poniedziałek, 20 czerwca 2016

Terroryści z ISIS i prawicowy bajer

Jakiś czas temu popełniłem notkę na temat histerii związanej z kryzysem migracyjnym. W notce tej napisałem między innymi to, że, moim zdaniem, prawicowy agitprop, który straszy Polaków „zalewem islamistycznego terroru”, tak naprawdę nie wierzy w to, co mówi/pisze. Innymi słowy, dla przedstawicieli mendiów prawicowych - w rodzaju Ziemkiewicza - „islamistyczny terror” to tylko nośne hasło, które pomoże sprzedać więcej numerów ichnich gadzinówek. Zaś politykom Dojnej Zmiany straszenie terrorem najpierw pomogło w ugraniu dobrego wyniku wyborczego, a potem w przeforsowaniu tzw. ustawy antyterrorystycznej (poza tym, zewnętrzne zagrożenie zawsze sprzyja rządzącym, którzy mogą się wtedy fotografować na tle sprzętu wojskowego i uspokajać społeczeństwo).

Zbiorowy orgazm polityków dobrej zmiany (i niepokornych pluszaków władzy), którzy z jękiem zachwytu przyjęli decyzję o zaangażowaniu polskich Sił Zbrojnych w walkę z ISIS (czym, rzecz jasna, trzeba się było od razu pochwalić tak, żeby ów fakt nikomu nie umknął), potwierdzają to, co wtedy napisałem.

Gdyby bowiem prawicowi publicyści faktycznie obawiali się zagrożenia zamachami, eksplodowaliby z oburzenia już w momencie, w którym Dojna Zmiana pierwszy raz mówiła o tym, że zamierza zaangażować nasze wojska (bez których Zachód sobie bez problemu poradzi) w walkę z tzw. Państwem Islamskim. Oburzyliby się dlatego, że tego rodzaju działanie może na nas ściągnąć uwagę Daeshowców (którzy, do tej pory, Polskę jako kraj mieli w głębokim poważaniu). Ktoś może powiedzieć: „może są na tyle głupi, że wierzą w to, że można zniszczyć ISIS i nie będziemy się musieli bać zamachów?” No ale przecież sami straszyli nas tym, że w Europie Zachodniej roi się od islamistycznych organizacji, które są gotowe do przeprowadzania zamachów terrorystycznych. Przecież tej masie organizacji, o której pisali niepokorni, zniszczenie ISIS w niczym nie przeszkodzi. Jeśli będą chcieli wziąć odwet na „niewiernych”, to go wezmą. Gdzie się więc podział alarmistyczny ton prawicowej narracji?

Co się zaś tyczy polityków partii Dojnej Zmiany. Jeśli założymy, że naprawdę obawiali się zamachów terrorystycznych, to będziemy musieli uznać, że angażując nasze Siły Zbrojne w walkę z ISIS, robią to celowo – żeby doprowadzić do zamachów w Polsce. Biorąc pod rozwagę fakt, że odpowiedzialność za taki zamach, spadłaby na polityków partii rządzącej (no bo jakoś tak się złożyło, że wcześniej do nich nie dochodziło), nie podejrzewam, żeby politycy z partii Jarosława Kaczyńskiego byli aż tak bardzo zidiociali. Czym innym jest bowiem przerzucanie się argumentami na temat tego, kto żarł ośmiorniczki za państwową kasę, a kto za tę kasę woził dupę śmigłowcem, a czym innym sytuacja, w której giną ludzie. W teorii, po takim zamachu politycy PiSu mogliby zakrzyknąć „Ha! Uprzedzaliśmy, ale nas nie słuchaliście!” W praktyce jednakże, gdyby coś takiego miało miejsce, ci sami politycy musieli by odpowiedzieć na jedno pytanie: „no skoro wiedzieliście o zagrożeniu, to po cholerę angażowaliście nas w walkę z ISIS i narażaliście nas na akcje odwetowe?”. Nie, odpowiedź „bo myśleliśmy, że zabijemy wszystkich islamistów w ciągu jednego dnia”, raczej się nie sprawdzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz