niedziela, 27 sierpnia 2023

Wyrób referendopodobny

Od jakiegoś czasu wiadomo, że równo z wyborami ma się odbyć w naszym pięknym kraju nad Wisłą referendum. Przyznam szczerze, że (gdy już nam oznajmiono, że referendum się odbędzie), ja tak trochę nie do końca ogarnąłem, jak to się będzie odbywać.


Doszedłem do (bzdurnego) wniosku, że pewnie będą jakieś osobne komisje referendalne i jak komuś się nie będzie chciało brać w tym udziału, to po prostu nie pójdzie do tych komisji. Nie bardzo wiem czemu tak to sobie poukładałem we łbie, ale jak sobie zacząłem czytać o tym, jak to ma wyglądać, to bardzo szybko uświadomiłem sobie swój własny dzbanizm.

Nieco zabawne było to, jaką ewolucję przeszło to referendum od momentu, w którym Genialny Strateg ogłosił, że PiS je zamierza przeprowadzić. Najpierw tłumaczono, że tu chodzi o to, żeby nam UE nie narzuciła uchodźców (czego UE nie zamierza robić, ale to jest szczegół, którym PiS sobie nie zawraca głowy). Rządowa machina propagandowa pracowała wtedy 24/7, żeby nam wytłumaczyć, że jest to na tyle istotna kwestia, że nie obędzie się bez referendum.


Potem natomiast się okazało, że temat nie zażarł (tak jak wcześniej było z robakami, papieżem i innymi tematami, które partia Kaczyńskiego poruszała w poszukiwaniu „politycznego złota”). I przez moment wyglądało to trochę tak, jak gdyby pomysł referendum miał zostać zarzucony (tak, jak wiele innych pomysłów). Wydaje mi się, że gdyby ten pomysł był „czyjś inny”, to tak właśnie by się stało. Temat referendum by się urwał w rządowych mediach i nie byłby poruszany (a odpytywani na ten temat politycy partii rządzącej opowiadaliby o tym, że to jest zbyt złożona kwestia i lepiej ją już po wyborach naspokojnie obgadać [albo wymyśliliby jakikolwiek inny słowny wypełniacz]).

Problem PiSu polegał na tym, że pomysłodawcą był Kaczyński, który się już jakiś czas temu srogo odkleił (ale jego otoczenie nadal trzyma go pod kloszem i tłumaczy mu, że jest geniuszem). Ponieważ Kaczyński jest nieomylny, jego decyzja o referendum nie mogła być błędna, prawda? Trzeba więc było przedsięwziąć jakieś działania. No i to zrobiono, dokładając do referendum trzy pytania, które nie miały żadnego związku z tą (uwaga, będzie capslock) NIEZWYKLE ISTOTNĄ KWESTIĄ, KTÓRA WCZEŚNIEJ WYMAGAŁA PRZEPROWADZENIA REFERENDUM.

Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że pomysł organizowania referendum w dniu wyborów nie jest jakoś specjalnie nowy. W 2015 roku prezydent Andrzej Duda chciał, żeby 25 października (równolegle z wyborami parlamentarnymi) odbyło się referendum. Wtedy utrącił mu to Senat, co nie było specjalnie dziwne, jeżeli weźmiemy pod rozwagę fakt, że pytania (tak jak w przypadku tych obecnych) idealnie współgrały z hasłami kampanijnymi Prawa i Sprawiedliwości. Był również pomysł zorganizowania referendum w dniu wyborów samorządowych w 2018 roku (sam pomysł nie był nowy, bo „wrzucono” go do debaty publicznej w 2017). Tym razem referendum się nie odbyło, bo pomysł Dudy uwalił mu zdominowany przez PiS Senat (nie bardzo pamiętam, ale był to chyba jakiś element rozgrywek na linii PiS – Duda, do którego mogło doprowadzić zranienie uczuć Kaczyńskich). 

Zastanawiałem się nad tym, czemu w 2019 PiS nie zdecydował się na referendum w trakcie wyborów parlamentarnych, ale potem do mnie dotarło, że odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta. W 2019 PiS szedł po drugą kadencję „jak po swoje”. „Czynniki decyzyjne” w partii Kaczyńskiego liczyły na to, że uda się zdobyć nie tylko większość parlamentarną, ale być może i konstytucyjną. Ktoś może powiedzieć „no dobra, ale przecież takim referendum mogli sobie pomóc, prawda?”. Mogliby i pewnie by próbowali, gdyby mieli jakiekolwiek obawy związane z wyborami (jeżeli ktoś sobie przypomni to, jak bardzo niemrawa była kampania opozycji w 2019 roku, to nie będzie miał problemów z ustaleniem przyczyn, dla których PiS był raczej spokojny o wynik). 

W 2023 tej pewności nie ma, mimo tego, że PiS postanowił zadbać o frekwencję w mniejszych miejscowościach (zupełnym przypadkiem PiS ma tam większe poparcie), tak więc sięgnięto po pomysł z referendami. Można bezpiecznie założyć, że z tym referendum to było tak, że PiS czekał, aż któryś temat wreszcie „zażre” na tyle, żeby można było dookoła niego zbudować referendum. A potem (jak to zwykle bywa) Kaczyńskiemu nie starczyło cierpliwości na czekanie na ten „odpowiedni temat”. Z drugiej zaś strony, trudno się Kaczyńskiemu dziwić: czasu do wyborów było coraz mniej, a złotonośny temat się nie pojawił.  



UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty


Co z tego referendum wynika dla nas? Ano choćby to, że w praktyce w trakcie tych konkretnych wyborów, nie będzie mowy o czymś takim, jak „tajność głosowania”. A wszystko dlatego, że to referendum zostało „spięte” z wyborami, tak więc domyślnie każdy, kto przyjdzie w październiku do lokalu wyborczego, będzie brał udział zarówno w wyborach, jak i w referendum. Z tego zaś wynika, że jeżeli ktoś nie chce wziąć udziału w referendum, to musi odmówić przyjęcia karty. Powiedzcie mi proszę, kto najprawdopodobniej odmówi przyjęcia takiej karty? Wyborca partii rządzącej czy też wyborca opozycji? Ten sam mechanizm działa w drugą stronę, bo można bezpiecznie założyć, że w referendum wezmą udział głównie politycy partii rządzącej.


Ponieważ (tak się jakoś składa), wyborcy nie są wpuszczani do lokali wyborczych pojedynczo, ludzie generalnie będą bezproblemowo mogli się domyślić, jakie poglądy mają osoby, które będą oddawać głosy w tym samym czasie. W teorii ta tajność głosowania będzie zachowana (bo przecież nie ma 100% pewności, że ten, kto bierze udział w referendum głosuje na PiS, a ten kto nie bierze głosuje na opozycję), ale w praktyce będzie ona mocno iluzoryczna. Biorąc pod rozwagę obecny poziom polaryzacji społecznej, nie można wykluczyć tego, że między wyborcami może dochodzić do „ożywionych dyskusji”.

Co zrozumiałe, referendum jest szeroko komentowane. Część z komentatorów twierdzi, że jest ono „pułapką na opozycję”. Ja co prawda nie siedzę w głowie u Kaczyńskiego, ale wydaje mi się, że zarówno on, jak i cała reszta jego otoczenia, ma szczerze w dupie to, jak opozycja będzie reagować na to referendum. Ono ma służyć tylko i wyłącznie temu, żeby elektorat PiSu (NA PEWNO) zagłosował tak, a nie inaczej. Poza tym, trochę męczącym znajduję to, że praktycznie każda decyzja PiSu jest przez część komentariatu uznawana za jakąś formę „pułapki na opozycję”. Jest to męczące dlatego, że część osób nadal zachowuje się tak, jak gdyby Kaczyński był demiurgiem, który nigdy, ale to absolutnie nigdy się nie myli. Ja rozumiem, że PiSowski beton wierzy w takie rzeczy (i wierzy w to sam Kaczyński), ale nie rozumiem osób, które nie są wyżej wymienionym betonem, a mimo tego wierzą w te brednie.

Co w takiej sytuacji powinna robić opozycja? Na pewno nie bać się żadnej nieistniejącej pułapki. Rzecz jasna, z tego nie wynika, że powinna 24/7 trąbić o tym referendum. Natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, żeby od czasu do czasu wrzucić do mediów taką, a nie inną wypowiedź na temat tego, dlaczego PiS organizuje to referendum akurat w trakcie wyborów. Prawda jest przecież taka, że PiS sobie to referendum mógł zorganizować w dowolnym momencie (z wyłączeniem pytania o Płot na Granicy, które to pytanie dorzucono wyłącznie dlatego, że akurat wtedy była moda na straszenie nas wagnerowcami [te konkretne narracje najprawdopodobniej zginęły wraz Prigożynem]). Warto by więc było zadawać PiSowcom pytania o to, jak to się stało, że akurat teraz wpadli na pomysł organizowania tego referendum. Przecież na pytanie o wiek emerytalny mieli 8 lat (kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że w tym Dudowym referendum, które miało się odbyć razem z wyborami parlamentarnymi w 2015 roku, było pytanie o wiek emerytalny).

Temat referendum warto poruszać od czasu do czasu, bo chyba nie jest dla nikogo tajemnicą to, że część społeczeństwa się cokolwiek wściekła na obecny rząd za kombinowanie przy wyborach. Być może się mylę, ale moim zdaniem ta wściekłość to dość silny motywator.


A wszystkich tych wyszczekanych PiSowców, którzy teraz opowiadają o tym, że tak działa demokracja bezpośrednia, że dojrzałe społeczeństwa powinny brać udział w referendum należy pytać o to, czy brali udział w referendum w 2015 roku i czy namawiali do uczestnictwa w nim inne osoby (tak jak robią to teraz, opowiadając te swoje dyrdymały).


Źródła:

https://www.prawo.pl/prawnicy-sady/nie-bedzie-referendum-25-pazdziernika,62326.html

https://tvn24.pl/polska/referendum-w-dniu-wyborow-jedna-komisja-jedna-urna-dwie-frekwencje-ra570502-3310572

https://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/1190406,senat-nie-wyrazil-zgody-na-referendum-konstytucyjne-dudy.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz