czwartek, 8 listopada 2018

Hejterski Przegląd Cykliczny #40

Pewnie myśleliście, że nie będzie kolejnego Przeglądu, bo uciekłem z waszymi pieniędzmi! NIEDOCZEKANIE WASZE! A na serio, Przegląd się opóźnił bo cisza wyborcza. Potem zaś uznałem, że już poczekam na reakcje „powyborcze”, żeby domknąć temat wyborów samorządowych (pewnie i tak będę do nich wracał, ale DUM SPIRO, SPERO).


Zacznijmy od rozważań akademickich. Zastanawialiście się kiedyś nad tym, po co ludziom mózgi? W teorii zachodzą w nich (między innymi) procesy myślowe. W praktyce czasem, kurwa, nie zachodzą i możemy w telewizji obaczyć na TVN dyskusję pt. „Dzisiaj poruszymy temat tabu, bo głównie kojarzy się z mężczyznami, bo to oni są od tego, żeby zarabiać. Tak, mowa o pieniądzach” ,wsparte paskiem (godnym TVP) „po co kobietom pieniądze?” Tak, nadal mamy rok 2018. Gdyby to były dywagacje o tym „po co ludziom pieniądze” bym się nie czepiał (aczkolwiek odpowiedź jest prosta „po to, żeby ich nie mieć”). Tyle, że tutaj jakiś mędrzec wyszedł z założenia, że kobiety to jakiś obcy gatunek (znaczy się, wiecie, są z tego całego Wenusa [i pewnie zostały stworzone przez protomolekułę]), więc warto się zastanowić nad tym, po co temu gatunkowi pieniądze. Może np. zbudują z nich 4-wymiarową strukturę, do której trafił bohater filmu „Interstellar”? A może np. zbudują z nich teleport (sprawdzić, czy nie „Summa technologiae”), który będzie przenosił ludzi chuj-wie-gdzie i wrzucą do niego mędrców, którzy zadają idiotyczne pytania?


Prezydent RP będzie się nam pojawiał kilkukrotnie w tym Przeglądzie. Dumałem nad tym, czy nie „zblokować” tematu, ale uznałem, że mogłoby to doprowadzić do powstania czarnej dziury. Zaczniemy, rzecz jasna, od słów o żarówce. Pewnie wszyscy wiedzą, o które słowa chodzi, ale żeby tradycji stało się zadość: „Mam poczucie, że my w ramach UE mamy niedosyt demokracji. Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, dlaczego UE zabrania tego, zabrania tamtego. Dlaczego na przykład w sklepie nie można w tej chwili kupić już zwykłej żarówki, można kupić tylko żarówkę energooszczędną? Nie wolno kupić, bo UE zakazała. To są problemy, nad którymi zastanawiają się ludzie. Nie wiem, czy to przypadkiem nie jest jedna z przyczyn brexitu”. Słowa te padły na XIX Forum Polsko-Niemieckim "Europa 1918-2018: historia z przyszłością" . Poza Prezydentem RP gościem honorowym był tam prezydent Niemiec, Frank-Walter Steinmeier. Po jakimś czasie podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta tłumaczył (uwielbiam sytuacje, w których ktoś musi „tłumaczyć” co autor miał na myśli), że : „używając przykładu żarówek, prezydent Andrzej Duda zwrócił uwagę na problem coraz większego dystansu pomiędzy Brukselą a dużą częścią obywateli Unii Europejskiej”. Ten „dystans” jest wytwarzany przez geniuszy (chciałem użyć innego słowa, ale po co mi sprawa w sądzie o znieważenie Prezydenta RP), którzy praktycznie od początku naszej bytności w UE tłumaczyli, że każda nowa regulacja (o jakimś tam stopniu uciążliwości) to „wina UE”. Teraz już nie jestem w stanie wynorać konkretów, ale pamiętam, że kiedyś ktoś z UE (w sensie, jakaś figura z Brukseli) debunkował którąś z idiotycznych narracji. Tzn wytłumaczył, że UE nie ma nic wspólnego z taką, a taką regulacją. No ale to tylko dygresja. Dwie sprawy teraz. Po pierwsze, gdybym chciał się oszukiwać, to bym się starał sam sobie wmówić, że Prezydent RP jest taki tylko na pokaz. Tzn, że on te, ekhm, „mądrości” opowiada publicznie, żeby się przypodobać elektoratowi, ale w trakcie prowadzenia rozmów za zamkniętymi drzwiami potrafi się zachować i używa jakichś sensownych argumentów. Tyle, że nie bardzo lubię sobie wmawiać cokolwiek, a nic w dotychczasowej działalności Prezydenta RP nie wskazuje na to, że ma on jakiekolwiek pojęcie o tym, jak takie rozmowy powinny przebiegać. Moim zdaniem z Prezydentem RP jest tak, że jest on równie infantylny (znowuż, użyłem tego słowa, bo po co mnie sądy/etc) w trakcie tych rozmów, co w trakcie swojej działalności publicznej, którą można określić mianem trollingu. Ja sobie zdaję sprawę z tego, że jeżdżenie po polityce zagranicznej prowadzonej przez rząd PiSu (jest to jeden z najkrótszych dowcipów dyplomatycznych) się mi często zdarza, ale to głównie dlatego, że od tejże polityki zależy bezpieczeństwo naszego kraju. Druga sprawa. Tak sobie dumam, komu tak właściwie miałyby przeszkadzać te żarówki energooszczędne? Ok, są droższe od zwykłych, ale jeżeli nie robi się „dyskoteki” i, o ile nie kupuje się najtańszych, to potrafią działać latami + przekładają się na mniejsze zużycie prądu. Nie przemawia do mnie argument, że chodzi o „ograniczanie możliwości wyboru”, bo równie dobrze ktoś mógłby argumentować, że „Ustawa o zakazie stosowania wyrobów zawierających azbest” była chujowa, bo u mojego dziadka na dachu był eternit i komu to przeszkadzało? Albo może zacznijmy hejtować UE za to, że od 2004 na terenie UE dopuszcza się do ruchu nowe konstrukcje aut jeno, jak mają ABS. No przeca takie auto bez ABS byłoby tańsze, a ja umiem hamować pulsacyjnie, więc na chuj mam przepłacać? Poza tym, jak się mnie ten ABS popsuje, to ile ja będę musiał zapłacić za naprawę? Na tym poprzestanę, bo można by tak ad mortem defaecatam. Argument użyty przez Prezydenta RP, to tzw. argumentum ad zdupum. Choć w tym przypadku nie tyle zdupum, co zinternetum. Najprawdopodobniej było tak, że sobie Prezydent łaził po internecie, oglądał filmiki z żółtymi napisami, znalazł coś o żarówkach i uznał, że jak powie o tym „na Zachodzie”, to będzie „zaorane!”.


W roku 1996 firma Reflections Interactive wyprodukowała grę, która została wydana przez Psygnosis. Gra się zwała Destruction Derby i (w telegraficznym skrócie) chodziło w niej o to, żeby rozpieprzyć auta oponentów nie rozwalając przy tym swojego. Tak, będzie o kolejnym dzwonie rządowej kolumny. Ponieważ żarty z hasła „spotkajmy się w drodze” (które to hasło brzmi teraz jak groźba karalna) pojawiały się w internecie częściej, niż nowe taśmy na TVP Info, postanowiłem, że nie będę z tego hasła żartował (uwielbiam zapach trollingu o poranku). Dlaczego doszło do dzwonu? Rąbka tajemnicy uchyla „RzePa”: kierujący pojazdem, który dokonał wjebania się w auto z Poprzedniczką Premiera Tysiąclecia „był kierowcą jednego z wicekomendantów w SOP. Ale z braku ludzi w ochronie w październiku kazali mu spróbować jeździć z VIP-em. Mówił, że „nie czuje się na siłach”, ale zapewnili go, że „da radę” - mówi nam nasz informator. Z naszych ustaleń wynika również, że jadący audi nie jest kierowcą zawodowym.” O tym, jak źle wygląda sytuacja mogliśmy się przekonać oglądając wystąpienie generała Tomasza Miłkowskiego (Komendant SOP), który zapytany o to, czy kierowcy z kolumny wiozącej Poprzedniczkę Premiera Tysiąclecia to doświadczeni kierowcy, odpowiedział: „A co to znaczy doświadczony kierowca?” Serio, Panie Komendancie? „Co to znaczy doświadczony kierowca?” Nie wiem, kurwa, ale wydaje mi się, że „doświadczony kierowca” znaczy „doświadczony kierowca”. Szkoda, że Komendant nie zapytał „co to znaczy kierowca?”, albo „kim jest kierowca?” („dlaczego kierowca?”). To jakże mądre pytanie, zawdzięczamy temu, że ludzi, których wysyła się do mediów, wpierw wysyła się na szkolenia „jak w erystykę”, ale nie wszyscy są w stanie to ogarnąć. Tę konkretną technikę Marek Kochan („Pojedynek na słowa”) nazwał „nieistotnym uściśleniem”. Polega ona na: „odwróceniu uwagi odbiorców od niewygodnej kwestii przez skupienie się na jakimś marginalnym detalu”. W tym przypadku detalem były filozoficzne rozważania na temat tego „czym jest doświadczenie”, tak więc widać wyraźnie, że pan komendant się starał, ale nie wyszło. Nie dziwi mnie to, że próbował się ratować erystyką, albowiem musiał wiedzieć, że dziennikarze na pewno wynorają informacje odnośnie doświadczenia (nawet jeżeli nie wiedzą, co to znaczy) kierowcy. Jeżeli ktoś ma wątpliwości co do tego, czy „RzePa” czegoś nie podkoloryzowała (że kierowca nie chciał, ale mu powiedzieli „dasz se rade”/etc), to nie powinien ich mieć. Czemu? A temu, że PiS ma sporo doświadczenia (czymże jest doświadczenie? [ok, to był już ostatni])  w przydzielaniu ludziom zajęć na zasadzie „dasz radę”. Najbardziej spektakularne było to, co PiS odjebał po likwidacji WSI. Pozwolę sobie na dłuższy cytat z artykułu datowanego na 2008: „Czy można zostać Jamesem Bondem w 17 dni? W Służbie Kontrwywiadu Wojskowego kierowanej przez Antoniego Macierewicza tyle trwał kurs na pierwszy stopień oficerski - wynika z tajnego raportu, do którego dotarł DZIENNIK. Kadr do specsłużb szukano nawet wśród... harcerzy. (…) Standardowo szkolenie oficera służb wojskowych powinno trwać od roku do półtora. Wcześniej powinien on przejść trzyletnią służbę przygotowawczą. Ale jak wynika z raportu płk. Reszki, po zwolnieniu żołnierzy WSI ekipa Macierewicza potrzebowała nowych ludzi, przyjmowała więc cywilów i błyskawicznie ich awansowała.”. Tutaj mamy sytuację analogiczną, rozjebano BOR (bo „potrzebne są rozwiązania systemowe”) i nie było kim zastąpić wywalonych BORowików (kierowców/etc), tak więc zastąpiono ich ludźmi, którzy „dadzą se radę”. Rzecz jasna nie dotyczy to jedynie wszelakich służb, wystarczy wspomnieć ambasadora, który po trzech tygodniach pracy uznał, że on to jednak pierdoli i zrezygnował. Jemu też pewnie tłumaczono, że „da radę”. Mógłbym tutaj wrzucić jakiś żarcik odnośnie hasła „damy radę”, ale nie chciałbym wyczerpać limitu sucharów.


O Tęczowym Piątku słyszeli chyba wszyscy, głównie za sprawą oburzonych prawaków. O co chodziło w TP? „Tęczowy Piątek” – Wszystko po to, żeby młode lesbijki, geje, osoby biseksualne, transpłciowe, queer i interpłciowe poczuły, że w szkole jest miejsce też dla nich”. Brzmi całkiem spoko, bo przeca fajnie by było, jakby się ludzie czuli dobrze w szkole, co nie? Chuja tam. Okazało się bowiem, że to kuta,s zło i zniszczenie, bo IDEOLOGIA DO SZKÓŁ WKRACZA (nie, nie nadużywam Capslocka i w każdej chwili mogę przestać!). Co ciekawe ci sami ludzie, którzy drą japy o ideologiach, dostają biegunki (głównie argumentacyjnej, ale nie można mieć pewności, że tylko takiej) gdy ktoś powie : „to może zrezygnujmy z nauczania religii w szkołach”. Czemu taka, jakże niewinna, propozycja ich oburza? Bo dla tych ludzi, bycie gejem/lesbijką to „ideologia”, ale taka, na ten przykład religia (co zrozumiałe „nasza religia”, bo te inne to albo sekty, albo chuj wie co jakieś) już ideologią nie jest. 


Wróćmy na moment do ludzi, którzy „dają radę”. Kolejną taką osobą jest prezes LOT, który był łaskaw wypierdolić z roboty strajkujących pracowników. O ile mnie internety nie mylą, potem tych pracowników przywrócono do pracy. Zanim doszło do zawieszenia protestu prezes straszył strajkujących tym, że obciąży ich kosztami odwołanych lotów/opóźnień/etc. Jednakowoż nie było to szczytowe osiągnięcie. Co nim było? Nasłanie prokuratury na Monikę Żelazik (szefowa związków zawodowych w PLL LOT). „Po zawiadomieniu PLL LOT prokuratura wszczęła śledztwo ws. „przygotowania do podjęcia działań zagrażających życiu lub zdrowiu wielu osób” Brzmi w chuj poważnie, prawda? Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że śledztwo zostało wszczęte w maju, jeno głośniej się o nim zrobiło teraz, a samo śledztwo chyba nadal trwa. Teraz, kiedy kronikarskiemu obowiązkowi stało się zadość, skupmy się na tym, czego ono dotyczy: „prokurator wszczął śledztwo w sprawie przygotowania do podjęcia działań zagrażających życiu lub zdrowiu wielu osób, polegających na zakupie niebezpiecznych przedmiotów, w celu wykorzystania ich w trakcie strajku”. Cebulą na torcie jest to, na czym opiera się owo śledztwo. Otóż, pani Monika Żelazik napisała kiedyś maila do pracowników LOT, w którym stało: „My zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało oraz butlę z benzyną!”. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby pani Żelazik napisała o tym, że zakupiła Gwiazdę Śmierci, Dłonie Imperatora (nie, nie chodzi o WH 40K, postarajcie się bardziej, albo odbiorę wam karty nerdów) i krążownik drugiej klasy „Niezwyciężony”. Pewnie nasłaliby na nią GROM.  Domyślam się, że policjantem, który stwierdził, iż nad tym emailem powinien się pochylić prokurator był Kapitan Marchewa, zaś prokuratorem, który uznał, że „trza wszcząć śledztwo” mógł być tylko i wyłącznie Drax. Zaś na serio bardziej. Abstrahując od tego, że prowadzenie tego śledztwa, to wypierdalanie publicznych pieniędzy w błoto, to takie działania prokuratury (a wcześniej policji) podważają zaufanie do instytucji publicznych.


Mniej więcej tydzień po pierwszej turze wyborów samorządowych, Paweł Kukiz zaliczył spektakularny meltdown na Twitterze. Najpierw usiłował się tłumaczyć tym, że utracił kontrolę nad kontem na Twitterze, ale potem (jak już został wyśmiany) oznajmił, że generalnie to „piąteczek”. Innymi słowy – w trakcie pisania tweetów był najebany jak trzonek od szpadla. Jednakowoż, to nie jest do końca tak, że Kukiz się zrzygał na Twitterze, bo się nawalił. Wydaje mi się, że główną przyczyną był spektakularny brak sukcesu w wyborach samorządowych. Przed wyborami wszystko wyglądało jeszcze w miarę ok, bo z sondaży wynikało, że może coś tam się uda wyrwać dla siebie (w ramach walki z systemem, of korz). Tyle, że w praktyce nic z tego nie wynikło ( równe zero mandatów w sejmikach wojewódzkich ). Wyłapano trochę miejsc w Radach Gmin, ale apetyty były znacznie większe. Owszem, po drugiej turze okazało się, że prezydentem Przemyśla będzie kukizowiec, ale ciężko to uznać za wielki tryumf (poza tym, Paweł Kukiz odwalał alkotwitter tydzień przed drugą turą). Kukizowi na pewno nie poprawiają nastroju sondaże, bo bywają takie, w których jego ugrupowanie nie przekracza progu wyborczego. Zresztą, nie tylko Kukiz patrzy na te sondaże, bo przeca z jakiegoś powodu ludzie opuszczają okręt. Chyba nie ma sensu się tu specjalnie pastwić nad Kukizem. Tzn. może inaczej – jego kariera polityczna osiągnęła szczyt w maju 2015, a potem było już tylko gorzej. Gdyby ktoś przyjrzał się jego działalności sejmowej, mógłby dojść do wniosku, że Paweł Kukiz jest trochę jak Poprzedniczka Premiera Tysiąclecia. Tzn. wszyscy wiedzą, że taka osoba istnieje i że przebywa w Sejmie, ale nikt (z tą osobą włącznie) nie ma, kurwa, pojęcia czym się ta osoba zajmuje.


Prezydent RP po raz kolejny dowiódł tego, że jest urodzonym dyplomatą. Żeby w pełni docenić jego geniusz potrzebujemy odpowiedniego wprowadzenia. Wydaje mi się, że cytat z RzePy nada się tu idealnie: „w Stambule doszło do spotkania przywódców Turcji, Rosji, Niemiec i Francji. Recep Tayyip Erdogan, Władimir Putin, Emmanuel Macron i Angela Merkel rozmawiali na temat przyszłości Syrii.  Wspólnie ustalili, że Syria potrzebuje trwałego zawieszenia broni, powołania komisji konstytucyjnej oraz zapewnienia bezpieczeństwa, by do kraju mogły wrócić osoby, które uciekły przed wojną. Przywódcy zrobili sobie także zdjęcie, na którym trzymają się za dłonie. Postawę przywódców skomentował na Twitterze prezydent Andrzej Duda. "Urocze..." - napisał.” Ujmując rzecz prostymi słowy, doszło do spotkania, na którym podjęto szereg decyzji odnoszących się do tego „co dalej z Syrią”. Spotkanie to i jego ustalenia powinny być raczej istotne dla obozu politycznego, który srał ogniem „bo uchodźcy” i klarował, że „trza im pomagać na miejscu”. W trakcie spotkania ktoś wpadł na pomysł cyknięcia tej nieszczęsnej fotki (o której zaraz). Co z tego wszystkiego zrozumiał obecny prezydent RP? W skrócie: „O kurwa, ale beka, trzymają się za ręce! Muszę to wrzucić na Twittera z zabawnym komentarzem, to przeca się ziomeczki posrają ze śmiechu, ale będą zasięgi!!!”. Jeżeli chodzi o samą fotkę, to chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć dlaczego była ona cokolwiek nieprzemyślana. Tym niemniej, nie jest to fotka z pikniku (względnie z wyprawy do Disneylandu) i to również trza brać pod rozwagę. Gdybym chciał być złośliwy (a nie jestem), to napisałbym, że Prezydent RP przeszedł ewolucję. Na samym początku (i w trakcie kampanii) chciał być jak Obama (vide, czytanie hejterskich komentarzy na swój temat) teraz zaś, chce być jak Trump (vide, idiotyczny trolling na Twitterze). Ponieważ zaś nie jestem złośliwy napiszę jedynie, że mamy przejebane i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego.


Prawo i Sprawiedliwość uznało, że ponieważ 100 rocznica odzyskania niepodległości, to 12 listopada powinien być dniem wolnym. Nikt by się za ten dzień wolny nie pogniewał (sprawdzić czy nie Petru), albowiem 12 przypada w poniedziałek (a te, jak wiemy, potrafią być zdradliwe). Tyle że wkurwionych będzie raczej sporo. Zacznijmy od tego, że pomysł o „zrobieniu wolnego” trochę przypomina mi decyzję o zorganizowaniu referendum, którą Gajowy podjął po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Moim zdaniem zarówno pomysł „o wolnym”, jak i decyzja o zorganizowaniu referendum to takie nawoływanie suwerena „patrzcie jaki jestem zajebisty, głosujta na mnie”. Bo na serio, kurwa, nie da się inaczej wytłumaczyć tego, że ktoś wpadł na ów pomysł kilka dni przed pierwszą turą wyborów samorządowych. O tym, jak bardzo przemyślany był ów plan może zaświadczyć to, że kiedy piszę te słowa (7-11) w chuj ludzi nie wie, czy będzie miało wolne tego 12-go. O tym, że pomysłodawca miał wyjebane na „efekty uboczne” jakie może mieć organizowanie dnia wolnego za pięć dwunasta wspominać chyba nie trzeba. Zamiast zwyczajowej pointy zacytuję fragment artykułu z „Do Rzeczy”: „Jeden z cytowanych przez RMF FM senackich legislatorów podkreśla, że projekt ten "przeczy zasadzie odpowiedzialnego zachowania państwa”.


(Uwaga natury ogólnej, poniższy fragment napisałem przed banem na Marszu Niepodległości, którego dokonała Hanna Gronkiewicz-Waltz, więc momentami jest on „nieaktualny”, ale uznałem, że nie będę go wywalał, bo byłoby to marnotrawstwo hejtów).
Skoro zaś już jesteśmy przy „odpowiedzialnym państwie”, to pochylimy się nad nieco innym przejawem tejże „odpowiedzialności”. Pamiętacie może zmiany w ustawie o zgromadzeniach publicznych, dzięki którym, ktoś kto organizuje „zgromadzenie cykliczne” ma pierwszeństwo, jeżeli jakieś inne ktosie chcą organizować własne spędy w tym samym miejscu/etc. Zmiany te wprowadzono dlatego, że Genialnego Stratega wkurwiali ludzie blokujący mu miesięcznice. Wskazuje na to dość dziwny zapis, w myśl którego zgromadzenie cykliczne to takie, które jest organizowane co najmniej 4 razy do roku (ten sam organizator, to samo miejsce/etc). Ponieważ ustawodawca nie chciał się tak do końca ośmieszyć, dodano tam również zapis, który sprawiał, że cykliczne będzie zgromadzenie, które jest organizowane raz do roku jeżeli chodzi o święta. Z tego zapisu wynika, że np. Marsze Równości (choć są organizowane cyklicznie) nie są „zgromadzeniami cyklicznymi”, bo nie organizuje się ich w żadne święto, ale na ten przykład Marsz Niepodległości jest „cykliczny”, bo 11 listopada to święto. Ten drugi zapis można porównać do bumerangu, który rząd Prawa i Sprawiedliwości rzucił jakiś czas temu, a teraz oberwał nim w pysk. Okazało się bowiem, że rząd, dla którego tak bardzo istotna jest symbolika „narodowa” (i raz i dwa i trzy Żołnierze Wy klę ci!) musiał prowadzić negocjacje z narodowcami i to z pozycji petenta. Rzecz jasna, negocjacje te rząd przejebał, bo (dzięki zmianom, które sam wprowadził) nie dysponował żadnymi argumentami. Nie wiem kto prowadził te negocjacje w imieniu władz RP, ale wiem, że na pewno nie pomógł tym ludziom Prezydent RP, który udzielając wywiadu dla „RzePy” powiedział: „Chciałbym, żebyśmy razem poszli w marszu niepodległości, i jest to kwestia odpowiedzialności wobec społeczeństwa. Stańmy obok siebie i pokażmy ludziom, że można być razem. Można się nie gryźć”. (Zapis wywiadu pojawił się na stronie Kancelarii Prezydenta RP 27-10-2018).  Tenże sam Prezydent parę dni później oznajmił, że on jednak nie pójdzie. „Rzecznik prezydenta Błażej Spychalski poinformował, że harmonogram prezydenta jest zbyt napięty i Andrzej Duda nie da rady pojawić się na marszu”. Ciekawym, czy Prezydent wiedział o tym harmonogramie, kiedy zapraszał innych na marsz, na którym sam się nie mógł pojawić. W międzyczasie na temat Marszu Niepodległości wypowiedziała się (na Twitterze) niedorzeczniczka PiS, Beata Mazurek „PiS nie weźmie udziału w marszu 11 listopada. Chcieliśmy, aby był to marsz ponad podziałami politycznymi, bez partyjnych oznaczeń. Chcieliśmy, by nas wszystkich łączyły wyłącznie biało-czerwone barwy, na co niestety nie zgodzili się organizatorzy.” Domyślam się, że niedorzeczniczka nie wyjaśniła, jak to się stało, że organizatorem zgromadzenia z okazji 100 rocznicy odzyskania niepodległości jest banda ziomów spod znaku falangi, a nie polskie władze, tylko dlatego, że jej się to w ćwicie nie zmieściło. (Edycja) Dopiero po napisaniu tego kawałka pojawiła się w mediach informacja o tym, że Hanna Gronkiewicz-Waltz zbanowała Marsz Niepodległości, zaś Prezydent RP ogłosił, że skoro tak, to teraz on zorganizuje Biało-Czerwony marsz. Nie wiadomo, czy Prezydent RP pojawi się na tym marszu (bo przeca harmonogram napięty) i co się stanie jeżeli sąd uchyli decyzję HGW. Aczkolwiek może być i tak, że narodowcy odpuszczą i nie będą się odwoływać (tzn wycofają wniosek, czy jak się to tam po prawniczemu nazywa). Tak czy inaczej – follow-up w następnym Przeglądzie będzie.


Jakiś czas temu polskie władze dostały po łapach od TSUE za grzebanie przy Sądzie Najwyższym. Ponieważ nie po to Państwo Polskie Odzyskuje Godność, żeby się nam jakieś zagranice wpierdalały, minister Ziobro skierował wniosek do Trybunału Przyłębskiego, żeby ów Trybunał sprawdził czy TSUE to ma w ogóle Rozum i Godność Człowieka. I wtedy wchodzi Czaputowicz cały na biało: „Nie ma podstaw, by Trybunał Konstytucyjny badał, czy składanie pytań prejudycjalnych do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej przez polskich sędziów jest zgodne z konstytucją” i wtedy wchodzi Czaputowicz cały na biało: „W pełni popieram wniosek Zbigniewa Ziobry do TK”. Muszę przyznać, że niewiele z tego rozumiem, ale nie jestem szefem MSZ, więc co ja się tam, kurwa, znam. Swoją drogą, ja rozumiem, że Genialny Strateg musi czasem pokazać „kto tu, kurwa, rządzi” i dyscyplinować swoich podwładnych, ale w mojej opinii tym razem deczko przegiął. Czaputowicz jest szefem MSZ i jako taki – jest odpowiedzialny za kontakty „ze zagranico”. Wiadomym jest, że jest on członkiem rządu i będzie działał zgodnie z linią partyjną, ale sytuacja, w której zostaje on publicznie przeczołgany (bo zmuszono go do zaprzeczenia samemu sobie) wygląda dość chujowo, bo tej sprawie się „zagranica” uważnie przygląda. Ta sama zagranica często prowadzi negocjacje i rozmowy z Czaputowiczem. W trakcie tych rozmów Czaputowicz składa zagranicy różne obietnice w imieniu polskiego państwa  i na coś się z tą zagranicą umawia. Ile warte będzie dla zagranicy słowo kogoś, kogo można bez problemu przeczołgać i zmusić do zwrotu o 180 stopni? „No ale jak coś podpisze, to nie będzie mógł zmienić zdania”, no przeca, kurwa, podpisał 12 stronicowy dokument skierowany do Trybunału Przyłębskiego, a potem tłumaczył, że chodziło mu o coś innego. Aczkolwiek, wiadomo, że nie ma się czym przejmować bo polityką zagraniczną zajmuje się również Prezydent. Czy wspominałem już o tym, że mamy przejebane?


Obóz rządzący bardzo dużo mówi o „potrzebie dekoncentracji mediów” (aka „niech media wreszcie przestaną nam, kurwa, patrzeć na ręce, bo pożałują), albowiem media rozsiewają fejki i szkodzą Polsce. Czy ja dobrze widzę? Tak! To właśnie portal „w Polityce” wychodzi z zakrętu na pełnej kurwie: „Niezapowiedziana wizyta prezydenta w Nowym Sączu. Andrzej Duda udzielił poparcia Iwonie Mularczyk”. Ten sam portal dzień później: „Agitacja wyborcza? Bzdura! Spychalski odpowiada na zarzuty opozycji: Prezydent, jak każdy Polak, odwiedza 1 listopada groby”. Z tego by chyba wynikało, że trzeba zdekoncentrować „w Polityce”, nieprawdaż? Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że cmentarna agitacja w wykonaniu Prezydenta RP nie pomogła Iwonie Mularczyk, albowiem sromotnie przepierdoliła ona drugą turę wyborów.


W jednym z poprzednich Przeglądów pochylałem się nad twórczością Rafała Wosia, który opowiadał o uciskanych kibolach, których uznał za grupę „słabych” i przyrównał do protestujących w Sejmie Rodziców Osób z Niepełnosprawnościami. Teraz poszedł o krok dalej „"kibole" i "migranci". Dwa przykłady kozłów ofiarnych. Jeden liberałów, a drugi prawicy."  Rzecz jasna, wywołał tym (kolejną) gównoburzę, tak więc po jakimś czasie wytłumaczył, że: „Kibol jest konstruktem mieszczańskim potrzebnym do przejęcia przestrzeni publicznej (stadiony) i sprzedania jej stacjom telewizyjnych w thatcherowskim UK. U nas schemat powielono. Lewica powinna wyłapywać takie rzeczy. A że nie umie to jest gdzie jest i biadoli..”. Niedawno lewica miała cywilizować PiS, teraz się okazuje, że powinna cywilizować ziomberiadę, która najchętniej by w tę lewicę napierdalała kostkami brukowymi, która to ziomberiada cierpi na wyklętyzm i drze mordy o potrzebie strzelania do „czerwonych”. Śmiem twierdzić, że jeżeli poczekamy odpowiednio długo, Rafał Woś przyrówna kiboli do ofiar Holocaustu (tak, właśnie udało mi się obejść Prawo Godwina). Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że kiboli już wcześniej przyrównywano do żołnierzy Armii Krajowej (kiedy jeszcze AK było na propsie, teraz prawica jara się NSZ). Ja generalnie jestem fanem trollingu, ale jeżeli mam być szczery, to nie mam pojęcia o chuj chodzi panu redaktorowi Wosiowi. Zaczynam odnosić wrażenie, że chodzi o jakąś odmianę ziemkiewiczyzmu, czyli pierdolenia głupot po to, żeby przyciągnąć do siebie uwagę. Nie chce mi się po raz pierdylionowy rozpisywać w temacie kiboli, tak więc krótko. Ludzie przestraszyli się migrantów, bo prawica zasrała w 2015 (i później) internety i media (po przejęciu TVP) wrzutkami o tym, że jak przyjdo niekrześcijany, to nas wszystkich pozabijajają. Woś usiłuje tłumaczyć, że ludzie boją się kiboli z podobnych powodów, tzn. „bo media nimi straszą”. Tylko, że to jest gówno prawda. Migrantów boimy się dlatego, że ich nie znamy, kiboli zaś obawiamy się dlatego, że ich, kurwa, znamy bardzo dobrze.


Lojalnie uprzedzam, że w poniższym fragmencie będzie sporo przynudzania powyborczego (przed rozpoczęciem lektury należy się więc zaopatrzyć w kawę).
Przyszło nam żyć w ciekawych czasach. Mianowicie zaś w takich, w których o tym, czy jakaś partia wygrała wybory decyduje Szeregowy Poseł, który organizuje konferencję prasową (bez możliwości zadawania pytań), na której oznajmia „wygraliśmy i nasze zwycięstwo nie podlega dyskusji”. Choć w sumie to nie do końca prawda, bo IBRIS nieco wcześniej przeprowadził sondaż, w którym (trzymajcie się) zapytano Polaków o to, „która z partii jest największym wygranym wyborów samorządowych?”. Bardzo daleko mi do budowania narracji „hurr durr, PiS został zatrzymany, tera to już mają z górki”, jednakowoż, odnoszę wrażenie, że oni tak nie do końca są przekonani o swoim zwycięstwie. Wystarczy zobaczyć co miał do powiedzenia o wyborach Jarosław Kaczyński (28-10-2018) „Wielu mieszkańców miast zostało okłamanych, że PiS przygotowuje Polexit”. Poznajecie tę retorykę? To ta sama, która pojawia się wtedy, gdy Prawo i Sprawiedliwość ma ból dupy i obraża się na wyborców. Czyżby PiS obraził się na nich za to, że wygrał? Ból dupy wziął się stąd, że PiS wygrał, ale nie tak bardzo jak chciał wygrać. Udało im się odbić trochę sejmików, ale w miastach ponieśli spektakularną klęskę. Najbardziej bolesna była Warszawa, bo w pewnym momencie w PiSie uwierzono w to, że Jaki może wygrać wybory. Gdyby uznano, że Jaki przejebie, to TVP nie relacjonowałoby jego kampanii 24/7 i nie pokazywało na antenie hejterskich memów o Trzaskowskim. Przeca TVP mogło w tym czasie wspierać innych kandydatów. Nigdy nie dowiemy się tego, na ile miast liczyło PiS (poza Warszawą), ale wydaje mi się, że apetyty mieli spore. Co za tym idzie, kampanie prowadzono z rozmachem i na pewno zaangażowano w nie od cholery ludzi. I to jest spory problem. Generalnie bowiem wygląda to tak, że tym „zaangażowanym” się coś obiecuje (wystarczy wspomnieć „niepokornych” mediaworkerów, którzy wspierali PiS w kampanii prezydenckiej/sejmowej, a potem zostali obdarowani stołkami). Często obiecuje się komuś konkretny stołek (sprawdzić, czy nie Guział), żeby „zaangażowany” wiedział o co się bije. Domyślam się, że tych rozdanych stołków było w skali kraju od cholery. Im więcej takiemu „zaangażowanemu” obiecano, tym bardziej wkurwiony będzie. Nie trzeba chyba wspominać o tym, że „zaangażowany”, który nic nie dostał za swoją pomoc, może nie chcieć się powtórnie zaangażować w kampanię partii, która „nie dotrzymała słowa” (nikogo nie obchodzi to, czy nie mogła, czy też nie chciała). No dobrze, ale przeca PiS wziął sejmików sporo, a to gwarantuje im dostęp do paśników. Owszem, gwarantuje. Jeno problem w tym, że stołki z paśników sejmikowych zapewne obiecano innym „zaangażowanym”. Warto również pamiętać o tym, że jeżeli w sejmikach (tzn. w paśnikach, które są przypisane do sejmików) zapanuje misiewiczoza, to może się to na PiSie zemścić w trakcie wyborów 2019. Akcję, w trakcie której ktoś będzie wyliczał stołki, które wyszarpał PiS (+ ile szekli dał zarobić „swoim”) i opatrzy to hasłem „dotrzymujemy słowa”, raczej nietrudno sobie wyobrazić. Dobra, trochę za bardzo w dygresje poszedłem, skupmy się na sejmikach. W trakcie wieczoru wyborczego (po pierwszej turze) Genialny Strateg powiedział, że (upraszczając) mają spoko wynik i że to dobrze wróży (w kontekście nadchodzących wyborów parlamentarnych 2019). Mam niejasne przeczucie, że te same słowa padłyby nawet, gdyby się okazało, że różnica między Zjednoczoną Prawicą a Koalicją Obywatelską wynosiłaby np. 2% (na korzyść tych pierwszych). W tę narrację (PiS wziął sejmiki, tak więc wygra w 2019) uwierzyło sporo ludzi, tak więc w internetach można się natknąć na sporo analiz, których autorzy łączą kropki w konkretny sposób tylko i wyłącznie dlatego, że Kaczyński powiedział to, co powiedział. Argumentacja jest taka, że wcześniej PO wygrywało w sejmikach, a potem w parlamentarnych więc teraz będzie tak samo (czasem nawet zdarza się jakieś przeliczanie procentów). Ponieważ jestem upierdliwy z natury posprawdzałem sobie te wyniki. Wrzucę je tutaj tylko i wyłącznie po to, żeby pokazać, jak bardzo nic z nich, kurwa, nie wynika

Samorządowe 2006 PO 27,18% PiS 25,08%
Parlamentarne 2007 PO 41,51% PiS 32,11%

Samorządowe 2010 PO 30.89% PiS 23,05%
Parlamentarne 2011 PO 39.18% PiS 29,80%

Samorządowe 2014 PO 26,89% PiS 26,29%
Parlamentarne 2015 PO 24,09% PiS 37,58%

Samorządowe 2018 PO 26,97% PiS 34,13%

Dodajmy do tego, jeszcze cebule na torcie, którą jest fakt, że w 2014 ludzie głosowali przy pomocy tej nieszczęsnej książeczki i chuj wie, jak wyglądałyby wyniki, gdyby to była „płachta”. PO wygrało w 2007 nie dlatego, że w 2006 miało lepszy wynik od PiS (w sejmikach), ale dlatego, że w 2007 miało dobrą kampanię (+ LiD miał chujową + PiS miał cały rok na wkurwianie wyborców). No ale być może, gdybym był wybitnym analitykiem, to z wyników wyborów samorządowych 2014 umiałbym wywnioskować, że po wyborach w 2015 PiS będzie miał samodzielną większość parlamentarną. Jeżeli ktoś w tym momencie (zakładam, że przynajmniej parę osób dotrwało do tego momentu i nie zanudziłem wszystkich na śmierć) powie „no ale przeca nikt nie mówi, że da się coś takiego wywnioskować”, to ja takiej osobie mówię: potrzymaj PiSowi piwo: "Dziennik Gazeta Prawna" dotarł do wewnętrznych analiz PiS przekładających wyniki wyborów do sejmików na parlamentarne. Wynika z nich, że za rok prawica może powalczyć o samodzielną większość w Sejmie. (…) "Dziennik Gazeta Prawna" opisuje, jak analitycy PiS doszli do takich wniosków. Przeliczono głosy oddane na poszczególne ugrupowania w sejmikach na 41 okręgów wyborczych do Sejmu.” Dalej następuje szereg założeń, które sobie darujemy, bo już sam fakt przeliczania głosów „sejmikowych” na głosy „parlamentarne” sprawia, że ja już najedzony jestem (sprawdzić, czy nie Bezpartyjni Samorządowcy). Czy to znaczy, że moim zdaniem PiS nie wygra wyborów w 2019? Nie mam, kurwa, pojęcia. Biorąc pod rozwagę polskie realia polityczne, 12 miesięcy to cała, kurwa, wieczność jest. Jeżeli zaś chodzi o prognozy, to jakoś tak nikt z rocznym wyprzedzeniem nie „wyprognozował”: porażki Gajowego z jakimś randomowym śmieszkiem z internetu, startu Kukiza (i tego, że zgarnie 20%), powstania partii Nowoczesna (tak, była kiedyś taka partia), tego, że PiS będzie miał samodzielną większość parlamentarną. I tak dalej i tak dalej. Tak, mam świadomość tego, że poziom „prognoz politycznych” jest u nas tak wysoki, że wystarczy, że komentatorzy potrafią dostać pierdolca po pojedynczym sondażu. Nie zmienia to faktu, że tego rodzaju "analizy" są po prostu idiotyczne.


Komisja ds udowodnienia, że CHWD Tuskowi za Ambergold, bardzo długo przygotowywała się do przesłuchania wyżej wymienionego. Of korz, przygotowywano się nie do tego, żeby cokolwiek wyjaśnić, ale do tego, żeby go wdeptać w glebę. Jak ze swojego zadania wywiązała się komisja? Poszło jej na tyle dobrze, że pracownicy TVP musieli odpalić kolejne taśmy.


Kącik książkowy (tak, uznałem, że nerd-kącik kinematograficzny nie wystarczy i od czasu do czasu będzie się pojawiał kącik książkowy [może nawet czasem jebnę jaką hejterską recką, ale niczego nie gwarantuję]). Od pewnego czasu czytam sobie książki z serii wydawniczej „Oblicza zła” (Prószyński i S-ka). W ramach tej serii można się zapoznać z biografiami takich przemiłych person, jak Adolf Hitler, Pol Pot, Stalin/etc. Ostatnio dorwałem biografię Mao („Mao – cesarstwo cierpienia”). W środku książki znalazłem ulotkę reklamową, na której polecano mi, a jakże, biografię Mao. Nie zawracałbym wam dupy tym faktem, gdyby nie to, jakimi hasłami opatrzono tę ulotkę. Otóż na górze tejże widnieje napis „Mao jakiego nie znacie”. Na spodzie zaś ktoś dopisał „chiński przywódca zabił więcej ludzi niż Hitler”. Niestety, na ulotce nie zamieszczono wykresu, więc nie wiadomo, o ile więcej ludzi zabił Mao, w związku z powyższym, nie wiadomo, czy warto się pochylać nad tą biografią. Ja rozumiem, że nie jest łatwo zareklamować kilkusetstronicową cegłę, ale wydaje mi się, że jeżeli już ktoś chce to robić za pomocą haseł, to chyba nie powinien się wzorować na tych, którymi reklamuje się biografie sportowców (XXX jakiego nie znacie! Strzelił więcej goli niż YYY!).


UWAGA! Artykuł sponsorowany przez Suwerena!







http://wyborcza.pl/7,155287,24105487,zwolnieni-pracownicy-lot-u-przywroceni-do-pracy-ale-w-kadrach.html

Pan rzecznik LOT robi wrzutkę ze śledztwem:

https://twitter.com/kubicki_adrian/status/1055434359501656064


http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/583898,zelazik-strajk-lot-rozmowy-negocjacje-mediator-spoleczny.html


https://www.wprost.pl/kraj/10164185/kukiz-ostro-skomentowal-wpis-jakubiaka-rodzisz-czy-zapladniasz.html

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,24097700,dziwne-wizje-pawla-kukiza-na-twitterze-pisal-o-masturbujacym.html

https://twitter.com/AndrzejDuda/status/1056542691201351680

https://www.rp.pl/Polityka/181029297-Putin-Merkel-Erdogan-i-Macron-na-wspolnym-zdjeciu-Duda-Urocze.html

https://gpcodziennie.pl/100660-dlugiweekendniepodleglosci.html

https://dorzeczy.pl/kraj/81678/12-listopada-dniem-wolnym-o-pracy-Miazdzaca-opinia-biura-legislacyjnego.html

http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114883,24132577,czy-12-listopada-bedzie-dniem-wolnym-dlugi-weekend-i-swieto.html

https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/zgromadzenie-cykliczne-nowe-pojecie-w-ustawie-o-zgromadzeniach,724244.html



https://dorzeczy.pl/kraj/82295/Bylaby-to-wizerunkowa-katastrofa-Czemu-prezydent-nie-wezmie-udzialu-w-Marszu-Niepodleglosci.html


http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/584356,czaputowicz-ziobro-wniosek-tk-rozbieznosci-minister-sprawiedliwosci-szef-msz.html


https://twitter.com/RafalWos/status/1057544170750046208



https://dorzeczy.pl/obserwator-mediow/82289/Kto-zdaniem-Polakow-wygral-wybory-samorzadowe.html



Dane „wyborcze” brałem z wiki, bo trochę łatwiej tam znaleźć dane „ogólne” niż na stronach PKW (acz, te dane i tak z PKW są, więc na jedno wychodzi).

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_samorz%C4%85dowe_w_Polsce_w_2006_roku

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Polsce_w_2011_roku



https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_parlamentarne_w_Polsce_w_2015_roku

https://pl.wikipedia.org/wiki/Wybory_samorz%C4%85dowe_w_Polsce_w_2018_roku





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz