środa, 21 listopada 2018

Hejterski Przegląd Cykliczny #41

Zacznijmy od Kota Schrödingera, który jest eksperymentem myślowym ilustrującym „problem zastosowania interpretacji kopenhaskiej mechaniki kwantowej w odniesieniu do obiektów makroskopowych”. Tak, chodzi o tego kota, który jest żywy i martwy do momentu otwarcia pudełka. Nawiasem mówiąc, nie wiadomo czemu Schrödinger zdecydował się na kota, ale parafrazując klasyka „PRZYPUSZCZAM, ŻE LUBIŁ WIELKIE, GROŹNE PSY.” Powyższy eksperyment myślowy idealnie nadaje się do opisu Marszu Niepodległości, który był zarówno prezydencki (niektóre media pisały o „rządowym marszu”), jak i nieprezydencki (w tym drugim przypadku mamy do czynienia z Teorią Dwóch Marszów). Prezydencki był wtedy, gdy można było pochwalić się tym, że 200K ludzi tam było. Nieprezydencki był wtedy, gdy się okazywało, że palenie flagi UE (propsowane przez jednego z organizatorów, czyli Młodzież Wszechpolską), Forza Nuova i te sprawy. Prezydent RP wziął udział w marszu pomimo tego, że nie mógł w nim wziąć udziału, bo miał napięty harmonogram. Jeżeli zaś już jesteśmy przy włoskiej organizacji neofaszystowskiej, to jeden z rządowych mediaworkerów (produkuje się w „Sieciach Prawdy”), stwierdził, że „Forza Nuova to nie jest pełnokrwista partia faszystowska” (tak więc, japa lewaki!). W internetach widziałem też dyskusje w temacie tego, że FN jest spoko, bo chuj z tym, że Mussolini był ziomkiem Hitlera (ale się nie cieszył!), skoro Włosi nas lubili w 1939/etc. Oczywiście na Marszu było (eufemizując) od chuja rac i, oczywiście, policja nic z tym, kurwa, nie zrobiła. No ale jak to, ktoś powie, przeca na Czarnym Proteście legitymowali za race. Owszem, ale jak to wyjaśniono po tymże Czarnym Proteście „nie można porównywać dwóch różnych zgromadzeń o zupełnie innym charakterze”. Gdybym był złośliwy (a nie jestem), to bym zapytał uprzejmie co to za brednie? Przeca na Marszach Niepodległości pojawiają się jedynie rodziny z dziećmi, więc co za problem podejść do takiej rodziny i poprosić o zgaszenie racy? Ponieważ zaś nie jestem złośliwy, napiszę jeno tyle, że w kontekście bierności policyjnej narracja o „rodzinach” jest cokolwiek ciężka do obrony. O tym, że odpalanie rac jest złe policja przypomniała sobie dopiero po marszu i oznajmiła, że „poszukuje osób, które podczas niedzielnego marszu w Warszawie odpaliły race”. Momentalnie zwrócono uwagę stróżów prawa, że Cezary „Metyl” Gmyz chwalił się (na swoim koncie TT) odpaleniem racy i zapytano, czy poniesie jakiekolwiek konsekwencje. Indagowany w tym temacie rzecznik stołecznej policji  odpowiedział: „Mamy bardzo dużo zgłoszeń w sprawie osób, które odpalały race podczas niedzielnego marszu w Warszawie. Cały czas poprzez media społecznościowe otrzymujemy wiele zdjęć z wizerunkami podejrzanych. Wszystkie są sprawdzane na bieżąco. Każda osoba, bez żadnego wyjątku, będzie wzywana na komendę celem wykonania czynności”. Potem zaś dodał, że nie może mówić o konkretnych osobach, które mogły dopuścić się wykroczenia. „Jednakże każdy materiał, który jest w naszej dyspozycji oraz każda osoba,  która została ujawniona podczas popełnionych wykroczeń, musi liczyć się z odpowiedzialnością”. Tłumacząc to z rzecznikowego na nasze: Gmyz dostanie po łapach, jeżeli nikt policji nie zabroni dać mu po łapach. W kwestii zaś samego marszu, to trochę męczący jest bóldupizm uczestników tegoż, którzy twierdzą, że oni nie so radykałami i że oni tam jedynie przychodzo bo 11 listopada. Gdyby było tak, że ten spęd jest organizowany przez jakichś zwykłych ludzi, narodowcy czepialiby się marszu jak gówno okrętu, to faktycznie ciężko by było mieć pretensje do tych „rodzin z dziećmi”. Jeno, kurwa, jest tak, że rok rocznie spęd organizuje łysa ziomberiada spod znaku falangi i pojawia się na nim od cholery kibolstwa (ciekawe czy Premierowi Tysiąclecia podobały się tegoroczne przyśpiewki), a „rodziny z dziećmi” są tam tak trochę na doczepkę. Jak nie chcecie być uznawani za faszystów to się, kurwa, nie bujajcie z ziomkami, którzy się jarają przedwojennym faszyzmem. Bo to trochę tak, jakby ktoś polazł na imprezę organizowaną przez fanów Stalina i się potem wkurwiał na to, że go wyzywają od bolszewików. Niby można, ale chyba nie bardzo jest sens.


I znowuż przyszło mi „rozblokować” temat, bo skalę zjebania rozwaliło. Pamiętacie może przemiłych ludzi, którzy organizowali urodziny Adolfa Hitlera? Tak więc, hurr durr, to wszystko była prowokacja i ujawniamy kulisy! Otóż okazało się, że to nie tak, że neonaziści (z przyczyn oczywistych, w tym konkretnym przypadku prawo Godwina ulega zawieszeniu) zrobili imprezę, bo jara ich Hitler i III Rzesza. Nic z tych rzeczy! „Wiele wskazuje na to, że grupa przebierańców z lasu pod Wodzisławiem Śląskim to w rzeczywistości opłaceni statyści. W czyim filmie zagrali? Kto naprawdę sfinansował tę imprezę i jaki był rzeczywisty udział dziennikarzy i ich stacji w tym wydarzeniu? Czy ujawnili istniejące zjawiska, czy też byli ich animatorami? Na te wszystkie pytania próbuje teraz odpowiedzieć prokuratura.” Jest to o tyle ciekawe, że ten sam portal (moje najukochańsze „wPolityce”) nieco wcześniej wspominał o tym, że: „Podczas przeszukań w mieszkaniach zatrzymanych znaleziono m.in. mundury, flagi, odznaki, naszywki i publikacje o symbolice nazistowskiej. Zabezpieczone zostały ich telefony komórkowe i komputery.” O co więc, kurwa, chodzi redaktorowi Wojciechowi Biedroniowi z tymi „przebierańcami”? Tzn. ja wiem, że neonaziole się tam poubierali w mundury adekwatne, ale to nie byli żadni statyści, jeno ziomberiada, która się jara tą tematyką (i zapewne popierdala w tych szmatach w trakcie domówek). Statystami mógłby sobie rządowy mediaworker nazywać ludzi, których wzięto z ulicy i przebrano w te mundury. Na czym w ogóle opiera się narracja o „ustawce”? Na wyjaśnieniach jednego z neonazistów, który powiedział był, że przyszedł po swojego syna do przedszkola i: "W pewnym momencie podchodzi do niego dwóch mężczyzn z reklamówką, w której znajduje się 20 tysięcy złotych. Wręczają je Mateuszowi S. i stwierdzają, że za te pieniądze powinien on zorganizować „urodziny Hitlera”". Brzmi bardzo prawdopodobnie, nieprawdaż? Wam nikt nigdy nie dał 20 kafli jak odbieraliście swoje pociechy z przedszkoli? Nawet mi was, kurwa, nie żal. Każdy, kto nie jest ostatnim idiotą (względnie prawicowym mediaworkerem), zadałby sobie w tym momencie pytanie „czemu ktokolwiek miałby sam z siebie opowiadać o tym, że przytulił 20 tysięcy?” .Przeca zaraz się do takiego jegomościa zgłosi US i powie „dzień dobry, ja w sprawie nieujawnionego dochodu”. Wydaje mi się, że w przypadku „jakieś ziomki mnie dali pieniądze” US zastosuje taryfę 75%, ale nie jestem specem i jak mnie ktoś skoryguje, to się nie pogniewam. Jakakolwiek by ta sankcja nie była, to są pieniądze i śmiem wątpić w to, żeby naziolek ujawnił ten dochód dlatego, że chciał być „na czysto”. Wiadomo, że naziolek będzie miał przejebane, po co więc sobie jeszcze dokładać? Warto w tym miejscu wspomnieć o tym, że: „rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn powiedział, że ta wstępna weryfikacja uprawdopodobniła wersję o przekazaniu pieniędzy podejrzanemu Mateuszowi S.”. Tak więc nawet, gdyby naziolek zmienił zdanie, na niewiele się to zda (bo służby już najprawdopodobniej ustaliły, że wydawał znacznie więcej kasy niżby to wynikało z udokumentowanych dochodów). Ja sobie tutaj teraz pogdybam. Wydaje mi się, że jedynym powodem, dla którego naziolek powiedział, że dostał 20 kafli na urodziny, było to, że nie chciał, żeby służby wyniuchały od kogo tak naprawdę dostał te srebrniki. Mógł je dostać np. „ze Wschodu” (bo „Wschód” bardzo lubi sponsorować „nacjonalistyczną międzynarodówkę”). Kimkolwiek by nie był darczyńca, prawie na pewno nie był „anonimowy” i dlatego naziolek wrzuci służbom temat „TVN mnie dał szekle”. Otwartą kwestią pozostaje to, czy służby badają możliwość, że kasa mogła pochodzić „z innego źródła”, czy też podjarały się tematem TVNu i uznały, że „na chuj drążyć”. W artykule „ujawniającym” redaktor Wojciech Biedroń udowodnił, że mimo iż sobie wpisuje w bio na Twitterze „dziennikarz”, to nie bardzo ma, kurwa, pojęcie o tym, jak wygląda robota prawdziwych dziennikarzy. Redaktor dziwił się bowiem temu, że „dziennikarze zdobywają nagrania, ale mija wiele miesięcy, zanim trafia na antenę”. Ja się zdziwieniu pana redaktora nie dziwię. Jak się jest mediaworkerem na telefon, który wrzuca wszystko, co mu podrzucą chlebodawcy, to można mieć nielichy dysonans w sytuacji, w której ktoś ma jakiś temat, ale się z nim nie wyrywa, bo np. musi coś dopracować (albo np. stara się nie spalić sobie „przykrywki”). TVN usiłował się najpierw kopać z koniem i tłumaczyć wszystko przy pomocy oświadczeń, ale wreszcie ktoś się tam wkurwił i mój ukochany portal (i być może „Sieci Prawdy” [czy jak tam się teraz ten tygodnik nazywa]) zostanie pozwany za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji.


Najmniejszym zaskoczeniem było to, co odpierdalał prawicowy mainstream po tym, jak „w Polityce” ogłosiło swoje „rewelacje”. Dla nich każdy wyskok prawicy (w tym skrajnej) zawsze jest efektem „prowokacji” i działania wrażych sił. Niedorzeczniczka PiSu, Beata Mazurek, wystosowała „odezwę”: „Chciałabym publicznie zapytać, czy TVN zapłacił za zorganizowanie tego materiału, czy ludzie nagłaśniający ten temat, manipulując przy okazji, byli świadomi szkód, jakie wyrządzają Polsce i Polakom. Kto podejmował decyzje o emisji tego programu, a przede wszystkim dlaczego ten program został wyemitowany po siedmiu miesiącach, w momencie kiedy mieliśmy kryzys w relacjach polsko-izraelskich i jakie jest stanowisko dziś TVN-u, gdy na jaw wychodzą te szokujące fakty”. Dla nikogo nie będzie niespodzianką to, że pani niedorzeczniczka momentalnie oberwała w twarz debunkiem, albowiem program o naziolkach wyemitowano 20 stycznia, zaś inba w temacie ustawy (sprawdzić czy nie Jaki), zaczęła się 27-go (Prezydent RP podpisał ustawę 2 lutego). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że po rozpoczęciu tejże inby odezwały się głosy, które sugerowały, że PiS celowo ją kręci, bo chce przykryć gównoburzę wywołaną programem o naziolkach. Inni politycy byli przed wyrzyganiem się, otworzyli tzw. dupochrony i np. Cenckiewicz napisał na ćwitrze: „Była budka pod ambasadą a teraz urodziny Hitlera - jeśli to prawda to TVN powinien zniknąć z eteru”. Dupochronem jest fraza „jeśli to prawda”. Po chuj poczekać na potwierdzenie czegokolwiek, lepiej rzucić gównem od razu i (na wszelki wypadek dodać) „jeśli to prawda”. Jak się sprawa wyjaśni (i wyjdzie na to, że to bzdura) i ktoś się zacznie rzucać, to przeca można powiedzieć "no elo, ja napisałem, że „jeśli to prawda” to o chuj wam chodzi?". To są, rzecz jasna, jeno dwa przykłady, ale parafrazując klasyka „szkoda szczempić klawiaturę” i cytować kolejnych tuzów, bo generalnie wszystkie te wypowiedzi sprowadzały się do tego, że CHWD jednej stacji telewizyjnej i że Polsce szkodzo/delegalizować! Ja rozumiem, że prawica ma pierdolca na punkcie TVNu (+ ma pierdolca na punkcie spisków i „prowokacji”), ale ten konkretny atak na TVN był cokolwiek nieprzemyślany. Owszem, może chodzić o tłumaczenie suwerenowi, że trza repolonizować media, ale TVNu Dobra Zmiana nie ruszy. Wystarczy, że Jankesi tupną nogą, tak jak to było przy okazji kary nałożonej na TVN przez Krajową Radę Radia Maryja i Telewizje Trwam, i temat repolonizacji TVNu się momentalnie urwie (jeżeli chodzi o pieniądze, to USA nie ma poczucia humoru).


Ja już jestem najedzony, jeno trzeba niestety jeszcze jeden wątek poruszyć. Okazało się bowiem, że w trakcie urodzin Hitlera hajlował jeden z ludków z TVN. Nie powinno to nikogo dziwić, bo materiał był robiony „pod przykrywką”. Jeżeli ktoś infiltruje organizację neonazistowską, to raczej nie będzie się podawał za agenta Mosadu, ale (co za szok), za kolejnego nazizjeba. No oczywiście, że wszyscy się, kurwa, straszliwie oburzyli. Jednym z oburzonych był Wojciech Wybranowski, który swego czasu hajlował „w ramach happeningu”. Jeżeli ktoś ma ochotę na odrobinę żenady, to polecam wpis tego mediaworkera, w którym dwoi się on i troi, byle tylko udowodnić, że on nie hajlował na serio. Przykładowo tłumaczy on, że wyretuszowano zdjęcie, w którym hajlował, albowiem: „Usunięto z niego wystrój miejsca, w którym było zrobione- lewacka knajpa "Proletaryat" w centrum Poznania, wykasowano zdjęcie Lenina za moimi plecami”. Bo przeca nie było żadnego konfliktu na linii III Rzesza – ZSRR (z przerwą od zawarcia paktu Ribbentrop Mołotow, do rozpoczęcia operacji Barbarossa) i hajlowania na tle Lenina absolutnie nie da się wpisać w bycie edgy prawicowcem, nieprawdaż? Insza inszość to fakt, że Wybranowski jest jednym z większych nieogarów historycznych, bo swego czasu nazwał Hitlera „lewackim zbrodniarzem”. Ale to tylko dygresja. Tenże sam Wybranowski, który napierdolił w cholerę dużo liter, żeby opisać „kontekst” swojego hajlowania – nie ogarnia, czemu dziennikarz „pod przykrywką” hajluje razem z nazizjebami. No ale z drugiej strony, skąd mediaworker dobrej zmiany ma wiedzieć na czym polega praca dziennikarza? Kolejnym tuzem, który straszliwie przeżywał to hajlowanie, był Cenckiewicz. Ten sam, który (w pogoni za favami od narodowych spierdoliksów) tłumaczył, że stylizowany celtyk to nic takiego, bo hehehe „Na wyspach brytyjskich faszyści z ONR i MN stawiali swoje znaki już w V wieku...”.  Innymi słowy, ktoś kto używa argumentum ad z zdupum (bo neonazistowski celtyk wygląda „nieco” inaczej niż „wysoki krzyż”), byle tylko wybronić neonazistów obwieszonych celtykami, tym razem udaje, że nie wie jaki jest kontekst fotki. W momencie, w którym człowiekowi wydaje się, że karuzela spierdolenia nie może się kręcić szybciej, bo zamieni się w ultrawirówkę, wchodzi minister Brudziński, cały na biało: „Kiedy w polskim Sejmie mówiłem o ludziach którzy pod zdjęciem Hitlera i swastyką hajlują to byłem przekonany, że to garstka idiotów i imbecyli. Byłem naiwny. Wyglada na to, że była to ohydna, odrażająca i dewastującą wizerunek Polski w świecie prowokacja. Co na to właściciele TVN?”. Kurwa mać. Ja wiem, że to Joachim Brudziński (wiele mnie, kurwa, kosztuje niewrzucenie tutaj dość oczywistego żartu z nazwiska) i że ciężko się po nim spodziewać rewelacji, ale ten sposób nieogarniania trochę mnie już przerasta. Jaka, kurwa jej mać prowokacja? Ekipa naziolków (wiem, że się powtarzam, ale muszę: przeszukania ich mieszkań nie pozostawiły najmniejszych wątpliwości co do tego, że zapracowali sobie na tę „łatkę”) robi sobie jakiś gówno event. A Brudziński bóldupi o to, że ktoś to nagrał i opublikował? Przypomina mi to trochę radziecką metodę na radzenie sobie np. z problemem seryjnych morderców. Po prostu uznano, że ich w ZSRR nie ma (bo ten problem dotyczy jeno zgniłych imperialistów), dzięki czemu taki Czikatiło mógł przez dłuższy czas zajmować się mordowaniem. Ja wiem, że to brzmi, jak overkill (to porównanie), ale indolencja Brudzińskiego&co mnie po prostu wkurwia. Tajemnicą poliszynela jest to, że skrajnie prawicowe organizacje mają powiązania z zagranicznymi organizacjami neonazistowskimi (Blood&Honour/etc) i organizują koncerty, na których produkują się kapele neonazistowskie. Nie, nie twierdzę, że w Polsce jest jakoś specjalnie dużo neonaziolstwa, ale, do kurwy nędzy, udawanie, że ich nie ma (no bo przeca Polska tyle wycierpiała, to nie może być w niej zjebów, nieprawdaż?), nie sprawi, że znikną. Jeżeli ministrowi na serio leży na sercu wizerunek Polski, to powinien już dawno rozjechać organizacje, które mają takie, a nie inne powiązania (bo jest za co), zamiast bóldupić, że ktoś wyszedł przed szereg i przestał udawać, że problem nie istnieje. Cebulą na torcie był wpis niedorzeczniczki PiS, która rezolutnie stwierdziła, że „dobrze byłoby, aby służby odpowiednie jak najszybciej się tym zajęły i sprawę wyjaśniły” (jej wpis odnosił się do wpisu Brudzińskiego). Czyli, chuj z neonazistami, ważne, żeby służby „wyjaśniły” czemu dziennikarz TVNu hajlował.


Na samiutki koniec tematyki nacjopierdolo mam dla was trochę archeologii. Zacznijmy od cytatu z mojego najukochańszego portalu: "„Gazeta Wyborcza” straszy swoich czytelników Marszem Niepodległości. Jak twierdzi, jest to jedna z największych demonstracji skrajnej prawicy na świecie. Przeszkadza jej także demonstracja państwowa organizowana przez MON. Jeż (pisownia oryginalna, nie wiem, o jakiego jeża chodzi) z pierwszej strony swojego wydania krzyczy: „Katastroficzna wizja "Wyborczej". Wojsko na ulicach, skrajna prawica w marszu. Tak ma wyglądać 11 listopada” (…) „Wojsko na ulicach”."  Dalej mamy do czynienia ze wzmożeniem portalu na tle artykułu (w którym, nawiasem mówiąc, nie ma nic strasznego). Teraz zaś cofnijmy się o 5 lat. Portal „Niezależna” (ten dowcip nigdy nie przestanie mnie bawić): Dorota Kania „Tusk jak Jaruzelski (…) Na Polaków, którzy będą świętowali 11 listopada Dzień Niepodległości, premier Donald Tusk chce wyprowadzić wojsko.”. Ten sam portal „UJAWNIAMY KULISY PROWOKACJI: Na 11 listopada Tusk szykuje wojsko”. Radio Maryja: „Wojsko przeciwko obywatelom – taki plan przewidział premier Donald Tusk na 11 listopada, kiedy to w Warszawie spotkają się narodowcy i anarchiści.” (ci anarchiści wzięli się stąd, że w tym samym czasie kiedy nacjospierdoliksy organizowały swój spęd w Wawie odbywał się Szczyt Klimatyczny COP 19). Ciekaw jestem, jak zareagowaliby rządowi mediaworkerzy na artykuły „Premier Tysiąclecia jak Jaruzelski”, „Ujawniamy kulisy prowokacji – na 11 listopada Premier Tysiąclecia szykuje wojsko”, „Wojsko przeciwko obywatelom – taki plan przewidział Premier Tysiąclecia”. Tak, wiem, podobne wrzutki pojawiały się „w internetach” (bo „transportery szły na Wawę”/etc), jednakowoż pragnę w tym miejscu przypomnieć, że ludzie, którzy wcześniej wymyślali te idiotyczne spiny kręcą się teraz w okolicach mendiów narodowych (poza Kanią, ale ona dostała w nagrodę stołek Terlikowskiego w Republice). To są te same idiotyzmy, jeno teraz produkuje się je na znacznie większą skalę.


Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia nie ma łatwego życia. Nie dość, że jej zdaniem „jest na nią zlecenie”, to jeszcze ludzie zadają jej w trakcie wywiadów trudne pytania, np. pytają ja o to, czym tak właściwie się zajmuje (aczkolwiek, może właśnie na tym polega owo „zlecenie”?). Jak Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia sobie radzi z pytaniami w rodzaju: „Jest pani wicepremierem, bez teki, bez obowiązków i bez pracy, no tak przynajmniej wynika z oficjalnych dokumentów kancelarii premiera.”? „Jestem wicepremierem, który ma dużo obowiązków i dużo pracy, proszę mi wierzyć. Po rozmowie dzisiejszej tutaj jadę do kancelarii, bo będzie posiedzenie Komitetu Społecznego Rady Ministrów.” Potem zaś tłumaczy, że jak ktoś chce wiedzieć czym się zajmuje wicepremier (niebędący ministrem) to niech sobie poczyta/etc, a później dodała: „mam obowiązki powierzone przez pana premiera. Pan premier zaproponował mi, żebym pracowała w rządzie, żebym dalej z nim współpracowała i te obowiązki, które wykonuję, mam powierzone przez pana premiera.”. Domyślam się, że gdyby Mazurek przycisnął ją trochę bardziej, powiedziałaby, że ona sobie wyprasza takie pytania, bo to tak, jakby pytał Ardrytów o Sepulki. Nieco zaś bardziej na serio, znowu mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której polityk zostaje zgrillowany częściowo. Przeca dziennikarz mógł zapytać wprost „jakie obowiązki ma wicepremier do spraw społecznych?” i nie zadowalać się odpowiedziami „mam obowiązki co to mnie je Premier Tysiąclecia powierzył”. Swoją drogą, sam PiS zaczyna dostrzegać problem tej ciepłej posadki i chyba będzie usiłował wepchnąć Poprzedniczkę Premiera Tysiąclecia do Europarlamentu. Plotki na ten temat krążą już od dłuższego czasu, a główna zainteresowana odpowiada na pytania „nie wykluczam startu” (ostatnio zaś przekaz uległ zmianie: „Pojawiła się propozycja, żebym startowała w wyborach do Parlamentu Europejskiego; bardzo poważnie biorę to pod uwagę”) . Takie „zesłanie” byłoby dla PiSu (i Bardzo Zapracowanej Wicepremier) najlepsze, bo tam sobie będzie spokojnie zarabiać i nikt jej nie będzie pytał o obowiązki. Owszem, wystawienie jej w wyborach do PEU będzie wymagało wygibasów narracyjnych, bo trzeba będzie połączyć „to jest bardzo kompetentna osoba” z „no tak właściwie to kazaliśmy jej spierdalać ze stołka premiera, a potem wicepremiera”, ale rządowi mediaworkerzy na pewno sobie z tym poradzą.


W trakcie obrad sejmowej komisji obrony narodowej posłanka Sobecka podzieliła się z ogółem swoim pomysłem na walkę z fake newsami: „Na takie sytuacje jest tylko jedno lekarstwo: repolonizacja mediów, które będą podawały właściwe informacje. Nie będzie nam Axel Springer robił polityki w Polsce. Rada na te wszystkie fake newsy byłaby jedna: repolonizacja mediów”. Zupełnie bez związku z wypowiedzią posłanki Sobeckiej wrzucę tu listę rządowych portali, na których nadal wisi fake news o tym, że „SBU wszczęła dochodzenie przeciwko Ludmile Kozłowskiej”: TVP Info, Do Rzeczy, Niezależna.pl, wPolityce. Ja rozumiem potrzebę walki z fake newsami, ale mam niejasne przeczucie, że posłance Sobeckiej chodzi głównie o to, żeby media podawały „właściwe” fake newsy.


Prezydent RP udzielił wywiadu tygodnikowi „Niedziela” i w tymże wywiadzie powtórzył to, co mówił już wielokrotnie, tzn. że jak Sejm przegłosuje zygotariańską ustawę, to on ją podpiszę. Zastanawiam się nad tym, ile w tym kandydata, który chciał być prezydentem wszystkich biskupów, a ile w tym napierdalanki na linii PiS – Prezydent. Tzn. ja rozumiem, że gdyby politykom wystawiano oceny za skille polityczne, to obecny Prezydent RP uzyskałby (po poprawce) ocenę „dopuszczającą”, ale nawet taki polityczny geniusz musi widzieć, że PiS ma zajebisty problem z tą ustawą, bo w momencie, w którym robiono deale z Kościołem (czytaj, w 2015) polegające na tym, że „wy nam dajecie głosy owieczek, a my wam damy strefy szariatu”, nikt nie przypuszczał, że w Polsce dojdzie do czegoś takiego jak Czarny Protest. Jedną ustawę uwalono, drugą „zesłano” do komisji (w których leży sobie już od jakiegoś czasu). Żeby kupić sobie trochę czasu rzucono tematem w Trybunał Przyłębski, który ma się wypowiedzieć w temacie tego, czy wyjątki od zakazu aborcji są aby zgodne z Konstytucją. Kaja Godek non stop bombarduje wszystkich pismami o tym, że dzieci nienapoczęte trza chronić, ale bez wsparcia rządowych mediów jej odezwy mają mocno ograniczony zasięg (ergo, są nieszkodliwe). W sytuacji, w której PiS usiłuje sobie kupić jak najwięcej czasu, wrzutki Prezydenta RP w niczym nie pomagają. Owszem, jestem przekonany o tym, że pytania były wcześniej uzgadniane i gdyby Prezydent RP nie chciał rozmawiać o aborcji, to katoprasa (która się teraz pasie dzięki Dobrej Zmianie) nawet by się słowem nie zająknęła w temacie. O tym, jakie priorytety ma Kościół może zaświadczyć fakt, że Komisję Majątkową Kościół sobie wylobbował w 1989 (klepnął ją Rząd Rakowskiego), zaś aborcją zajął się dopiero w drugiej połowie 1992 (ustawa jest ze stycznia 1993, więc lobbowanie odbywało się raczej wcześniej). Tak więc, najpierw pieniążki, a potem życie nienapoczęte. No ale znowuż w dygresję poszedłem. Po cholerę Prezydent wyciąga sprawę, którą PiS chce przeciągać (tak długo jak to tylko możliwe)? Przeca taka deklaracja nie przysparza mu sympatii. O tym, że podpisanie takiej ustawy oznaczałoby dla niego koniec marzeń (marzenia są tu słowem kluczem) o reelekcji nie trzeba wspominać. Prezydent RP jest tego świadom, bo w trakcie kampanii 2015 (debat/etc) uciekał od tych tematów. Być może chodzi o wysłanie do PiSu sygnału: „jak to, kurwa przegłosujecie, to ja to podpisze i wszyscy będziemy mieli przejebane po równo, więc nie liczcie na moje weto”. Aczkolwiek może również chodzić o to, że Prezydent RP chce popełnić spektakularne samobójstwo polityczne. Jednakowoż, w takiej sytuacji chciałbym sparafrazować klasyka „następnym razem, gdy będziesz chciał popełnić samobójstwo polityczne, to nie wciągaj w to innych”.


Jeżeli zaś już jesteśmy przy temacie idiotycznych projektów ustaw, to chciałbym was poinformować, że projekt „jebać szczepionki” przepadł w komisjach, a potem został uwalony w Sejmie. Po co więc była szopka z wrzucaniem tego badziewia do prac w komisjach (dzięki czemu Towarzystwo Ochrony Chorób Zakaźnych mogło się produkować dłużej w Sejmie), skoro PiS już wcześniej uwalił dwie ustawy w pierwszym czytaniu? Ano po to, że w międzyczasie były wybory, a głosy TOCZ nie śmierdzą.


W Warszawie odsłonięto pomnik Lecha Kaczyńskiego. W trakcie uroczystości odsłaniających pomnik Prezydent RP powiedział był: „Od czasów marszałka Józefa Piłsudskiego tak wielkiego przywódcy państwa polskiego nie było. Był nim dopiero Lech Kaczyński. Dlatego właśnie jest ten pomnik”. W trakcie tego samego eventu wypowiadał się również przełożony Prezydenta RP, Jarosław Kaczyński: „Bez Lecha Kaczyńskiego nie byłoby dobrej zmiany, nie byłoby próby uczynienia polskiego państwa sprawiedliwym, podmiotowym, dlatego powinien mieć pomniki, muzeum, bo bardzo dobrze zasłużył się ojczyźnie”. Ciekawym, co będzie następne po pomniku i muzeum. Może park rozrywki? Moim zdaniem, nazwa Lecholand byłaby w sam raz (acz nie wiem, czy Turbosłowianie nie mają copyrajtów).


Zapewne nikogo z was nie ciekawiło to, kto prowadzi (bądź też jest współprowadzącym) Twitterowe konto TVP Info, ale i tak się dowiecie. Tą osobą jest Radosław Poszwiński (aka Bogdan607). Skąd to wiem? Ano stąd, że wielce szanowny mediaworker miał problemy z przelogowaniem się z konta na konto, dzięki czemu na koncie TVP Info pojawił się wpis „Pierwsze selfie prezesa :)” (wpis był retweetem fotki Szeregowego Posła otoczonego polityczkami PiS [w tle zaś była Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia, która miała mord w oczach]). Wpis szybko zniknął (ale nie dlatego, że słowo „prezes” napisano mała literą) i było wiadomo, że ktoś się jebnął przy logowaniu. Nieco później ten sam wpis pojawił się u wyżej wymienionego Radosława Poszwińskiego. Trzeba przyznać, że dobrozmianowy spec od mediów społecznościowych wykazał się sporym dzbanizmem, bo wiadomo było, że jeżeli „zniknięty” wpis pojawi się na jakimś prywatnym koncie, to ktoś, kurwa, połączy kropki. Tak sobie teraz dumam nad tym, czy jak przyjdzie Jeszcze Lepsza Zmiana i podziękuje Poszwińskiemu, to czy ów przemiły jegomość „idąc sobie” wyczyści konto TVP info. W kasowaniu ma on spore doświadczenie, bo jak dostał fuchę od Pereiry, to skasował 200 tysięcy (słownie: dwieście tysięcy) tweetów z własnego konta. 


Patron mobbingu, ks. Jacek Stryczek „przerwał milczenie” i udzielił wywiadu (mocne słowo, jak na to, że „odpytywał” go jeden z pluszaków władzy, Marcin Makowski) tygodnikowi „Do Rzeczy”. Rzecz jasna, tygodnik musiał dać kolejny dowód swojej bezstronności i na okładkę wrzucono kawałek wypowiedzi Stryczka „Onet zrobił ze mnie potwora”. Zapewniam was, że rozmowa jest wprost wyborna. Zaczyna się ona od pytania: „Czy chciałby ksiądz dzisiaj, gdy opadły emocje, kogoś za coś przeprosić?” Na co ksiądz dobrodziej odpowiada: „Moje emocje jeszcze nie opadły. Proszę Pana, Onet zrobił ze mnie potwora, którym nie jestem. Z tekstu wynika, że chodziłem do Wiosny, żeby krzywdzić ludzi, i to było moje główne zajęcie. Nie umiem się odnaleźć w tak wykreowanym obrazie, za którym, jak rozumiem – kryje się postulat wielu osób, że za coś powinienem przeprosić”. Kiedy mediaworker udaje, że chce podrążyć i pyta: „Czyli ksiądz nie przeprasza za żadną z sytuacji i żaden z zarzutów byłych pracowników opisanych w mediach?” ksiądz odparł: „Problem polega na tym, że pamiętam, jak wiele z tych sytuacji wyglądało. Trudno mi się do nich odnieść bezpośrednio ze względu na to, że byłem pracodawcą tych ludzi. Chcę i powinienem być dyskretny. Oczywiście przykro mi, że ktoś czuje się zraniony (…)”. Muszę przyznać, że mam tutaj do czynienia z pewnym novum. Przywykłem do non apology (przepraszam tych co to się poczuli zranieni), ale tutaj jest to jeszcze bardziej kreatywne. Widać bowiem, że ksiądz ma wyjebane  „bo on pamięta jak to wyglądało, ale nie powie bo dyskrecja”, ale i tak dorzucił, że „przykro mu, że ktoś się czuje skrzywdzony”. Cała rozmowa jest utrzymana w dość podobnym tonie. Mediaworker udaje, że grilluje Stryczka, a Stryczek udaje, że przejmuje się tym, co się działo. W pewnym momencie ze strony mediaworkera pada pytanie, którego można się było spodziewać: „Na koniec tego wątku – skoro czuje się ksiądz pokrzywdzony przez tekst Onetu, to czy przeszła księdzu przez myśl opcja wejścia na drogę prawną?" Ksiądz odparł: „Nie ma takiego scenariusza. Po prostu nie istnieją takie opcje prawne”. Mediaworker nie daje za wygraną i dopytuje „a gdyby były?„To też bym z nich nie skorzystał” (bo taki proces i tak by mu nie pomógł/etc). Kurde, ze mnie to żaden specjalista, ale wydaje mi się, że dałoby się, że tak to ujmę „na drodze cywilnej” dochodzić swych praw? Argumentacja księdza dobrodzieja „po co mnie proces” mnie jakoś, kurwa, nie przekonuje. To nie jest jakiś maluczki, który dostał się w tryby wielkiej machiny. To jest bardzo wpływowa osoba, która mogłaby liczyć na odpowiednie „wsparcie” prawnicze. Czemu więc duchowny nie zdecydował się na batalię sądową? Najprawdopodobniej dlatego, że to nie Onet z niego zrobił potwora.


Ryszard Petru i Joanna Scheuring-Wielgus założyli partię o nazwie „Teraz!”. Domyślam się, że po wyborach nazwa zostanie wzbogacona o „chyba jeszcze nie”.


W ciągu ostatniego tygodnia przez internety przetoczył się trotyliard sucharów w temacie tego, co można kupić za jednego zeta i dlaczego akurat bank. Tak, będzie o aferze KNF. Kiedy w zeszły wtorek gówno wpadło w wentylator ówczesny szef KNF, Marek Chrzanowski, stwierdził, że nie rozważa rezygnacji. Bardzo szybko okazało się, że być może on jej nie rozważał, ale czynnik decyzyjny w PiS rozważył ją za niego i Chrzanowski podał się do dymisji tego samego dnia. Jeden ze spindoktorów Dobrej Zmiany, Samuel Pereira, dzień wcześniej popełnił wpis, w którym, a jakże, nie mogło zabraknąć odniesień do tego, że „hehehe, frajery, ja też mam taśmy!”: „Wygląda to na ruch wyprzedzający Leszka Czarneckiego i jego Giertycha. Ciekawe kiedy rozmowa została nagrana, czy GW ujawni fragment czy całość i dla kogo dokładnie miało być 40 mln zł. Btw, z Leszkiem Czarneckim też są taśmy.” Co się zaś tyczy samego wpisu, uwielbiam ten rodzaj działalności. Pereira co prawda nie ma na to patentu, ale najczęściej to on (i jego „strona”) atakuje prewencyjnie każdy (potencjalnie szkodliwy dla Dobrej Zmiany) materiał. Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że nowe taśmy z Piwniczki u Samuela pojawiły się dopiero tydzień po zapowiedziach i nie było na nich Leszka Czarneckiego (tak więc, pozostaje pewien niedosyt). Mimo odwołania Chrzanowskiego gadające głowy z PiSu usiłowały budować narrację w myśl której, w tej rozmowie nie było niczego, co by podpadało pod paragrafy i że w sumie to jej chujowość polegała na tym, że „nie dochowano standardów” takich a takich. To jest raczej standardowe działanie (wicie rozumicie, to nie jest tak, jak się wam wydaje, że jest [albo, jak wam te złe media wmawiają!]), ale w przypadku tej konkretnej gównoburzy może być ono delikatnie, ekhm, nieskuteczne. Nie, nie chodzi o te nieszczęsne 40 baniek, bo to próbowano by przykryć typowym „a za peło, to żeśmy tyle piniendzy z VATu stracili” (a w ogóle to złodzieje są, ale wyroków nie ma bo komunis w sądach!). Chodzi o co innego. W trakcie rozmowy pan Chrzanowski opowiadał Czarneckiemu o tym, że w sumie to jest taki typ, co to by chciał ujebać bank (i nawet plan ma) i że jak już inny bank by go przejął, to wtedy się pojawi dofinansowanie/etc. I w tym momencie dochodzi do wymiany zdań, która jest koszmarem PiSowskich spindoktorów. Czarnecki mówi; „To jest sprzeczne z prawem”. Na co Chrzanowski odpowiada: „Jest sprzeczne z prawem ale rozmawiamy przy pełnej dyskrecji tak?”. Tutaj nie ma miejsca na „reinterpretacje”. Gdyby chociaż Chrzanowski zaprzeczył, to można by było udawać, że nie wiedział, że to łamanie prawa, bo jest idiotą i nie ogarnia. Tyle że Chrzanowski niczemu nie zaprzeczył i z rozbrajającą szczerością dodał, że „rozmawiamy przy pełnej dyskrecji” (albowiem wydawało mu się, że aparatura zagłuszająca, którą miał w gabinecie uniemożliwia nagrywanie rozmów). Ponieważ czynniki decyzyjne w PiS uznały, że trzeba pokazać, że „coś się robi”, do pracy zaprzęgnięto CBA. Agenci CBA byli na tyle uprzejmi, że z wejściem do gabinetu Chrzanowskiego poczekali, aż ów wyjdzie już z Gabinetu, a do jego mieszkania weszli dopiero po tygodniu. To miło z ich strony, bo może akurat miał chłop bałagan w mieszkaniu i jakby tak weszli bez zapowiedzi, to byłoby mu wstyd, że gości przyjmuje w syfie. A tak, mógł wszystko ładnie posprzątać i przygotować mieszkanie na przyjęcie gości. Jeżeli chodzi o efekty afery KNF, to PiS chyba nie bardzo wie „co dalej”, bo na Nowogrodzkiej w piątkowy wieczór odbyła się narada tajna (łamana przez poufne). Ponieważ politycy nie dzielili się publicznie wnioskami z narady, najprawdopodobniej omawiano na niej to, kogo jeszcze wypierdolić ze stołka. Ciężko przewidzieć, jak się skończy ta konkretna gównoburza, bo w prokuraturze lądują kolejne nagrania (tak więc, niebawem można się spodziewać kolejnych spotkań na Nowogrodzkiej).W związku z powyższym pewnie będę do tego tematu wracał w kolejnych Przeglądach.


Póki co, afera KNF sprawia, że rządowi mediaworkerzy stali się bardzo drażliwi. Kiedy Giertych oznajmił, że ma kolejne taśmy, które dostarczy prokuraturze, Wojciech Biedroń, niesiony potrzebą prewencyjnego przywalenia w całą sprawę, popełnił mocno nieprzemyślany wpis: „Giertych ma nowe taśmy? Nie przekazał więc wszystkiego i chce podgrzewać atmosferę polityczną przy użyciu nielegalnego materiału dowodowego, który powinien być objęty śledztwem. Kiedy przeszukanie w kancelarii Giertycha?” Wpis był o tyle nieprzemyślany, że ktoś mógłby dodać do niego swoje pytanie: „A kiedy przeszukanie TVP + mieszkań rządowych mediaworkerow, robiących wrzutki z taśm, którymi nie dysponuje prokuratura?”. No oczywiście, że zadałem mu to pytanie i oczywiście, że w ramach odpowiedzi dostałem od niego bana.


Na deser zostawiłem sobie wicepremiera Glińskiego, który udowodnił, że można przegrać dyskusję zanim się ją zacznie. Otóż wielce szanowny profesór doktór Wiktór z Krakowa (tak, wiem, Gliński jest z Wawy, ale cytat by mnie nie pasował), wyjebał się na prawie Godwina, a przy okazji wkurwił ambasadę Izraela. No ale, jak to mawiał Wołoszański, nie uprzedzajmy faktów. Wicepremier Gliński udzielił wywiadu tygodnikowi „Wprost” (nr 47. 19-25 listopada) i w trakcie tegoż wywiadu powiedział, że: „Język, którym mówi się o PiS, ma wykluczać, unicestwiać, ma nas odczłowieczać, delegitymizować, mamy być tak traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa. Ma wzbudzić do nas obrzydzenie.”. Gdybym był złośliwy (a nie jestem) to bym napisał, że są to odważne słowa jak na przedstawiciela partii, która uważa, że jej krytycy nie są „prawdziwymi Polakami” (w najlepszym przypadku są Polakami, ale to zdrajcy ojczyzny na usługach obcych mocarstw). Ponieważ zaś nie jestem złośliwy, skupię się na reakcjach na tę wypowiedź i na tym, w jaki sposób wicepremier usiłował się bronić (spoiler alert: w chujowy). Nikogo nie powinno dziwić to, że za swoje słowa wicepremier Gliński został zjebany na funty. Postanowił się więc bronić w jedyny znany dobrej zmianie sposób (aka, argumentum ad Gazetum Wyborczum): „Na Miłość Boską! Niezrozumienie, zła wola czy socjotechnika? Mówiłem wyraźnie o jęz. goebbelsowskim, o mechaniz.propagandy, a nie mówiłem - jak kłamie GW -że „PiS jest traktowany przez opozycję jak Żydzi przez Goebbelsa”, co jest tezą szerszą, poważniejszą i oczywiście nieprawdziwą.”. Tak więc, „ja tego nie powiedziałem, GW kłamie!”. I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że tytuł „PiS jest traktowany jak Żydzi przez Goebbelsa” znalazł się między innymi w rządowych mediach (TVP Info i Niezależna.pl). Cebulą na torcie jest fakt, że nie znalazłem tego tytułu na stronach Wyborczej. Tam wisi artykuł pt: „Gliński porównuje krytykowanie PiS-u do nazistowskich szykan wobec Żydów”. Później gówno wpadło w wentylator, bo na słowa Glińskiego zareagowała Ambasada Izraela: „"Z niedowierzaniem i zdziwieniem przyjęliśmy wypowiedź Wicepremiera, Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pana prof. Piotra Glińskiego dla tygodnika Wprost: "Mamy być traktowani jak Żydzi przez Goebbelsa" (…)”. Na reakcję wicepremiera nie trzeba było długo czekać. Zacytuję to w całości, żeby jakiś zabłąkany fan Glińskiego nie zarzucił mi „manipulacji”: „Ze smutkiem przyjąłem komunikat Ambasady Izraela w Warszawie, w którym przytoczona jest moja wypowiedź w sposób niepełny, czyli nieprawdziwy. Mówiłem wyraźnie o języku goebbelsowskim, o niczym więcej. Jest oczywiste, że intencje mojej wypowiedzi były jak najdalsze od urażenia kogokolwiek, narażenia na szwank bardzo dobrych relacji polsko-izraelskich czy też dokonywania nieuprawnionych porównań historycznych.”. Tak sobie to czytam i się zastanawiam nad tym, jak można być tak bardzo, kurwa, bezczelnym. Owszem, ambasada zacytowała jedynie fragment wypowiedzi, ale nie wyrwali go, kurwa, z żadnego kontekstu, bo żaden kontekst nie jest w stanie sprawić, że ta wypowiedź przestanie być (eufemizując) idiotyczna. Potem jest już tylko równia pochyła, bo Gliński klaruje, że „mówił wyraźnie o języku goebbelsowskim, o niczym więcej”. Tak się składa, panie wicepremierze do spraw ośmieszania kraju, że dokładnie do tego odnosił się cytat, który wrzuciła ambasada. Aczkolwiek mogło być gorzej, Gliński mógł przeca napisać, że jak przeczytał to, co Ambasada Izraela napisała o nim, to się znowu poczuł jak ofiara języka goebbelsowskiego.


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!

https://patronite.pl/Piknik-na-skraju-g%C5%82upoty



Źródła:



http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,23184797,dlaczego-narodowcy-mogli-odpalac-race-a-czarny-piatek-juz-nie.html


https://www.tvp.info/39856503/kulisy-materialu-tvn-nt-urodzin-hitlera-organizator-dostal-20-tys-zlotych



https://dorzeczy.pl/kraj/83174/Mazurek-uderza-w-TVN-jest-odpowiedz-telewizji-Opiera-sie-na-zeznaniach-neonazisty.html

http://naszemiasto.pl/artykul/rzeczniczka-pis-reportaz-tvn-o-urodzinach-hitlera-zostal,4876258,art,t,id,tm.html



https://www.salon24.pl/u/wybranowski/96470,jak-zostalem-faszysta-czyli-dlaczego-lewica-nie-ujedzie-bez-k,2



https://twitter.com/beatamk/status/1063402776678535168

https://wpolityce.pl/polityka/420366-katastroficzna-wizja-wyborczej-wojsko-i-prawica-na-ulicy


http://www.radiomaryja.pl/informacje/donald-tusk-szykuje-wojsko-na-11-listopada/

http://niezalezna.pl/46414-ujawniamy-kulisy-prowokacji-na-11-listopada-tusk-szykuje-wojsko


https://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/poranna-rozmowa/news-szydlo-o-protescie-policjantow-minister-brudzinski-swietnie-,nId,2654534


https://dorzeczy.pl/kraj/67069/Szydlo-o-starcie-w-wyborach-do-PE-Rozmawialam-o-tym-z-prezesem.html


http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24146083,sobecka-ma-sposob-na-fake-newsy-repolonizacja-mediow-i-beda.html

https://www.tvp.info/39415181/sbu-wszczela-dochodzenie-przeciwko-ludmile-kozlowskiej



https://wpolityce.pl/swiat/416040-kozlowska-nawolywala-do-zmiany-granic-ukrainy


https://wiadomosci.radiozet.pl/Polska/Projekt-antyszczepionkowcow-odrzucony.-Sejm

https://twitter.com/300polityka/status/1061341758192320514

https://twitter.com/rafal016/status/1061689101089415168

https://twitter.com/bogdan607/status/1061690759513104384


Do Rzeczy 46 (298) 13-18 listopada 2018

https://fakty.interia.pl/polska/news-szef-knf-marek-chrzanowski-dla-rmf-fm-nie-rozwazam-rezygnacj,nId,2659741


https://dorzeczy.pl/kraj/84257/Kolejne-nieznane-nagranie-Gras-Absolutnie-nie-oplaca-sie-juz-produkcja-narkotykow-teraz-tylko-VAT.html



https://twitter.com/WBiedron/status/1063761142496092161

https://twitter.com/PiknikNSG/status/1063764706190655488

Wprost nr 47 (17-25 listopada)

https://www.tvp.info/40021463/glinski-pis-jest-traktowany-jak-zydzi-przez-goebbelsa


https://twitter.com/PiotrGlinski/status/1064829802547417088

http://wyborcza.pl/7,75968,24187631,glinski-porownuje-krytykowanie-pis-u-do-nazistowskich-szykan.html





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz