czwartek, 16 listopada 2017

Hejterski Przegląd Cykliczny #20

Na początku roku 2016 premier Beata Szydło miała „mocne wystąpienie w Berlinie”, w trakcie którego powiedziała, że „powinniśmy budować silną, zjednoczoną Europę ojczyzn, szanującą suwerenność państw”. Pani premier podkreślała również, że UE nie powinna się zajmować „wewnętrznymi decyzjami polskiego parlamentu”. Pod koniec października 2017 mogliśmy się przekonać o tym, że Francuzi nie wzięli sobie tego wystąpienia do serca i nie chcą uszanować suwerenności naszego kraju. Nie można bowiem inaczej wytłumaczyć decyzji Francuskiej Rady Stanu, która nakazała usunięcie krzyża z pomnika Jana Pawła II w Ploermel w Bretanii. Beata Szydło (w trakcie kolejnego „mocnego wystąpienia”) oznajmiła, że „polski rząd podejmie starania, by pomnik naszego rodaka ocalić od ocenzurowania i zaproponujemy, aby przenieść go do Polski, o ile będzie zgoda francuskich władz i społeczności lokalnej”. Nie rozumiem jedynie tego, po co tam się znalazła wzmianka o „zgodzie francuskich władz”. To są nasze wewnętrzne sprawy (bo w końcu chodzi o Pomnik Papieża Polaka), więc Francuzom nic do tego!

Nie tak dawno temu na portalu wPolityce pojawił się artykuł, który udowadnia, że Polska jest krajem, w którym cosplayerzy cieszą się ogromnym szacunkiem. Najwyższym zaś uznaniem cieszą się cosplayerzy przebierający się za nauczycieli „obrony przed czarną magią”. Nie wierzycie? Oto dowód: „Księża egzorcyści apelują: Halloween nie jest niewinną, beztroską zabawą, ale grozi otwarciem się na działanie złych duchów”. W dalszej części artykułu możemy przeczytać o tym, że „w Polsce obecnie pracuje ok. 120 egzorcystów”, tak więc jest to nadzwyczajna kasta cosplayerów.

Jakiś czas temu portale obiegł news, z którego wynikało, że Marian Kowalski obalił teorię ewolucji za pomocą przypowieści o dwóch wątrobach. Po rozprawieniu się z tym tematem, apelował do Polaków: „Nie możemy dać się szantażować lewackiej ideologii, która twierdzi, że powstaliśmy od małpy”. Sporo osób zaczęło się zastanawiać nad tym, od kogo pochodzi Marian Kowalski. W kontekście obalenia teorii ewolucji, są to jałowe rozważania. Gdybym jednak miał zgadywać z jakiego gatunku wyewoluował, to tym gatunkiem byłby prahusarz. Ewolucja przebiegała w następujący sposób. Prahusarz (przez lewakich ideologów nazywany „stegozaurem”) wyewoluował w zwykłego husarza (to gatunek, który najczęściej występuje w awatarach i „zdjęciach w tle”), a ten następnie (razem z koniem) w Mariana Kowalskiego (i stąd te „dwie wątroby”). W tym miejscu muszę poczynić uwagę „na poważnie”. Tego rodzaju brednie, jak ta o „dwóch wątrobach”, to towar, który importujemy z Zachodu. Dawno temu zabłądziłem na YT i zobaczyłem fragment programu telewizyjnego (made in USA), w którym kilku jegomościów rozmawiało o ewolucji. Jeden z nich oznajmił, że gdyby ewolucja była prawdą i gdyby dinozaury ewoluowały w ptaki, to przecież na jakimś szczeblu tej ewolucji, taki dinozaur miałby jedną nogę i jedno skrzydło, więc bardzo szybko zeżarłyby go drapieżniki. W momencie, w którym widownia zaczęła bić brawo, miałem ochotę wyrzucić komputer przez okno (a potem wyskoczyć za nim z misją ratunkową). Jeżeli komuś uda się znaleźć tę abominację na YT, to niech wyświadczy mi tę uprzejmość i nie wrzuca tego w komentarzach.

Na początku listopada okazało się, że „Orlen przegrał przetarg, bo złożył zły podpis pod ofertą”. Indagowany przez media Orlen wystosował oświadczenie, z którego wynikało, że „oferta została dostarczona zgodnie z wymaganiami co do czasu i wymaganych informacji i - wbrew twierdzeniom niektórych mediów - z właściwym podpisem, ale w innym niż wymagany przez zamawiającego formacie pliku elektronicznego”. Trochę mnie to oświadczenie z gatunku „nic się nie stało, naprawdę nic się nie stało!” zdziwiło, bo spodziewałem się czegoś w rodzaju „był Halloween i postanowiliśmy się przebrać za Autosan”.

Przedłużono śledztwo w sprawie wypadku z udziałem premier Beaty Szydło, albowiem „prokuratura w dalszym ciągu oczekuje na opinię biegłych dotyczącą rekonstrukcji przebiegu wypadku”. To jest, moim zdaniem, dowód na problemy komunikacyjne wewnątrz Dobrej Zmiany. Minister Mariusz Błaszczak zaraz po wypadku twierdził, że „nie ulega żadnej wątpliwości, że kierowca seicento złamał prawo”. Znamy go przecież na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że on nigdy nie zmyśla i musiał mieć kupę dowodów, które by to potwierdziły. I teraz musimy sobie odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie. Czemu prokuratura czeka na opinię jakichś tam biegłych, skoro Mariusz Błaszczak ma wszystkie potrzebne informacje?

W zeszły poniedziałek rzecznik rządu oświadczył, że „podczas dzisiejszego spotkania z prezesem J. Kaczyńskim premier RP przedstawiła plan rekonstrukcji rządu (...)”. Jest to o tyle ciekawe, że jeszcze nie tak dawno temu, Beata Szydło twierdziła, że „nie widzi potrzeby rekonstrukcji rządu”. Wiele już napisano o Jarosławie Kaczyńskim, ale nikt jeszcze nie wspominał o tym, że jest on również doskonałym okulistą.

Dyrekcja Telewizyjnej Agencji Informacyjnej uznała, że Krzysztof Ziemiec powinien poprowadzić szkolenia z etyki dziennikarskiej. Nie wiem, kto im podsunął ten pomysł, ale najprawdopodobniej był to jeden z twórców „Ucha Prezesa”.

Samuel Pereira skasował swoje twitterowe konto i oświadczył, że zrobił to dlatego, że „miał dosyć zalewu hejtu, na który przyzwalają niektórzy politycy opozycji”. Muszę przyznać, że trudno by mi było wymyślić lepszą pointę.

Stanisław Piotrowicz (aka „Towarzysz Antykomunista”) dał upust swojej frustracji wywołanej konsultacjami (w sprawie u-PRL-owienia sądownictwa w Polsce) z prezydentem i oznajmił: „Rozmowy były bardzo sympatyczne, natomiast dzisiejsza wypowiedź jest dla mnie zupełnym zaskoczeniem. W szczególności jeżeli się zważy, że minister Mucha chciałby nas przynaglać do pracy. To jest gest z naszej strony, że rozmawiamy z panem prezydentem”. Wydaje mi się, że jeżeli sprawa potrwa jeszcze trochę, to obie strony zadedykują sobie fragment piosenki „Zbroja” Jacka Kaczmarskiego: „A tłum się cieszy z karła, co chce giganta grać!”

W poprzednim przeglądzie poruszyłem kwestię akcji #metoo. W tym miejscu chciałem dodać jakiś wstęp, ale wydaje mi się, że terapia szokowa będzie najskuteczniejsza, więc od razu rzucę cytatem. „Na łamach portalu Wysokieobcasy.pl (Agora) pisarz Janusz Rudnicki przeprosił dziennikarkę Annę Śmigulec za nazwanie jej „k*rwą” podczas przeprowadzania wywiadu. - To był żart. Taki rodzaj kodu między samymi swoimi, taka po prostu wolna amerykanka - tłumaczy Rudnicki.” Rzecz jasna, Rudnicki przeprosił ją dopiero po tym, jak Anna Śmigulec opowiedziała o wszystkim w rozmowie, którą opublikowano w „Wysokich Obcasach”. Aczkolwiek te opóźnione „przeprosiny” (cudzysłów użyty z rozmysłem) nie są w tym przypadku niczym dziwnym. Człowiek, który wychodzi z założenia, że kobiety można nazywać kurwami, raczej nie uznaje takiego zachowania za naganne i będzie za nie "przepraszał", dopiero w momencie, w którym okaże się, że "nie ma innego wyjścia", bo ktoś sprawę nagłośnił. Wydawać by się mogło, że w takiej dość nieskomplikowanej sytuacji nikt nie będzie na tyle głupi, żeby bronić tego człowieka. I jeżeli komuś się tak wydawało, to ma rację – wydawało mu się. Bo oto Kazimiera Szczuka napisała krótki tekst, który zaczął się od: „Dla mnie ta historia o strasznym pisarzu z WO jest głupia do łez. Oczywiście – teksty Janusza są patologiczne i milion razy mu to mówiłam. Ale robienie z siebie ofiary z powodu debilnego żartu w kawiarni to jakaś żałość rzeczywiście ośmieszająca ideę dzielenia się opowieściami o molestowaniu (…).” I to jest, kurwa, po prostu piękne. Koleś nazywa kobietę kurwą i nagle wchodzi Kazimiera Szczuka, cała na biało i zaczyna tłumaczyć, że, no w sumie, to chujowo, że tak zrobił, ale niechże się ta nazwana kurwą ogarnie, bo się przeca niepoważnie zachowuje. Obrońców Rudnickiego trochę było, ale ich „świadectwa” były utrzymane w podobnym tonie, czyli „taki tam trashtalk, więc na chuj drążyć”. W związku z powyższym – skopiuję fragment swojego tekstu z poprzedniego przeglądu: „Jak każda niezłośliwa osoba, doskonale zdaję sobie sprawę z 'instytucji' trashtalku, którą to instytucję rozumiem jako 'dwie lub więcej osób, które dobrowolnie biorą udział w akcji wzajemnego hejtowania się'. Słowem kluczem jest słowo 'dobrowolnie'. To trochę jak z treningiem bokserskim (pozwolę sobie na zapożyczenie od Johna Olivera). Jeżeli dwie osoby chcą brać udział w sparingu, wszystko jest w porządku. Jeżeli zaś zgodę na taki sparing wyraziła tylko jedna osoba, to nie mamy do czynienia z treningiem, tylko z przestępstwem”. 

Akcję #metoo postanowił skrytykować tygodnik „Do Rzeczy” i zaatakował nasze oczy okładką z łamiącym tytułem „Lewacy znów wpadli w amok. Molestowanie – nowa obsesja”. W chwili, w której piszę niniejsze słowa, nie znam jeszcze treści artykułu, ale wiem, kto jest jego autorem. Chodzi o znanego obrońcę praw kobiet, Łukasza Warzechę, który kilka lat temu zapytany przez Katarynę o to, czy „uważa, że ubiór kobiety sprawia, że jest współwinna gwałtowi, bo sprowokowała?” rezolutnie odparł: „Są kulturowe kody, które opisują funkcję, nastawienie, oczekiwania. Przyzwoita kobieta nie ubiera się jak dziwka”. Mógłbym to jakoś skomentować, ale nie warto.

11 listopada ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości. Po marszu po raz kolejny mogliśmy się przekonać, że polska prawica problemy z rasistowskimi hasłami i neonazistowską symboliką widzi dopiero wtedy, gdy okaże się, że ktoś takie hasła uwiecznił i puścił w świat. Tym niemniej, Polska potrafiła wybrnąć z sytuacji i momentalnie stwierdziła (ustami i klawiaturami swoich tuzów), że może i się takie hasła pojawiły, ale tych ludzi było niewielu, a większość zachowywała się przyzwoicie. Moim zdaniem, to całkiem dobra linia obrony. Przecież uczestnicy Marszu Niepodległości to nie są muzułmanie, żebyśmy ich wszystkich oceniali przez pryzmat tego, co wyczynia grupka pojebów, nieprawdaż? 

Jak zawsze przy tego rodzaju eventach, w internetach odbyła się zwyczajowa „wojna o krzyż celtycki”. Chodzi mi, rzecz jasna, o sytuację, w której ktoś usiłuje tłumaczyć, że z tym krzyżem celtyckim to nie jest wcale taka prosta sprawa i nie można go uznać za symbol neonazistowski. Tym razem „obrońcą krzyża” był nie kto inny, jak dr hab. Cenckiewicz, który wrzucił na swojego Twittera zdjęcie wolnostojącego Wysokiego Krzyża Celtyckiego i dodał komentarz: „Na Wyspach Brytyjskich faszyści z ONR i MN stawiali swoje znaki już w V wieku...”. Po pierwsze, jeżeli ktoś nie widzi różnicy między Wysokim Krzyżem a symbolem, który został zakazany w Niemczech jako symbol neonazistowski (no, ale co ci durnie zza Odry mogą wiedzieć o nazizmie i neonazizmie, co nie?), to powinien się udać do okulisty (Cenckiewicz będzie mógł liczyć na zniżkę u Kaczyńskiego). Po drugie, polska prawica (z Cenckiewiczami na czele) niebawem dojdzie do wniosku, że ta ziomberiada obwieszona „celtykami”, to nie są żadni neonaziści, tylko celtyccy uchodźcy, którzy uciekli do Polski przed „islamizacją Wysp”.

Po Marszu Niepodległości rzecznik Młodzieży Wszechpolskiej oznajmił, że jego organizacja odcina się od okrzyków, które niegdyś skandowano podczas przemówień Adolfa Hitlera (prawo Goodwina w tym przypadku nie działa). Po tym, jak się już „odciął”, uznał, że warto dodać coś od siebie i powiedział: „Nie jesteśmy rasistami, ale separatystami rasowymi”. Ta deklaracja wywołała ogromną gównoburzę i zapowiedziano, że rzecznik MW zostanie odwołany. Gdybym był złośliwy (a nie jestem), to napisałbym coś o tym, że organizacje „narodowców” mają wyjątkowego pecha do rzeczników. A to jeden mówi o separatyzmie rasowym, a to inny wrzuca sobie na zdjęcie w tle Leona Degrelle... Ponieważ jednak nie jestem złośliwy, napiszę jedynie tyle, że w sumie to nie do końca wiadomo czemu rzecznik MW wyleciał. Tzn. czy za poprawność polityczną (która nie pozwoliła mu „powiedzieć jak jest” z tym rasizmem), czy też za szczerość.

Ponieważ sprawa z rasistowskimi hasłami i neonazistowską symboliką zaczęła śmierdzieć na tyle, że wyszła za granicę, nasze władze (wspierane usłużnymi mediaworkerami) usiłowały ratować sytuację. W jaki sposób? Używając starego, sprawdzonego, „argumentum ad prowokacjum”. Pierwszy był wiceminister Patryk Jaki, który oznajmił: „Nie wykluczam, że osoby, które pojawiły się z tymi haniebnymi transparentami, to byli ludzie, którzy mieli za zadanie prowokować i popsuć to całe fantastyczne wydarzenie”. Następny w kolejności był Jarosław Kaczyński, który udał się z gospodarską wizytą to Telewizji Narodowej i na antenie stwierdził, że „na Marszu Niepodległości doszło do incydentów niedopuszczalnych, ale to był margines marginesu; bardzo prawdopodobna jest prowokacja”. Wisienką na torcie był Rafał Ziemkiewicz, który na antenie TVP info podzielił się swoimi przemyśleniami (taki tam głupi żart): „Jak to się stało, że po 10 latach, kiedy ten problem prawie przestał istnieć, nagle znowu pojawili się naziskinheadzi? Skąd oni się wzięli?”. No jak to, skąd się wzięli, panie redaktorze? Zachodni imperialiści ich zrzucali (jak stonkę). 

Źródła:







http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/samuel-pereira-zniknal-z-twittera-mam-dosc-zalewu-hejtu-na-ktory-przyzwalaja-niektorzy-politycy-opozycji




http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/pisarz-janusz-rudnicki-przeprasza-dziennikarke-wysokich-obcasow-za-nazwanie-jej-k-rwa






http://niezalezna.pl/208542-prowokacja-na-marszu-niepodleglosci-doszlo-do-incydentow-niedopuszczalnych



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz