniu zrobił coś, czego nie zrobiłby absolutnie nikt chcący zachować swoją wiarygodność: poszedł do Zbigniewa Stonogi. Parę dni później opowiadał o swojej krzywdzie w Polsacie. Co łączy te wszystkie wystąpienia? To, że była to po prostu najzwyklejsza w świecie mowa-trawa. Nie było tam żadnych łamiących wiadomości, Gomoła nie przyniósł ze sobą do telewizji jakichś „paragonów”, z których wynikałoby, że jest niewinny (albo, że zawinił kto inny [rym niezamierzony]). Gwoli ścisłości, zaczynam podejrzewać, że Adam Gomoła chyba nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak duże może mieć problemy. Jego zachowanie świadczy bowiem o tym, że chyba wierzy on w to, że absolutnie nic mu się nie stanie. Dowodem na to może być to, w jaki sposób zareagował na to, że jego byli partyjni koledzy zaczęli opowiadać o tym, że o tych pieniądzach dla firmy jego współpracowniczki to oni słyszeli już wcześniej, ale wtedy chodziło o większą kwotę (30 tysi zamiast 20), mogliśmy się również dowiedzieć tego, że Gomoła nie chciał powiedzieć kto miałby być darczyńcą. Jak na to zareagował Gomoła? Zaczął tłumaczyć, że on nie może mówić o rozmowach na forum zarządu, bo jego i jego byłych kolegów wiąże tajemnica, którą się związali wchodząc do gremiów zarządzających partią. Tego rodzaju zachowanie miałoby trochę sensu (bardzo niewiele, bo pomagałoby na krótką metę), gdyby wszyscy ci ludzie zachowali milczenie, ale jeżeli część z nich (bardzo chętnie) dzieli się informacjami, to jest to cokolwiek bezsensowne.

Nie tak dawno temu do debaty publicznej wjechała informacja o tym, że są nagrania, których głównymi bohaterami byli Adam Burak i Daniel Obajtek. Parę dni temu okazało się, że tych nagrań jest więcej (a z zajawek, które pojawiły się na Eloneksie wynika, że to chyba będzie takie trochę neverending story teraz). Zanim przejdę do meritum, krótka dygresja. Przy okazji „zrzutu” poprzednich nagrań tłumaczono, że CBA podsłuchiwało Adama Buraka i Obajtek został nagrany przy okazji. No i wszystko fajnie, ale w najnowszych nagraniach bohaterami byli Obajtek i Piotr Nisztor (który wyróżniał się nawet na tle PiSowskich influencerów), a Adam Burak tam się chyba gościnnie pojawił w pewnym momencie (o ile mnie pamięć nie myli). No i teraz nie wiadomo, który z panów z duetu Nisztor-Obajtek był podsłuchiwany przy tej konkretnej okazji. W artykule na Onecie pojawiło się info, że podsłuch założono w gabinecie Obajtka, ale w sumie to nie wiadomo jak było, bo jak się za moment okaże, Nisztor również mógł być podsłuchiwany ze względu na to z czym przyszedł. A przyszedł po pierwsze po to, żeby Obajtek załatwił pracę jego żonie i ojcu (Obajtek obiecał, że się tym zajmie, bo będzie robił reorganizacje i może kogoś wywali przy jej okazji [kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że robotę, owszem, dostali oboje]). Po drugie przyszedł z informacjami o tym, że jakby co, to on ma nagrania obciążające odpowiedzialnością za aferę getback (piramida finansowa) wysoko postawionych polityków Zjednoczonej Prawicy. Obajtek skomentował to tak, że takie „kwity” to są dobre i nie powinno się ich zanosić do jakichś służb, tylko używać ich w charakterze karty przetargowej. Wrócę tu na moment do kwestii podsłuchu: jeżeli ktoś wiedział o tym, że Nisztor ma te nagrania, to ten ktoś mógł podjąć decyzję o tym, żeby go „posłuchać”, by sprawdzić, co będzie chciał z nimi zrobić.

Nawiasem mówiąc, przejawem dziejowej sprawiedliwości jest to, że wszyscy mogli zapoznać się z nagraniami, w których wystąpił Nisztor, bo to on zaniósł nagrania z „Sowy i Przyjaciół” do „Wprost”, no ale to dygresja. Dość zabawne były reakcje obu panów. Pierwszy z nich (Obajtek) oburzał się straszliwie i tłumaczył, że to skandal, że ktoś nagrywał prezesa takiej spółki jak Orlen, ale jeszcze większym skandalem jest to, że ktoś to zaniósł do „dziennikarzy”. Być może mam słabą pamięć, ale nie przypominam sobie, żeby Obajtek się jakoś specjalnie oburzał w czasie, w którym TVP non stop otwierało piwniczkę z nagraniami, gdy trzeba było przykryć ten, czy inny sukces poniesiony przez Zjednoczoną Prawicę. Z Nisztorem sprawa jest o wiele bardziej zabawna, bo ten po prostu udostępnił wpis jednego z członków Ordo Iuris, który klarował na Eloneksie, że te podsłuchy to pewnie były nielegalne i że nie powinno się ich publikować, bo nie wiadomo kto podsłuchiwał/etc. Na sam koniec tych rozważań nagraniowych zostawiłem sobie jeszcze jedną kwestię. Otóż. Okazało się, że Daniel Obajtek najprawdopodobniej był łaskaw złożyć fałszywe zeznania twierdząc, że on się w sumie wcale nie zna z Nisztorem (który gościł w jego gabinecie Orlenowskim 72 razy). Jedyne, co można powiedzieć w takim momencie to „chwilo trwaj”.

Jeszcze do niedawna wydawało się, że afera związana z Collegium Humanum jest dość „jednowymiarowa”. Tzn. byli sobie ludzie, którzy chcieli za pół darmo i niewielkim (czytaj: żadnym) wysiłkiem ogarnąć sobie MBA i było sobie Collegium Humanum, które wyszło naprzeciw tym oczekiwaniom. Tyle, że teraz się okazuje, że w całej tej sprawie jest również (uwaga, zaraz będziecie zdziwieni swoim brakiem zdziwienia) rosyjski trop. Tl;dr rektor Collegium Humanum, zupełnym przypadkiem, całymi latami obracał się w towarzystwie mocno skarpetosceptycznym, a uczelnie zagraniczne (które zajmowały się ogarnianiem takich samych dyplomów za pół darmo) były zakładane za rosyjskie pieniądze. O tym, że Collegium Humanum współpracowało z uczelniami w Białorusi i Rosji wspominać chyba nie trzeba, prawda? (współpraca trwała w najlepsze już po tym, jak Rosja rozpoczęła wojnę hybrydową z Ukrainą). To jest bardzo wielowątkowa sprawa i jeżeli ktoś chce o tym poczytać więcej (i to DUŻO więcej), to linki do artykułów Anny Mierzyńskiej w Źródłach będzie mógł znaleźć. Pytaniem, które należałoby sobie postawić w kontekście tych wszystkich ustaleń jest pytanie o to, czy ta niska cena za ogarnięcie dyplomu MBA nie miała na celu zgromadzenia w jednym miejscu dużej liczby nie za bardzo rozgarniętych decydentów (i osób, którym te dyplomy były potrzebne do pracy w SSP/etc./etc.). Nie jestem jakimś specjalnym fanem teorii spiskowych, ale biorąc pod rozwagę to, co wiemy na temat tego, w jaki sposób działają Rosjanie, brzmi to bardziej niż prawdopodobnie i mam nadzieję, że odpowiednie służby będą badały ten scenariusz.


Źródła:

Ta pani została zaproszona do „debaty”

https://ordoiuris.pl/dr-hab-n-med-prof-nadzw-wum-ewa-dmoch-gajzlerska

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1770764347221889319

https://natemat.pl/547157,sprawa-graficzki-zwolnionej-przez-skype-giftpol-przeprasza

https://konkret24.tvn24.pl/polityka/afera-o-pieniadze-na-amunicje-kalendarium-wydarzen-st7827768

https://defence24.pl/polityka-obronna/blaszczak-wiedzial-o-rakiecie-wiceszef-mon-ujawnia

https://wydarzenia.interia.pl/raport-wybory-samorzadowe-2024/news-adam-gomola-i-propozycja-na-30-tysiecy-kulisy-konfliktu-w-po,nId,7402190

https://opole.wyborcza.pl/opole/7,35086,30798774,komentarze-po-wywiadzie-adama-gomoly-ws-afery-pan-posel.html

https://twitter.com/K_Izdebski/status/1768384816662151519

https://twitter.com/BartoszLewand20/status/1768369995120054520

https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,30806979,do-prokuratury-wplynelo-zawiadomienie-na-daniela-obajtka-mial.html

https://wiadomosci.dziennik.pl/media/artykuly/462984,piotr-nisztor-dziennikarz-od-afery-podsluchowej-wprost-kim-jest-piotr-nisztor.html

Życzliwy internauta przypomina wpisy Nisztora dotyczące innych taśm:

https://twitter.com/jozefmoneta/status/1768493073997132171

Artykuły Mierzyńskiej o CH

https://oko.press/tajemnice-collegium-humanum

https://oko.press/collegium-humanum-moskwa-pzpr-rektor

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz