W poprzednim Przeglądzie poruszyłem temat Tęczowego Piątku (a raczej, histerycznych reakcji prawicy związanych z tymże), ale niestety zapomniałem wspomnieć o tym, że Prezydent RP również był łaskaw trochę pohisteryzować. Otóż wyżej wymieniony Prezydent Wszystkich Biskupów oznajmił: „że gdyby powstała ustawa zakazująca szerzenia „propagandy homoseksualnej” w szkołach, mógłby się nad nią zastanowić.” Ja się w tym miejscu muszę przyznać do tego, że wzmianki o „propagandzie homoseksualnej” mnie rozjebują zawsze. Bo jak się całe to pierdolenie o „obronie rodziny”/etc pominie, to z narracji przeciwników LGBT wychodzi tyle, że owi przeciwnicy uważają, że pewni ludzie są po prostu gorsi i nikt nie ma prawa mówić, że nie są, bo to „propaganda”. Cebulą na torcie jest fakt, że Prezydent RP reprezentuje środowisko, które od jakiegoś czasu utyskuje, że jest „dehumanizowane” przez oponentów. Bardzo bym chciał doczekać czasów, w których dziennikarze będą grillować konserwy (taka tam gra słów) i dopytywać o co chodzi z tą „propagandą homoseksualną”. Z przyjemnością obejrzałbym sobie meltdown jakiegoś tępogłowego religianta, który dociśnięty przez dziennikarza zacząłby toczyć pianę z pyska i opowiadać o „podludziach” i że on sobie nie życzy, żeby oni oddychali tym samym powietrzem co on. Prawda jest bowiem taka, że każdy Marek Jurek albo inny Tomasz Terlikowski, to potencjalny „balonowy wojownik” z Lublina. Jedyna różnica między nimi polega na tym, że ci pierwsi mają większy zasób słów i nieco wolniej się wkurwiają.
Wielokrotnie (tak na serio, to nie wiem ile razy, ale „wielokrotnie” zawsze dodaje trochę dramatyzmu) opisywałem w Przeglądach działania instytucji państwowych, które są na tyle idiotyczne, że podważają zaufanie do tychże instytucji (a co za tym idzie, do całego państwa). Tak, będzie o perypetiach pewnych urzędniczek skarbowych. Pozwolę sobie na dłuższy cytat: „do warsztatu w Bartoszycach, w województwie warmińsko-mazurskim, podjechał samochód. Dwie kobiety, które nim jechały, wyjaśniły, że przed nimi długa trasa, a przepaliła im się jedna z żarówek. Właściciel zamknął już kasę i wykonał tzw. dzienny raport kasowy, więc wpłaty od klientów nie mogły być przyjmowane, ale poprosił jednego z pracowników, by pomógł kobietom. Warsztat nie prowadził sprzedaży żarówek, ale mechanik zgodził się pomóc i zamontował żarówkę, która należała do niego. Po wszystkim poprosił o symboliczną zapłatę, 10 zł. Wtedy okazało się, że kobiety to urzędniczki US, a cała sytuacja była prowokacją.” Urzędniczki chciały ukarać mechanika mandatem (500 zeta), ale ów go nie przyjął i sprawa skończyła się w sądzie. Tzn. kończyła się kilka razy, bo ilekroć sąd uznawał, że mechanik jest winny i jednocześnie odstępował od ukarania go, urząd się odwoływał (i domagał się ukarania mechanika 600 złotową grzywną). Nie, nie mam pojęcia ile podatnika kosztowała ta odyseja, ale najwyraźniej ktoś w urzędzie uznał, że „a jednak, warto było”. Ja bym nie chciał zostać źle zrozumiany. Gdyby ten mechanik został złapany na tym, że nie wydaje paragonów w środku dnia (czytaj, przed zamknięciem kasy/etc), to bym napisał, że nawet mi go, kurwa, nie żal. Tyle, że wyglądało to „nieco” inaczej. Myliłby się ten, kto by pomyślał, że sprawa zakończyła się na tym, że sąd pogroził palcem mechanikowi, albowiem: „Policja w Bartoszycach wysłała do sądu rejonowego wniosek o ukaranie urzędniczki, która do warsztatu samochodowego miała dojechać nienależycie wyposażonym samochodem (…) Policja przyznała, że to od anonimowego zgłaszającego otrzymała informację, że do warsztatu samochodowego w Sędławkach urzędniczka skarbówki miała dojechać autem z brakującą żarówką”. Nie wiadomo, jak się ta sprawa zakończy. Z jednej strony sędzia może uznać, że urzędniczka potrzebowała tego braku żarówki do „prowokacji”, z drugiej zaś może uznać, że w celu podpuszczenia mechanika nie musiała jeździć z przepaloną żarówką. Od siebie dodam, że zachowanie (nie, to nie była prowokacja, o prowokacji będzie później) urzędniczek wkurwia mnie o tyle, że kiedyś coś podobnego odjebał mój instruktor jak prawko robiłem. Otóż, na bardzo dobrze znanym mi skrzyżowaniu kazał mi zignorować zakaz wjazdu i nakaz skrętu w lewo (nie, nie usiłował nas zabić, bo ruch był bardzo mały). Kiedy mu powiedziałem, że, no halo, tam kurwa znaki są i nie bardzo można, powiedział, że spoko, on mi coś pokaże. No to olałem te znaki. Instruktor, of korz, zatrzymał auto i mnie poprosił cobym z nim wysiadł z auta, bo on mnie coś pokaże. Co mi chciał pokazać? Znaki, które zignorowałem, bo mi kazał to zrobić. Nadal nie wiem czemu miała służyć ta „lekcja”. Tak samo, jak nie wiem, o co chodziło tym urzędniczkom. Mogły odstąpić od wymierzenia kary i po prostu udzielić pouczenia (czy jak się to tam nazywa), ale nie, trzeba było iść do sądu i odwoływać się pierdyliard razy. Wydaje mi się, że US nie powinien się zajmować trollingiem, ale najwyraźniej się nie znam. Zastanawiałem się również nad tym, czy policja mogła pouczyć urzędniczkę, zamiast kierować wniosek do sądu, ale chciałbym już wysiąść, więc niech ktoś ten peron zatrzyma.
Jakiś czas temu głośno zrobiło się o synu Mariusza Kamińskiego (aka „człowiek z kryształu”). Nie wiem w jaki sposób rozmnażają się kryształy, bo nie jestem specem od krystalochemii (sprawdzić, czy nie Obsydianie albo inni Silikoidzi). Kacper Kamiński robi zawrotną karierę, albowiem dostał fuchę w Banku Światowym. Ponieważ sprawa zaczęła deczko śmierdzieć, politycy Prawa i Sprawiedliwości postanowili przyjść w sukurs panu Kacprowi. Jacek Sasin klarował, że Bank Światowy: „to jest poważna instytucja, która zatrudnia poważne osoby, i poważne osoby również o tym decydują, w tym przypadku dyrektor zarządzający, który o tym decydował. Trudno postawić tezę, że jest w jakikolwiek sposób związany z PiS-em, będąc obywatelem Szwajcarii i nie mając nic wspólnego z Polską, więc naprawdę on podjął tę decyzję”. Aż by się chciało zakrzyknąć „zaorane, panie Jacku”, nieprawdaż? Tyle, że trochę później w temacie wypowiedział się BŚ (na Twitterze): „Wyboru Doradców Dyrektorów Wykonawczych w Banku Światowym dokonują sami Dyrektorzy Wykonawczy, którzy mianowani są z kolei przez kraje członkowskie Banku. Kierownictwo BŚ nie uczestniczy w procesie wyboru kandydatów na te stanowiska.” Momentalnie odezwał się Stanisław Żaryn (rzecznik Człowieka z Kryształu) i stwierdził, że Bank Światowy powiedział to samo, co wcześniej mówili PiSowcy, więc japa lewaki. Tak więc widzicie, że PiS nawet jakby chciał, to by nie mógł mieć w ogóle wpływu na to, że Syn Kryształu dostał fuchę. Byłaby wielka szkoda, gdyby ktoś odpalił guglarkę i znalazł artykuł, w którym stoi, że dobry ziomek Szeregowego Posła (aka „Jarosław Kaczyński”), prof. Adam Glapiński 1 czerwca 2018 powołał Katarzynę Zajdel-Kurowską na stanowisko zastępcy dyrektora wykonawczego w Banku Światowym. Gdyby ktoś to wynorał, to ten ktoś mógłby o tym napisać i inne ktosie mogłyby sobie pomyśleć: „ojej, chyba jednak PiS mógł mieć wpływ na to, kto zostaje doradcą Dyrektora Wykonawczego w Banku Światowym.”. Serio, kurwa, do niedawna wydawało mi się, że jeśli chodzi o program „rodzina na swoim”, nikt nie jest w stanie przebić PSLu, ale wtedy PiS powiedział „potrzymaj mnie piwo”. Teraz już przynajmniej wiadomo, kogo miał na myśli Prezydent RP, który powiedział: „Ojczyznę dojną racz nam zwrócić Panie”. Oczywiście, za każdym razem, kiedy okazuje się, że członek rodziny polityka PiSu (albo kolega, albo ktokurwakolwiek) dostał fuchę – partia, która chciała walczyć z nepotyzmem tłumaczy, że przeca wszystko spoko, bo „ci ludzie mają kwalifikacje”. Tego, czemu „ludzie z kwalifikacjami” nie szukają roboty w sektorze prywatnym, jeno w miejscach, w których obsadzanie stołków zależy od obecnych władz, już nie tłumaczą. Na sam koniec ciekawostka (cebula na torcie została już wykorzystana). We wrześniu 2016 Nowoczesna (Pewnie Teraz mi napiszecie, że nie ma takiej partii), przywaliła w PiS akcją „Misiewicze”, w trakcie której internety zasypano nazwiskami osób, które dostały fuchy „po znajomości”. Ponieważ akcja była udana, PiS usiłował się jakoś odgryzać. W trakcie odgryzania się, Krzysztof Łapiński (aka nie mogę być rzecznikiem Prezydenta RP, bo moja planeta mnie potrzebuje) przypomniał, że Ryszard Petru, mając 29 lat, dostał fuchę w Banku Światowym. Wpis miał trochę retweetów, zaś jednym z retweetujących był, nie kto inny, jak Kacper Kamiński. Nie bardzo rozumiem, czemu Łapiński uznał, że ktoś z Polski pomógł Petru dostać fuchę w BŚ, wszak o tym, kto dostanie tam robotę decydują Poważne Osoby z Banku Światowego (copyright Sasin).
Ostatnimi czasy suweren dostał od polityków lekcję w zakresie tego „kim są politycy”. Zaczęło się tym, że PiS wziął sejmik śląski, albowiem jeden z radnych Koalicji Obywatelskiej (z ramienia Nowoczesnej) uznał, że on to pierdoli i przeszedł do PiSu. Co prawda, Wojciech Kałuża opowiadał wcześniej o tym, że jebać PiS, nie można im oddać władzy w samorządzie/etc, ale politycy przyzwyczaili nas do tego, że bez mrugnięcia okiem potrafią zrobić zwrot o 180 stopni i tłumaczyć, że „oni wcale nie zmienili zdania, oni tak od zawsze myśleli” (względnie, jak Towarzysz Antykomunista, Stanisław Piotrowicz, będą tłumaczyć, że oni system od środka rozwalali). Nie oznacza to, że zamierzam bronić Kałuży. Chodzi mi jedynie o to, że ów człowiek pokazał, że idealnie nadaje się do polskiej polityki (albowiem jest równie ideowy co Jarosław Gowin). Tak nawiasem mówiąc, jeżeli PiS przegra wybory parlamentarne w 2019 (albo wygra je i nie będzie w stanie rządzić samodzielnie [sprawdzić, czy nie 2005]), to się „nagle” okaże, że Kałuż jest więcej (jeno będą w drugą stronę podążać). To napisawszy, muszę dodać, że nawet na tle polskich polityków to, co zrobił Kałuża, było dość spektakularne. Wydaje mi się bowiem, że tak szybki transfer (miesiąc po wyborach) się chyba jeszcze nie zdarzył. Tym samym, wyborcy pana Kałuży mieli prawo się nań wkurwić. Nie rozumiem natomiast oburzenia polityków. Tzn. ja wiem, że oni muszą udawać, że cenią sobie ideowość/etc, ale jak się np. czyta wpisy Bogdana Zdrojewskiego, to ciężko zachować powagę: „Mam wrażenie, że taki gość jak radny Kałuża zamiast na fotel wicemarszałka powinien trafić do pierdla. Przecież za oszukanie jednej osoby można już mieć kłopot z prawem, a co dopiero zrobić w bambuko kilkadziesiąt tysięcy!!!” Ciekaw jestem, czy Bogdan Zdrojewski reaguje równie żywiołowo na wszystkie „transfery” polityczne, czy też tylko na te, które robią „aua” jego partii. Trochę później okazało się, że Robert Biedroń zrzekł się mandatu radnego. Muszę się w tym miejscu przyznać do tego, że nie wiedziałem, że wyżej wymieniony startował w wyborach samorządowych (bo zanotowałem w pamięci tylko tyle, że nie startował na prezia). Decyzja Biedronia wywołała spore oburzenie, no bo skoro jebł tym mandatem, to po chuj startował/etc. Szczerze, w tym przypadku nie jestem w stanie zrozumieć tej krytyki. Może się okaże, że kawałek Polski, w którym mieszkam jest jakiś inny, ale na moim zadupiu tego rodzaju sytuacje to norma. Tzn. w wyborach do rady miasta startują osoby, o których wiadomo, że w razie wygranej oleją mandat (bo np. startują urzędnicy miejscy, w których przypadku przyjęcie mandatu oznaczałoby [o ile mnie pamięć nie myli] urlop bezpłatny). Po tych wyborach 2 osoby olały mandaty radnych. W jednym przypadku pan rzucił mandatem „bo tak”, w drugim, pani która równolegle startowała w wyborach prezydenckich (i poległa) olała mandat, bo jego przyjęcie kosztowałoby ją stołek (pani jest dyrektorką MOPRu). Różnica między tymi sytuacjami (Biedroń vs. moja „wioska”) polega na tym, że Biedroń złożył ślubowanie. Jednakowoż hejtowanie go za to, że jest „niewiarygodny”, wydaje mi się cokolwiek przesadzone. Może inaczej – mam niejasne przeczucie, że suweren się tym jakoś niespecjalnie przejął, a jedyne głosy oburzenia pochodzą od „komentatorów”. Nawet gdyby się okazało, że moja mieścina jest wyjątkowa i nigdzie indziej się tak politycy nie zachowują, to należy pamiętać o tym, że prawie każdy kandydat na prezydenta/burmistrza startuje również do rady miejskiej, acz zdarzają się wyjątki. Na ten przykład Patryk Jaki nie startował w wyborach do rady miejskiej w Wawie, bo gdyby z głosowania wynikło, że się do niej dostał, to automatycznie straciłby mandat poselski (były już takie przypadki, oj były). Dziwnym trafem, nikt się nie wkurwia na startowanie jednocześnie do rady miejskiej i na prezydenta/burmistrza.
W poprzednim Przeglądzie napisałem byłem, że moim zdaniem Dobra Zmiana nie ruszy TVN-u, bo wkurwiliby tym USA (a jest to jedyny kraj, którego politycy PiSu nie chcą denerwować). Się muszę przyznać do swojej niewiedzy. Wiedziałem, że Amerykanie nie kupili TVN-u za złotówkę (bo to nie bank), ale nie wiedziałem, że to największa amerykańska inwestycja w Polsce. Co z tego wynika (nie, nie z tego, że nie wiedziałem, ale z tego, że to największa inwestycja)? Ano to, że nie ma chuja we wsi, żeby PiS zmusił USA do sprzedaży TVN-u. Jakoś tak się bowiem składa, że jeżeli chodzi o pieniądze, to Amerykanie się bardzo szybko wkurwiają. Ponieważ zaś nie można wprost powiedzieć „odjebcie się od naszych pieniędzy”, robi się to tak (oddaję głos Ambasadorce USA): „Powinniście mieć świadomość, że jedna rzecz, co do której Kongres amerykański się zgadza zarówno demokraci, jak i republikanie, to jest wolność prasy. I nie mogę tego mocniej wyrazić. W tej chwili kongres w USA jest bardzo pozytywnie nastawiony do Polski. I demokraci i republikanie bardzo chętnie pomagają Polsce, bo wiedzą, że Polska jest bardzo ważnym sojusznikiem. Ale, to się może wszystko posypać, jeśli chodzi o wolność prasy, to tu wszystko jest czarno-białe w USA. I mówię to Państwu, bo słyszę o tym ciągle”. Tłumacząc to z języka dyplomatycznego na zwykły: „nawet, kurwa, nie próbujcie, bo będziecie mieli przejebane”. Jednakowoż, potem okazało się, że ambasadorka (której najprawdopodobniej powiedziano, że obecny rząd może trochę nie domagać poznawczo) wysłała również list do Premiera Tysiącleica. O ile w trakcie wizyty w Sejmie, ambasadorka używała języka dyplomatycznego, to w liście dyplomacja została wyłączona (znowu wrzucę dłuższy cytat): „Piszę, aby wyrazić mój głęboki niepokój ostatnimi zarzutami postawionymi przez członków rządu dziennikarzom TVN i zarządowi telewizji TVN oraz Discovery, w sprawie śledztwa telewizji TVN w programie „Superwizjer” ze stycznia 2018 roku o aktywności neonazistów w Polsce. Jak widać, minister Joachim Brudziński oraz Prawo i Sprawiedliwość publicznie (za pośrednictwem Twittera) oskarżyli TVN o zainscenizowanie urodzin Hitlera w programie.” W dalszej części listu stało, że trochę to dziwne, że władza się nagle skupia na autorach reportażu, zaś w dupie ma samych neonazistów. W liście znalazł się również odręczny dopisek, że pasowałoby to załatwić (w domyśle – odjebanie się od TVN), bo to (czepianie się) przeszkadza w innych działaniach. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że w liście było parę literówek, acz szczęśliwie pojawiły się one jedynie w mało istotnych miejscach (np. w nazwisku Premiera Tysiącleica[ to już ostatni raz, obiecuję]). Jak to się w ogóle stało, że treść listu została ujawniona? Moim zdaniem stoją za tym idioci, którzy pełnią obowiązki dyplomatów. Najprawdopodobniej ktoś uznał, że ten list to była samowolka Mosbacher, więc jak się go ujawni i rozkręci gównoburzę, to ktoś z Waszyngtonu na pewno ambasadorkę opierdoli. Sytuacje usiłował ratować jeden z moich ulubionych pluszaków władzy, Marcin Makowski, który napisał, że on się na tym zna i że: „po fakcie Departament Stanu poprze zdanie ambasador, ale(...)” . Nie jest on może najostrzejszym ołówkiem w piórniku (na ten przykład, usiłował heheszkować pierwszy Czarny Protest, bo „tłumów nie ma” [zdjęcia robił w okolicach godziny 13], ale nawet on zdawał sobie sprawę z tego, że trzeba się zabezpieczyć jakoś (bo PiSowskie drony usiłowały klarować w internetach, że Departament Stanu się zdystansuje od słów Mosbacher). We wpisach Makowskiego nie mogło, rzecz jasna, zabraknąć „nie ma Pan pojęcia o czym pisze w tej konkretnej sprawie. Siedzę nad tematem od dłuższego czasu” (w kolejnym kawałku Przeglądu będziecie się mogli przekonać o tym jak bardzo Makowski „ma pojęcie o czym pisze”). W przysłowiowym międzyczasie, Jarosław Gowin odwołał spotkanie z Mosbacher (kwestią otwartą pozostaje to, czy się z tego cieszył). Najmniejszym zaskoczeniem świata było to, że Departament Stanu się od słów swojej Ambasadorki nie odciął. Ponieważ beton spod znaku „Poland stronk” dostał w pysk tym listem i trzeba było coś z tym zrobić, nasze władze oddelegowały Marcina Makowskiego do przeprowadzenia wywiadu z Mosbacher. Najprawdopodobniej dostał również listę „bezpiecznych pytań”, które powinien zadać. Skąd taki wniosek? Ano stąd, że gdyby Makowski był dziennikarzem, to w wywiadzie poruszona zostałaby kwestia „Superwizjera” i neonazistów. Ponieważ zaś ten, ekhm, „wywiad” miał ugłaskać beton (któremu nakładziono do łbów kretynizmów o tym, że te urodziny Hitlera to za pieniądze TVN-u/etc), nie można było poruszać tego tematu. Jest to o tyle absurdalne, że gdyby nie idiotyzm polskich władz (nie martwcie się, o tym też jeszcze będzie), które rzuciły się na TVN (chuj wie po co, bo dopóki USA ma TVN, nikt mediów nie ruszy) opierając się na wyjaśnieniach neonazisty. Tym samym, „niezależny” Marcin Makowski w wywiadzie, który (w teorii) miał się odnosić do listu Mosbacher, całkowicie olał przyczyny, dla których ów list został napisany. Tenże sam Marcin Makowski, w tym samym numerze „Do Rzeczy” popełnił tekst o tym „jak to się stało, że taki list został napisany/etc” i w tym tekście już był łaskaw wspomnieć o wcieleniówce (z czego by wynikało, że nie przeleżał pod lodem ostatnich tygodni i wiedział o tym co się dzieję). Tak sobie myślę, że życie bez kręgosłupa ma swoje plusy, bo przynajmniej człowieka plecy nie bolą. No dobrze, ale jak to się w ogóle stało, że USA postanowiło nam przyjebać tym listem? Najprostszą odpowiedzią byłoby „bo tak”. Po rozwinięciu zaś byłoby to: „myśleliśmy, że jak Departament Stanu da wam po łapach po tym idiotyzmie z karą dla TVN, to zrozumiecie o co nam chodzi, ale chyba, kurwa, trzeba prościej”. Być może Amerykanie byliby bardziej powściągliwi (tzn. zależałoby im na udawaniu, że stosunki między naszymi krajami są partnerskie) gdyby nie polityka zagraniczna prowadzona przez Dobrą Zmianę (wkurwianie wszystkich dookoła w ramach „wstawania z kolan”). Amerykanie wiedzą, że polskie władze się „skazały” na „strategiczne partnerstwo” z USA (które to Stany mogą nas mieć w dupie) i postanowiły z tego skorzystać.
List Mosbacher wywołał tak wielkie oburzenie, że spod lodu wypłynął Witold Waszczykowski, który powiedział, że: „Wszystko wskazuje na to, że mamy kłopot z brakiem profesjonalizmu u pani ambasador”. Dzięki temu nie musicie się już zastanawiać nad tym, co by było, gdyby Tommy Wiseau zaczął krytykować innych filmowców.
Obiecałem wam, że wrócimy do Marcina „Siedzę nad tematem od dłuższego czasu” Makowskiego. Tak, tym razem będzie o nieogarnianiu. Zacznijmy od marszałka Karczewskiego, który w ramach wyrażania swojego oburzenia powiedział był: „Nie jest rolą ambasadora bronić interesów korporacji”. Wypowiedź ta (jak praktycznie wszystkie wypowiedzi marszałka Karczewskiego) ma tylko jeden wymiar i jest to wymiar humorystyczny. Po pierwsze. Każdy kraj (tzn. najwyraźniej każdy poza Polską) będzie dbał o swój „kapitał”, tak więc każdy kraj będzie „osłaniał” korporacje, należące do jego obywateli. Po drugie, tutaj mamy do czynienia z USA, czyli z krajem, w którym dbanie o korporacje zostało podniesione do rangi religii. Po trzecie, rolą ambasadora jest robienie tego, czego wymaga odeń jego pracodawca. Ja wiem, że z punktu widzenia dobrozmianowej nomenklatury, rolą ambasadora jest bycie ambasadorem (sprawdzić, czy nie Przyłębski, albo inny Głębocki), ale inne kraje mają do tego nieco inne podejście. No dobrze, nie będziemy się pastwić nad Stanisławem Karczewskim, bo przeca to nie jest jakaś ważna osoba i może się chłop nie znać, co nie? Skupmy się tedy na Marcinie Makowskim, który „siedzi nad tematem od dłuższego czasu”. Otóż. W trakcie gównoburzy wywołanej przez list Moschaber, Marcin Makowski razem z drugim mediaworkerem Dobrej Zmiany, Wojciechem Wybranowskim, napisali „łamiący” artykuł pt. „Kolejne roszczenia ambasador Mosbacher”. Potem jest już tylko zabawniej: „Amerykańska ambasador naciskała na ministrów i urzędników rządu, aby wprowadzić takie zmiany przepisów, które stawiałyby amerykańskie firmy działające w Polsce w uprzywilejowanej pozycji. Dziennikarze "Do Rzeczy" – Marcin Makowski i Wojciech Wybranowski – piszą o kulisach sprawy.” Pozwolę sobie na krótką dygresję. Czy tylko mnie się, kurwa, wydaje, że rządowe media mają jakiegoś pierdolca na punkcie „ujawniania kulisów”, pisania o „kulisach sprawy” etc? Przeważająca większość artykułów o „kulisach” to albo jakieś pierdoły (tak jak ten), albo brednie (vide Wojciech Biedroń i jego wrzutka o tym, że naziolki zorganizowały urodziny Hitlera, bo im ktoś zapłacił). Ok, dygresja dygresją, ale trza wracać do tego pana, który „Siedzi nad tematem”. Jedna uwaga, ja nie mam najmniejszych wątpliwości co do tego, że amerykańscy dyplomaci wszędzie, gdzie tylko mogą, namawiają prawodawców do tego, żeby amerykańskie firmy były „równiejsze”. Tak więc, mimo tego, że autorzy artykułu to duet Makowski&Wybranowski, artykuł jest „legitny”. Tylko że z tego absolutnie nic nie wynika. Amerykanie w ten sposób postępują, koniec, kropka. Jeżeli takie działania są dla kogoś niespodzianką, to niechże, kurwa, nie udaje speca od polityki zagranicznej, bo - na ten przykład - ze mnie to, kurwa, żaden spec, ale nawet ja wiem, że to norma. Moim zdaniem, ów artykuł powstał dlatego, że jakiś idiota w MSZ uznał, że te naciski to był autorski pomysł Mosbacher. Ten sam ktoś uznał, że skoro tak, to on tu zrobi przeciek i Waszyngton na pewno „coś z tym zrobi”. Chętnych do napisania tego artykułu było pewnie sporo, ale dostali go ci, którzy cieszą się największym zaufaniem (Makowski jest wiernym żołnierzem. Gdyby tak nie było, to nie dostałby do napisania tekstu o żonie Prezydenta RP). Na sam koniec wróćmy do „wywiadu”, który przeprowadził Makowski. Tzn. ja wiem, że on tych pytań nie wymyślał, ale mógł się powstrzymać od zadawania tych głupszych. Jeżeli chcecie wiedzieć, jak głupie były to pytania, to podrzucę krótką wymianę zdań. Makowski: „Nie, pytam o coś, o co zapewne chciałoby zapytać wiele osób, siedząc na moim miejscu. Czy nie jest tak, że wolność słowa została „wyłożona na stół” właśnie w tej chwili, ponieważ problem dotyczy nastawienia rządu do telewizji, która jest w posiadaniu Amerykanów?” Mosbacher: „To uczciwe pytanie. Będę reagować i jestem do tego zobligowana, aby zabierać głos za każdym razem, gdy zaistnieje sytuacja, w której amerykańskie firmy mogłyby nie być traktowane fair. W tym przypadku jednak zarówno kapitał, jak i wolność debaty publicznej złożyły się w jedną nierozdzielną sprawę.” Rozumiem zamysł, który stał za pytaniem „haha, zaraz ją zapytam, czy chodziło o pieniądze, a ona powie, że tak i będzie #zaorane”, ale ów zamysł był idiotyczny dlatego, że wszyscy, poza polskimi władzami i Marcinem Makowskim wiedzą, że Amerykanie „szanują” pieniądze. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że niniejszy wywiad musiał nieco popsuć humoru wierchuszki dobrozmianowej (a przynajmniej tych polityków, którym marzyła się „repolonizacja mediów”). Chodzi mi konkretnie o ten jego kawałek:„Raz jeszcze powtarzam: będę bronić swobody debaty publicznej i interesów kapitału ze Stanów Zjednoczonych – reszty nie oceniam. W przyszłości zrobiłabym to samo wobec każdego innego wydawcy, gdyby jego prawa zostały zagrożone.” To jest bardzo wyraźny sygnał, że USA będzie bronić nie tylko TVN-u, ale też innych mediów. Insza inszość to fakt, że te słowa padły już po gównoburzy. Jeżeli ktoś miał wątpliwości co do tego, czy Mosbacher sama sobie to wymyśliła, czy też realizuje to, do czego zobowiązała ją administracja w USA, to tego rodzaju deklaracja powinna je rozwiać.
Dawno nie było nic na temat pasienia Red is Bad przez instytucje publiczne (podlegające Dobrej Zmianie), nieprawdaż? Otóż Muzeum II Wojny światowej wrzuciło na FB wpis: „Czekamy na Milionowego Gościa Muzeum! Milionowy tydzień zapowiada się coraz ciekawiej… odliczamy? Informujemy, że Partnerem wydarzenia jest Red is Bad!! " (wpis był opatrzony sporą grafiką RiB). Być może ktoś umiałby wskazać ironię tej całej sytuacji (prawicowa firma, pasąca się na publicznych pieniądzach), ale ja, niestety, nie potrafię tego zrobić.
Mój najukochańszy portal rządowy („w Polityce”) opublikował tweet o następującej treści: „"GW" oburzona puszczeniem piosenki o wierze chrześcijańskiej w gimnazjum. Czerska alarmuje o przemycaniu "skrajnie prawicowych treści"” Pomyślałem sobie „do diaska, czemu Wyborcza znowu prześladuje chrześcijan!” i popędziłem zapoznać się z treścią tej „piosenki o wierze chrześcijańskiej”. Muszę wam przyznać, że się nie zawiodłem, albowiem patrzcie na ten pyszny kawałek: „przetrwaliśmy czas rozbiorów i brunatne zło, komunistów i lewaków, genderowe dno. Od dżihadu ocalimy świat kolejny raz”. Szczególnie ukochałem sobie to „komunistów i lewaków”. Widać bowiem wyraźnie, że autor piosenki zna historie na tyle dobrze, że wie, że z lewakami walczył już sam Lenin. Nieco zaś bardziej, kurwa, na serio. Osoba, która każe dzieciom śpiewać taką piosenkę, nie powinna być pedagogiem.
Ponieważ polskie władze „nie wiedzą kiedy przestać”. Do dziennikarza, który robił wcieleniówkę u nazioli przyszło ABW, żeby mu wręczyć wezwanie na przesłuchanie w charakterze podejrzanego, albowiem propagowanie nazizmu. Jeden z dziennikarzy zapytał ministra Wąsika, czy on autoryzuje takie działania, na co ów odpisał: „Doręczenie wezwania do prokuratury? Tak”. Jest to o tyle zabawne, że dosłownie dzień później prokuratura uznała, że jest za wcześnie na to, coby stawiać zarzuty, i że generalnie to trzeba poczekać. Mógłbym to jakoś zabawnie spointować, ale ów dziennikarz zrobił to za mnie i napisał: „I pan minister został z deklaracją jak Himilsbach nie został z angielskim”.
W sytuacjach takich, jak ta opisana powyżej warto obserwować, co mają do powiedzenia ludzie, których Dobra Zmiana obdarowała stołkami. Jedną z takich osób jest Marcin Kędryna, który stołek od Prezydent RP dostał między innymi dlatego, że w trakcie prezydenckiej kampanii wyborczej liczył ile razy we wstępniaku do „Newsweeka” pojawiło się nazwisko kandydata PiS. Jeżeli myślicie, że żartuję, to mam dla was dwie wiadomości. Pierwsza to taka, że wam zazdroszczę. Drugą wiadomością zaś jest: „link znajdziecie w źródłach”. Jakąż to mądrością zechciał się podzielić Wielki Matematyk? Otóż, gdybyście nie wiedzieli, to: „Dziennikarze są od tego by urządzać prowokacje. Prokuratura jest od tego, żeby łamiących prawo ścigać. Sądy są od tego, żeby dziennikarzy w imię społecznego dobra uniewinniać. Bądź nie. Bo nie każdą prowokację można społecznym dobrem uzasadnić. Howgh”. Tłumacząc to, z kędrynowego na polski: nic się nie stało, Polacy nic się nie stało, bo sąd uniewinni, albo nie, bo nie wiadomo, czy tę akcję da się uzasadnić społecznym dobrem! Gdybym był złośliwy (a nie jestem), to bym napisał, że gdybym (to już ostatnie „gdybym” w tym zdaniu!) miał do powiedzenia tyle, co Marcin Kędryna, to wolałbym się nie odzywać, bo nie każdą wypowiedź da się uzasadnić dobrem społecznym.
Hejtowanie przez prawicę TVNu opierało się w całości na wyjaśnieniach złożonych przez neonazistę (który miał już niejeden zatarg z prawem). Obserwując te hejty, zastanawiałem się nad tym, jak szybko prawica zrobi zwrot o 180 stopni. Okazało się, że bardzo szybko, albowiem: „były oficer WSI i oskarżony ws. afery SKOK Piotr P. zeznał (przypis Piknikowy, coś się mnie wydaje, że tu powinny być wyjaśnienia, bo oskarżony składa wyjaśnienia, ale nie będę grzebał przy cytacie) przed sądem, że przekazywał pieniądze politykom PiS”. Bardzo się to nie spodobało Jackowi Sasinowi, który powiedział, że: „poważni politycy nie powinni się odwoływać do zeznań przestępcy”. I teraz mam zagwozdkę. Gdybym to ja napisał, że w PiSie nie ma poważnych polityków, to byłaby pewnie Mowa Nienawiści i Przemysł Pogardy (sprawdzić, czy nie Piotr Gliński) i to jest dla mnie zrozumiałe. Jednakowoż nie mam pojęcia czy sytuacja, w której jeden z PiSowców twierdzi, że jego koledzy są niepoważni, to Przemysł Pogardy, czy też stwierdzenie faktu?
Niespokojnie się zrobiło na Ukrainie (tzn. bardziej niż do tej pory), albowiem Rosja postanowiła sprawdzić, co będzie jak jej marynarka ostrzela ukraińskie okręty i uwięzi marynarzy. Sprawa jest rozwojowa (rzuciłbym jakiś żart o tym, że szukam firmy, która wybuduje mi schron przeciwatomowy [cena nie gra roli, tzn. i tak nie zapłacę, będą mieli do portfolio], ale chyba sobie daruję), tak więc przysłowiowy narodowiec wie, co będzie dalej. No oczywiście, że będzie o Morzu Azorskim, albowiem ta omyłka wprost idealnie obrazuje to, w jaki sposób działają „zwykli internauci” (czyt. drony Prawa i Sprawiedliwości). Otóż, to „Morze Azorskie” przydarzyło się dwóm politykom. Jednym z nich był, nie kto inny, jak prezes przysłów Ryszard Petru. Reakcje były raczej łatwe do przewidzenia (cały internet miał z niego bekę). A potem szef MSZ wszedł w tryb Waszczykowskiego [San Escobar Intensifies] i również przypierdolił tym Morzem Azorskim i nagle się okazało, że część „zwykłych internautów” przestała uważać, że to śmieszne. Przeglądałem sobie timeline Samuela Pereiry. Redaktor Pereira zażartował (a mógł zabić): „Mało znany fakt: z Madery na Azory leci się samolotem” (sieknął również 2 rećwity heheszków z Petru). Tak więc widzicie, jest śmiesznie, są żarty. Dziwnym trafem, nie znalazłem u niego żadnych heheszków z Czaputowicza. Większość jego kolegów (i pomniejszych dronów) zrobiła dokładnie to samo. Tzn. heheszki „czo ten Petru”, a potem nagła cisza, bo „swojego” się nie rusza (no chyba, że zielone światło będzie).
Trochę mnie wkurwia to ile już napisałem o TVNie, ale niestety, za sprawą posła Horały, trzeba jeszcze raz. W trakcie gównoburzy związanej z listem Ambasadorki USA, Horała wizytował TOK FM i w trakcie wywiadu powiedział: „Stany Zjednoczone zawsze dbają o zagraniczny kapitał amerykański, a ta akurat stacja jest, zdaje się, kapitałem amerykańskim. Choć są tacy, co mówią, że rosyjskim”. Dopytywany przez dziennikarza o to, skąd ma takie informacje, odparł: „na mieście się tak mówi”. Ciekaw jestem, jakby zareagował poseł Horała, gdyby ktoś powiedział, że „są tacy, co mówią, że partia pana posła jest sponsorowana przez Putina” i tłumaczył, że „na mieście tak mówią”. Śmiem twierdzić, że poseł by się rozwrzeszczał, że fake newsy i pewnie Zbyszka by bardzo szybko poproszono o interwencję (albo ktoś by jebł w autora słów pozwem na drodze cywilnej). Swoją droga, zastanawiam się nad tym, dlaczego po tym idiotyzmie dziennikarz nadal prowadził wywiad. Horała powinien być grillowany aż do momentu, w którym przyznałby, że wiedzę na temat rosyjskiego kapitału powziął z przysłowiowej dupy i przeprosiłby za kłamstwo. Być może się mylę, ale odnoszę wrażenie, że „odpuszczanie” politykom w takich sytuacjach sprawia, że stają się oni coraz bardziej bezczelni. No ale, co ja się tam, kurwa, znam.
Sebastiana Kalety nie trzeba nikomu przedstawiać. Ostatnio ujął się on za jednym ze swoich kolegów, Samuelem Pereirą, który został pozwany za swoje wpisy przez Ringier Axel Springer Polska (czyli Onet i te sprawy): „Panie Januszu Schwertner , czy wg Pana środowisko dziennikarskie powinno być dzisiaj zjednoczone i wesprzeć Samuela Pereirę, który za wyrażanie swoich opinii o Pana pracodawcy otrzymał pozew, w którym RASP żąda 100 000 zł? Chce Pan otrzymać pensję odebraną p. Pereirze?”. Ok w tym miejscu mi się trochę uleje. Bo widzicie, gdyby Pereira był dziennikarzem, takim prawdziwym, który zajmuje się tym, czym zajmują się dziennikarze, to bym się wkurwił za to, że ktoś go chce ciągać po sądach. Tylko że Samuel Pereira zachowuje się (w najlepszym wypadku), jak rzecznik obecnej władzy. Owszem, dziennikarz może mieć własne poglądy, ale Pereira ich nie posiada. Pereira posiada jedynie wytyczne i je realizuje z żelazną konsekwencją, bo wie, że jeżeli PiS przejebie wybory, to odjedzie mu koryto. Zajmuję się czytaniem wynurzeń polityków od dłuższego czasu, więc mało co mnie rusza. To napisawszy muszę stwierdzić, że Kalecie udało się mnie wkurwić. Konkretnie zaś chodzi o „czy wg Pana środowisko dziennikarskie powinno być dzisiaj zjednoczone i wesprzeć Samuela Pereirę”. Kaleta wkurwił mnie do tego stopnia, że postanowiłem poczuć się jak Kędryna i przeszperałem Pereirowe konto Twitterowe, żeby policzyć wpisy, z których wynikałoby, że solidaryzuje się on z dziennikarzami, którzy zrobili wcieleniówkę (w zajebiście niebezpiecznym otoczeniu, jakim są neonaziści). Nie było tam ani jednego takiego wpisu. Było za to 19 wpisów, w których Pereira gnoił dziennikarzy, rozsiewał wrzutki rządowego mediaworkera, Wojciecha Biedronia (który udaje, że uwierzył w to, co opowiedział śledczym neonazista) i tak dalej i tak dalej. Najbardziej urzekł mnie wpis, w którym Pereira zrzygał się na nagrodę, którą dziennikarze otrzymali za ten materiał i napisał „nagroda za 20 tysięcy” (bo, rozumiecie, hehehe oni sami zapłacili tym neonazistom, bo jeden z nich tak powiedział hehehe). Czy ktoś mógłby mi, kurwa, powiedzieć, dlaczego środowisko dziennikarskie miałoby wspierać takiego typa? W tym miejscu chciałbym (po raz drugi w historii moich Przeglądów) przekazać Samuelowi Pereirze najszczersze- nawet mi Cię, kurwa, nie żal. Mam nadzieję, że to dopiero początek.
W okolicach 23 listopada w mediach pojawiły się pierwsze informacje na temat planowanej przez rząd podwyżki VATu na leki dla zwierząt. Jak zareagował na to suweren? W telegraficznym skrócie, było to „no chyba was popierdoliło”. Tydzień później rzecznik Ministerstwa Finansów ogłosił, że VAT pozostanie bez zmian. I właśnie wtedy mogliśmy się przekonać o tym, jak wygląda prawdziwe bohaterstwo, albowiem w tym samym dniu Prezydent RP napisał ćwit: „Nie zgadzam się na podwyższenie stawki vat na leki weterynaryjne z 8% do 23%. To zły pomysł, który byłby ciosem dla opiekunów zwierząt, schronisk dla zwierząt i hodowców.”. Brawo Panie Prezydencie, miał Pan tydzień na wyrażenie swojego sprzeciwu i prawie Pan zdążył. Może następnym razem się uda.
30 listopada był dla Prezydenta RP dniem podwyższonej aktywności na Twitterze. Tego samego dnia napisał on bowiem również, że:”„polexit” staje się chyba jedynym znanym elementem programu PO. Powtarzają to jak mantrę i wyraźnie prą w tym kierunku. PO chce wypchnąć Polskę z UE?”, ponieważ wpis ów spotkał się z krytyką, Prezydent postanowił się odwinąć: „Bo już mnie męczy ta wasza natrętna propaganda i odwracanie kota ogonem. Zniesmaczony jestem, a i Święty by nie wytrzymał... więc sorry.” W tym miejscu pozwolę sobie na niepopularną opinię. Moim zdaniem PiS faktycznie nie planuje polexitu. Jednak brak takowych planów nie zmienia faktu, że polityka naszych obecnych władz jest wybitnie antyunijna, zaś same władze non stop (eufemizując) srają na Unie Europejską (chciałem napisać „srają na Brukselę”, ale doszedłem do wniosku, że to nie najlepszy pomysł). Zresztą sam fakt budowania narracji, w których UE to są „oni” (nigdy „my”, choć Polska jest częścią Unii Europejskiej) i używania haseł „Bruksela narzuca to i tamto” (w których to hasłach zakochały się rządowe media), pokazuje, że, delikatnie rzecz ujmując ciężko PiS nazwać partią prounijną. Trudno się więc dziwić opozycji (tak, ponoć istnieje w Polsce coś takiego), że usiłuje grać na antyunijności partii rządzącej. Analogicznie, trudno dziwić się temu, że media cytują antynunijny bełkot polityków PiSu. Zabawnym znajduję fakt, że z racji nadchodzących wyborów do Europarlamentu, ktoś w PiSie uznał, że trzeba przestawić wajchę i teraz PiS będzie prounijny. Problemów z zestawieniem „nowej” narracji z wcześniejszymi wypowiedziami nie powinno być, ale wierzę, że nasza opozycja da radę to spierdolić.
Na samiutkim końcu przyjdzie nam się pochylić nad wpisem ministra Brudzińskiego, który to wpis wiążę się z tematyką antyunijnych nastrojów w społeczeństwie. Otóż minister trafił na wpis, który był antysemickim i antyunijnym rzygiem (ów wpis był odpowiedzią na jego wcześniejszego ćwita). Minister zadumał się nad tym i napisał: „Idiota czy ruski troll? Skąd się biorą te imbecyle z biało-czerwonymi i bogoojczyżnianymi awatarami? Judzą i obrzydliwymi atakami na PIS utrwalają, ku uciesze naszych wrogów,stereotyp Polaków jako wrogów, USA, UE, Izraela, demokracji, a na końcu nawet prostackich antysemitów.” Minister nie jest może Sherlokiem Holmesem, ale nawet jemu zaświtało w głowie, że chyba coś jest, kurwa, nie tak. Owszem, zwrócił uwagę na rzyg, dopiero w momencie, w którym do bełkotu dodany został pocisk antyPiSowski, ale ważne, że w ogóle tę uwagę zwrócił. Jeżeli chodzi o to zwracanie uwagi, to ja już jakiś czas temu zauważyłem dość zajebistych rozmiarów dysproporcję między sondażami badającymi prounijność/antyunijność społeczeństwa, a tym, co się odpierdala w internetach. Zazwyczaj mam do sondaży podejście takie, że im, kurwa, nie wierzę, ale te sondaże są praktycznie zawsze takie same. Tzn. wskazują one na to, że znaczna większość Polaków jest prounijna. W internetach (głównie Twitter, ale być może podobnie jest na FB) rzecz się ma „nieco” inaczej. Gdybym miał, „wróżąc z Twittera”, ocenić nastawienie Polaków do UE, to poważnie bym się zaczął obawiać Polexitu. Dysproporcja jest olbrzymia. Co znamienne, „antyunijne” konta non stop wrzucają hejty na zły Zachód, który umiera (bo muzułmanie, lewica, geje, "marksizm kulturowy"/etc) na tych kontach pojawiają się również bardzo często idiotyczne wrzutki pt „biała rasa wymiera” i tak dalej i tak dalej. Konta owe skupiają się na budowaniu narracji, w myśl której UE jest dla Polski śmiertelnym zagrożeniem (idealnie się z tym wstrzelono w trakcie ostatniego kryzysu migracyjnego). Skoro więc UE stanowi śmiertelne zagrożenie dla Polski, to naturalnym jest, że trza się katapultować z takiej „śmiercionośnej” wspólnoty, nieprawdaż? Gdybyśmy w Polsce mieli jakiekolwiek służby, to owo zjawisko już dawno zostałoby dostrzeżone, zmierzone i zważone, a część farm trolli zostałaby już dawno „oflagowana”. Zamiast tego mamy rządowe media jarające się tym, że wystąpienie Poprzedniczki Premiera Tysiąclecia miało w chuj udostępnień na Twitterze (tylko że filmik został udostępniony przez Voice of Europe [konto, które już dawno zostało „oflagowane”, jako element rosyjskiej wojny informacyjnej]) i polityków idiotów, którzy udostępniają na Twitterze antyunijne fejki, a czasami zwykły rasistowski rzyg (już nawet nie chce mi się obiecywać, że wreszcie napiszę o tym tekst, ale może się wreszcie uda [screeny czekają i mają się dobrze]). Aczkolwiek nie powinniśmy się temu dziwić. Świadomość naszych władz w zakresie tego, jak wygląda współczesna wojna informacyjna idealnie zobrazowały plany MON-u, który jeszcze nie tak dawno temu chciał zakupić „rakietowe pociski ulotkowe” i ręczne miotacze ulotkowe”.
UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!
https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty
Źródła:
https://www.wprost.pl/kraj/10167783/prezydent-duda-o-propagandzie-homoseksualnej-nie-powinna-miec-miejsca-w-szkolach.html
Na jednym z filmików nagrano „balonowego wojownika”:
https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/pierwszy-marsz-rownosci-w-lublinie,875815.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,24190423,bartoszyce-mechanik-wymienil-zarowke-urzedniczkom-skarbowki.html
https://twitter.com/tvn24/status/1064583133293629440
https://olsztyn.tvp.pl/40107939/policja-chce-ukarania-urzedniczki-skarbowki-za-brak-zarowki-wniosek-trafil-do-sadu
https://www.radiozet.pl/Radio/Programy/Gosc-Radia-ZET/Jacek-Sasin-Nie-ma-planow-rekonstrukcji-rzadu.-Przyspieszone-wybory-to-dziennikarska-kaczka
https://twitter.com/tvn24/status/1064583133293629440
https://twitter.com/WorldBankPoland/status/1065217324083568640
https://tvn24bis.pl/z-kraju,74/bank-swiatowy-nie-uczestniczymy-w-procesie-wyboru-doradcow-dyrektorow,885735.html
https://wpolityce.pl/polityka/422213-zaryn-oswiadczenie-bs-zbiezne-ze-stanowiskiem-nbp
https://www.pulshr.pl/zmiany-kadrowe/katarzyna-zajdel-kurowska-z-nbp-do-banku-swiatowego,54351.html
https://twitter.com/kplapinski/status/777854362664243200
https://wiadomosci.radiozet.pl/Polska/Tak-Kacper-Kaminski-tweetowal-o-pracy-Petru-w-Banku-Swiatowym
https://dziennikzachodni.pl/sejmik-slaski-przejelo-pis-radni-krzyczeli-hanba-zdrada-kim-jest-wojciech-kaluza/ar/13682028
https://twitter.com/BZdrojewski/status/1065270512941756417
https://samorzad.infor.pl/temat_dnia/387131,Albo-mandat-posla-albo-mandat-radnego.html
https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/robert-biedron-zrezygnowal-z-mandatu-radnego-opozycja-krytykuje,887838.html
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24196626,georgette-mosbacher-ostrzega-pis-przed-zamachem-na-wolne-media.html
https://polskatimes.pl/ujawniamy-co-naprawde-powiedziala-amerykanska-ambasador-polskim-parlamentarzystom-na-temat-niezaleznosci-mediow-mamy-zapis/ar/13688832
https://www.wirtualnemedia.pl/artykul/ambasador-usa-list-dot-tvn-do-premiera-pelna-tresc-calosc-gleboki-niepokoj-zarzutami-wobec-dziennikarzy-i-wladz-tvn-i-discovery
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,130517,24222290,kto-stoi-za-wyciekiem-do-mediow-listu-mosbacher-do-premiera.html
https://twitter.com/makowski_m/status/1067168029010796544
Za to dostałem bana od pluszaka:
https://twitter.com/PiknikNSG/status/783244870261567489
https://twitter.com/makowski_m/status/1067167044536274945
https://dorzeczy.pl/swiat/85266/Rzecznik-Departamentu-Stanu-USA-zabrala-glos-ws-listu-Mosbacher.html
„Do Rzeczy” nr 49/301 3-9 grudnia 2018
https://dorzeczy.pl/kraj/85240/Nowojorska-celebrytka-Waszczykowski-ostro-o-Mosbacher.html
https://www.tvp.info/40190854/nie-jest-rola-ambasadora-bronic-dziennikarzy-i-korporacji
https://dorzeczy.pl/kraj/85249/Kolejne-roszczenia-ambasador-Mosbacher.html
https://www.facebook.com/132197036871908/posts/2037816219643304/
https://twitter.com/wPolityce_pl/status/1066097539731083265
https://wpolityce.pl/media/422549-gw-oburzona-puszczeniem-piosenki-o-wierze-chrzescijanskiej
https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/skandal-w-szkole-w-sycowie-nauczycielka-kazala-spiewac-uczniom-piosenke-o-genderowym/mywcf4h
https://wiadomosci.wp.pl/abw-pojawilo-sie-w-domu-operatora-tvn-ktory-filmowal-urodziny-hitlera-6320460074317441a
https://www.tvp.info/40137267/prokuratura-krajowa-stawianie-zarzutow-operatorowi-z-tvn-jest-przedwczesne
https://wpolityce.pl/polityka/422691-prokuratura-krajowa-zabrala-glos-ws-operatora-tvn
https://dorzeczy.pl/kraj/84985/Niespodziewany-zwrot-ws-operatora-TVN-Komunikat-prokuratury.html
Wrzucam link do ćwita ministrowego, bo dziennikarz ma zakłódkowane konto, więc link by mógł prowadzić do 404
https://twitter.com/WasikMaciej/status/1066377743942721536
https://twitter.com/marcin_kedryna/status/1066618063901126656
Tutaj macie link do moich heheszków z Kędryny (na samym początku wątku jest jego ćwit z „obliczeniami”):
https://twitter.com/PiknikNSG/status/579773591333507072
https://www.rp.pl/Plus-Minus/306169932-Marcin-Kedryna-hipster-pana-prezydenta.html
https://twitter.com/wPolityce_pl/status/1066620031608475648
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24207207,oskarzony-ws-skok-ow-twierdzi-ze-przekazywal-pieniadze-politykom.html
https://twitter.com/SamPereira_/status/1067030584894111744
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24213395,wpadka-szefa-msz-mowil-dzis-o-morzu-azorskim-te-sama-pomylke.html
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,130517,24215274,marcin-horala-posel-pis-przewodniczacy-komisji-ds-vat-w.html
https://twitter.com/PiknikNSG/status/1068273874347982849
https://www.agropolska.pl/produkcja-zwierzeca/inne/szykuje-sie-drastyczna-podwyzka-cen-lekow-weterynaryjnych,366.html
https://forsal.pl/artykuly/1366049,mf-planuje-zniesc-preferencyjny-vat-na-leki-dla-zwierzat.html
https://www.rmf24.pl/ekonomia/news-vat-na-leki-dla-zwierzat-bez-zmian-rzad-wycofuje-sie-z-kontr,nId,2704815
https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1068465048715231233
https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1068486320811581440
https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1068488299998863362
https://twitter.com/jbrudzinski/status/1068836896409825280
W artykule znajduje się odnośnik do starego konta Voice of Europe, które nieco później spadło z rowerka
http://telewizjarepublika.pl/slowa-premier-szydlo-robia-prawdziwa-furore-w-ameryce-brawo,49093.html
Tu wpis jednego z rządowych mediaworkerów, który czasami miewa napady przyzwoitości. W tym wpisie zwrócił uwagę swoich kolegów na to, żeby się nie jarali Voice of Europe:
https://twitter.com/WojciechMucha/status/874707364401860609
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz