poniedziałek, 16 października 2017

Młot na rezydentów

O proteście lekarzy rezydentów chciałem napisać już wcześniej, ale uznałem, że warto się wstrzymać i poczekać na reakcję władz. Domyślałem się, że ta reakcja może być dość „ostra”(bo nasze władze lubią warczeć), ale nie przypuszczałem, że odpowiedzią na protest będzie kampania dezinformacyjna o tak dużej skali. Najbardziej absurdalne jest to, że przyczyną, dla której władze zaczęły szczuć na lekarzy rządowe me(n)dia i e-bydło, jest uprawiana przez Prawo i Sprawiedliwość kretyńska propaganda sukcesu połączona z wewnętrznym przymusem „dojebywania” poprzednikom. Kampania dezinformacyjna była na tyle skuteczna, że złapała się na nią nawet część komentatorów antypisowskich, którym przypadła w udziale zaszczytna rola pożytecznych idiotów. Gwoli ścisłości, kampania dezinformacyjna nie polegała na tym, że e-bydło i rządowi me(n)diaworkerzy usiłowali utopić rezydentów w gównie. Te usiłowania były zwieńczeniem kampanii.

Celem kampanii dezinformacyjnej było przekonanie społeczeństwa do tego, że rezydenci protestują prawie wyłącznie dlatego, że (upraszczając) „chcą się nachapać”. Jak już suwerenowi zaczęto wbijać do głów, że rezydenci chcą jedynie podwyżek – do gry weszło e-bydło, które zaczęło wyszukiwać protestujących rezydentów na FB i Instagramie, po to, żeby potem spamować internet screenami, z których wynikało, że rezydenci „mają szmal”, a mimo tego „chcą więcej”. Wisienką na torcie był artykuł pt. „Kontrowersje wokół rezydentów. Narzekają na zarobki, jedzą kanapki z kawiorem”. Czy możemy mieć pewność co do tego, że ta nagonka była „zorganizowaną akcją”, a nie samowolką jakichś nadgorliwych pracowników agitpropu? Owszem, możemy. Po pierwsze, ze względu na partyjny przekaz dnia. Z tym przekazem dnia to jest tak, że, generalnie, wszyscy politycy konkretnej partii mają klepać jedno i to samo, żeby nie popsuć narracji. Problem partii (rzecz jasna, nie tylko PiS-u) polega na tym, że nie składa się ona z samych wyższych szarż (w których szkolenia wpompowano kupę kasy), ale również z ludzi, którzy nie są najostrzejszymi ołówkami w piórniku. Taki nieostry ołówek może sprawić problemy w momencie, w którym zacznie nieco zbyt dosłownie cytować otrzymane instrukcje. Przywitajcie się z posłem Stanisławem Piętą, który udzielił wywiadu portalowi Fronda.pl i w trakcie wywiadu powiedział kilka słów za dużo:

„Natomiast postulat, żeby lekarz rezydent zarabiał 9 tys. zł podczas, gdy dzisiaj minister zdrowia płaci mu 2 tys. 200 zł jest postulatem ,,księżycowym'' - jest tak absurdalnym żądaniem, że wzbudza tylko niepotrzebną niechęć Polaków do młodych lekarzy, a oni nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że są nie podmiotem w tym sporze, tylko przedmiotem”

Zwróciliście uwagę na, jakże subtelną, wzmiankę o tym, że ten postulat „wzbudza tylko niepotrzebną niechęć”? Ta wzmianka to efekt otrzymania przez kogoś, kto jest lotny jak drednot, zbyt skomplikowanego przekazu dnia, w którym zapewne stało, że należy tłuc suwerenowi do głowy te 9 tysięcy, żeby suweren się wkurwił na lekarzy.

Drugą przyczyną, dla której możemy być pewni, że nie ma mowy o żadnej „samowolce”, jest zachowanie „zwykłych internautów”, którzy poświęcili swój czas i energię na grzebanie ludziom po kontach w celu znalezienia „obciążających zdjęć”, potwierdzających tezę o tym, że „podwyżek domagają się majętni ludzie”. Ktoś może powiedzieć „no zaraz, ale czemu zakładasz, że tym gościom kazano szperać za tymi fotkami? Może był to ich własny pomysł, może chcieli sprawdzić, czy rezydenci na pewno zarabiają tyle ile zarabiają?”. Gdyby tak było, tzn. gdybyśmy mieli do czynienia z ludźmi, którzy „myślą samodzielnie” i „interesują ich fakty”, to nie wrzuciliby oni żadnych zdjęć rezydentów na TT. Dlaczego? Dlatego, że jeżeli ktoś na serio chciałby się bawić w „demaskowanie”, to zacząłby od sprawdzenia, czego tak naprawdę domagają się rezydenci. Po sprawdzeniu okazałoby się, że postulaty wyglądają następująco:

1. Zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do poziomu europejskiego nie
niższego niż 6,8% PKB w przeciągu trzech lat.
2. Likwidację kolejek.
3. Rozwiązanie problemu braku personelu medycznego.
4. Likwidację biurokracji w ochronie zdrowia.
5. Poprawę warunków pracy i płacy w ochronie zdrowia.


Pierwszym pytaniem, które zadałby sobie „niezależny internauta/demaskator” po zapoznaniu się z postulatami byłoby: „Czemu, kurwa, wszyscy skupiają się na ostatnim postulacie?” Taki „niezależny internauta” momentalnie zdałby sobie sprawę z tego, że rządowy agitprop robi społeczeństwo w chuja. Zdałby sobie również sprawę z tego, że skupianie się na tym, „ile pieniędzy mają rezydenci i gdzie jeżdżą na wakacje”, idealnie wpasowuje się w narrację, którą starają się społeczeństwu narzucić władze. No chyba, że „niezależni internauci” (których tweety notorycznie pojawiają się na takich „niezależnych portalach”, jak „niezależna.pl [wiem, że suchar, ale bardzo mi z tego powodu wszystko jedno]) od początku wiedzieli że biorą udział w kampanii dezinformacyjnej i doskonale wiedzieli czego mają szukać na profilach rezydentów. Zaś próba utopienia rezydentów w gównie była zwieńczeniem kampanii, bo najpierw trzeba było ludziom wmówić, że „chco hajsy”, a potem pokazać, że „majo hajsy, a mimo tego chcą więcej!”

Jeżeli ktoś się przyjrzy postulatom rezydentów (i ich kolejności), a potem porówna to ze skalą działań rządowego agitpropu, który postanowił rozjechać lekarzy i ich protest, to może odczuć chęć głębszej refleksji na temat tego, „czemu, kurwa, władze tak bardzo docisnęły lekarzy, skoro mają oni całkiem sensowne postulaty?”. Odpowiedzią na tak postawione pytanie będzie „właśnie dlatego, że postulaty są sensowne”. Konkretnie zaś chodzi o pierwszy z nich, czyli o podwyższenie wydatków na służbę zdrowia. Czemu akurat ten? Bo jest on kijem wsadzonym w szprychy rządowej propagandy sukcesu. No ale, jak mawia Wołoszański, „nie uprzedzajmy faktów”.

W trakcie kampanii 2015, Konstanty Radziwiłł mówił o tym, że „W ciągu dwóch, trzech lat należy podnieść nakłady na służbę zdrowia do 6 proc. PKB” (wypowiedź z dnia 29.09.2015r.).

W kwietniu 2015r. udzielił wywiadu portalowi wPolityce:

„Jesteśmy krajem nieźle się mającym, gdzie gospodarka się rozwija, a doszło do stagnacji, jeśli chodzi o wydatki na ochronę zdrowia. Jesteśmy na szarym końcu krajów UE zarówno jeśli chodzi o liczby bezwzględne wydane na ochronę zdrowia, jak i odsetku od tego, jakie wydatki publiczne mamy. 4% PKB brutto, które mówi o tym, ile wydaje się z środków publicznych w ogóle nie przystaje do standardów unijnych, gdzie mówi się o minimum 6 procentach PKB. To nie są małe pieniądze, ale faktem jest, że to kwestia priorytetów.”


Po wyborach 2015 PiS uzyskał samodzielną większość parlamentarną, a mimo tego, nie podjęto żadnych działań w celu podniesienia wydatków na służbę zdrowia do obiecywanych 6% PKB. Czemu nic z tym nie zrobiono? I znowuż musimy sięgnąć do wypowiedzi osoby, która nie należy do partyjnej wierchuszki. Przedstawiam wam Wiceprzewodniczącą Komisji Zdrowia, Joannę Kopcińską (posłankę Prawa i Sprawiedliwości): 

„Nie możemy spełnić natychmiast zbyt wygórowanych oczekiwań rezydentów. Nakłady 6,8 proc. PKB na służbę zdrowia w tak krótkim czasie, jak wskazują, oznaczałyby podniesienie składki zdrowotnej (...) My tego nie chcemy – dodała.”

Co prawda posłanka mówiła o 6,8%, ale jeżeli podniesienie nakładów na służbę zdrowia do 6,8% PKB miałoby oznaczać podniesienie składki zdrowotnej, to obiecywane przez Radziwiłła podniesienie tych nakładów do 6% PKB w przeciągu 2-3 lat wymagałoby dokładnie tego samego.

No dobrze, a czemu tak właściwie PiS nie zdecydował się na podniesienie składki? Owszem, wywołałoby to na samym początku opór (tak jak podniesienie jakiejkolwiek daniny), ale efekty zwiększonych nakładów (skrócenie kolejek, dostęp do lepszego sprzętu medycznego/etc.) bardzo szybko „uspokoiłyby” opinię publiczną. Na pytanie o to, „czemu nie podniesiono składki” odpowiedzi (pośrednio) udzielił syntezator mowy, pełniący obowiązki premiera RP (07-04-2017):

„To sobie trzeba jasno powiedzieć. Jan Vincent Rostowski, minister finansów Platformy, z właściwą sobie dokładnością prognozował: Na te obietnice, które składa prawo i Sprawiedliwość, pieniędzy nie ma i w ciągu 4 najbliższych lat nie będzie. A co się okazało? Rządzi Prawo i Sprawiedliwość i pieniądze są i będą. Swoją drogą po raz kolejny zadaję pytanie: Gdzie były te pieniądze? Niektórzy mówią, że wystarczy nie kraść.”

Kronikarski obowiązek każe wspomnieć o tym, że hasło „wystarczy nie kraść” znalazło się w wypowiedzi Pani Premier zupełnym przypadkiem i nie miało to nic wspólnego z faktem, że był to hasztag wypromowany przez „niezależnych internautów”.

Narracja PiS-u jest prosta jak budowa cepa: „my mamy pieniądze na wszystkie obietnice, te pieniądze zawsze były w budżecie, ale oni je kradli”. Narracja ta ma jedną, zasadniczą wadę. Jeżeli PiS zdecydowałby się na podniesienie składki zdrowotnej (w celu zrealizowania swojej własnej obietnicy wyborczej z 2015), bardzo szybko naraziłby się na komentarze w rodzaju „wcześniej mówiliście, że te pieniądze są, bo „wystarczy nie kraść”, a teraz się okazuje, że ich jednak nie ma, cholerni złodzieje”.

W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. Problem niedofinansowania służby zdrowia nie jest niczym nowym. Tzn. to nie jest tak, że wszystko było dobrze, aż tu przyszedł PiS i to jego wina. Nic z tych rzeczy. Te nakłady były niewystarczające od początku istnienia III RP. Jeżeli ktoś chce sobie zobaczyć jak to wyglądało, to niech kliknie w link OECD (w źródłach będzie) i sam sprawdzi, jak to było z tymi nakładami. Najwięcej (w stosunku do PKB) przeznaczyliśmy w 2009r. i było to 4,72% PKB, najmniej w 1998r., kiedy na służbę zdrowia przeznaczono 3,46% PKB. Prawda jest taka, że jeżeli nie zwiększymy nakładów na służbę zdrowia, to kolejki będą się powiększać, a ludzie będą „umierać w kolejkach”. Jeżeli mam być szczery, dziwi mnie to, że PO nie zdecydowało się na podwyższenie składki zdrowotnej w celu zwiększenia nakładów na służbę zdrowia. Ta partia podjęła sporo niepopularnych decyzji (podwyższenie wieku emerytalnego, na ten przykład), a na to się nie zdecydowała. Owszem, PiS by się pewnie momentalnie rzucił na nich „zwiększacie składkę, a te pieniądze są!”. Tyle, że gdyby suweren zobaczył efekty zwiększonych nakładów – miałby takie pokrzykiwania w dupie. Niedofinansowanie służby zdrowia (przekładające się na gigantyczne kolejki/etc.) sprawia, że ludzie wkurwiają się na to, że muszą płacić jakiekolwiek składki. No bo (pozwolę sobie użyć podkarpackiego dialektu) „na chuj mam płacić jakiekolwiek składki, skoro i tak będę musiał latami czekać na wizytę u specjalisty? To już lepiej będzie jak te pieniądze sobie, kurwa, odłożę i pójdę prywatnie!”.

No ale to tylko taka dygresja. Wróćmy do kampanii dezinformacyjnej. Tejże kampanii przysłużyli się wszyscy kretyni, którzy (zamiast poczytać o co chodzi w proteście) skupiali się na tym, co podrzuciły im nasze władze: „już tyle hajsów majo, a chcą więcej”. Urzekło mnie to, że niektórzy uczeni w piśmie i mowie twierdzili, że „protest głodowy nie jest odpowiedni, jak się walczy o podwyżki”. Równie urzekający byli symetryści-kretyni, którzy twierdzili, że chuja tam, a nie podwyżki dla rezydentów, bo są ludzie, którzy zarabiają mniej. Wszystkim tym komentatorom umknął ten drobny szczegół, że swoim Riserczem Ziemiewiczowskim wspierają działania władz, które usilnie starały się odwrócić uwagę społeczeństwa od zbyt niskich nakładów na służbę zdrowia i rozjechać rezydentów jako „zarozumiałych/bogatych gówniarzy, którzy chcą się nachapać”. Brawo Wy, o duchowi bracia Rafała Ziemkiewicza.

Na sam koniec chciałbym się z wami podzielić jedną taką myślą, która mi się po łbie kołacze w związku z tym, co spotkało rezydentów. Myśl ta odnosi się do wszelkiej maści „debunkujących” stron i kont na Twitterze, których administratorzy/użytkownicy starają się was przekonać do tego, że oni są niezależni i np. bashują opozycję „za kłamstwa”. Jeżeli na takim fanpejdżu/koncie pojawiły się wrzutki krytykujące rezydentów w myśl narracji „chco hajsów, a so bogaci”, to możecie być pewni, że administratorzy/użytkownicy tych kont są równie niezależni co Gazeta Polska/Niezależna/wPolityce. I nie, to nie jest jakaś teoria spiskowa. Jeżeli ktoś non stop pieprzy o tym, że „myśli samodzielnie”, a mimo tego wrzuca fejki (np. odnoszące się do tej rezydentki, która „wyjechała na wakacje” [chuj, że ratowała tam ludzkie życie, to były wakacje, bo Sebix tak mówi!]), to chyba wszyscy się zgodzą z tym, że „coś tu nie gra”.  Tzn. ok, być może ci ludzie nie są powiązani z władzami (tzn. z rządowym agitpropem), tylko są po prostu kretynami, którzy nie uznają za stosowne sprawdzenia informacji przed jej publikacją. Jednakowoż w tej drugiej sytuacji (chodzi o „bycie kretynem”) twierdzenie, że się „myśli samodzielnie”, jest najzwyklejszym w świecie nadużyciem semantycznym. 

Źródła



http://www.rp.pl/Sluzba-zdrowia/171019377-Stanislaw-Pieta-Partia-Razem-wykorzystuje-rezydentow.html

https://www.fronda.pl/a/stanislaw-pieta-dla-frondy-mlodzi-lekarze-narzedziem-politycznej-gry,100909.html

str 290 (36/112 w PDFie)



https://wpolityce.pl/polityka/241839-konstanty-radziwill-jesli-rzadzacy-nie-zmienia-polityki-ws-ochrony-zdrowia-grozi-nam-katastrofa-nasz-wywiad


Link do OECD. Strona po angielsku jest, ale bardzo user friendly.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz