Marcin Dubieniecki, zachęcony sukcesem studia nagrań „Sowa&Przyjaciele”, postanowił założyć własne. Ostatnio pochwalił się swoimi pierwszym dziełem, tzn. nagraniem rozmowy z przesłuchującym go prokuratorem. Wspominam o tej sprawie ze względu na pewną, hm, ciekawostkę. Otóż w artykule na portalu Gazeta.pl już na wstępie możemy przeczytać o tym, że „Prokuratura komentuje, że "rejestracja takiej rozmowy (bez wiedzy rozmówcy) jest bezprawna". Ktoś mógłby w tym momencie powiedzieć „no ale przeca to oczywista oczywistość”. Taki ktoś byłby w błędzie. Gdyby to była oczywistość, to wzmianka na ten temat znalazłaby się w artykule o Dubienieckim, który opublikowano na portalu TVP.INFO. Jestem przekonany, że brak tejże wzmianki nie ma nic wspólnego z tym, że owoców pracy studia nagrań „Sowa&Przyjaciele” mogliśmy wcześnie słuchać za sprawą TVP.INFO.
W poprzednich przeglądach zdarzyło mi się poruszyć sprawę Sieć Obywatelska Watchdog vs MSZ, w której to sprawie Watchdog domagał się od MSZ ujawnienia ekspertyz, na które powoływał się Witold Waszczykowski twierdząc, że Donalda Tuska wybrano na Przewodniczącego RE nielegalnie. Na początku MSZ kazał Sieci Watchdog pospierdalać, ale okazało się, że nie dość, że Watchdog nie pospierdalał, to jeszcze poszedł do sądu i wygrał. Wojewódzki Sąd Administracyjny nakazał MSZ ujawnienie ekspertyz. 4 stycznia 2018 MSZ odwołało się od tego wyroku do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Witold Waszczykowski pewnie sobie teraz siedzi i myśli „no przecież byłem tylko szefem MSZ! Skąd mogłem wiedzieć, że to, co mówię może mieć dla kogoś jakiekolwiek znaczenie...”.
Wiceminister Patryk Jaki, który w latach swej młodości cierpiał na bardzo poważny przypadek „biedy urojonej”, udzielił ostatnio wywiadu. W trakcie tegoż wywiadu został zapytany o to, „Ile z blokersa tkwi jeszcze w Patryku Jakim?” Dla każdego, kto zna Patryka Jakiego, jego odpowiedź nie była zaskoczeniem „Na pewno zostało mi twarde chodzenie po ziemi. Przekonanie, że bez pracy nie ma kołaczy i tylko kiedy pracujesz więcej niż inni, osiągniesz sukces (...)” Ciężkiej pracy Patryka Jakiego poświęciłem dość obszerną notkę (link w źródłach), ale w skrócie przypomnę, jak wyglądała jego „droga do sukcesu”. W 2006 roku Patryk Jaki wystartował w wyborach do rady miasta Opola z list PO. Dostał miejsce w okręgu, w którym kolega jego ojca (ówczesny prezydent Opola), był lokomotywą wyborczą (tak więc był to okręg „biorący”). Pod koniec 2006r. Patryk Jaki pracował więcej niż inni i przeszedł z PO do PiS. W efekcie tego transferu osiągnął sukces i jako 22-letni student zarabiał w 2007r ponad 5 tysięcy złotych miesięcznie. Z tych 5 tysięcy – 1700 zarabiał jako radny a prawie 3.5 tysiąca dzięki partyjnym kolegom, którzy załatwili mu fuchy w Urzędzie Wojewódzkim, biurze poselskim i biurze senatorskim. Po zmianie władzy Jaki zarabiał trochę mniej (bo mu się fucha w Urzędzie Wojewódzkim urwała), ale koledzy z partii nie pozwolili mu biedować i zawsze mógł liczyć na jakaś fuchę w biurze poselskim/etc. W 2011r. roku Jaki został posłem (tak więc o pieniądze się już martwić nie musiał) i jest nim od tamtej pory. Wszystkie te sukcesy Patryk Jaki osiągnął dlatego, że stanie pod blokiem nauczyło go ciężkiej pracy. Nie miało to nic wspólnego ze znajomościami jego ojca, które umożliwiły mu wejście w politykę i z partyjnymi kolegami, którzy załatwiali mu fuchy, a potem dali mu miejsce na liście w wyborach parlamentarnych. A wy co? Nadal nie jesteście posłami na Sejm? Nawet mi was nie żal, nieroby.
Na warszawskiej Ochocie ciężko pobita została 14-letnia Turczynka. Napastnik miał do niej krzyczeć „Polska dla Polaków”. Ówczesny szef MSW, Mariusz Błaszczak, stwierdził, że „Media przedstawiają tę dziewczynkę jako ciemnoskórą. To jest nieprawda”, potem dodał, że nie do końca wiadomo, czy napastnik krzyczał „Polska dla Polaków”. Muszę przyznać, że jestem nieco rozczarowany. Po Mariuszu Błaszczaku spodziewałbym się nieco bardziej żywiołowych reakcji – np. stwierdzenia, że media kłamią, bo to pewnie było tak, że 14-letnia Turczynka została pobita w samoobronie, bo usiłowała islamizować warszawską Ochotę. Mógłbym w tym miejscu napisać coś o tym, że Błaszczak (eufemizując) pieprzył głupoty, bo gdyby ofiara nie wyglądała „obco”, to do pobicia by raczej nie doszło (bo przeca coś musiało zwrócić uwagę Polskiego Krzyżowca), ale wydaje mi się, że to nie ma sensu. Błaszczak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie było podłoże pobicia, ale nie mógł wprost napisać o rasizmie, bo momentalnie przypomniano by mu jego wcześniejsze wypowiedzi. Na ten przykład tę, w której twierdził, że Brytyjczycy biją Polaków dlatego, że są wkurwieni na uchodźców z Afryki, ale poprawność polityczna nie pozwala im ich bić, więc odreagowują na Polakach.
Jeszcze bardziej spektakularnym komentarzem, odnoszącym się do pobicia na Ochocie, był wpis Marzeny Paczuski, która napisała, że „Najgorsze jest to, że łatwiej oburzyć tłumy atakiem na kolor skóry, niż atakiem za poglądy. PiSowcy zbierają w plecy bo są biali, tak?”. Nie zamierzam tego komentować, bo doskonałość ma to do siebie, że nie powinno się jej próbować poprawić.
Ryszard Petru ogłosił, że zakłada stowarzyszenie Plan Petru. Wydaje mi się, że równie istotne było oświadczenie Janusza Palikota, który 31 grudnia 2017 roku ogłosił, że odchodzi z polityki.
Jeżeli zaś już jesteśmy przy wydarzeniach bez najmniejszego znaczenia, to w zeszłym tygodniu doszło o rekonstrukcji rządu. Część komentatorów dziwiła się temu, że na uroczystości powoływania nowych ministrów (nie było Jarosława Kaczyńskiego?), ale wydaje mi się, że nie bardzo jest się czemu dziwić, bo przecież dowódca sił powietrznych nie musi osobiście doglądać startu każdego drona.
10 stycznia odbyła się 93 miesięcznica smoleńska. W trakcje tejże miesięcznicy, Jarosław Kaczyński powiedział: „Chwała tym, którzy walczyli o prawdę, na czele z Antonim Macierewiczem.”. Tydzień później Antoni Macierewicz w programie „O co chodzi” wyjawił, że „O tym, że to jest dymisja, dowiedziałem się od pana ministra Szczerskiego, gdy przyjechałem do Pałacu”. W związku z powyższym doszedłem do wniosku, że w wypowiedź Kaczyńskiego wkradła się literówka. Powinno być „Wała tym, którzy walczyli o prawdę, na czele z Antonim Macierewiczem”. Ze swej strony dodam tyle, że proszę o więcej, bo mam jeszcze spory zapas popcornu.
W poprzednim przeglądzie trochę miejsca poświęciłem decyzji Krajowej Rady Radia Maryja i Telewizji Trwam, która nałożyła na TVN karę za to, że materiały na temat protestów pod Sejmem (tych z końcówki 2016 roku), nie miały pasków z TVP.INFO. Do tej decyzji odniósł się Departament Stanu USA, który, używając dyplomatycznego języka, zasugerował polskiej stronie, że może by tak pospierdalała z tą karą. Nieco później Krajowa Rada Radia Maryja i Telewizji Trwam oznajmiła, że „no to my może pospierdalamy” i uchyliła karę dla TVN. Zapewne członkowie wyżej wymienionej rady do tej pory zastanawiają się nad tym, „po chuj Amerykanie bronili niemieckiej telewizji?”
Na początku stycznia Ryszard Czarnecki oznajmił, że „Podczas wojny mieliśmy szmalcowników, dziś mamy Różę Thun”. Bardzo szybko okazało się, że Czarnecki może za te słowa polecieć ze stołka Wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Czarnecki przyjął to na klatę i stwierdził, że próba odwołania go ze stanowiska „to dalszy ciąg ataku na Polskę.”, dzięki czemu od teraz możemy to tytułować Ludwikiem XIV. Czarnecki doszedł do wniosku, że to może nie wystarczyć i postanowił w jakiś sposób przekonać do siebie europarlamentarzystów i w tym momencie geniusz dyplomatyczny Wiceprzewodniczącego Parlamentu Europejskiego objawił się w pełnej krasie. Czarnecki uznał bowiem, że zaspamowanie skrzynek mailowych europosłów będzie idealnym narzędziem perswazyjnym (tak, wiem, oficjalnie tę „oddolną akcję” zorganizowała Niezależna.pl, ale bądźmy poważni, zielone światło musiał dać Ludwik XIV). Niestety, europosłowie nie dorośli do poziomu Ryszarda Czarneckiego i został on poproszony o nierozsyłanie spamu, bo ten jest cokolwiek przeciwskuteczny. Parafrazując klasyka – ta prośba to dalszy ciąg ataku na Polskę.
O sukcesie opozycji, która dała dupy przy okazji głosowania nad obywatelskim projektem ustawy Ratujmy Kobiety, słyszeli już wszyscy. Tym niemniej dwie próby „wytłumaczenia” tego fuckupu zasługują na miejsce w tym Przeglądzie. Szefowa Nowoczesnej, Katarzyna Lubnauer, fuckup swojej partii tłumaczyła tym, że „Ja przypomnę, że my jesteśmy ugrupowaniem, które jest nowe i bardzo wielu naszych posłów, nie mając doświadczeń wcześniej w polityce, nie zdaje sobie bardzo często sprawy, że nie głosują za danym projektem tylko, tak jak tutaj, głosują za skierowaniem do komisji”. To trochę tak, jakby szef firmy transportowej tłumaczył się po karambolu spowodowanym przez kierowców swojej firmy tym, że „Ja przypomnę, że my jesteśmy firmą, która jest nowa i bardzo wielu naszych kierowców, nie mając doświadczeń wcześniej w jeździe, nie zdaje sobie bardzo często sprawy, że nie powinno się wjeżdżać na skrzyżowanie na czerwonym świetle, tylko tak, jak inni kierowcy – na zielonym”. Porównywalną brawurą wykazała się Małgorzata Kidawa-Błońska, która oznajmiła, że w sumie to ludzie powinni się czepiać PiS-u, bo nie wszyscy posłowie tej partii poparli skierowanie projektu ustawy do prac w komisji, a przecież PiS obiecywał w kampanii, że żadnego projektu obywatelskiego PiS nie odrzuci w pierwszym czytaniu. Tutaj już od razu „na serio” będzie. Bo prawda jest taka, że Kidawa-Błońska miała częściową rację. Tzn., owszem, PiS obiecywał, że żaden projekt obywatelski nie padnie w pierwszym czytaniu. Tyle że obietnica ta została złamana przy okazji poprzedniego głosowania nad projektem Ratujmy Kobiety, więc teraz PiS miał to już po prostu w dupie. Tego rodzaju tłumaczenie, tzn. „wina PiS-u”, byłoby prawilne, gdyby to był pierwszy uwalony projekt obywatelski. Odnoszę wrażenie, że posłowie PO wyparli z pamięci to poprzednie głosowanie i dla nich to ostatnie było „pierwsze”.
Ponieważ PO musiało coś zrobić po tym fuckupie, z partii wywalono trójkę posłów. Nad trójką wyrzuconych pochylił się Stanisław Karczewski: „Szczerze współczuje politykom Platformy Obywatelskiej, bo nie chciałbym być w takiej partii, w której nie można mówić tego, co się chce, nie można wyrażać swego światopoglądu”. Być może na pierwszy rzut oka na to nie wygląda, ale ta wypowiedź oznacza, że Stanisław Karczewski najprawdopodobniej opuści Prawo i Sprawiedliwość. O ile, rzecz jasna, ktoś opowie mu o pośle Łukaszu Rzepeckim, który wyleciał z PiS-u za to, że „mówił co chciał” i poparł wniosek o uchylenie immunitetu Dominikowi „Jenotowi” Tarczyńskiemu.
Idol polskich zygotarian, Bogdan Chazan (zwany również „pięćsetką”), ostatnio się rozmarzył i opowiadał o tym, że za aborcję należy karać lekarza, położną i taksówkarza, który przywozi kobietę. Nie wiem czemu Chazan poprzestał na tak krótkiej liście. Przecież ukarać należałoby również egzaminatora, u którego taksówkarz zdawał egzamin na prawo jazdy, właścicieli stacji diagnostycznej, która dopuściła taksówkę do ruchu i pracowników stacji benzynowej, na której zatankowano taksówkę. Kronikarski obowiązek każe mi wspomnieć o tym, że praktycznie wszyscy komentujący skupili się na tym „karaniu taksówkarza”, a mało kto zwrócił uwagę na fragment, który poprzedzał marzenia Chazana „Jeżeli ktoś przekracza obowiązujące prawo, powinien być karany”. Jest to bardzo piękne zdanie, które po przetłumaczeniu z Chazanowego na polski brzmi: „mnie nie spotkała żadna kara, bo ja skrobałem na legalu, więc się odpieprzcie”.
Źródła:
Notka o człowieku, który pracował na swój sukces dwa razy ciężej niż inni:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,114884,22874084,szef-pis-jaroslaw-kaczynski-nie-pojawil-sie-na-zaprzysiezeniu.html
https://www.tvn24.pl/polska-i-swiat,33,m/polska-i-swiat-prawo-aborcyjne-w-sejmie,805986.html
https://www.wprost.pl/kraj/10080695/Posel-Lukasz-Rzepecki-wyrzucony-z-PiS-dolaczy-do-nowego-klubu-parlamentarnego.html
https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/prof-bogdan-chazan-w-sprawie-kar-za-zabiegi-aborcyjne,806554.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz