poniedziałek, 25 marca 2013

Czemu aborcja jest w Polsce nielegalna? (rozważania aborcyjne #1)

Tytuł niniejszej notki będzie tejże notki (a raczej serii notek bo się rozrosła jedna do rozmiarów, większych niźli gargantuiczne) myślą przewodnią. Czemu aborcja nie jest u nas legalna? Zanim w moją stroję polecą zdechłe koty i cegłówki – nadmienię – nie chodzi mi o to co się stało wcześniej.

Wcześniej stało się to, że nikt nie był przygotowany na tego rodzaju partyzantkę. Bez referendum, bez pytania kogokolwiek o zdanie – zmieniono prawo. Potem co prawda zebrano kupę podpisów pod wnioskiem o referendum – ale katoprawica (to taka specyficzna odmiana prawicy) miała to w dupie. Poparcie biskupów i sterowanych przez nich wyborców – było więcej warte niż czyjeś oburzenie. Co prawda potem się to zemściło (bo miłość biskupów się przeniosła na inne partie) ale w tamtym momencie katoprawica czuła się zwycięska. Czy uważali, że postępują słusznie? Tego nie wiem. Jeśli natomiast uważali, że w ten sposób „zlikwidują aborcje” - to znaczy, że nigdy nie powinni piastować funkcji ważnych – bo wykazali się skrajną nieodpowiedzialnością i nieumiejętnością prognozowania efektów swoich działań.

Jeden z moich niegdysiejszych rozmówców usiłował klarować, że skoro ludzie ich wybrali (katoptawicę) to chcieli zakazu. Po tym argumencie uznałem dyskusje za bezprzedmiotową. Czemu? Ano temu, że załóżmy, że to prawda. Ludzie chcieli zakazu aborcji. WIĘKSZOŚĆ LUDZI chciała tego zakazu! Ziściło się marzenie Terlikowskiego zanim jeszcze stało się marzeniem. Tylko, że w takim razie ja mam jedno pytanie. Czemu nie dopuszczono do referendum? Skoro większość popierała zakaz – to co za problem udowodnić to w ramach referendum? Skoro większość była tak zdeterminowana – to powinna się rwać do referendum! Tylko, że to bzdura. Ilość zwolenników i przeciwników aborcji (do 12 tygodnia ciąży) jest mniej więcej równa

Newsweek w 2010 roku podał wyniki badań CBOS:

Prawie połowa badanych (47 proc.) nie zgadza się z poglądem, że kobieta powinna mieć prawo do aborcji w pierwszych tygodniach ciąży, z czego 23 proc. w sposób zdecydowany. Natomiast ponad dwie piąte ankietowanych (44 proc.) popiera takie rozwiązanie.

Nawet jeśli te liczby zmieniły się w przeciągu ostatnich 2 lat – to na pewno nieznacznie. Domyślam się, ze rozkład poparcia wyglądał nieco inaczej w roku 1993. Poprzez „nieco inaczej” rozumiem większe poparcie dla aborcji. Swoją drogą – buńczuczne deklaracje Terlikowskiego i ludzi jego pokroju na temat tego, że reprezentują większość, bo większość chce zakazu aborcji – można bardzo łatwo zweryfikować. Niech organizacje pro life – zbierają podpisy pod referendum w tej sprawie. Skoro jest ich więcej niż pro choice – to w czym problem?

A w tym problem, że za tymi buńczucznymi deklaracjami – kryje się świadomość tego, że wcale nie stanowią większości. Poza tym w swojej opinii – więcej mają do stracenia niż wygrania. Bo gdyby się okazało (a pewnie by się okazało), że ludzie będący pro choice – zorganizują pospolite ruszenie (mogło by tak być, bo wreszcie dostrzegli by szanse na realną zmianę) i ich przegłosują – to zamiast zakazu byłaby liberalizacja. I dlatego pro life – skupiają się na standardowym robieniu ludziom wody z mózgu i np. zbieraniu podpisów pod obywatelskimi wnioskami dotyczącymi zakazu aborcji. Bo w takiej sytuacji nie mogą przegrać.

Taka mała edycja – powyższą notkę zacząłem pisać jeszcze zanim dowiedziałem się, że katoprawica znowu spróbuje dokonać zmian w prawie aborcyjnym. Aczkolwiek tego rodzaju działalność nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Tak jak poprzednim razem (Solidarna Polska w 2012) – na warsztat idą ciężkie i nieodwracalne uszkodzenia płodów. A wszystko to firmowane zdjęciami uśmiechniętych dzieci z zespołem Downa. Bo jak wiadomo innych rodzajów upośledzeń nie ma. 

Źródło:

13 komentarzy:

  1. To nie jest kraj dla myślących ludzi...
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uważam, że walka z aborcją jaką uprawia większość prawicy jest jak walka z grypą polegająca na nałykaniu się paracetamolu i wybiegnięciu na mróz z mokrą głową. Trzeba walczyć z przyczyną, czyli kiepską polityką prorodzinną, znikomym wsparciem dla samotnych matek, koszmarną biurokracją przy oddawaniu dziecka do adopcji itd. Może wtedy zapotrzebowanie na aborcję (w przypadku zdrowego płodu) zaniknie.
    A co do zdjęć uśmiechniętych dzieci z zespołem Downa-pełna zgoda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały problem polega na tym, że te środowiska sprzeciwiają się zarówno prawu wyboru jak i antykoncepcji, edukacji seksualnej i tak dalej.

      Oni (ci ludzie) wychodzą z założenia takiego, że aborcja jest celem w samym sobie. Tzn w ich opinii nie służy ona niczemu - jedynie aborcji.

      Znamienne było to co napisał Terlikowski o podawaniu pigułek "po" ofiarom gwałtu. Jego wywód sprowadził się do tego, że "w tym wszystkim chodzi o zabijanie dzieci". Ani słowa o tym, że tego rodzaju działanie sprawia, że kobieta nie będzie musiała potem decydować się na przerwanie ciąży.

      Usuń
    2. Moim zdaniem, i tu przytoczę sparafrazowane słowa swojej "ulubionej" posłanki, "Aborcja należy się kobiecie, jak psu zupa". Poza tym jest jeszcze coś takiego, jak prawo do NIEURODZENIA SIĘ. Prawo do tego, aby nie być powołanym do bytu przez kogoś, kto potem zostawi mnie w domu dziecka, a ja będę czekać nie wiadomo, na co.
      Aborcja była, jest i będzie. Czy tego chcemy, czy nie. Odpowiednie regulacje i prawidłowa polityka pro-rodzinna w tym temacie może w znikomym stopniu poprawić wyniki.

      Usuń
    3. "Odpowiednie regulacje i prawidłowa polityka pro-rodzinna w tym temacie może w znikomym stopniu poprawić wyniki."

      Ale owe "wyniki" (przez które jak mniemam masz na myśli ilość aborcji?) na pewno pogarsza (więcej aborcji) polityka robienia z ludzi idiotów "antykoncepcyjnych". Wmawianie im, że NPR są bardziej skuteczne od pigułki, że dzień niepłodny to dzień, w którym zapłodnienie jest niemożliwe i tak dalej i tak dalej. Efektem tego jest mnóstwo niechcianych ciąż.

      Tu nie chodzi o politykę prorodzinną. Tylko o to, żeby ludzie mogli decydować o tym czy i kiedy będą chcieli mieć dzieci. Aby mogli decydować świadomie rzecz jasna. A nie na zasadzie "no my to dzieci nie chcieliśmy ale mamy 7kę bo kalendarzyk chyba nie działa..."

      Usuń
    4. @Katia
      "Prawo do nie urodzenia się" jest oksymoronem, nie możemy mieć pojęcia, czego mógłby chcieć byt, którego w zasadzie nie ma, więc jest to taka sama demagogia jak to, że aborcja kilkunastodniowego płodu jest tożsama z zamordowaniem słodkiego niemowlaczka.

      "Aborcja była, jest i będzie", owszem, ale... nie wiem, jakoś mam wrażenie, że w niektórych regionach świata, takich jak Polsza powinno być to mimo wszystko limitowane. Problem w tym, że w czasach PRL aborcję stosowano jako środek antykoncepcyjny i to bez względu na stopień zaawansowania ciąży, nie ukrywam że sytuacja była deczko chora, w szczególności w biedniejszych i mniej uświadomionych regionach. Doskonale zdaję sobie też sprawę czemu - prezerwatywa to było brzydkie słowo na "P", którego żaden porządny obywatel do ust by nie wziął, poza tym pękają i spadywują. A aborcja - no cóż, shit hapens, poza tym w odróżnieniu od tych wszystkich brzydkich słów na P, K, G i innych ciąża nie ma nic wspólnego z seksem, prawda?

      Oczywiście "limitowane" nie oznacza "zakazane", jak na mój gust aborcję powyżej konkretnego wieku ciąży powinno się przeprowadzać wyłącznie ze wskazań medycznych (uszkodzenie płodu, zagrożenie zdrowia matki), ale do tego progu powinna być dostępna bez problemów i działaczy prolajfowych ślących SMSy z pogróżkami.

      Konieczna jest też edukacja, zarówno w kwestii seksu, antykoncepcji itp, jak i w kwestii samej aborcji, bo nie jest to zabieg neutralny dla kobiety i powinien być stosowany jako ostateczność. Tak z resztą jest w cywilizowanych krajach, pomimo dostępności jakoś statystyki nie przeraziłyby nawet działaczy pro-lajf (pewnie dlatego notorycznie je podkoloryzowują), tymczasem gdyby tak po prostu usunąć obecny "kompromis aborcyjny" to myślę, że byłoby "jak za Gierka".
      Z resztą, cholera, ja nawet nie muszę myśleć, ani zgadywać. Wystarczy spojrzeć na statystyki nielegalnych zabiegów, nawet jeśli liczba aborcji by nie wzrosła, to i tak sytuacja byłaby chora. Jedyny zysk dla społeczeństwa, to to, że skasowalibyśmy hipokryzję i ginekolodzy by mniej zarabiali, ale chyba nie o to w całej zabawie chodzi (choć IMAO jest to też jakiś zysk).

      Usuń
    5. A tak z ciekawości, co masz na myśli mówiąc "konkretny wiek ciąży"? A, no i kilka-kilkanaście milionów rocznie to i tak sporo, moim zdaniem.
      I racja, oprócz polityki pro-rodzinnej (czy raczej pro-matczynej) potrzebna jest edukacja seksualna. Na szczęście już jest w większości szkół, więc chyba jesteśmy na dobrej drodze.

      Usuń
    6. Zapewne chodziło o 12 tydzień ciąży (bo dopiero wtedy układ nerwowy zaczyna funkcjonować) Ale głowy se uciąć nie dam.

      Usuń
    7. @Gospodarz, Anonimowy

      Mniej więcej właśnie wtedy.

      Ewentualnie trochę wcześniej, o ile pamiętam aborcja farmakologiczna dozwolona jest do 8 tyg czy jakoś tak, a jeśli już jakakolwiek metoda mogłaby być dostępna na żądanie to chyba właśnie ta.

      @Anonimowy
      Kilka milionów rocznie? Nie wiem w jakim temacie jest ta liczba, jeśli mówimy o ilości aborcji to w GB (przykład kraju z liberalną, może nawet zbyt liberalną polityką aborcyjną) jest to sto-coś tysięcy rocznie, a nie jestem angielskim ministrem zdrowia, by mieć dostęp do tak szczegółowych danych, by ocenić, jaką część tego stanowią zabiegi dla przyjezdnych z bardziej porypanych krajów.

      Usuń
    8. No wygooglaj sobie "number of abortions per year". Możliwe, że w wielkiej brytanii jest tyle ile mówisz, pomyśl teraz ile jest o wiele bardziej licznych państw z łatwiejszym dostępem do aborcji jak USA. Uzbiera się te kilka-kilkanaście milionów (zależnie od źródła).

      Usuń
  3. @Anonimowy
    Oczywiście, zgadzam się całkowicie z tym, że jak weźmiemy państwo zajmujące pół kontynentu, to aborcji będzie więcej. So f*ing what? I nie stawiałobym na to, że w USA jest łatwiej, w GB można było w swoim czasie usunąć 8-miesięczny płód (zdolne toto jest do życia poza organizmem matki, więc nie jestem naprawdę w stanie pojąć, czemu w ogóle się to robi, ale trudno, z tego co wiem to na szczęście rzadkie przypadki) just because, więc nie potrafię sobie wyobrazić bardziej liberalnych przepisów. Plus GB jest w UE, więc mamy zjawisko turystyki aborcyjnej.

    Co do USA, nie wiem, nie mieszkam tam i nie planuję się przenieść, ale według statystyk CDC, a nie jakiś prolajferskich dobrze wypozycjonowanych stronek, od lat 70 ubiegłego wieku, czyli czasów kiedy zaczęto w ogóle robić takie statystyki, było circa about 50mln przypadków, co daje średnio 1.5 miliona rocznie, co w żaden sposób nie daje owych "kilku-kilkunastu" milionów o których mówisz. Proszę więc, darujmy sobie rozważania numeryczne, skoro bierzesz liczby z sufitu.

    OdpowiedzUsuń
  4. http://godne-zycie.blog.pl/ Blog o aborcji pisany przez kogoś, kto sam przeszedł przez ten zabieg, obalenie mitów, m.in. tego o dzieciach rozrywanych na kawałki i syndromie "po", który wywoływany jest wyłącznie przez społeczeństwo. Polecam lekturę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Urodziłam bardzo chore dziecko 9 lat temu ,miałam wtedy 23 lata ,o urodzeniu dziecka zadecydował lekarz ,który nie raczył mnie nawet poinformować że dziecko urodzi się chore, w wieku 23 lat straciłam całkowicie swoje życie, zaczęła się ciągła walka o przetrwanie mojego dziecka i mojej rodziny. Musiałam sprzedać wszystko co miałam aby pokryć koszty leczenia, zadłużyłam się a nasze państwo zamiast pomóc to tylko utrudnia i rzuca kłody pod nogi .Ponadto świadczenia pielęgnacyjne są wystarczające tylko na wegetację. Dziś mija 9lat jak walczę z chorobą syna,z biurokracją, NFZ ,Urzędnikami ,lekarzami i choć bardzo mocno kocham mojego syna to wiem że było by lepiej gdyby się nie urodził ,bo to co musi znosić w naszym kraju to jest bardziej okrutne niż aborcja, i gdybym w przyszłości mogła wybierać czy usunąć płód czy nie to z całą pewnością usunęła bym.

    OdpowiedzUsuń